Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

MrVocabulary (WhizzKid)

Użytkownicy
  • Liczba zawartości

    1373
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    25

Odpowiedzi dodane przez MrVocabulary (WhizzKid)


  1. Tylko, że utrzymanie bąbla zdaje mi się również będzie wymagać wkładu energetycznego. Wyginanie czasoprzestrzeni to raczej nie jest jednorazowy i trwały proces. Podobnie kontrolowanie tej czasoprzestrzeni, z tego co ja zrozumiałem, to ona będzie się poruszać. Kojarzy mi się to postępującym polem magnetycznym w dziale Gaussa.

     

    Ale popatrz jak technika optymalizacji zużycia energii się rozwinęła. Co prawda skala kosmiczna to jeszcze nie jest, ale istotna (w ciągu 10 lat wydajność ogniw słonecznych skoczyła z 2% do 40%). No i w wielu równaniach pewnie wiele nieskończoności czy innych dużych liczb się skróci, w miarę postępu zrozumienia czasoprzestrzeni. Na razie te teorie są trochę naciągane i niespójne ;-)

    • Pozytyw (+1) 1

  2. Z tym się akurat nie zgodzę. Setki razy można się było przekonać, że źle formułowano hipotezę dotyczącą np. dzialania jakiegoś leku, potem się okazywało, że on działa (więc uzyskano poprawne rozwiązanie problemu, bo efekt był zgodny z oczekiwanym), ale w oparciu o inny mechanizm. Także zupełnie się nie zgadzam z tym, co napisałeś.

     

    Drzewa logiczne dają i taką możliwość. Chodziło mi jednak o to, że mając same poprawne przesłanki i poprawnie wnioskując logicznie musisz dojść do prawidłowej odpowiedzi. Natomiast na podstawie złych przesłanek możesz dojść do poprawnego wniosku, choć nie zawsze, no i nie masz informacji o tym czemu coś działa ;-)

     

    Zresztą podobnie jest z religiami, co obrazuje pewna indyjska przypowieść:

    Król kazał zebrać wszystkich ślepych od urodzenia, postawił przed nimi słonia i polecił im kolejno: pierwszemu kazał dotknąć głowy słonia, drugiemu ucha, trzeciemu kła, kolejnym trąby, tułowia, nogi, pośladków, ogona. Następnie zadał im pytanie: Jaki jest słoń? Ślepcy odpowiadali że: On jest jak pleciony kosz, on jest jak garnek, on jest jak poręcz pługa, jak spichlerz, słup, moździerz, miotła... Potem poczęli się głośno sprzeczać i w końcu bić, a król przyglądał się im i śmiał.


  3. I popatrzcie coście narobili. ;) Wcześniej każdy naprodukował się, że trzeba szanować przekonania innych, a teraz zwyczajnie każdy z Was próbuje udowodnić, że ma rację, a strona druga jest głupia (piszę o tym, co czytam, a nie o tym co naprawdę myślicie). Znowu zrobiło się smutno dzięki religii, tudzież jej braku. Może się wtrącam, ale to zdecydowało przestało mieć charakter dyskusji. :P .

     

    Nie sądzę, żebym ani ja, ani mikroos, jakoś specjalnie jechali po tej drugiej stronie. Ale przekonanie o swojej racji de facto zakłada głupotę/gorszość tej drugiej strony. Gdybym nie uważał swojej opinii za lepszą, to by nie była już moją opinią ;-) Mikroos podobnie - my po prostu twardo stoimy na swoim i nie widzę fragmentu, gdzie byśmy szczególnie się atakowali. Oprócz tego z przegryzniem kabli oczywiście ;-)

     

    Ale fakt, ja z mikroosem nie powinniśmy dyskutować sami :)

     

    Nie można do końca udowodnić istnienia Boga, ale i do końca nie można udowodnić jego nieistnienia. Jestem czystym przykładem jak można połączyć wiarę w Niego z nauką. A przykład ten nazywa się ewolucjonizm teistyczny.

     

    Dokładnie. Różnica jednak polega na tym, że my dopuszczamy więcej źródeł wiedzy (metafizyczne np.) niż mikroos. Jeśli oprzemy sie na fizyce i logice, to faktycznie przewaga zdania będzie po stronie mikroosa. Jak dorzucimy filozofię teologiczną i metafizyczne doświadczenia, to możemy udowodnić prawie wszystko. Na podstawie złych przesłanek nie można otrzymać poprawnej odpowiedzi - i chodzi chyba mikroosowi o to, że nasze źródła wiedzy nie są godne uwzględnienia.

     

    A ewolucjonizm teistyczny podzielam, ale to przykład tymczasowy - przypuszczam, że granicę boskiej ingerencji jeszcze kilka razy przesuniemy.

     

    I nie ma, nie istnieją i nie sądzę, żeby zaistniały argumenty, które przeczą istnieniu bytu wyższego. Skoro ani kreacjoniści, ani ateiści nie są w stanie udowodnić swoich racji, to nie ma w ogóle kwestii.

