Znajdź zawartość
Wyświetlanie wyników dla tagów 'ryba' .
Znaleziono 23 wyników
-
Czasowe sojusze między ośmiornicami i rybami rafowymi są dokumentowane od dziesięcioleci. Mogą one obejmować licznych uczestników z rożnych gatunków. Ośmiornice i ryby są znane ze zbiorowych polowań, podczas których czerpią korzyści z morfologii i strategii polowań drugiej strony - podkreśla Eduardo Sampaio, Uniwersytetu w Lizbonie oraz Instytutu Zachowania Zwierząt Maxa Plancka. Ponieważ dochodzi do połączenia sił licznych partnerów, tworzy się złożona sieć. Jak się okazuje, jest ona znacznie bardziej skomplikowana niż się wydawało. Swoje ostatnie badania Eduardo i jego zespół prowadzili na Morzu Czerwonym i Wielkiej Rafie Koralowej, obserwując współpracę ryb i ośmiornic z gatunku Octopus cyanea. Dzięki zastosowaniu dwóch kamer i analizie ponad 100 godzin nagranych materiałów mogli stworzyć sceny 3D i dokładnie przeanalizować interakcje pomiędzy członkami grupy. Obserwacje nie były łatwe, gdyż ośmiornice natychmiast się chowały, gdy zobaczyły nurków. Ludzie zmienili więc strategię i obserwowali ryby. Znając zachowanie poszczególnych gatunków, można zauważyć, gdy odbiega ono od normy. Szybko zdawaliśmy sobie sprawę, że coś się dzieje, gdy ryby różnych gatunków przebywały razem i patrzyły w tym samym kierunku. To zwykle oznaczało, że w pobliżu jest ośmiornica, mówi Sampaio. Podczas analizowania nagrań naukowcy zauważyli, że różni członkowie grupy odpowiadają za podejmowanie różnych decyzji. Zwykle decyzję o tym, gdzie uda się cała grupa, podejmowały ryby z rodziny barwenowatych. To one głównie zajmowały się badaniem otoczenia. Z kolei decyzję o tym, czy i kiedy grupa podąży za potencjalną ofiarą, należała najczęściej do ośmiornic. To logiczny podział zadań. Ryby mogą szybko przeszukać spory teren, ośmiornica zaś może wykorzystać swoją budowę ciała, by dostać się do ofiary. Jednak współpraca nie przebiega bezkonfliktowo. Już przed kilku laty opisywaliśmy badania, w czasie których Eduardo Sampaio odkrył, że ośmiornice biją niektóre ryby. Uderzanie ma na celu zmianę pozycji konkretnej ryby w grupie, wyeliminowanie jej z polowania lub odpędzenie od ofiary. Dzięki takiej współpracy ryby zyskują pokarm, do którego w inny sposób nie miałyby dostępu, ośmiornice zaś oszczędzają energię podczas polowania, gdyż ryby prowadzą je wprost do ofiary. Z przeprowadzonych badań wynika, że grupa jest głównie kontrolowana przez ośmiornice – chociaż ryby również wpływają na to, która z nich jaką pozycję zajmuje –, a ryby działają jak „czujniki” wykrywające i namierzające ofiarę. Pozycja członków grupy jest dynamiczna, a na ich zachowanie, wydatkowanie energii i odniesione korzyści wpływa skład grupy. Uzyskane wyniki poszerzają naszą wiedzę o procesach przywództwa i socjalizowania się oraz pokazują, jak złożone i elastyczne są zachowania społeczne w naturze, mówi Sampaio. « powrót do artykułu
-
- ryba
- ośmiornica
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Naukowcy z Western Australia University poinformowali właśnie o sfilmowaniu i złapaniu ryby na największej głębokości w historii. To efekt ekspedycji podjętej we wrześniu 2022 roku przez jednostkę DSSV Pressure Drop, której celem było zbadanie Rowu Japońskiego, Rowu Izu-Ogasawara oraz Rowu Ryukyu. Naukowcy używali podczas badań kamer z przynętami, które przyciągają zwierzęta w pole widzenia. Najpierw w Rowie Izu-Ogasawara sfilmowano rybę na rekordowej głębokości 8336 metrów. Był to przedstawiciel rodzaju dennikowatych (Pseudoliparis). Kilka dni później w Rowie Japońskim na głębokości 8022 metrów złapano dwie dennikowate z gatunku Pseudoliparis belyaevi. To pierwsze ryby schwytane na głębokości ponad 8000 metrów. Dotychczas nie wiedziano też, że Pseudoliparis belyaevi występują tak głęboko. W 2008 roku kamery zarejestrowały je na głębokości 7703 metrów. Badamy dennikowate od ponad 15 lat. Głębokość, na jakiej występują, zapiera dech w piersiach, mówi profesor Alan Jamieson. W innych rowach oceanicznych, jak na przykład w Rowie Mariańskim, widujemy je na coraz większych głębokościach. Widzieliśmy je już nieco poniżej 8000 metrów, ale jest ich tam coraz mniej i mniej. W rowach wokół Japonii występują zaś znacznie bardziej obficie, dodaje Jamieson. Ryba sfilmowana na rekordowej głębokości to niezwykle mały młody przedstawiciel gatunku. U dennikowatych, w przeciwieństwie do innych ryb głębinowych, to młode żyją na większych głębokościach niż dorosłe. Na pierwszych ujęciach filmu widać rybę sfilmowaną na rekordowej głębokości. « powrót do artykułu
-
- ryba
- dennikowate
