Znajdź zawartość
Wyświetlanie wyników dla tagów ' więzienie' .
Znaleziono 2 wyniki
-
Niejednokrotnie słyszeliśmy o naukowcach, którzy popełnili przestępstwo. Najsłynniejszy to niewątpliwie Galileusz, który za nieposłuszeństwo wobec Inkwizycji został skazany na areszt domowy. Spędził go zresztą w luksusowych willach i pałacu arcybiskupim. Nie wszyscy uczeni mieli tyle szczęścia. W 2012 roku włoski sąd skazał siedmiu sejsmologów na karę po sześć lat więzienia za to, że zapewniali, iż ludność miasta L'Aquila jest bezpieczna. Tymczasem w wyniku trzęsienia ziemi zginęło ponad 300 osób. Naukowcy trafiają do więzienia nie tylko w związku ze swoją pracą. Musimy pamiętać, że to też ludzie i zdarzają się wśród nich pospolici przestępcy. Nie zawsze jednak mamy do czynienia z naukowcami-przestępcami. Zdarzają się też przestępcy-naukowcy. Ludzie, którzy najpierw trafili do więzienia i tam wnieśli wkład w rozwój nauki. Oto niezwykłe historie trzech takich osób. Profesor i szaleniec Nazwisko Jamesa Augustusa Henry'ego Murraya zna każdy leksykograf. Ten urodzony w niewielkiej szkockiej wiosce syn kupca bławatnego został z czasem pierwszym redaktorem Oxford English Dictionary (OED). Gdy w 1879 roku podjął się zadania stworzenia słownika, który miał zawierać wszystkie słowa języka angielskiego we wszystkich znaczeniach, przewidywano, że praca potrwa 10 lat, a słownik będzie miał około 7000 stron zawartych w czterech tomach. Murray kierował pracami nad OED przez 36 lat, aż do swojej śmierci. A gdy w 1928 roku zakończono druk ostatnich tomów pierwszej edycji okazało się, że w 12 tomach opisano niemal 415 000 wyrazów, a do zilustrowania ich wszystkich znaczeń wykorzystano ponad 1,8 miliona cytatów. Tej mrówczej pracy nie byłby w stanie wykonać jeden człowiek, nawet taki jak Murray. Musiał mieć współpracowników, a tych ciągle było mało. Za pośrednictwem ulotek, dystrybuowanych poprzez sieć księgarń i bibliotek, Murray apelował więc do czytelników, by przysyłali mu przykłady cytatów zawierających wyrazy zarówno języka codziennego, jak i słowa rzadkie, przestarzałe, nowe, dziwne albo użyte w dziwny sposób. Wyróżniającym się współpracownikiem był niejaki W. C. Minor. Jego wkład w tworzenie słownika był tak olbrzymi, że po latach Murray stwierdził, iż dzięki samym cytatom opracowanym przez Minora autorzy słownika mogliby z łatwością zilustrować ostatnie cztery wieki rozwoju angielszczyzny. W końcu w 1891 roku Murray postanowił poznać człowieka, który tak ciężko pracował nad rozwojem słownika. Zaprosił go więc na tydzień do siebie. W.C. Minor odmówił jednak twierdząc, że nie może przyjechać i poprosił, by to Murray przyjechał do niego. Według prasy z początku XX wieku spotkanie miało niezwykły przebieg. James Murray pojechał do miejscowości Crowthorne, gdzie mieszkał Minor. Na stacji kolejowej czekał na niego powóz. Po kilkukilometrowej podróży wjechał na podwórko wielkiego ceglanego budynku, a służący zaprowadził uczonego do biura. Siedzący za biurkiem mężczyzna wstał, by się przywitać. Doktor Mirror, jak mniemam, miał powiedzieć Murray. Nie, doktorze Murray. Nie jestem doktorem Minorem, ale doktor Minor jest tutaj. Widzę, że nie ma Pan pojęcia, gdzie się znajduje. To szpital Broadmoor dla psychicznie chorych kryminalistów, a ja jestem jego dyrektorem. William Chester Minor był dzieckiem amerykańskich misjonarzy. Urodził się na Cejlonie, a w wieku 14 lat został wysłany do USA, gdzie mieszkał u krewnych. Ukończył szkołę wojskową, następnie zaś medycynę