     

    Jesteśmy w uprzywilejowanej pozycji w postaci prostego paradoksu: jeśli Bóg może wszystko, to wtedy może uciec wszelkim kontrargumentom. Tak samo jakby go nie było ;-) A brak dowodu nie jest dowodem braku. Ale o to spór się zakończył, tylko debata na temat źródeł wnioskowani była ;-)

     

    Nasze "ja wiem lepiej" z mikroosem dotyczyło raczej sfery etycznej (kara śmierci chociażby). Natomiast nasza dyskusja polegała na tym, że kolega mikroos postrzega świat jednobiegunowo (fizyka, ciągi dowodowe) z jedną wykładnią, natomiast Ty i ja widzimy go dwubiegunowo (fizyka <-> metafizyka, fakty <-> percepcja). A dowodów innych niż kartezjańskie tutaj przytoczyć nie można w sumie.

     

    Ale i tak zaraz się dowiemy, że to ludzie wierzący mają coś udowodnienia. Przecież to jest zgodne z zasadami logiki, które poniekąd wymyślili sami ludzie ;D

     

    duty_calls.png


  4. Oj, to bardzo podkopałeś swoją wiarygodność. Oczekujesz, że mnie przekonasz, a nie potrafisz nawet udowodnić, że źródło Twoich przekonań jest prawdziwe? I ja mam ufać takiej grupie, która nie potrafi udowodnić, że ma racje?

     

    Dlatego to się nazywa "wiara" a nie "nauka". W ogóle jak można wierzyć w coś z jednej strony potężniejszego od siebie, ale z drugiej podlegającemu Twojemu zmysłowi poznawczemu? Nie mówię tutaj o np. słoniu czy tornadzie, ale bardziej rzeczy typu mechanika kwantowa, które nadal trudno opisać.

     

    Mam przesłanki, by wierzyć - rozumowanie logiczne, filozofia (teologia), doświadczenia moje czy czyjeś, jakieś wydarzenia. Ale jak już kiedyś się spieraliśmy na 4 strony forum, ja Ci UDOWODNIĆ tego nie mogę - możesz tego doświadczyć, ale też nie będziesz zdolny do udowodnienia tego. Ja natomiast dowody działalności boskiej tu czy ówdzie widzę, ale nie mogę ich wyjąć z rzeczywistości i Ci ich zapakować w pudełko.

     

    I dlatego moja religia JEST wiarygodna, jako WIARA. Gdyby było inaczej, i fakt istnienia Boga był niezbicie do udowodnienia, to sam byłbyś wierzący. Nie byłoby wolnej woli wspomnianej w Piśmie Św. Nie byłoby też PRÓBY, którą moja religia zakłada na tym ziemskim padole. Co to za próba, gdzie jest tylko jedna jedyna możliwość?

     

    Aha, jeszcze jedna, najważniejsza rzecz. Mnie nie interesuje przekonanie Ciebie o źródle moich przekonań tak, jak Ty to sobie wyobrażasz. Ja Ci tego życzę, ale nawet jeśli to moje urojenie, to nadal ja w to WIERZĘ, tak jak Ty zapewne wierzysz w miłość swojej mamy do siebie. Jak Cię zapytam, to mi powiesz, że Cię mama kocha, ale czy naprawdę wpłynie na Ciebie to, czy ja w to uwierzę?

     

    Trzeba być naprawdę głupim, żeby wierzyć w Boga, którego można pojąć. Człowiek sam siebie - swojej przedświadomości - nie pojmuje, bo mamy mózg dokładnie własnych rozmiarów. Trudno nam nawet przewidzieć zachowanie zwierząt w pewnych momentach, które są umysłowo od nas prostsze. Spojrzenie na wszechświat z zewnątrz jest dla człowieka abstrakcją nieskończenie odległą, bo nam elementarna fizyka czy logika na to nie pozwalają, a Ty chcesz, żebym Ci udowadniał Boga, który wszechświat stworzył?

     

    Nie, chrześcijaństwo jest spójną ideą jako całość. Ale nieweryfikowalną w 100% - i to świadczy o jej spójności.

     

    Znasz analogię dwuwymiarowego świata? Gdzie ludzie-kwadraty odwiedza człowiek-kula trójwymiarowy? Przenika ich dwuwymiarowy świat stopniowo, tak więc oni widzą koło o zmieniającej się wielkości. Układ mniejszy nie może objąć układu większego, natomiast na odwrót już tak. Możemy obliczyć objętość czterowymiarowego hipersześcianu (a2 * b2 * c2 * d2 = e2), ale czy umiesz sobie wygląd hipersześcianu wyobrazić albo udowodnić jego istnienie w trzech wymiarach?

     

    To jest właśnie wiara.