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Jak się okazuje, przekonanie, że „ryby głosu nie mają” wynika wyłącznie z naszej niewiedzy i niezrozumienia świata zwierząt. Nowe badania przeprowadzone na Cornell University dowodzą, że ryby znacznie częściej komunikują się za pomocą dźwięku niż sądzimy. A niektóre z nich robią to od co najmniej 155 milionów lat. Używały dźwięku do komunikacji na długo przed pojawieniem się naszego praszczura. Od dawna było wiadomo, że niektóre ryby wydają dźwięki. Jednak zjawisko to było uważane za coś wyjątkowego. Chcieliśmy się dowiedzieć, czy to rzeczywiście jakaś aberracja czy też może szerszy fenomen, mówi główny autor badań, Aaron Rise z K. Lisa Yang Center for Conservation Bioacoustics na Cornell Lab of Ornithology. Naukowcy przyjrzeli się promieniopłetwym. To gromada ryb kostnoszkieletowych, do której należy 99% znanych gatunków ryb. Okazało się, że komunikacją głosową posługuje się lub prawdopodobnie się posługuje 175 rodzin obejmujących 3/4 gatunków promieniopłetwych. Natomiast analiza drzewa ewolucyjnego wykazała, że głos jest dla ryb tak istotny, że wyewoluował niezależnie co najmniej 33 razy. Dzięki dekadom podstawowych badań z zakresu ewolucji, które określiły pokrewieństwo pomiędzy gatunkami ryb, możemy teraz odpowiedzieć na wiele pytań o funkcjonowanie i zachowania u około 35 000 gatunków ryb. Jesteśmy w stanie odejść od antropocentrycznego sposobu myślenia. To, czego się nauczyliśmy, daje nam wgląd w komunikację dźwiękową oraz jej ewolucję", mówi współautor badań, profesor William E. Bemis z College of Agriculture and Life Sciences. Naukowcy wykorzystali trzy źródła informacji: istniejące nagrania dźwięków wydawanych przez ryby, dane dotyczące anatomii ryb, w których poszukiwali informacji o obecności u poszczególnych gatunków organów potrzebnych do wydawania dźwięków – jak pewnych kości, pęcherza pławnego czy pewnych mięśni – oraz informacji z XIX-wiecznej literatury, z czasów sprzed pojawienia się podwodnych mikrofonów. Nie zwracamy uwagę na komunikację głosową u ryb. A przecież stanowią one ponad połowę wszystkich żyjących gatunków kręgowców. Prawdopodobnie nie zwracamy na to uwagi, gdyż ryby trudno jest zauważyć czy usłyszeć, a naukowcy zajmujący się akustyką podwodną skupiali się przede wszystkim na waleniach. A ryby również mają głos, stwierdza profesor Andrew Bass. Naukowcy dodają, że za pomocą głosu ryby próbują przyciągnąć partnera, informować o swoim położeniu oraz bronić terytorium czy źródeł żywności. Zauważają, że niektóre z angielskich nazw ryb odnoszą się do wydawanych przez nie dźwięków. Są to na przykład grunts (łuszczowate, od: chrząkać), croakers (kulbinowate, od: krakać), trumpeters (Latridae, od: trębacz). Rice ma zamiar kontynuować pracę nad tworzeniem bazy danych dźwięków wydawanych przez ryby. To pokazuje, że komunikacja dźwiękowa jest znacznie bardziej rozpowszechniona, niż to sobie wyobrażaliśmy. Ryby robią wszystko. Oddychają powietrzem, latają, jedzą wszystko... już nic mnie u nich nie zdziwi. Również wydawane przez nie dźwięki, stwierdza Rice. Z artykułem Evolutionary Patterns in Sound Production across Fishes możemy zapoznać się na łamach pisma Ichthyology and Herpetology. Posłuchajcie ryby, o której tak pisano w artykule Dziwolągi wśród ryb. Ryby, które śpiewają i ryby, które fruwają w wydawanej w Łodzi „Ilustrowanej Republice” z 19 sierpnia 1934 roku: gnieździec (porichtys notatus) melodyjną mieszanką gruchania i skrzeczenia śpiewa swoim młodym kołysanki. Takie dźwięki wydaje hajduk rdzawy (Holocentrus rufus). « powrót do artykułu
- 3 odpowiedzi
-
- komunikacja dźwiękowa
- ryba
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Jeszcze 200 lat temu ryby z gatunku Sympterichthys unipennis były tak rozpowszechnione w wodach wokół Tasmanii, że stały się jednym z pierwszych gatunków naukowo opisanych morskich ryb. Teraz są pierwszym gatunkiem morskiej ryby, który wyginął w czasach współczesnych. W 1802 roku francuski naturalista Francois Peron złowił i opisał Sympterichthys unipennis. Obecnie jest to jedyny przedstawiciel tego gatunku, którym dysponuje nauka. Pomimo intensywnych poszukiwań prowadzonych wzdłuż australijskiego wybrzeża, nie udało się napotkać żadnego żyjącego Sympterichthys unipennis. W 2017 roku na łamach pisma Biological Conservation poinformowano, że od ponad 200 lat nie widziano Sympterichthys unipennis. Teraz gatunek został oficjalnie uznany za wymarły. Po raz pierwszy w historii zadeklarowano wyginięcie morskiej ryby w czasach współczesnych. Nie wiadomo, kiedy Sympterichthys unipennis wyginął, ani co było przyczyną zagłady gatunku. Sympterichthys unipennis należał do niewielkiej rodziny Brachionichthyidae z rzędu żabnicokształtnych. To endemity zasiedlające wody południowo-wschodniej Australii, od Wielkiej Zatoki Australijskiej po Tasmanię. Obecnie istnieje 13 ich gatunków. Ryby zamieszkują obszary przy dnie, na głębokości do 60 metrów. Wykorzystują płetwy do „chodzenia” po dnie. Niegdyś były bardzo rozpowszechnione, obecnie są rzadkie. Na tyle rzadkie, że w 2018 roku ekolodzy z radością powitali informację o odkryciu nieznanej populacji Thymichthys politus składającej się z 20–40 osobników. Ten gatunek jest obecnie krytycznie zagrożony. Brachionichthyidae są niezwykle mocno związane z terenem, na którym występują. Jeśli ich habitat zostaje zniszczony, giną razem z nim. Większość czasu spędzają nieruchomo na dnie. Gdy im coś przeszkodzi, przemieszczają się o kilka metrów. Jako, że w ich rozwoju nie ma stadium larwalnego, nie są w stanie rozprzestrzenić się na inne tereny. Przez to są bardzo podatne na czynniki niszczące ich habitat, mówi ekolog Graham Edgar z University of Tasmania. Brachionichthyidae zagrażają rybołówstwo, zanieczyszczenia, inwazyjne gatunki i niszczenie habitatów. Bardzo szkodliwy jest dla nich połów ostryg. Wspomniany już tutaj gatunek Thymichthys politus jest krytycznie zagrożony. Podobnie zresztą jak Brachiopsilus ziebelli, którego nie widziano od 2007 roku. « powrót do artykułu
