Zaloguj się, aby obserwować tę zawartość
Obserwujący
0
Terapeutę poznasz po gabinecie
dodany przez
KopalniaWiedzy.pl, w Psychologia
-
Podobna zawartość
-
przez KopalniaWiedzy.pl
Spór o to, czy i w jaki sposób pełne przemocy gry wpływają na dzieci i młodzież, wciąż nie został rozstrzygnięty. Obecnie ważkie argumenty podał Craig Anderson profesor psychologii z Iowa State University.
Uczony przeanalizował wyniki 130 badań, którymi objęto w sumie ponad 130 000 osób z całego świata. Stwierdził, że niezależnie od płci, wieku i kultury, wystawienie na gry, w których pojawia się przemoc, jest czynnikiem ryzyka. Po kontakcie z tego typu rozrywką dzieci wykazują wyższą agresję w kontekście krótko- i długoterminowym, ich myśli są bardziej agresywne, a jednocześnie zmniejsza się empatia i zachowania prospołeczne.
W prowadzeniu analiz profesorowi Andersonowi pomagali inni uczeni, w tym najbardziej znani japońscy specjaliści od problematyki gier wideo - Akiko Shibuya i Nobuko Ihori.
Efekty nie są duże. To nie jest problem w rodzaju, czy dziecko wstąpi do gangu czy też nie. Ale nie są też trywialne. [Wystawienie na gry pełne przemocy - red.] to czynnik ryzyka, który może przyczynić się do wytworzenia zachowań agresywnych i innych negatywnych zjawisk w przyszłości. Jest to jednocześnie czynnik, z którym rodzice łatwo mogą sobie poradzić. Na pewno łatwiej, niż z innymi czynnikami skłaniającymi do agresji i przemocy - mówi profesor Anderson.
Negatywny wpływ był niezależny od kultury, wieku i płci. Co prawda można byłoby się spodziewać, że wystawienie młodszego dziecka na tego typu gry da w przyszłości bardziej negatywne efekty niż u starszego, jednak na poparcie takiej tezy znaleziono bardzo słabe dowody.
Podobnie jak kontroluje się to, co dzieci jedzą, tak rodzice mogą kontrolować gry, którymi pozwalają im bawić się w domu. I powinni być w stanie wyjaśnić swoim dzieciom, dlaczego niektóre z nich, ze względu na wyznawane przez nich wartości, są w domu zabronione. Należy to wytłumaczyć, gdyż takie rozwiązanie jest lepsze niż rozpoczynanie konfliktu - stwierdza Anderson.
Uczony nie wykluczył, że przeprowadzone właśnie badania będą jego ostatnim tak dużym projektem analitycznym, gdyż uzyskał ostatecznie przekonujące dowody.
Właśnie ze względu na swój olbrzymi wkład w badania nad grami komputerowymi Anderson został wybrany przez Amerykańskie Stowarzyszenie Psychologiczne jednym z trzech tegorocznych najważniejszych wykładowców tej organizacji.
-
przez KopalniaWiedzy.pl
Rząd Malediwów planuje podwodne posiedzenie, podczas którego zostanie podpisany dokument dotyczący zmniejszenia emisji dwutlenku węgla. Prezydent Mohamed Nasheed i jego gabinet zanurkują 17 października.
Doradca prezydenta powiedział BBC, że forma działania jest może dosyć rozrywkowa, ale przesłanie jak najbardziej poważne. Rosnący poziom mórz stanowi zagrożenie dla ok. 1200 nizinnych koralowych wysp, które gdy obecny trend się utrzyma, znikną pod wodą. Mniej więcej 80% archipelagu Malediwów znajduje się mniej niż metr nad poziomem morza, dlatego obawy mieszkańców nie są bynajmniej nieuzasadnione. Uważają oni, że gdy ich kraj w pełni odczuje skutki topnienia czap lodowych na biegunach, dla innych nacji także już będzie za późno.
Podczas posiedzenia ministrowie będą się porozumiewać za pomocą gestów oraz wodoodpornych pisaków i tablic. Repertuar sygnałów dostępnych dla nurków jest ograniczony, dlatego liczba poruszanych zagadnień również będzie zawężona. Urzędnicy zaapelują jednak do wszystkich narodów – tych biednych i tych bogatych – by traktowały zmianę klimatu poważnie.
Trening odbyli już wszyscy ministrowie poza jednym, który ze względu na chorobę wykluczającą nurkowanie nie mógł towarzyszyć im podczas prób w bazie wojskowej.
W dniu zero prezydent Nasheed, będący licencjonowanym nurkiem, weźmie udział w podwodnej konferencji prasowej. Malediwscy urzędnicy podpiszą dokument, który trafi na wokandę podczas grudniowej konferencji ONZ-etu w Kopenhadze. Nowe porozumienie ma zastąpić Protokół z Kioto, wygasający już za 3 lata, bo w 2012 r.
-
przez KopalniaWiedzy.pl
Badania wykazały, że ludzie rozmawiający wieczorem lub w nocy przez telefon komórkowy udają się w miejsca, gdzie w normalnych okolicznościach nigdy by nie skierowali swoich kroków. Szczególnymi ryzykantkami są w tym względzie kobiety. Wygląda to tak, jakby telefon zwiększał ich poczucie bezpieczeństwa i nietykalności, choć realnie nie ma po temu powodów.
