Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Bow

Użytkownicy
  • Liczba zawartości

    20
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Zawartość dodana przez Bow

  1. Korzystam z tego programu już od dwóch lat i bardzo się cieszę, że powstał. Mam czasami problemy ze wzrokiem i nie jestem w stanie czytać dłużej z monitora niż 1 godz, a mając espressivo... jest super.
  2. Bow

    Izraelska brudna ekonomia

    22 Kwiecień 2011 Źródło: http://strefa.nowyekran.pl/post/11269,p ... sci-sorosa Zapowiadany od pewnego czasy pająk internetowy polujący na nieprawomyślne wypowiedzi i szukający przejawów myślozbrodni już działa! Jak donosi organ Michnika [1]: „Specjalne narzędzie do monitoringu sieci znalazło ponad 150 tys. fragmentów tekstów, które zakwalifikowało jako mowę nienawiści”. Innymi słowy zapowiadany od pewnego czasy pająk internetowy polujący na nieprawomyślne wypowiedzi i szukający przejawów myślozbrodni już działa! Kto wie… może właśnie w tej chwili analizuje swoim niewątpliwie koszernym algorytmem również ten artykuł? „Raport Mniejszości, czyli program do przeczesywania internetu pod kątem języka wrogości wobec wszelkich mniejszości, jest testowany w Polsce od paru miesięcy. (..) Autorzy zapewniają, że Raport nie służy inwigilacji i cenzurze.” Ale gdzie tam, „inwigilacji”! Albo „cenzurze”… takie rzeczy to nie u nas a na Białorusi… Tym niemniej… „Skrajne przykłady mowy nienawiści mogą stać się podstawą do zawiadomienia prokuratury, a o każdej wypowiedzi nietolerancyjnej informowany będzie właściciel portalu czy bloga” No, normalnie, doniesienie do prokuratora, właściciela portalu, ostrzeżenia, grożenie procesem … gdzieżby tam „cenzura” ? „Program finansowany jest z programu „Demokracja w działaniu. Tolerancja” Fundacji im. Stefana Batorego(…)” …której fundatorem jest George Soros „finansista amerykański pochodzenia węgiersko-żydowskiego”. [2] Dziękujemy Panu Panie Soros! Szalom! „Jedna trzecia wypowiedzi dotyczy Żydów.Internauci nienawidzą też Rosjan i Niemców, a także gejów i lesbijek. Wysoko na tej liście polskiej nietolerancji są też muzułmanie, Arabowie, Ukraińcy i Romowie.” Cele projektu są jasne, ciekawszy jest sam algorytm rozróżniania „mowy nienawiści”. No bo np. jak ktoś pisze „dorżnąć” ale potem pojawia się słowo „PIS” to chyba nie jest to żadna „mowa nienawiści” ? Albo Michnik jak mówi „swołocz” to przecież też się ten pająk nie powinien jakoś tak powierzchownie i pochopnie omylić? Albo takie zadanie: jak pani Szczuka mówi, że ma po uszy polskiej literatury bo zbyt patriotyczna to jest oczywiście „mowa miłości” a jak taki prof. Wolniewicz stwierdza że ma dosyć forsowania literatury żydowskiej to już oczywiście pachnie „mową nienawiści”. Dla mnie, homo sapiens pavlensis wytrenowanego przez Nadredaktora sprawa jest jasna ale jak to ująć w algorytmie? Oj, jacyś mędrcy musieli ten algorytm wymyślać a nie bydło pospolite! I właśnie tak jest dobrze, bo gdyby on był za prosty to by można go np. obejść lub zneutralizować. Np. w powyższym tekście pojawiły się słowa „szalom” oraz „koszerny” oraz (o zgrozo) „żydowskiego”. Ja w nich nienawiści nie widzę swoimi ślepymi ślepkami ale ki diabeł wie czy nie sprowokuje to Pająka Sorosa do ataku, niczym robotów dobierających się do statku Nabuchodonozor w filmie Matrix? Żeby zneutralizować ich potencjalnie alarmistyczny efekt dla Pająka dodam: Kocham Żydów! Ciekawe czy zadziała? [1] http://wyborcza.pl/1,75248,9459039,Obie ... necie.html [2} http://pl.wikipedia.org/wiki/George_Soros
  3. Dodatki kolorujące w przetwarzanej technologicznie żywności są obecne w o wiele mniejszych ilościach niż związki smakowe. Wiele z powyżej wspomnianych firm produkujących smaki, produkuje również te koloryzatory, które mają sprawić, żeby żywność wyglądała świeżo i apetycznie. Barwienie żywności służy wielu tym samym dekoracyjnym celom, co kobieca szminka do ust, cień do powiek, czy tusz do rzęs, i często jest wykonane z tych samych pigmentów. Dwutlenek tytanu, na przykład, okazał się być minerałem o szczególnie szerokim zastosowaniu. Daje on wielu cukierkom i lukrowi ich jasno-biały kolor. Jest również popularnym składnikiem kobiecych kosmetyków. Jest także pigmentem używanym w wielu białych olejnych farbach artystycznych i farbach używanych do malowania ścian domowych. W Burger King, Wendy's i w McDonald's środki kolorujące zostały dodane do wielu napojów „soft drink”, sosów do sałatek, ciastek, słodkich bułeczek i składników dań drobiowych. Badania naukowe wykazały, że kolor żywności może mieć ogromny wpływ na to, jak jej smak jest odbierany. Jasno-kolorowa żywność często wygląda na smakującą lepiej niż żywność wyglądająca zwyczajnie, nawet kiedy składniki smakowe są identyczne. Żywność, którą pozbawimy jej normalnego koloru, często wydaje się posiadać także i nienaturalny smak. Przez tysiące lat człowiek opierał się na wizualnych sugestiach dla dokonania wyboru co jest jadalne. Kolor owocu sugeruje, kiedy jest on dojrzały, a kolor mięsa - kiedy jest ono zepsute. Naukowcy od smaków czasami używają kolorowego oświetlenia dla poprawienia doznań smakowych konsumenta badanej żywności. Podczas jednego z takich eksperymentów na początku lat siedemdziesiątych badanym osobom podano nienaturalnie zabarwiony stek wołowy z frytkami, który wyglądał jednak normalnie przy kolorowym oświetleniu. Konsumenci tego dziwnego steku odbierali jego smak jako zupełnie normalny do momentu, kiedy zmieniono oświetlenie na właściwe. Kiedy okazało się, że stek był w rzeczywistości koloru niebieskiego, a frytki zielone, u części badanych osób pojawiły się objawy zatrucia pokarmowego. O ile smaki na ogół powstają z mieszanki wielu różnych lotnych chemikaliów, to często jeden związek dostarcza dominującego aromatu. Taki środek chemiczny, wąchany pojedynczo jest odbierany przez nasze powonienie jako zapach prawdziwego pokarmu. Na przykład ethyl-2-methyl butyrate pachnie dokładnie jak jabłko. Daje to wręcz nieograniczone możliwości w procesie technologicznej przeróbki żywności – po zastosowaniu odpowiedniego środka chemicznego można uzyskać absolutnie każdy pożądany smak. Dodajemy do przerabianej żywności methyl-2-pyridyl ketone – i ma ona smak prażonej kukurydzy. Dodajemy ethyl-3-hydroxy butanoate – i otrzymujemy smak polewy czekoladowej. Można tak eksperymentować w nieskończoność. Bez wpływania na wygląd czy wartość odżywczą technologicznie przetwarzanej żywności można jej dać zapachy zupełnie nietypowe dla pokarmu – np. po zastosowaniu hexanalu uzyska ona zapach świeżo ściętej trawy, a po użyciu 3-methyl butanoic acid - zapach odoru ciała ludzkiego. Amerykańskie Ministerstwo Zdrowia (FDA) nie wymaga od firm ujawniania składników używanych przez nich barwników czy dodatków smakowych tak długo, jak wszystkie te chemikalia są uznawane przez urząd jako „generalnie bezpieczne”. To pomaga firmom utrzymywać ich receptury w tajemnicy. Pomaga także ukryć fakt, że same związki smakowe często zawierają więcej składników niż żywność, której nadają smak. Określenie „sztuczny smak truskawek” (“artificial strawberry flavor”) w niewielkim stopniu oddaje prawdziwe rozmiary chemicznego cudotwórstwa i zaawansowania, dzięki którym żywność poddana wysokiej obróbce technologicznej smakuje jak truskawki. Typowy sztuczny smak truskawkowy, jak na przykład ten, który znajduje się w napoju „strawberry milk shake” firmy Burger King, zawiera następujące składniki (nazwy angielskie): 1. amyl acetate, 2. amyl butyrate, 3. amyl valerate, 4. anethol, 5. anisyl formate, 6. benzyl acetate, 7. benzyl isobutyrate, 8. butyric acid, 9. cinnamyl isobutyrate, 10. cinnamyl valerate, 11. cognac essential oil, 12. diacetyl, 13. dipropyl ketone, 14. ethyl acetate, 15. ethyl amyl ketone, 16. ethyl butyrate, 17. ethyl cinnamate, 18. ethyl heptanoate, 19. ethyl heptylate, 20. ethyl lactate, 21. ethyl methylphenylglycidate, 22. ethyl nitrate, 23. ethyl propionate, 24. ethyl valerate, 25. heliotropin, 26. hydroxyphenyl-2-butanone (10% solution in alcohol), 27. a-ionone, 28. isobutyl anthranilate, 29. isobutyl butyrate, 30. lemon essential oil, 31. maltol, 32. 4-methylacetophenone, 33. methyl anthranilate, 34. methyl benzoate, 35. methyl cinnamate, 36. methyl heptine carbonate, 37. methyl naphthyl ketone, 38. methyl salicylate, 39. mint essential oil, 40. neroli essential oil, 41. nerolin, 42. neryl isobutyrate, 43. orris butter, 44. phenethyl alcohol, 45. rose, 46. rum ether, 47. g-undecalactone, 48. vanillin, 49. solvent Lata sześćdziesiąte były złotymi latami dla producentów sztucznych smaków w USA. Sztuczne wersje środków smakowych nie były wprawdzie tak rozwinięte, ale i nie musiały takimi być, zważywszy na charakterystykę poddanej obróbce technologicznej żywności. Przez ostatnie dwadzieścia lat producenci żywności technologicznie przetwarzanej używali raczej tylko „naturalnych smaków” w swoich produktach. Wg amerykańskiego Ministerstwa Zdrowia muszą one pochodzić w całości z naturalnych źródeł: z ziół, przypraw, owoców, warzyw, wołowiny, kurczaków, drożdży, kory, korzeni, itp. Konsumenci preferują żywność która zawiera „naturalne smaki”, sądząc, że są one bardziej zdrowe. Różnice pomiędzy naturalnymi i sztucznymi smakami mogą być subiektywne i po części absurdalne. Wynikają one bowiem w większym stopniu z tego, w jaki sposób dany smak został uzyskany, niż z tego, co w rzeczywistości zawiera. „Naturalny smak jest smakiem uzyskanym przy użyciu przestarzałej technologii” - twierdzi Terry Acree, profesor nauk żywnościowych na Cornell Univeristy. Naturalne smaki i sztuczne smaki czasami zawierają dokładnie takie same chemikalia, ale wyprodukowane innymi metodami. Np. amyl acetate daje dominujący smak bananów. Kiedy jest destylowany z bananów przy użyciu rozcieńczalnika - jest „naturalnym smakiem”. Kiedy jednak jest produkowany poprzez mieszanie octu z alkoholem amylowym i dodanie kwasu siarkowego jako katalizatora, amyl acetate jest „sztucznym smakiem”. Uzyskany obiema metodami pachnie tak samo. „Naturalny smak” jest obecnie podawany na listach dodatków we wszystkich popularnych produktach na rynku amerykańskim. „Naturalny smak” wcale nie jest zdrowszy lub czystszy niż „sztuczny smak”. Kiedy zapach migdałów (aldehyd benzylowy) jest otrzymywany z naturalnych źródeł takich jak pestki brzoskwiń i moreli, to zawiera on szczątkowe ilości cyjanowodoru - śmiertelnej trucizny (przypis tłumacza: „Zyklon B” używany w KL Aushwitz to nazwa handlowa właśnie cyjanowodoru). Ale aldehyd benzylowy uzyskany poprzez mieszanie olejku goździkowego i octanu amylowego nie zawiera już cyjanowodoru. Mimo to jest on uznawany za „sztuczny smak” i sprzedaje się po dużo niższej cenie. Naturalne i sztuczne smaki są teraz produkowane w tych samych fabrykach, które mało kto kojarzyłby z Matką Naturą. Profesjonalny nos i poetyczne wyczucie Mała, elitarna grupa naukowców, którzy tworzą większość smaków żywności obecnie konsumowanej w USA, nazywa się „flavorists”. W swojej pracy opierają się oni na wielu dyscyplinach: biologii, psychologii, fizjologii i chemii organicznej. Naukowiec taki jest chemikiem z wyszkolonym nosem i poetyckim wyczuciem. Smaki są tworzone poprzez mieszanie szeregu różnych chemikaliów w malutkich ilościach. Jest to proces rządzony pryncypiami naukowymi, ale wymagający dużej dozy prawdziwej sztuki. W czasach kiedy subtelne aromaty i kuchenki mikrofalowe nie są udanym połączeniem, praca naukowca od smaków polega na stworzeniu iluzji w przerabianej technologicznie żywności, oraz doprowadzeniu do tego, że konsumenci rzeczywiście polubią te produkty. Naukowcy, z którymi rozmawiałem byli dyskretni, zgodnie z wymaganiami swojego zawodu. Niezwykle mili, o kosmopolitycznym nastawieniu i z dużą dozą ironii, nie tylko uwielbiają dobre wina, ale potrafią nazwać chemikalia, które dają każdemu rodzajowi wina unikalny aromat. Jeden z nich porównał swoją pracę do komponowania muzyki - dobrze skomponowany związek smakowy będzie miał „wysoką nutę”, po której często następuje „osuszenie” i „wyrównanie” z różnymi chemikaliami, odpowiedzialnymi za każdy stopień. Smak żywności może być radykalnie zmieniony przez mikroskopijne zmiany w smakowej kombinacji. „Drobny odór zajdzie daleko” - powiedział mi jeden z naukowców. W celu nadania żywności przerabianej technologicznie smaku jaki konsumenci preferują, naukowiec musi zawsze brać pod uwagę „doznania smakowe”, czyli unikalną kombinację budowy i chemicznych interakcji, które wpływają na to, w jaki sposób smak jest odbierany. Odczucie w jamie ustnej może być poprawione poprzez użycie różnych tłuszczy, gum, skrobi, emulsji i stabilizatorów. Aromatyczne chemikalia w żywności mogą być dokładnie analizowane, ale elementy, które składają się na odczuwanie smaku w jamie ustnej są dużo trudniejsze do zmierzenia. Jak można zmierzyć twardość precla albo chrupkość frytki? Technologowie żywności prowadzą obecnie podstawowe badania w reologii, dziale fizyki, który bada przepływ płynów i deformacje materiałów. Wiele firm sprzedaje zaawansowane urządzenia, które próbują mierzyć odczucia w jamie ustnej. TA.XT2 i Texture Analyzer, produkowany przez Texture Technologies Corporation ze Scarsdale w stanie Nowy Jork, dokonuje kalkulacji, opierając się na danych uzyskanych aż z 250 różnych czujników. Praktycznie jest to mechaniczna buzia. Mierzy ona najważniejsze parametry fizyczne żywności jak: odbicie, deformacja, punkt pęknięcia, masa, chrupkość, żucie, rozciągliwość, wymiar, kleistość, sprężystość, śliskość, gładkość, miękkość, nawilżenie, soczystość, smarowanie, zwijanie i lepkość. Niektóre z najważniejszych osiągnięć w produkcji smaków mają obecnie miejsce na polu biotechnologii. Złożone smaki powstają w wyniku reakcji enzymatycznych, procesów fermentacyjnych i pleśnienia. Wszystkie smaki tworzone tymi metodami (włączając te, do otrzymania których niezbędna jest pleśń) są przez Amerykańskie Ministerstwo Zdrowia uznawane za smaki naturalne. Nowe, bazujące na enzymach procesy technologiczne umożliwiają stworzenie w laboratorium smaków do złudzenia przypominających smaki prawdziwego nabiału. Jedna z firm oferuje obecnie nie tylko smak masła, ale również smak masła kremowego, serowego, mlecznego, topionego i super skoncentrowane masło w wersji płynnej i proszkowej. Rozwój nowych technologii fermentacyjnych połączony z nowymi technologiami podgrzewania mieszanek cukrów i aminokwasów doprowadził do stworzenia jeszcze bardziej realistycznych smaków mięsa. McDonald’s najprawdopodobniej wykorzystał ten postęp, kiedy wyeliminował tłuszcz wołowy ze swoich frytek. Firma nie chce ujawnić dokładnego pochodzenia naturalnego smaku dodawanego do swoich frytek. Jednak w odpowiedzi na zapytanie redakcji „Vegetarian Journal” McDonald’s przyznał, że ich frytki otrzymują część charakterystycznego smaku ze „źródeł zwierzęcych”. Bardzo prawdopodobnym źródłem jest wołowina, choć nie można tu wykluczyć innego rodzaju mięsa. We Francji, na przykład, frytki McDonald’s są czasami smażone w tłuszczu kaczym lub końskim. Inne popularne sieci szybkiej żywności uzyskują swój smak z zaskakujących czasami źródeł. Chicken McNuggets McDonalds’a zawierają ekstrakt z wołowiny, podobnie zresztą jak Grilled Chicken Sandwich sieci Wendy’s. BK Broiler Chicken Breast Patty sieci Burger King zawiera „naturalny wędzony smak”. Przedsiębiorstwo o nazwie Red Arrow Products specjalizuje się w wędzonych smakach, jakie są dodawane do sosów barbecue, suchych przekąsek i przerabianych technicznie mięs. Red Arrow produkuje „naturalny smak wędzony” poprzez spalanie trocin i wyłapywanie chemikaliów aromatycznych, jakie wydostają się podczas procesu spalania do powietrza. Dym jest wyłapywany w wodzie, a następnie butelkowany. Dzięki temu inne przedsiębiorstwa mogą sprzedawać swoją żywność, wyglądającą i pachnącą tak, jakby rzeczywiście była wędzona nad ogniem. Niedawno organizacja społeczna Vegetarian Legal Action Network wystąpiła z wnioskiem do Ministerstwa Zdrowia o wydanie nowych przepisów oznakowania żywności zawierającej „naturalne smaki”. Grupa ta chce żeby firmy przetwarzające żywność ujawniały na opakowaniach podstawowe pochodzenie swoich smaków. Obecnie wegetarianie często nie mają możliwości dowiedzenia się, czy dodatki smakowe przez nich używane nie zawierają wołowiny, wieprzowiny, drobiu lub ryb. Koszenila, jeden z najszerzej używanych naturalnych barwników spożywczych, którego obecność jest często ukryta pod określeniem „kolor dodany”, narusza wiele religijnych ograniczeń dietetycznych. Może powodować reakcje alergiczne u osób uczulonych. i pochodzi z nietypowego źródła. Ekstrakt koszenili (znany również jako karmin) jest robiony z wysuszonych odwłoków Dactylopius Coccus Costa, małych insektów rodzaju żeńskiego zbieranych w Peru i na Wyspach Kanaryjskich. Insekty te żywią się głównie czerwonymi owocami kaktusa i ten kolor z jagód zbiera się w ich odwłokach i nie wyklutych larwach. Insekty są zbierane, suszone i mielone na proszek. Potrzeba ich około 70 000 dla wyprodukowania pół kilograma pigmentu karminu, który jest później używany do barwienia żywności przetwarzanej technologicznie na kolor różowy, czerwony lub fioletowy. Jogurt truskawkowy firmy Dannon (w Polsce znanej jako Danone) bierze swój kolor z karminu, podobnie jak wiele mrożonych lizaków owocowych, cukierków, owocowych farszów do ciast, oraz popularny napój grejpfrutowy o kolorze różowym marki Ocean Spray. W pokoju narad przedsiębiorstwa smakowego IFF, pan Brian Grainger pozwolił mi na przetestowanie niektórych smaków firmy. Było to nietypowe testowanie, ponieważ nie było tam żadnych próbek żywności. Graingera, naukowca z ogromnym doświadczeniem i wiedzą na temat smaków, mówiącego z angielskim akcentem, można raczej zaliczyć do przedstawicieli starego, europejskiego stylu. Zasugerowałem mu, że zasada tajemnicy handlowej, której tak uparcie trzyma się firma IFF, odstaje od zasad współczesnej strategii masowego rynku. Zamiast wzbraniać się przed ujawnieniem marek niezliczonych produktów, zawierających dodatki smakowe IFF i przed dalszą ich promocją (na czym niewątpliwie bardzo korzystają inne firmy, przebojem zdobywające rynek i konsumenta), firma powinna umieścić własne logo na wszystkich produktach z ich smakami. Pan Grainger uprzejmie nie zgodził się ze mną, zapewniając, że taka rzecz nigdy nie będzie miała miejsca. Brać chemików smakowych jest środowiskiem bardzo hermetycznym. Z powodu braku uznania publicznego są zmuszeni w swoim własnym, niewielkim gronie chwalić wzajemnie swoje osiągnięcia. Dokonując analizy receptury smaku danego produktu, pan Grainger bardzo często może powiedzieć, który z jego kolegów po fachu w konkurencyjnej firmie stworzył dany smak. Zawsze też zadowoleniem napełnia go widok półek w supermarketach wypełnionych produktami znanych marek, a zawierającymi smaki przez niego skomponowane. Pan Grainger przyniósł z laboratorium tuzin małych szklanych butelek. Po otworzeniu, w każdej z nich zanurzyłem testujący sączek - długi biały pasek papieru, mający wchłaniać aromat chemikaliów bez zniekształcania zapachu. Przed każdym testem zamykałem oczy. Wtedy, głęboko wciągałem powietrze i… przed oczyma mojej wyobraźni pojawiały się jedna po drugiej przeróżne potrawy, wyłaniające się ze szklanych butelek. Wąchałem świeże wiśnie, czarne oliwki, smażoną cebulę i krewetki. Jednak całkowicie zaskoczyła mnie najciekawsza kreacja p.Graingera. Po zamknięciu oczu poczułem zapach smażonego hamburgera. Aromat był nadzwyczajny i tak realistyczny, jakby ktoś w pokoju przewracał hamburgery na gorącym grillu. Kiedy jednak otworzyłem oczy, przede mną był cienki pasek białego papieru i uśmiechający się z zadowoleniem chemik. (Październik 2002). Copyleft: Polski McSpotlight. Przedruk dozwolony i zalecany pod warunkiem podania zrodla" "tajnedokumenty.com". Podziel się tym artykułem ze znajomymi.
  4. Wydrukuj ten tekst i daj do poczytania tym którzy nie maja dostępu do Internetu. Tego nigdy nie przeczytasz w Polskiej prasie pozostającej pod kontrola zachodnich korporacji Dlaczego frytki McDonald's są tak smaczne? Fragmenty książki amerykańskiego autora Erica Schlossera „Fast Food Nation” (“Naród szybkiej żywności”). Artykuł ukazał się w bostońskim miesięczniku „The Atlantic Monthly”, numerze ze stycznia 2001. Wkrótce po ukazaniu się, został on zdjęty z witryny internetowej miesięcznika. Książka była przez cały rok na liście bestsellerów gazety The New York Times. -------------------------------------------------------------------------------- Copyleft: Polski McSpotlight. Przedruk dozwolony i zalecany pod warunkiem podania źródła: "tajnedokumenty.com". Od tłumacza: Za smacznie i niewinnie wyglądającą żywnością McDonald’s kryje się zaawansowana do niewiarygodnego poziomu nauka, technologia, oraz marketing adresowany głównie do dzieci. Ci, którzy bezkrytycznie połykają korporacyjna propagandę McDonald’s (przedstawiającą ich produkty za pożywne, a ich przybytki za wyśmienite miejsca spędzenia w gronie rodzinnym wolnego czasu), powinni zapiąć pasy bezpieczeństwa. Maja oni tutaj unikalna okazje dowiedzenia się dużo więcej niz. McDonald’s chce swoim klientom ujawniać. Smacznego. „Smażenie frytek było dla mnie prawie święte” - napisał w swojej autobiografii Ray Kroc, jeden z założycieli McDonald’s. - „Przygotowanie było rygorystycznie powtarzanym rytuałem.” Podczas wczesnych lat sieci McDonald’s frytki były robione od zera każdego dnia. Ziemniaki typu Russet Burbanks były obierane, cięte na paski i smażone w kuchniach McDonald’s. W połowie lat sześćdziesiątych, czyli kiedy sieć rozrosła się na całą Amerykę, postanowiono obniżyć koszta, zredukować ilość dostawców i sprawić, żeby frytki smakowały tak samo w każdym punkcie sieci. McDonald’s zaczął przerzucać się na mrożone frytki w 1966 roku i niewielu klientów zauważyło różnicę. Mimo to zmiana miała ogromny wpływ na rolnictwo i dietę Ameryki. Powszechna żywność została zamieniona na zaawansowany technicznie towar przemysłowy. Obecnie frytki McDonald’s pochodzą z wielkich fabryk, które mogą obrać, pokroić, usmażyć i zamrozić milion kilogramów ziemniaków każdego dnia. Szybka ekspansja McDoanld’s oraz popularność ich tanich, masowo produkowanych frytek zmieniła styl odżywiania się Amerykanów. W 1960 roku Amerykanie konsumowali średnio około 40 kg świeżych ziemniaków i 2 kg mrożonych frytek. W roku 2000 konsumowali oni średnio około 25 kg świeżych i 15 kg mrożonych frytek. Dzisiaj McDonald’s jest największym kupcem ziemniaków w USA. Smak frytek McDonald’s odegrał ważną rolę w sukcesie tej sieci. Frytki przynoszą większy profit niż hamburgery i chwalone są przez klientów, konkurencję, a nawet krytyków. Ich wyróżniający się smak nie pochodzi jednak od rodzaju ziemniaków, które McDonald’s kupuje, technologii, jakiej używa, czy urządzeń, które je smażą. Inne sieci również używają ziemniaków Russet Burbanks, kupują frytki od tych samych wielkich dostawców i mają podobne urządzenia w swoich kuchniach. Smak frytki jest w większości wyznaczony rodzajem używanego oleju. Przez dekady McDonald’s smażył swoje frytki w mieszance oleju z nasion bawełny i 93% tłuszczu wołowego. Mieszanka dawała frytkom unikalny smak oraz więcej szkodliwego tłuszczu w każdym gramie produktu.. W roku 1990, pod ciężarem krytyki cholesterolu we frytkach, McDonald’s przerzucił się na olej czysto warzywny. To jednak stworzyło kłopot: jak zrobić frytki, które smakują jak wołowina – ale bez smażenia ich w tłuszczu wołowym? Spojrzenie na składniki we frytkach McDonald’s sugeruje, jak ten problem rozwiązano. Na końcu listy składników jest niepozorne, a mimo to wyglądające tajemniczo określenie: „smak naturalny” („natural flavor”). Ten składnik pomaga wytłumaczyć nie tylko to, dlaczego frytki smakują tak dobrze, ale dlaczego większość szybkiej żywności (w rzeczy samej - większość żywności jaką je Ameryka) smakuje tak, jak smakuje. Otwórz swoją lodówkę, zamrażalnik, spiżarnię - i spójrz na opakowania swojej żywności. Znajdziesz „naturalny smak” lub „sztuczny smak” na prawie każdej liście składników. Podobieństwa pomiędzy tymi dwiema szerokimi kategoriami są daleko bardziej znaczące niż różnice. Oba są dodatkami uzyskanymi przez człowieka, które nadają większości żywności określony smak. Ludzie na ogół kupują konkretną żywność po raz pierwszy ze względu na jej opakowanie lub wygląd. Smak na ogół decyduje o tym, czy kupią ją ponownie. Około 90% pieniędzy, jakie Amerykanie obecnie wydają na żywność przypada na żywność technologicznie przetwarzaną. Techniki puszkowania, mrożenia i odwadniania, używane przy przerabianiu, niszczą większość smaku żywności. W ten sposób w USA powstał wielki przemysł, mający na celu uczynienie żywności bardziej apetyczną. Bez tego przemysłu smakowego dzisiejsza szybka żywność po prostu nie istniałaby. Nazwy przodujących amerykańskich sieci szybkiej żywności, jak McDonald’s czy Burger King, wrosły nie tylko w amerykańską rzeczywistość, ale stały się też niezwykle popularne na całym świecie. Mimo tego, niewielu jest w stanie wskazać przedsiębiorstwa które produkują smaki dla szybkiej żywności. Przemysł smakowy jest okryty wielką tajemnicą. Wiodące firmy nie chcą ujawnić dokładnych receptur składników smakowych, ani też wskazać swoich klientów. Tajemnica jest uznawana za sprawę fundamentalną, mającą chronić reputację lubianych marek. Ma to służyć temu, aby sieci szybkiej żywności mogły nadal utrzymywać społeczeństwo w przekonaniu, że smak żywności którą sprzedają pochodzi z ich własnych kuchni, a nie z odległych fabryk prowadzonych przez inne firmy. Frytki McDonald’s są jednym z niezliczonych rodzajów żywności, których smak jest tylko częścią skomplikowanego procesu produkcji. W rzeczywistości wygląd i smak tego co dzisiaj jemy jest złudą, i to celowo. Korytarz smakowy Na trasie autostrady New Jersey Turnpike znajduje się serce przemysłu smakowego – korytarz, w którym aż roi się od rafinerii i fabryk chemicznych. International Flavors & Fragrances (IFF), największa tego typu firma na świecie, ma fabrykę przy wyjeździe numer 8A w Dayton w New Jersey. Givaudan, druga największa na świecie firma smakowa, ma z kolei swoją fabrykę w położonym po sąsiedzku East Hanover. Haarmann & Reimer, największa niemiecka firma, posiada fabrykę w Teteboro - w cieniu Manhattanu, podobnie zresztą jak Tagasako, największa japońska firma smakowa. Flavor Dynamics posiada fabrykę w South Plainfield, a Frutarom zadomowiło się w North Bergen, na wysokości górnego Manhattanu. Elan Chemical jest zlokalizowany w Newark (w sąsiedztwie lądujących niedaleko samolotów z Polski - MK). Tuzin firm produkuje smaki w korytarzu pomiędzy Teaneck a South Brunswick. To właśnie w tym regionie wytwarzane jest około 2/3 dodatków smakowych sprzedawanych w USA. Fabryka IFF w Dayton to wielki, jasnobłękitny budynek ze współczesnym kompleksem biur, dołączonym z przodu. Jest położona w rejonie fabrycznym, niedaleko fabryki plastików niemieckiego koncernu chemicznego BASF, a także fabryki Jolly French Toast i fabryki, która produkuje kosmetyki marki „Liz Claiborne”. Tuziny ciężarówek parkowały przy rampie IFF tego popołudnia kiedy złożyłem tam wizytę, a z otworów wentylacyjnych na dachu unosiła się cienka chmura pary. Przed wejściem do fabryki podpisałem formularz mówiący o zakazie ujawniania nazw marek żywności, w których wykorzystane są smaki produkowane przez IFF. Miejsce przypominało mi fabrykę czekolady. W korytarzach unosiły się cudowne zapachy. Mężczyźni i kobiety w schludnych, białych fartuchach entuzjastycznie zajmowali się swoimi zadaniami, a na laboratoryjnych stołach i półkach stały setki małych butelek. Butelki te zawierały silne, ale wrażliwe na światło chemikalia smakowe. Chroniły je przed światłem brązowe szkło i szczelne nakrętki. Długie nazwy chemiczne na małych, białych nalepkach były dla mnie tak tajemnicze jak średniowieczna łacina. Owe substancje o dziwnie brzmiących nazwach będą zmieszane i przelane, a następnie zamienione w nowe substancje, niczym magiczne eliksiry. Nie zostałem zaproszony do części fabryki IFF, gdzie odbywa się proces produkcyjny. Obawiano się, że mógłbym odkryć tajemnice handlowe. W zamian zwiedziłem różne laboratoria i kuchnie, gdzie smaki dobrze znanych marek są testowane lub poprawiane, i gdzie od podstaw tworzone są zupełnie nowe smaki. „Laboratorium przekąsek” jest odpowiedzialne za smak płatków ziemniaczanych i kukurydzianych, chlebów, krakersów i żywności dla zwierząt. „Laboratorium konfekcyjne” wymyśla smaki lodów, ciastek, cukierków, past do zębów, płynów do płukania jamy ustnej i leków żołądkowych. Wszędzie, gdziekolwiek się zwróciłem, widziałem znane i szeroko reklamowane produkty, leżące na biurkach i półkach laboratoryjnych. Laboratorium płynów było pełne jasno kolorowych cieczy w przejrzystych butelkach. Wychodzą stąd m.in. smaki dla popularnych napojów, herbat, win i napojów wino podobnych, naturalnych soków, organicznych napojów z soi i piw. W jednej z kuchni spotkałem schludnego technologa żywności, mężczyznę w średnim wieku z eleganckim krawatem pod czystym fartuchem, który uważnie przygotowywał partie ciastek z białą polewą i różowo-białymi kropkami. W innej kuchni widziałem piec do pizzy, grill, maszynę do robienia napojów mlecznych typu „milk shake” i maszynę do smażenia frytek - identyczne z tymi, które widziałem w niezliczonych barach szybkiej żywności (McDonald’s etc.). IFF, poza tym że jest największą na świecie firmą smakową, produkuje także zapachy dla sześciu z dziesięciu najlepiej sprzedawanych w USA perfum, w tym: Estée Lauder - Beautiful, Clinique - Happy, Lancôme - Trésor oraz Calvin Klein - Eternity. Firma produkuje również zapachy dla produktów domowych (m.in. dezodoranty, płyny do naczyń, mydła, szampony, politury do mebli i podłóg). Tworzenie tych wszystkich aromatów opiera się w praktyce na tej samej zasadzie - odpowiedniej manipulacji lotnymi chemikaliami. Tajemnica kryjąca się za zapachami Twojego kremu do golenia jest dokładnie taka sama jak ta, która decyduje o smaku kolacji z zamrażarki supermarketu. „Naturalne” i „sztuczne” Naukowcy uważają, że ludzie nabyli zmysł smaku, aby mógł on chronić ich przed zatruciami. Jadalne rośliny na ogół smakują słodko, szkodliwe raczej cierpko. Kubki smakowe na naszych językach mogą rozpoznać obecność paru podstawowych smaków, w tym słodkiego, kwaśnego, pikantnego, słonego, cierpkiego i umami - smaku odkrytego przez japońskich naukowców, który jest wyzwalany przez aminokwasy w żywności takiej, jak mięso, ryby, grzyby, ziemniaki i chwasty morskie. Jednak czujniki smaku na języku mają ograniczone możliwości w porównaniu ze systemem węchowym człowieka, który może wykryć tysiące różnych chemicznych aromatów. Czym jest odczuwany przez nas smak? - Jest głównie zapachem gazów, które są uwalniane przez substancje chemiczne, które właśnie włożyłeś do ust. To właśnie aromat żywności może w 90-ciu % być odpowiedzialny za jej smak. Akt picia, ssania czy żucia substancji uwalnia gazy lotne. Przedostają się one z jamy ustnej i nosa (albo drogą z tyłu jamy ustnej) do cienkiej warstwy komórek nerwowych, nazywanych „olfactory epithelium”, zlokalizowanych u podstawy Twojego nosa, pomiędzy oczami. Twój mózg łączy złożone sygnały zapachu pochodzące z nabłonka węchowego („olfactory epithelium”) z prostymi sygnałami smaku z Twojego języka, wyznacza smak dla tego co jest w Twojej jamie ustnej i decyduje dalej, czy jest to coś, co nadaje się do jedzenia. Preferencje żywieniowe człowieka, podobnie jak charakter, są formowane w paru pierwszych latach życia poprzez proces socjalizacji. Noworodki od urodzenia preferują słodkie smaki i odrzucają cierpkie. Starsze dzieci można nauczyć, aby polubiły żywność pikantną, zwyczajną zdrową żywność albo szybką żywność - w zależności od tego, co jedzą ludzie wokół nich. Ludzki zmysł zapachu nie jest jeszcze w pełni zbadany. Wiemy jednak, że jest on bardzo uzależniony od czynników psychologicznych i oczekiwań. Umysł celowo koncentruje się tylko na niektórych aromatach które nas otaczają, a odrzuca zdecydowaną większość. Ludzie mogą wychowywać się w przyzwyczajeniu do nieprzyjemnych albo miłych zapachów. Mogą też przestać zauważać coś, co kiedyś im przeszkadzało. Zapach i pamięć są ze sobą połączone. Zapach może niespodziewanie wydobyć z naszej pamięci dawno zapomnianą sytuację. Zapachy żywności z dzieciństwa pozostawiają trwały ślad i dorośli często powracają do nich, nie zawsze wiedząc dlaczego tak się dzieje. Owa „komfortowa żywność”, której wspomnienie do nas powraca, staje się źródłem zadowolenia i poczucia bezpieczeństwa. Jest to fakt, który sieci szybkiej żywności skrupulatnie wykorzystują. Wspomnienie Happy Meals z dzieciństwa, które są podawane z frytkami, może przekładać się na częste wizyty w McDonald’s w dorosłości. Średnio, Amerykanie jedzą obecnie frytki około 4 razy w tygodniu. Ludzkie pożądanie smaku było w większości przypadków nie docenianą i nie zbadaną siłą w historii. Przez milenia imperia były budowane, nieznane lądy podbijane, a wielkie religie i filozofie zmienione na zawsze - a wszystko to przez handel przyprawami. W 1492 roku Krzysztof Kolumb wyruszył na poszukiwanie przypraw. Dzisiaj wpływ smaku na rynki światowe jest nie mniej skuteczny. Wzrost i upadek korporacyjnych imperiów, czyli firm od napojów „soft drink” (jak Coca Cola), suchych przekąsek (jak chipsy ziemniaczane) i sieci szybkiej żywności (jak McDonald’s) są często wyznaczane tym, jak ich produkty smakują. Historia Przemysł smakowy pojawił się w połowie dziewiętnastego wieku, kiedy to przetwarzana technologicznie żywność zaczęła być produkowana na masową skalę. Uznając potrzebę stosowania dodatków smakowych, wcześni producenci przetwarzanej żywności zwrócili się do producentów perfum, którzy od dłuższego czasu mieli doświadczenie z esencjami i aromatami lotnymi. Wielkie domy perfum z Anglii, Francji i Holandii produkowały wiele z pierwszych środków smakowych. Na początku dwudziestego wieku, dzięki silnemu przemysłowi chemicznemu, Niemcy przejęły prowadzenie techniczne w produkcji smaków. [przypis tłumacza: pierwsze zastosowanie gazu bojowego do masowego mordowania żołnierzy podczas I wojny światowej jest przykładem zaawansowania niemieckiego przemysłu chemicznego w tym okresie.] Jak wieść niesie, to niemiecki naukowiec odkrył methyl anthranilate (jeden z pierwszych sztucznych smaków) przez przypadek, podczas mieszania środków chemicznych w swoim laboratorium. Niespodziewanie laboratorium wypełniło się słodkim zapachem winogron. Później methyl anthranilate stał się głównym dodatkiem smakowym w winogronowym napoju marki Kool-Aid, obecnie jednym z najpopularniejszych w USA. Po II wojnie światowej przemysł perfumeryjny przeniósł się z Europy do USA, osiadając w Nowym Jorku, w pobliżu rejonu odzieżowego i domów mody. Razem z nim przybył też przemysł smakowy, który w związku z rozbudową fabryk przeniósł się później do sąsiedniego stanu New Jersey. Wytwarzane przez człowieka dodatki smakowe były do lat pięćdziesiątych używane w większości wypadków w pieczonych wyrobach, cukierkach i wodach sodowych. Wtedy to sprzedaż przerabianej technicznie żywności zaczęła wzrastać. Wynalazek chromatografów i spektrometrów (maszyn, które mogą mierzyć gazy lotne w niewielkich ilościach) wielce zwiększył ilość smaków, które mogły być sztucznie uzyskiwane. Do lat sześćdziesiątych firmy smakowe dostarczały dodatki, dające smak dosłownie tysiącom nowych żywności. Amerykański przemysł smakowy ma obecnie roczne dochody około 1,4 miliarda dolarów. Około 10 000 nowych technologicznie przerabianych produktów żywnościowych jest co roku wprowadzanych na rynek USA. Prawie wszystkie wymagają dodatków smakowych. Około dziewięć na dziesięć plajtuje. Najświeższe innowacje smakowe są ogłaszane w publikacjach takich, jak “Chemical Market Reporter”, “Food Chemical News”, “Food Engineering” i “Food Product Design”. Rozwój IFF odzwierciedla rozwój całego przemysłu. IFF powstało w 1958 r. na skutek połączenia dwóch mniejszych firm. Ich roczne dochody wzrosły prawie 15-krotnie od początku lat siedemdziesiątych i obecnie firma posiada fabryki w 20 krajach. Precyzja w Big Makach Dzisiejsze precyzyjne spektrometry, chromatografy gazowe i analizatory oparów dostarczają szczegółowej informacji na temat komponentów smaku żywności, wykrywając chemiczne aromaty obecne w tak niskich ilościach, jak jedna część na miliard. Jednak ludzki nos jest jeszcze bardziej czuły. Może on wykryć aromaty obecne w ilościach kilku części na biliard, czyli około 0,000000000003 procenta. Złożone aromaty, jak te w kawie czy w pieczonym mięsie, składają się z gazów lotnych, pochodzących z prawie tysiąca różnych chemikaliów. Zapach truskawek pochodzi ze skrzyżowania około 350 chemikaliów, które są obecne w mikroskopijnych ilościach. To, czego ludzie najbardziej poszukują w żywności, czyli smak, jest na ogół obecny w ilościach mikroskopijnych, więc zdecydowanie za małych, aby mierzyć go w tradycyjnych jednostkach kulinarnych, jak gramy czy łyżeczki. Substancja która nadaje dominujący smak pieprzowi może być wyczuwana w ilościach tak niskich, jak 0,02 części na miliard. Jedna kropla wystarcza dla zmiany smaku pięciu średnich rozmiarów basenów pływackich. Dodatek smakowy najczęściej widnieje jako przedostatni na liście dodatków żywności przerabianej technicznie i często kosztuje mniej niż opakowanie. Napoje typu „soft drinks” (jak Pepsi Cola) zawierają większą proporcję dodatków smakowych niż inna żywność. Smak w typowej puszce Coca Coli kosztuje około pół centa (2 grosze). Nie tylko smak - kolor również
  5. Bow

