Znajdź zawartość
Wyświetlanie wyników dla tagów 'zagrożenie' .
Znaleziono 19 wyników
-
Lęk dość powszechnie kojarzony jest z nadwrażliwością, tymczasem okazuje się, że osoby lękowe mogą w rzeczywistości nie być dostatecznie wrażliwe (Biological Psychology). Podczas eksperymentów doktorantka Tahl Frenkel z Uniwersytetu w Tel Awiwie pokazywała ochotnikom zdjęcia wywołujące lęk i strach. W tym czasie wykonywano im EEG. Okazało się, że grupa lękowa była w rzeczywistości mniej pobudzona tymi obrazami niż przedstawiciele grupy nielękowej. Jak wyjaśniają naukowcy, osoby często doświadczające lęku nie były fizjologicznie tak wrażliwe na drobne zmiany w środowisku. Frenkel uważa, że występuje u nich deficyt w zakresie zdolności oceny zagrożenia. Nie dysponując sprawnym systemem wczesnego ostrzegania, tacy ludzie dają się zaskoczyć. Stąd reakcja mylnie interpretowana jako nadwrażliwość. Dla odmiany nielękowi najpierw nieświadomie odnotowują zmiany w środowisku, analizują i dopiero potem świadomie rozpoznają ewentualne zagrożenie. Naukowcy zebrali grupę 240 studentów. Bazując na wynikach kwestionariusza STAI (State-Trait Anxiety Inventory), wybrano 10% najbardziej i 10% najmniej lękowych osób. Na początku badanym pokazywano serię zdjęć człowieka, który wyglądał na coraz bardziej przestraszonego w skali od 1 do 100. Ludzie lękowi reagowali szybciej, identyfikując twarz jako przestraszoną już przy 32 punktach, podczas gdy członkowie drugiej podgrupy zaczynali uznawać fizjonomię za przestraszoną dopiero przy 39 punktach. Do tego momentu wyniki potwierdzały obowiązującą teorię o nadpobudliwości lękowych, kiedy jednak psycholodzy skupili się na zapisie EEG, zobaczyli coś zupełnie innego. Osoby rzadko odczuwające lęk przeprowadziły pogłębioną analizę bodźców wywołujących strach, co pozwoliło im dostosować reakcję behawioralną. Ich koledzy i koleżanki z drugiej grupy tego nie zrobili. EEG pokazuje, że to, co wydaje się nadwrażliwością na poziomie zachowania, jest w rzeczywistości próbą skompensowania deficytu we wrażliwości percepcji.
-
US Air Force uruchomi w 2017 roku system radarowy o nazwie Space Fence, który pozwoli na obserwację znacznie większej niż dotychczas liczby odpadków, krążących na orbicie okołoziemskiej. Obecnie amerykańskie siły zbrojne skatalogowało ponad 16 000 odpadków wielkości co najmniej 10 centymetrów każdy. Space Fence będzie znacznie bardziej czuły niż obecne metody obserwacyjne. Sądzimy, że w ciągu kilku miesięcy od uruchomienia Space Fence liczba skatalogowanych odpadków zwiększy się dziesięciokrotnie - mówi John Morse odpowiedzialny w projekcie Space Fence za nadzór nad pracami firm Lockheed Martin i Raytheon, z których każda otrzymała po 107 milionów dolarów na przygotowanie wstępnego projektu systemu radarowego. Po ocenie projektów US Air Force wybiorą do realizacji jeden z nich. Na rozwój systemu przeznaczono 6,1 miliarda dolarów. Space Fence ma składać się z dwóch stacji radarowych ulokowanych na półkuli południowej. Zastąpią one 9 obecnie wykorzystywanych stacji, pochodzących jeszcze z lat 60. i rozmieszczonych na terenie USA. Dzisiejsze stacje wykorzystują pasmo VHF (30-300 MHz), Space Force będzie używał pasma S o częstotliwościach od 2 do 4 GHz. Im wyższe częstotliwości, tym większa rozdzielczość i możliwość obserwowania mniejszych odpadków. Zanieczyszczenie orbity okołoziemskiej to coraz bardziej poważny problem. Wokół naszej planety krążą miliony odpadków, które stanowią zagrożenie dla satelitów, Międzynarodowej Stacji Kosmicznej oraz załogowych i bezzałogowych misji. W czerwcu załoga ISS dostała polecenie ewakuacji do kapsuł ratunkowych, gdy odkryto, że jeden z odpadków znalazł się w odległości kilkuset metrów. Wiadomo, że w ciągu ostatnich kilku lat co najmniej pięciokrotnie Stacja musiała wykonywać manewry ratunkowe, by uniknąć zderzenia ze śmieciami. Zagrożone są też loty załogowe. Ocenia się, że podczas lotu ryzyko katastrofalnego zderzenia z mikrometeorytami lub, co bardziej prawdopodobne, odpadkami, wynosi 1:250. Przy 100 misjach łączne ryzyko wynosi już 1:3. Lepsze śledzenie odpadków pozwoli uniknąć wielu niebezpieczeństw, ale nie rozwiąże problemu. Zagrożeni są też mieszkańcy planety. W marcu w Kolorado znaleziono 75-centymetrową metalową sferę pochodzącą prawdopodobnie z rosyjskiego satelity wystrzelonego dwa miesiące wcześniej. W tym samym miesiącu w Urugwaju spadł fragment silnika rakiety Delta 2, która przed ośmioma laty wyniosła na orbitę satelitę GPS. Od roku 2001 zanotowano trzy upadki (w Arabii Saudyjskiej, Argentynie i Tajlandii) kilkudziesięciokilogramowych fragmentów rakiet wynoszących satelity GPS. Z kolei w 2009 roku nieczynny rosyjski satelita Cosmos uderzył w działającego satelitę sieci telefonii satelitarnej Iridium. Wskutek zderzenia powstały tysiące odłamków, z czego niemal 2000 wielkości co najmniej 10 centymetrów. Jeden z nich zagroził ISS w kwietniu bieżącego roku. Na orbicie okołoziemskiej panuje już taki bałagan, że do zderzeń dochodzi co 4-5 lat. Nawet jeśli ludzie zaprzestaliby wysyłania w kosmos kolejnych obiektów, to liczba odpadów i tak będzie rosła wskutek zderzeń już istniejących śmieci i obiektów. Utworzenie Space Fence to jedynie próba uniknięcia wypadków, a nie rozwiązanie problemu. Coraz częściej mówi się o konieczności posprzątania tego, co pozostawiliśmy na orbicie. Eksperci z NASA zauważają, że nigdy wcześniej Agencji nie przedstawiano tak wielu pomysłów na systemy aktywnego usuwania odpadów (ADR). Spektrum propozycji jest niezwykle szerokie: od laserów spalających odpady, po pojazdy je zbierające. Jednak obecnie wszystkie one przypominają idee rodem z filmów science-fiction. Nie opracowano dotychczas ekonomicznie i technologicznie realnego sposobu na posprzątanie orbity. Zadanie to będzie najprawdopodobniej wymagało współpracy międzynarodowej o skali porównywalnej do budowy ISS. Na szczęście kosmiczne odpadki nie spowodowały jeszcze niczyjej śmierci. Jednak, prawdopodobnie, takie wydarzenie jest tylko kwestią czasu.