na Yale University. Interesował się też lingwistyką. Brał udział w pracach nad Słownikiem Webstera z 1864 roku. Zaciągnął się do Armii Unii, w której służył jako chirurg. Nie wiadomo, kiedy jego zdrowie psychiczne zaczęło się pogarszać. On sam twierdził, że już podczas pobytu na Cejlonie zbytnio interesował się dziewczętami. Tak czy inaczej w 1867 roku, gdy miał 33 lata, jego niepokojące zachowanie zwróciło uwagę przełożonych. Został wysłany na odległy posterunek, a rok później był już w takim stanie, że trafił do szpitala psychiatrycznego. W 1871 roku Minor wyjechał do Londynu w nadziei, że zmiana otoczenia poprawi jego stan psychiczny. Po latach, gdy niezwykła historia Amerykanina stała się przedmiotem zainteresowań prasy, właściciel mieszkania, które Minor wynajmował przy Tenison Street 41 wspominał, że poza okresami, gdy miał ataki, doktor Minor był prawdziwym dżentelmenem. Mówił też, że Minor zawsze chciał, by paliło się światło, gdyż nie lubił wracać do ciemnego pokoju. Nie lubił, niemal się bał, wszystkiego, co irlandzkie. Pobyt w Londynie nie pomógł Minorowi, po północy dnia 17 lutego 1872 roku zastrzelił przypadkowego mężczyznę, który szedł do pracy. George Merrett miał sześcioro dzieci, a jego żona była właśnie w kolejnej ciąży. Zbrodnia miała miejsce nad brzegiem Tamizy, a Minor strzelił, gdyż wydawało mu się, że Merrett go śledzi. Po wielu latach, w rozmowie z reporterem, powiedział: Mogłem podejść do rzeki i wyrzucić pistolet. Nikt by się nie dowiedział, ulica była pusta. Wspomniany już właściciel wynajmowanego mieszkania opowiadał prasie, że pewnego dnia około północy ktoś zaczął gwałtownie dzwonić do drzwi. Okazało się, że to policjant, który poinformował go, że mężczyzna, którzy przedstawił się jako dr Minor i podał ten adres jest na posterunku. Zabił człowieka, a ja powinienem przyjść i potwierdzić jego tożsamość. Minor szybko został uznany za niewinnego z powodu choroby psychicznej i osadzony w szpitalu w Broadmoor. Jako, że uważano go za niegroźnego, miał sporą swobodę, a amerykańska emerytura pozwalała mu na wygodne życie. Kupował wiele książek, zbierał rzadkie pierwsze wydania i bardzo dużo czytał. To właśnie wtedy trafił na jedno z ogłoszeń Murraya. Po latach, już podczas pobytu w USA, tak opowiadał reporterowi. Doktor Murray tak właśnie pracował. Rozpowszechniał ulotki, w których informował, że szuka takich to a takich informacji. Ja te informacje znajdowałem i mu wysyłałem. Mój pierwszy wkład dotyczył tych angielskich słów, które tutaj, w Stanach Zjednoczonych, mają inne znaczenie. Na przykład wyraz „sick”, który w Ameryce rzadko kiedy jest używany w znaczeniu „chory”. Doktorowi Murrayowi podbał się mój wkład i tak się to zaczęło. Praca nad słownikiem była dla mnie bardzo miłym sposobem spędzania czasu. Nie była żadnym obciążeniem, to była czysta przyjemność. Minor przez wiele lat pomagał tworzyć słownik. Jego stan psychiczny coraz bardziej się pogarszał. W 1902 podczas jednej z halucynacji odciął sobie penisa. Tymczasem doktor Murray walczył o jego przeniesienie do USA, gdzie miał krewnych. W końcu w 1910 roku minister spraw wewnętrznych Winston Churchill zdecydował, że Minor może zostać odesłany do USA. Po powrocie mężczyzna trafił do szpitala św. Elżbiety w Waszyngtonie. Zmarł w 1920 roku w domu starców dla psychicznie chorych. Pochowano go na cmentarzu w New Heaven w obok krewnych. Jego historię opowiedziano m.in. w filmie The Professor and the Madman z 2019 roku. Ptasznik z Alcatraz O Robercie