    Pola torsyjne

    O tych odniesieniach będzie w następnej teorii
  6. Bow

    Izraelska brudna ekonomia

    To ty wyeksponowałeś organy. Ja pisałem o innych relacjach. Jeżeli do tej pory nie zrozumiałeś braku związku to już nie zrozumiesz. Ale mimo to życzę zdrowia.
  7. Bow

    Pola torsyjne

    Dziękuję za gratulacje Co do tych wiarygodnych bardziej i poważnych bardziej źródeł to mam nieco odmienne zdanie. Wszystkie bez wyjątku źródła mogą być wiarygodne lub nie i należy zapoznać się ze wszystkimi. Np powyższa teoria choć wydaje się mało prawdopodobna koreluje w jakimś stopniu z wynalazkami i teoriami Tesli, a ten serbski geniusz był bez wątpienia zdolnym i mądrym człowiekiem. Ostatnie odkrycia w dziedzinie fizyki molekularnej w pewnym stopniu ją potwierdzają. Jeżeli interesujesz się właśnie odkryciami fizyki molekularnej to zapewne wiesz, że w świetle tych odkryć wszystko jest możliwe. Nie twierdzę, że teoria pól torsyjnych jest prawdziwa, ale jest z pewnością ciekawa i z tego powodu została tu zamieszczona. Pozdrawiam
  8. Bow

    Izraelska brudna ekonomia

    Jak można łatwo zauważyć zamieszczony przeze mnie artykuł dotyczy państwa Izrael, a nie każdego żyda z osobna. To jest jasne moim zdaniem i nie ma przedmiotu dyskusji. O państwie Izrael tak jak o każdym innym można jeszcze wyrażać swoje zdanie i mam nadzieję, że tak pozostanie. Mi osobiście nie podoba się polityka kilku państw, a nawet polityka mojego kraju szczególnie ta jej część, która doprowadziła do naszej obecności militarnej w Iraku czy Afganistanie. Najbardziej jednak (tu mam nadzieję wyrażam zdanie wielu ludzi) chore jest to, że kiedy Polak, Niemiec, Czech czy Chińczyk zostanie źle potraktowany przez obcokrajowca to nikt tego czynu nie nazwie antypolskością, antyniemieckością itd. Natomiast w przypadku Żyda natychmiast podnoszą się głosy o tzw antysemityzmie takie w stylu Twojej reakcji na artykuł zresztą przetłumaczony z prasy angielskojęzycznej. Aby nie przeciągać dodam tylko, że forum to służy do wyrażania różnych zdań i punktów widzenia. Jakie byłoby forum gdyby wszyscy mieli identyczne zdanie na każdy temat? Rozumiem Ciebie drogi oponencie i szanuję to, że masz różne zdanie od tego zawartego w powyższym artykule. Pozdrawiam
  9. Bow

