Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Nagie biusty walczą o bezpieczeństwo

Rekomendowane odpowiedzi

Duńczycy znaleźli oryginalny sposób na drogowych piratów. W stolicy kraju – Kopenhadze – o konieczności przestrzegania obowiązujących ograniczeń prędkości przypominają... ładne, niemal nagie kobiety.

Akcję zorganizowała duński urząd zajmujący się bezpieczeństwem na drogach. Z jego danych wynika, że pomimo zwiększenia kar za zbyt szybką jazdę, wciąż 70% Duńczyków regularnie łamie przepisy ograniczające prędkość.

Zorganizowano więc oryginalną akcję o nazwie Head Bandit (Piraci drogowi), w ramach której na tych odcinkach kopenhaskich ulic, na których najczęściej dochodzi do przekraczania dopuszczalnej prędkości, stoją niemal nagie dziewczyny i trzymają w rękach znaki przypominające kierowcą o obowiązujących przepisach.

Akcja, co zrozumiałe, bardzo spodobała się przede wszystkim panom. Do tego stopnia, że czasem powstają korki, gdyż kierowcy bardzo zwalniają by dokładnie przyjrzeć się atrakcyjnym kobietom. Niektórzy zatrzymują się na ulicy i zaczynają rozmowę z uczestniczkami akcji.

Filmową relację z akcji można obejrzeć na stronie www.speedbandits.dk.

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kobieta w takiej roli wygląda żenująco, poza tym nie wszystkie kobiety mogą pochwalić się takib biustem a prowadzą samochody również,

do tego patrzą dzieci i nie tyle sam widok piersi jest dla nich trudny co kontekst w którym się to dzieje.