Stroudzie można powiedzieć wszystko, ale nie to, że był prawdziwym dżentelmenem. Ten wyjątkowo niebezpieczny morderca spędził całe dorosłe życie w więzieniu. W tym czasie napisał ważne dzieło z dziedziny ornitologii. Stroud szybko wkroczył na drogę przestępstwa. Wiemy, że w wieku 13 lat uciekł z domu, a gdy miał 18 lat był sutenerem w stolicy Alaski, Juneau, gdzie mieszkał z tancerką. Pewnego dnia, podczas kłótni o dziewczynę, zabił człowieka. Przyznał się do zabójstwa i w 1909 roku sąd skazał go na 12 lat więzienia. Stroud miał wówczas 19 lat, a karę miał odbywać w więzieniu na wyspie McNeil w Puget Sound. Szybko zaczął sprawiać kłopoty, wdając się w bójki ze współwięźniami i strażnikami. Po trzech latach pobytu, gdy pchnął nożem jednego z więźniów, został przetransportowany do więzienia o zaostrzonym rygorze w Leavenworth w stanie Kansas. Tam stał się samotnikiem. Zaczął jednak się edukować, nawet studiował zaocznie. Jednak jego natura dała o sobie znać. W 1916 roku za pomocą noża zamordował strażnika. Za to morderstwo został skazany na karę śmierci, a sprawa trafiła do Sądu Najwyższego, który podtrzymał wyrok. Jednak matce Strouda udało się dotrzeć do urzędników z Białego Domu i w 1920 roku prezydent Woodrow Wilson zamienił mu na karę dożywotniego więzienia w izolatce. To właśnie podczas pobytu w tym więzieniu Stroud znalazł na podwórku rannego wróbla. W celi zrobił dla niego improwizowany inkubator ze skarpetki, którą powiesił obok żarówki. Innemu ptakowi usztywnił złamaną łapę i go wyleczył. W tym czasie więźniom pozwalano trzymać kanarki. Ptaki, które zachorowały lub którymi więźniowie się znudzili, trafiały do Strouda. W końcu miał już 50 zwierząt. Z czasem zaczął je sprzedawać poza więzieniem, wysyłając je jako podarunki. Skazaniec zaczął czytać pisma i książki dotyczące chemii, medycyny, bakteriologii, zoologii i farmakologii. Gdy jeden z ptaków padł, dokonał jego sekcji, ucząc się anatomii. Stroud prowadził też eksperymenty, w czasie których opracowywał leki dla ptaków. Bazował na dwóch ważnych dokonanych przez siebie spostrzeżeniach. Zauważył, że ptaki lepiej niż ssaki tolerują środki uwalniające tlen oraz że węglan kwasu cytrynowego przywraca równowagę kwasowo-zasadową u ptaków cierpiących na sepsę. Odkrył też przyczynę komplikacji chorobowych po pierwotnej chorobie u drobiu i kanarków oraz metody zapobiegania tym komplikacjom. Zyskał w ten sposób wdzięczność hodowców drobiu. Stroud pisał artykuły do pism ornitologicznych, zyskał sobie rozgłos w środowisku i prowadził niezwykle intensywną korespondencję. W szczycie utrzymywał listowny kontakt z około 2000 osobami. Było to olbrzymim obciążeniem dla więziennej administracji, gdyż każdy list od i do więźnia musiał być przeczytany i skopiowany. Podobno na potrzeby Strouda zatrudniono osobną sekretarkę na pełen etat. Osoby z nim korespondujące nie wiedziały, że jest skazańcem. Pisano na adres Robert Stroud, Box 7, Leavenworth, Kansas. Mężczyzna dobrze rozumiał się też z dyrektorem więzienia, który chciał zaprezentować swój zakład jako miejsce rehabilitacji. Pozwolił Stroudowi na zakup środków chemicznych, klatek i założenie niewielkiej hodowli oraz laboratorium. Każdy ważny gość, który przybył do więzienia, był prowadzony do mojej celi, pisał później Stroud. W 1930 roku do więzienia przybyła jedna z miłośniczek ptaków, z którą mężczyzna korespondował. Poznali się i z czasem za jej pośrednictwem zaczął sprzedawać produkowane przez siebie lekarstwa Stroud's Effervescent