     

    Btw. prócz wypowiedzi k0mandosa, to generalnie rozmawiamy we dwóch. Z doświadczenia wiem, że to nie wróży nic dobrego, i że inni forumowicze albo wyłączyli subskrypcję, albo robią co chwilę tzw. facepalm. Więc jak napiszesz jakąś odpowiedź, to bądź pewien, że przeczytam, ale już nie odpiszę w tym wątku ;-)

     

    Pozdrawiam =]


  5. Udowodnisz?

     

    Tamte słowa potraktowałeś zbyt poważnie ;) Ale w sumie to tak: Bóg istnieje. Bakterie też. Stąd wniosek, że Bóg im pozwala :) Istnienia Boga Ci nie udowodnię, bo tego się nie robi - Boga można tylko okazać/doświadczyć :-) Co to byłby za ułomny Bóg, który po stworzeniu Wszechświata byłby do udowodnienia przez człowieka na maleńkiej planetce? Ja bym w takiego nie wierzył, nawet jakbym go widział :P

     

    Wracam do lektury, pozdrawiam ;-)


  6. A wiesz, że gdyby nie technologia enzymatyczna (bakterie!) nigdy by nie powstał? :>

     

    Myślę, że dlatego Bóg pozwalam bakteriom istnieć ;-) W każdym razie - nie wiem, jak Ty, ale ja bym się bytowaniem z bakterią nie zamienił.

     

    A swoją drogą, to jestem katolem i czytałem Biblię, więc sądzę, że jestem lepszy od bakterii ;-)


  7. Tak? Moim zdaniem rządzą bakterie. Poradzą sobie bez nas wspaniale, a my bez nich zginiemy błyskawicznie.

     

    Oryginalność tej wypowiedzi w skali od 1 do 1 000 000 000 oceniam na... 5. Bakterie nie mają karotki bananowej, nie mają Star Treka ani Warcrafta. Jesteśmy po prostu lepsi, bo już sporo chorób wytłukliśmy na amen, a epidemie nas jeszcze nie. A, i o ketchupie Heinza zapomniałem wspomnieć - jedna najlepszych rzeczy, jakie mi się przydarzyły w 2006 roku ;)

     

    Co do gospodarki - zgadzam się, ale to Ty uważasz, że brytyjska gospodarka ma się lepiej. Póki co, jest to jednak nieprawda.

     

    Ma się lepiej, bo "gospodarczo" stan życia mają wyższy, chociaż ich gospodarka kryzys znosi gorzej. Uproszę to: oni mają nadal więcej pieniędzy. Zanim my będziemy mieli tyle pieniędzy, Polacy się rozleniwią, przejdą na usługowy charakter gospodarki, zsocjalizują się itd. Nie ma bata.

     

    Ale to nie ma teraz nic do rzeczy, jakie kto buduje drogi. Chodzi o to, że zmarnowana zostanie kasa na turbany, podczas, gdy można ją było lepiej wykorzystać.

     

    Nawet, jeśli dołożysz 120 gigahipertrylionów dolarów debilowi, to i tak nic pożytecznego z tego nie wyniknie.

     

    Zresztą jakoś nie widać głosów za tym, że ta kasa jest bardzo zmarnowana. Poczytaj Summę technologiae czy inne zbiory esejów Lema - tam dobrze on opisuje, czemu nie można się koncentrować na spełnianiu tylko jednego rodzaju potrzeb.

     

    Błagam Cię, daj spokój. Ten "realny stosunek" kończy się na tym, że większość nie chce ingerencji KRK w życie państwa, a poparcie dla kary śmierci wynosi kilkadziesiąt procent.

     

    Gdyby większość tak chciała, to by KRK nie miałby nic do powiedzenia. Zresztą mało istotne.

     

    Za to jeśli jeszcze raz będziesz mi się wymądrzał na temat kary śmierci w mojej religii, to dowiem się gdzie mieszkasz i przegryzę Ci kabel od internetu - a jeśli masz mobilny, to poprzegrywam fale elektromagnetyczne, a potem Ci puszczę pełnometrażową edycję pierwszych 180 sezonów Mody na sukces.

     

    Nie ma to żadnego związku, i nie wiesz lepiej, bo nie jesteś katolikiem, kropka ;-) Przejmuj się stosunkiem do kary śmierci w ateizmie/agnostycyzmie. Uzasadniłem Ci wcześniej, czemu :-)


  8. Rozmawialiśmy już na temat religii ;) Jest to wiara wyłącznie deklarowana, za którą żadne czyny nie idą. Moim zdaniem ten argument jest całkowicie nieuprawniony i nieprawdziwy.

     

    Jednak te 93% ludzi uważa swój stosunek na tyle realny, że tylko, że się tak wyrażę, masz z tym jakiś problem ;-)

     

    Ale dlaczego? To nie ateiści żądają zmian w polityce państwa na swoją korzyść. Oni żądają jedynie tego, żeby nie sprzyjać jakiejś grupie tylko dlatego, że ma widzimisię, a nie ma merytorycznych przesłanek na poparcie swoich racji.

