Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Współczesna, przemysłowa hodowla zwierząt stwarza wiele potencjalnych zagrożeń dla środowiska i dla naszego zdrowia. Jednym z największych jest profilaktyczne „faszerowanie" zwierząt antybiotykami. To kwestia kalkulacji: w masowej hodowli epidemia choroby to często konieczność wybicia całego stada i w rezultacie olbrzymie straty finansowe. Taniej wychodzi zawczasu podawać zwierzętom leki. Niestety, pewna ich ilość nie tylko zostaje w organizmie zwierzątka, które później zjemy, ale również zanieczyszcza środowisko. Antybiotyki w większości przechodzą nienaruszone przez układ pokarmowy, około 70% antybiotyków jest wydalanych z kałem i moczem w aktywnej formie, przenikając do gleby, rzek i wód gruntowych. Stamtąd zaś znów trafiają nie tylko do naszych kranów, ale i do roślin uprawnych, a z nich znów na nasze stoły, albo do zwierząt, jako pasza. Wieczne krążenie w przyrodzie.

Naturalnie stężenia nie są wystarczająco duże, żeby wywołać jakikolwiek efekt po napiciu się wody, ale skutki ich stopniowego odkładania się w naszych organizmach, w przyrodzie, mogą być bardzo szkodliwe. Co gorsza - trudno je w ogóle zbadać i tę szkodliwość ocenić, a tym bardziej znaleźć środki zaradcze. Na pewno możemy obawiać się powstawania szczepów bakterii odpornych na antybiotyki, a w rezultacie chorób, które trudno będzie leczyć, lub nawet będzie to niemożliwe.

Usuwanie zanieczyszczeń antybiotykami i innymi lekami jest trudne, drogie, nieefektywne i w rezultacie - w ogóle nie stosowane. Konwencjonalne metody są po prostu nieskuteczne. Do problemu postanowili podejść od innej strony naukowcy z Uniwersytety Technologicznego w Michigan, w USA (Michigan Technological University). Stephanie Smith i Rupali Datta postanowili poszukać metod naturalnych, biologicznych. Ich wybór padł na pospolite gatunki traw z rodzaju wetiwera. To trawa powszechnie rosnąca w Indiach, gdzie często sieje się ją na podmokłych obszarach dla oczyszczenia wody. Jest bardzo odporna na trudne warunki, a przy tym mało inwazyjna - nie stwarza więc zagrożenia dla miejscowych gatunków. To ważne, jeśli chcemy nie obsadzić obszary, gdzie normalnie nie występuje.

Podczas eksperymentu badano działanie wetiwery podczas hydroponicznej (bez udziału gleby) uprawy w cieplarni. Próbki wystawiano na różne stężenia dwóch antybiotyków, powszechnie używanych w hodowli zwierząt: tetracykliny i monenzyny. Wyniki trzymiesięcznych eksperymentów okazały się bardziej niż dobre: aż 95,5% monenzyny zostało pochłonięte z roztworu przez wetiwerę, tetracyklina zniknęła zaś całkowicie. To więcej niż obiecujące rezultaty. To szansa na tanie i skuteczne eliminowanie zanieczyszczeń antybiotykami, a może również innymi chemikaliami, z gleby i wody.

Ciekawostką jest nieoczekiwany efekt uboczny: hodowane na hydroponicznym roztworze z antybiotykami trawy rosły znacznie szybciej, szczególnie te „karmione" tetracykliną. Oczywiście to nie koniec badań przed ewentualnym wprowadzeniem nowej metody. Teraz naukowców czeka zbadanie, co dzieje się z pochłoniętymi przez wetiwerę, antybiotykami, czy odkładane są w tkankach, czy może metabolizowane. Naturalnie tak wyciągnięte z gleby i wody zanieczyszczenia trzeba jeszcze odpowiednio unieszkodliwić. Ale, co najważniejsze, droga została przetarta.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

  "Ciekawostką jest nieoczekiwany efekt  uboczny: hodowane na hydroponicznym roztworze z antybiotykami trawy  rosły znacznie szybciej, szczególnie te „karmione"  tetracykliną. "

    No to mamy nowy nawóz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ostrożnie z takim nawozem. Badacze słusznie zauważają, że trzeba wyjaśnić co się dzieje z tymi antybiotykami w roślinie. Mogą się one kumulować lub powodować powstawanie niebezpiecznych metabolitów.