Sam parę razy o mało nie wydzwoniłem przez podobne widoki na drodze,

i zawsze potem jechałem jeszcze szybciej gnany bliżej nieokreślonym czymś. ;D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Daje do myślenia. Szkoda, że nie we wszystkich krajach dało by się coś takiego zorganizować :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Naukowcy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles, ich koledzy z innych amerykańskich uczelni oraz Australii odkryli związek pomiędzy porannymi nudnościami u ciężarnych kobiet, a naturalnym złożonym stanem zapalnym, który jest reakcją na zmiany w organizmie kobiety. Porannych nudności, na które składają się mdłości, wymioty i niechęć do pewnych pokarmów i zapachów, doświadcza nawet 80% kobiet w ciąży. Ich występowanie nie jest zwykle powodem do niepokoju. To znak, że wszystko jest w porządku, a organizm ciężarnej kobiety musi utrzymywać delikatną równowagę.
      Podczas ciąży układ odpornościowy kobiet ma trudne zadanie. Z jednej strony musi chronić ją i dziecko przed infekcją, ale jednocześnie nie może atakować płodu, który dla organizmu jest w połowie obcy, gdyż połowa jego materiału genetycznego pochodzi od ojca. Zwykle układ immunologiczny atakuje wszystko, co obce, więc w czasie ciąży musi precyzyjnie dostroić się tak, by zapewnić dziecku bezpieczeństwo, wciąż chroniąc matkę przed infekcją, wyjaśnia profesor antropologii z UCLA Molly Fox.
      Uczeni z San Diego uważają, że ta delikatna równowaga osiągana jest dzięki unikatowemu zestawowi reakcji zapalnych. Działają one tak, by organizm matki nie odrzucił płodu, a takie objawy na mdłości mają spowodować, by matka unikała pokarmów potencjalnie szkodliwych dla dziecka. Mdłości, wymioty i niechęć do różnych pokarmów i zapachów to nie wskazówka, że dzieje się coś złego z matką lub dzieckiem. Wręcz przeciwnie. To prawdopodobnie wskazówka, że wszystko jest w porządku i dowód na zdrową pożądaną reakcję układu odpornościowego, mówi profesor antropologii Daniel Fessler.
      Naukowcy pobierali od 58 uczestniczek krew i badali obecne w niej cytokiny. Kobiety wypełniały też kwestionariusze dotyczące nudności oraz niechęci do pożywienia i zapachów na wczesnych etapach ciąży. Dzięki kwestionariuszom dowiedzieli się, że 64% kobiet czuło awersję do zapachów i pożywienia, głównie dotyczyło to mięsa i tytoniu, 67 procent doświadczyło mdłości, a 66% wymiotów.
      Gdy zaś naukowcy porównali wyniki ankiety z wynikami badań cytokin okazało się, że u kobiet, które odczuwały awersję do tytoniu występowało więcej cytokin prozapalnych, a obecność większej liczby cytokin przeciwzapalnych wiązało się z awersją do pożywienia, mdłościami i wymiotami. Taka korelacja jest zgodna z wysuniętą przez naukowców hipotezą, że objawy takie to część adaptacji ewolucyjnej.
      Ze szczegółami badań można zapoznać się w artykule Of scents and cytokines: How olfactory and food aversions relate to nausea and immunomodulation in early pregnancy.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Naukowcy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles, ich koledzy z innych amerykańskich uczelni oraz Australii odkryli związek pomiędzy porannymi nudnościami u ciężarnych kobiet, a naturalnym złożonym stanem zapalnym, który jest reakcją na zmiany w organizmie kobiety. Porannych nudności, na które składają się mdłości, wymioty i niechęć do pewnych pokarmów i zapachów, doświadcza nawet 80% kobiet w ciąży. Ich występowanie nie jest zwykle powodem do niepokoju. To znak, że wszystko jest w porządku, a organizm ciężarnej kobiety musi utrzymywać delikatną równowagę.
      Podczas ciąży układ odpornościowy kobiet ma trudne zadanie. Z jednej strony musi chronić ją i dziecko przed infekcją, ale jednocześnie nie może atakować płodu, który dla organizmu jest w połowie obcy, gdyż połowa jego materiału genetycznego pochodzi od ojca. Zwykle układ immunologiczny atakuje wszystko, co obce, więc w czasie ciąży musi precyzyjnie dostroić się tak, by zapewnić dziecku bezpieczeństwo, wciąż chroniąc matkę przed infekcją, wyjaśnia profesor antropologii z UCLA Molly Fox.