    Pola torsyjne

    WSZECHŚWIAT BEZ TAJEMNIC Teoria próżni jest naukowym dowodem na istnienie Boga? Ewa Ray Artykuł ukazał się w GWIAZDY MÓWIĄ Nr 51/99 Albert Einstein przez całe swoje życie pracował nad jednolitą teorią pola, która miałaby w prosty sposób wyjaśnić budowę i działanie wszechświata. W Rosji żyje człowiek, który twierdzi, że udało mu się to, co nie udało się genialnemu uczonemu i jego następcom. Gennadij Iwanowicz Szypow był wykładowcą fizyki na Uniwersytecie Moskiewskim. Został stamtąd usunięty, gdyż uczył studentów elementów wymyślonej przez siebie teorii próżni, wyklętej przez oficjalną naukę. Oficjalnie mówi się, że teoria Szypowa to bzdura, ale ponieważ sprawdza się w praktyce, wykorzystuje się ją do budowy niezwykłych urządzeń, których działanie zaprzecza znanym prawom fizyki. Podobno zbudowano kilka urządzeń, których współczynnik sprawności wynosi od 300 do 500%, chociaż według znanych praw fizyki taki współczynnik nie może przekraczać 100%. Inaczej mówiąc, stworzono perpetuum mobile. Takimi urządzeniami są np. grzejniki domowe, które, pobierając 1 kilowat energii elektrycznej, produkują 4 kilowaty energii cieplnej. Brzmi to jak bajka o żelaznym wilku, ale te urządzenia istnieją i zostały skonstruowane na rządowe zamówienie, tak jak i latający pojazd, który sam Szypow nazywa "ziemskim UFO". Urządzenie nie wykorzystuje sił odrzutowych, a z wyglądu przypomina latający spodek. Został zaprezentowany publicznie dwa lata temu. Pokaz sfilmowano i pokazano w moskiewskiej telewizji. Więc jak to jest: zwariowana, bezsensowna teoria, która sprawdza się w praktyce? Z jednej strony oficjalna nauka odwraca się od teorii próżni, z drugiej państwo od 1987 roku współfinansuje pewne projekty Szypowa, a przemysł (w tym wojskowy) stoi w kolejce do założonego przez Szypowa i jego najbliższego współpracownika Akimowa moskiewskiego Ośrodka Ryzykownych i Nietradycyjnych Technologii "Went", prosząc o nowe rewelacyjne urządzenia. W żadnym podręczniku fizyki nikt nawet się nie zająknął o tej rewolucyjnej teorii, ale podczas wykładów, które Szypow daje na wydziałach fizyki europejskich uniwersytetów, sale pękają w szwach, a wśród słuchaczy nie brakuje utytułowanych uczonych... Dlaczego oficjalna nauka nie chce uznać teorii próżni? Być może dlatego, że jeśli jest prawdziwa, to jej powszechne zastosowanie może przynieść światu rewolucję technologiczną albo... zagładę. Siedem poziomów rzeczywistości Teoria próżni fizycznej Gennadija Szypowa dowodzi istnienia dotychczas nieznanych, niewidzialnych rodzajów materii i energii. Wynika z niej też, że pewnego rodzaju promieniowanie pędzi z szybkością miliardy razy większą od prędkości światła (a może po prostu rozchodzi się natychmiastowo - Einstein podejrzewał, że coś takiego może istnieć, ale buntował się przeciwko temu pomysłowi). Poniższy diagram przedstawiający budowę wszechświata jest kolejnym elementem teorii, który sprawia, że oficjalna nauka patrzy podejrzliwie na idee Szypowa. Rosyjski uczony odkrył najpierw w teorii, a potem potwierdził za pomocą eksperymentów istnienie niewidzialnych planów materii. I chociaż są one niewidzialne, istnieją obiektywnie, a nawet współdziałają z widzialnymi - czyli z naszą rzeczywistością. Teoria próżni zakłada, że istnieje 7 poziomów (planów) rzeczywistości: Absolutne "nic" Pierwotne pole wirowania (świadomości) Próżnia Plazma (cząstki elementarne) Gaz Ciecz Ciało stałe (patrz diagram) [/img] O poziomach od 7. do 4. nie będziemy tu pisać - można o nich przeczytać w każdym podręczniku do fizyki. Niezwykły świat zaczyna się od planu 3., który Szypow nazwał próżnią fizyczną. Jest to podobno przestrzeń, z której zostały wypompowane nie tylko cząstki materii, ale również wszystkie znane dzisiejszej nauce pola. A mimo to owa próżnia jest źródłem ogromnej ilości energii (patrz ramka pt. "Stała kosmologiczna"). Według teorii Szypowa, 1 cm3 zawiera energię wystarczającą do zaspokojenia dziesięcioletnich potrzeb energetycznych całej ludzkości. Współpracujący z Szypowem rosyjscy naukowcy pracują nad urządzeniem, dzięki któremu będzie można pobierać niemal nieograniczone ilości czystej energii z dowolnego miejsca na planecie czy w kosmosie. Podobno takie urządzenie będzie gotowe za kilka lat. Tam, gdzie myśl staje się rzeczywistością Drugi poziom jest jeszcze dziwniejszy - to pierwotne pole wirowania lub inaczej: pole świadomości. Jak napisał Gennadij Szypow w swojej książce pt. "Teoria próżni fizycznej", pole to składa się z "elementarnych wirów czasoprzestrzennych przenoszących informacje." To właśnie ten poziom umożliwia zachodzenie zjawisk określanych mianem magii, parapsychologii czy psychotroniki. Dzieje się tak dlatego, że owe przenoszące informację pierwotne wiry tworzą coś w rodzaju materii będącej powłoką myśli. Na tym poziomie myśl jest materialna, może istnieć samodzielnie przez jakiś czas i oddziaływać na inne obiekty materialne. Co więcej, odpowiednio ukształtowana i wzmocniona może się w tych wirach "zagnieździć", stać się niezniszczalna, powodując zachodzenie w naszym świecie zjawisk parapsychicznych traktowanych przez oficjalną naukę z wielką podejrzliwością. Z teorii próżni wynika, że wszystko we wszechświecie jest w mniejszym lub większym stopniu obdarzone świadomością. Oznacza to, że nie jest ona wynikiem istnienia materii ożywionej (np. człowieka), ale podstawą istnienia wszelkiej materii. Myślę, że zwolennicy Gai - żyjącej planety - znajdą w teorii Szypowa naukowe potwierdzenie swoich hipotez. Tak szybko jak myśl Pole świadomości ma też inną nazwę - pole torsyjne (ang. torsion - wirowanie), jako że związane jest z ruchem wirującym. Najważniejszym wynalazkiem opartym na teorii próżni jest generator torsyjny, którego twórcą jest Anatolij Akimow. Dzięki temu urządzeniu wielkości czterech paczek papierosów dowiedziano się, że pole torsyjne rozprzestrzenia się miliardy razy szybciej niż światło i przenika każdą materię, nie tracąc przy tym na intensywności. Nie wiadomo dokładnie, jak szybko się porusza, gdyż nie udało się tego zmierzyć. Wykorzystując własności tego pola, stworzono nowy, rewolucyjny system łączności. Z najodleglejszymi miejscami w kosmosie można połączyć się natychmiast, bez zakłóceń, a nadajnik wymaga minimalnej ilości energii. Nadajnik torsyjny znajduje się ponoć na pokładzie rosyjskiego pojazdu, który w 1998 roku poleciał na Marsa. Jeśli wszystko będzie działać prawidłowo, torsyjny nadajnik i odbiornik będą się łączyć w jednej chwili, podczas gdy sygnał konwencjonalnego nadajnika biegnie z Marsa na Ziemię około 7 - 13 minut. Drzewa promieniują naukowo Również bioterapia i radiestezja są możliwe dzięki polu świadomości. Z teorii Szypowa wynika, że pole torsyjne może wirować w prawo lub w lewo. Za pomocą generatora Akimowa wykazano, że pole prawoskrętne jest korzystne dla żywych organizmów, a lewoskrętne niekorzystne, gdyż działa nań osłabiająco. Okazało się również, że każde ciało fizyczne wytwarza pole torsyjne o charakterystycznych dla siebie właściwościach. Na tym właśnie opiera się działanie bioenergoterapii czy radiestezji. Szypow i jego ekipa przeprowadzili w swoim laboratorium symulacyjne badania piramid egipskich. Okazało się, że są one generatorami pola świadomości. Wewnątrz piramidy, na jednej trzeciej wysokości osi, znajduje się punkt z maksymalną koncentracją lewoskrętnego pola. W prawdziwych piramidach w tym właśnie miejscu znajdował się zazwyczaj sarkofag faraona. Wpływ lewoskrętnego pola hamuje rozkład organizmów żywych. Dobroczynny wpływ natury na człowieka związany jest z prawoskrętnym polem. Największymi naturalnymi jego generatorami są drzewa iglaste, zwłaszcza cedr. Bioterapeuci często twierdzą, że przytulenie się do określonego drzewa pomaga na określone dolegliwości. Jak widać, nie jest to wymysł, teoria Szypowa udowadnia to niezbicie. Moskiewscy uczeni sporządzili charakterystykę pól torsyjnych niektórych gatunków drzew, a potem nauczyli się je odtwarzać za pomocą generatora Akimowa. Uzdrawiające pole kierowano potem na dany przedmiot. Po pewnym czasie mierzono pole torsyjne tego przedmiotu i zazwyczaj okazywało się, że zostało ono zmienione i że zaczęło promieniować tak samo, jak sosnowy las. Współpracownicy Szypowa i Akimowa opracowują właśnie projekty domów ekologicznych, które będą wytwarzać uzdrawiające pole torsyjne. Wiemy już też, że najlepszym kształtem dla budynków jest kształt jaja, generujący prawoskrętne pole, a najgorszym - prostopadłościan, a w takich przecież mieszkamy. (Ciekawe, że nasi przodkowie przykrywali swoje świątynie kopułami, które emitują pole niezwykle korzystne dla żywych organizmów.) Jednym z najciekawszych wniosków wynikających z teorii pola świadomości jest istnienie życia po śmierci. Dusze ludzkie po uwolnieniu się z materii przenoszą się (a być może przez cały czas w pewien sposób tam są) do materialnego pola myśli - tam, gdzie myśl staje się rzeczywistością. Zza równań wyłania się twarz Boga Ostatnim, najwyższym planem jest Absolutne Nic, czyli, jak twierdzi Szypow, źródło pochodzenia całego wszechświata. Jest to plan materii, który rodzi z siebie pozostałe rodzaje materii. Nie jesteśmy w stanie - i pewnie nigdy nie będziemy - zrozumieć tego planu czy wyobrazić go sobie, choć równania Szypowa Absolutne Nic opisują. Z tych równań wyłania się spójny i całościowy opis wszechświata, z którego wynika, że istnienie Absolutu jest konieczne do powstania tego wszechświata. Szypow w swojej książce napisał: "Tego rodzaju przestrzeń zakłada istnienie zdolnej do ogarnięcia Absolutnego "Nic" i uporządkowania go. Na tym planie decydującą rolę odgrywa SUPERŚWIADOMOŚĆ" Inaczej mówiąc, aby wszechświat mógł zaistnieć, trwać i rozwijać się, konieczne było świadome działanie Superistoty, którą wielu nazywa Bogiem. Jeśli teoria próżni jest prawdziwa, kiedyś zostanie uznana przez akademicką naukę. Już teraz pracują nad nią badacze w USA, Niemczech, Kanadzie. Podobno są opóźnieni w stosunku do Rosjan o 15 lat. Lecz nie to opóźnienie jest groźne. Oto ludzkość może dostać nową, rewolucyjną technologię, która, jak wszystkie naukowe odkrycia i wynalazki, może zostać użyta zarówno w dobrym, jak i złym celu. Problem w tym, że poziom świadomości ludzi już teraz nie dorównuje poziomowi techniki. Dziecko ma w rękach karabin maszynowy. Jeśli teoria próżni zostanie powszechnie udostępniona, dziecko dostanie laser. Może dlatego Gennadij Szypow nie współpracuje z instytucjami militarnymi, które chcą, by przy wykorzystaniu pola świadomości stworzył nowe bronie psychotroniczne. Ale złe wykorzystanie cudownych możliwości, jakie daje teoria próżni, jest całkiem realne. Tylko że to grozi katastrofą nie tylko na skalę globu, ale wręcz kosmosu. Może więc to dobrze, że o odkryciach Szypowa nauka milczy? Stała kosmologiczna - ukryta energia próżni W swoim czasie Albert Einstein próbował odpowiedzieć na pytanie, czy wszechświat jest statyczny (tzn. ani się nie rozszerza, ani nie zbiega, tylko trwa w niezmienionym stanie). Po obliczeniu ilości istniejącej energii doszedł do wniosku, że aby wszechświat był statyczny - a wierzył, że tak jest - musi istnieć niewiarygodnie dużo niewidzialnej i niewykrywalnej, jak do tej pory, energii pustej przestrzeni. Nazwał ją stałą kosmologiczną. Potem udowodniono, że wszechświat rozpoczął się od wybuchu i nadal się rozszerza. Einstein, choć niechętnie, uznał racje kolegów po fachu i zrezygnował z idei wszechświata statycznego. Przyznał też, że jego wspaniały twór - stała kosmologiczna - jest jego największą pomyłką. Jednak ostatnio naukowcy dochodzą do wniosku, że aby wszechświat w ogóle istniał, musi gdzieś być ukryta kolosalna ilość energii. Stała kosmologiczna, czyli ujemna energia pustej przestrzeni, wróciła do łask. Oznacza to, że w każdym centymetrze sześciennym przestrzeni wiruje ogromna ilość dziwnej energii - niewidzialnej, nie dającej się zbadać przyrządami naukowymi, ale jednak realnej, gdyż bez niej nic by nie istniało... Czyż nie to samo twierdzi Szypow? Share31 Podziel się tym artykułem ze znajomymi.
  10. Bow

    Izraelska brudna ekonomia

    Przedstawiłem jeden z punktów widzenia i uważam, że mam do tego prawo. Nie koniecznie zgadzam się w całości z autorem, ale przedstawić zawsze mogę. Kiedyś nie można było źle pisać o Stalinie potem o jego następcach, a teraz nie można źle napisać o Izraelu? Nie sądzisz, że z tym tak zwanym antysemityzmem to już lekka przesada. Spotkałem się z wieloma niepochlebnymi (delikatnie mówiąc) artykułami w izraelskiej prasie na temat Polski i Polaków jakoś nikt tym się nie oburzał, a szczególnie Żydzi. Co masz z tym wspólnego? Ano to, że straszysz mnie policją po tym jak zaprezentowałem jeden z poglądów tak jakby już Polska nie była wolnym krajem. Pozdrawiam
  11. Bow

    Izraelska brudna ekonomia

    To nie jest antysemityzm, a jedynie kilka faktów natomiast reakcja "JakinBooz" jest potwierdzeniem tych faktów.
  12. Bow

    Izraelska brudna ekonomia

    Israeli Economy For Beginners http://www.veteranstoday.com/2011/02/07/gilad-atzmon-israeli-economy-for-beginners/ Gilad Atzmon – 7.02.2011 tłumaczenie Ola Gordon Z prasy i od analityków politycznych dowiadujemy się, że na przekór wszystkiemu i pomimo globalnego kryzysu finansowego, gospodarka Izraela kwitnie. Niektórzy nawet sugerują, że Izrael jest jedną z najsilniejszych gospodarek na świecie. ‘Jak to się dzieje?’ można spytać, oprócz być może avocado, pomarańczy i jakichś produktów kosmetycznych z M. Martwego, nikt z nas faktycznie nie widział izraelskiego produktu na półkach sklepów. Nie produkują aut, ani sprzętu elektronicznego czy elektrycznego, mają znikomą produkcję towarów konsumpcyjnych. Izrael twierdzi, że ma zaawansowaną technologię high-tech, ale jakoś, jedynymi zaawansowanymi izraelskimi oprogramowaniami kiedykolwiek znalezionymi w naszych komputerach są ich konie trojańskie Sabra. W kraju który siłą odebrali miejscowym Palestyńczykom, jeszcze nie znaleźli żadnych lukratywnych minerałów czy ropy. Więc jak to jest? Jak to się dzieje, że Izrael nie odczuwa globalnego kryzysu finansowego? Jak Izrael może być tak bogaty? Izrael może być bogaty, ponieważ według ‘The Guardian,’ „spośród siedmiu oligarchów, którzy rządzili 50% rosyjskiej gospodarki w latach 1990, sześciu było Żydami.” W ciągu ostatnich 20 lat, wielu rosyjskich oligarchów otrzymało obywatelstwo Izraela. Również zabezpieczyli swoje brudne pieniądze poprzez inwestowanie w koszernym raju finansowym; Wikileaks ujawniła ostatnio, że „źródła z (izraelskiej) policji szacują, że rosyjska przestępczość zorganizowana (rosyjska mafia) wyprała ostatnio aż $10 mld przez izraelskie firmy.” Gospodarka Izraela kwitnie, ponieważ mega oszuści tacy jak Bernie Madoff przez dziesięciolecia przesyłali pieniądze przez syjonistów i instytucje izraelskie. Izrael ma „dobrze,” ponieważ jest liderem w handlu krwawymi diamentami. Nie zaskakuje to, że Izrael jest także czwartym największym sprzedawcą broni na tej planecie. Oczywiście, „krwawe diamenty” i broń bardzo do siebie pasują. Jakby tego było za mało, Izrael jest także zamożny, ponieważ zostaje łapany na angażowaniu się w handel i pozyskiwanie organów. Krótko mówiąc, Izrael jest w lepszej sytuacji niż inne kraje, ponieważ kieruje jedną z najbrudniejszych i nieetycznych gospodarek na świecie. Pomimo początkowej obietnicy syjonistów stworzenia cywilizowanego etycznego Żyda, zamiast tego Izraelowi udało się stworzyć bardzo wysoki poziom instytucjonalnego zwolnienia ze stosowania prawa międzynarodowego i uniwersalnych wartości. Działa jako bezpieczne schronienie dla pieniędzy zarobionych w jakiejś przerażającej globalnej działalności przestępczej. I zatrudnia jedną z najsilniejszych armii do obrony bogactwa tylko kilku najbogatszych Żydów. Izrael coraz bardziej wydaje się być niczym więcej niż olbrzymim rajem prania pieniędzy dla żydowskich oligarchów, oszustów, sprzedawców broni, handlarzy organami, przestępczości zorganizowanej i handlarzy krwawymi diamentami. To z pewnością może wyjaśnić, dlaczego Izrael jest całkowicie odporny na równość społeczną w jej granicach. Biedni Izraelczycy Skoro Izrael określa się jako państwo żydowskie, można oczekiwać, że naród żydowski jako pierwszy korzysta z boomu gospodarczego ich kraju. To wydaje się w ogóle nie odgrywać żadnej roli. Pomimo silnej gospodarki, historia sprawiedliwości społecznej Izraela jest przerażająca. W państwie żydowskim 18 rodzin kontroluje 60% wartości kapitałów własnych wszystkich firm w kraju. Państwo żydowskie jest szokująco okrutne wobec ubogich. Jeśli chodzi o przepaść między bogatymi i biednymi, Izrael znajduje się na samej górze tej listy. Sens tego wszystkiego jest bardzo niszczycielski, chociaż Izrael działa jako etnocentryczny, rasowy i plemienny system, to okazuje się być zupełnie beztroski wobec członków własnego plemienia. W rzeczywistości, w państwie żydowskim, kilka milionów Żydów służy możliwie najciemniejszym interesom, owoce których mają być tylko dla bardzo nielicznych bogatych złoczyńców. Zasłona dymna Ale to wszystko zawiera głębszy i bardziej niszczycielski sens. Jeśli poprawnie odczytuję gospodarkę Izraela, a Izrael jest rzeczywiście olbrzymim rajem pieniężnym dla najbrudniejszego pieniądza, to następny konflikt izraelsko-palestyński jest, przynajmniej z perspektywy izraelskiej elity, tylko zasłoną dymną. Mam nadzieję, że moi czytelnicy i przyjaciele wybaczą mi kiedy powiem, że – mam nadzieję, że sam sobie wybaczę – ale wydaje mi się, że konflikt izraelsko-palestyński i potworne izraelskie zbrodnie przeciwko Palestyńczykom, w rzeczywistości służą do odwracania uwagi od współudziału Izraela w pewnych kolosalnych i globalnych zbrodniach przeciwko ludności na całym świecie. Zamiast zajęcia się powyższą bezwzględną chciwością napędzaną próbą zagarnięcia bogactwa na koszt reszty ludzkości, wszyscy koncentrujemy się na jednym konflikcie terytorialnym, który faktycznie pokazuje tylko jedną katastrofalną zbrodniczą stronę żydowskiego programu narodowego. Jest więcej niż prawdopodobne, że większość Izraelczyków również nie widzi podstępnej roli konfliktu izraelsko-palestyńskiego. Izraelczycy są indoktrynowani by patrzeć na każdy możliwy problem z perspektywy bezpieczeństwa krajowego. Nie udało im się zrozumieć, że obok intensywnej militaryzacji społeczeństwa, ich państwo żydowskie stało się rajem prania pieniędzy i schronieniem dla czarnych charakterów z całego świata. Ale mam złe wiadomości dla Izraela i jego skorumpowanej elity. To tylko kwestia czasu zanim Rosjanie, Amerykanie, Afrykańczycy, Europejczycy, cała ludzkość, zaczną rozumieć to wszystko – Wszyscy jesteśmy Palestyńczykami i wszyscy mamy jednego wroga. Chciałbym jeszcze pójść dalej i stwierdzić, że możliwe jest, że w niezbyt długim czasie – kilku biednych Żydów i Izraelczyków również zdadzą sobie sprawę, jak zwodniczy i złowrodzy Izrael i syjonizm są naprawdę. źródło: http://stopsyjonizmowi.wordpress.com/2011/02/08/izraelska-gospodarka-dla-poczatkujacych/
  13. Bow