W przypadku kumulacji pojawić sięmogą skutki pozytywne oraz negatywne. Pozytywnym może być możliwość łatwiejszego unieszkodliwiania. Negatywnym zaś - konieczność izolowania uprawy, aby koncentrat antybiotykowy nie trafił do przyrodniczego łańcucha pokarmowego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

O, kolejny pomysł na bioremediację? Ile to już lat się o tym gada? 20? 30? Podobno mieliśmy już nawet rośliny, które zżerały ropę, a potem same ginęły po wyczyszczeniu gleby i robiły miejsce dla kolejnych... tylko dlaczego ciągle nikt z tego nie korzysta w praktyce? Chyba jednak nie jest aż tak kolorowo, jak się niektórym wydawało.

 

Poza tym TOTALNYM nieporozumieniem jest robienie badań nad rośliną, która ma "uratować środowisko", w warunkach hodowli hydroponicznej.

 

 

Osobiście uważam, że znacznie lepszym rozwiązaniem byłoby wykorzystanie gotowych preparatów enzymatycznych produkowanych przez firmy w komórkach bakterii i dodawanie tych preparatów do ścieków.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

O, kolejny pomysł na bioremediację? Ile to już lat się o tym gada? 20? 30? Podobno mieliśmy już nawet rośliny, które zżerały ropę, a potem same ginęły po wyczyszczeniu gleby i robiły miejsce dla kolejnych... tylko dlaczego ciągle nikt z tego nie korzysta w praktyce? Chyba jednak nie jest aż tak kolorowo, jak się niektórym wydawało.

 

Żeby być dokładnym to to kolejny pomysł na fitoremediacje, wydaje mi się że z fitotechnologia nie jest aż tak źle jak myślisz - użyto jej np. w Czarnobylu na Ukrainie - słoneczniki na poletkach zalewowych; fitoremediacja została również użyta przez firmę Daimler-Chrysler do remediacji gleby skażonej ołowiem (szczerze przykłady można mnożyć).

 

Osobiście uważam, że znacznie lepszym rozwiązaniem byłoby wykorzystanie gotowych preparatów enzymatycznych produkowanych przez firmy w komórkach bakterii i dodawanie tych preparatów do ścieków.

 

