Znajdź zawartość
Wyświetlanie wyników dla tagów ' spadek' .
Znaleziono 4 wyniki
-
Ponad pięć lat temu w Science ukazał się artykuł, którego autorzy alarmowali, że od 1970 roku populacja ptaków w USA spadła niemal o 30%. Wczoraj podczas 90th North American Wildlife and Natural Resources Conference opublikowano 2025 U.S. State of the Birds, raport przygotowany przez wiodące organizacje i instytucje zajmujące się ochroną przyrody, w tym Cornell Lab of Ornithology. Z raportu wynika, że populacja ptaków wciąż się zmniejsza. Co więcej, pozytywne zjawiska z pierwszego raportu – jak długoterminowy wzrost liczby ptaków wodnych – już nie zachodzą. Najnowszy raport nie przynosi optymistycznych wieści. Okazuje się bowiem, że sytuacja 229 gatunków, czyli około 1/3 wszystkich żyjących w USA, jest na tyle zła, że w bliższej lub dalszej przyszłości ich istnienie może być zagrożone. Liczebność gatunków leśnych spada zarówno na wschodzie, jak i zachodzie, ale na zachodzie tempo spadku przyspiesza. Jednak najszybciej zmniejsza się liczebność gatunków żyjących na łąkach i pastwiskach (o 43% od 1970 r.) oraz na terenach suchych (o 41% od 1970 r.). Populacja ptaków wodnych, która rosła od 1970 roku, zaczęła spadać. Od roku 2014 zmniejszyła się aż o 20%. Aż 42 gatunki, w tym c, srokę żółtodziobą i epoletnika trójbarwnego, zaklasyfikowano jako Red-Alert Tipping Point Species, co oznacza, że ich liczebność jest niebezpiecznie mała. Kolejnych 37 gatunków przypisano do kategorii Orange Alert. Ich liczebność w długim terminie się zmniejsza, a spadek ten przyspiesza. Szybkie spadki liczebności ptaków to dowód na coraz silniejsze działanie niekorzystnych czynników, które doświadczają zwierzęta i ludzie na całym świecie. Te czynniki to utrata siedlisk, degradacja środowiska i ekstremalne zjawiska pogodowe. Gdy widzimy takie spadki, musimy pamiętać, że jeśli warunki nie są dobre do życia dla ptaków, nie są też dobre do życia dla ludzi, mówi profesor Amanda Rodewald z Cornell Lab. Naukowcy zwracają jednak uwagę, że takie zjawiska nie są nieodwracalne. Odpowiednie działania i inwestycje mogą dać bardzo dobre wyniki. Przypominają, że w 2009 roku 16 leżących na wybrzeżach stanów skoordynowało wysiłki na rzecz ochrony ostrygojada brunatnego. Od tamtej pory regionalne populacje tego ptaka zwiększyły swoją liczebność o 43%. Jak więc zauważają eksperci, takie działania jak zakładanie obszarów chronionych, ochrona wybrzeży i lasów mogą wiele zdziałać i odwrócić niekorzystne trendy. Coś wręcz przeciwnego obserwuje się w przypadku ptaków wodnych. Obecnie ich liczebność gwałtownie spada, gdyż mamy do czynienia z suszami, zmniejszono ochronę obszarów podmokłych i są one coraz częściej zamieniane są w pola uprawne. Wiele populacji ptaków walczy o przetrwanie. Istnieją jednak sprawdzone metody ochrony oparte na nauce i inwestycjach w ochronę środowiska. Dekady ochrony obszarów podmokłych przed myśliwymi, właścicielami ziemskimi, agencjami stanowymi i federalnym oraz korporacjami pozwoliły na zwiększenie liczebności wielu gatunków ptaków wodnych. Wystarczy, że będzie korzystna pogoda. Udowodniliśmy, że to działa, mówi Steve Adair, główny naukowiec organizacji Ducks Unlimited. Autorzy raportu podkreślają też korzyści gospodarcze wynikające z ochrony ptaków. Przypominają, że rekreacyjnymi obserwacjami ptaków zajmuje się około 100 milionów Amerykanów. Żadna inna forma aktywności nie jest w USA tak popularna. Nie licząc oczywistych korzyści zdrowotnych wynikających z aktywności fizycznej i przebywania na świeżym powietrzu, to zamiłowanie obywateli USA do obserwowania ptaków przekłada się na konkretne kwoty. Amerykanie wydają na tę formę rozrywki aż 108 miliardów USD rocznie w postaci wydatków na podróże, zakwaterowanie czy sprzęt do obserwacji. Przekłada się to na 1,4 miliona miejsc pracy i 38 miliardów USD wpływów z podatków. « powrót do artykułu
-