     

    Oczywiście, że tak. Żądając, żeby autorytety moralne dla część ludzi nie miały nic do powiedzenia w polityce dokładnie tym jest. Natomiast większość jest zawsze uprzywilejowana. Tutaj jest tak, że jedno starają się trzymać tradycji, a inni starają się ją zwalczać. To jest równoważna abberacja od normy po obu stronach. Bo co jest bardziej naturalne? Tradycja czy jej brak?

     

    A że większość działa jak działa... ja o demokrację się nie prosiłem :-)

     

    To ma wspólnego, że sam odwołałeś się do argumentu, że mniejszości ubarwiają kulturę i warto im sprzyjać. Efektem są właśnie takie absurdy. I nawet jeżeli nie każdy dokument jest tłumaczony (przepraszam za nieścisłość), to koszty tłumaczeń są astronomiczne. Co gorsza, są to koszty w dużym stopniu niepotrzebne.

     

    Jak są niepotrzebne, to się ich nie tłumaczy. Z kilkuset euro podatku płaconego na rok 2,5 euro na głowę trudno uważać za duży wydatek, szczególnie, że:

    a) ułatwia mniejszościom typu wszyscy Polacy w Europie komunikację w UE, tak samo każda nacja

    :P sprawia, że legislacja jest przejrzysta, a więc bardziej demokratyczna, co akurat w tym porytym ustroju jest pozytywne - jak już ludzie podejmują decyzje, to niech robią to jak najlepiej poinformowani

     

    Czyli sugerujesz, że ściąganie grzywn jest usprawiedliwieniem dla marnotrawstwa? Dobrze rozumuję, że wynika z tego, że jeśli zasadzę drzewko, to mam prawo pomazać mur sprejem?

     

    Sugeruję, że skoro w USA PKB jest 3 x większe, niż w Polsce, to mogą wstawiać pacjentom do sal telewizory. No i tak robią. A żeby było śmieszniej, w Nowym Jorku wprowadzili 8 języków urzędowych, tak swoją drogą.

     

    A Twoja analogia niepoprawna. Jak posadzisz drzewko wcześniej niż sądziłeś, to masz czas zrobić ogrodzenie.

     

    Wracając do tematu: kupisz mi ramę do tego roweru? Ja naprawdę jej chcę! Przecież powinienem mieć do tego prawo!

     

    We Francji są dopłaty do rowerów. Bo czemu nie - stać ich i sprzyja to zdrowiu. Tak jak różnorodność kultura i językowa sprzyja:

    a) kulturze

    :D tożsamości

    c) inteligencji - nie ma nauki znanej ludzkości, która by tak wszechstronnie rozwijała zdolność koncentracji i układania pamięci, jak nauka języków. Osoby dwujęzyczne wykazują średnio 60% wyższą koncentrację na drodze i mają lepsze wyniki w matematyce. Szczególnie, że wielojęzyczność jest stanem bardziej zbliżonym do naturalnego niż monolingwizm.

     

    Więc niech to robią na swój koszt.

     

    Społeczeństwo polega na tym, że się nawzajem wspiera. Dlatego to człek rządzi światem. Oni też płacą podatki na rzeczy, z których nie korzystają. Nawet jeśli Ty tego nie popierasz, to w istocie tak jest, więc równanie jest poprawne. No i UK zyskuje na tym, że będzie mogło wcielić sporo tych ludków do służby.

     

    A ja mam potrzebę ramy rowerowej.

    Zrób z tego istotną potrzebę, a na pewno jakąś dostaniesz. Widać jest Was za mało. Albo pojedź do Francji :)

     

    Powtarzam: chodzi mi o ogólną koncepcję sprzyjania grupce wariatów, którzy sobie czegoś zażyczyli, i na co cały naród musi teraz łożyć.

     

    Grupka tych normalnych ludzi działa w oparciu o to, co służyło im kilkaset lat. Fakt faktem, nie jest to postępowe podejście, ale naród na to nie narzeka.

     

    Czy ja wiem? ich gospodarka rozwija się wolniej od naszej. Wg mnie przyrost PKB jest znacznie bardziej miarodajny od PKB per capita, tym bardziej w sytuacji, gdy wyszliśmy z PRL-u dopiero 20 lat temu.

     

    Polska to zarąbisty kraj. To fakt. I mieliśmy dużo niesprzyjających warunków. To też fakt. Ale to, że nas rozebrali na kawałki było efektem tego, że nasi przodkowie po prostu nie zadbali o to, a potem w dwudziestoleciu nie zdążyliśmy się podnieść, chociaż pewnie 30 lat by nam wystarczyło. Jakkolwiek jesteśmy zasobnym narodem, to nie szukajmy powodów "na zewnątrz" tylko, które wyjaśniałby czemu nie jesteśmy w światowej czołówce. Gwarantuję Ci, że podlegamy tym samym zasadom i zanim się zbliżymy do poziomu życia w Wielkiej Brytanii, to nasza gospodarka zdąży bardzo spowolnić, może nawet bardziej niż ich - oni w końcu mają już doświadczenie. A z nas się będą śmiać Ukraińcy...