- 8 odpowiedzi
-
- Międzynarodowa Stacja Kosmiczna
- zagrożenie
-
(i 5 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Boisz się wszystkiego? Uciekasz, słysząc najmniejszy hałas? Być może dzieje się tak z powodu niedoboru enzymu – oksydazy monoaminowej A (MAO-A). Naukowcy z Uniwersytetu Południowej Kalifornii wykazali, że myszy pozbawione tego enzymu w wyniku mutacji nie są w stanie prawidłowo ocenić zagrożenia. Przejawiają zachowania obronne (np. gryzienie czy stukanie ogonem) w obecności neutralnych bodźców, takich jak plastikowa butelka. Gdy jednak pojawiają sygnały prawdziwego zagrożenia, np. mocz drapieżnika czy znieczulony szczur, są mniej defensywne i ostrożne od reszty (podczas eksperymentu niektóre zwierzęta wspinały się nawet na nieprzytomnego szczura). Nieobecność enzymu zmniejsza także tendencje ucieczkowe i związane z badaniem otoczenia – mijało więcej czasu, nim zmodyfikowane myszy opuszczały otwartą komorę. Reasumując, nasze odkrycia sugerują, że niedobór oksydazy monoaminowej A prowadzi do ogólnej niezdolności do właściwej oceny kontekstowego ryzyka, na co wskazywały nieadekwatne zachowania obronne – podkreśla prof. Jean C. Shih. Oksydaza monoaminowa A jest podstawowym enzymem rozkładającym w mózgu serotoninę, norepinefrynę i dopaminę, które zwiększając tętno, a także przepływ krwi i tlenu, przyczyniają się wystąpienia reakcji "walcz lub uciekaj". Wcześniejsze badania zespołu Shih i innych wykazywały, że niedobór MAO-A wywołuje u myszy i ludzi agresję. Najnowsze studium, którego wyniki ukażą się w październikowym wydaniu International Journal of Neuropharmacology, prostuje jednak, że to, co wyglądało na agresję, jest w rzeczywistości nieumiejętnością właściwego przystosowywania się i reagowania na wskazówki środowiskowe. Myszy bez oksydazy monoaminowej A przejawiały jedyną w swoim rodzaju niezdolność dostosowania reakcji do sytuacji. Paradoksalne odpowiedzi na neutralne i wywołujące strach bodźce wyraźnie przypominają deficyty w przetwarzaniu wyrazów twarzy w przebiegu schizofrenii i autyzmu – uważa dr Sean Godar. Myszy pozbawione MOA-A miały tak samo sprawne zmysły jak inne zwierzęta: równie często zakopywały czekoladowe batoniki zbożowe, potrafiły pokonać kładkę i rozpoznawać różne obiekty. Zachowania przejawiane przez gryzonie niemające MOA-A mogą odzwierciedlać ograniczenie zestawu reakcji emocjonalnych oraz elastyczności [wygląda to tak, jakby działała tylko jedna przerzutka uruchamiająca strach] – podsumowuje kolejny ze współautorów badania Marco Bortolato.
- 2 odpowiedzi
-
- oksydaza monoaminowa A
- MOA-A
- (i 9 więcej)
-
Zagrożone ego skłania do płacenia kartą kredytową
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Psychologia
Gdy samoocena jest zagrożona, np. po kiepskim wykonaniu zadania, ludzie częściej kupują towary luksusowe, płacąc za nie w dodatku kartami kredytowymi (Social Psychological and Personality Science). Niro Sivanathan z Londyńskiej Szkoły Biznesu oraz Nathan Pettit z Uniwersytetu Cornella zaprosili badanych do udziału w niejasnym teście komputerowym. Po jego zakończeniu połowie ochotników powiedziano, że ich rozumowanie przestrzenne i zdolności logicznego myślenia lokują się w 12. percentylu, co de facto oznaczało, że nie są zbyt inteligentni. Resztę poinformowano o wyniku lokującym się w 88. percentylu, co wskazywało na świetne wykonanie. Później psycholodzy poprosili o wybór sposobu zapłaty za produkt, nad którego zakupem badani się zastanawiali. Okazało się, że osoby z zagrożonym ego dużo częściej wspominały o skorzystaniu z karty kredytowej. W ramach kolejnego eksperymentu naukowcy poprosili 150 studentów o zastanowienie się nad zakupem dżinsów. Połowa miała rozważyć nabycie pary luksusowych spodni od znanego projektanta, a reszta zakup zwykłych dżinsów na co dzień. Studenci także wzięli udział w opisanym wyżej niejednoznacznym teście komputerowym. Osoby, którym powiedziano o fatalnym wyniku, były skłonne zapłacić o 30% więcej za designerskie spodnie, poza tym o 60% częściej deklarowały zakup za pomocą karty kredytowej. Ponieważ w obliczu zagrożenia ego studenci rozważający zakup codziennych dżinsów nie byli skłonni zapłacić za nie więcej i częściej korzystać z karty, oznacza to, że towary luksusowe szczególnie dobrze nadają się do podbudowania osłabionej samooceny i utwierdzenia się we własnej wartości.- 3 odpowiedzi
-
- Niro Sivanathan
- karta kredytowa
-