-
- ryba
- gatunek wymarły
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Widłonogi z rodzaju Pontella wyskakują z wody, by uciec drapieżnikom. W powietrzu lecą dalej niż w wodzie, poza tym czyhającym na nie rybom trudno oszacować, gdzie wylądują. Pierwsze doniesienia o latających widłonogach pochodzą już z końca XIX w., wtedy jednak sądzono, że wyskakiwanie z wody pomaga w linieniu. Później także wspominano o tym zjawisku, jednak nie przeprowadzano eksperymentów czy badań, które miałyby potwierdzić, że "skok wzwyż" to metoda na przechytrzenie drapieżników. Dr Brad Gemmell z Uniwersytetu Teksańskiego w Austin przypomina, że kontaktom drapieżnik-ofiara w kilkumilimetrowej warstwie tuż pod powierzchnią wody (neustonie) poświęcano dotąd niewiele uwagi, a szkoda, "bo to unikatowy i ważny habitat". Amerykanin stwierdził, że to dziwne, że Pontella są tak rozpowszechnione w miejscu, gdzie powinny być łatwym łupem dla ryb. W odróżnieniu od reszty swoich pobratymców nie migrują bowiem w czasie dnia na większe głębokości, by w ciemności ukryć się przed czyimiś głodnymi oczami. Zamiast się chować, pozostają blisko powierzchni wody, w dodatku są stosunkowo duże i nierzadko jaskrawozielone lub niebieskie, co zapewnia ochronę przed szkodliwym promieniowaniem ultrafioletowym. Skoro ktoś wygląda i zachowuje się, jakby chciał powiedzieć "halo, tu jestem", jak udaje mu się przetrwać? Odpowiedzią jest niezwykłe zacięcie widłonogów do skakania. Okazuje się, że w powietrzu potrafią one pokonać dystans stanowiący nawet 40-krotność długości ich ciała, która oscyluje wokół kilku milimetrów. Gemmel i inni wyliczyli, że na pokonanie napięcia powierzchniowego widłonogi zużywają 88% początkowej energii kinetycznej. Ze względu na niższą gęstość powietrza, w tym środowisku podróżują dalej niż pod wodą. Frunąc, skorupiaki wirują: wykonują 7500 obrotów na minutę. Ryby latające tracą mniej energii na przebicie się przez wodę, bo więcej ważą. W artykule opublikowanym na łamach Proceedings of the Royal Society B naukowcy wyjaśniają, że Pontella muszą balansować między (wzrastającym) ryzykiem pożarcia przez rybę a unikaniem niepotrzebnego wydatkowania energii. Decydując się na skok, mały skorupiak musi wziąć pod uwagę dodatkowe czynniki, w tym logistyczne. By nie wpaść z deszczu pod rynnę, trzeba w końcu sprawdzić, czy wydostając się z zasięgu jednych szczęk, nie natknie się na inne. Jak zwykle w takich przypadkach bywa, odkrycie możliwości widłonogów to w dużej mierze dzieło przypadku. Po lunchu Gemmell lubi bowiem przechadzać się przy uniwersyteckiej marinie. Pewnego razu zobaczył dziwny wzór na wodzie. Przypominał krople deszczu rozbijające się na powierzchni. Zafascynowany biolog wrócił do laboratorium i chwycił za zlewkę, by pobrać próbkę wody. Znalazł w niej widłonogi, które trafiły do akwarium z żywiącymi się planktonem rybami. Maleństwa unikały jednak ataków, skacząc nad wodą jak pchły. W kolejnym etapie badań zespół wybrał się do mariny z kamerą. Dzięki nagraniu zidentyfikowano dwa gatunki widłonogów: 1) Anomalocera ornata (to one znajdowały się w próbce pobranej po lunchu) oraz spokrewnione z nimi 2) Labidocera aestiva. Zarejestrowano wyczyny 89 A. ornata (metoda "skokowa" była bardzo skuteczna, bo na 89 zjedzono tylko 1 osobnika). Okazało się, że zwierzęta osiągają prędkość ok. 0,66 m/s i mogą wylądować po pokonaniu 17 cm. Po zakończeniu prac w terenie Amerykanie rozpoczęli eksperymenty w laboratorium. Za pomocą szybkiej kamery filmowali pod wodą moment wybicia L. aestiva. Okazało się, że widłonogi wprawiały się w ruch za pomocą pojedynczego sukcesywnego uderzenia odnóżami. Amerykanie podejrzewają, że niektóre gatunki widłonogów mogły sobie wypracować przystosowania ułatwiające wyskakiwanie. Wspominają m.in. o wstrzykiwaniu substancji 3-6-krotnie zmniejszających napięcie powierzchniowe wody.
-
Rozpowszechnienie pasożyta Ceratothoa italica, który wyjada język ryby i osiedla się w jej jamie gębowej, jest dużo większe w rejonach nadmiernego odławiania. Dr Stefano Mariani z University of Salford oraz biolodzy z University College Dublin oraz Uniwersytetu Wschodniej Anglii przeprowadzali inspekcję populacji morlesza pręgowanego (Lithognathus mormyrus) z Morza Śródziemnego. Stwierdzili, że ryby złapane w pobliżu wód hiszpańskich, gdzie wprowadzono zakaz łowienia, były znacznie rzadziej zainfekowane pasożytem niż osobniki z intensywnie odławianych wód włoskich. Odsetek zakażonych morleszów wynosił, odpowiednio, 30 i 47%. Ichtiolodzy zauważyli, że o ile zakażenie równonogiem upośledzało wzrost i kondycję włoskich ryb, o tyle nie miało ono wykrywalnego wpływu na fizjologię ryb hiszpańskich. Larwy C. italica dostają się do jamy gębowej ryb przez skrzela. Osobniki żeńskie ustawiają się w pozycji języka i żywią się krwią. Choć pasożyt nie zagraża człowiekowi, ogranicza rozmiary i długość życia ryb. Biorąc pod uwagę, że po pierwsze, ryby z okolic hiszpańskich i włoskich żyją w podobnych warunkach środowiskowych, a po drugie, obie populacje morleszów i C. italica są ze sobą bardzo blisko spokrewnione, jedyną różnicą pozostaje intensywność odławiania i to ona stanowi główny czynnik "zjadliwości" pasożyta. Niestety, nadmierne odławianie doprowadza do zachwiania równowagi między pasożytem a gospodarzem i wpływa na cały ekosystem.