Wydaje mi się, że najlepszym sposobem okazałby się system kombinowany bo czemu nie bioagumentacja+fitoremediacja?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Problem w tym, że w praktyce fitoremediacja okazuje się tak naprawdę bardzo nieskuteczna. Czas oczyszczania gleby czy wody jest tak długi, że praktycznie mija się to z celem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Prof. Ehud Grossman z Uniwersytetu w Tel Awiwie uważa, że wiele leków przeciwbólowych bez recepty i na receptę przyczynia się do wzrostu ciśnienia, a jak wiadomo, nadciśnienie to czynnik ryzyka zawałów czy udaru.
      Składniki leków mogą podwyższać ciśnienie albo interferować z działaniem leków na nadciśnienie. Diagnozując przyczyny nadciśnienia, często przeocza się leki bez recepty takie jak ibuprofen.
      W swoim przeglądzie medykamentów związanych z podnoszeniem ciśnienia, który ukazał się w piśmie American Journal of Medicine, prof. Grossman podkreśla, że wiele z nich znajduje się w powszechnym użyciu. Z długiej listy warto wymienić choćby pigułki antykoncepcyjne, antydepresanty, antybiotyki czy niesteroidowe leki przeciwzapalne.
      Choć podnoszenie ciśnienia jest znanym efektem ubocznym wielu preparatów, lekarze nie zawsze uwzględniają to w planie terapii i nie informują pacjentów o potencjalnym ryzyku. W konkretnych przypadkach można zaś przecież zmniejszyć dawkę albo dodać lek przeciwnadciśnieniowy. Izraelczyk podkreśla, że świadomość działania leków powinna wzrosnąć zarówno po stronie lekarza, jak i pacjenta.
      W niektórych przypadkach wzrost ciśnienia można uznać za tolerowalny efekt uboczny działania leków bardzo skutecznych w kontrolowaniu przebiegu innych chorób. W swoim wywodzie profesor wspomniał m.in. o lekach blokujących miejscowe działanie angiogenetycznych czynników wzrostu (anty-VEGF), które hamują rozwój unaczynienia guzów litych.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Sposób na lekooporne bakterie szpitalne? Otwieranie okien. Jack Gilbert z Argonne National Laboratory uważa, że wpuszczenie do środka innych mikroorganizmów może zachwiać pozycją superbakterii, które w sterylnym na co dzień otoczeniu nie mają po prostu konkurencji.
      Amerykanin wyjaśnia, że gdyby porozmawiać z jakimkolwiek lekarzem z oddziałów czy klinik leczących zakażenia ran, dowiedzielibyśmy, że mimo ciągłego odkażania narzędzi i rąk, patogeny dostają się do organizmu operowanych. To sytuacja, kiedy nie mają one żadnej konkurencji ze strony innych bakterii skórnych lub środowiskowych, bo te zostały przecież wyeliminowane.
      Nadmierne wykorzystanie antybiotyków i środków sterylizujących zagraża populacji korzystnych dla zdrowia bakterii szpitalnych. Otwierając okna, [...] albo rozrzedzimy patogeny, albo nie pozwolimy im się zadomowić i rozrosnąć ze względu na zbyt dużą konkurencję o składniki odżywcze i energię.
      Rozwiązanie rodem z klasycznego podręcznika "Uwagi o pielęgniarstwie" autorstwa Florence Nightingale wydają się jeszcze bardziej zasadne w świetle wyników badań, które upubliczniono pod koniec zeszłego roku. Jessica Green z Oregon University wykazała bowiem, że powietrze w klimatyzowanych salach szpitalnych zawiera, w porównaniu do sal wietrzonych, mniej zróżnicowane populacje mikroorganizmów. W oparciu o mikrobiom stwierdzono, że relatywna częstość występowania bakterii blisko spokrewnionych z ludzkimi patogenami była wyższa w pomieszczeniach niż na zewnątrz i wyższa w pomieszczeniach ze słabszym przepływem powietrza i niższą wilgotnością względną.
      Budynki są w końcu złożonymi ekosystemami i nie wolno zapominać, że bilony mikroorganizmów wchodzą tu w interakcje ze sobą, ludźmi i otoczeniem. My możemy zaburzać równowagę, ale i starać się ją przywracać...