(i 6 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Naukowcy obawiają się, że w Afryce mogą wyginąć rośliny, które od setek lat są wykorzystywane w ludowej medycynie do łagodzenia objawów malarii. Uczeni z World Agroforestry Centre i Kenya Medical Research Institute (KEMRI) przyjrzeli się 22 gatunkom roślin ułatwiającym walkę z malarią. Pod uwagę wzięto tylko 22 gatunki, ponieważ są to jedyne spośród tysięcy wykorzystywanych przez uzdrowicieli, których skuteczność udowodniono także metodami współczesnej medycyny. Wielu antymalarycznym drzewom w Afryce grozi wyginięcie z powodu wycinania lasów oraz wykorzystywania roślin w medycynie. Nie wszystkie takie drzewa są zagrożone. Na razie można być spokojnym o drzewa rosnące na nizinach i wybrzeżu. Uczeni korzystali zarówno z danych satelitarnych, jak i przeprowadzali rozmowy z lokalnymi społecznościami i uzdrowicielami. Spotkali się ze 180 uzdrowicielami i 100 pacjentami z 30 społeczności z Kenii, Tanzanii i Ugandy. Szczegółowo badali też skład chemiczny antymalarycznych roślin. „Ledwie otarliśmy się o potencjalne lecznicze zastosowania tych roślin. Mimo, że są one szeroko używane przez rolników i mieszkańców obszarów wiejskich, większość z nich nigdy nie została przebadana przez naukowców" - mówi doktor Geoffrey Rukunga, dyrektor centrum badań nad medycyną naturalną KEMRI. Malaria tradycyjnie leczona jest środkami roślinnymi. Najbardziej znany lek, chinina, pochodzi z chinowca. Najnowocześniejszy ze współczesnych leków i bardziej skuteczny od chininy jest pozyskiwany z bylicy rocznej. Niestety, niedawno okazało się, że malaria w Azji zaczęła zyskiwać odporność na leki z bylicy. Wyginięcie roślin wykorzystywanych w tradycyjnej medycynie nie tylko zuboży środowisko naturalne, ale może pozbawić ludzkość szansy na odkrycie lekarstwa przeciwko malarii. Nie można przecież wykluczyć, że któraś z używanych przez uzdrowicieli roślin jest naprawdę skuteczna, a połączenie tradycyjnej wiedzy i nowoczesnej medycyny nie pozwoli na pozyskanie substancji zwalczającej chorobę, która zabija około 800 000 osób rocznie.
- 3 odpowiedzi
-
- zagrożenie
- rośliny
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Starsze słonice lepiej odróżniają lwy od lwic
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Nauki przyrodnicze
U słoni im starsza i bardziej doświadczona przewodniczka stada, tym skuteczniej odróżnia niskie i większe zagrożenie stwarzane przez jedyne liczące się przy tych rozmiarach i stylu obrony drapieżniki, czyli przez samice i samce lwów (Proceedings of the Royal Society B). Doktorzy Karen McComb i Graeme Shannon z University of Sussex prowadzili badania na słoniach afrykańskich żyjących w kenijskim Parku Narodowym Amboseli. Skupili się na 39 stadach. Naukowcy nagrali najpierw porykiwania lwów, a następnie podzielili je na wydawane przez samice i przez samce. Następnie odtwarzali dźwięki przez głośniki. Samce lwów zagrażają słoniom, ponieważ mogą zabić młode, nawet polując w pojedynkę, a samice rzadko atakują szare olbrzymy, chyba że są w większych grupach. Naukowcy ustalili, że w porównaniu do porykiwań lwic, w odpowiedzi na porykiwania lwów najstarsze przywódczynie, zwłaszcza z kategorii sześćdziesiąt plus, z większym prawdopodobieństwem zatrzymywały się, słuchając, na dłuższą chwilę i stawały się bardziej agresywne. To z kolei skutkowało zbijaniem się stada w grupę, w środku której ukrywano młode. Część osobników zbliżała się do źródła dźwięków, niekiedy je atakując. Wg biologów, zdolność odróżniania poziomów zagrożenia na podstawie wskazówek akustycznych jest nabywana dzięki doświadczeniom, a młodsze przywódczynie nie miały tak wielu spotkań z lwami jak starsze. Przez to są mniej zaniepokojone samcami lwów, niż powinny. W przyszłości zespół McComb chce sprawdzić, w jaki sposób doświadczone słonice są w stanie wywołać tak skoordynowaną reakcję stada. Nie występują żadne głośne dźwięki. Sądzimy, że chodzi o subtelne wskazówki posturalne lub cichsze wokalizacje. McComb była zaskoczona, że starsze przywódczynie potrafiły tak szybko i precyzyjnie różnicować porykiwania lwów i lwic. Różnice są minimalne, tak że trudno je wskazać.- 1 odpowiedź
-
- Karen McComb
- drapieżnik
-
(i 6 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Dotąd wiedziano, że ludzki mózg szybciej wykrywa gniewny wyraz twarzy od uśmiechu. Zdolność ta była zapewne podtrzymywana przez dobór naturalny, pomagając np. uniknąć ataku rozwścieczonego wroga. Kanadyjscy i amerykańscy psycholodzy zastanawiali się, czy analogiczny do wzrokowego mechanizm działa też w obrębie węchu. Okazało się, że tak, bo rozpoznajemy potencjalnie niebezpieczną woń gnijących ryb prędzej i trafniej od przepięknej woni róż (Biological Psychology). Dr Johannes Frasnelli z Uniwersytetu w Montrealu współpracował z naukowcami z Uniwersytetu Pensylwanii. Przystępując do działania, akademicy zauważyli, że wcześniejsze eksperymenty [dotyczące węchu] nie były spójne, ponieważ porównywano przyjemny zapach jedzenia z nieprzyjemnym zapachem niezwiązanym z pokarmem. To niedobrze, gdyż nieprzyjemne wonie nieżywieniowe nie stanowią zagrożenia dla życia. W ramach najnowszego badania poproszono 40 ochotników o naciśnięcie guzika po wyczuciu zapachu o takiej samej intensywności jak wcześniejsza woń. Porównywane zapachy pokarmowe to pomarańcze i psujące się ryby, a niezwiązane z jedzeniem – róże i brudne skarpety. Średnio zapach gnijącej ryby wykrywano po 1300 milisekundach, a inne po upływie 1700 ms. To mówi nam, że aby woń została szybko wykryta, musi dotyczyć jedzenia i być niemiła – podsumowuje Frasnelli. O tym, że muszą być spełnione oba warunki naraz, świadczy fakt, że smród brudnych skarpetek uznawano za bardziej nieprzyjemny od woni psujących się ryb, ale jego detekcja nie zachodziła już tak szybko. Co ważne, i kobiety, i mężczyźni równie prędko reagowali na to samo zagrożenie zapachowe.