-
- morlesz pręgowany
- Lithognathus mormyrus
- (i 10 więcej)
-
Przewidywany wzrost stężenia dwutlenku węgla w oceanach może mieć negatywny wpływ na mózg i układ nerwowy ryb, stwierdził międzynarodowy zespół uczonych. Nasza grupa od wielu lat bada młode ryby, żyjące na rafach koralowych na obszarach, gdzie występuje większe stężenie dwutlenku węgla. Jest dla nas jasne, że dochodzi tam do poważnego zaburzenia działania ich układu nerwowego, co prawdopodobnie zmniejsza ich szanse na przeżycie - mówi profesor Phillip Munday z australijskiego ARC Centre of Excellence for Coral Reef Studies. Opublikowane w Nature Climate Change wyniki badań wskazują, że zwiększona koncentracja dwutlenku węgla niszczy kluczowe receptory w mózgach ryb, wpływając na ich zachowanie oraz działanie ich zmysłów. Odkryliśmy, że zwiększone stężenie CO2 w oceanie ma bezpośredni wpływ na działanie neuroprzekaźników, co stanowi bezpośrednie i wcześniej nieznane zagrożenie dla życia w oceanach - dodaje uczony. Naukowcy sprawdzali, jak młode ryby radzą sobie w starciu z drapieżnikami. Stwierdzili, że mimo iż zwiększone stężenie CO2 wpływał też w pewnej mierze na drapieżniki, to wpływ na młode ryby był większy. Wstępne wyniki pokazują, że większe stężenie CO2 w wodzie zaburza zmysł węchu u młodych ryb, co utrudnia im odnalezienie rafy czy wyczucie drapieżnika. Podejrzewamy jednak, że szkody są większe i nie ograniczają się tylko do węchu - powiedział uczony. Badania pokazały też, że ryby mają problem ze słuchem. Wykorzystują one ten zmysł do lokalizowania raf i unikania ich w dzień, a chronienia się w nich w nocy. Ryby z upośledzonym słuchem wpływają za dnia na rafy i częściej padają tam ofiarą drapieżników. Okazało się również, że tracą naturalne instynktowne zachowania takie jak pływanie w ławicy i ciągła zmiana kierunku. To również obniża ich szanse na przeżycie. Te wszystkie spostrzeżenia spowodowały, że zaczęliśmy podejrzewać, iż uszkodzenia nie dotyczą tylko pojedynczych zmysłów, ale całego układu nerwowego - mówi uczony. Zespół Mundaya dowiódł, że zwiększone stężenie CO2 wpływa bezpośrednio na receptr GABA-A, odwracając jego normalne funkcjonowanie i prowadząc do zbytniego zwiększenia aktywności niektórych sygnałów nerwowych. Naukowcy podejrzewają, że organizmy morskie są szczególnie wrażliwe na zwiększoną koncentrację CO2, gdyż w naturalny sposób w ich krwi stężenie tego gazu jest niższe niż u organizmów oddychających powietrzem atmosferycznym. Co więcej, u ryb zużywających więcej tlenu, uszkodzenia będą prawdopodobnie większe. Profesor Munday mówi, że każdego roku w wodach oceanów rozpuszcza się około 2,3 miliarda ton emitowanego przez człowieka CO2. Wykazaliśmy, że przyczyną problemów nie jest tutaj zwiększona kwasowość wód - jak ma to miejsce w przypadku skorupiaków czy planktonu - ale, że to sam dwutlenek węgla niszczy centralny układ nerwowy ryb - stwierdził naukowiec. Większa obecność CO2 w wodzie może uderzyć w pierwszej kolejności w rybołówstwo, gdyż najważniejszymi dla tej gałęzi gospodarki rybami są te, które zużywają dużo tlenu.
-
- dwutlenek węgla
- ryba
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Pieczona ryba = większa objętość istoty szarej
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Zdrowie i uroda
Ludzie, którzy przynajmniej raz w tygodniu jedzą pieczone bądź gotowane ryby, zabezpieczają się przed chorobą Alzheimera. To pierwsze studium, które wykazało, że istnieje bezpośredni związek między spożyciem ryb, budową mózgu i ryzykiem alzheimeryzmu - chwali się dr Cyrus Raji z Centrum Medycznego Uniwersytetu w Pittsburghu. Skany uzyskane podczas rezonansu magnetycznego pokazały, "że u osób, które przynajmniej raz w tygodniu jedzą pieczone ryby, w obszarach zagrożonych chorobą Alzheimera zachowuje się większa objętość substancji szarej". Do badania wybrano 260 osób z Cardiovascular Health Study, których funkcjonowanie poznawcze nie odbiegało od normy. Dane dotyczące spożycia ryb uzyskiwano za pomocą specjalnego kwestionariusza (National Cancer Institute Food Frequency Questionnaire). Okazało się, że 163 ochotników jadało rybę tydzień w tydzień; większość 1-4 razy w tygodniu. Wszyscy przeszli wolumetryczne badania struktur mózgowia metodą rezonansu magnetycznego. By uzyskać trójwymiarową mapę objętości istoty szarej, amerykański zespół posłużył się morfometrią bazującą na wokselach (ang. voxel-based morphometry, VBM). Dzięki temu można było odnieść spożycie ryb do budowy mózgu 10 lat później i stworzyć odpowiedni model. Następnie naukowcy próbowali ustalić, czy związane z jedzeniem ryb utrwalenie objętości istoty szarej zmniejsza ryzyko choroby Alzheimera. Kontrolowano szereg zmiennych, w tym wiek, płeć, wykształcenie, poziom aktywności fizycznej, a także obecność bądź brak allelu ε4 genu apolipoproteiny E (apoE4) - to wariant genu, który zwiększa jednostkowe ryzyko wystąpienia choroby Alzheimera. Naukowcy zauważyli, że regularne jedzenie pieczonych ryb wiązało się z większą objętością istoty szarej w kilku obszarach mózgu, m.in. hipokampie, tylnej części kory obręczy i korze czołowej oczodołowej. Aż 5-krotnie zmniejszało to prawdopodobieństwo przejścia w ciągu 5 lat od łagodnych zaburzeń poznawczych do pełnoobjawowego alzheimera. Stwierdzono, że u miłośników gotowanych ryb lepiej funkcjonowała pamięć operacyjna. Ważne, by ryby były pieczone bądź gotowane, ponieważ smażenie nie wpływało ani na objętość istoty szarej, ani na zachowanie sprawności intelektualnej.- 7 odpowiedzi
-
- choroba Alzheimera
- alzheimeryzm
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Osobowość ryby może wpływać na sposób, w jaki zostanie schwytana. Wędkarze łowiący w pobliżu wychodni albo w rejonie z podwodną wegetacją złapią najprawdopodobniej ryby nieśmiałe, natomiast na otwartych wodach ryby bardziej śmiałe (Canadian Journal of Fisheries and Aquatic Science). Nasze studium jako pierwsze charakteryzowało związek między techniką chwytania a jednostkową zuchwałością w populacjach dzikich ryb – chwali się Alexander Wilson z Queen's University. Kanadyjczycy badali osobowości bassów pręgowanych (Lepomis macrochirus), które złapano albo na wędkę, albo za pomocą niewodu dobrzeżnego, czyli ciągnionej włokowej sieci rybackiej. Dzikie ryby schwytane na haczyk były bardziej nieśmiałe od dzikich ryb bassowatych, które trafiły do sieci. Kiedy jednak grupę ryb złapanych w sieć wypuszczono do dużego zbiornika pod gołym niebem, zuchwałe osobniki częściej łapały się na wędkę na otwartych wodach. Podsumowując: wędkarze wybierający zaciszne łowiska schwytają ryby nieśmiałe, a rybacy z włókiem rozprzowym (to inna nazwa niewodu dobrzeżnego) lub wędkarze preferujący otwarte wody złowią przede wszystkim ryby śmiałe.