Sondaż przeprowadzono wśród studentów Uniwersytetu Stanowego Ohio. Jack Nasar, profesor planowania przestrzennego, uważa, że obserwowane zjawisko to w dużej mierze skutek niezwracania należytej uwagi na otoczenie. Nasar współpracował z dwoma innymi naukowcami: Peterem Hechtem z Temple University w Filadelfii oraz Richardem Wenerem z Brooklyn Polytechnic University w Nowym Jorku. Badania przeprowadzono dwukrotnie. Losowo wybrani studenci wzięli udział w wywiadach internetowych lub telefonicznych. W 2001 roku zbadano 317 osób, a rok później 305.
Kobiety wspominały o większym wzroście poczucia bezpieczeństwa podczas rozmowy przez komórkę niż mężczyźni. Aż 42% pań poszłoby po zmroku gdzieś, gdzie normalnie by się nie udało. Podobnie postąpiłoby tylko 28% panów. Nasar sądzi, że paradoksalnie w grę może wchodzić silniejsze pierwotne poczucie zagrożenia u przedstawicielek płci pięknej.
Drugim istotnym zjawiskiem jest rozproszenie uwagi podczas prowadzenia rozmowy. I nie chodzi tu wyłącznie o zagrożenie napadem. W odrębnym badaniu zespół Nasara zaobserwował, że aż 48% ludzi plotkujących przez telefon przechodziło przez zatłoczoną ulicę tuż przed maskami nadjeżdżających samochodów. Identycznie zachowało się tylko 25% ludzi bez komórki. Oznacza to, że rozmowa przez telefon stwarza niebezpieczeństwo na drodze nie tylko w przypadku kierowców, ale także pieszych.
Nasar podkreśla, że choć wyniki uzyskano 6-7 lat temu, teraz stały się one jeszcze bardziej aktualne. Powód? Zwiększyła się liczba posiadaczy telefonów komórkowych. Podobne rezultaty dawały badania prowadzone na innych uczelniach. Po rozejrzeniu na ulicy widać, że w identyczny sposób zachowują się też inni ludzie, i to bez względu na wiek...
-
przez KopalniaWiedzy.pl
Obserwując życiorysy różnych ludzi, Michael Steger, psycholog z Uniwersytetu w Louisville, postanowił zbadać, co czyni ludzi szczęśliwszymi: poszukiwanie przyjemności czy dobre uczynki. Jego zespół poprosił 65 studentów, aby każdego dnia przez 3 tygodnie wypełniali internetową ankietę, w której należało określać, ile czasu przeznaczyli na zachowania hedonistyczne, a ile na tzw. zachowania znaczące, czyli m.in. na pomaganie innym, wysłuchiwanie przyjacielskich zwierzeń czy ułatwianie osiągania cudzych celów. W sondażu pytano, ile sensu miało ich życie danego dnia i czy czuli się szczęśliwi, czy smutni. Ponadto na początku i końcu eksperymentu wypełniali kwestionariusze, które pozwoliły na sprawdzenie, jak postrzegają własne życie. Okazało się, że im bardziej badani angażowali się w zachowania znaczące, tym szczęśliwsi się czuli. Natomiast, co może zaskakiwać, skupianie się na własnych przyjemnościach nie zwiększało poczucia szczęścia. Steger, chcąc wyeliminować ewentualne poczucie winy, które mogło pojawić się u osób poszukujących własnej przyjemności, nieco zmienił pytania testowe i przebadał za ich pomocą dodatkową grupę osób. Otrzymał identyczne wyniki. Kolejną istotną kwestią było sprawdzenie, czy czasem nie jest tak, iż to ludzie szczęśliwsi są większymi altruistami. Innymi słowy, chodziło o to, by zdecydować, co występuje pierwsze: poczucie szczęścia czy chęć pomagania innym. Okazało się, że badani byli szczęśliwsi PO spełnieniu dobrego uczynku.Dokładne omówienie badań ukaże się w Journal of Research in Personality. Steger, komentując uzyskane wyniki, stwierdził: jako cynik jestem przyjemnie zaskoczony, gdyż świadczą one dobrze o kondycji ludzkiej natury.
-
przez KopalniaWiedzy.pl
Na niemal miesiąc (od 2 do 28 stycznia) opustoszały wybieg orangutanów w zoo w Adelajdzie zajmą... ludzie. Ma to zwiększyć społeczną świadomość konieczności otoczenia naczelnych ochroną.
Uczestnicy eksperymentu są zamknięci, muszą znosić lejący się z nieba żar, a do jedzenia dostają banany. Znajdują się pod opieką psycholog, która ma nadzieję, że w ten sposób uda jej się dojść do tego, jak poprawić życie małp w niewoli.
Odwiedzający zoo mogą głosować za pomocą SMS-ów na swoją ulubioną niby-małpę. Całe przedsięwzięcie nieco przypomina reality show. Pod koniec miesiąca głosy zostaną zliczone, a, jak się to określa, superczłowiek będzie reprezentował ogród zoologiczny.
Ludzie mają poprzyczepiane mikrofony, by interesujący się ich losami internauci mogli na bieżąco śledzić wszystkie wydarzenia.
Doktor Carla Litchfield, pomysłodawczyni eksperymentu, ustaliła kilka podstawowych reguł, m.in: zakaz nagości i bezczelnych zachowań. Weterynarze nie wykluczają użycia strzałek ze środkami uspokajającymi, gdyby zaszła taka potrzeba.
-
-
Ostatnio przeglądający 0 użytkowników
Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.