- 2 odpowiedzi
-
Pracownicy brytyjskich Królewskich Ogrodów Botanicznych opublikowali pierwszą w historii globalną analizę bioróżnorodności roślin. Z Sampled Red List Index for Plants dowiadujemy się, że aż 20% spośród 380 000 gatunków roślin jest zagrożonych wyginięciem. Największe niebezpieczeństwo wisi nad nagonasiennymi, a wśród nich najbardziej zagrożone są sagowce, z których zagłada grozi aż 75% gatunków. Rośliny znikają z powodu zaniku habitatów wywołanych działalnością człowieka, głównie rolniczą. Do oceny stanu światowej flory skłoniło naukowców bardzo jednostronne podejście do kwestii ochrony przyrody, z jakim mamy od dawna do czynienia. Stephen Harris, kurator Oxford University Herbaria mówi: "Gdy ludzie myślą o ochronie przyrody, rzadko mają na myśli rośliny". Dodaje, że nie zaskoczyła go informacja o szczególnym niebezpieczeństwie wiszącym nad sagowcami. "Ich populacje mają bardzo małą liczebność i bardzo ograniczone zdolności do rozprzestrzeniania się" - stwierdza Harris. Królewscy botanicy nie badali, oczywiście, wszystkich roślin na wszystkich kontynentach. Zbadali 7000 gatunków z pięciu głównych grup roślin i milion przedstawicieli poszczególnych gatunków przechowywanych w zielnikach. Uczeni sprawdzali gdzie i kiedy dany przedstawiciel został zebrany. Tak uzyskane dana wprowadzili do komputerowej bazy, dzięki której stworzyli dokładną mapę gatunków. Do mapy dołączono informacje dotyczące utraty habitatów, by sprawdzić, czy na danym terenie konkretnemu gatunkowi coś zagraża. Następnie, na potrzeby określenia stopnia zagrożenia, wykorzystali kryteria IUCN. Mówią one np. o tym, że gatunek roślinny jest krytycznie zagrożony, gdy zajmuje mniej niż 10 kilometrów kwadratowych i występuje tylko w jednej lokalizacji. Uczeni mają zamiar przeprowadzić identyczne badania w roku 2015, co pozwoli im stwierdzić, czy z czasem sytuacja się pogarsza czy polepsza. Ich prace pozwolą też rządom poszczególnych państw lepiej prowadzić politykę na rzecz zachowania bioróżnorodności.
-
Przeżywane emocje zmieniają sposób, w jaki odbieramy rzeczywistość - z tym się każdy zgodzi. Wpływają też na to, czy więcej uwagi zwracamy na potencjalne zagrożenia czy ewentualne nagrody. Ale nie zawsze w sposób, jakiego byśmy intuicyjnie oczekiwali. Badaniami wpływu emocji na naszą percepcję i oczekiwania zajmuje się Brett Q. Ford, Maya Tamir i czworo innych badaczy z Koledżu Bostońskiego. Badali oni już wpływ niepokoju, lęku, podekscytowania i uczucia szczęścia. Uczestnicy badania przez piętnaście minut pisali tekst na temat wybranego wspomnienia ze swojej przeszłości, wywołującego jedną z tych emocji, dodatkowo były one wzmacniane odpowiednio dobraną muzyką. Zaraz potem badani mieli do wykonania zadanie porównania dwóch jednocześnie wyświetlanych zdjęć: z zakochaną parą (ekwiwalent nagrody) i człowiekiem groźnie wymachującym nożem (ekwiwalent zagrożenia). System monitorujący ruch gałki ocznej rejestrował czas poświęcany każdemu ze zdjęć. Wcześniejsze badania wykazały, że osoby szczęśliwe oraz podekscytowane większą uwagę poświęcały sytuacji nagrody, osoby zaś niespokojne lub zalęknione sytuacji zagrożenia. Nie było jednak pewne, czy związane jest to z podziałem na sytuacje i emocje negatywne, czy też ma inne uzasadnienie. Dlatego analogiczne badanie wykonano dla osób odczuwających złość. Wynik okazał się zaskakujący - osoby wściekłe, mimo że to również jest emocja negatywna, poświęcały więcej uwagi nagrodzie niż zagrożeniu. Jak tłumaczą autorzy badania - oznacza to że zmiana uwagi pod wpływem emocji nie ma związku z podziałem na pozytywne/negatywne, ale ze sposobem, w jaki emocje nas motywują. Niepokój, lęk - sprzyjają myśleniu nad unikaniem zagrożeń. Radość, ekscytacja - poszukiwaniu nagrody. Wściekłość, mimo że odruchowo szeregujemy ją razem z lękiem i niepokojem - nie motywuje nas do unikania, ale do osiągania celów, stąd skrzywienie uwagi w kierunku nagrody. Oczywiście odmienny jest sposób realizacji tej motywacji - osoby radosne z większym prawdopodobieństwem będą starały się osiągnąć cel poprzez współpracę, zaś osoby rozzłoszczone chętniej wybiorą konfrontacyjny i agresywny sposób działania.