- 3 odpowiedzi
-
- Lepomis macrochirus
- bass pręgowany
- (i 8 więcej)
-
W miarę jak coraz lepiej poznajemy świat zwierząt, okazuje się, że spora ich część wykorzystuje narzędzia. Dotąd opisywano tego typu przypadki wśród małp, słoni, delfinów czy ptaków (vide kruki), teraz jednak po raz pierwszy sfilmowano rybę, która posłużyła się skałą, by dostać się do smacznego małża. Giacomo Bernardi, profesor ekologii i biologii ewolucyjnej z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Santa Cruz, sfilmował w 2009 r. zachowanie ryby z gatunku Choerodon anchoago u wybrzeży Palau. Zwierzę przekopuje piasek, aby wydobyć małża, potem płynie przez dłuższy czas w poszukiwaniu odpowiedniego terenu, gdzie można by roztrzaskać muszlę. To wymaga wytężonego myślenia o przyszłości, ponieważ mamy do czynienia z wieloetapowym działaniem. Dla ryby to poważna sprawa. Przed nagraniem Bernardiego pojawiały się doniesienia o wykorzystaniu narzędzi przez ryby. Za każdym razem dotyczyły one gatunku z rodziny wargaczowatych (należy do niego również Ch. anchoago), który rozbijał muszlę o skałę. Bernardi podkreśla, że po raz pierwszy słyszał o posługiwaniu się przez ryby narzędziami w 1994 roku, gdy jego kolega zaobserwował na Florydzie rzucające małżami o skałę wargacze Halichoeres garnoti. W warunkach laboratoryjnych podobne zachowanie widywano u talasomy Hardwicka (Thalassoma hardwicke). Wargaczowate to jedna z najliczniejszych gatunkowo rodzin wśród ryb okoniokształtnych. Wykorzystanie narzędzi zaobserwowano u daleko spokrewnionych gatunków. Znajdują się one na przeciwległych końcach drzewa filogenetycznego, może to więc być głęboko zakorzeniona [powstała u wspólnego przodka] cecha behawioralna wszystkich wargaczowatych. http://www.youtube.com/watch?v=P_MYQy_eeTQ
-
Te, co skaczą i pływają, na swój pokaz zapraszają
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Nauki przyrodnicze
Alticus arnoldorum to morska ryba z raf koralowych Oceanu Spokojnego, która spędza dużo czasu w strefie międzypływowej. Naukowcy sądzą, że rzuca to nieco światła na początki kolonizacji lądu przez zwierzęta. Przy okazji stwierdzono, że skacząca ryba prowadzi rozbudowane i ciekawe życie społeczne. Dr Terry Ord z Uniwersytetu Nowej Południowej Walii opowiada, że w dorosłości A. arnoldorum staje się zwierzęciem lądowym, zasiedlając skaliste pasmo pływów strefy przybrzeżnej. […] Nadal jednak potrzebuje wilgoci, by oddychać za pomocą skrzeli i skóry. Nasze studium pokazało, że życie na lądzie w wykonaniu ryby morskiej jest silnie zależne od pływów i fluktuacji temperatury. Jest uzależnione do tego stopnia, że większość aktywności ogranicza się do krótkiego okresu częściowego zalania, którego moment występowania zmienia się z dnia na dzień. Podczas naszych badań na Guam nigdy nie widzieliśmy dobrowolnego powrotu do wody. W rzeczywistości ryby spędzały dużo czasu na aktywnym unikaniu zanurzenia przez nadchodzące fale, nawet wtedy gdy próbowaliśmy je schwytać do badań. Australijczyk podkreśla, że ryby te są bardzo zwinne na lądzie i naprawdę trudno je złapać. A. arnoldorum pokonują skalisty teren, wyginając ogon i posługując się wydłużonymi płetwami piersiowymi i ogonowymi. Dzięki tym ostatnim są w stanie uczepić się niemal każdej powierzchni. "Gimnastyka" ogona pozwala im zaś na wskakiwanie na położone wyżej tereny. Skoki mają niekiedy rekordową długość, wielokrotnie przewyższającą długość ich ciała. Podczas wysokiego i niskiego stanu wód A. arnoldorum przebywają w szczelinach skalnych. Pomiędzy nimi wychodzą na żer, gody i by prowadzić życie społeczne. Ord i S. Tonia Hsieh z Temple University uważają, że jest ono niezwykle złożone, biorąc pod uwagę wąskie okienko czasowe, jakim dysponują ryby. Samce są terytorialne i urządzają pokazy mające odstraszyć wrogów i zwabić samice (demonstrują czerwone płetwy i energicznie potrząsają głowami). Biolodzy zauważyli samice agresywnie broniące żerowisk na początku sezonu rozrodczego. Samice oglądają nory samców, zanim wybiorą partnera. Potem składają ikrę i znikają, zostawiając opiekę nad jajami ojcu.-
- strefa międzypływowa
- zwierzę lądowe
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Delfiny butlonose to pierwsze stworzenia morskie, o których wiemy, iż używają narzędzi. Naukowcy zdobyli właśnie dowód, że kilka osobników z australijskiej Zatoki Rekina nauczyło się wykorzystywać nowe narzędzie. Dotychczas butlonosy korzystały z gąbek, za pomocą których szukały ryb ukrywających się w mule. Teraz wykonano zdjęcia zwierząt, które używają dużych muszli do łapania ryb, a następnie wytrząsają je sobie wprost do dzioba. Poziom skomplikowania oraz fakt, że rzadko obserwujemy takie zachowania sugerują, iż jest to nowo nabyta umiejętność niektórych zwierząt żerujących w Zatoce Rekina - stwierdził w artukule w Marine Mammal Science biolog Michael Krutzen z