    Smartphon i podsłuchy

    London Guardian; Computerworld; prisonplanet.pl USA 2011-04-21 Użytkownicy telefonów komórkowych mówią, że chcą więcej prywatności a twórcy oprogramowania słuchają. Nie, oni nie słuchają żądań użytkowników; Oni dosłownie słuchają dźwięków w twoim biurze, kuchni, salonie i sypialni. Okazało się że nowej klasy aplikacje na smartphony używają mikrofonu wbudowanego w telefon jako ukrytego urządzenia podsłuchowego - czy to “bug”/błąd w oprogramowaniu? Oczywiście że nie, według twórców aplikacji, to nie jest błąd. To jest nowa zaleta! Aplikacje korzystają z dźwięków otoczenia, aby dowiedzieć się, na co zwracasz uwagę. Jest to kolejny wielki krok w kierunku odczytywania twoich myśli. Twój telefon słucha Problematyka została niedawno przedstawiona na podkaście "This Week in Tech”. Prowadzący Leo Laporte i jego grupa zaszokowała słuchaczy przez zdemaskowanie trzech popularnych aplikacji, które aktywują mikrofon telefon do zbierania wzorów dźwięków z domu, spotkania, biura lub innego miejsca. Te aplikacje to “Color”, “Shopkick” i “IntoNow”, z których wszystkie włączają mikrofon w iPhonach lub urządzeniach Android w celu zebrania informacji kontekstowej, która zapewnia pewne korzyści dla użytkownika. Color korzysta z mikrofonu telefonu iPhone lub Android dla wykrycia, czy ludzie są w tym samym pokoju. Dane o poziomie hałasu w połączeniu z informacjami o kolorze i oświetleniu z aparatu, pozwalają na to aby dowiedzieć się, kto jest w środku, lub na zewnątrz, kto jest w jednym pokoju, a kto jest w innym, dzięki temu aplikacja może wygenerować spontaniczne tymczasowe sieci społeczne osób, które dzielą te same doświadczenia. Shopkick działa zarówno na iPhone i Android. Jedną z cech aplikacji jest wynagradzanie użytkowników, którzy odwiedzają sklepy uczestniczące, które obejmują Target, Best Buy, Macy's, American Eagle Outfitters, Sports Authority, Crate & Barrel i wiele innych. Użytkownicy nie muszą naciskać żadnych przycisków. Shopkick słucha przez telefon niesłyszalnych dla człowieka dźwięków generowanych w sklepach za pomocą specjalnego urządzenia. IntoNow jest to aplikacją IOS, która pozwala na budowanie sieci społecznych w czasie oglądania programów telewizyjnych. Aplikacja nasłuchuje przez iPhone lub IPAD aby ustalić co oglądasz. Firma twierdzi, że ma 2600000 odczytanych programów telewizyjnych lub segmentów w bazie danych. Podobna aplikacja stworzona dla miłośników TV show Grey's Anatomy używa mikrofon IPADa aby określić dokładnie w którym momęcie show jesteś, aby móc wyświetlać odpowiednie treści do konkretnych scen. Podczas gdy IntoNow oparte jest na własnej technologii rozpoznawania dźwięku, to aplikacja Grey's Anatomy jest zbudowana na platformie Media-Sync Nielsena. Oczywiście, pomysł, że firmy wykorzystują aplikacje do podsłuchiwania prywatnych momentów życia wywołuje gęsią skórkę u wszystkich. Ale wszystkie te aplikacje próbują obejść wstręt użytkownika do inwigilacji mówiąc, że nie nagrywają rzeczywistych dźwięków, ale ich wzorce, które są następnie przesyłane do serwera, dla porównania z innymi wzorcami dźwięków. Color porównuje dźwięki między użytkownikami, aby dowiedzieć się, którzy użytkownicy mogą słuchać tego samego. Shopkick porównuje dźwięki ze swoją bazą danych unikalnych niesłyszalnych dźwięków, które identyfikują każdy sklep. Kto jeszcze słucha? Aplikacje, które podsłuchują są na rynku od lat. Jeden rodzaj aplikacji korzysta z mikrofonu w telefonie do identyfikacji muzyki. Aplikacje takie jak Shazam i SoundHound mogą rozpoznać "nazwę utworu" w kilka sekund po prostu "podsłuchując" dźwięków w pokoju. Aplikacje “budziki”/alarmy w telefonach wykorzystują mikrofon telefonu, aby słuchać jak śpimy. Jednym z przykładów jest aplikacja HappyWakeUp. Jeśli śpisz jak suseł, aplikacja będzie unikać obudzenia ciebie. Kiedy aplikacja słyszy, że się przekręcasz, wiercisz w pobliżu wyznaczonego czasu, to budzi cię alarmem. Oczywiście, korzystanie z mikrofonu w tych aplikacjach jest dobrze rozumiane przez użytkowników, bo to jest ich główny cel. Nowe aplikacje często robią to bez wiedzy użytkownika. Zdecydowana większość osób korzystających na przykład z aplikacji "Color", nie maja o tym pojęcia, że ​​ich mikrofony są aktywowane do zbierania dźwięków. Witamy w przyszłości. Wkrótce powstanie wiele aplikacji, które będą podsłuchiwać. To co trzeba wiedzieć o marketingu i reklamie to fakt, że dane są kluczem do sukcesu. Marketerzy nigdy nie mają dość, ponieważ im więcej o tobie i Twoim stylu życia wiedzą, tym bardziej skuteczniejszy jest ich marketing i bardziej cenne i drogie ich reklamy. Dlatego miłość marketingu do telefonów komórkowych nie jest ślepa, są one postrzegane jako uniwersalne czujniki do prowadzenia bardzo szczegółowego, badania rynku w czasie rzeczywistym. Oczywiście, wiele aplikacji przekazuje wszelkiego rodzaju prywatne dane z powrotem do producenta aplikacji. Niektóre odsyłają numer UDI (unikalna identyfikacja urządzenia) każdego telefonu, numer przypisany do każdego telefonu komórkowego, który może być użyty do jego weryfikacji. Inne aplikacje przekazują serwerom lokalizację telefonu. Wiele programów faktycznie węszy po telefonie, zbierając informacje osobiste, takie jak płeć, wiek i kod pocztowy, i przekazuje go z powrotem do firmy podczas normalnej telefonicznej rozmowy lub transmisji danych. Większość producentów aplikacji ujawnia wiele z tego co zbiorą, w tym zbieranie danych audio, ale często czynią to na swoich stronach internetowych lub zagrzebując to gdzieś w umowach licencyjnych. Okazuje się, że dzięki zaawansowanemu oprogramowaniu do rozpoznawania wzorów, zebranych dźwięków z domu, biura lub środowiska naturalnego można dane te przekształcić w marketingowe demograficzne złoto. Należy pamiętać, że wszelkie dane, które można zdobyć, będą zbierane. Ponieważ nowe aplikacje przejmujące dane z mikrofonów nadal istnieją a od producentów słyszymy, że podsłuchiwanie jest “OK” musimy zadać sobie pytanie co jeszcze jest możliwe przy obecnej technologii? Poprzez nasłuch w telefonie, przechwytywanie "wzorów", a następnie wysyłanie danych do serwerów, marketingowcy mogą ustalić następujące kwestie: Twoją płeć i płeć osób, z którymi rozmawiasz. Twój przybliżony wiek i wiek osób, z którymi rozmawiasz. O której godzinie idziesz spać, i o której się budzisz. Co oglądasz w telewizji i słuchasz w radiu. Jak dużo czasu spędzasz sam, a ile z innymi. Czy mieszkasz w dużym mieście czy miasteczku. Jakiej formy transportu używasz, aby dotrzeć do pracy. Wszystkie te dane i więcej, plus UDI telefonu, umożliwiają firmom reklamowym, na wysyłanie bardzo wąsko ukierunkowanych reklam produktów i usług, których możesz być potencjalnym nabywcom. Przyszłość marketingu jest kontekstowa. Podsłuchiwanie twojego życia umożliwi marketingowi na głębsze zrozumienie nie tylko, tego kim i gdzie jesteś, ale także, na co zwracasz uwagę. iPhone przetrzymuje wszystkie dane o twojej lokalizacji. Naukowcy zajmujący się bezpieczeństwem odkryli, że Apple iPhone zapisuje wszystkie dane, o twojej lokalizacji - i zapisuje każdy szczegół do tajnego pliku na urządzeniu, który jest potem kopiowany do komputera właściciela, gdy urządzenia są zsynchronizowane. Plik zawiera szerokość i długość geograficzną pozycji telefonu zapisane współrzędne wraz z oznaczeniem czasowym. Oznacza to, że każdy, kto ukradł telefon lub komputer może odkryć szczegóły dotyczące miejsc i nawyków transportowych właściciela przy użyciu prostego programu. W przypadku niektórych telefonów, może to być prawie rok przechowywanych danych, jako że zapis danych wydaje się mieć początek z aktualizacją systemu operacyjnego telefonu do IOS 4, wydanego w czerwcu 2010 roku. "Apple pozwoliło na to, że niemal każdy - zazdrosna małżonka, prywatny detektyw - poprzez dostęp do telefonu lub komputera, może uzyskać szczegółowe informacje na temat tego gdzie byłeś", powiedział Pete Warden, jeden z naukowców. Link do oryginalnego artykułu: LINK, LINK. Program na komputery Mac, który pozwala na wgląd do pliku lokalizacji iPhonea. LINK Nam na naszych telefonach zapisano informacje od lata 2010. Pozdrawiam
  14. Cholesterol Należy się go bać czy nie? Jaka jest prawda? Jeśli cholesterol, (jak się powszechnie uznaje) jest przyczyną miażdżycy, to dlaczego zawały serca występują w takim samym stopniu u osób z wysokim jaki z niskim lub nawet bardzo niskim poziomem cholesterolu? Różnice statystyczne są w tym przypadku tak małe, że nie mają znaczenia. Przecież u kogoś, kto ma niski poziom cholesterolu zawał nie powinien wystąpić, a bardzo często występuje. Od lat bije się na alarm we wszystkie możliwe dzwony, żeby obniżać poziom cholesterolu. Nawołują do tego nie tylko reklamy producentów leków obniżających poziom cholesterolu, co jest całkiem oczywiste, ale ... straszą cholesterolem nawet tzw. celebryci i bohaterowie seriali telewizyjnych. Kiedy się jednak przyjrzeć dokładnie, to okazuje się, że u osób z niskim cholesterolem stopień rozwoju miażdżycy w innych naczyniach oprócz naczyń wieńcowych (czyli doprowadzających krew do serca) jest równie wysoki jak i u tych z wysokim poziomem cholesterolu. Po co w takim razie obniżać? Pojawia się więc istotne pytanie: jeśli tak, to po co go obniżać? Dlaczego narażać się na skutki uboczne leków obniżających poziom cholesterolu? Leki te, to w zdecydowanej większości tzw. statyny (wystarczy sprawdzić co jest napisane drobnym drukiem POD nazwą handlową leku np. atorvastatin, lovastatin, simvastatin itd .. ) Stosowanie statyn nie jest bez znaczenia dla organizmu. Wielokrotnie, skutki uboczne jakie wywołują są bardzo groźne dla zdrowia. Do działań niepożądanych statyn należą np.: * Polineuropatia obwodowa - zespół uszkodzenia nerwów obwodowych co może prowadzić np. do niedowładu lub paraliżu kończyn * Impotencja * Zwiększenie ryzyka powstania nowotworu * Miopatia i rabdomioliza - uszkodzenie mięśni * Zaburzenia pamięci * Zaburzenia zdolności psychomotorycznych * Osłabienie mięśnia sercowego * Zaburzenia umysłowe * Demencja i utrata pamięci Koenzym Q10 czyli "klucz do naszego serca" Jednym z najbardziej istotnych skutków ubocznych stosowania statyn (leków obniżających poziom cholesterolu) jest obniżenie produkcji przez nasz organizm koenzymu Q10. Koenzym Q10 odgrywa kluczową rolę w wytwarzaniu przez nasze komórki niezbędnej nam do życia energii. Największe zapotrzebowanie organizmu na koenzym Q10 ma miejsce w mięśniach najbardziej intensywnie pracujących. Łatwo się domyśleć, który to z naszych mięśni najbardziej intensywnie pracuje i to ... bez przerwy - mięsień sercowy. W związku z tym, w tym mięśniu zapotrzebowanie na koenzym Q10 jest największe. Jak więc można pogodzić się z faktem, że leki obniżające poziom cholesterolu jednocześnie hamują produkcję koenzymu Q10 tam, gdzie go najbardziej potrzeba - osłabiając nasz mięsień sercowy? Firmy farmaceutyczne zostały niemalże zmuszone do dodania koenzymu Q10 do produkowanych przez nie statyn. Wykazano też między innymi, że zaniżenie produkcji endogennego (produkowanego przez nasz organizm) koenzymu Q10 prowadzi do uszkodzenia wątroby. W odpowiedzi, firmy farmaceutyczne oznajmiły, że wyprodukowały "nowej generacji" lek na obniżanie cholesterolu, bo ... dodano do niego ok. 5 mg koenzymu Q10!! Oczywiście cena "leku na cholesterol" poszybowała w górę. Żeby jednak uzupełnić poziom koenzymu Q10 to, szczególnie po osiągnięciu wieku 50-ciu lat, należy go stosować w dawce co najmniej 100mg dziennie tzn. w warunkach normalnych - kiedy statyn nie bierzemy. Kiedy jednak ktoś zażywa statyny, to uzupełnienie niszczonego przez statyny koenzymu może nastąpić dopiero przy podawaniu koenzymu w suplementach w ilości ok. 200mg dziennie. Cholesterol - potrzebny czy szkodliwy? Poziom cholesterolu można też dosyć łatwo obniżyć dietetycznie. Niestety, powszechnie stosowane diety polegające na ograniczeniu tłuszczu są nieefektywne i wręcz niebezpieczne. Do bezpiecznego obniżenia poziomu cholesterolu trzeba stosować zupełnie inne podejście dietetyczne. Trzeba pamiętać o tym, że zgodnie z fizjologią, podstawową nauka o funkcjonowaniu organizmu człowieka występuje mało znane zjawisko: Im mniej cholesterolu znajduje się w pożywieniu tym więcej wątroba go produkuje. I na odwrót. Synteza cholesterolu przez wątrobę spada, kiedy w pożywieniu jest więcej cholesterolu. Zjawisko to wydaje się być zupełnie ignorowane przez dietetyków, jak i lekarzy. Stąd wielokrotnie słyszy się, że ktoś niemalże zupełnie wyeliminował ze swojej diety tłuszcze i inne produkty bogate w cholesterol, a poziom cholesterolu we krwi miał bardzo wysoki. Równie często słyszy się, że ktoś bardzo niezdrowo się odżywia, bo jej produkty bogate w cholesterol i nie może nadziwić sie temu, że cholesterol we krwi ma niski. Wtedy często specjaliści od diet uciekają się do stwierdzenia: "to pewnie genetyczne". Nie ma w tym niczego dziwnego ani "genetycznego". Jest to zjawisko jak najbardziej normalne. Trzeba tylko znać fizjologię człowieka. Organizm (wątroba) sam produkuje cholesterol w odpowiedniej dla siebie ilości. Na ogól jest to ok. 2000 mg na dobę. Z czego tylko około 5% pochodzi z diety. W związku z tym, nawet jeśli całkowicie wyeliminujemy spożycie cholesterolu, to dla organizmu nie będzie to stanowiło większej różnicy. Oprócz tylko tego, że będzie produkować go musiał jeszcze więcej! Stąd też, rozważnie należy podchodzić do zaleceń mówiących nam o kupowaniu produktów odtłuszczonych czy tylko takich z niską zawartością cholesterolu np. jaj. I tu następna ciekawostka : Przeciętnie, zawartość cholesterolu w różnych produktach wynosi ok. 5, 10, 50 mg cholesterolu na 100mg masy. W żółtkach jest ok. 1,250 mg/100g. Z tego powodu, mówi się, że żółtko jaj jest "bombą cholesterolową". Przestrzega się przed spożywaniem więcej niż jedno czy dwa jaja na tydzień itd ... Jak jest naprawdę? Czym takie "ostrzeżenia" są podyktowane? Przede wszystkim brakiem wiedzy. To, że w żółtku jaj jest bardzo dużo cholesterolu wcale nie oznacza, że jest on szkodliwy. Powinno to też dać nam coś do myślenia. Po co, aż w takiej ilości, on tam jest? Jest on bowiem niezbędny do prawidłowego rozwoju, zdrowego, normalnego organizmu jakim jest małe pisklę. To samo stosuje sie w naszym przypadku. cholesterol jest niezbędny szczególnie wieku dziecięcym, kiedy organizm się intensywnie rozwija. Badania, wykazują poza wszelką wątpliwość, że spożycie jaj nawet w dużych ilościach nie prowadzi do żadnych problemów zdrowotnych. Badana takie przeprowadzono na kilkunastu tysiącach ludzi przez około 15 lat. Jeśli ktoś ma problemy z wysokimi poziomami lipidów (cholesterol i trójglicerydy), to jak wskazuje praktyka, regularne spożycie jaj (kilka dziennie) powoduje, że poziomy lipidów się normalizują! Dlaczego tak jest? Ponieważ żółtko zawiera bardzo duże ilości lecytyny, która reguluje gospodarkę lipidową. Innym skutkiem "ubocznym" spożycia jaj jest to, że w żółtku otrzymujemy najwyższej jakości biologicznej białka, tłuszcze, minerały, witaminy (oprócz witaminy c) i to wszystko w najlepszych proporcjach. Produkcja cholesterolu jest też uzależniona od stosunku tłuszczów do węglowodanów. Przy niskiej konsumpcji węglowodanów (10 do 20% dziennego zapotrzebowania kalorycznego) cholesterol produkowany jest w małych ilościach. Następnie, kiedy ilość węglowodanów w diecie stanowi ok. 50% dziennego zapotrzebowania energetycznego, wtedy następuje największa prędkość produkcji cholesterolu przez wątrobę. Przy dalszym zwiększaniu ilości węglowodanów do 80%, ilość produkowanego cholesterolu ponownie gwałtownie spada. Dlaczego więc wielu dietetyków i lekarzy twierdzi, że w naszej diecie powinno być ok. 50% węglowodanów, kiedy wtedy właśnie wątroba syntetyzuje cholesterol w największej ilości, z największą prędkością? Rodzaje cholesterolu Do stosunkowo niedawna, w kręgach naukowców zajmujących się problematyką cholesterolu uważano, że jest tzw. "zły" czyli LDL oraz HDL czyli "dobry" cholesterol. Podział ten odszedł już do lamusa, chociaż jest on tak głęboko zakodowany w wielu umysłach, że pewnie będzie istniał jeszcze przez wiele, wiele lat. Okazuje się bowiem, że LDL, czyli "zły" cholesterol jest częścią układu odpornościowego! W czasie eksperymentów na zwierzętach, kiedy w przypadku celowo wywołanej choroby wstrzyknięto im ludzki LDL, zwierzęta wyzdrowiały. Skoro podanie ludzkiego LDL-u chorym zwierzętom miało taki wpływ, to dlaczego podanie w takiej chwili człowiekowi ludzkiego cholesterolu LDL miałoby mu zaszkodzić? To są nowe koncepty, nie sprawdzone w badaniach na ludziach, ale... są rozważane. ponieważ, być może jest powód, dla którego organizm zwiększa produkcję LDL. Przecież wiadomo, że w stanach chorobowych, po operacjach czy nawet mniejszych zabiegach chirurgicznych poziom cholesterolu we krwi gwałtownie się zwiększa? Dlaczego? Organizm nie robi tego bez powodu. Wiadomo też, że proces naprawy tkanek wymaga zwiększonej ilości cholesterolu (oraz kolagenu i witaminy C). Być może fakt, że poziom cholesterolu świadczy o procesach chorobowych i organizm stara się temu zapobiec produkując substancję taką jak cholesterol (szczególnie LDL), żeby zwalczać proces chorobowy. Czy rozsądnym jest więc przeszkadzać w tym procesie sztucznie obniżając poziom LDL-u lekami? Czy nie lepiej jest zastanowić się raczej nad źródłem procesu chorobowego i usunąć je? A może, działając wbrew potrzebom organizmu, obniżając LDL powodujemy więcej szkody niż pożytku, nie pozwalając organizmowi na "samoleczenie" i pogłębiamy zniszczenie organizmu jeszcze bardziej? Wiele obserwacji wskazuje, że tak jest. Każdy lekarz wie, że podwyższony poziom CRP (tzw. białka fazy ostrej) wskazuje na stany zapalne. Bardzo często przy niskim OB. Wiele lat temu, nie kojarzono tego (nie potrafiono badać jeszcze CRP) ze stanami zapalnymi, które mają miejsce ściankach tętnic. Stany zapalne powodują uszkodzenia tkanki. Naturalną rzeczą będzie reakcja obronna organizmu uruchamiająca zwiększoną produkcja LDL-u jako części układu odpornościowego. przy czym, dodatkowo, zniszczenia tkanek, są "naprawiane" właśnie cholesterolem. czy w takim razie, obniżać jego poziom, bo wg. norm jest go więcej we krwi? A skąd wiadomo nam kiedy go potrzeba więcej, a kiedy mniej? Czy nie lepiej jest usunąć przyczynę stanu zapalnego, który powoduje całą reakcję procesów naprawczych, do których potrzeba jest więcej cholesterolu? Uszkodzona ścianka tętnicy nie może być naprawiona tylko samym cholesterolem. Jest on mechanicznie zbyt słaby. Trzeba go czymś wzmocnić. Organizm to robi poprzez wiązanie cholesterolu wapniem. Organizm ciągle walczy ze stanami zapalnymi lecząc je właśnie cholesterolem z wapniem. Jeśli tego procesu nie zatrzymamy, to organizm cały czas będzie starał się leczyć to, czego sami mu nie pomagamy wyleczyć. Będzie to robił bez końca... to znaczy koniec nastąpi wtedy, kiedy zaleczane w ten sposób przez organizm uszkodzenie tętnic doprowadzi do takiego nagromadzenia cholesterolu i wapnia, że zamknie przepływ krwi w leczonej tętnicy i... dojdzie do zawału i śmierci. Wtedy, jako przyczynę wskazujemy cholesterol! to tak, obrazowo przedstawiając, kiedy mamy rankę na palcu spowodowaną skaleczeniem się nożem i zabezpieczamy ją plasterkiem. Czy przyczyną rany jest plasterek? takim plasterkiem jest właśnie cholesterol. W takim razie to nie cholesterol jest przyczyną miażdżycy. Cholesterol nie wywołuje stanów zapalnych! On je leczy. Sztuczne (przy pomocy leków") obniżanie poziomu cholesterolu jest nie tylko niepotrzebne, ale wręcz niebezpieczne. naukowcy stwierdzili, że np. u kobiet nie ma żadnej korelacji pomiędzy ryzykiem zachorowania na chorobę wieńcową (zawał) a poziomem cholesterolu. Innymi słowy, obniżanie poziomu cholesterolu u kobiet nie ma najmniejszego sensu. Z badań wynika, że obniżanie poziomu cholesterolu u kobiet jest wręcz błędem w sztuce lekarskiej - czy jednak się tego nie robi? Wykazano również, że u mężczyzn istniała pewna, ale statystycznie słaba (!) korelacja pomiędzy ryzykiem zachorowania na chorobę wieńcową i poziomem cholesterolu, ale ... tylko do wieku 47 lat. Po osiągnięciu wieku 47-lat nie istnieje już żadna korelacja. Czy jednak mężczyznom nie obniża się z tego powodu "lekami" poziomu cholesterolu? Cholesterol spełnia niezwykle ważne funkcje w naszym organizmie. Stanowi szkielet do budowy wielu różnych hormonów, szczególnie u kobiet. zauważono, że nieodpowiedzialne obniżanie poziomu cholesterolu prowadzi do zaburzeń hormonalnych, depresji, samobójstw, agresji i przemocy oraz ogólnego pogorszenia samopoczucia u kobiet. Wiele razy, kiedy starsza wiekiem kobieta narzeka na złe samopoczucie, zaniki pamięci, utratę koordynacji ruchowej, niewyjaśnione bóle mięśni itd. diagnoza jaką się stawia jest: "no cóż ... starość". Wystarczy jednak odstawić statyny i po kilu dniach "starsza pani" odzyskuje dobre samopoczucie, bóle ustępują, powraca lepsza pamięć. Tłuszcz w diecie - wróg czy przyjaciel? Często łączy się wysoki poziom cholesterolu ze spożyciem tłuszczu, a w związku z tym ze zwiększonym prawdopodobieństwem wystąpienia miażdżycy i zawału. Nie ma jednak żadnych badań, które w jednoznaczny i niepodważalny sposób by potwierdziły, że jedząc tłusto narażamy się na wystąpienie zawału mięśnia sercowego. Mało tego, najnowsza wiedza na ten temat mówi, że poziom cholesterolu jest słabym wskaźnikiem wystąpienia choroby wieńcowej, a co za tym idzie - zawału mięśnia sercowego. Okazuje się, że nadwaga czy palenie papierosów są znacznie większym cznnikiem ryzyka wystąpienia zawału niż wysoki poziom cholesterolu. Ponadto, ciągle się słyszy, żeby obniżać konsumpcję tłuszczów zwierzęcych, nasyconych, ponieważ prowadzą one do powstania miażdżycy. Do analizy użyto blaszek miażdżycowych pobranych od pacjentów, którzy zmarli z powodu zawału mięśnia sercowego. Kiedy jednak zbadano z czego składa się tzw.blaszka miażdżycowa, okazało się że nie znaleziono w niej śladu tłuszczów zwierzęcych. Fakt ten został opisany w Lancecie, najbardziej renomowanym czasopiśmie medycznym na świecie. "Dietary polyunsaturated fatty acids and compositions of human aortic plaque" (1994), Felton CV et al., Lancet 344:1195-1196, Świat medyczny to odkrycie zupełnie zignorował! Dr Uffe Ravnskov, w swojej rewolucyjnej książce "Cholesterol - naukowe kłamstwo" opisał w szczegółach, w jaki sposób prawda o wpływie cholesterolu na powstanie choroby wieńcowej serca została zmanipulowana. Wykazał w niej również, (na podstawie badań, a nie tylko własnego zdania), że cholesterol czy też spożycie tłuszczów nie jest przyczyna miażdżycy. Coraz więcej naukowców i lekarzy również się z tym zgadza. Ciekawostką dla wielu osób będzie to, że prędkość wchłaniania tłuszczów (oraz cholesterolu) jest też ograniczona do ok 14g/godz. łatwo to sprawdzić. Przy nadmiernej, jednorazowej konsumpcji tłuszczu dochodzi do tzw. biegunki tłuszczowej. Organizm sam pozbywa się nadmiaru tłuszczu. Podobnie dzieje się w przypadku nadmiernej ilości białka (rozkład białek przez wątrobę i usunięcie ich wraz z moczem), ale nie ma takiego zabezpieczenia przed węglowodanami. Przeczytaj również artykuł "The soft science of dietary fat" Autor: Gary Taubes, trzykrotnie nagrodzony nagrodą Science in Society Award przez National Association of Science Writers. Wiedząc już, że cholesterol nie jest przyczyną miażdżycy, zapytamy: co w takim razie jest? Istnieją badania wskazujące na to, że przyczyną miażdżycy mogą być niewłaściwe tłuszcze, bakterie lub wirusy. A od ok. 15 lat wiele ośrodków badawczych na całym świecie powraca do zakazanych (!) wcześniej badań wskazujących, że homocysteina, a właściwie to jej podwyższony poziom jest rzeczywistą przyczyną miażdżycy, ale ... kto miał zlecone badanie homocysteiny? Zamiast tego nadal bada się milionom ludzi poziom cholesterolu całkowitego, którego wartość diagnostyczna, w świetle najnowszych badań i obserwacji - jest praktycznie żadna. Nawet jeśli bardziej oczytany lekarz zleci zbadanie poziomu homocysteiny, to nie jest to jednak końcem problemu. Żeby zredukować wysoki poziom homocysteiny należy zastosować zwykłe witaminy takie jak np. B12, B6 i kwas foliowy, ale ... wymagane w tym celu ilości są bardzo duże, a prawo Unii Europejskiej nie pozwala na stosowanie preparatów doustnych o takiej zawartości witamin!! Nie dajmy się zwariować! Cholesterol jest elementem niezbędnym do prawidłowej budowy błon komórkowych. zapotrzebowanie na cholesterol jest największe u dzieci, których organizm tworzy nowe komórki z dużą szybkością. Wykazano, że niski poziom cholesterolu u dzieci może być bardzo szkodliwy upośledzając ich rozwój. Nie przeszkodziło to jednak Amerykańskiemu Instytutowi Pediatrii wydać zalecenie, żeby u dzieci również obniżać poziom cholesterolu. Nikt nie choruje "na cholesterol" (poza wyjątkiem rzadkiego przypadku genetycznego w postaci hipercholesterolemii rodzinnej). Nie ma takiej jednostki chorobowej, nie ma więc potrzeby leczenia czegoś co nie istnieje. Literatura: * Ravnskov u.(2009). Cholesterol- naukowe kłamstwo. * Whitaker JM, MD (2002. Citizen petition before the Department of Health and Human Services Food and Drug Administration. * McCully K. (2000). The Heart Revolution. Pozdrawiam źródło: www.naturopatia-sanatum.pl
  15. Bow