- 7 odpowiedzi
-
Nie tylko ludzie dokonują irracjonalnych wyborów. Ponieważ podobnie zachowują się śluzowce – pozbawione mózgu organizmy, w większości zaliczane obecnie do supergrupy Amoebozoa - oznacza to, że cecha ta przeszła długą ewolucyjną drogę. Dr Tanya Latty i prof. Madeleine Beekman z Uniwersytetu w Sydney eksperymentowały ze śluzowcami z gatunku Physarum polycephalum. Interesowało nas, czy śluzowce spełniają kryteria irracjonalności. Pani doktor wyjaśnia, że większość biologicznych modeli zwierzęcego odżywiania i wyborów konsumenckich zakłada, że osobnik dokonuje wyceny absolutnej wartości obiektu, a jego decyzje są ekonomicznie racjonalne. To idealna teoria, w praktyce często się tak jednak nie dzieje. A oto przykład. W zwykłych okolicznościach dany człowiek, mając do wyboru stary i tańszy samochód oraz drogie sportowe auto, wybrałby wysłużony model. Kiedy jednak przedstawiłoby mu się trzecią opcję - stary i jednocześnie drogi samochód - zacząłby się zapewne skłaniać ku autu sportowemu, a przecież jego wartość nie uległa w tym krótkim czasie zmianie. Mając na uwadze takie przypadki, wykorzystywane skrzętnie przez handel i reklamę, naukowcy wysnuli hipotezę, że ludzie nie bazują na ogólnej wartości przedmiotu, lecz podejmują decyzje, biorąc pod uwagę relatywną wartość wszystkich dostępnych opcji. Na podobnej zasadzie działają ptaki i pszczoły, stąd pomysł Australijek, by sprawdzić, jak ma się sprawa z pozbawionymi mózgu śluzowcami. Podczas studium P. polycephalum oferowano dwa rodzaje posiłku: zawierający dużo płatków owsianych, lecz ustawiony w świetle 5L oraz udostępniony w cieniu, ale ubogi w płatki 3D. Śluzowce unikają nasłonecznionych miejsc, ponieważ naraża je to na wyschnięcie. Panie Latty i Beekman zaobserwowały, że śluzowce ważyły ryzyko związane z wystawieniem się na oddziaływanie światła oraz odżywczość pokarmu i wskutek tego ich wybory podzieliły się równo pół na pół: w 50% sytuacji wybierały 5L i również w 50% 3D. Gdy jednak biolodzy posłużyli się dodatkowym posiłkiem ID – ustawionym w cieniu jak 3D, ale o najniższej zawartości płatków – P. polycephalum nagle zaczęły gustować przede wszystkim w jedzeniu 3D. Australijki podkreślają, że skoro tak różne od H. sapiens śluzowce zachowują się w tak znajomy nam sposób, irracjonalne zachowanie mózgu ssaków nie może być zwykłym wybrykiem natury. Jeśli przebywasz w niebezpiecznym otoczeniu, żerując wśród lwów, tygrysów i innych drapieżników, lepiej zrobisz, podejmując prawidłową w większości przypadków szybką decyzję. Zbyt długie dochodzenie do jej wersji idealnej groziłoby bowiem zjedzeniem – przekonuje Latty. Nie da się więc zaprzeczyć, że to istotna korzyść ewolucyjna, wynikająca z ważenia względnej wartości.
- 6 odpowiedzi
-
- Tanya Latty
- szybka decyzja
- (i 6 więcej)
-
Kobiety i mężczyźni inaczej reagują zarówno na zagrożenie, jak i bodźce pozytywne. Panowie zwracają większą uwagę na czuciowe aspekty bodźców emocjonalnych, przetwarzając je pod kątem wymogów ewentualnego działania, natomiast panie skupiają się raczej na uczuciach wyzwalanych przez stymulację – przekonuje dr Andrzej Urbanik ze Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie. W studium Urbanika wzięło udział 40 praworęcznych osób (21 mężczyzn i 19 kobiet) w wieku od 18 do 36 lat. W czasie, gdy zapoznawali się ze zdjęciami z International Affective Picture System (IAPS), wykonywano im funkcjonalny rezonans magnetyczny. Obrazy pokazywano w dwóch turach: w pierwszej wyłącznie negatywne, a w drugiej tylko pozytywne. Podczas demonstrowania negatywnych u kobiet wystąpiła silniejsza i bardziej rozległa aktywacja lewego wzgórza, które przekazuje i odbiera informacje z kory, m.in. z ośrodków przyjemności i bólu. U mężczyzn odnotowano silniejszą aktywność w lewej wyspie, oceniającej stan fizjologiczny całego ciała, a następnie generującej subiektywne uczucia, które mogą uruchamiać konkretne działania. W tym celu dane z wyspy są przekazywane do struktur decyzyjnych mózgu. Wzorzec aktywacji widywany u kobiet może wskazywać na silniejsze zaangażowanie obwodów neuronalnych mających za zadanie identyfikację bodźców emocjonalnych. Zaobserwowane u mężczyzn silniejsze pobudzenie kory wyspy może być związane z komponentami autonomicznymi, takimi jak przyspieszone tętno lub wzmożone pocenie, które towarzyszą oglądaniu materiału o treści emocjonalnej. Układ współczulny stymuluje nasz organizm do działania, skoro więc u mężczyzn mocniej reaguje na slajdy z negatywnymi emocjami, oznacza to, że skonfrontowani z niebezpiecznymi sytuacjami, panowie przystąpią do działania z większym prawdopodobieństwem niż panie. Bodźce pozytywne uruchamiały u kobiet silniejszą i bardziej rozległą aktywację prawego zakrętu skroniowego górnego, odpowiadającego za przetwarzanie dźwięków i pamięć. U mężczyzn odnotowywano silniejsze obustronne pobudzenia płatów potylicznych, specjalizujących się m.in. w przetwarzaniu bodźców wzrokowych. Wg Urbanika, oznacza to, że kobiety analizują pozytywne bodźce w szerszym kontekście społecznym i kojarzą je ze szczególnymi wspomnieniami. Widząc śmiejące się dziecko, przypominają sobie np. własne dziecko w tym wieku. Reakcja mężczyzn jest bardziej percepcyjna, zorientowana na tu i teraz.
-
- dr Andrzej Urbanik
- działanie
-
(i 7 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Kiedy wygasa reakcja wywołana bezpośrednio przez doświadczenie, zmniejsza się też lęk przed bodźcem. Kiedy naukowcy dali ochotnikom do przeczytania przewodniki opisujące dwa regiony znane z działalności grup terrorystycznych, zawsze uznawali za bardziej niebezpieczny obszar, o którym czytali na samym końcu (Journal of Experimental Psychology). Akademicy z University of Colorado, którzy pracowali pod kierunkiem psychologa społecznego Leafa Van Bovena, przebadali 113 studentów. W losowej kolejności czytali oni poradniki dla podróżnych, sporządzone na podstawie materiałów amerykańskiego Departamentu Stanu. Dotyczyły one Kenii oraz wyspy Bali. Poproszono ich o spisanie swoich uczuć, związanych z wyprawą do państwa/rejonu, o którym właśnie przeczytali. Po zapoznaniu się z drugim ostrzeżeniem mieli ocenić na skali od jednego do siedmiu zagrożenie stwarzane przez każdą z nacji. Amerykanie stwierdzili, że opis czytany jako ostatni był uznawany za groźniejszy od czytanego na początku. Ocena drugiego z omawianych obszarów była zgodna z tą, jaką wystawili mu członkowie grupy kontrolnej, którzy zapoznawali się z jednym tylko opisem. Autorzy eksperymentu uważają, że udało im się wykazać, że ludzie silniej reagują na zagrożenie, które znajduje się przed ich nosem: zarówno w sensie fizycznym, jak i czasowym. Kiedy zanika początkowa reakcja emocjonalna i pozostaje po niej tylko wspomnienie, zmniejsza się także postrzegane ryzyko. Gdy następnego dnia ochotników poproszono o ponowną ocenę ryzyka związanego z podróżą na Bali i do Kenii, zagrożenie dla obu krajów uznawano za niemal identyczne i niższe od szacowanego dobę wcześniej. Van Boven sądzi, że by ludzie potrafili trafniej ocenić zagrożenie związane z danym wydarzeniem czy zjawiskiem, np. świńską grypą, media powinny się posługiwać zestawieniami, a nie podawać informacje po sobie.