Gdy przed rokiem pisaliśmy o niepokojącym odkryciu dokonanym przez entomologów-amatorów z Krefeld, stwierdziliśmy, że mamy do czynienia z największym wymieraniem od czasów dinozaurów. Nie wiedzieliśmy jednak, jak bardzo jest źle. Na łamach Science ukazały się właśnie wyniki największych w historii badań dotyczących obfitości owadów na Ziemi. Okazało się, że od roku 1990 liczba owadów na planecie zmniejszyła się o... 30%, a w Europie mamy do czynienia z ciągłym przyspieszeniem spadków. Autorzy analizy wzięli pod uwagę 166 długoterminowych badań prowadzonych w niemal 1700 miejscach. Zauważyli, że nie wszystkie gatunki odnotowują spadki. O 11% na dekadę zwiększa się liczba owadów słodkowodnych. Ma to związek z lepszym stanem wód powierzchniowych. Jednak owady słodkowodne stanowią jedynie 10% ogólnej liczby owadów i – co niezwykle ważne – nie zapylają roślin. Owady to najbardziej zróżnicowana i najliczniejsza grupa zwierząt. Są niezbędne dla ekosystemu, od którego i my zależymy. Zapylają rośliny, także te uprawne, są pożywieniem dla innych zwierząt, przetwarzają martwą materię organiczną. I masowo giną w wyniku działalności człowieka. Z wielu regionów świata mamy bardzo skąpe dane na ich temat. Niewiele wiemy o zmianach populacji insektów w Afryce, Ameryce Południowej i na południu Azji. Jednak specjaliści sądzą, że szybka urbanizacja, niszczenie habitatów i zajmowanie kolejnych terenów pod rolnictwo i ta przyczyniają się do błyskawicznych spadków liczebności owadów. Już wcześniejsze badania na mniejszą skalę wykazywały szybkie spadki liczebności owadów. Naukowcy nie od dzisiaj ostrzegają, że będzie to miało katastrofalne konsekwencje dla przetrwania ludzkości. Niektórzy eksperci oceniają, że w ciągu najbliższych 50 lat zniknie 50% owadów. Z najnowszych badań wynika, że bardzo zła sytuacja panuje w Europie. Spadek liczby owadów jest coraz szybszy, co bardzo zaskoczyło głównego autora badań, Roela van Klinka z Niemieckiego Centrum Badań nad Integracyjną Bioróżnorodnością w Lipsku. Lepiej jest w Ameryce Północnej, gdzie wykres tempa spadku ulega spłaszczeniu. Dane z innych regionów globu nie są tak dokładne. Wiemy jednak, i nie jest to jakaś wiedza tajemna, że rozrastanie się miast, zajmowanie przez nie naturalnych habitatów, źle wpływa na populację owadów, mówi Kling. Tymczasem takie procesy zachodzą bardzo szybko w Azji Wschodniej i w Afryce. A Ameryce Południowej niszczona jest Amazonia. Nie ma wątpliwości, że negatywnie odbija się to na populacji owadów i innych zwierząt, dodaje Klink. Co gorsza, jak się okazuje, na obszarach chronionych owady radzą sobie niewiele lepiej, niż wszędzie indziej. Utrata owadów związana jest z niszczeniem ich habitatów, używaniem pestycydów i zanieczyszczeniem światłem. Wpływ zmian klimatycznych nie jest w najnowszych badaniach wyraźny, mimo że mamy ewidentne przykłady jego negatywnego wpływu na niektórych obszarach. Van Klink mówi, że zmiany temperatury i opadów mogą negatywnie wpływać na jedne gatunki, a pomagać innym. Uczony przypomina jednak inne badania, które wykazały, że rosnąca zawartość dwutlenku węgla w powietrzu prowadzi do spadku wartości odżywczych w roślinach, co z kolei powoduje znaczące spadki w populacji licznych gatunków z rzędu prostoskrzydłych (np. koniki polne) na preriach w USA. To szokujące, gdyż takie zjawisko może zachodzić na całym świecie, stwierdza uczony. Profesor Dave Goulson z Univeristy of Sussex, który nie brał udziału w najnowszych badaniach, mówi: Ludzie powinni przejmować się owadami. Świetnie, że niektóre gatunki słodkowodne zwiększają swoją liczebność, prawdopodobnie z bardzo niskich poziomów. Ale większość owadów żyje na lądzie i te badania potwierdzają to, co od dawna obserwujemy – liczebność owadów zmniejsza się od dziesięcioleci. Van Klink jest jednak optymistą. Jego zdaniem nie jest zbyt późno, a przykład owadów słodkowodnych pokazuje, że jeśli przyjmiemy odpowiednie rozwiązania prawne, możemy odwrócić niekorzystny trend. « powrót do artykułu
