Znajdź zawartość
Wyświetlanie wyników dla tagów 'zabieg' .
Znaleziono 7 wyników
-
Studium amerykańskich naukowców sugeruje, że chirurdzy powinni wziąć przykład ze sportowców, tancerzy czy muzyków i rozgrzewać się przed pracą. Okazało się bowiem, że lekarze, którzy przed właściwym zabiegiem wykonywali kilka prostych ćwiczeń, lepiej wypadali w symulowanej operacji (The Journal of the American College of Surgeons). Pracami zespołu kierował Kanav Kahol z Uniwersytetu Stanowego Arizony. W eksperymencie wzięło udział 46 chirurgów z różnym doświadczeniem zawodowym i rozmaitymi specjalnościami. Poproszono ich, by przed symulowanym małoinwazyjnym zabiegiem spędzili 15-20 min na wykonywaniu rozgrzewających ćwiczeń. Wbrew pozorom to ważne, gdyż w czasie takich operacji lekarz musi się posługiwać laparoskopem, w dodatku wszystko rozgrywa się na bardzo ograniczonej przestrzeni. Owszem, powstaje coraz więcej robotów chirurgicznych oraz poręczniejsze narzędzia, ale nadal wyzwaniem pozostaje ludzkie zmęczenie. W pierwszym etapie eksperymentu ochotnicy wykonywali ustandaryzowany zestaw ćwiczeń. Następnie ich sprawność umysłową i fizyczną oceniano dzięki tym samym, lecz tym razem realizowanym losowo wprawkom. Wzięto pod uwagę zręczność, gładkość ruchów dłoni, gładkość ruchów narzędzia, upływający czas oraz błędy. Dodatkowo lekarze sprawdzali się za pomocą symulacji koagulacji elektrycznej. Akademicy z Arizony badali też skuteczność rozgrzewki u zmęczonych ludzi, porównując sprawność chirurgów przed i po zakończeniu nocnego dyżuru. Wg badaczy, wprawka nie tylko zwiększała giętkość/zręczność chirurgów, ale także zapewniała odpowiedni stopień pobudzenia poznawczego. Co ciekawe, rozgrzewka poprawiała funkcjonowanie wszystkich chirurgów, bez względu na stopień zawodowego zaawansowania. Znaczną zmianę zaobserwowano w zakresie koagulacji. Ćwiczenia pomagały przemęczonym lekarzom, ale nawet one nie pozwalały im osiągnąć optymalnych wyników.
-
Jaka jest najczęstsza przyczyna komplikacji pooperacyjnych? Wydawać by się mogło, że chodzi o błędy dokonywane przez samego chirurga. Nic bardziej mylnego! Okazuje się, że liczbę śmiertelnych powikłań pooperacyjnych można zredukować niemal o połowę dzięki... liście przypominającej personelowi medycznemu o rzeczach, które należy sprawdzić w trakcie zabiegu. W środowisku medycznym od dawna mówi się, że główną przyczyną śmierci pacjentów na oddziałach chirurgii jest brak komunikacji w zespole oraz zwyczajne roztargnienie. Aby temu zapobiec, lekarze z grupy "Bezpieczna Chirurgia Ratuje Życie" (ang. Safe Surgery Saves Lives) wprowadzili listę zawierającą wszystkie czynności, które należy wykonać podczas prawidłowo przeprowadzonej operacji. Jak się okazuje, wyniki stosowania tego prostego dokumentu przynoszą oszałamiające korzyści. Eksperyment przeprowadzono na przełomie lat 2007 i 2008 w szpitalach położonych w różnych miejscach świata, od kanadyjskiego Toronto po Amman w Jordanie. Badacze analizowali funkcjonowanie oddziałów chirurgii i porównywali wpływ wprowadzenia listy na stan zdrowia pacjentów poddawanych