-
- Leaf Van Boven
- pierwotna
-
(i 5 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Eksperci zgromadzeni na konferencji RSA 2009 stwierdzili, że czasy bezpiecznego Apple'a się skończyły. W ciągu ostatnich kilku miesięcy zanotowano gwałtowny wzrost zarówno liczby szkodliwego kodu atakującego Mac OS X-a, jak i jego technicznego zaawansowania. Zdaniem specjalistów sytuacja będzie tylko się pogarszała. Apple pada ofiarą rosnącej popularności. Gdy tylko cyberprzestępcy zauważają, że na czymś można zarobić, natychmiast starają się wykorzystać okazję. Rosnąca liczba komputerów spod znaku jabłka, a przede wszystkim gwałtowny wzrost liczby iPhone'ów powodują, że opłaca się pisać szkodliwy kod na platformę Apple'a. Sytuacją pogarsza fakt, że wielu użytkowników produktów firmy Jobsa uważa, iż są całkowicie bezpieczni. Zdaniem Eugene'a Kaspersky'ego posiadacze sprzętu z systemem Mac OS X będą z tego właśnie względu łatwiejszym celem, niż użytkownicy innych OS-ów. W systemach Apple'a nie znajduje się mniej luk niż w systemach Microsoftu. Od czasu debiutu w roku 2002 pierwszego systemu z rodziny Mac OS X, Secunia wydała na ich temat 128 porad, które dotyczyły 866 błędów. Jeśli zaś chodzi o Windows XP (premiera w 2001 roku), to wydano 490 porad odnoszących się do 497 błędów. Przełomowym momentem w historii bezpieczeństwa systemu Jobsa będzie debiut iPhone'a w Chinach.
- 1 odpowiedź
-
- szkodliwy kod
- atak
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Organizatorzy rozpoczynającej się w przyszłym tygodniu konferencji Black Hat Europe zapowiadają poinformowanie na niej o istnieniu luki, która stwarza zagrożenie dla wszystkich korzystających z Internetu. Zapewniają, że jest ona równie ważna, jak ujawniona w lipcu 2008 przez Dana Kaminsky'ego dziura w systemie DNS. Wówczas tamtą dziurę udało się załatać dzięki szeroko zakrojonej współpracy niemal wszystkich wielkich graczy z sektora IT. Oprócz informacji o nowej poważnej dziurze zapowiadane są też prezentacje dotyczące problemów bezpieczeństwa w systemie Mac OS X, pakiecie OpenOffice i oprogramowaniu SAP. Ma zostać ujawnionych sześć nowych luk oraz 12 nowych narzędzi dla profesjonalistów zajmujących się bezpieczeństwem. Swoje prezentacje zapowiedzieli: - Chema Alonso i Enrique Rando, którzy pokażą, w jaki sposób, analizując udostępniane na firmowych witrynach informacje, zdobyć dane o strukturze sieci wewnętrznej czy odgadnąć adresy IP serwerów czy drukarek; - Eric Filiol, główny naukowiec Akademii Armii Francuskiej będzie dowodził, że twórcy OpenOffice'a mają problemy z aktualizowaniem go na czas oraz, że łatwiej jest spreparować szkodliwy dokument w OpenOffice niż w MS Office. Zdaniem Filiola w samej architekturze opensource'owego pakietu biurowego zawarte są błędy, które wymagają przeprojektowania tego oprogramowania; - Charlie Miller i Vincenzo Iozzo pokażą, w jaki sposób zaatakować Mac OS X-a pozostawiając minimalną liczbę śladów. W swojej prezentacji poruszą też kwestię bezpieczeństwa iPhone'a; - Mariano Nunez Di Croce przeprowadzi test penetracyjny systemu SAP; - Enno Rey i Daniel Mende powiedzą o błędach w podstawowych protokołach Internetu, poruszą kwestię bezpieczeństwa BGP i MPLS. Black Hat Europe rozpocznie się 14 kwietnia. Dwa pierwsze dni będą poświęcone na praktyczne warsztaty, a dwa kolejne - na prezentacje.
- 4 odpowiedzi
-
- Mac OS X
- zagrożenie
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Obiekty znane są przez ludzi uznawane za bezpieczniejsze, mniej zagrażające. Hyunjin Song i Norbert Schwarz z University of Michigan zastanawiali się, czy łatwość wymawiania nazwy produktu może wpływać na ocenę stopnia jego znajomości, a więc na postrzegane ryzyko stosowania czy konsumowania w formie pokarmu. Grupie studentów zaprezentowano listę wyyślonych dodatków żywnościowych i poproszono o ocenę, jak bardzo są szkodliwe. Wszystkie nazwy składały się z 12 liter. Wśród łatwych do wymówienia znalazł się np. magnalroksat, a w grupie trudnych – hnegripitrom. Okazało się, że uczestnicy eksperymentu uznawali dodatki z trudniejszymi nazwami za groźniejsze. Poza tym skomplikowane nazwy były, wg nich, nowsze (w domyśle: mniej znane) niż wersje łatwiejsze do odcyfrowania. W innym eksperymencie wolontariusze zapoznawali się ze spisem kolejek w parkach rozrywki. Ich zadanie znowu polegało na ocenie, tym razem ryzykowności danej formy przejażdżki (chodziło o prawdopodobieństwo wystąpienia choroby lokomocyjnej). Niektóre urządzenia nazwano prosto, np. Chunta, podczas gdy wymówienie nazw reszty stanowiło nie lada wyzwanie dla języka – tak było np. w przypadku Vaiveahtoishi. Co stwierdzili Amerykanie? Znów obiekty z trudniejszymi nazwami uznawano za bardziej niebezpieczne, tym razem opisywano je jako bardziej ekscytujące. Song i Schwarz sugerują, że towary o trudnej do wymówienia nazwie mogą poprzez skojarzenia z niebezpieczeństwem zachęcać konsumentów do uważniejszego przyjrzenia się ostrzeżeniom z etykiety czy instrukcjom.