Uniwersytetu w Zurichu. Delfina wyławiającego muszle dużych ślimaków i potrząsającego nią zauważono po raz pierwszy w grudniu 1996 roku. W ciągu kolejnych 11 lat widziano jedynie 6 przypadków takich zachowań. Natomiast w ciągu ostatnich czterech miesięcy zauważono kolejnych 6 osobników i udało się zrobić zdjęcia. Doszło do tego przypadkiem. Uczeni przygotowywali się do wykonania biopsji skóry znajdującego się w pobliżu osobnika, gdy nagle delfin zanurkował i wynurzył się trzymając w pysku muszlę, z której wytrząsnął rybę. Później zanurzył się ponownie. W międzyczasie na miejsce niezwykłego polowania przybyły kolejne cztery delfiny. Czekały one na ponowne wynurzenie się samicy i obserwowały to, co robi z muszlą. Uczonych zaskoczył fakt, że z muszli wysunęła się ryba, którą delfin zjadł. Dotychczas sądzono bowiem, że delfiny wyławiające muszlę polują na znajdujące się w nich ślimaki. Nie wiadomo, w jaki sposób delfiny używają muszli pod wodą. Czy wyciągają te muszle, w których schowała się uciekająca przed nimi ryba, czy też świadomie zakładają pułapki. Z innych obserwacji wynika również, że zwierzęta te nauczyły się używać muszli do kopania w dnie. Coraz częstsze przypadki zanotowania polowań z użyciem muszli wskazują, że coraz więcej zwierząt nabywa tę umiejętność.
-
Wkrótce w magazynie Coral Reefs ukaże się artykuł, którego autorzy zaprezentują pierwsze w historii fotografie ryby używającej narzędzi. Autorem fotografii jest zawodowy nurek Scott Gardner. Nurkował on na Wielkiej Rafie Koralowej, gdy usłyszał dziwne uderzenia. Gdy popłynął sprawdzić, co się dzieje, zauważył rybę, która trzymając w pysku muszlę uderzała nią o kamień, by ją rozbić. To pierwszy udokumentowany przypadek używania narzędzi przez ryby kostnoszkieletowe. Kiedyś uważano, że tylko ludzie potrafią używać narzędzi. Jednak odkrywamy coraz więcej przypadków używania ich przez zwierzęta. Z narzędzi korzystają naczelne, ptaki, słonie, delfiny, ośmornice, a teraz mamy dowód na używanie ich przez ryby. Culum Brown, ekolog behawioralny z australijskiego Macquarie University, który jest współautorem wspomnianego artykułu mówi, że zdjęcia pokazują, iż ryba zręcznie posługiwała się narzędziem. Wokół kamienia znaleziono więcej pokruszonych muszli, co wskazuje, że to nie pierwszy tego typu przypadek. Brown sądzi, że wiele gatunków ryb potrafi korzystać z narzędzi. Oczywiście rozpoczęła się dyskusja dotycząca tego, co należy uznać za użycie narzędzia. Ryba niewątpliwie korzystała z kamienia, ale jego samego nie trzymała. Dlatego też liczni naukowcy mówią, że nie mamy tutaj z przypadkiem użycia narzędzia. Brown odpowiada, że jeśli bardzo zawęzimy definicję „używania narzędzia" to ograniczymy ją tylko do stworzeń o anatomii podobnej do ludzkiej. Jako, że ryby nie mają chwytnych kończyn, nie mogą podnieść kamienia, radzą sobie zatem tak, jak pozwala im na to anatomia. Warto też przypomnieć o rybach, strącających owady za pomocą strumienia wody.
-
Posługując się wibryssami, foki pospolite (Phoca vitulina) potrafią wskazać najtłustszą rybę. Nawet z przysłoniętymi oczami i uszami zwierzęta te określają wielkość oraz kształt obiektów, wyczuwając różnice w pozostającym po nich w wodzie śladzie hydrodynamicznym. W zeszłym roku zespół doktora Wolfa Hankego z Marine Science Center Uniwersytetu w Rostocku wykazał, że za pomocą wyłącznie wibryssów wytresowany samiec Henry jest w stanie wyczuć sztuczną rybę z odległości nawet 100 metrów. Wiedząc o imponujących możliwościach związanych z dystansem, niemieccy biolodzy postanowili sprawdzić, czy wibryssy pozwalają też odróżniać wielkość i kształty. Okazało się, że tak. W odkrytym basenie w kolońskim zoo naukowcy ustawili pojemnik z kilkoma obracającymi się łopatkami. Tworzyły one ślady podobne do wytwarzanych przez płynącą rybę. Henry'emu zakładano słuchawki i maskę. Foka miała przepłynąć przez pojemnik w kierunku łopatek, gdzie dostawała rybną nagrodę. Naukowcy porównywali łopatkę kontrolną z łopatką o zróżnicowanej grubości i kształcie. Jeśli ślad był taki sam, jak pozostawiany przez turbinę kontrolną, foka wybierała cel po prawej. Gdy odpowiadał czemuś grubszemu, chudszemu lub o innym kształcie, dotykała celu nad bramką wyjściową. Ślady hydrodynamiczne mają dla fok pospolitych olbrzymie znaczenie, ponieważ widoczność pod wodą jest często ograniczona, a i słuch się nie za bardzo przydaje. Foki mają co prawda świetny słuch, ale poruszające się ryby nie generują, niestety, prawie żadnych dźwięków. Choć Niemcy testowali zaledwie jedno wytrenowane zwierzę, uważają, że wszystkie foki mogą się pochwalić identyczną umiejętnością. Wg nich, superczułe wibryssy pozwalają upolować najbardziej kaloryczną ofiarę. Zdolność odróżnienia pod wodą kształtów i wielkości oznacza oszczędność czasu i energii – nie trzeba ich przecież tracić na bezsensowne pogonie i szarpaninę.