-
W zimie z 2017 na 2018 r. liczba kolonii pszczół spadła o 16% - ustalił międzynarodowy zespół naukowców, pracujący pod przewodnictwem specjalistów z University of Strathclyde. Analiza objęła 25.363 pszczelarzy z 36 krajów. Okazało się, że z 544.879 kolonii zarządzanych na początku zimy stracono 89.124. Zadziałała kombinacja czynników, w tym warunki pogodowe, nierozwiązywalne problemy związane z królową czy katastrofa naturalna. W Portugalii, Irlandii Północnej, Anglii i we Włoszech straty wynosiły ponad 25%, podczas gdy np. na Białorusi, w Izraelu i Serbii nie przekraczały one 10%. Odnotowano również znaczące zróżnicowanie wewnątrz pewnych krajów, w tym w Niemczech, Szwecji oraz Grecji. Ogólny wskaźnik utraty spadł z 20,9% w 2016-17, ale nadal był wyższy od 12,0% z 2015-16. W Szkocji wskaźnik strat ogółem rósł na przestrzeni tych 3 lat i wynosił, odpowiednio, 18,0%, 20,4% i 23,7%. Hodowcy, którzy przenieśli swoje kolonie w sezonie pożytkowym, by zyskać dostęp do nowych roślin albo do zapylania, doświadczyli mniejszych strat niż ci, którzy trzymali pszczoły w jednym miejscu. Hodowle na mniejszą skalę doświadczyły większych strat niż większe przedsięwzięcia. Badanie objęło 33 kraje z Europy, a także Algierię, Izrael i Meksyk. Jego wyniki ukazały się w Journal of Apicultural Research. Autorami są naukowcy należący do grupy monitorującej utratę pszczół w ramach międzynarodowego stowarzyszenia COLOSS (Instytut Zdrowia Pszczół na Uniwersytecie w Bernie). Utrata kolonii pszczół to bardzo skomplikowana kwestia. [...] Obserwujemy pszczoły zimą, ale to, co się z nimi dzieje, może być częściowo zdeterminowane warunkami panującymi zeszłego lata - opowiada dr Alison Gray i dodaje, że wiele kolonii znika przez problemy związane z królową, która może zniknąć lub nie składa zapłodnionych jaj. Pszczołom zagraża też m.in. wywoływana przez pajęczaki Varroa destructor warroza. Naukowcy podzielili rośliny, które pszczoły odwiedzają, zbierając pyłek i nektar, na 6 kategorii: sady, rzepak, kukurydza, słonecznik, wrzosy i jesienne rośliny pastewne. « powrót do artykułu
-
Wiara we własne możliwości może zdziałać ciśnieniowe cuda
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Psychologia
U osób po udarze, które uważają, że mogą się uchronić przed kolejnym udarem, obserwuje się większe spadki ciśnienia skurczowego (ang. systolic blood pressure, SBP). Wyniki wstępnych badań zaprezentowano na międzynarodowej konferencji Amerykańskiego Towarzystwa Udarowego w Honolulu. Wysokie ciśnienie krwi to główny czynnik ryzyka udaru i nawrotów udaru. Wcześniejsze badania pokazały, że postawy i przekonania zdrowotne pacjentów odgrywają dużą rolę w tym, jak o siebie dbają. By ustalić, czy konkretne przekonania mają moc obniżania ciśnienia po udarze, zespół prof. Bernadette Boden Albali z Uniwersytetu Nowojorskiego zebrał grupę 434 dorosłych. Średnia wieku to 64 lata. Proporcja płci wynosiła 1:1; Latynosi, a także przedstawiciele ras czarnej i białej stanowili mniej więcej po 1/3 grupy. Ochotnicy przeżyli udar lub przejściowy atak niedokrwienny (ang. transient ischemic attack, TIA). Badani wypełniali kwestionariusz z pytaniami, do których trzeba się było ustosunkować, np. "Obawiam się udaru" lub "Mogę się uchronić przed udarem". Okazało się, że prawie 78% dorosłych zgodziło się z twierdzeniem "Mogę się uchronić przed kolejnym udarem". Dorośli, którzy się z nim zgadzali, mieli średnio o 6,44 mmHg większy spadek ciśnienia skurczowego niż osoby, który nie czuły, że tak jest. Pewne przekonania zdrowotne, takie jak te dot. mocy sprawczej pacjenta, mogą odgrywać istotną rolę w zapobieganiu kolejnym udarom - podkreślają naukowcy. Studium zostało sfinansowane przez amerykański Narodowy Instytut Zaburzeń Neurologicznych i Udarów. « powrót do artykułu- 1 odpowiedź
-
- udar
- nawrót udaru
- (i 5 więcej)