      Uczeni z San Diego uważają, że ta delikatna równowaga osiągana jest dzięki unikatowemu zestawowi reakcji zapalnych. Działają one tak, by organizm matki nie odrzucił płodu, a takie objawy na mdłości mają spowodować, by matka unikała pokarmów potencjalnie szkodliwych dla dziecka. Mdłości, wymioty i niechęć do różnych pokarmów i zapachów to nie wskazówka, że dzieje się coś złego z matką lub dzieckiem. Wręcz przeciwnie. To prawdopodobnie wskazówka, że wszystko jest w porządku i dowód na zdrową pożądaną reakcję układu odpornościowego, mówi profesor antropologii Daniel Fessler.
      Naukowcy pobierali od 58 uczestniczek krew i badali obecne w niej cytokiny. Kobiety wypełniały też kwestionariusze dotyczące nudności oraz niechęci do pożywienia i zapachów na wczesnych etapach ciąży. Dzięki kwestionariuszom dowiedzieli się, że 64% kobiet czuło awersję do zapachów i pożywienia, głównie dotyczyło to mięsa i tytoniu, 67 procent doświadczyło mdłości, a 66% wymiotów.
      Gdy zaś naukowcy porównali wyniki ankiety z wynikami badań cytokin okazało się, że u kobiet, które odczuwały awersję do tytoniu występowało więcej cytokin prozapalnych, a obecność większej liczby cytokin przeciwzapalnych wiązało się z awersją do pożywienia, mdłościami i wymiotami. Taka korelacja jest zgodna z wysuniętą przez naukowców hipotezą, że objawy takie to część adaptacji ewolucyjnej.
      Ze szczegółami badań można zapoznać się w artykule Of scents and cytokines: How olfactory and food aversions relate to nausea and immunomodulation in early pregnancy.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Ludzie epoki brązu żyjący na terenie dzisiejszej Danii mogli pływać do Norwegii przez otwarte morze, uważa międzynarodowy zespół badawczy pracujący pod kierunkiem Boela Bengtssona z Uniwersytetu w Göteborgu. Naukowcy opracowali model komputerowy, który pozwolił im lepiej zrozumieć, jak łodzie, którymi dysponowali ówcześni mieszkańcy Skandynawii, radziły sobie na wodzie i czy możliwe było, by odważyli się oni wypłynąć na pełne morze.
      Kultury epoki brązu rozwijające się na terenach dzisiejszej Danii i Norwegii są bardzo podobne. Widzimy tutaj podobne artefakty, podobną architekturę, podobne pochówki. Bez wątpienia dochodziło do intensywnej wymiany kulturowej. Była ona możliwa dzięki łodziom podróżującym wzdłuż wybrzeży. Miały one do pokonania 700-kilometrową trasę wiodącą wśród duńskich wysp, wzdłuż wybrzeży Szwecji ku wybrzeżom Norwegii.
      Morze przez tysiąclecia onieśmielało żeglarzy, którzy starali się trzymać blisko brzegu. Jeśli by jednak odważyć się wypłynąć na otwarte wody, to Danię od Norwegii dzieli nieco ponad 100 kilometrów. Powstaje więc pytanie, czy ludzie epoki brązu ulegli pokusie skrócenia podróży i czy dysponowali łodziami, które to umożliwiały?
      Tego, czy zdecydowali się na taką podróż, nigdy zapewne się nie dowiemy. Możemy jednak sprawdzić, czy ich łodzie były zdolne do jej odbycia. Naukowcy wykorzystali swój model komputerowy do przeprowadzenia symulacji podróży między Danią a Norwegią za pomocą dokładnie takiej łodzi, jakiej szczątki zostały odkryte w Hjortsping. To łódź wiosłowa z 350 roku przed naszą erą.
      Symulacja wykazała, że mieszkańcy epoki brązu byli w stanie wybrać się w taką 100-kilometrową podróż. Ich pojazd musiał wytrzymać 1-metrowe fale i wiatry o prędkości 10 węzłów (18,5 km/h). Żeby podróż była udana, musieli też odznaczać się dobrymi umiejętnościami nawigacyjnymi oraz prawidłowo przewidywać pogodę. Ponadto takie wyprawy możliwe były tylko w miesiącach letnich. Z kolei 700-kilometrowe wyprawy wzdłuż wybrzeży były bardziej bezpieczne, możliwe przez cały rok, ale najprawdopodobniej trwały całymi tygodniami i wymagały częstego przybijania do brzegu w celu uzupełnienia zapasów.
      Może to wyjaśniać olbrzymie podobieństwa pomiędzy duńskim regionem Thy a norweskim Lista. Jeśli ludzie epoki brązu odważyli się wypływać na pełne morze, to mieli do pokonania 110–180 kilometrów, z czego przez około 50 km nie widzieli żadnego lądu.
