Wikileaks, znana witryna publikująca tajne dokumenty dotyczące polityki, biznesu czy organizacji religijnych, niechcący ujawniła swoje własne tajemnice. Serwis utrzymuje się z darowizn od anonimowych sponsorów. Ostatnio przedstawiciele witryny postanowili wysłać e-maila do darczyńców, prosząc ich o pilne wsparcie finansowe. Jednak, zamiast wpisać adresy odbiorców w polu "Ukryta kopia", wpisano je w polu "Kopia". W ten sposób ujawniono e-maile sponsorów Wikileaks. Wiadomo zatem, że jednym z nich jest były hacker, Adrian Lamo, który obecnie prowadzi własną firmę specjalizującą się w zabezpieczeniach. W swoim blogu, wyraźnie zły, Lamo napisał: Dzięki, WikiLeaks, za ujawnienie listy sponsorów. Opublikował też list, który dostał z WikiLeaks, z widocznymi adresami sponsorów.
Popełnienie tak banalnego błędu stawia pod znakiem zapytania zdolność Wikileaks do ochrony źródeł swoich informacji. Musimy pamiętać, że na witrynę trafiają dokumenty dotyczące wpływowych osób i organizacji, a ci, którzy je przekazują, sporo ryzykują.
Jay Lim z Wikileaks zapewnia, że osoby takie nie mają się czego bać.