    Grzybem w malarię

    Równie dobrze walczyć z malarią można np. arszenikiem. Dlaczego? Otóż zgodnie z prawdą, a nie dogmatami jakie wtłoczono w głowy pacjentów rak jest infekcją pleśniową. Leczmy więc malarię pleśnią, a będziemy mieli raka. Ostatnio zauważono, że w rejonach gdzie występuje malaria tam jest znikoma zachorowalność na nowotwory złośliwe. Moim zdaniem raka wyleczyć można np syfilisem lub malarią. W pierwszej chwili taka teza wydaje się być niedorzeczna, ale niedowiarków odsyłam do prac Paulinga, Rotha i oczywiście Rybczyńskiego. Ja sam np. leczyłem się krzemem organicznym, dużymi dawkami kwasu askorbinowego i L-lizyną. Terapia była skuteczna skoro to piszę. Pozdrawiam wszystkich.
  16. Bow

    Krzem organiczny

    Tekst opracowano na podstawie książki Nadieżdy Siemionowej " Szkoła zdrowia". ... Robaki obłe i płaskie, przywry, bakterie oraz grzyby - to cała zbieranina obrzydliwych wampirów pożerających naszą krew i tkanki przy milczącym przyzwoleniu oficjalnej medycyny. A prosty człowiek zajęty swoimi sprawami, nie podejrzewa, że to pasożyty. Idzie do lekarza i jest badany. Lekarz bada krew rojącą się od rzęsistków, chlamydii, toksoplazmozy, leptospir ów, mnóstwa zarodników i wirusów i szuka tylko tego, co jest mu jako specjaliście potrzebne. Doszło do tego, że ginekolog nie widzi flory pasożytniczej w chorych narządach płciowych kobiety, pulmonolog nie zauważa wielu helmintów w pęcherzykach płucnych, przeciwnie wykształcenie zasłania mu oczy do tego stopnia, że plątanina glist i grzybów w płucach - nokardioza, mukormykoza, glistnica, paragonimoza - nie jest przez niego dostrzegana. Naczynia limfatyczne pożerane są przez pierwotniaki rzęsistki poprzeplatane z grzybami, które nie oszczędzają niczego. Naczynia systemu krwionośnego ulegają zwapnieniu z powodu niedoboru krzemu i stają się miejscem zrzutu nieprzyswojonego cholesterolu ( również na skutek niedoboru krzemu), na którym osiedlają się rzęsistki i grzyby. Jest to rak naczyń krwionośnych lub - według terminologii medycznej - arterioskleroza. Nikomu nie zależy na tym, by mówić głośno, że krew człowieka nie jest sterylna. Zdrowie zmienia się wyjątkowo gwałtownie, jeśli pasożyty - lamblie, przywra kocia, tęgoryjec dwunastnicy, motylica wątrobowa, toksoplazmy i olbrzymia ilość grzybów - zamieszkują w wątrobie. Wątroba to podstawowy filtr krwi. Jeżeli jest wypełniony pasożytami, krew staje się ich środowiskiem odżywiania i transportu. Zmienia raptownie swój skład chemiczny na skutek działania produktów przemiany materii pasożytów. Zmiany te mogą być tak znaczące, że tworzą częste skurcze w przewodach żółciowych i w przewodzie trzustkowym, powodują skurcze jelit, zmieniają skład plazmy, a nawet wywołują objawy epilepsji. Wszystkie pasożyty bardzo szybko się rozmnażają i pożerają krzem, którego ubytek wyjątkowo negatywnie wpływa na zdrowie człowieka. Jeśli wyobrazimy sobie człowieka jako biologiczny, elektryczny radio system z pulpitem sterowania - mózgiem, wszystkie procesy życiowe będą tylko wtedy pełnowartościowe, gdy środowisko tego systemu ( krew, limfa i płyn wewnątrzkomórkowy) będzie czyste, gdy pierwiastka komunikacji i przetwarzania energii - krzemu - będzie wystarczająco dużo i gdy wszystkie połączenia mózgu z ciałem będą pełnowartościowe oraz właściwie skoordynowane. Jak zatem przebiegać będą procesy życiowe człowieka, jeśli główny pierwiastek odpowiadający za łączność i przetwarzający energię krzem, zostanie pożarty przez pasożyty, które swoimi produktami przemiany materii będą zatruwać wszystkie płynne tkanki? Jak będą funkcjonowały, jeśli właściwości elektrolityczne płynów ulegną gwałtownemu zaburzeniu?! I jeśli w samym procesorze - w mózgu - czerwie będą swobodnie migrować gdzie tylko im się zechce, powodując " spięcia" wielu tysięcy jego komórek? Dlaczego więc nie zauważamy groźnego faktu: wylewy i zawały powalają tych, u których zawartość krzemu wynosi 1,2% w stosunku do wymaganych 4,7 %. Cukrzyca następuje na skutek wielu etiologicznych czynników, jeśli zawartość krzemu wynosi 1,4% lub mniej. Wirus zapalenia wątroby może rozwinąć się, jeżeli zawartość krzemu obniżyła się do 1,6%. Rak rozwija się przy 1,3%. Krzem - dzięki swoim właściwościom elektrycznym, tworzy naładowane elektrycznie struktury. Mają one właściwości przyklejania do siebie wirusów i niesymbiotycznych organizmów chorobotwórczych, niewłaściwych dla organizmu człowieka. Wiążące, "sklejające" właściwości koloidalnych roztworów krzemu są unikalne. Wirusy grypy, zapalenia wątroby, artretyzmu, dysbakterioza : candida, drożdże i inne mikroorganizmy wywołujące patologie w organizmie są, dzięki sile przyciągania elektromagnetycznego, " zasysane" do koloidalnych roztworów krzemu - zarówno we krwi jak i w jelitach. Oznacza to, że wszystkie choroby, których przyczyny dałoby się wymieniać bez końca, nie mogłyby się rozwijać w ciele człowieka, gdyby ludzie mieli w organizmie dostateczną ilość krzemu. Środowisko naturalne i warunki życia na Ziemi nieustannie się zmieniają. Cywilizacja ułatwia nam życie. Skraca je jedna, nie zwracając uwagi na zasadnicze potrzeby organizmu ( takie jak zapotrzebowanie na krzem). To właśnie cywilizacja popchnęła nas ku chlorowanej wodzie, produktom mlecznym z radionuklidami oraz przetworzonym i rafinowanym produktom, które nie zawierają krzemu. Jeśli we krwi brakuje krzemu, zmniejsza się jego zawartość w ściankach naczyń krwionośnych. Krzem, zapewniający elastyczność ścianek naczyń i odpowiadający za komunikację z mózgiem dotyczącą rozszerzania i zwężania naczyń, jest zastępowany przez wapń. Właśnie zastępowanie krzemu wapniem powoduje, że naczynia stają się twarde i " nie słyszą " poleceń mózgu. Dzieje się tak, ponieważ tylko krzem jest w stanie odbierać je i przetwarzać. Wapń wnika w ścianki naczyń, co prowadzi do ich zwapnienia. Na twardych wypustkach wapnia wystających z naczyń zaczyna osiadać cholesterol. Z powodu niedoboru krzemu cholesterol nie jest przyswajany i wykorzystywany do tworzenia błony nowych komórek, lecz na ściankach naczyń krwionośnych tworzą się blaszki cholesterolu. To lipidy na osnowie wapnia oraz kolonie rzęsistków, które przyczyniają się do zwężenia naczyń. Zaczynają się symptomy takich chorób jak : dusznica bolesna, zawał mięśnia sercowego, kardioskleroza, arytmia serca, wylew i zaburzenia psychiczne. Prowadzą one do utraty zdolności do pracy i przedwczesnej śmierci. Żaden organizm nie może istnieć bez krzemu. W praktyce bardzo szybko okazało się, że gdy tylko pasożyty giną, poziom zawartości krzemu w organizmie człowieka bardzo szybko rośnie i osiąga normę. Kiedy poziom krzemu spada do poziomu krytycznego, człowiek zaczyna chorować przewlekłe i ciężko. Przy deficycie krzemu mózg nie jest w stanie kontrolować procesu wzrostu, rozwoju i procesów życiowych. Wszystkie fito preparaty i suplementy diety - począwszy od otrębów, a kończąc na wodzie krzemowej - każda biokorekta, to zaledwie jeden aspekt sprawy. Ogólnie wzmacniające i adaptacyjne działanie wykazują preparaty, które odbudowują w organizmie człowieka jego radio informacyjne i energetyczne właściwości. Jest możliwe tylko przy podaniu dodatkowego pierwiastka czyli krzemu. I nie ważne jaką metodą. Z pokarmem, z wodą, z powietrzem czy przez skórę. Dopiero potem zaczynają działać mikroelementy i wszystkie pozostałe czynniki przemiany w układzie o nazwie CZŁOWIEK. Jak uniknąć niedoboru krzemu? Jednym za sposobów uzupełnienia niedoboru krzemu jest picie glinki kaolinowej. Glinka zaliczana jest do jadalnych, jeśli wielkość jej cząsteczek nie przewyższa 2 milimikronów. Powinna być odpowiednia pod względem mikro ziarnistości i zawartości radionuklidów. Zazwyczaj są to glinki koloru białego, lekko różowego oraz błękitnego - wydobywane z głębokości 7 - 9 metrów i większej. Nieorganiczne związki krzemu łatwo zmieniają się w organiczne formy krzemu w układzie pokarmowym człowieka pod wpływem enzymów rozkładających związki krzemu, które są wydzielane w żołądku, dwunastnicy i jelicie cienkim. . Proszę nie mylić glinki kaolinowej z kredą, która dostarcza wapnia. Często kobiety w ciąży i dzieci intuicyjnie szukając krzemu i nie rozumiejąc, czego domaga się organizm, zaczynają jeść kredę ( CaCO3). Innym sposobem to picie wody krzemowej, którą otrzymujemy metodą zwykłego namaczania naturalnego materiału ( kamienia czarnego krzemu) w wodzie, np w wiadrze. Woda ma odpowiednie właściwości po 2 - 3 dniach. Patrz: szczegóły książka N. Siemionowej " Szkoła zdrowia". Kolejny sposób to skrzyp polny: 50 60 g ziela zawiąż w tobołek i wrzuć do garnka z wodą ( 8 - 10 l) i doprowadź do wrzenia. Pozostaw na 3 - 4 godziny. Używaj do przygotowywania posiłków, do picia, mycia się, kompresów, płukania gardła itd. Woda krzemionkowa zachowuje swoje lecznicze właściwości przez długi czas. Przechowuje się ją najlepiej w temperaturze pokojowej, w zakrytym naczyniu. Wywary i wyciągi z ziół leczniczych przygotowanych na wodzie krzemionkowej, są o wiele bardziej efektywne. Woda krzemionkowa poprawia także jakość przetworów domowych. Kąpiele ze skrzypu : namoczyć 2 -3 garście suszu w zimnej wodzie w ilości 3 - 4 litry, na 2 - 3 godziny. Następnie zagotuj i odstaw na chwilę. Dodaj do wody w wannie i mocz się w ciepłej kąpieli 20 - 30 minut, 3 razy w tygodniu. Woda nie może być zbyt gorąca. Podobnym sposobem na uzupełnienie krzemu są kąpiele w wodzie ze słomy owsianej. Pozdrawiam
  17. - Jak najbardziej. Oliwy z oliwek nie można utożsamiać z jakimkolwiek innym olejem roślinnym. Dowodem tego jest tzw. paradoks izraelski. Izraelczycy eksportują drogą oliwę z oliwek, natomiast w swojej diecie stosują znacznie tańszy olej słonecznikowy. Dzięki temu przy niskim poziomie cholesterolu mieszkańcy Izraela mają najwyższy wskaźnik nowotworów. Rakotwórcze właściwości oleju słonecznikowego znane są od 1983 roku, czyli prawie od 30 lat. W badaniach na zwierzętach udowodniono, że głównym "winowajcą" rosnącej zachorowalności na nowotwory jest spożywany w nadmiarze kwas linolowy omega-6, główny składnik olejów roślinnych. Potwierdzają to wyniki licznych badań epidemiologicznych z różnych regionów świata. Głównym argumentem przeciwników masła i smalcu, czyli tłuszczów zwierzęcych, jest zawarty w nich cholesterol. Jedzenie masła podwyższa nam cholesterol w organizmie, a to oznacza gorszą pamięć, miażdżycę itd. - To nieprawda. Po pierwsze, cholesterol jest niezbędny do funkcjonowania organizmu. Prawdą jest, że spożycie tłuszczów zwierzęcych może powodować wzrost cholesterolu. Jeżeli jednak w diecie obecne są biologicznie aktywne kwasy omega-3 obecne w tłuszczu rybim, to nawet przy wysokim spożyciu tłuszczów zwierzęcych nie istnieje żadne zagrożenie miażdżycą - to tzw. paradoks grenlandzki. Jest zatem sprawą oczywistą, że nie tłuszcze zwierzęce, lecz niedobory w diecie kwasów omega-3 są przyczyną - bynajmniej nie jedyną - miażdżycy. Przeciwnicy spożywania tłuszczów zwierzęcych pomijają fakt, że przy spożyciu masła czy smalcu wzrasta poziom zarówno złego LDL, jak też dobrego HDL cholesterolu. Podczas gdy przy spożyciu sztucznych izomerów trans, czyli margaryn, wzrasta poziom złego LDL i maleje poziom dobrego HDL cholesterolu. Spożycie margaryny aż 10-krotnie zwiększa prawdopodobieństwo miażdżycy w porównaniu ze spożyciem tej samej ilości masła lub smalcu. Dodatkowo margaryna stanowi zagrożenie otyłością, cukrzycą typu 2 i nowotworami. To skąd ta popularność margaryny, także wśród lekarzy? - Pieniądze, pieniądze, pieniądze. Środowisko lekarskie jest podzielone na dwa fankluby: masła i margaryny. Z tą różnicą, że fanklub margaryny dostaje ogromne środki na propagowanie swoich idei, natomiast fanklub masła nie ma tych środków i nie ma siły przebicia. Producentów margaryn stać na marketing. Stać ich na to, by urządzać "pranie mózgu" lekarzom. W wielu szpitalach organizowane są comiesięczne sympozja poświęcone przekonywaniu do prozdrowotnych właściwości olejów i margaryn. Gdyby rzeczywiście oleje roślinne i margaryny wykazywały reklamowane prozdrowotne właściwości, to przy 6-, a nawet 10-krotnym wzroście ich spożycia w różnych krajach problem miażdżycy dawno już i definitywnie byłby rozwiązany. Tymczasem zachorowalność na miażdżycę nie maleje, ale za to ponad 4-krotnie w ciągu ostatnich 40 lat wzrosła zachorowalność na nowotwory. Poza tym lawinowo wzrasta zachorowalność na schorzenia neurologiczne. Wyniki badań epidemiologicznych są nie do podważenia. Wszystkie wymienione schorzenia to cena za ogromne zyski firm produkujących oleje i margaryny. Dziwi mnie, że środowiska medyczne całkowicie ignorują te zagrożenia. Większość lekarzy jest święcie przekonana o prozdrowotnych właściwościach tłuszczów roślinnych. Co potwierdza pani teorię? - Badania epidemiologiczne realizowane w kilku bardzo obszernych międzynarodowych projektach badawczych: Euranic, Transfair, Nurses Health Study i inne. Poza tym mnóstwo badań na zwierzętach. I tak się dziwnie składa, że lekarze nie oponują przeciwko wynikom badań na zwierzętach, ale nie chcą uznać, że na ludziach wynik może być taki sam. Pracuję nad tym problemem od 2003 roku. Badania różnych ośrodków naukowych, krajowych i zagranicznych, nie pozostawiają wątpliwości, że nowotwory są generowane przez wtórne produkty oksydacji olejów roślinnych oraz przez margaryny. Oczywiście to niejedyna przyczyna nowotworów, ale moim zdaniem podstawowa. Jakie są dowody? - Kiedy postanowiłam w 2003 roku zająć się tym problemem, to na dzień dobry zebrałam ponad 300 publikacji na ten temat. Po trzech tygodniach postanowiłam odrzucić pisma branżowe z dziedziny technologii żywienia i żywności, ponieważ uznałam, że za tymi publikacjami stoją producenci. I zajęłam się tylko publikacjami medycznymi. Wynika z nich, że zachwiane proporcje nienasyconych kwasów tłuszczowych omega-6 i omega-3 są przyczyną większości schorzeń metabolicznych, m.in. miażdżycy. Z nowszych opracowań naukowych wynika, że zaburzenia gospodarki lipidowej w organizmie człowieka są również przyczyną schorzeń neurologicznych. W badaniach francuskich (trwały 17 lat i dotyczyły 6000 osó oraz holenderskich (trwały 25 lat i dotyczyły 30 tysięcy pacjentów) udowodniono, że podwyższona skłonność do depresji, lęków, agresji, a także wyższy wskaźnik samobójstw ma związek z niskim poziomem cholesterolu. Ludzie w sile wieku, u których poziom cholesterolu był niski - poniżej 200 mg na litr krwi - kilkakrotnie częściej korzystali z poradni i szpitali psychiatrycznych. Po opublikowaniu wyników tych badań Francuzi wyszukali grupę ludzi długowiecznych - od 85 do 107 lat. Okazało się, że średni poziom cholesterolu u sędziwych Francuzów wynosił 360 mg na litr krwi! I to jest logiczne, bo z wiekiem, kiedy przestajemy wytwarzać hormony płciowe, to poziom cholesterolu wzrasta. Cholesterol jest niezbędny dla każdej komórki naszego organizmu, zwłaszcza dla mózgu i układu nerwowego. Jeśli go za wszelką cenę obniżamy, to niestety ryzykujemy zdrowie psychiczne. Uważa pani za bzdurę obniżanie cholesterolu? - Na to pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Jest spora grupa osób - średnio 1 osoba na 500 - z genetycznie uwarunkowanym defektem receptora LDL cholesterolu. Oczywiście te osoby bezwzględnie muszą kontrolować poziom cholesterolu, bo w sposób szczególny są narażone na miażdżycę. Podobnie jak osoby otyłe oraz chore na cukrzycę typu 2. Natomiast znakomita większość - zwłaszcza szczupli, nienarażeni na cukrzycę - nie musi obawiać się cholesterolu. Tym bardziej że istnieją inne czynniki ryzyka, jak wysoki poziom homocysteiny, trójglicerydów, niedobory przeciwutleniaczy i nie tylko. Czynników ryzyka miażdżycy jest kilkanaście, a podwyższony cholesterol jest jednym z wielu i wcale nie najważniejszym. Od 30 lat wiadomo, że 70 proc. osób po udarach mózgu oraz co drugi pacjent po zawale miał normalny, a nawet niski poziom cholesterolu. Wiadomo także, że przyczyną miażdżycy są stany zapalne naczyń krwionośnych będące skutkiem różnorodnych zaburzeń metabolizmu. Na wyjaśnienie roli tłuszczów roślinnych i zwierzęcych w zagrożeniu miażdżycą poświęciłam cztery lata pracy, przestudiowałam ponad 600 publikacji z różnych ośrodków naukowych z całego świata. I aktualnie nie mam cienia wątpliwości, że hipercholesterolową teorię miażdżycy wymyślono w celu zdyskredytowania tłuszczów zwierzęcych i wprowadzenia do diety ludzi znacznie tańszych olejów roślinnych oraz margaryn. Nie boi się pani wygłaszać tak jednoznacznie ostrych teorii? W końcu nie zna się pani na medycynie. - Nie jestem lekarzem, ale potrafię analizować szczegółowe dane, kojarzyć fakty, poza tym znam się na biochemii i to wystarczy. Stosuję dietę wysokobiałkową, co sprzyja aktywności mózgu. A czy lekarze na pewno znają się na diecie, na wartości biologicznej żywności przechowywanej tygodniami i miesiącami? Nie sądzę. Podważa pani ich kompetencje? - Zapewne kompetencje lekarzy co do żywności i żywienia są podobne do moich kompetencji w zakresie leczenia. Zwłaszcza że w programie studiów medycznych przewidziano zaledwie kilka, może kilkanaście godzin dydaktycznych poświęconych diecie i dietozależnym schorzeniom metabolicznym. Powstaje co prawda kierunek dietetyka na różnych uczelniach, przewidziany dla dietetyków i pielęgniarek. Obawiam się, że wykłady prowadzone będą według stereotypów. W końcu przez pół wieku producenci olejów i margaryn poprzez swoich ekspertów wyrobili u konsumentów "właściwe" zachowania. Komu będzie się chciało studiować zalecenia Duńskiej Rady Żywieniowej, a tym bardziej kilkaset anglojęzycznych publikacji? Mam wrażenie, a bardzo chciałabym się mylić, że lekarze mają za zadanie generowanie zysków dla farmacji, a nie leczenie pacjentów. Gdyby było inaczej, to na szeroką skalę realizowane byłyby różne programy profilaktyczne. Przecież profilaktyka to najtańszy, najbezpieczniejszy i najskuteczniejszy sposób leczenia. Tylko czy ktokolwiek w tym kraju, a także na świecie, ma w tym interes?! Ponieważ lekarze niewiele wiedzą o żywności, tak bardzo podatni są na sugestie tzw. ekspertów, którzy za pieniądze reklamują szkodliwe dla zdrowia oleje i margaryny. Co lekarze na pani poglądy? - Coraz częściej spotykam się nie tylko z dużym zainteresowaniem, ale też aprobatą moich poglądów. Mój wykład dla kardiologów, prezentowany w październiku 2007 roku w Tarnowie, przyjęto z aplauzem. Został opublikowany w "Przeglądzie Lekarskim". Również Uniwersytet Stanforda umieścił skrót tego wykładu na swojej stronie internetowej adresowanej do lekarzy i dietetyków. Podobne wykłady były prezentowane na tzw. Uniwersytecie Otwartym przy AGH w Krakowie, a ostatnio na sesji naukowej Polskiego Towarzystwa Technologów Żywności, również w Krakowie, oraz na kilkunastu innych spotkaniach. To chyba najlepszy dowód na to, że nie jestem jakimś oszołomem. Tym bardziej że inni profesorowie z różnych ośrodków naukowych w kraju podzielają te opinie. Kto na przykład? - Całkiem spore grono. Z ośrodka olsztyńskiego profesorowie: Zofia Żegarska, Daniela Rotkiewicz, Roman Cichon, Bogusław Staniewski oraz nieżyjący Witold Kozikowski. Poza tym panowie Henryk Gertig i Juliusz Przysławski z Poznania oraz Henryk Rafalski z Łodzi. Najciekawsze prace naukowe dotyczące szkodliwych dla zdrowia produktów utlenienia nienasyconych kwasów tłuszczowych w odżywkach dla niemowląt realizował prof. Andrzej Stołyhwo z SGGW w Warszawie. W dyskusji po jednym z wykładów zarzucono mi, że przecież umieralność z powodu miażdżycy maleje. Owszem, warto jednak zapytać o cenę tego sukcesu. Ceną są gigantyczne nakłady na całodobowe dyżury kardiologiczne, na by--passy, udrażnianie tętnic, transplantacje. Dyrektor szpitala w Tarnowie przyznał, że tylko na koronarografię, a jest to najmniej inwazyjny zabieg, który nie zawsze wymaga hospitalizacji, jego szpital wydaje rocznie 10-12 mln zł. To oznacza, że w skali kraju na walkę z miażdżycą przeznacza się miliardy złotych. Czyli ani oleje, ani margaryny nie zapobiegają miażdżycy. Śmiertelność spadła, bo są lepsze możliwości diagnostyczne, bo