     

    Cierpi cały naród podatników, którzy za te same pieniądze mogliby otrzymać kilka załatanych dziur w asfalcie, że się tak wyrażę obrazowo.

     

    Widziałeś drogi w Egipcie albo w Iraku? Robione przez Polaków, dziur nie ma od dawna. Kwestia motywacji i administracji. Wiesz, że z funduszu przeznaczonego dla Polski na lata 2007-2013 z UE wydaliśmy na razie ok. 1%? Pieniędzy nie brakuje, brakuje nam zdolności samoorganizacji.


  9. Problem w tym, że tutaj maleńka grupa zadecydowała za wszystkich. Nie na tym polega demokracja, wybacz. Jak dla mnie strzeliłeś sobie teraz w stopę ;)

     

    Życiem państwa mogłoby być i powinno być wspólne dążenie do dobrobytu.

     

    Temu, że jeżeli wydaje się na coś publiczne pieniądze, to powinny one służyć wszystkim, a nie tylko zaspokajaniu zachcianek grupki krzykaczy.

     

    Tak jak cała Polska płaci podatki, których część idzie na studia, chociaż studenci to przeciętna grupa wielkościowo, to część tych podatków idzie też na ratowanie irozwój języka kaszubskiego (30 000).

     

    To nie są CUDZE pieniądze, tylko wspólne pieniądze wszystkich podatników. Trochę peerelowskim myśleniem zaleciało - ktoś tu chyba zapomina, że pieniądze publiczne należą do WSZYSTKICH, a nie NIKOGO.

     

    Oczywiście, o wspólne należy dbać. Ale czy Ty płacisz podatki w Anglii? Czy to jest Twoje wspólne? Jak na razie, Anglicy bez naszych uwag sobie lepiej radzą z finansami niż Polacy jakby nie patrzeć ;-)

     

    Wcale nie nieszkodliwy, bo w Unii każdy świstek papieru musi być tłumaczony na ponad 20 języków. Zdajesz sobie sprawę z tego, ile to kosztuje, i ile można by za to kupić naprawdę potrzebnych rzeczy?

     

    No to teraz się zaczyna zabawa :) Podzielę na punkty:

    1. Nie prawda, że każdy świstek papieru w UE tłumaczy się na 23 języki. Jest kilka rodzajów dokumentów i tylko najwyższy poziom z nich jest tłumaczony, i na ogół jest to ostateczna wersja, która idzie do Europarlamentu. Żeby było śmieszniej, nie ma obowiązku tłumaczyć dokumentów na języki inne, niż robocze, jeśli dokument dotyczy wąskiego (geograficznie lub etnicznie) problemu. A żeby było jeszcze śmieszniej, co w ogóle UE ma z tym wspólnego?

    2. Polityka językowa UE kosztuje nasz 2,5 Euro na rok. Żeby znów było śmieszniej, UE częściowo sama się utrzymuje z nakładanych kar, publikacji i takich tam, nie tylko ze składek członkowskich. No i są takie bazy tłumaczeń, dzięki czemu każde nowe tłumaczenie coraz łatwiej zrobić. Przy tych hektarach tłumaczonego papieru, to taki świstek kosztowałby 0,0001 Eurocenta, albo mniej.

     

    Rozumiem, że państwo ma sprzyjać obywatelom i zgadzam się z tym, ale poświęcanie dobra ogółu dla małej grupki ludzi, którzy sobie czegoś zażyczyli nie mając realnych przesłanek na poparcie swoich żądań, to absolutne zaprzecznie demokracji.

     

    No tak, ale ponad 93% ludzkości deklaruje jakieś wyznanie. Z pozostałych 7% część jest przesądnych (wśród wierzących zresztą też) i używa łapaczy snów czy innych takich... Skoro tak, to może niech ateiści i agnostycy się tłumaczą ze swoich minimalistycznych preferencji, a nie na odwrót? Widocznie człowiek potrzebę wiary ma. Od tego należałoby wyjść. Zauważ, że podobnie jest w prostytucją - niby człowiek może seksu nie uprawiać, bo ma wolną wolę, i nie umrze od tego, ale jednak biznes prostytucji kwitnie, mimo, że nie pierwszej potrzeby. No i społecznie prostytucja nie jest wcale tak potępiana, jeśli nawet nie rzec, że ma pewne poparcie społeczne.

     

    1. Zarówno kewlar jak i turbany były wynalezione, musieli tylko te technologie połączyć.

    2. Koszty legislacyjne ograniczają się do UK, więc to ich problem, taką mają politykę ze względu na Wspólnotę Narodów. Nawet, jeśli UE będzie to musiała tłumaczyć z angielskiego, w co wątpię, to koszt wyniesie kilkaset Euro - przecież ile to może mieć stron?