Bird Salts, Stroud's Special Prescription, Stroud's Salts No.1 oraz Stroud's Specific. Gdy jego biznes zaczął się rozrastać, władze próbowały to ukrócić. Stroud zdobył sobie jednak w międzyczasie olbrzymi rozgłos, prowadził udaną kampanię na swoją rzecz. Więc ograniczenie udało się tylko częściowo. Nadal mógł prowadzić handel ze światem zewnętrznym, ale zarobione pieniądze miały być przeznaczane na poprawę warunków dla wszystkich więźniów oraz na żywność, lekarstwa i inne rzeczy dla jego hodowli. Władze przyznały mu za to drugą celę na laboratorium, do której trafił m.in. mikroskop podarowany przez jeden z uniwersytetów. Olbrzymia wiedza i doświadczenie, jakie zdobył, pozwoliły mu na napisanie książki. W 1933 roku ukazała się, przemycona z więzienia, Diseases of Canaries. Jej druga, poprawiona edycja, Stroud's Digest on the Diseases of Birds (1943). Szybko została uznana za najlepszy podręcznik traktujący o chorobach ptaków. Stroud poświęcił jej naprawdę dużo czasu. Spędził ponad 3000 godzin przy mikroskopie, przeprowadził ponad 20 000 badań tkanek, a książkę zilustrował ponad 200 rysunkami. W grudniu 1941 roku Stroud został nagle przeniesiony do Alcatraz. to oznaczało koniec jego badań naukowych. Ptaki i laboratorium zostały wysłane do jego brata, gdyż zasady obowiązujące w Alcatraz – więzieniu o maksymalnym rygorze – nie dopuszczały prowadzenia takiej działalności, jaką zajmował się Stroud. Dwa lata później wykonano ocenę psychiatryczną Strouda, w którj stwierdzono, że jest psychopatą o IQ wynoszącym 112. W Alcatraz Stroud spędził ostatnich 17 lat życia. Przez 6 lat przebywał w izolatce, a przez 11 w skrzydle szpitalnym. Robert Stroud zmarł w 1963 roku. W więzieniu spędził 54 lata życia, z czego 42 lata w izolatce. Jest prawdopodobnie najdłużej izolowanym więźniem w historii USA. Z mordercy matematyk W styczniu 2020 roku w piśmie Research in Number Theory ukazał się artykuł, którego autorzy przedstawiali od dawna poszukiwane rozwiązanie jednego z matematycznych problemów. Nie byłoby w tym nic zaskakującego, gdyby nie fakt, że jeden z autorów artykuły od lat odbywa karę więzienia i to właśnie w więzieniu ujawniło się jego zamiłowanie do matematyki. Przed rokiem 2010 byłem narkomanem, bez celu, bez przyszłości, bez ambicji, mówił w 2017 roku 37-letni Christopher Havens. W 2011 roku został skazany na 25 lat za morderstwo. Havens szybko rzucił szkołę, nie mógł znaleźć pracy, zaczął brać narkotyki, w końcu trafił do więzienia. Tam odkrył swoje zamiłowanie do matematyki. Postanowił się jej nauczyć i to na poziomie akademickim. Uczył się z zamawianych pocztą podręczników, zaczął też uczyć matematyki innych więźniów. Prowadzi Prison Mathematics Project, co roku organizuje „Dzień Pi”, przypadający na 14 marca. Jednak same podstawowe koncepcje wyższej matematyki mu nie wystarczały. W 2013 roku napisał do prestiżowego Annals of Mathematics, prosząc o przesłanie kilku numerów pisma. W listach skarżył się, że nie ma z kim porozmawiać o wyższej matematyce. Jeden z wydawców pisma wysłał list do swojej dziewczyny, Marty Cerruti, a ta z kolei przesłała go do swojego ojca, profesora Umberto Cerrutiego z Turynu, który specjalizuje się w teorii liczb. Uczony podszedł sceptycznie do listu, ale by wyświadczyć córce przysługę, odpisał Havensowi i przesłał mu do rozwiązania problem matematyczny, by sprawdzić jego zdolności. Po jakimś czasie uczony otrzymał odpowiedź zapisaną na 120-centymetrowym kawałku papieru, pokrytym skomplikowanymi wzorami. Cerruti