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Po raz pierwszy udało się oszacować rozmiar strat w rolnictwie spowodowanych zanieczyszczeniami powietrza ozonem. Badania przeprowadzone przez uczonych z University of Leeds i University of York wykazały, że Europa traci co roku około 1,2 miliona ton zboża. Szkody na taką skalę powodują zanieczyszczenia znad Ameryki Północnej.
      Naukowcy opublikowali w piśmie Biogeosciences wyliczenia, pokazujące, jak ozon (powstający m.in. podczas produkcji paliw kopalnych) emitowany w Europie, Ameryce Północnej i Azji Południowo-Wschodniej wpływa na zmniejszenie plonów pszenicy, kukurydzy, soi, bawełny, ziemniaków i ryżu.
      Największe jednostkowe straty z powodu zanieczyszczeń międzykontynentalnych ponosi właśnie Europa.
      Największy w skali globalnej wpływ na straty w uprawach mają zanieczyszczenia powstające w Azji. Przyczyniają się one do 50-60% strat w plonach pszenicy i ponad 90% w uprawach ryżu. Ameryka Północna ma największy negatywny wpływ na uprawy kukurydzy (60-70% strat) i soi (75-85%). Europejskie zanieczyszczenia najmniej przyczyniają się do marnotrawienia plonów. Dzieje się tak ze względu na rozkład ciśnień i wiatrów, roznoszących zanieczyszczenia po kuli ziemskiej.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      U wielu bakterii wykształciła się lekooporność. Tempo jej narastania jest wyższe od tempa opracowywania nowych antybiotyków. Naukowcy z University of Wisconsin–Milwaukee (UMW) opracowali jednak coś nowego: związek, który blokuje działanie występującego u Gram-ujemnych bakterii systemu sekrecji typu III (ang. type III secretion system, T3SS). Jego część przypomina żądło, za pomocą którego patogeny wprowadzają do komórek gospodarza białka efektorowe, np. toksyny. Eliminując wypustkopodobne filamenty, sprawiamy, że bakterie nie mają nam jak zagrozić.
      Prof. Ching-Hong Yang z UWM i prof. Xin Chen z Changzhou University przetestowali nowy związek na dwóch gatunkach bakterii atakujących rośliny i na pałeczkach ropy błękitnej, które jako bakterie oportunistyczne wywołują zakażenie u osób z obniżoną odpornością, np. pacjentów z nowotworami albo AIDS. Zauważyli, że jest skuteczny w odniesieniu do wszystkich 3 bakterii.
      Wynikami zespołu zainteresowały się dwie firmy, które prowadzą testy oryginalnej substancji i pochodnych w nadziei na ich komercjalizację.
      Z relacji prasowej uniwersytetu wynika, że naukowcy uzyskali więcej niż jeden tego typu związek. Omówiono jednak tylko ten działający na T3SS. Białka wchodzące w skład systemu można podzielić na 2 grupy: białka zakotwiczone w błonie i zewnątrzkomórkowe wypustkopodobne filamenty. Te ostatnie nazywa się niekiedy kanałem translokującym. Patogeny z T3SS są bardzo sprytne. Wytwarzają wąski wyrostek, który działa jak igła [...]. Komórka gospodarza nie umie rozpoznać igły patogenu dlatego mechanizmy obronne nie zostają uruchomione - wyjaśnia Yang.
      Mimo że Yang i Chen testowali swój związek tylko na 3 gatunkach bakterii, wierzą, że zadziała on na o wiele szersze spektrum. T3SS występuje bowiem u szeregu bakterii Gram-ujemnych, np. pałeczek z rodzaju Shigella, które wywołują zatrucia pokarmowe, E. coli czy chlamydii.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      US Air Force uruchomi w 2017 roku system radarowy o nazwie Space Fence, który pozwoli na obserwację znacznie większej niż dotychczas liczby odpadków, krążących na orbicie okołoziemskiej. Obecnie amerykańskie siły zbrojne skatalogowało ponad 16 000 odpadków wielkości co najmniej 10 centymetrów każdy. Space Fence będzie znacznie bardziej czuły niż obecne metody obserwacyjne. Sądzimy, że w ciągu kilku miesięcy od uruchomienia Space Fence liczba skatalogowanych odpadków zwiększy się dziesięciokrotnie - mówi John Morse odpowiedzialny w projekcie Space Fence za nadzór nad pracami firm Lockheed Martin i Raytheon, z których każda otrzymała po 107 milionów dolarów na przygotowanie wstępnego projektu systemu radarowego. Po ocenie projektów US Air Force wybiorą do realizacji jeden z nich. Na rozwój systemu przeznaczono 6,1 miliarda dolarów.
