Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Butz

Użytkownicy
  • Liczba zawartości

    8
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Reputacja

0 Neutralna

O Butz

  • Tytuł
    Fuks

Informacje szczegółowe

  • Płeć
    Nie powiem
  1. Hehe. Dokładnie! Nie wspominając już o największym pirackim serwisie świata, czyli Google. Jak wpiszę się w ich wyszukiwarce w jednej linii nazwę filmu lub programu razem z nazwą jakiegoś serwisu hostującego pliki albo słowem "torrent", to przecież od razu pojawia się w odpowiedziach bezpośredni link do pirackiej kopii. Zamknąć do więzienia twórców Google!
  2. Mam nadzieję, że kiedyś, kiedy decydenci już zrozumieją, że w niekomercyjnej wymianie wartościami intelektualnymi nie ma niczego złego, ci "sędziowie" będą traktowani tak samo jak obecnie stalinowscy kaci, którzy wydawali polityczne wyroki na opozycję... Oni też przecież działali zgodnie z obowiązującym wtedy prawem i tylko wykonywali swoje obowiązki. To uzasadnienie wyroku: "pomoc w masowym naruszaniu praw autorskich" to chyba jakaś kpina! Decyzje rodem jak z Korei Północnej i wszystkich innych państw, które walczą z "wywrotowcami".
  3. Jeśli chodzi o produkcję paliw z odpadków to zgadzam się - skoro można coś powtórnie wykorzystać, to czemu nie. Ale uprawa tzw. "roślin energetycznych" to wg mnie jakaś zupełna pomyłka. To jest przecież jeszcze mniej ekologiczne niż spalanie ropy naftowej. W małych zastosowaniach może to ma sens, ale na skalę przemysłową - np. żeby chcieć zaspokoić całe potrzeby transportu za pomocą biopaliw, to trzeba by było wykarczować połowę lasów na świecie, żeby mieć pola pod uprawę tych roślin, co przyniosłoby odwrotny skutek przy próbach redukcji emisji CO2. Do tego jeszcze dochodzi konieczność nawożenia tych pól, zbierania roślin, przetwórstwa i transportu paliwa. Zapewne to o wiele większe zużycie energii niż mają obecne rafinerie. Fotosynteza ma bardzo małą wydajność, więc już bardziej wydajne byłoby zainstalowanie na tych polach olbrzymich baterii ogniw słonecznych i w ten sposób czerpać energię
  4. Chciałbym tak bardzo "nie zarabiać" jak Google nie zarabia na Androidzie
  5. Wpływ na sprzedaż muzyki? Pewnie żaden. Ludzie ściągają tą muzykę, tylko dlatego, że jest dostępna i że jest to bardzo łatwe do zrobienia przy minimalnej wiedzy z zakresu obsługi komputera. Jak dostęp tą drogą zostanie im ograniczony to może co najwyżej 1% poleci do sklepu, żeby specjalnie sobie płytę kupić, a reszta to oleje i zajmie się dla rozrywki czymś innym. Większość ludzi nie słucha muzyki, bo "tak trzeba" ale dlatego, że "jest". A ci którzy do tej pory kupowali płyty i tak będą je kupować bez względu na to, czy kopie w internecie są czy ich nie ma. To tylko kolejne naiwne teorie o zgubnym wpływie piractwa na branżę muzyczną. Jak zwykle wszystkie dane wyssane z palca.
  6. Jedno pytanie: Jak można "ukraść" muzykę? Jak ktoś pójdzie do domu jakiegoś muzyka i ukradnie mu zeszyt z nutami, to jest właśnie ta słynna kradzież muzyki wtedy? Ciekawe, ciekawe...
  7. No to teraz wszyscy księża zacierają ręce i będą mieć nowy argument, żeby się wyżywać na kazaniach, jaka ta antykoncepcja zła i szkodliwa ;D Lepiej po bożemu urodzić i ochrzcić dziecko. I dać na tacę za ten chrzest oczywiście...
  8. Po pierwsze, owszem, mają dostęp, do NIEKTÓRYCH programów i tylko od łaskawości uczelni zależy jakich, a mianowicie jest to głównie oprogramowanie Microsoftu udostępniane poprzez witrynę MSDN AA. I akurat nie to jest głównym problem, bo zaopatrzenie się w legalną wersję Windowsa rzeczywiście nie jest może jakąś sporą barierą finansową, ale dostępność oprogramowania specjalistycznego adresowanego dla firm. Z tej grupy programów załatwienie legalnej wersji dla studenta jest bardzo rzadkim przypadkiem. Powiem wprost bez owijania w bawełnę - wykładowcy wymagają tworzenia projektów w sofcie ze