zabiegom. Wprowadzona "lista sprawdzająca" zawierała 19 podstawowych elementów, które należy sprawdzić podczas typowego zabiegu. Wiele z nich to proste zalecenia dotyczące wymiany informacji pomiędzy personelem czy też podstawowych zasad bezpieczeństwa. Znajdziemy tam więc np. takie zalecenia, jak wykreślenie na ciele planowanych linii cięcia przed rozpoczęciem zabiegu (a nie zaraz przed wzięciem skalpela do ręki), czy dokładne liczenie przedmiotów używanych podczas operacji w celu zapobiegnięcia ich omyłkowemu zaszyciu. Wyniki testu mogą zrobić niemałe wrażenie. Liczba śmiertelnych komplikacji pooperacyjnych spadła z 15 do 8 osób na tysiąc, zaś odsetek zabiegów kończących się powikłaniami spadł z 11 do 7 procent. Oprócz oczywistej korzyści, jaką jest poprawa stanu zdrowia pacjentów i przyśpieszenie rekonwalescencji, jest to także niemała oszczędność dla administracji szpitala. Biorąc pod uwagę, że na świecie wykonuje się 254 miliony operacji rocznie, możliwe do osiągnięcia oszczędności są wręcz niewyobrażalne. Szczegółowe wyniki analizy opublikowano w New England Journal of Medicine, jednym z najbardziej prestiżowych czasopism medycznych na świecie.
- 4 odpowiedzi
-
- komunikacja
- bezpieczeństwo
-
(i 5 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Craig Alan Bittner, były chirurg plastyczny z Beverly Hills, stanie przed sądem za nietypowe wykroczenie. Czego się dopuścił? Do baków dwóch samochodów - własnego Forda SUV i należącego do jego dziewczyny Lincolna Navigatora - wlewał tłuszcz pozostały po liposukcji pacjentów. Kalifornijskie władze ds. zdrowia publicznego utrzymują, że zgodnie z literą prawa, wykorzystanie ludzkich odpadów medycznych do zasilania pojazdów mechanicznych jest nielegalne. Bittner broni się, twierdząc, że kierowała nim jedynie chęć chronienia środowiska. Większość moich pacjentów prosiła, bym wykorzystał ich tłuszcz jako paliwo – miałem go więcej, niż potrzebowałem – napisał lekarz na witrynie lipodiesel.com. Chirurg uważa, że dla ludzi ważne było jednoczesne załatwienie dwóch spraw: kwestii unormowania wagi i zrobienia czegoś dla Ziemi. Trzej pacjenci oskarżyli go jednak o nadużycie, twierdząc, że w czasie zabiegu jego dziewczyna i asystentka usuwały więcej tłuszczu, niż to było konieczne. W ten sposób szalony duet pozyskiwał wystarczającą ilość lipodiesla, ale ciało operowanego człowieka ulegało, niestety, zniekształceniu. Sprawę pogarsza fakt, że ani partnerka życiowa Bittnera, ani jego pomoc nie miały licencji medycznej. Wielu byłych pacjentów składało na chirurga skargi do stanowej komisji lekarskiej, która obecnie prowadzi dochodzenie. Sam zainteresowany nie wydał dotąd żadnego oświadczenia. Praktyka Bittnera Beverly Hills Liposculpture została zamknięta w zeszłym miesiącu. Na razie nie wiadomo, kiedy medyk zaczął i kiedy przestał wytwarzać lipodiesel ani jak to robił. Na jego witrynie internetowej można przeczytać, że wyjechał do Ameryki Południowej, by pracować tam jako wolontariusz. Dziwne tylko, że zdecydował się na to właśnie teraz, zwłaszcza będąc przedstawicielem doskonale opłacanego zawodu.