      Space Fence ma składać się z dwóch stacji radarowych ulokowanych na półkuli południowej. Zastąpią one 9 obecnie wykorzystywanych stacji, pochodzących jeszcze z lat 60. i rozmieszczonych na terenie USA. Dzisiejsze stacje wykorzystują pasmo VHF (30-300 MHz), Space Force będzie używał pasma S o częstotliwościach od 2 do 4 GHz. Im wyższe częstotliwości, tym większa rozdzielczość i możliwość obserwowania mniejszych odpadków.
      Zanieczyszczenie orbity okołoziemskiej to coraz bardziej poważny problem. Wokół naszej planety krążą miliony odpadków, które stanowią zagrożenie dla satelitów, Międzynarodowej Stacji Kosmicznej oraz załogowych i bezzałogowych misji.
      W czerwcu załoga ISS dostała polecenie ewakuacji do kapsuł ratunkowych, gdy odkryto, że jeden z odpadków znalazł się w odległości kilkuset metrów. Wiadomo, że w ciągu ostatnich kilku lat co najmniej pięciokrotnie Stacja musiała wykonywać manewry ratunkowe, by uniknąć zderzenia ze śmieciami.
      Zagrożone są też loty załogowe. Ocenia się, że podczas lotu ryzyko katastrofalnego zderzenia z mikrometeorytami lub, co bardziej prawdopodobne, odpadkami, wynosi 1:250. Przy 100 misjach łączne ryzyko wynosi już 1:3.
      Lepsze śledzenie odpadków pozwoli uniknąć wielu niebezpieczeństw, ale nie rozwiąże problemu. Zagrożeni są też mieszkańcy planety. W marcu w Kolorado znaleziono 75-centymetrową metalową sferę pochodzącą prawdopodobnie z rosyjskiego satelity wystrzelonego dwa miesiące wcześniej. W tym samym miesiącu w Urugwaju spadł fragment silnika rakiety Delta 2, która przed ośmioma laty wyniosła na orbitę satelitę GPS. Od roku 2001 zanotowano trzy upadki (w Arabii Saudyjskiej, Argentynie i Tajlandii) kilkudziesięciokilogramowych fragmentów rakiet wynoszących satelity GPS.
      Z kolei w 2009 roku nieczynny rosyjski satelita Cosmos uderzył w działającego satelitę sieci telefonii satelitarnej Iridium. Wskutek zderzenia powstały tysiące odłamków, z czego niemal 2000 wielkości co najmniej 10 centymetrów. Jeden z nich zagroził ISS w kwietniu bieżącego roku.
      Na orbicie okołoziemskiej panuje już taki bałagan, że do zderzeń dochodzi co 4-5 lat. Nawet jeśli ludzie zaprzestaliby wysyłania w kosmos kolejnych obiektów, to liczba odpadów i tak będzie rosła wskutek zderzeń już istniejących śmieci i obiektów.
      Utworzenie Space Fence to jedynie próba uniknięcia wypadków, a nie rozwiązanie problemu. Coraz częściej mówi się o konieczności posprzątania tego, co pozostawiliśmy na orbicie. Eksperci z NASA zauważają, że nigdy wcześniej Agencji nie przedstawiano tak wielu pomysłów na systemy aktywnego usuwania odpadów (ADR). Spektrum propozycji jest niezwykle szerokie: od laserów spalających odpady, po pojazdy je zbierające. Jednak obecnie wszystkie one przypominają idee rodem z filmów science-fiction.
      Nie opracowano dotychczas ekonomicznie i technologicznie realnego sposobu na posprzątanie orbity. Zadanie to będzie najprawdopodobniej wymagało współpracy międzynarodowej o skali porównywalnej do budowy ISS.
      Na szczęście kosmiczne odpadki  nie spowodowały jeszcze niczyjej śmierci. Jednak, prawdopodobnie, takie wydarzenie jest tylko kwestią czasu.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...