skuteczniej walczymy z konsekwencjami miażdżycy, wydając przy okazji gigantyczne pieniądze. Pieniądze, których brakuje na edukację, na naukę, czyli na inwestycje w przyszłość. To jak się zdrowo odżywiać? - Zachowywać zdrowy rozsądek, a przede wszystkim nie wierzyć reklamom. Niestety, aż 85 proc. Polaków wierzy reklamom. Ja również wierzyłam w prozdrowotne właściwości olejów roślinnych i margaryn - ciasta pieczone były oczywiście na margarynie, smażyło się na oleju słonecznikowym. Nie mając czterdziestki, musiałam walczyć z nadciśnieniem. Póki nie nabawiłam się zakrzepicy, co groziło mi amputacją nogi. I póki nie zmarło sześcioro moich przyjaciół i współpracowników, którzy też wierzyli, że margaryna jest zdrowsza od masła. Ludzie w pełni sił, wysportowani, szczupli zmarli na nowotwory w ciągu kilku miesięcy od zdiagnozowania. W tej chwili nie mam cienia wątpliwości, że główną przyczyną tego były oleje roślinne i margaryny. Ale masło też bywa udawane. - Niestety, trzeba uważnie studiować etykiety produktów, które kupujemy. Od niedawna również producenci jogurtów, masła, nawet serów żółtych w pogoni za obniżeniem kosztów coraz chętniej dodają oleje roślinne do swoich produktów. Mamy np. śmietanę, na której jest napisane, że zawiera 36 proc. tłuszczu. Ale trzeba jeszcze przeczytać, jakiego tłuszczu, bo się może okazać, że połowa to tłuszcz roślinny. W ofercie handlowej są tzw. sery twarde, zawierające głównie olej palmowy. Tymczasem w tłuszczu mlekowym obecnych jest kilkanaście związków o właściwościach antynowotworowych. Jednym z wielu jest witamina E. Masło zawiera mniej witaminy E niż oleje czy margaryny. Tylko że obecne w tłuszczach roślinnych formy witaminy E nie są aktywne w temperaturze ciała człowieka. Natomiast witamina E obecna w produktach zwierzęcych jest biologicznie aktywna. Czy lekarze na pewno o tym wiedzą? Tyje się od zwierzęcych tłuszczów. To chyba prawda? - Totalna bzdura. Wartość energetyczna 1 g tłuszczu: masła, smalcu, oliwy z oliwek, każdego oleju czy margaryny, jest zawsze taka sama i wynosi 9 kcal. W odróżnieniu od cukrów tłuszcze zmniejszają apetyt, bo sycą. Kiedy jemy tłusto, to jemy mało. Tłuszcze są trawione w jelicie cienkim, powstają z nich wolne kwasy tłuszczowe, potem ciała ketonowe, które przechodzą do układu krwionośnego. Ich poziom we krwi odczytywany jest przez receptory w mózgu jako jeden z sygnałów sytości. Przyczyną otyłości i cukrzycy typu 2 jest obecność sztucznych izomerów trans oraz nadmiar cukrów w diecie, a nie tłuszcze zwierzęce. Zaletą cukrów jest to, że łagodzą stres, ale też blokują wchłanianie aminokwasów do mózgu. To, że dzieci w szkołach kiepsko kojarzą, mają kłopoty z koncentracją, to w mojej opinii efekt objadania się chrupkami, batonami popijanymi coca-colą. Podstawą sprawności intelektualnej jest dieta bogata w białko: mleko, jogurty, sery twarogowe i dojrzewające, jajka, mięso, ryby. Krótko mówiąc, bez właściwej podaży pełnowartościowego białka oraz biologicznie aktywnych kwasów omega-3 (z ryb albo tranu) centralny układ nerwowy nie funkcjonuje prawidłowo. Obserwuję to od dawna wśród moich studentów, zresztą technologii żywności. Gdy zaczynają realizację prac magisterskich, to pracujemy razem w laboratorium od rana do wieczora i widzę, co jedzą. Przed południem: drożdżówka. Po godzinie czy dwóch: następna drożdżówka, chrupki, baton. A po południu zupa - gorący kubek, potem drugi i trzeci. Po dwóch tygodniach stwierdzam, że niewiele rozumieją, wykonują bezmyślnie analizy, popełniają błędy, których sami nie są w stanie znaleźć. Kończy się krótkim wykładem, zakazem kupowania żywności wygodnej i zmianą diety: serki twarogowe - najczęściej ziarniste, bo niesłodzone, jogurty zagęszczane białkami mleka, sery dojrzewające, owoce. Efekt jest niemal natychmiastowy, zresztą magistranci sami dochodzą do wniosku, że zaczęli kumać. To jest moment, kiedy role się odwracają, nie ja ich, ale oni mnie mobilizują do pracy. A co z teorią, że mleko u dorosłych ludzi wypłukuje wapń z kości? Z tego powodu lekarz zakazał picia mleka mojej 80-letniej matce. - Kolejna absolutna bzdura. Jest dokładnie odwrotnie. Jest jedna, dosłownie jedna publikacja na świecie, z której wynika, że siarczanowa woda mineralna powoduje zwiększony poziom wapnia w moczu. Autorzy tej pracy wyciągają wniosek, że identycznie działają aminokwasy siarkowe obecne w białkach mleka i mięsa. Prac zaprzeczających tej kłamliwej teorii znalazłam ponad 30, może być ich więcej. Nie sposób uwierzyć, że lekarze nie znają tych prac, że nie wiedzą, iż najlepszym źródłem biodostępnego wapnia jest mleko i produkty mleczarskie. Regularna konsumpcja dwóch-trzech porcji nabiału dziennie zapobiega otyłości, cukrzycy typu 2, osteoporozie, nadciśnieniu tętniczemu, nowotworom - niezależnie od wieku, płci, aktywności fizycznej. Żaden suplement wapnia nie wykazuje tak wszechstronnego działania. Albowiem w mleku oprócz wapnia obecne są inne składniki o działaniu prozdrowotnym. To dlaczego lekarze nie zalecają picia mleka? - Lekarze odbywają cykliczne szkolenia organizowane przez tych, którzy mają gigantyczne pieniądze: przemysł farmaceutyczny, który produkuje różnorodne suplementy diety, m.in. preparaty wapnia. I lekarze te suplementy zapisują pacjentom. Tak to się kręci. Nieważne, że suplementy wapnia są mniej biodostępne niż wapń z mleka, zwłaszcza przy niedoborach witaminy D. Nieważne, że w mleku obecne są komponenty zwiększające absorpcję wapnia w kościach. Nie chodzi przecież o zdrowie, lecz wyłącznie o biznes. Pani teorie to rewolucja dla przemysłu i dla naszego myślenia o zdrowiu. - Dla przemysłu nie. Nie ma co liczyć na zmiany, bo w przemyśle liczy się tylko zysk. Zresztą nie tylko u nas, tak jest na całym świecie. Ale warto zadbać o edukację społeczeństwa. Ogłupiające reklamy margaryn powinny raz na zawsze zniknąć z czasopism, a zwłaszcza z telewizji publicznej. Powinno się przeprowadzić szeroką edukację w szkołach. W większości państw europejskich w przedszkolach i szkołach przekazywana jest dzieciom wiedza na temat zdrowej żywności i właściwej diety. Skandynawowie żartują, że mleka nie trzeba reklamować, bo każdy głupi wie, że jest zdrowe. Pozdrawiam
  18. Dieta dr Budwig a chemioterapia i radioterapia DR BUDWIG ZABRANIAŁA SWOIM PACJENTOM NA DIECIE PODDAWANIA SIĘ CHEMIOTERAPII I RADIOTERAPII. Przy chemioterapii, tylko cześć leku jest "wprowadzana" do akcji, pozostałą część organizm stara się za wszelką cenę unieszkodliwić (bo chemioterapeutyk jest "trucizną" i uszkadza komórki organizmu, nie tylko te chore, ale i te zdrowe). To unieszkodliwienie polega na tym, że organizm odkłada część chemioterapeutyku w postaci złogów w tkankach. Wszelkie oczyszczanie w trakcie chemioterapii, np. vilcacorą może znacznie zwiększyć ilości działających toksyn, a to z kolei może sie okazać zbyt wielkim obciażeniem dla pacjenta. Dieta dr Budwig działa silnie oczyszczająco. Dr Budwig, podobnie jak i inni lekarze stosujacy metody alternatywne w leczeniu raka (np. prof. Anatol Rybczyński, dr Max Gerson itd.) zabraniała jakiejkolwiek chemio- i radioterapii swoim pacjentom. Chemio- i radioterapia w drastyczny sposób obniżają odporność organizmu. Są kancerogenne. Współczesne badania laboratoryjne nad siemieniem lnianym i nowotworami Olej lniany, który jest kluczowym elementem diety dr Budwig jest teraz przedmiotem badań na całym świecie. M. in. zajmuje się tym Duke University w Stanach zjednoczonych, który jakiś czas temu ogłosił "rewelację" (piszę to w cudzysłowiu, dlatego, ze dla ludzi zaznajomionych z odkryciami dr Budwig, ta rewelacja ma juz 50 lat!!!). Duke University opublikował następującą informację:"Flaxseed-Rich Diet Blocks Prostate Cancer Growth and Development in Mice", czyli w tłumaczeniu na jęz. polski: " Bogata w siemię lniane dieta blokuje wzrost i rozwój raka prostaty u myszy" (źródło: http://www.dukemednews.org/news/article.php?id=6041 ) Kiedy napisałam do prowadzącej badania dr Wendy Demark-Wahnefried, czy jest jej znajoma dieta dr Budwig (wtedy jeszcze żyjącej) otrzymałam odpowiedź, że tak. Na pytanie, dlaczego praca naukowa dr Budwig SIEDEM RAZY nominowana do Nobla (przyznanie nagrody było blokowane przez najrózniejse lobby: od producentów margaryn po środowisko medyczne) i potwierdzona kliniczną praktyką nie może zostać wprowadzona od razu w życie, aby ratowac ludzi, odpowiedź dr Wendy Demark-Wahnefried brzmiała mniej więcej tak: protokół postępowania w trakcie badań naukowych jest bardzo dokładnie określony i ona musi się mu podporządkować, aby otrzymać stosowne fundusze. Przyznano jej grant na badania wpływu diety bogatej w siemię lniane na myszy w kontekście raka prostaty. Więcej badać nie może. Po skończonych badaniach, jeśli znajdą się fundusze, bedzie mogła badać myszy pod kątem innego nowotwora. Upłynie parę lat. Nowy grant - nowy nowotwór do badania itd. Przepraszam za sarkazm, ale w kontekscie alternatywy, jaką mają - a właściwie jakiej nie mają - pacjenci ślepo poddający się zabiegom medycyny konwencjonalnej, taka procedura jest absurdalna. Dieta dr Budwig w skrócie "Wybaczcie niegodziwcom, którzy przez tak długi czas uniemożliwiali Wam i Waszym najbliższym dostęp do tej prostej informacji. " Dr Dan C. Roehm Dr Budwig twierdzi, że przyczyną większości przewlekłych chorób, w tym nowotworów, jest nadmierna produkcja oksydazy. Tymczasem nienasycone kwasy tłuszczowe wchodzą w skład produkowanych przez organizm enzymów, rozkładających oksydazę. Niestety, użyteczność nienasyconych kwasów tłuszczowych jest zniszczona, jeśli zostaną one ogrzane, gotowane, czy potraktowane azotanami (np. dodawanymi do mięsa w procesie konserwacji). Dr Budwig zaobserwowała wspólną dla wszystkich poważnie chorych pacjentów cechę, a mianowicie brak w ich krwi - bez wyjątku - fosfatydów, lipoprotein w tym kwasów Omega-3. Jak zauwazyła, w takiej sytuacji nowotwory rozwijają się bardzo gwałtownie. Ponadto analizując obraz krwi u pacjentów z nowotworami, dr Budwig zaobserwowała, że hemoglobina zamiast zdrowego czerwonego koloru ma zółto-zielonkawy odcień. To wstrząsające odkrycie zapoczątkowało prace badawcze nad sprawdzeniem teorii w praktyce. Chorych na nowotwory pacjentów poddano terapii. Po około 3-miesięcznym okresie uzupełniania brakujących substancji odżywczych, nowotwory zaczęły cofać się stopniowo. Ciałka krwi z powrotem "nabrały koloru", a fosfatydy i lipoproteiny ponownie pojawiły się we krwi. Anemia i osłabienie pacjentów minęły. Pacjenci odczuli ulgę ze strony objawów nowotworowych, dysfunkcji wątroby i cukrzycy. Dr Budwig rozpoczeła wtedy poszukiwania naturalnego sposobu uzupełnienia koniecznych dla zdrowia fosfatydów i lipoprotein. Wynikiem tych poszukiwań jest znana juz na całym swiecie PASTA (ang. "spread"), czyli mieszanina dwóch zupełnie naturalnych składników: oleju lnianego i twarozka. Musza one byc spozywane razem, gdyż wzajemnie uzupełniają sie uruchamiając korzystne procesy biochemiczne. Białka twarożka są bogate w siarkę - bardzo istotny składnik wszystkich tkanek oraz m.in. witaminy B1, kwasu pantotenowego i biotyny - jest więc niezbędna do prawidłowego spalania białek weglowodanów i tłuszczów. To ona decyduje o kształcie przestrzennym białek - za jej przyczyną kręcą się nam włosy. Zmiksowanie oleju lnianego, który praktycznie aż w 95% stanowią kwasy tłuszczowe nienasycone, powoduje, ze tłuszcz staje się rozpuszczalny w wodzie. Jest to bardzo istotna przemiana, umożliwiająca m. in. bardzo szybkie przyswajanie w układzie pokarmowym oraz transportowanie we krwi i limfie. Zastosowanie diety Dr Budwig Przez 10 lat Dr Budwig obserwowała efekty zdrowotne opracowanej przez siebie diety stosujac ja w leczeniu szpitalnym pacjentów z chorobami przewlekłymi. Okazało się, że jej prosta i naturalna recepta na zdrowie przyniosła pożądany skutek nawet w przypadkach uznanych przez akademicką medycynę za nieuleczalne i śmiertelne. Na podstawie tej długoletniej praktyki klinicznej dieta dr Budwig znalazła zastosowanie w leczeniu następujących schorzeń: 1. nowotwory łagodne i złośliwe, 2. arterioskleroza, 3. atak i zawał serca, 4. arytmia, 6. obtłuszczenie watroby, 7. astma oskrzelowa, 8. problemy trawienne, 9. wrzody żołądka, 10. schorzenia prostaty, 11. artretyzm, 12. wszelkie problemy dermatologiczne, 13. schorzenia wieku starczego, 14. problemy z nauką i pamięcią (aktywizacja pracy mózgu), 15. stwardnienie rozsiane, 16. reakcje autoimmunologiczne, 17. schorzenia woreczka żólciowego, 18. cukrzyca, 19. wady wzroku i słuchu, oraz jako odzywka dla niemowląt i dzieci. Mamy już 2004 rok. Dieta dr Budwig ponad 50 lat pomaga rzeszom chorych na całym świecie. Zainteresowanie nią ciągle rośnie, przede wszystkim dzięki odzewowi innych naukowców, którzy zainspirowani jej wynikami, poszli jej tropem. Dzieki temu coraz wiecej placówek medycznych włącza terapię dietą dr Budwig w trakcie hospitalizacji przewlekle chorych pacjentów. Niech te 50 lat nigdy niezakwestionowej, a przeciwnie ciagle potwierdzanej przez coraz to nowe naukowe opracowania, praktyki dr Budwig będzie dla Państwa najlepszą rekomendacją jej skuteczności. Nasze zaangazowanie w propagowanie tej metody leczenia wynika z przekonania, ze terapia ta, za kilka lat stanie sie prawdopodobnie jedną z oficjalnie uznanych. Nie chcemy jednak czekać. Naszym celem jest otwarcie drogi do wyleczenia wielu potrzebującym ludziom, a że na wlasne oczy mieliśmy okazje zobaczy,c jak dieta dr Budwig jest skuteczna, z całego serca ją Państwu polecamy. o tłuszczach My chcemy masła a nie margaryny Na wyjaśnienie roli tłuszczów roślinnych i zwierzęcych w zagrożeniu miażdżycą poświęciłam cztery lata pracy, przestudiowałam ponad 600 publikacji z różnych ośrodków naukowych z całego świata. I aktualnie nie mam cienia wątpliwości, że hipercholesterolową teorię miażdżycy wymyślono w celu zdyskredytowania tłuszczów zwierzęcych i wprowadzenia do diety ludzi znacznie tańszych olejów roślinnych oraz margaryn. Rozmowa z prof. Grażyną Cichosz Masło jest do jedzenia, a margaryna na sprzedaż. To margaryna nie nadaje się do jedzenia? - Nie ma w niej nic zdrowego. A codziennie w reklamach słyszę, że margaryna jest zdrowa. - Mówi się, że margaryna jest źródłem niezbędnych dla organizmu człowieka nienasyconych kwasów tłuszczowych. Owszem, ale nie mówi się, że w procesach technologicznych, jakim jest poddawana, zanim trafi na nasze stoły, te nienasycone kwasy są przekształcane w nasycone. W dodatku powstają sztuczne izomery trans, które są obce dla organizmu człowieka. Nie tylko więc nie ma z nich żadnego pożytku, lecz wręcz przeciwnie - szkodzą. Nie ma zalet? - Nasze zmysły smaku i zapachu nie wyczuwają procesów starzenia się margaryny i to jest jej największą "zaletą". W przeciwieństwie do masła, które dość szybko jełczeje, margarynę można znacznie dłużej przechowywać. Swoją popularność margaryna zawdzięcza niesłychanie zyskownej produkcji: tańszej 5-7-krotnie od masła, podczas gdy cena w sklepie jest tylko 2-3 razy niższa. Dla producentów jest to więc niesamowity biznes. Czym więc jest margaryna? - Margaryna to utwardzony olej roślinny. Podczas uwodornienia lub estryfikacji zamienia się konsystencję oleju z płynnej na stałą. Nienasycone kwasy zawarte w olejach, które teoretycznie mają służyć naszemu zdrowiu, w procesie utwardzania przekształcają się w coś, co nam szkodzi. Izomery trans, o których pani wspomniała. - Tak, kwasy nienasycone o izomerii trans. W sytuacji kiedy mamy niedobór w organizmie kwasów omega-3, izomery trans wbudowują się w błony naszych komórek. A błona komórkowa jest jak balonik. Żeby ten balonik mógł dobrze pracować, czyli przyjmować do wnętrza potrzebne substancje i wydzielać na zewnątrz zbędne, musi być jakby podziurawiony. Jeżeli w te miejsca wbudowane są kwasy omega-6 i omega-3, komórka może normalnie funkcjonować. Przy ich braku wbudowują się tu izomery trans i usztywniają tę błonę komórkową. Zaczynają się dysfunkcje - najpierw na poziomie komórki, potem tkanki, organu i w końcu w całym organizmie. Te procesy są szczegółowo zbadane, głównie przez Skandynawów. Od 30 lat wiadomo, że im większe spożycie margaryn zawierających sztuczne izomery trans, tym większe zagrożenie otyłością, cukrzycą typu 2, miażdżycą, udarami mózgu i nowotworami. Jeszcze dziesięć lat temu naukowcy twierdzili, że izomery trans nie powodują raka, teraz już wiadomo, że jest przeciwnie. Duńczycy już w 1994 roku - jako pierwszy kraj na świecie - wprowadzili ograniczenia w spożyciu izomerów trans do 2 proc. w dziennej dawce energii. I te przepisy są przestrzegane. Z materiałów prezentowanych na Europejskim Kongresie Otyłości w Budapeszcie w 2007 roku wynika, że w fast foodach z sieci KFC sprzedawanych w Danii zawartość izomerów trans nie przekracza 2 proc. Tymczasem w próbkach żywności tej samej sieci sprzedawanych w Polsce, na Węgrzech, w Bułgarii, Czechach, Ukrainie i Białorusi było od 29 do 34 proc. izomerów trans. Czy to znaczy, że oleje roślinne są zdrowe, a stają się niezdrowe po przekształceniu w margarynę? - Po pierwsze, wszystkie stają się niezdrowe, kiedy spożywamy je w nadmiarze. Całodobowe zapotrzebowanie człowieka na nienasycone kwasy z tłuszczów roślinnych pokrywa zaledwie 5,5 grama oleju, czyli jedna łyżeczka od herbaty. Wszystko, co w nadmiarze, jest szkodliwe. Podobnie jak z lekarstwem - dawka zapisana przez lekarza nam pomoże, ale jej kilkakrotne przekroczenie to zagrożenie dla zdrowia. A po drugie, oleje zawsze szkodzą po poddaniu ich jakiejkolwiek obróbce termicznej. Smażenie na olejach jest bardzo szkodliwe, to duże zagrożenie dla zdrowia. Zaraz, nie należy smażyć na oleju!? - Oleje, podobnie jak margaryna, traktowane są jako źródło nienasyconych kwasów tłuszczowych, ale liczba mnoga jest tu nieuprawniona. Owszem, zawierają kwas omega-6, ale zaledwie śladowe ilości kwasu omega-3. Optymalne dla zdrowia proporcje kwasów omega-6 do omega-3 wynoszą 4 do 1. Tymczasem w olejach roślinnych proporcje te są wyjątkowo niekorzystne, zawartość kwasu omega-6 w oleju słonecznikowym, kukurydzianym, z pestek winogron jest odpowiednio: 335, 140 i 173 razy większa niż zawartość kwasu omega-3. Optymalne proporcje tych kwasów występują w oleju rzepakowym oraz lnianym i te oleje w niewielkich ilościach powinny znajdować się w naszej diecie. Pod warunkiem że będą świeże i stosowane wyłącznie na zimno, bez jakiejkolwiek obróbki termicznej. Co się dzieje, gdy podgrzejemy olej? - Obecne w olejach nienasycone kwasy tłuszczowe są bardzo podatne na utlenianie, zwłaszcza w wysokich temperaturach. Powstające wówczas związki są bardzo szkodliwe dla zdrowia. Organizm człowieka potrafi neutralizować ich działanie, ale nie zawsze. Długotrwałe spożywanie utlenionych tłuszczów roślinnych obecnych w żywności tzw. wygodnej... ...w batonikach? - ...tak, w słodyczach, wyrobach garmażeryjnych czy odżywkach dla niemowląt grozi nowotworami. Istnieje wyraźna zależność zachorowalności na nowotwory od spożycia olejów roślinnych. Potwierdzona w badaniach epidemiologicznych. Ale ponieważ oleje są źródłem kwasów omega-6 i omega-3 uważanych za budulec mózgu, to spożywane na zimno, w sałatkach, są dla nas korzystne? - Oleje nie są źródłem biologicznie aktywnych kwasów tłuszczowych. Źródłem długołańcuchowych wielonienasyconych kwasów tłuszczowych EPA i DHA o wysokiej aktywności biologicznej są tłuszcze ryb i ssaków morskich. Właśnie te kwasy tłuszczowe są naturalnym budulcem mózgu, stymulują pamięć, koncentrację, chęć do nauki, koordynację ruchową oraz układ odpornościowy. Ich niedobór powoduje nadpobudliwość psychoruchową dzieci, czyli ADHD, depresję, demencję starczą, a prawdopodobnie także inne choroby neurologiczne. Kwasy tłuszczowe omega-6 i omega-3 obecne w olejach mogą być biologicznie aktywne dopiero po przekształceniu w organizmie człowieka. Jednak te przekształcenia najczęściej nie są możliwe. Z jakich względów? - Istnieją różne uwarunkowania. Wszechobecne w naszej diecie sztuczne izomery trans pochodzące z margaryn hamują przemiany zarówno kwasów omega-6, jak też omega-3. Niezależnie od tego nadmiar kwasów omega-6 hamuje przemiany kwasów omega-3. Dlatego tak ważne są ich wzajemne proporcje w naszej diecie. Nadmiar kwasów omega-6 prowadzi do miażdżycy, zakrzepów, alergii, nowotworów sutka, prostaty, jelita grubego. Jeśli ta proporcja będzie większa niż cztero-, pięciokrotna, a tak jest w większości olejów, to najcenniejsze kwasy omega-3 nie będą przekształcane do biologicznie aktywnych. Ponadto powszechne w naszej diecie niedobory magnezu, cynku, witamin, a także przyjmowanie leków na nadciśnienie albo przeciwzakrzepowych jest przyczyną tego, że enzymy odpowiedzialne za przemiany kwasów omega-6 i omega-3 są mało lub wcale nieaktywne. Wywraca pani wszystko do góry nogami. Ciągle słyszę, że najzdrowsza dla człowieka jest dieta śródziemnomorska, a Grecy czy Włosi nie chorują na miażdżycę i nowotwory, bo jedzą dużo tłustych ryb i oleju. - Tajemnicą diety śródziemnomorskiej są optymalne dla zdrowia proporcje kwasów tłuszczowych omega-6 do omega-3. Oliwa z oliwek zawiera tylko ok. 10 proc. kwasu omega-6, a głównym jej składnikiem (ponad 70 proc.) jest kwas oleinowy. Jest on 10-krotnie bardziej podatny na utlenianie niż tłuszcze zwierzęce, ale też 10-krotnie mniej podatny niż kwas linolowy omega-6, który jest głównym składnikiem olejów roślinnych. Oliwa z oliwek - tak. Oleje roślinne - nie!? - Smażenie dań z oliwą z oliwek stanowi zdecydowanie mniejsze zagrożenie zdrowotne niż obróbka termiczna na oleju słonecznikowym lub rzepakowym. Charakterystyczne dla diety śródziemnomorskiej jest także wysokie spożycie ryb i tzw. owoców morza, które są najlepszym źródłem biologicznie aktywnych wielonienasyconych kwasów omega-3. Poza tym prawie trzykrotnie większe niż w Polsce spożycie warzyw i owoców zawierających mnóstwo różnorodnych przeciwutleniaczy gwarantuje zachowanie równowagi pro- i antyoksydacyjnej organizmu. Zastąpienie oliwy olejem słonecznikowym eliminuje wszystkie pozytywy diety śródziemnomorskiej. Czyli butelkę z olejem muszę wybierać świadomie.