- 6 odpowiedzi
-
- Hyunjin Song
- niebezpieczeństwo
-
(i 6 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Bardzo dużo mówi się o zagrożeniach, z jakimi w Internecie stykają się najmłodsi. Słyszymy o pedofilach, pornografii czy wulgaryzmach, a w ubiegłym roku dowiedzieliśmy się, że w samym tylko serwisie MySpace swoje konta miało 29 000 osób skazanych w przeszłości za przestępstwa seksualne. Najnowsze badania dowodzą jednak, że technologie weryfikacji wieku i tożsamości internautów nie uchronią dzieci przed online'owym niebezpieczeństwem, które, jak się okazuje, jest nie większe, niż niebezpieczeństwo w świecie realnym. Badania, na zlecenie 50 stanowych prokuratorów generalnych, przeprowadziła niedochodowa organizacja Internet Safety Technical Task Force we współpracy z Berkman Center for Internet and Society na Uniwersytecie Harvarda. Naukowcy przejrzeli olbrzymią liczbę badań i literatury fachowej dotyczących najróżniejszych form seksualnego wykorzystywania nieletnich. Podsumowując stosunki seksualne pomiędzy dorosłymi a nieletnimi, naukowcy piszą: większość badań opartych na materiałach organów ścigania, a dotyczących przypadków związanych z Internetem, została przeprowadzona przed rozwojem serwisów społecznościowych. Na podstawie dostępnych danych możemy stwierdzić, że w typowej sprawie dorastający młody człowiek świadomie spotykał się z poznanym w Internecie dorosłym, chcąc zaangażować się w aktywność seksualną. [...] Z kolei stosunki pomiędzy nieletnimi, którzy poznali się poprzez Internet, zdarzają się znacznie częściej, jednak rzadko stają się przedmiotem zainteresowania organów ścigania i nie stanowią części obaw dotyczących bezpieczeństwa online. Raport wspomina też o napastowaniu i prześladowaniu seksualnym. Autorzy informują, że zdarza się ono przede wszystkim pomiędzy nieletnimi i jest najczęściej spotykanym rodzajem nadużycia seksualnego zarówno w Sieci jak i w rzeczywistości. Dalej czytamy: Internet zwiększa dostęp do szkodliwych, problematycznych i nielegalnych treści, ale to nie znaczy, że nieletni są zawsze wystawieni na ich oddziaływanie. Zdarzają się przypadki niechcianych kontaktów z treściami pornograficznymi, ale najczęściej są one związane z celowym wyszukiwaniem takich treści np. przez starszych kolegów. Akademicy wspominają też o serwisach społecznościowych. Uspokajają, że, wbrew powszechnie panującemu poglądowi, nie są one miejscem, w którym nieletni najczęściej stykają się z niebezpieczną zawartością. Zauważono jednak inny problem. Często to właśnie tam zdarzają się przypadki napastowania seksualnego. Naukowcy uważają, że dzieje się tak z jednej strony dlatego, iż serwisy takie są bardzo popularne wśród nieletnich, a z drugiej - gdyż są wykorzystywane do wzmocnienia już wcześniej istniejących relacji społecznych. Na koniec, jedne z najważniejszych stwierdzeń podsumowania: Nieletni nie są wystawieni w Sieci na identyczne ryzyko. Ci, którzy są najbardziej zagrożeni to osoby angażujący się w ryzykowne zachowania, które mają problemy w życiu osobistym. Konstrukcja psychospołeczna konkretnej osoby oraz jego rodziny są lepszym wyznacznikiem ryzyka, niż używane przez nią technologie i środki przekazu.
- 1 odpowiedź
-
- zagrożenie
- pornografia
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Przez pierwsze pół roku życia nasza reakcja na stres jest regulowana niemal wyłącznie przez geny. Jak pokazują badania, na późniejszym etapie rozwoju zachowanie dziecka jest ściśle zależne od wychowania. Odkrycia dokonali naukowcy z czterech amerykańskich uczelni. Analizowali oni zachowania grupy 142 niemowląt, które badano w wieku 3, 6 oraz 12 miesięcy. Aby wywołać w nich uczucie stresu i zagrożenia, dzieci zostały odsunięte od własnych matek. W celu pomiaru intensywności reakcji badacze wykrywali u maluchów tzw. napięcie nerwu błędnego - naturalny sygnał płynący z mózgu prowadzący do spowolnienia pracy serca. Ponieważ nerw błędny wysyła sygnały "uspokajające" organizm, wyciszenie przesyłanych za jego pośrednictwem sygnałów prowadzi do wywołania fizjologicznych reakcji na stres. Dla pełnej jasności warto zaznaczyć, że zanik napięcia nerwu błędnego w obliczu zagrożenia jest objawem wysoce pożądanym, gdyż pozwala aktywnie reagować na zagrożenie. Ważnym etapem badania było pobranie od niemowląt próbki DNA w celu stwierdzenia, które warianty (allele) genu kodującego receptor dopaminowy posiadały poszczególne dzieci. Było to istotne dla uzyskania wiarygodnych wyników, gdyż niektóre formy tego genu mogą prowadzić na późniejszych etapach życia do zaburzeń, takich jak nadmierna agresja, nadużywanie szkodliwych substancji czy podejmowanie ryzykownych zachowań. Kolejnym parametrem, który należało zmierzyć, były zachowania matki podczas zabawy z dzieckiem w optymalnych dla obojga warunkach. W tym celu wykonano 10-minutowe nagranie chwil spędzonych wspólnie przez mamę i jej sześciomiesięczne dziecko. Autorzy eksperymetu zaobserwowali, że zarówno wpływ rodziców, jak i allele genu dla receptora dopaminowego miały istotny wpływ na reakcję dziecka na stres. Studium pokazuje jednak, że ich udział jest różny na poszczególnych etapach rozwoju malców. W