Znajdź zawartość
Wyświetlanie wyników dla tagów 'amator' .
Znaleziono 3 wyniki
-
Naukowcy z amerykańskiego Loyola University Medical Center wyliczyli, że prawie 50% osób biegających rekreacyjnie pije za dużo podczas zawodów. Choć eksperci zalecają, by pić tylko, gdy się jest spragnionym, aż 36,5% biegaczy pije według z góry ustalonego planu albo by utrzymać określoną wagę ciała, a 8,9% pije tak dużo, jak to tylko możliwe (British Journal of Sports Medicine). Niemal 1/3 zawodników amatorów (29,6%) błędnie uznaje, że w czasie biegu należy dostarczać sobie dodatkową sól. Służy temu spożywanie wody, napojów sportowych, a nawet coli z niewielką domieszką soli kuchennej. Amerykańskie badanie wykazało, że 57,6% biegaczy przyznaje się do sięgania po napoje sportowe, by uzupełnić elektrolity i nie dopuścić do niskiego poziomu sodu. Niestety, biorą to sobie za bardzo do serca, bo główną przyczyną utraty tego pierwiastka staje się ostatecznie wypijanie za dużej ilości płynów: wody lub napojów sportowych. W tym kontekście warto też zaznaczyć, że większość napojów dla sportowców jest hipotoniczna w stosunku do osocza. Przewodnienie w czasie biegu może wywołać potencjalnie śmiertelną hiponatremię powysiłkową (ang. exercise-associated hyponatremia, EAH). Po raz pierwszy opisano ją w 1981 r. w Durbanie u sportowców biorących udział w trwających ponad 7 godzin zawodach wytrzymałościowych. Objawia się ona mdłościami, wymiotami, bólami głowy, utratą energii, osłabieniem i skurczami mięśni. W skrajnych przypadkach pojawiają się drgawki, utrata przytomności oraz śpiączka. Spożywanie w czasie biegu zbyt dużych ilości płynów prowadzi do spadku poziomu sodu we osoczu poniżej normy (można to porównać do rozcieńczania roztworu). Najlepszym sposobem zapobiegania hiponatremii jest więc picie tylko w razie pragnienia. To najbezpieczniejsza znana metoda nawadniania podczas ćwiczeń wytrzymałościowych – podkreśla dr James Winger. Naukowcy z Loyola University Medical Center przeprowadzali wywiady ze 197 zawodnikami, którzy w 2009 r. brali udział w 4 biegach, m.in. na 5 i 10 km. Dziewięćdziesięciu jeden mężczyzn biegało średnio od 13 lat, biorąc w tym czasie udział w średnio 1,9 biegów na 10 km i 0,9 maratonu. Sto sześć kobiet biegało przeciętnie nieco krócej (od 8,3 roku), startując w śr. 1,3 biegów na 10 km i 0,7 maratonu. Zawodnicy generalnie twierdzili, że reklamy producentów nie miały wpływu lub miały niewielki wpływ na ich przekonania, ale zachowanie świadczyło o czymś innym.
-
- sód
- hiponatremia powysiłkowa
-
(i 6 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Ćwiczenia na bieżni przed lustrem wcale nie są przejawem narcyzmu, ponieważ okazuje się, że mogą poprawiać wydajność. Oglądanie swojego odbicia podczas biegu pozwala lepiej skoordynować ruchy kończyn, ustabilizować je i przemieszczać się bardziej płynnie. Daniel Eaves, szef projektu z Teesside University, zaznacza, że opisywana metoda sprawdza się u amatorów, którzy próbują wypracować swój styl i zmniejszyć obciążenie, ale przeglądanie się w trakcie biegu nie jest już dobrym pomysłem w przypadku zawodowców. To, co widzimy, wpływa na koordynację kończyn. Kiedy ludzie idą lub biegną obok siebie, często zaczynają robić to samo w tym samym czasie. Ich krok się spontanicznie synchronizuje. Chcieliśmy sprawdzić, jak oddziałuje to na wydajność, gdy ćwiczy się na bieżni przed lustrem. W eksperymencie wzięli udział sprawni fizycznie młodzi mężczyźni. Średnia wieku wynosiła 22 lata. Wszyscy odbyli trzy 20-minutowe sesje ćwiczeniowe, oddzielone dniem odpoczynku. Podczas biegu widzieli siebie w trzech "wersjach": 1) w zwykłym lustrze, 2) lustrze, gdzie strony lewa i prawa były ze sobą zamienione i 3) w postaci statycznego obrazu. Psycholodzy mierzyli różne parametry, m.in.: zużycie tlenu, tętno, biomechaniczne wzorce biegu i czas reakcji. Nasze rezultaty pokazują, że oglądanie podczas biegu dynamicznego lustrzanego odbicia jest mniej wymagające energetycznie niż oglądanie obrazu statycznego. Obraz odwrócony stanowi większe wyzwanie dla procesów myślowych sportowca.