    3. Nikt przez to nie cierpi/nie ginie, oprócz ew. tych Sikhów, jak się turbany nie sprawdzą.

    Zaspokaja to fundamentalną - przynajmniej na razie mamy powody by tak sądzić - potrzebę człowieka do a) przynależności etnicznej :P tradycji religijnej.

     

    Ja tu nie do końca widzę problem :-)


  10. tak.. szkła które będą mrugać gdy przejeżdżasz przez dziurawy cień drzewa :) to na pewno będzie wspaniałe ;)

     

    Przed wprowadzeniem na rynek pewnie tak dopasują proporcje, żeby okulary nie reagowały za szybko :-) A nawet jeśli nie, to i tak te okulary będą migać mniej niż to Słońce zza drzew, nie? ;-)


  11. Jestem za to bardzo mocno przeciwny ingerencji ruchów religijnych w życie państwa.

     

    Czemu? Przecież mamy demokrację i wszyscy powinni ingerować w życie państwa. Swoją drogą, kto byłby "życiem państwa" w Arabii Saudyjskiej? :-)

     

    Skoro jest technologia, to czemu nie robić z niej użytku? W ogóle czemu się bulwersujesz wydatkiem CUDZYCH pieniędzy? Zresztą, jak chcesz, to zawsze możesz sprzedać SWÓJ telewizor i pieniądze oddać biednym i/lub podatnikom. Masz moje najszczersze pozwolenie ;-)

     

    Swoją drogą, jest jeden powód, zresztą wymieniony w artykule, żeby tak czynić. Słyszałeś kiedyś taką sentencję: "In varietate concordia"? Na tej samej zasadzie w różnych krajach wprowadza się języki pomocnicze, a przecież wszyscy moglibyśmy się nauczyć angielskiego... Jest to absurd, ale nieszkodliwy :-)


  12. Jeśli Apple wykupi Electronic Arts, to zniszczy wspaniałą firmę i zmarnuje jej potencjał na mało grywalne wodotryski w których będzie się płaciło za każde kliknięcie myszką... albo za czas grania.

     

    Zważywszy na porażkę w postaci Spore i innych, to chyba dobrze? EA to już nie ta sama firma co kiedyś ;)


  13. Hehe, z tymi Anglikami to o tyle większy problem, że o ile oni się może orientują w swoim systemie, to problemy mogą być w kontaktach z resztą świata (nie licząc USA, bo tam też mają system anglosaski zdaje się, a przynajmniej częściowo mają) jeśli będzie trzeba przeliczać różne wielkości między sobą..

     

    A co do czasu.. No cóż, pewnie i byłoby wygodniej przesuwać przecinek.. i zauważ że tak się robi - w dobie miniaturyzacji zaczęło się do sekund stosować podwielokrotności - milisekunda, mikrosekunda, nanosekunda, pikosekunda, femtosekunda itd.. choć obecnie nie ma potrzeby określania czasu krótszego od femtosekundy. No i te wielkości są już przeliczane wg nowych konwencji - czyli o przesunięcie przecinka o 3 miejsca :)

     

    A reszty standardów czasowych nie zmieniono, bo by się za duży bajzel zrobił - trzeba by inną ilość dni w roku ustalać, daty zmieniać i tym podobne duperele. Na przykład zamieniać znaki drogowe z ograniczeniem prędkości na całym świecie, bo godzina miałaby inną ilość sekund :D Nie 3 600 tylko na przykład 10 000 :P Albo przy przyjmowaniu systemu tysięcznego, miałaby milion sekund.. no i wtedy lipa.. To samo tyczyło by się pisania od nowa przepisów prawnych, w których używane jest pojęcie czasu, ustalania harmonogramów pracy, przeliczania rekordów sportowych itd.. ;)

     

    To mi przypomina Kanadyjką Partię Nosorożców (na joemonster.org sobie poczytajcie, nieźli byli). Jednym z ich pomysłów było zmiana ruchu prawostronnego na lewostronny w ciągu 5 lat, w rozbiciu na trzy etapy:

    1. Najpierw piesi i towery

    2. Potem samochody osobowe

    3. Na końcu samochody ciężarowe

    Fakt faktem, często działa siła przyzwyczajenia w używaniu miar. Jednak miary czasowe obecne są bardzo funkcjonalne - tj. taka jednostka czasu jak godzina czy minuta są po prostu adekwatne względem naszego życia. Gdybyśmy je zmienili, byłoby... dziwnie. Wyobrażacie sobie, żeby Was mama puszczała w młodości na podwórko na szesnaście pentacykli zamiast na godzinę?