grube pieniądze i sami sugerują, że studenci pobiorą z sieci piracką kopię... bo nie mają innego wyjścia, i potem sami się z tego śmieją. Ba! Nawet spotkałem się z przypadkiem, że uczelni nie stać na utworzenie odpowiedniej ilości stanowisk w pracowniach. Jedni wykładowcy dzielą studentów na mniej liczne grupy, a inni radzą sobie inaczej - wiadomo jak... Jeśli chodzi o zamienniki, to praktycznie nie istnieją, a wykładowcy wymagają, aby projekt był w 100% zgodny z oryginalnym softem, aby móc na uczelni zaprezentować wyniki. Taka praktyka jest czymś regularnym na praktycznie każdym kierunku studiów technicznych. Zapraszam na studia na politechnikę wszystkich, którzy nie wierzą, a uczelnie techniczną widzieli jedynie na obrazku. I co niby taki student ma zrobić? Nie zdać przedmiotu "ku chwale praw autorskich"? Proponuję więc trzymać się REALIÓW, a nie idealistycznych hasełek o katastrofalnym wpływie piractwa na losy planety i innych pustych frazesów... Pomijam już fakt, że nawet będąc milionerem i chcąc zdobyć takie oprogramowanie legalnie byłoby to często bardzo trudne, bo jest ono dystrybuowane tylko do firm i placówek naukowych i producent nawet nie zakłada, że osoba fizyczna chciałaby je nabyć. Wyniesione z firm kopie zamieszczone w sieci są często jedynym dostępnym kanałem dystrybucji. Natomiast jak czytam kolejny raz porównanie piractwa do kradzieży samochodu, to... delikatnie mówiąc czuję zażenowanie. Nie chcę tutaj usprawiedliwiać piractwa i mówić, że jest to uczciwe, ale na litość Boską wysławiajmy się logicznie, rozsądnie i bez populizmu. Porównywanie złamania licencji na oprogramowanie z kradzieżą samochodu jest co najmniej śmieszne, żeby nie powiedzieć, że głupie. Mianowicie, gdybym miał nadprzyrodzone zdolności i mógł wziąć tonę złomu ze składowiska, a następnie stojąc obok gotowego samochodu wymówić zaklęcie i tona złomu zamieniłaby się w idealną kopię samochodu obok, to nie czułbym się złodziejem, mimo że dalej byłoby to nieuczciwe względem producenta oryginału, bo wykorzystałem jego projekt. Szanujmy więc współdyskutantów i może nie stosujmy takich "przedszkolnych" argumentów. Szkodliwość nielegalnego użycia programu w przypadku specjalistycznego oprogramowania dla firm jest według mnie zerowa. Dlaczego? Aby móc mówić o jakiejkolwiek stracie finansowej autora należałoby założyć, że uzyskanie nielegalnej kopii spowodowało tyle samo, co utratę legalnej. Tak więc musiałaby istnieć pewność, że student przy braku możliwości pobrania z internetu, zakupi oryginał. Jak pisałem wcześniej jest to prawie niemożliwe dla 99,99% studentów. Różnica z punktu widzenia producenta softu jest więc następująca - nie kupił albo... nie kupił. Po prostu taki człowiek nie jest potencjalnym klientem, więc jego kopia programu nie zmienia tutaj kompletnie NIC. Mało tego - możliwość darmowego poznania obsługi programu procentuje na przyszłość pracownikiem, który takiego programu użyje w firmie, która zakupi mu legalną wersję. Nie dość, że nie ma tutaj realnej straty, to jeszcze jest możliwość zysku na przyszłość. Producenci silnie specjalistycznego softu powinni więc raczej dziękować za istnienie takiej sytuacji Tak samo jest zresztą z głównym wątkiem tego artykułu - może i potencjalny użytkownik ma na dysku oprogramowanie warte 5000zł, ale to wcale nie znaczy, że spowodował straty w takiej kwocie. Zastanawia mnie zresztą jak wyceniana jest wartość takiego oprogramowania. Ktoś powie, że według ceny w sklepie. Tak - w przypadku aktualnie sprzedawanego oprogramowania. A co z wersjami sprzed 2 i więcej lat? Powinny tracić na wartości tak jak każdy inny produkt. Ciekaw jestem, czy są jacyś rzeczoznawcy, którzy to wyceniają, bo określanie kwoty na podstawie tej, która obowiązywała w dniu wypuszczenia wersji na rynek, byłoby według mnie jakimś całkowitym absurdem.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...