wprowadził wszystko do komputera i okazało się, że Havens dobrze rozwiązał zadanie. Profesor Cerruti zaprosił więc Havensa do współpracy nad pewnym problemem związanym z ułamkami łańcuchowymi, z którym akurat się zmagał. Havens nie miał łatwego zadania. W więzieniu mógł korzystać tylko z ołówka i papieru. Tak przeprowadzał obliczenia i kontaktował się ze swoimi współpracownikami we Włoszech, pisząc do nich tradycyjne listy. Dlaczego Havens nie mógł korzystać z komputera? Najlepiej sam to wyjaśnił w jednym z listów. Nie minął rok mojego pobytu w więzieniu, gdy z powodu swojego zachowania trafiłem do izolatki. To właśnie tam zmieniło się moje życie. Tam zauważyłem, że kocham matematykę. Uczyłem się po 10 godzin dziennie. Zdecydowałem się przystąpić do Intensive Transition Program. To jednoroczny program, który pozwala ludziom zmienić swoje nastawienie. Zacząłem działać według schematu: zjeść, uczyć się matematyki, zmieniać nastawienie, umyć zęby, wziąć prysznic, powtórzyć. To był ważny okres w moim życiu. To właśnie po ukończeniu tego programu Havens nawiązał kontakt z profesorem Cerrutim. Cerruti i jego żona wysyłali mu wiele książek, ale Havens ich nie dostawał, gdyż nie pochodziły ze źródła dopuszczonego przez więzienny regulamin. W końcu władze więzienia zawarły z Havensem umowę. W zamian za dostęp do książek, będzie uczył innych więźniów matematyki. Współpraca pomiędzy Cerrutim a Havensem zaowocowała opublikowaniem w styczniu 2020 roku artykułu Linear fractional transformations and nonlinear leaping convergents of some continued fractions, którego więzień jest głównym autorem. Havens ma opuścić więzienie w roku 2036. Nadal uczy się matematyki, chociaż w warunkach więziennych nie jest to łatwe. Po wyjściu z więzienia chce pójść na uczelnie wyższą. Ma zamiar zostać matematykiem. Chce, by Prison Mathematic Project zamienił się z czasem w organizację charytatywną, która będzie pomagała uzdolnionym matematycznie więźniom. « powrót do artykułu
-
Przewodniczący zarządu Samsunga, Lee Sang-hoon, został skazany na 18 miesięcy więzienia za naruszenie prawa pracy. Po wydaniu wyroku przez sąd w Seulu menedżer został natychmiast aresztowany i przewieziony do więzienia. Przestępstwa, których się dopuścił, dotyczą okresu 2012–2017 gdy odpowiadał za finanse koncernu. Przewodniczącym Zarządu został w marcu 2018 roku. Lee nie powędrował do więzienia samotnie. Towarzyszył mu wiceprezes Kang Kyung-hoon, który otrzymał identyczny wyrok. W sumie około 25 byłych i obecnych menedżerów Samsunga zostało uznanych winnymi złamania prawa pracy. Sprawa dotyczyła przede wszystkim rób rozwiązania przez menedżerów związku zawodowego działającego w dziale obsługi klienta. Menedżerowie zostali uznani winnymi wielu przestępstw, w tym gromadzenia informacji o niektórych członkach związku zawodowego. Zbierali dane dotyczace stanu cywilnego sytuacji finansowej czy historii chorób psychicznych. W oskarżeniu stwierdzono, że menedżerowie Samsunga wykorzystywali różne taktyki w celu zniechęcenia związkowców do działania, w tym straszenie obcięciem pensji pracowników powiązanych ze związkami i zerwaniem umów z podwykonawcami, którzy przychylnie odnosili się do związków zawodowych. Zbierali też dane wrażliwe i wykorzystywali je do nakłonienia związkowców do odchodzenia z firmy i celowo przeciągali negocjacje ze związkami zawodowymi. Śledztwo wykazało też, że powołano do życia specjalną grupę, która opracowywała taktykę walki ze związkami. « powrót do artykułu