     

    Inna sprawa, że godzin nie używa się zwykle w wartości wyższej niż 72, i rzadko przeliczamy powyżej trzech godzin na minuty (czyli na ogół 60, 120, 180). Cale, stopy, mile, galony i funty jednak stosuje się także w przypadku wyższych wartości. Dlatego ich system jest zwyczajnie gorszy od metrycznego. Plus, jak wspominał kolega, korzystają już częściowo z SI... Ale nie wiem, czy wiecie, ale UE wymusiła u nich stosowanie systemu metrycznego w przemyśle i handlu, i choć jest na plakietkach - to ludzie używają to, do czego są przyzwyczajeni. Może za pokolenie lub dwa znormalnieją :D


  14. Z jednej strony jestem za tym aby każdy miał możliwość wykonania kopii zapasowej posiadanego przez siebie materiału. Z drugiej strony wiem, że tego typu oprogramowanie może służyć do nielegalnego kopiowania tychże materiałów.

    Tylko co zrobić aby wilk był syty i owca cała ?

    Może dałoby się zrobić zabezpieczenie+soft, które pozwala zrobić tylko jedną kopię oryginalnego materiału ? Tylko musiała by też być możliwość weryfikacji niszczenia takiej kopii (dvd-rw?) przed zrobieniem kolejnej kopii, gdyż mam świadomość że czasem ta kopia też może ulec uszkodzeniu.

     

    Jakby upuścili tę chorą marżę na mediach, która stanowi byczą większość ceny (nie koszty produkcji), to myślę, że wielu ludzi by kupowało oryginały z uczciwości. Jak lubiane przeze mnie filmy DVD osiągały cenę 50 zł lub mniej, to je z miejsca kupowałem.

     

    Czekam też z niecierpliwością, aż KE dołoży iTunes kary za to, że nie operuje w Polsce. Może wtedy będzie można kupić muzykę za względnie normalne ceny i z możliwością wyboru... Ale znów, za wielu polskich przebojów tam się nie spodziewam...


  15. cieszę się ;)

    "Gdyby tytuł miał zastępować treść, to pocenie się nad napisaniem artykułu nie miałoby sensu, nie sądzisz?"

    nie nie sądzę i wkurzają mnie bezsensowne tytuły-mógłby oddawać treść a nie przeinaczać,i tak całej treści nie zawrze się w tytule więc pocenie się nad nim ma sens.dobrze jak tytuł ma sens,bo może na początku "Ronaldo w Wiśle"jest zabawne na początku,ale po raz setny robi się wnerwiające gdy okazuje się że to jakiś testowany 3ligowy brazylijczyk o podobnym nazwisku >:) podobnie w tym przypadku-tytuł chwytliwy ale nie pasuje.

     

    hmm jakby się zastanowić można by dawać wszędzie "bratt pid przedawkował i bzyka-zobacz film" to by było chwytliwe że hej :-*

     

    Muszę się zgodzić z Antyszwedem - już troszkę ta nietrafność zaczyna być irytująca. U mnie na filologii za coś takiego dostaje się 0 pkt.


  16. Najlepiej chyba było by, gdyby tak jak ktoś wcześniej napisał - odstrzały były organizowane, a nie jak tylko się trafi okazja. Jeśli ktoś zauważyłby rzekomo zdziczałe zwierzę, to zgłaszałby to gdzieś, i dopiero wydawane by było stosowne zlecenie na odstrzał i upoważniana do tego konkretna osoba lub osoby.

     

    A za niekontrolowane i nieuzasadnione odstrzały powinny być solidne kary - tak żeby każdy się 3 razy zastanowił zanim pociągnie za spust i zrujnuje swój budżet na jakiś czas..

     

    Takie odstrzały są organizowane. Są na to sezony, konkretne koła zajmują się konkretnym regionem i gatunkiem. I na to są specjalne zezwolenia. Problem w tym, że to kuleje i taka samowola się czasem panoszy...


  17.    Widzę, że o myśliwych i prawie łowieckim wiecie nic, albo bardzo mało. Macie też dużo racji. Ale prawo jasno mówi, że ŻADEN pies nie może znaleźć się gdziekolwiek bez smyczy. TYM BARDZIEJ w lesie czy na łące. Nie wierze, że jakikolwiek myśliwy zastrzelił psa, który był na smyczy.

       Zresztą musi to zrobić 200 m od zabudowań i wtedy, gdy stwierdzi, że pies jest pozostawiony bez opieki (jak widać z tym jest różnie.

       A broń wcale nie jest dostać tak łatwo. Zresztą aktywnych myśliwych jest ciągle za mało. W tym momencie mamy wysokie stany zwierzyny, które powodują niemałe spustoszenie w lasach i na polach. Zachęcam do RZECZOWEJ dyskusji, a nie beznadziejnym odgrażaniu sie.

    Pies nie może być nigdzie bez smyczy? Że co?


  18. Ale dlaczego oko za oko nie rozwiąże sprawy? Przecież tak jak ktoś wyżej napisał - jak paru myśliwych ucierpi, to zaczną się zastanawiać..

     

    Ja osobiście chodzę z co najmniej jednym nożem (z reguły z trzema) oraz z gazem. Wystarczy że na spokojnie podejdę do takiego myśliwego (przecież mogę chcieć wyjaśnić kwestię zastrzelenia mojego zwierzęcia) i ich użyję. Z bliska nie będzie miał czasu na użycie broni. A kto w lesie wezwie policję? Zresztą nawet jeśli wezwie, to zanim przyjadą.. Spacerem zdąży się dojść do domu..