- 2 odpowiedzi
-
Procedura usunięcia guza z mózgu noworodka zakończyła się niezwykłym odkryciem. Zamiast nieregularnej, jak to zwykle bywa, tkanki, interweniujący neurochirurg odnalazł wewnątrz czaszki dziecka... doskonale wykształconą stopę oraz inne, mniej rozwinięte części ciała. Niezwykły zabieg odbył się na początku października w amerykańskim Colorado Springs. Prowadzący go lekarz, dr Paul Grabb, do ostatniej chwili nie spodziewał się, że mikroskopijny guz, widoczny na zdjęciu uzyskanemu za pomocą rezonansu magnetycznego, okaże się idealnie uformowanym fragmentem ludzkiej kończyny. Oprócz niego, badacz wydobył z czaszki dziecka także niekompletnie rozwiniętą dłoń oraz odcinek uda. Wyglądało to jak narodziny płodu odwróconego wychodzącego z mózgu, wspomina dr Grabb. Odnalezienie tak doskonale uformowane struktury jest unikalne i wyjątkowo rzadkie, praktycznie nie słyszy się o czymś takim. Zdaniem lekarza, nieprawidłowa tkanka mogła być fragmentem wrodzonego guza mózgu. Inną możliwością jest tzw. fetus in fetu, czyli sytuacja, w której w macicy dojrzewa początkowo dwoje bliźniaków, lecz ciało jednego z nich pochłania drugie. Rozwiązanie tej zagadki będzie możliwe dopiero po wykonaniu specalistycznych analiz. Operowane maleństwo trafiło już do domu, lecz w najbliższym czasie konieczne będzie wykonywanie u niego comiesięcznych badań krwi. Ich zadaniem będzie monitorowanie stanu dziecka i stwierdzenie, czy patologiczna tkanka nie zacznie ponowanie narastać. Na całe szczęście, maluch jest obecnie w świetnej formie i rozwija się prawidłowo.
-
Kleopatra cieszyła się ponoć promiennym i młodym wyglądem, ponieważ co dzień kładła się spać w złotej masce. Pomysł ten podchwycili współcześni Japończycy. W Kraju Kwitnącej Wiśni nie brakuje ludzi zamożnych, którzy by wyglądać świeżo i bardziej europejsko, nie cofną się prawie przed niczym. Jedna z wyspiarskich firm zaprezentowała w tym tygodniu maseczkę leczniczą z czystego złota. Jej wynalazcy twierdzą, że odnawia skórę i pomaga usunąć zmarszczki oraz przebarwienia. Położone na twarzy płatki złota przyspieszają wzrost komórek w warstwie podstawnej skóry. Złoto oddziałuje na różne sposoby; zapobiega m.in. starzeniu. Może też usuwać piegi i przebarwienia [słoneczne — przyp. red.], które martwią wiele pań — wyjaśnia rzecznik firmy Umo Inc. Zabiegi są przeprowadzane w 30 japońskich salonach kosmetycznych i SPA. Trzeba na nie wygospodarować od jednej do dwóch godzin. Ceny rozpoczynają się od 170 dolarów. Moja twarz zaczęła się rozgrzewać, kiedy zakończono nakładanie płatków złota. Miałam poczucie rozpieszczania i luksusu — rozpływała się w zachwytach 32-letnia Satomi Ogura, która przetestowała maseczkę na największych targach piękności w swoim kraju Beautyworld Japan 2007. Na koniec kilka ciekawostek... Wielu ekspertów sądzi, że "trend jubilerski" jest próbą powrotu zamożniejszych warstw społecznych do dawnego prosperity. W latach 80. bogaci Japończycy zamawiali potrawy i drinki z różowego szampana, które ozdabiano opiłkami złota. Nawet podczas recesji gospodarczej mieszkańcy Kraju Kwitnącej Wiśni byli najliczniejszą grupą nabywców dóbr luksusowych i biżuterii z diamentami. W tokijskim Ritzu-Carltonie można od niedawna kupić tzw. diamentini, czyli koktajl na bazie martini z zanurzonym w nim 1.06-karatowym diamentem. Kosztuje, bagatela, 41.400 zł. Czy złoto i drogocenne kamienie naprawdę działają, czy to raczej efekt placebo? Każdy musi to chyba sprawdzić na własnej skórze...