  19. Olej z oliwek zawiera ok. 50% frakcji jednonienasyconej. Podgrzany do wysokiej temperatury, również się utlenia, wprawdzie nieco mniej niż większość olejów roślinnych. Dlatego lepiej na nim nie smażyć. Na zimno jest natomiast doskonały. I taką zasadę, czyli "na zimno", należy stosować do wszystkich olejów wielonienasyconych. Jak wiemy, wiedza powszechna jest taka, że tłuszcze zwierzęce są złe, ponieważ to one doprowadzają do tworzenia się blaszki miażdżycowej, czyli do zawałów. W najbardziej znanym na świecie czasopiśmie medycznym jakim jest "Lancet", w 1994 opublikowano artykuł, w którym opisano analizę chemiczną blaszki miażdżycowej. Próbki blaszki miażdżycowej pobrano z tętnic osób, które zmarły na zawał mięśnia sercowego. Okazało się, że nie znaleziono nawet śladu tłuszczów zwierzęcych! Natomiast stwierdzono, że część tłuszczowa blaszki miażdżycowej zbudowana była w całości z ... tłuszczów roślinnych! "Dietary polyunsaturated fatty acids and compositions of human aortic plaque", Felton, cv, et al, Lancet; 344:1195-1196, 1994. Świat medyczny tego nie zauważył ... Okazało się dalej, że znalezione w blaszce miażdżycowej tłuszcze roślinne, to ... uszkodzone tłuszcze z grupy Omega 6. W których tłuszczach jest najwięcej Omega 6? W roślinnych. Jeśli przeanalizuje się proces produkcji olejów roślinnych, które kupujemy w supermarketach, to okaże się, że już w czasie produkcji te potrzebne nam kwasy tłuszczowe Omega 6 są uszkadzone poprzez działanie wysokiej temperatury lub traktowanie ich wieloma odczynnikami chemicznymi, które stosuje się w procesie produkcyjnym. Jeśli konsument ulegnie zaleceniom, że olej, który kupił (już uszkodzony poprzez proces jego produkcji) "szczególnie nadaje się do smażenia" i będzie na nim smażył, to nietrudno sobie już wyobrazić, jaką wielką szkodę uczyni w swoim organizmie. Tłuszcze typu "trans" Są to tłuszcze, których konfiguracja chemiczna jest nierozpoznawalna przez wątrobę jako naturalna. Tłuszcze typu "trans" powstają przy utwardzaniu tłuszczów roślinnych. Utwardzanie takie (uwodornianie) przeprowadza sie produkując np. margarynę. Nasza wątroba rozpoznaje je jako niemalże "ciało obce". Usunięcie z organizmu takiego tłuszczu nie jest proste. Wątroba musi przeprowadzić setki reakcji, żeby ten tłuszcz usunąć z organizmu. Niech nas nie zmyli, pozornie niska ilość tłuszczów trans jaka jest deklarowana przez producentów na opakowaniach margaryny. Reakcja uwodarniania tłuszczów roślinnych przebiega w obecności katalizatora, jakim jest nikiel. W ten sposób ten metal ciężki, dostaje się do naszego organizmu. Białka Często słyszymy, że "białko jest podstawą życia". To prawda, ale ... co to jest białko? To właśnie białka budują nasze komórki, a więc cały organizm. Można by więc pomyśleć, że im więcej białka tym lepiej. Niestety tak nie jest. Białka to związki wielkocząsteczkowe składające się z aminokwasów. Istnieje około 20 aminokwasów, z czego 8, zwanych niezbędnymi lub egzogennymi. Aminokwasy te zawarte są w produktach zwierzęcych. Tylko niektóre produkty żywnościowe pochodzenia roślinnego zawierają 8 niezbędnych aminokwasów. Do prawidłowego funkcjonowania organizm potrzebuje wszystkich aminokwasów, w dodatku we właściwej ich kombinacji. Dlatego np. dieta wegetariańska wymaga dużo wiedzy, żeby ją stosować w prawidłowy sposób i nie zrobić sobie krzywdy. Nie jedząc mięsa, trzeba wiedzieć z jakich warzyw i w jakich proporcjach uzyskać odpowiednie białka. W przeciwnym razie organizm da znać o tym, że ma niedobory. Białka roślinne są znacznie gorzej wchłaniane niż białka zwierzęce jak też nie zawierają witaminy B12. Witamina B12 jest absolutnie niezbędna do prawidłowego funkcjonowania organizmu. Bierze udział w wielu bardzo ważnych procesach biochemicznych. Zapobiega niedokrwistości, jest konieczna do tworzenia czerwonych ciałek krwi, umożliwia prawidłową pracę szpiku kostnego, bierze też udział w wytwarzaniu otoczki mielinowej włókien nerwowych tzw. mieliny. (uszkodzenie otoczki mielinowej jest przyczyną niezwykle groźnej i uchodzącej za nieuleczalną choroby: stwardnienia rozsianego.) witamina B12 pomaga w skupieniu się i uczeniu. Z tych powodów, diety wegetariańskiej nie zaleca się stosować przed osiągnięciem wieku dojrzałości. Białka są również konieczne do produkcji enzymów czy hormonów. Stanowią ok 75% suchej masy naszego ciała. Niektóre białka organizm potrafi zbudować sam, a niektóre tzw. niezbędne, musi otrzymać w pożywieniu. Białka z pożywienia, są trawione specjalnymi enzymami trawiennymi wydzielanymi przez trzustkę. Trawienie to polega na rozkładzie białek do wolnych aminokwasów. Z wchłoniętych aminokwasów organizm buduje białka, których potrzebuje. Organizm potrafi zmagazynować tłuszcze oraz węglowodany (magazynowane są w postaci tłuszczów) jednak nie ma mechanizmów pozwalających na magazynowanie białek. Każda ilość białka, której organizm nie potrzebuje musi być z organizmu usunięta. Należy mieć świadomość, że usuwanie zbędnego białka jest procesem obciążającym wątrobę. To wątroba przyjmuje na siebie zadanie rozkładu białek. Ale to jeszcze nie wszystko. Przy rozkładaniu białka wątroba wytwarza dość dużą ilość związków, które zakwaszają organizm, a to jest już zjawisko niepożądane. Mogą wystąpić np. bóle stawów. Zakwaszenie organizmu tymi związkami przyczynia się do utraty wapnia i powstania osteoporozy.Te związki również muszą być usunięte. Wątroba je rozłoży i przygotuje do usunięcia sama jednak tego dokonać nie może. Wykonują to nerki. W przypadku nadmiernego, (dla organizmu zupełnie nieprzydatnego) spożycia białka nerki musza sobie poradzić ze znacznie zwiększonym ich obciążeniem. Czasami sobie nie radzą ... Dlatego w przypadku każdej diety należy zwracać uwagę na ilość białka. Krótkoterminowo nie powinno być problemów nawet z dużą ilością białka (chociaż przy niewykrytej niewydolności nerek mogą wystąpić problemy z powodów opisanych powyżej) natomiast poważnie należy się zastanowić na długoterminowymi efektami takich diet. Ponadto białko sprzyja powstawaniu obstrukcji, zatwardzeń. To z kolei powoduje, że nie usunięty w porę kał z jelita grubego zaburza niezwykle ważne procesy wchłaniania jakie mają lub powinny mieć miejsce. Toksyny, które powinny być usunięte z kałem ponownie trafiają do organizmu ze wszystkimi skutkami jak np. pogorszone samopoczucie, uczucie ciężkości, ogólne osłabienie, zaburzenie procesów myślowych, osłabienie pamięci, bóle głowy itd. Czy to wszystko? Nie... nadmierne spożycie białek zwierzęcych powoduje konieczność wytwarzania przez trzustkę dodatkowych ilości enzymów trawiennych. Stwierdzono, że enzymy te odgrywają ważną rolę w zapobieganiu powstawania komórek nowotworowych. Spożywając białko zwierzęce w rozsądnych ilościach (jest ono bardzo cenne dla nas) nie zrobimy sobie żadnej krzywdy. Celem nadrzędnym jakiejkolwiek diety nie powinno być tylko schudnięcie, ale przede wszystkim niezrobienie sobie szkody. Wybór należy do nas. Dlatego nie sugerujmy się nazwą diety. Nie ma diet, które są lepsze, bo maja obco brzmiące nazwy. Żadna nie stosuje niczego innego jak "żonglowanie" tylko trzema składnikami tj. Tłuszczami, Węglowodanami i Białkami. Białka przyśpieszają procesy metaboliczne, co połączone z dużym wydatkiem energetycznym na ich trawienie powoduje, że to właśnie one w bardzo dużym stopniu przyczyniają się do utraty wagi. Ponieważ organizm nie ma mechanizmu regulującego prędkość wchłaniania węglowodanów (tak jak jest w przypadku tłuszczów) to dodatkowe ich zmniejszenie czy użycie węglowodanów złożonych o niskim IG dalej przyczynia się do osiągnięcia efektu utraty masy ciała poprzez spalanie własnej tkanki tłuszczowej. Wszystkie diety, których głównym celem jest utrata wagi, to diety wysokobiałkowe, bez względu na ich nazwę lub nazwisko ich twórców. Nie ulegajmy więc "magii" diety takiej czy innej. One wszystkie, bez wyjątku, oparte są na takich samych prawach biochemicznych. Zwróćmy jednak uwagę na oferowane przez każdą poziomy białka, bo niesie to ze sobą konkretne konsekwencje dla naszego organizmu, który nie może ich magazynować. Idealnie, powinniśmy spożywać tylko tyle białka ile organizm go potrzebuje do wymiany komórek i do produkcji np. enzymów czy innych jeszcze ważnych substancji. Nie więcej. To, że na takiej czy innej diecie się chudnie nie powinno teraz już stanowić tajemnicy, bo to, że zwiększone spożycie białka przyśpiesza przemianę materii, wymaga dużo czasu i energii wykorzystuje się w pewnych dietach np. Dieta Optymalna dra Kwaśniewskiego, Atkinsa, Montignaca, Dieta Proteinowa, dieta Dukana itd. Tutaj należy wyjaśnić nieporozumienia dotyczące w/w diet, w szczególności, jeśli chodzi o ilość spożywanego białka. Wiele "autorytetów" żywieniowych wypowiada się na temat tych diet bez zgłębienia ich istoty, bez nawet zapoznania się z zasadami każdej z nich. Zacznijmy od tego ile organizmowi potrzeba białka. Podręczniki fizjologii człowieka wskazują na to, że powinno to być ok. 0,8g/kg wagi właściwej czyli takiej jaką człowiek powinien mieć w zależności od wzrostu, wieku i płci. (Oczywiście w przypadkach szczególnych np. dzieci, sportowcy, ludzie ciężko pracujący fizycznie będą wymagać białka znacznie więcej, ale tych grup szczególnych tutaj nie rozważamy). Przy czym, polskie Instytuty Żywienia (i nie tylko polskie) czy też Światowa Organizacja Zdrowia zaleca, żeby NIE WIĘCEJ niż 10-15% kalorii w diecie pochodziło z białka z przyczyn opisanych powyżej. Dieta Atkinsa Główne założenia: Ilość białka bez ograniczeń. Ilość tłuszczy bez ograniczeń. Węglowodany ograniczone do minimum. Dieta ta była i jest bardzo popularna, ponieważ przy dużym spożyciu białka i prawie całkowitym wyeliminowaniu węglowodanów pozwala na szybką utratę wagi. W pierwszych wydaniach swoich książek, jej twórca, dr Atkins zalecał nawet całkowite wyeliminowanie węglowodanów. Kierując się tymi zaleceniami ludzie spożywali bardzo duże ilości mięsa czyli dużych ilości białka. To powodowało zwiększona prędkość przemian metabolicznych, co przy znikomej podaży węglowodanów powodowało utratę wagi. Jednakże okazało się, że tak małe spożycie węglowodanów, przy praktycznie nieograniczonej również ilości tłuszczów prowadziło wytworzenia tzw. ciał ketonowych, które są substancjami zakwaszającymi organizm. Stąd można powiedzieć, że jest to dieta ketogenna. Co prawda w dalszych wydaniach swoich książek dr Atkins znacznie stonował zakaz spożywania węglowodanów, ale nie wprowadził żadnego ograniczenia w konsumpcji białka. Poza tym, zaczęły się pojawiać u niektórych osób problemy z nerkami. Wynika to z wcześniej opisanych już mechanizmów tzn. przy nadmiernym obciążeniu organizmu białkiem, wątroba musi je rozłożyć i usunąć poprzez ... nerki. Dlatego, właśnie nadmierne spożycie białka obciąża nie tylko wątrobę, ale i nerki. Osoby, których nerki nie funkcjonowały w sposób właściwy zaczęły odczuwać dolegliwości z nimi związane. Osoby z niewykrytą niewydolnością nerek dowiadywały się dość szybko o swoim schorzeniu. Niektórzy twierdzą, że dieta ta, długoterminowo może prowadzić do niewydolności nerek. Dieta Montignaca W tym przypadku kładzie się nacisk głównie na spożywanie produktów o niskim indeksie glikemicznym. Natomiast zaleca się stosowanie ok. 30% białka co jest znacznie wyżej niż zalecają to Instytuty Żywieniowe i WHO. http://www.montignac.com/en/etude_scien ... h_mont.php Oczywiście, nie jest niczym nowym, że przy tak wysokim spożyciu białka, chociaż nie tak wysokim jak w przypadku diety Atkinsa i przy spożyciu potraw o niskim indeksie glikemicznym utrata wagi musi nastąpić. Skuteczność tej diety nie jest wynikiem jej obcej nazwy, ale wynika z dobrze znanych mechanizmów biochemicznych i fizjologicznych opisanych powyżej. Podobnie jest z pozostałymi dietami wysokobiałkowymi np. dieta Proteinowa czy dieta Dukana itp. Głównym celem tych diet jest utrata wagi. Dieta Optymalna (twórca - lek.med Jan Kwaśniewski) Dieta ta jest przedmiotem wielu kontrowersji. W tej diecie, wyraźnie nakazuje się : OGRANICZENIE spożycia białka. W zależności, od wieku, płci, a nawet klimatu w którym się mieszka zakres spożycia białka jest określony pomiędzy 0,5 do 0,8g / kg wagi właściwej. OGRANICZENIE spożycia węglowodanów do ok. 0,6 wartości białka OGRANICZENIE spożycia tłuszczu do ok 2 do 2,5 wartości ilości białka Kontrowersje otaczające tą dietę dotyczą : A. nacisku na spożycie tłuszczu zwierzęcego raczej niż roślinnego B. ilości tłuszczu Jest to jednak jedyna dieta, w której nie zaleca się spożywania węglowodanów, białek ani nawet tłuszczów w dowolnej, nieograniczonej ilości. W związku z tym, nie można twierdzić, tak jak to powszechnie się uważa, że jest to dieta wysokobiałkowa, ponieważ ilość białka jest bardzo wyraźnie ograniczona i stanowi nie więcej niż ok. 12% dziennego zapotrzebowania kalorycznego. W praktyce oznacza to mało mięsa! Co jest w sprzeczności z opiniami wydawanymi nieraz przez dietetyków, że na tej diecie spożywa się bardzo dużo mięsa. Ilość tłuszczu jest również ograniczona jego STOSUNKIEM do białka. Stąd też nie można powiedzieć, że w tej diecie "tłuszcz pije się szklankami". Wielokrotnie wykazano, że spożycie tłuszczu w tej diecie jest niższe niż np. w diecie Atkinsa, co jest całkiem zrozumiałe. Węglowodany są również ograniczone, ale nie są zabronione. Jest to typowa dieta niskowęglowodanowa. Mimo, że diety niskowęglowodanowe są krytykowane, to badania diety Optymalnej autorstwa dra Kwaśniewskiego przeprowadzone przez Polską Akademię Nauk, nie potwierdzają jej szkodliwości : Long-term consumption of a carbohydrate-restricted diet does not induce deleterious metabolic effects, Nutrition Research, Volume 28, Issue 12, Pages 825-833 P. Grieb, B. Kłapcińska, E. Smol, T. Pilis, W. Pilis, E. Sadowska-Krępa, A. Sobczak, Z. Bartoszewicz, J. Nauman, K. Stańczak Wiele "autorytetów" wypowiada się w mediach, że jest to dieta ketogenna i zakwaszająca. Twórca tej diety przestrzega przed spożywaniem zbyt małej ilości węglowodanów, żeby ... właśnie nie doprowadzić do powstania ciał ketonowych i zakwaszenia organizmu. Wydaje się, że największym błędem jaki autor tej diety popełnił jest niepotrzebne dodanie elementów religijno-socjologiczno-ekonomicznych. Poza tym określenie, że np. "warzywa to droga woda" stworzyło następną falę kontrowersji, mimo, że w opublikowanej książce kucharskiej autora Diety Optymalnej jest kilkadziesiąt przepisów na sałatki warzywne. Która z w/w diet jest lepsza? Każdy niech odpowie sobie na to pytanie sam. Czy potrzeba liczyć ilość kalorii? Prawdą jest, że jedząc stosunkowo tłusto można chudnąć. Prawdą jest, że jedząc stosunkowo mało kalorii można przytyć i odwrotnie. Prawdą jest też, że precyzyjne obliczanie spożytych kalorii nie ma większego sensu. Dlaczego? Ponieważ nigdy nie wiadomo ile ze spożytego białka organizm przetworzy na energię, ile pozostanie niestrawione i wydalone, ile zostanie zamienione na glukozę (w procesie neoglukogenezy), a ile zostanie zużyte białka np. na budowę enzymów? Podobnie jest z pozostałymi dwoma składnikami diety. Nie ulega wątpliwości, że liczba kalorii jest pewnego rodzaju wskaźnikiem, ale liczenie ich przed każdym posiłkiem z dokładnością do 1 kalorii nie ma sensu. Dr Johanna Budwig (1909-2003) - niemiecka biochemik - już siedem (!) razy była za swoje osiągnięcia naukowe nominowana do Nagrody Nobla. Przez wiele uznanych autorytetów światowej nauki, jej odkrycia zasługują na miarę najwazniejszych w XX wieku. Jest największym, niestety już nie żyjącym, autorytetem w dziedzinie biochemii tłuszczów oraz leczenia chorób cywilizacyjnych odpowiednią dietą, którą ogłosiła w 1951 roku. Od jej nazwiska dieta ta znana jest na całym świecie jako dieta dr Budwig. Dr Budwig uzyskała tytuł doktora nauk w dwóch dziedzinach: biochemii i naukach przyrodniczych. Oprócz tego z celującymi wynikami ukończyła farmację, fizykę, botanikę i biologię oraz przeszła przeszkolenie medyczne. Swoje badania prowadzi od lat piećdziesiątych. Rozpoczynała na Uniwersytecie w Munster. Współpracowała wtedy z wieloma szpitalami. Rząd niemiecki wyznaczył ją jako osobę odpowiedzialną w Niemczech za badania nad wpływem farmaceutyków i przetworzonej zywności na zdrowie człowieka. W 1953 roku zrezygnowała ze stanowiska - jak się domyślam - pod wpływem silnych nacisków lobby producentów zywności. Prowadziła swoją własną klinikę, w której - jak sama publicznie stwierdziła, a nikt temu publicznie nie zaprzeczył - aż 90 % pacjentów z nowotworami w stanach krytycznych, którym lekarze praktykujący akademicką medycynę odebrali już jakiekolwiek nadzieje na przeżycie, "cudownie" ozdrowiało. Podczas jej dietetycznej terapii wyleczeniu ulegają także inne choroby cywilizacyjne, takie jak: arterioskleroza, miażdzyca, cukrzyca i wiele innych. Dr Budwig ogłosiła zasady swojej jednocześnie leczniczej i profilaktycznej diety w 1951 roku. Natychmiast spotkała się z ogromnym oporem przemysłu spożywczego, przede wszystkim ze strony producentów tłuszczów spożywczych, którzy robili wszystko, aby nie dopuścić do rozpowszechniania się rewelacyjnych odkryć. Nie dziwi więc fakt, że aż 7-krotnie ponawiano nominacje do Nobla. Nie dziwi, choc bulwersuje. Na szczęście pomimo tego nauka dr Budwig nabierała powoli rozgłosu na całym świecie. Rzesze naukowców, za jej przykładem rozpoczęły prace badawcze nad rola kwasów tłuszczowych dla zdrowia i życia człowieka. Po 40 latach, w 1990 roku, dr Dan C. Roehm - onkolog i były kardiolog - podjął się ponownego zbadania zasad diety dr Budwig. Na początku, jak sam pisze, podchodził do tematu z wielką rezerwą i niewiarą (bardzo powszechne stanowisko większości lekarzy). Po wnikliwym badaniu w skierowanej do środowiska lekarskiego publikacji "Townsend Letter for Doctors" oświadczył, co następuje: " (...) NOWOTWÓR JEST ŁATWO ULECZALNY. Terapia polega jedynie na odpowiedniej diecie. Reakcja na nią jest natychmiastowa; komórki nowotworowe są słabe i bardzo podatne na uszkodzenia. Dr Budwig bardzo precyzyjnie rozpoznała biochemiczny punkt załamania się nowotworu, co bardzo łatwo można sprawdzić zarówno in-vitro, jak i in-vivo." Dr Budwig opublikowała w Niemczech 11 książek, z czego dopiero dwie zostały przetłumaczone na język angielski. Dr Udo Erasmus podjął się zebrania całej, zawartej w nich, wiedzy w swoim opracowaniu pt. "Fats and oils" wyd. Alvis Books, Canada. Dieta dr Budwig jest łatwo identyfikowana, dzięki tzw. paście - mieszaninie oleju lnianego i białego twarożku, najpowszechniej znanej i stosowanej w Niemczech, Stanach Zjednoczonych oraz Australii ( np. w Klinice Nowotworowej w Melbourne oficjalnie stosuje się dietę dr Budwig w terapii pacjentów ze schorzeniami nowotworowymi). Niezwykle ważne jest, aby koniecznie spozywać olej lniany zmieszany z twarożkiem w formie pasty, gdyz spożywany w duzych ilościach samodzielnie nie daje leczniczych efektów, a nawet jest szkodliwy. cdn