     

    Co do zmiany ustawodawstwa, to też popieram jak najbardziej. Powinno zostać znacznie ograniczone strzelanie do zdziczałych zwierząt. Choćby wysoką grzywną lub możliwością kary pozbawienia wolności (nawet niech to będzie 1-3 lata - grunt że w papierach zostanie nawet jeśli będzie w zawieszeniu) za 'niezauważenie przypadkiem' że właściciel był w pobliżu.

     

    Brawo, zróbmy jeszcze książkę pt. "Zrób to sam: zabicie myśliwego"... Ja jako myśliwy bym nikomu nie dał podejść. A jak takiemu coś się stanie, to pewnie zaostrzą przepisy dotyczące podchodzenia do myśliwych. A nawet jeśli nie, to i tak pewnie za napaść pójdziesz do pierdla, nawet jak stamtąd odejdziesz. Ech, w ogóle o czym tutaj rozmawiamy... Kupcie sobie nowego psa i tyle zamiast gadać o partyzantce jak nastolatki z podwyższonym libido...

     

    Takie pomysły na dobre nie wychodzą. A Ty się właśnie przyznałeś do chodzenia z trzema nożami. Jest coś takiego jak przeświadczenie sądu - np. że jeśli dana osoba chodzi z trzema nożami, to nie dla obrony własnej, ale na ogół jest bandytą. Jeśli będzie Twoje słowo przeciw słowu myśliwego (który powie, że poszczułeś go psem), to przegrasz na 100%. Gwarantuję Ci to. Odradzam takie podejście.


  19. Jeśli ktoś strzela w lesie czy na łące do zwierzęcia, które znajduje się pod moją opieką i jest w odległości kilkunastu czy kilkudziesięciu metrów ode mnie, mam wszelkie podstawy domniemywać, że za chwilę może strzelić do mnie. Mam prawo się bronić.

     

    A co do polskiego prawa, to jest ono durne. Zawsze staje po stronie napastnika.

    Prosty przykład:

    - ktoś, kto lubuje się w "rozrywce" polegającej na strzelaniu do zwierząt w 99% przypadków otrzyma pozwolenie na broń,

    - osoba, która chce bronić swojej rodziny w 99% przypadków nie otrzyma pozwolenia na broń.

     

    Wniosek: polskie prawo przedkłada "rozrywkę" nad prawo do obrony życia i zdrowia.

     

    To prawda, ale jako że nie jesteś Jetem Lee, natenczas nie wygrasz z lufą wycelowaną w Twoją stronę. Sugeruję inicjatywę ustawodawczą :-)


  20. @WhizzKid:  nie zgodzę się z Tobą. Pogrożenie paluszkiem za zabicie psa to zbyt niska kara.

    Ponadto z większości opisów wynika, że myśliwi to tchórze, którzy potrafią tylko z ukrycia strzelać do zwierząt. Przed właścicielami zabitych psów najczęściej uciekają.

    Ponadto nie zgadzam się z Twoją interpretacją obrony koniecznej. Jeśli spotykam w lesie obcego człowieka z bronią, który oddaje strzały w moim kierunku lub w pobliżu mnie i mojej rodziny, to mam wszelkie podstawy przypuszczać, że jego celem jest zamordowanie mnie. Mam prawo się bronić wszelkimi możliwymi metodami. Uczciwy człowiek nie włóczy się po lesie z bronią i nie strzela, gdy w pobliżu są ludzie.

     

    Zauważ też, że myśliwi dają sobie prawo do strzelania do psów, które całymi rodzinami są na spacerze, a jednocześnie uważają, że mogą ze swoimi psami wychodzić do lasu, spuszczać je ze smyczy i szczuć na zwierzynę. Innymi słowy - jest to stawiająca się ponad prawem klika.

     

    Ależ ja z tym nie polemizuję. Mój wujek miał problem z takim myśliwym - ale interwencja słowna gdzie trzeba załatwiła ten problem już kilak lat temu, i ludzie u niego na wsi już się o psy tak martwić nie muszą. Fakt - stracić psa, to coś innego. Ja natomiast, drogi Mariuszu, atakuję coś innego: ludzie powyżej grożą okaleczeniem człowieka. Jak sądzisz, jakie ktokolwiek z nich ma szanse na dobiegnięcie do takiego uzbrojonego i ukrytego myśliwego? No nawet jeśli myśliwy się zawaha, to takiemu delikwentowi to na darmo nie ujdzie. Uważasz, że warto ryzykować swoje życie i wolność w takim przypadku? Bo ja nie.

     

    A jak takiemu myśliwemu w pobliżu coś się stanie, to na kogo będzie? Na tych gadających, że by takiego myśliwego okaczyli w obronie psa, prawda? Zdrowy rozsądek - broń każdego superbohatera.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...