- 1 odpowiedź
-
- amator
- Daniel Eaves
-
(i 5 więcej)
Oznaczone tagami:
-
W dzień zajmują się czymś zupełnie innym, np. pracują w barach czy w bankach, a w nocy przeobrażają się w biohakerów. Eksperymentują z inżynierią genetyczną, wykorzystując do tego samodzielnie wytworzone oprzyrządowanie laboratoryjne oraz wiedzę zdobytą w Internecie. Jedną z takich osób jest 31-letnia Meredith L. Patterson, programistka, która próbuje zmienić bakterie jogurtowe w taki sposób, by świeciły na zielono w obecności melaminy. Wg kobiety, domorośli genetycy często pracują na rzecz dobra ludzkości, ucząc się na bieżąco tego, co jest im potrzebne. Na razie nie doszło jeszcze do żadnych znaczących odkryć, ale to podobno kwestia czasu. Przeciwnicy samowolki biologicznej uważają, że szarlatani doprowadzą pewnego dnia do katastrofy środowiskowej, terrorystycznej bądź medycznej. Zwolennicy odparowują, że zapaleńcy mogą przecież odkryć w swoich domach czy garażach leki na choroby trapiące ludzkość, np. nowotwory. Wiele zgłaszających się na ochotnika osób studiowało biologię w college'u, ale nie uzyskało odpowiedniego tytułu naukowego. Posługiwanie się terminem biohaker ma swoje głębsze znaczenie. Jak tłumaczą sami zainteresowani, chodzi o przedkładanie postępu na płaszczyźnie naukowej nad zysk. W Cambridge powstała grupa DIYbio, która zakłada właśnie publiczne laboratorium. Chętni znajdą tu zarówno sprzęt, jak i niezbędne odczynniki. Pozyskano je od darczyńców. Mackenzie Cowell, jeden z pomysłodawców projektu, podkreśla, że amatorzy mogą się przyczynić do wynalezienia szczepionek czy wydajnych paliw, nieobce są im jednak bardziej rozrywkowe przedsięwzięcia, takie jak posłużenie się genami kałamarnicy, by uzyskać fluorescencyjny tatuaż. Wspomniana na początku Meredith L. Patterson korzysta z techniki opracowanej jeszcze w latach 70. Niezbędną wiedzę zdobyła, czytając pisma naukowe i szukając wskazówek na forach internetowych. Biorąc pod uwagę jej dzienną profesję, zadanie to nie było trudne. DNA meduzy, potrzebne do uzyskania świecących na zielono białek, zamówiła w firmie specjalizującej się w dostawach materiałów biologicznych. Za usługę zapłaciła zaledwie 100 dolarów. Większość urządzeń skonstruowała sama. Dzięki temu wzbogaciła się o komorę do elektroforezy żelowej i aparat analizujący DNA (ten kosztował ją mniej niż 25 dol.). Na efekty eksperymentowania na własną rękę z inżynierią genetyczną trzeba będzie jeszcze poczekać. Zupełnie inną kwestią jest natomiast ich ocena z punktu widzenia etyki. Kwestią tą należałoby się zająć jak najszybciej, podobnie jak uregulowaniami prawnymi.
- 5 odpowiedzi
-
- melamina
- szczepionka
-
(i 6 więcej)
Oznaczone tagami: