Znajdź zawartość
Wyświetlanie wyników dla tagów ' statystyka' .
Znaleziono 2 wyniki
-
Czysta matematyka sposobem na gry losowe? Temat ten od dawna żyje własnym życiem i ma wielu zwolenników, jak i przeciwników. Nie ulega jednak wątpliwości, że analityczne podejście m.in. do zakładów bukmacherskich ma rację bytu. Gra na tzw. chybił-trafi nie ma sensu dla ludzi, którzy regularnie typują wyniki meczów. Dla nich najważniejsze stają się analizy, statystyki, liczby i rozeznanie w danej tematyce. Pasjonaci sportu zmieniają się w poważnych analityków. Bajki czy rzeczywistość? Historia zakładów jest dość długa i przez dziesiątki lat pojawiło się wiele plotek i spiskowych teorii na temat tego, że da się przechytrzyć bukmacherów i istnieje wzór na skuteczne obstawianie. Wiele pisało się o grupie matematycznych zapaleńców, która miała regularnie wygrywać w zakładach, aż została poproszona o zaprzestanie takich działań. To jednak tylko pogłoski i gotowe scenariusze na film czy książkę. Rzeczywistość jest inna, ale nie aż tak bardzo, jak moglibyśmy sądzić. Matematyka jest obecna w grach losowych i według większości ekspertów może pomagać. Analiza fundamentem Na początek należy się skupić stosunkowo najprostszych rzeczach. Czyli od dobrego przygotowania. Tak, jak sportowcy trenują, analizują i przygotowują się do meczów, tak i regularni gracze muszą się odpowiednio przygotować. W określeniu szans na zwycięstwo analiza wielu detali i dostrzeżenie praktycznie każdego szczegółu może działać na plus. Forma drużyny, kontuzje, taktyka, bilans historyczny, analiza ostatnich meczów – to wszystko układa nam się w jedną całość. Dlatego tak cenione są statystyki i wyliczenia, wśród których nie brakuje matematyki. W ostatnim czasie furorę robi xG, czyli „expected goals”. Jest to model określający szanse na zdobycie gola przez zawodników i drużynę. XG jest wyznacznikiem dyspozycji, skuteczności i kreatywności. Określa jednak prawdopodobieństwo, więc nie jest tak, że jest prawdą objawioną, ale daje pogląd i wskazówki. Jak zniwelować przewagę? Istnieją także terminy, które już samą swoją nazwą przekonują, że mogą być kluczem do poprawnego typowania. Chodzi o dwa pojęcia – valuebet i surebet. Najpierw warto się skupić na tym pierwszym. Valuebet to zakład, który według oceny szacującego został źle obliczony przez bukmachera i jego kurs jest niesłusznie zawyżony. Warto zwrócić uwagę, że w tym przypadku chodzi o subiektywną ocenę osoby typującej. Należy przeanalizować sytuację danych drużyn, ich statystyki i później odnieść to do (naszym zdaniem) zbyt wysokiego kursu. Istnieje na to wzór, wartość value obliczamy mnożąc p (czyli szacowany procent na sukces zdarzenia podzielony przez 100) i k (czyli kurs zdarzenia u bukmachera). Gdy wynik tego równania jest większy od 1 wtedy możemy mówić o wartościowym zakładzie (valuebet). Jeśli wartość jest mniejsza niż jeden, to przewaga leży po stronie bukmachera. Tak jak wcześniej wspominaliśmy, wartość k jest znana, bo kursy są stałe i podawane, tak wartość p już nie i zależy od uznaniowych szans. Wśród regularnych graczy stosowana jest zasada, że im więcej uda się znaleźć i tym samym postawić valuebetów, tym większa szansa na poprawne typy. Pewniaki jednak istnieją? Teraz pora na surebet. Co to takiego? Tłumacząc z języka angielskiego wychodzi, że to „pewny zakład”. Jak wiadomo jednak w życiu nie ma nic pewnego oprócz podatków i śmierci. To jak to więc jest? W przypadku surebetów chodzi o znalezienie takich kursów u bukmachera na dane wydarzenie, które w każdym z możliwych przypadków gwarantuje wygraną. Najprościej jest pokazać to na przykładzie monety, którą się rzuca. Możliwości rozstrzygnięcia są dwie: wypadnie albo orzeł, albo reszka. Załóżmy, że kurs u jednego bukmachera na to, że wypadnie orzeł wynosi 2.20, u innego reszka ma kurs 2.20. Stawiając po 10 zł na jeden i drugi typ jesteśmy pewni, że wygrana będzie wynosić 1 zł, niezależnie od wyniku rzutu monetą. Oczywiście to tylko przykład, ale pokazujący, iż w przypadku surebetów należy szukać zawyżonych kursów i gdy połączymy je z innymi, któryś z postawionych zakładów może być wygrany. Oczywiście nie jest to takie proste i nie ma wielu takich zdarzeń. Łatwiej znaleźć i oszacować surebet, gdy mamy do czynienia z tzw. zakładami dwudrogowymi, czyli takimi z dwoma możliwymi rozstrzygnięciami. Tak jest m.in. w przypadku tenisa, koszykówki itd. Istnieją także strony z kalkulatorami surebetów, co przydaje się przy zakładach trójdrogowych, czyli np. w meczach piłki nożnej, gdy może wygrać jedna z drużyn albo spotkanie może zakończyć się remisem. « powrót do artykułu
-
- matematyka
- statystyka
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Zranienia kosztują Amerykanów niemal 2 biliony dolarów
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Ciekawostki
W 2013 roku w USA koszty zranień wyniosły... ponad 1,8 biliona USD. Naukowcy z Brown University i Pacific Institute for Research and Evaluation sporządzili szczegółowy raport dotyczący zranień, które nie zakończyły się śmiercią. Badacze, na czele których stał doktor Mark Zonfrillo, donoszą, że w 2013 roku niemal 10% Amerykanów trafiło do szpitali i szpitalnych oddziałów ratunkowych z powodu różnego rodzaju zranień. Ze zebranych statystyk wynika, że szpitale przyjęły 31.038.072 przypadki. Naukowcy ocenili nie tylko koszty leczenia, ale również koszty opieki w domu, transportu medycznego, leków, fizjoterapii, utraty czasu pracy, zmniejszonej jakości życia. Z zestawienia dowiadujemy się, że koszt spowodowanej zranieniem niepełnosprawności to 223 miliardy USD, a pogorszenie jakości życia wyceniono na 1,46 biliona dolarów. Naukowcy podkreślają, że należy przywiązywać wagę nie tylko do samej pomocy lekarskiej, ale również wszelkich innych kosztów związanych z wypadkiem. Dopiero wówczas można precyzyjnie ocenić, jakie koszty ponosi społeczeństwo z powodu zranień. Co więcej, większości wypadków można zapobiec. Potrzebne są tutaj działania zarówno edukacyjne, policyjne jak i ekonomiczne czy inżynieryjne. Co bowiem z tego, że stosujemy świetnie zaprojektowany wytrzymały dziecięcy fotelik samochodowy, jeśli nieprawidłowo go zamontujemy. Wiele zranień i wypadków to wynik tylko i wyłącznie bezmyślności ludzi, którzy nie używają kasków rowerowych czy w czasie jazdy korzystają z telefonu komórkowego. Wśród interesujących danych przytoczonych przez naukowców warto wymienić: – 12,08 miliona zranień było spowodowanych przez upadki lub przypadkowe uderzenia przedmiotami. Koszt takich zranień to 808 miliardów USD (średnio 66.857 USD na zranienie). Dodatkowo w 2013 roku mieliśmy do czynienia z 654.688 napadami, w czasie których doszło do uderzenia osoby przedmiotem lub jej popchnięcia. Tutaj koszty zamknęły się kwotą 67,66 miliarda USD (średnio 103.325 USD); – 3,08 miliona zranień było związanych z wypadkami samochodowymi. Tutaj koszt to 207 miliardów dolarów (średnio 67.136 USD); – 10.772 przypadków podtopienia czy sytuacji bliskiej utonięciu, w tym wypadki, próby samobójcze, próby zabójstwa i inne, kosztowało 3,89 miliarda USD (średnio 361.354 USD); – 74.072 zranienia związane z bronią palną to koszt 16,32 miliarda dolarów (średnio 220.380); – 439.963 celowe samookaleczenia kosztowały 30, 17 miliarda dolarów (średnio 68.894 USD); tutaj najbardziej rozpowszechnione były otrucia (63,8%), jednak były one też najmniej kosztowne (44.316 USD); samookaleczenia z wyłączeniem otruć kosztują zaś średnio 112.222 USD. – najmniej kosztowne były zranienia dzieci w wieku 1–11 lat. Średnia wyniosła tutaj 47.663 USD na każdy taki przypadek, co jest najniższą kwotą ze wszystkich grup wiekowych. Z kolei najbardziej ksoztowne były zranienia dzieci poniżej 1. roku życia (97.623 USD). – w gospodarstwach domowych znajdujących się wśród 25% najuboższych doszło do 30,8% zranień, czyli najwięcej ze wszystkich grup dochodowych. Z kolei w gospodarstwach z 25% najbogatszych koszt zranienia wynosił 64.950 USD na przypadek, podczas gdy średni koszt na wszystkie gospodarstwa domowe to 59.687 USD. – w przypadku 91,5% pacjentów leczenie zranień zakończyło się na oddziale ratunkowym, a pozostałych 8,5% musiało pozostać w szpitalu. Koszty pozostania w szpitalu były znacznie większe niż leczenia na SOR. O ile bowiem leczenie, pobyt i inne koszty związane z przyjęciem na oddział ratunkowy wyniosły średnio 33.184 USD, to już pozostanie w szpitalu spowodowało, że koszty te rosły do 343.535 dolarów, w tym 38.112 stanowiły koszty medyczne, a 305.423 to koszty utraty godzin pracy, zmniejszonej jakości życia czy niepełnosprawności. – wśród wspomnianych 8,5% pacjentów, którzy ostatecznie trafili do szpitala, 38,7% było leczonych w szpitalach na południu kraju, co odpowiada odsetkowi mieszkańców tam żyjących (37,4%). Zranienia osób z zachodniej części USA były o 11% bardziej kosztowne niż średnia, zarówno jeśli chodzi o bezpośrednie koszty medyczne (19,8%) jak i utratę pracy czy zmniejszoną jakość życia (10,4%). « powrót do artykułu