-
Naukowcy z Uniwersytetu Stanowego Oregonu (OSU) opracowali jadalną powłokę ochronną do filetów rybnych, która nie tylko wydłuży ich okres przydatności do spożycia, ale także sprawi, że będą zdrowsze. Amerykanie pracowali z filetami z terpugi (Ophiodon elongatus). Miksturę wzbogacili rybim tłuszczem. Z taką powłoką można trzymać filety w ladzie chłodniczej o 2-3 dni dłużej – przekonuje profesor Yanyun Zhao. Płynna powłoka zawiera chitozan, czyli pochodną chityny, z której zbudowane są szkielety zewnętrzne stawonogów, w tym skorupiaków. Po zanurzeniu i wysuszeniu powstaje niewidoczna gołym okiem błona, "odstraszająca" bakterie i grzyby. Wydłuża się też okres przydatności do spożycia. Po potraktowaniu filetów utrwalaczem własnego pomysłu zespół z OSU przechowywał część przez 3 tygodnie w lodówce, a część zamroził na 3 miesiące. Po upływie tego czasu okazało się, że powłoka potroiła zawartość kwasów omega-3 w rybach, w porównaniu do filetów niepoddawanych dodatkowej obróbce. Kwasy typu omega-3 są korzystne dla zdrowia, zapobiegają np. chorobom serca. Obfitują w nie tłuste ryby, w tym łososie, makrele i sardynki, natomiast w gatunkach chudych, m.in. dorszu lub mieczniku, jest ich znacznie mniej. Do eksperymentów wybrano właśnie terpugę, gdyż często trafia ona na talerze Amerykanów, ale nie zawiera zbyt wiele tłuszczu. Naukowcy wykazali, że zanurzanie w ciekłej powłoce ma jeszcze jeden plus – zapobiega utlenianiu tłuszczów. W trzymanych w lodówce i zamrożonych próbkach znaleziono mniej zjełczałych fragmentów niż w filetach kontrolnych. Po rozmrożeniu ryby pokryte cienkim filmem były też wilgotniejsze. W przypadku filetów z lodówki błona spowalniała rozwój mikroorganizmów, a w przypadku mrożonych w ogóle do tego nie dopuszczała. W przyszłości Zhao planuje przeprowadzić testy smakowe konserwowanych w ten sposób ryb.
- 4 odpowiedzi
-
- kwasy omega-3
- tłuszcze
-
(i 6 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Jak pogodzić ludzką potrzebę łowienia ryb, które lądują następnie na naszych stołach, z zapewnieniem bezpieczeństwa najcenniejszym gatunkom, a przy okazji zwrócić uwagę konsumentów na potrzebę ochrony przyrody? Ciekawym pomysłem może być konkurs na najlepszy projekt urządzenia, które umożliwi rybakom pracę bez nadmiernego narażania cennych zwierząt morskich. Organizatorem inicjatywy jest organizacja ekologiczna WWF. Aby dodatkowo zmotywować wynalazców, jej działacze przewidzieli nagrody o łącznej wartości 57,5 tysiąca dolarów amerykańskich dla autorów najciekawszych rozwiązań. "Przypadkowe łowienie" [ang. bycatch - przyp. red.] jest jednym z największych i najbardziej powszechnych zagrożeń dla rekinów, żółwi morskich, ryb oraz ssaków morskich żyjących w naszych oceanach, wyjaśnia istotę problemu Bill Fox, wiceszef WWF ds. rybołówstwa. Jego zdaniem, konkurs, nazwany "Smart Gear Competition" (można to przetłumaczyć jako "Konkurs Sprytnych Urządzeń"), jest doskonałym sposobem na uruchomienie kreatywnej wymiany pomysłów, której efektem może być wynalezienie urządzeń pozwalających rybakom na zmniejszenie szkodliwości połowów. Konkurs ma charakter otwarty i może w nim wziąć udział każdy, niezależnie od wykształcenia, zawodu czy doświadczenia w dziedzinie rybołówstwa. Jest więc doskonałą okazją nie tylko dla zawodowych konstruktorów, lecz także dla wynalazców-samouków, a nawet dla uczniów i studentów. Wystarczy, żeby zgłaszane pomysły wykazywały się takimi cechami, jak: innowacyjność, praktyczność, opłacalność stosowania, a także, oczywiście, skuteczność. W jury konkursu, które wybierze najciekawsze projekty, zasiądą zarówno naukowcy i przedstawiciele biznesu, jak i sami zainteresowani, czyli rybacy. Wyłoniony przez nich zwycięzca otrzyma nagrodę główną w wysokości 30 tys. USD. Na tym jednak nie koniec! Komisja planuje także przyznanie dwóch nagród dodatkowych w wysokości 10 tys. USD, zaś autor projektu najbardziej użytecznego na wodach przybrzeżnych wschodniej Afryki otrzyma dodatkowe wyróżnienie, a wraz z nim kolejną imponującą kwotę, czyli 7500 USD. Osoby zainteresowane wzięciem udziału w konkursie powinny nadesłać swoje zgłoszenia do 30 czerwca 2009 r. Odpowiedni kwestionariusz oraz szczegółowe informacje na temat Smart Gear Competition można znaleźć na stronie http://www.smartgear.org
-