  20. Witam Odnośnie cukrzycy i nie tylko polecam poniższy tekst. Dieta Co właściwie oznacza to słowo? Najczęściej jest to termin używany wtedy, kiedy chcemy stracić zbędne kilogramy. Która dieta jest dla nas najlepsza, to najczęściej zadawane pytanie? Poniższy opis, dla wielu osób będzie zaskakujący... Wiadomo, że sposób odżywiania ma ogromny wpływ na przemiany metaboliczne, jakie zachodzą w naszym organizmie. Co więcej, właściwe odżywianie jest elementem koniecznym, jeśli chcemy wygrać walkę z chorobami. Ponadto, niewłaściwa dieta może być źródłem bardzo poważnych chorób, często przewlekłych. Przeciętny człowiek nie zna jednak podstaw biochemicznych funkcjonowania organizmu i wpływu, jaki na takie funkcjonowanie wywiera sposób odżywiania. Kolorowe czasopisma zarzucają nas różnego rodzaju dietami. Zdezorientowani czytelnicy sami już nie wiedzą o co chodzi, bo każda z proponowanych diet obiecuje niemalże cuda. Bardzo często dochodzi do sytuacji, że wybór diety zależy od jej nazwy czy nazwiska jej twórcy. W Polsce ciągle mamy tendencję do ulegania obco brzmiącym nazwom, tak jakby one gwarantowały coś lepszego, zdrowszego, bardziej skutecznego. W rzeczywistości, niektóre z tych obco brzmiących nazw diety są wręcz szkodliwe. Podstawowe zasady zdrowej diety muszą uwzględniać mechanizmy biochemiczne człowieka, ale wyjść należy od tego co to jest żywność. Oprócz podstawowego jej składnika jakim jest woda, żywność to mieszanka trzech podstawowych składników: * węglowodanów * tłuszczy * białek Węglowodany - źródłem węglowodanów są potrawy mączne: pieczywo, różnego rodzaju placki, kluski itd. oraz cukier, owoce, zawarta w owocach fruktoza, błonnik zawarty w warzywach, miód, soki owocowe, napoje chłodzące itd. Tłuszcze - źródłem są masło, smalec, sery, orzechy, oleje roślinne. Białka - najbardziej powszechnym źródłem białka jest mięso, sery, jajka ale i warzywa. Niestety, dalej sprawy się komplikują. Ponieważ mamy bardzo dużo rodzajów tłuszczów, białek i węglowodanów. Które są najlepsze? Które wywierają pozytywny, a które negatywny wpływ na nasz organizm. Które nam szkodzą, a które pomagają? Węglowodany Dzielą się na proste i złożone. Węglowodany proste to takie, które mają słodki smak: cukier, fruktoza, laktoza. Węglowodany złożone obecne są warzywach, pieczywie, kaszach. węglowodany proste są niepożądane w naszej diecie! Powodują gwałtowne skoki glukozy we krwi, co może prowadzić do uodpornienia się komórek na działanie insuliny, a to uodpornienie z kolei jest przyczyną cukrzycy typu 2. Ponadto, cukry proste powodują powstanie w mózgu związków opiatowych czyli substancji uzależniających. Stąd pozbycie się cukru z diety nie jest łatwe, zwłaszcza u osób, które spożywały dużo słodyczy, owoców czy samego cukru. U takich osób pojawia się nieprzyjemny tzw. efekt odstawienia typowy dla substancji uzależniających. Dzieci, w których diecie obecne są duże ilości cukru, nagle pozbawione swojej codziennej porcji batoników, cukierków, słodkich przekąsek, słodkich past do smarowania chleba, słodkich napojów zachowują się nerwowo, źle się czują, łatwo wpadają w histerię i reagują agresją na pozbawienie wysokich dawek cukru. Są to efekty toksycznego działania cukru na mózg. Mimo to, z regularnością obserwujemy, że młode mamy, już od najmłodszych dni podają jeszcze nawet niemowlakom żywność bogatą w cukier, często nie zdając sobie z tego sprawy. Jeśli herbatka, to z niewielką, ale zawsze pewną ilością cukru. Jeśli woda, to koniecznie z miodem, bo miód "jest zdrowy". Jeśli napój do szkoły, to koniecznie owocowy, bo owoce "są bogate w witaminy". Jeśli przekąska to wysokowęglowodanowa, bo "daje dużo energii". I tak dalej ... Jednak jaka jest rzeczywiście prawda o zdrowym odżywianiu? Zwykły cukier, którego używamy do słodzenia to tzw. dwucukier, składa się on z glukozy i fruktozy. Glukoza jest nam bardzo potrzebna, ale w stosunkowo niewielkich ilościach. W większości przypadków jesteśmy zupełnie nieświadomi ile tak naprawdę spożywamy cukru, a w szczególności ile cukru spożywają nasze dzieci. Z tego powodu, każdy z nas, a szczególnie odpowiedzialny rodzic, powinien zawsze przeliczać ilość spożywanego cukru np. na "łyżeczki cukru". Na łyżeczce do herbaty, średnio, zmieści się ok. 5g czystego cukru. Przyglądajmy się więc uważnie temu co pijemy lub co podajemy do picia naszym dzieciom. Czytajmy informacje, jakie producenci napojów chłodzących, zgodnie z prawem muszą nam przekazywać. Szukajmy w składzie słowa: "węglowodany" lub też "węglowodany przyswajalne" . Prawie każdy napój słodzony, sok owocowy, nektar itd. ma ich od ok. 8 do nawet 12g w 100 mililitrach. Przyjmijmy dla uproszczenia, że jest to 10mg/ml. Ile napoju chłodzącego wypijamy w ciągu dnia? Ile takiego napoju wypije nasze dziecko? Załóżmy, że przez cały dzień dziecko wypije 4 napoje po 250 ml = 1 litr. W każdych 100ml mamy 10g cukru. Czyli w 250 ml jest 25g cukru, stąd w litrze napoju jest 100g cukru. Skoro na łyżeczce do herbaty zmieści się nam 5g to, w 1 litrze napoju wypitego przez cały dzień mamy 20 łyżeczek cukru. Która z matek, w ciągu dnia dałaby swojemu dziecku, świadomie 20 łyżeczek cukru? A to tylko napój, który dziecko wypiło. Teraz uwzględnijmy również węglowodany podawane w czasie normalnych posiłków jak np. śniadanie składające się z chleba z pastą czekoladową lub musli, batonik na drugie śniadanie, banan czy gruszka, obiad składający się z ryżu, kaszy, ziemniaków, a następnie kolacja z chleba z masłem z dżemem itd. Jeśli to wszystko policzymy, dojdziemy do zatrważającej wartości cukru, jaką w różnych postaciach podajemy dzieciom i sobie. Naukowcy udowodnili, że w pierwszym etapie zalewania organizmu nadmierną ilością glukozy organizm, stara się zwiększyć w trzustce ilość komórek beta wytwarzających insulinę. Insulina potrzebna jest między innymi do transportu glukozy do wnętrza komórek. Powoduje ona też przetwarzanie nadmiernej ilości glukozy w tłuszcz. Organizm ma możliwość magazynowania nadmiernej ilości glukozy właśnie w postaci tłuszczu. Jest to jedna, ale nie jedyna przyczyna otyłości. Glukoza zwiększa około 300 razy prędkość wypłukiwania chromu z organizmu, a niedobory chromu prowadzą do wielu schorzeń. Kiedy jednak organizm zalewany jest przez dłuższy czas dużą ilością glukozy dzieje się zjawisko odwrotne. Ta sama glukoza powoduje niszczenie komórek wytwarzających insulinę! A stąd tylko krok do cukrzycy typu II. Innym cukrem prostym obecnym w naszym pożywieniu jest fruktoza. Badania naukowe jednoznacznie wskazują na to, że jej nadmiar jest przyczyną otyłości i przedwczesnego starzenia się komórek, a więc i całego organizmu. Przyglądajmy się składowi spożywanych produktów, a zobaczymy, jak często dodawany jest do nich "syrop glukozowo-fruktozowy". Szczególnie często dodawany jest on do żywności dla dzieci. Co gorsza, producenci wielu produktów piszą na opakowaniu, że produkt jest "bez dodatku cukru", natomiast w składzie podają jako dodatek właśnie syrop glukozowo-fruktozowy. Uniknięcie słowa cukier nie oznacza, że go w tym produkcie nie ma. Wystarczy popatrzeć na zawartość węglowodanów. Fruktoza, jako cukier prosty znacznie szybciej jest metabolizowana przez wątrobę. W tym jednak jest spory problem, na który niewiele osób zwraca uwagę. Bowiem, w odróżnieniu od glukozy, fruktoza nie podlega pewnym mechanizmom kontrolnym. Szlaki metaboliczne są nią wręcz zalewane, co doprowadza do szkodliwych w swoich skutkach reakcji biochemicznych. Substancje jakie tworzone są w tym procesie doprowadzają do przedwczesnego starzenia się komórek. Uszkadzany jest kolagen, szybciej się starzejemy. Powstają zmarszczki, ale ... zmarszczki to tylko to, co widzimy na zewnątrz, uszkodzenia naszego ciała w większości odbywają się wewnątrz. Tego co prawda nie widzimy, ale to nie oznacza, że tych zniszczeń nie ma. Przede wszystkim, podczas metabolizacji fruktozy występuje zjawisko nieenzymatycznej glikacji (lub glikozylacji) białek. Oznacza to po prostu niszczenie spożywanego białka. Ma to bardzo istotne znaczenie w przypadku młodych, rozwijających się organizmów dzieci i młodzieży. Dziecku potrzebne są duże ilości wysokowartościowego białka do rozwoju całego organizmu. Podając dzieciom dużo cukru, słodkich owoców, słodkich herbatek itd. te potrzebne białka są niszczone bezpowrotnie przez fruktozę. Organizm nie ma możliwości ich odtworzenia. Można tego łatwo uniknąć, kiedy dosłownie od kołyski przyzwyczaimy dziecko do picia samej wody, bez najmniejszych dodatków. Te dodatki nie są do niczego dziecku potrzebne. Poza tym, proces metabolizowania fruktozy jest prawie taki sam jak metabolizowania alkoholu ze wszystkimi konsekwencjami tzn. otłuszczeniem wątroby czy też jej marskością. Procesy metabolizowania fruktozy powodują powstanie nadmiernych ilości kwasu moczowego. Nadmierne ilości kwasu moczowego z kolei, powodują chorobę zwaną dna moczanowa, która w efekcie prowadzi do niszczenia stawów. Ponadto, kwas moczowy blokuje działanie enzymu, który stymuluje produkcję związków azotowych w ściankach tętnic, co z kolei powoduje, że organizm traci możliwości regulowania ciśnienia krwi. Efektem tego jest tak powszechnie spotykane nadciśnienie tętnicze. Co więcej, fruktoza bardzo sprzyja powstawaniu różnego rodzaju stanów zapalnych. Glukoza zamieniana jest w tłuszcz, kiedy jej nie spalimy (w sensie biochemicznym nie utlenimy) odpowiednio szybko. Natomiast fruktoza powoduje przyrost tkanki tłuszczowej o 30% wyższy niż glukoza. Ponadto, fruktoza powoduje znaczne podwyższenie poziomu trójglicerydów, co jak wiemy sprzyja powstawaniu miażdżycy. Fruktoza powoduje zwiększoną oporność komórek wątroby na działanie insuliny - ma to krytyczne znaczenie u chorych na cukrzycę. Chorzy na cukrzycę mają duże problemy z otyłością, miażdżycą, stanami zapalnymi oraz z nadciśnieniem tętniczym. Co jednak zaleca się im używać do słodzenia? Fruktozę! W wielu supermarketach, w dziale produktów dla diabetyków, można kupić fruktozę w woreczkach. Dlaczego tak jest? Ponieważ chory na cukrzycę mierzy sobie poziom glukozy, a nie fruktozy. Pozostaje więc w błędnym przekonaniu, że jeśli używa do słodzenia herbaty, ciast, lodów itd. fruktozy, to nie wyrządza sobie krzywdy, bo ... poziom glukozy się nie podwyższa! Jak widać jest to pojęcie dalekie od stanu rzeczywistego. Badania jakie przeprowadzono w USA wskazują, że fruktoza jest główną przyczyną otyłości. Warto jest oddać, że w czasie swojego rozwoju, organizm tworzy komórki zwane adypocytami. Są to specjalne komórki, w których w ciągu dalszego życia odkładany jest tłuszcz. Jednakże okazuje się, że ilość tych komórek w ciągu życia pozostaje stała. Zmienne jest tylko ich wypełnienie tłuszczem. Oczywiście, im więcej takich komórek powstanie w okresie rozwoju, tym łatwiej takiej osobie będzie przytyć. Spożycie cukrów w okresie rozwojowym organizmu sprzyja namnażaniu się adypocytów, komórek magazynujących tłuszcz. Stąd podawanie dużej ilości cukrów (pod różnymi postaciami) dzieciom sprzyja otyłości w wieku późniejszym, co oczywiście wiąże się z wystąpieniem całej gamy problemów zdrowotnych. Jedną z mniej znanych, a jednocześnie bardzo istotnych własności fruktozy jest to, że pod jej wpływem mózg nie otrzymuje informacji o tym, że organizm dostał składnik do produkcji energii. Glukoza wyzwala odpowiednie sygnały, które płynąc do mózgu informują go o tym, że jesteśmy najedzeni. W przypadku fruktozy, mózg ciągle odczuwa głód, dlatego fruktoza nie powoduje naturalnego zaprzestania jedzenia. Indeks Glikemiczny (IG) Wiele osób (w tym chorzy na cukrzycę) odżywia się kierując się wartościami tzw. Indeksu Glikemicznego. Jednakże nie wiedzą co taki indeks naprawdę oznacza. Zacznijmy od tego jak się określa jego wartość. Wartość ta oznacza jak szybko glukoza wchłaniana jest do układu krwionośnego. Uznaje się, że prędkość wchłaniania glukozy ma wartość 100. Poziom ten ustala się po podaniu 50g czystej glukozy. Następnie, przez dwie godziny, co 15 minut mierzy się poziom glukozy we krwi. Pomiaru wartości IG dokonuje się podając do zjedzenia określoną ilość np. chleba, owoców, czy innych produktów zawierających 50g węglowodanów. Stosunek otrzymanego poziomu glukozy do poziomu otrzymanego po spożyciu jej w ilości 50g jest Indeksem Glikemicznym (IG). Im wyższa wartość IG danego produktu, tym szybciej wzrasta poziom glukozy we krwi po spożyciu tego produktu. Produkty o wysokim indeksie powodują zarówno wysoki szczytowy poziom cukru we krwi, jak i szybki jego spadek. Jest to zjawisko bardzo niekorzystne dla zdrowia. Dlatego lepiej jest spożywać produkty o niskim IG. Problem polega na tym, że bardzo rzadko spożywamy produkty oddzielnie. Najczęściej spożywamy węglowodany, białka i tłuszcze razem. Wtedy, a więc w większości przypadków, prawdziwa wartość IG jest niemożliwa do ustalenia. Dlatego stosowanie żywienia zgodnego z precyzyjnymi wartościami IG nie ma sensu, natomiast jest to bardzo przydatny wskaźnik ogólny. Kiedy węglowodany proste nie były w Polsce tak szeroko dostępne nie spotykało się przypadków tzw. ADHD. Teraz jest to niemalże epidemia. Okazuje się jednak, że wystarczy dziecku odstawić cukry proste i prawie natychmiast dziecko staje się bardziej spokojne, zrównoważone ... ADHD mija bezpowrotnie. Tłuszcze Najprościej można to ująć tak: tłuszcze dzielą się na nasycone i nienasycone. Tłuszcze zwierzęce mają przewagę frakcji nasyconych, a tłuszcze roślinne nienasyconych. Nadmierne spożycie tłuszczów nienasyconych, czyli roślinnych, może prowadzić do problemów zdrowotnych. Dla wielu jest to zaskoczeniem, ponieważ świat żywieniowców, dietetyków, ale i lekarzy zaleca, że w naszej diecie powinna znajdować się przewaga tłuszczów roślinnych, a tylko trochę nasyconych (zwierzęcych). Jakie są konsekwencje takich porad? Większość osób, które dbają o swoje zdrowie wie, że nadmierna produkcja tzw. wolnych rodników prowadzi do całego szeregu chorób, z chorobą nowotworową włącznie, stanów zapalnych, szybszego starzenia się organizmu, uszkodzenia błon komórkowych itd. Zaleca się stosowanie różnych antyoksydantów (przeciwutleniaczy), żeby walczyć z wolnymi rodnikami. Dietetycy prześcigają się wręcz w proponowaniu żywności o własnościach przeciwutleniających. Słyszymy i czytamy o tym niemalże wszędzie. Kiedy jednak sięgniemy do podręcznika biochemii człowieka, w każdym z nich, bez względu na autora, znajdziemy, że te właśnie szeroko zalecane tłuszcze roślinne spożywane w dużych ilościach są toksyczne! Dlaczego tak się dzieje? Otóż, "konstrukcja" chemiczna tłuszczów roślinnych jest taka, że im bardziej nienasycone, tym łatwiej się utleniają. Problem polega na tym, że w procesie utleniania lawinowo powstają wolne rodniki! To wszystko dzieje się w temperaturze naszego ciała, a więc zaledwie ok. 37 stopni Celsjusza. Wiadomo, że wraz ze wzrostem temperatury, procesy utleniania ulegają znacznemu przyśpieszeniu. Jeśli teraz, tak zalecany do smażenia olej, podgrzejemy na patelni do temperatury ok. 180 stopni i usmażymy na nim mięso, jajka czy warzywa to wraz z tymi produktami serwujemy potężna ilość wolnych rodników. Nie przeszkadza to jednak tzw. "autorytetom" zalecać stosowanie olejów do smażenia! Wręcz przeciwnie. Wystarczy popatrzeć na naklejki na butelkach olejów w supermarketach, żeby się dowiedzieć, że olej z rzepaku czy słonecznika (oba wielonienasycone, a więc łatwo podlegające utlenianiu i tworzeniu toksycznych wolnych rodników) "szczególnie nadają się do smażenia"!! Zupełnie wbrew nauce biochemii człowieka. Tłuszcze roślinne są bardzo potrzebne organizmowi człowieka. Bez nich będziemy cierpieć na wiele poważnych chorób. Szczególnie potrzebne są nam tłuszcze z grupy Omega 3 i Omega 6. Ale tłuszczów roślinnych potrzeba nam niewiele. W przeciwnym przypadku narobimy sobie nimi więcej szkody niż pożytku. Szczególnie obfity w tłuszcze nienasycone Omega 3 jest olej lniany. Dlatego z przerażeniem czyta się doniesienia na niektórych forach internetowych, gdzie swoje "porady" piszą młode matki, które swoim pociechom wszystko smażą na oleju lnianym, bo ... jest przecież taki zdrowy! Mało tego, niektóre wręcz, żeby go jeszcze "ulepszyć" podgrzewają go niemalże do wrzenia i ... dopiero wtedy (po schłodzeniu) podają swoim dzieciom i całej rodzinie. Pamiętajmy, większość tłuszczów roślinnych nadaje się spożycia wyłącznie na zimno. Z kolei tłuszcze nasycone, charakteryzują się tym, że się nie utleniają. Z tego względu są znacznie bezpieczniejsze do smażenia. Tłuszcze na ogół, składają się z frakcji nasyconej i nienasyconej. Im więcej frakcji nasyconej, tym bardziej bezpieczny jest taki tłuszcz do smażenia. Najbardziej nasyconym tłuszczem jest olej z kokosa. Dlatego można na nim smażyć bez obawy, że tworzyć się będą wolne rodniki. Można go też stosować do sałatek, na zimno. Niektórzy stosują mielone siemię lniane. Nie jest to pomysł najlepszy. Po pierwsze, jeśli już, to zmielone nasionka lnu muszą być spożyte natychmiast. W przeciwnym wypadku, olej Omega 3 zawarty w rozbitych na pył ziarenkach utleni się (np. stojąc przez kilka tygodniu lub miesięcy na półce w sklepie), z opisanymi powyżej konsekwencjami. Po drugie, w czasie mielenia, niezwykle szybko wirujące ostrze wytwarza lokalnie na powierzchni ziarenek bardzo wysoką temperaturę, która, jak opisano powyżej, powoduje bardzo szybkie utlenianie zawartego Omega 3. Czyli tłuszczu, na którym nam bardzo zależy, ale żeby był w formie nieutlenionej. Dlatego, najlepszy olej (nie tylko z lnu), to taki, który jest tłoczony "na zimno". Na zimno, to znaczy w temperaturze poniżej 50 stopni Celsjusza. Zwrócić należy uwagę, że zdecydowana większość olejów tłoczonych "na zimno" jest tłoczonych w temperaturze ok. 80 stopni Celsjusza, znacznie za wysokiej. Dlaczego? Ponieważ obowiązujące przepisy pozwalają na stosowanie określenia "tłoczone na zimno" jeśli proces odbywa się w temperaturze poniżej 90 stopni Celsjusza. Podwyższenie temperatury powoduje, że proces tłoczenia może odbywać się, szybciej, z większą wydajnością, a więc taniej, ale czy zdrowo? Np. olej z pestek winogron, tłoczony w temperaturze 50-ciu stopni Celsjusza prawie wcale nie daje się wytłoczyć. Dopiero w temperaturze bliskiej 90 stopniom Celsiusza, można z pestek winogron tłoczyć olej, inaczej jego produkcja byłaby niezwykle droga. Stąd właśnie, oleje tłoczone rzeczywiście na zimno są znacznie droższe, ale ... o wiele zdrowsze. Czy jednak wszystkie? Powszechnie kiedyś stosowany olej rzepakowy zawierał dużą ilość niezwykle szkodliwego, uszkadzającego mięsień sercowy, kwasu erukowego. Kandyjska firma Monsanto opracowała technologię wytwarzania genetycznie zmodyfikowanych nasion rzepaku, aby obniżyć zawartość tej niezwykle silnej toksyny. Mimo to, dopuszcza się nawet 2% kwasu erukowego w nasionach rzepaku. Wtedy można taki olej nazwać "niskoerukowy". Czasami można spotkać opis na oleju rzepakowym, że jest "bezerukowy". To nie jest prawda. Słowo "bezerukowy" oznacza, że jest go po prostu mniej, a nie powinno być go w ogóle. W każdej dyskusji na temat tłuszczów roślinnych pada pytanie: a olej z oliwek?
×
×
  • Dodaj nową pozycję...