wieku trzech i sześciu miesięcy reakcja dziecka na stres była ściśle związana z badanym genem. Zależność ta może być jednak zaskakująca: te niemowlęta, które posiadały allel odpowiedzialny za wysokie prawdopodobieństwo problemów z zachowaniem w przyszłości, reagowały na zagrożenie znacznie łagodniej od pozostałych. Co ciekawe, na tym etapie życia relacje pomiędzy dzieckiem i matką nie miały istotnego wpływu na fizjologiczną reakcję niemowlęcia na stres. Przełom w zachowaniu dzieci następował w kolejnej fazie eksperymentu. Badacze zauważyli, że w wieku 12 miesiecy część dzieci, które wcześniej miały problemy z prawidłową reakcją na zagrożenie, zaczynała reagować prawidłowo. Warunkiem koniecznym była jednak odpowiednia postawa matki podczas wychowywania malucha - kobieta musiała być dla niego odpowiednio troskliwa. Wygląda więc na to, że reakcja młodego człowieka na stres jest wypadkową posiadanych genów oraz opieki roztaczanej przez rodziców (lub przynajmniej przez samą mamę). Główna autorka badań, dr Cathi Propper z Uniwersytetu Nowej Karoliny, zaznacza, że [odkrycie] pokazuje, jak ważny jest proces wychowania nie tylko dla rozwoju zachowania dziecka, lecz także dla podstawowych mechanizmów fizjologicznych odpowiedzialnych za zachowanie. Zdaniem badaczki proces wychowywania potomstwa odgrywa krytyczna rolę w kreowaniu postaw nawet w odległej przyszłości, nawet jeśli pewne szczegóły zachowania będą się z czasem zmieniały. Dr Propper podkreśla przy tym, że troska ze strony rodziców pozwala wykreować odpowiedni model reakcji fizjologicznych, które w przyszłości będą determinowały podatność dziecka na problemy. Wyniki badań Amerykanów prezentuje czasopismo Child Development.
- 3 odpowiedzi
-
- dopamina
- receptor dopaminowy
-
(i 6 więcej)
Oznaczone tagami:
-
W czasie gdy badani grali w zmodyfikowaną wersję słynnego Pac-Mana, naukowcy zaobserwowali, że w zależności od bliskości zagrożenia strachem zarządzają różne obszary mózgu. Zachowanie człowieka różni się w zależności od tego, czy zagrożenie, np. cyfrowy potwór, znajduje się daleko, czy blisko. W pierwszym przypadku wolontariusze zwyczajnie unikali terytorium potworów, w drugim był to bieg o życie (Science). Aby sprawdzić, co się dzieje w takich sytuacjach w mózgu, naukowcy z Uniwersyteckiego College'u Londyńskiego (UCL) stworzyli grę, w której uczestnicy byli ścigani po polu kukurydzy przez wirtualnego drapieżcę. Jeśli potworowi udało się złapać gracza, wymierzano mu jak najbardziej realną karę: lekko porażano go prądem. Reakcje mózgu obserwowano za pomocą funkcjonalnego rezonansu magnetycznego (fMRI). Gdy potwór był daleko, odnotowywano aktywność w obrębie kory przedczołowej. Wzrastała ona w momentach przeżywania silniejszego lęku. Obszar ten odpowiada za obmyślanie strategii postępowania. Jeśli jednak drapieżnik znajdował się niepokojąco blisko, zaczynały działać regiony mózgu odpowiedzialne za bardziej prymitywne zachowania, które pozwalają przeżyć: walkę, zastyganie i ucieczkę. Najskuteczniejsza w danej sytuacji strategia przeżycia jest uzależniania od postrzeganego poziomu zagrożenia. Czasem po prostu wystarczy być przezornym, czasem zaś należy reagować naprawdę szybko – wyjaśnia szef zespołu naukowców Dean Mobbs.
-
Psy i ludzie mają podobny zmysł smaku, dlatego np. oba gatunki gustują w słodyczach. Trzeba jednak pamiętać, że dla naszych czworonożnych pupili czekolada jest szkodliwa, a niekiedy może nawet doprowadzić do zgonu. Stopień zagrożenia zależy od pochłoniętej ilości i jakości południowoamerykańskiego wynalazku. Czekoladę wytwarza się z ziaren kakaowca, które zawierają metyloksantyny, m.in. kofeinę i teobrominę. Substancje te wiążą się z receptorami innych związków i blokują w ten sposób ich działanie. Niewielkie dawki metyloksantyn wywołują u psów biegunkę i wymioty, a u ludzi lekką euforię. W czekoladzie znajdują się znaczne ilości teobrominy i mniejsze kofeiny. Spożycie przez czworonoga dużych ich ilości prowadzi do drżenia mięśni, a nawet drgawek. Tętno wzrasta niemal dwukrotnie. Tim Hackett, weterynarz z Uniwersytetu Stanowego Kolorado, opowiada, że niektóre psy biegają w kółko, jakby wypiły galon espresso. Sprawiają wrażenie, jakby były na teobrominowym haju. Psy mogą sobie poradzić ze skutkami zjedzenia czekolady. Wszystko zależy od ich wagi i rodzaju spożytej czekolady. Niesłodzona czekolada do wypieków zawiera ponad sześć razy więcej teobrominy niż jej mleczna odmiana. Chociaż i one różnią się w zależności od gatunku użytych do produkcji ziaren kakaowych. Liczba zatruć czekoladą wzrasta w okolicach świąt, ale podczas 16 lat pracy w uniwersyteckim centrum medycznym Hackett zetknął się tylko z jednym przypadkiem śmiertelnym. Weterynarz podkreśla jednak, że według niego, zwierzę cierpiało na schorzenie zwiększające prawdopodobieństwo niebezpiecznego przyspieszenia akcji serca po zjedzeniu czekolady. Potwierdzałoby to jego tezę, że zagrożenia stwarzane przez ten rodzaj słodyczy są znacznie przeceniane. Psy, które zjedzą niewiele czekolady, odtruwają się same. Jeśli stan jest poważniejszy, lekarz weterynarii wywołuje wymioty i podaje węgiel aktywny, który ma wchłonąć toksyny z jelit.