- 4 odpowiedzi
-
HeartLander to najnowsze dziecko naukowców z Carnegie Mellon University w Pittsburghu. Urządzenie o długości 2 centymetrów przypomina gąsienicę, a jego zadaniem jest poruszanie się po powierzchni bijącego ludzkiego serca i przeprowadzanie prostych zabiegów, takich jak aplikowanie lekarstw czy przyczepianie do niego urządzeń medycznych. HeartLander może być wprowadzany do ciała pacjenta przez niewielkie nacięcie poniżej klatki piersiowej, dzięki czemu uniknie się wykonywania poważnych operacji. Robot posiada dwie przyssawki, z których każda ma 20 otworów podłączonych przewodami do urządzenia sterującego, które znajduje się poza ciałem pacjenta. Prędkość poruszania się urządzenia wynosi do 18 centymetrów na minutę. Lekarze przeprowadzający zabieg mogą z łatwością obserwować HeartLandera i kontrolować jego ruch za pomocą dżojstika. Obecnie, by osiągnąć to, co będzie można uzyskać dzięki HeartLanderowi, konieczne jest otwarcie klatki piersiowej i, często, zatrzymanie akcji serca. Co ciekawe, HeartLander jest w stanie dotrzeć do wszystkich części serca, zapewnia Cameron Riviere, szefowa zespołu badawczego. Urządzenie znajdzie drogę nawet tam, gdzie lekarze, by wykonać zabieg, muszą przełączyć pacjenta na krążenie pozaustrojowe. Nigdy nie widziałem czegoś podobnego – mówi Andrew Ranking, kardiolog z University of Glasgow. Obecnie wielu zabiegów można dokonać, wprowadzając narzędzia chirurgiczne do wnętrza serca poprzez naczynia krwionośne. Taka technika jest jednak nieprzydatna w przypadku uszkodzeń czy chorób, które dotyczą obszarów położonych blisko powierzchni serca. To urządzenie powinno pomóc w takich przypadkach – stwierdził Ranking. Dodał, że być może w przyszłości HeartLander mógłby naprawiać uszkodzone serce dostarczając w odpowiednie miejsce komórki macierzyste. Amerykańscy uczeni pracują obecnie nad wyposażeniem HeartLandera w kamerę ora urządzenie pracujące na częstotliwościach radiowych, które leczyłoby artytmię niszcząc źle funkcjonujące tkanki. Twórcy HeartLandera udostępnili film, prezentujący urządzenie podczas pracy.
-
Jak wskazują wyniki najnowszych badań, dzieci, które są niespokojne, boją się przed operacją, przechodzą bardziej bolesną i wolniejszą rekonwalescencję. Częściej występują również komplikacje. Zespół naukowców obserwował proces zdrowienia 141 dzieci w wieku od 5 do 12 lat, które przeszły planowane operacje usuwania migdałków lub węzłów chłonnych. Przed zabiegiem dokonywano oceny cech osobowościowych zarówno dzieci, jak i rodziców. Po operacji co godzinę notowano poziom odczuwanego bólu oraz zużycie leków przeciwbólowych. Po 24 godzinach maluchy opuszczały szpital. Ich zachowanie obserwowano jeszcze przez 2 tygodnie w domu. Badania wykazały, że niespokojne dzieci doświadczały więcej problemów związanych ze znieczuleniem. Odczuwały też silniejszych ból podczas pobytu w szpitalu i przez pierwsze trzy dni w domu. W domu niespokojne brzdące zażywały więcej środków przeciwbólowych, częściej też przejawiały problemy ze snem oraz lęki pooperacyjne. Wyniki naszego studium wskazują, że obniżanie u dzieci lęku przed operacją skutkuje szybszą rekonwalescencją po zabiegu, mniejszym bólem i niższymi kosztami leczenia szpitalnego. Ale aby wysnuć wiążące wnioski, konieczne są kontrolowane próby kliniczne z losowo dobraną pulą badanych — stwierdza dr Zeev Kain z Yale University. Szczegółowe wyniki opublikowano na łamach pisma Pediatrics.
-
- leki przeciwbólowe
- lęki
- (i 8 więcej)