      Jedyną alternatywą była 700-kilometrowa trasa wzdłuż wybrzeży. Jak stwierdzili badacze, podróż krótszą trasą trwałaby około 16–19 godzin, na pokonanie dłuższej trasy trzeba 12–22 dni. Korzyści są więc ogromne. I jeśli ludzie zdecydowali się zaryzykować, to takie podróże na otwartych wodach mogły odbywać się już około 2300 roku przed naszą erą.
      Badania zostały opisane na łamach PLOS One.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W 2016 roku w Pförring na południu Niemiec odkryto grób młodej kobiety z późnego okresu imperialnego. W pochodzącym z V wieku pochówku znaleziono liczne dobra grobowe. Część z nich znajdowało się w pobliżu jej lewego uda, w jednym bloku ziemi. Blok wydobyto więc w całości i zajęli się nim konserwatorzy. Prześwietlenie promieniami rentgenowskimi wykazało, że znajduje się w nim znacznie więcej przedmiotów, niż było widać na powierzchni bloku. Specjaliści rozpoczęli więc żmudny proces wydobywania przedmiotów, ich badania i konserwacji. Teraz dowiadujemy się, że to zestaw praktycznych i ozdobnych przedmiotów, które zmarła nosiła zawieszone u pasa.
      Archeolodzy znaleźli resztki rzemyków, którymi przedmioty były przywiązane do paska. Były wśród nich dwa klucze z brązu, kościany pojemniczek na igłę, liczne pierścienie z brązu, trzy rzymskie monety, muszla ślimaka morskiego, wisiorek z orzecha włoskiego ozdobiony brązem oraz starannie wykonany ozdobny dysk inkrustowany szkłem. Uwagę zwraca różnorodność przedmiotów oraz fakt, że część z nich to przedmioty użytkowe, część zaś to ozdoby lub talizmany. Zdaniem naukowców, ich noszenie u pasa było nie tylko przejawem ówczesnej mody, ale również oznaką statusu społecznego.
      Odkrycie daje nam interesujący wgląd w kulturę późnego okresu imperialnego na znajdującej się na Dunaju granicy Imperium Romanum oraz na ówczesną symbolikę i sposób używania biżuterii. Zestaw znaleziony u młodej kobiety pochowanej w Pförring jest nietypowy. Pozwala nam na wysunięcie ekscytujących wniosków na temat społecznego i kulturowego środowiska, w którym obracała się zmarła, mówi profesor Mathias Pfeil, główny konserwator w Bawarskim Krajowym Biurze Ochrony Zabytków.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W pierwszej połowie XIX wieku Duńczycy szczególnie polubili piwo, co wiązało się z gwałtownym rozwojem przemysłu piwowarskiego. To rosnące zamiłowanie do złocistego napoju zbiegło się z trwającym mniej więcej w latach 1800–1850 złotym wiekiem duńskiego malarstwa. Jak się okazuje, oba te zjawiska miały więcej wspólnego niż mogłoby się wydawać. Przeprowadzone właśnie badania potwierdziły, że duńscy mistrzowie malarstwa używali pozostałości po warzeniu piwa do przygotowania płótna pod swoje dzieła.
      Aby uzyskać oczekiwane przez siebie efekty, malarze musieli najpierw użyć substancji, które pomogą farbom utrzymać się na płótnie. Duńczycy wytwarzali i wypijali w tym czasie olbrzymie ilości piwa, a że woda w rzekach nie była zbyt czysta, przemysł piwowarski wytwarzał dużą ilość odpadów. Historyczne teksty sugerują, że odpady te mogły być wykorzystywane do zagruntowania płótna. Dlatego tez naukowcy postanowili sprawdzić, czy to prawda.
      Uczeni przeanalizowali skład chemiczny 10 obrazów autorstwa Christoffera Wilhelma Eckersberga, zwanego ojcem duńskiego malarstwa, oraz jego ucznia Christena Schiellerupa Købke. Wykorzystali przy tym próbki pobrane jeszcze w latach 60. ubiegłego wieku. Teraz, korzystając ze spektrometrii mas, mogli zidentyfikować proteiny wchodzące w skład podkładu. Znaleźli w próbkach duże ilości białek typowych dla procesu warzenia piwa, a pochodzących z jęczmienia, pszenicy, gryki i żyta. Potwierdzono więc zapiski czynione przez samych malarzy, a wiedza ta będzie miała znaczenie jak najbardziej praktyczne. Eksperci będą mogli ją wykorzystać podczas prac konserwatorskich.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...