Czy określenie "owczy pęd" pasuje wyłącznie do owiec? Z pewnością nie. Wiele wskazuje na to, że ryby także kierują się modą i poddają się temu zjawisku, a efekty takiego zachowania mogą być korzystne dla całej ławicy. Interesujący eksperyment przeprowadzono na ciernikach (Gasterosteus aculeatus) - niewielkich rybach słodkowodnych żyjących także na terenie Polski. Wyniki badania, przeprowadzonego przez zespół Ashleya Warda z Uniwersytetu w Sydney, prezentuje najnowszy numer czasopisma Current Biology. Założenia doświadczenia były bardzo proste. Do naczynia, w którym znajdowały się cierniki, wstawiano dwie repliki ich kompanów: jedna wyraźnie przypominała rybę wychudzoną i osłabioną, zaś druga wyglądała na dobrze odżywionego i zdrowego osobnika. Dla zwiększenia realizmu testu obie rybki wyposażono w mechanizm umożliwiający zdalne sterowanie ich ruchami. Zgodnie z zasadami rządzącymi wśród cierników, gromadzenie się ryb wokół jednego z osobników oznacza wybór lidera ławicy. Naukowcy przeprowadzili serię kolejnych "elekcji", w których grupa liczyła sobie jedną, dwie, cztery lub osiem ryb. Eksperyment pokazał, że im większa była liczba osobników w ławicy, tym częściej jako jej lidera wybierano "zdrową" atrapę. Różnica była bardzo wyraźna: gdy "wyborca" był tylko jeden, dokonywał trafnego wyboru tylko w 55% przypadków, lecz odsetek ten wzrastał aż do 80%, gdy badana ławica była powiększana do ośmiu ryb. Niektóre ryby zauważają najlepszy możliwy wybór bardzo szybko, lecz inne mogą popełnić błąd i wybrać złą drogę, tłumaczy tajniki życia stadnego cierników David Sumpter, badacz z Uniwersytetu w szwedzkim mieście Uppsala. Dodaje: pozostałe ryby oceniają, jak wiele innych podążyło w okreslonym kierunku. Gdy liczba tych wybierających się w jedną stronę przeważa nad tymi wybierającymi drugą, wówczas niezdecydowana rybka wybiera kierunek obrany przez większość. Co ciekawe, podobnych obserwacji dokonano już wcześniej na... ludziach. Okazuje się bowiem, że sądowa ława przysięgłych, której zadaniem jest orzeczenie winy lub niewinności oskarżonego, także częściej podejmuje poprawne decyzje wtedy, gdy jest liczniejsza. Wiele wskazuje więc na to, że "owczy pęd" to nie tylko specjalność owiec, ani nawet ssaków...
-
Nowy test, oparty o zastosowanie komórek pobranych od popularnych ryb akwariowych, jest w stanie szybko i precyzyjnie wykryć liczne toksyny bakteryjne - twierdzą naukowcy z Uniwersytetu Stanu Oregon. Technologia może znaleźć zastosowanie głównie w przemyśle spożywczym. Opracowana metoda wykorzystuje naturalną cechę bojowników syjamskich (Betta splendens) - ryb hodowanych powszechnie w akwariach na całym świecie. Zwierzęta te, w optymalnych warunkach intensywnie barwne, pod wpływem toksyn w mgnieniu oka tracą kolor, a ich ciało staje się niemal przeźroczyste. Badacze wyizolowali z nich komórki odpowiedzialne za ten proces, zwane komórkami chromatoforowymi, czyli "niosącymi barwę" (nazwa ta pochodzi z języka greckiego). To one odgrywają główną rolę w nowym rodzaju testu. Wykonanie badania jest niezwykle proste. Do naczynia, w którym hodowane są komórki wysycone czerwonym pigmentem, dodaje się próbkę podejrzewaną o występowanie w niej toksyn, takich jak szkodliwe białka bakteryjne lub metale ciężkie. Jeżeli dojdzie do zatrucia komórek, reagują one błyskawicznym wycofaniem cząsteczek jaskrawego barwnika z cytoplazmy, co prowadzi do zaniku czerwonej barwy. Proces ten można z łatwością wykryć, a intensywność reakcji można zmierzyć i opisać z użyciem wartości liczbowych. Komórki chromatoforowe bojowników reagują na toksyny produkowne przez liczne bakterie. Do mikroorganizmów, które można wykryć dzięki ich zastosowaniu, zalicza się m.in. bakterie jadu kiełbasianego (Clostridium botulinum) oraz przedstawicieli gatunków Clostridium perfringens i Bacillus cereus, odpowiedzialnych za liczne przypadki biegunek. Skuteczność testu potwierdzono także w odniesieniu do bakterii z rodzaju Salmonella, niezwykle istotnego z punktu widzenia przemysłu spożywczego. Wymienione zanieczyszczenia pojawiają się w produktach spożywczych stosunkowo często, lecz ich wykrycie bywa niejednokrotnie skomplikowane i czasochłonne. Technologia opracowana na Uniwersytecie Stanu Oregon może pomóc w rozwiązaniu tego problemu poprzez dostarczenie prostego i szybkiego testu gotowego do zastosowania w przemyśle. Co więcej, jak twierdzi szefowa zespołu badaczy, prof. Janine Trempy, istnieje duża szansa, że użycie zestawu do badań nie będzie wymagało jakiegokolwiek specjalistycznego szkolenia. Obecnie planowane są dalsze badania, których celem będzie przetestowanie zdolności komórek pobranych od bojowników do wykrywania innych bakterii istotnych ze względu na powodowanie przez nie zatrucia. Chodzi tu głównie o mikroorganizmy z rodzaju Listeria oraz należące do szczepu E.coli 0157:H7. Zdaniem prof. Trempy konieczne będzie także ustalenie metody, która pozwoliłaby na utrzymanie komórek chromatoforowych w hodowli. Pozwoliłoby to na uniknięcie pobierania ich od ryb w celu wykonania kolejnych analiz. Badacze z Oregonu uzyskali już patent na opracowaną przez siebie metodę. Szczegółowe informacje na jej temat opublikowano w czasopiśmie Microbial Biotechnology.
- 12 odpowiedzi
-
David Hayes i jego 3-letnia wnuczka Alyssa wybrali się razem na ryby. Każde ze swoją wędką: dziadek z "dorosłą" i dużą, dziewczynka z różowym ekwipunkiem lalki Barbie. W pewnym momencie David został poproszony o przytrzymanie sprzętu wnuczki i wtedy właśnie stało się coś zaskakującego. Żyłka naprężyła się, nad wodą pokazał się ogon sporej ryby i po 25 minutach walki Amerykaninowi udało się wyciągnąć na brzeg stawu 81-cm zębacza o wadze 9,5 kg. Łowisko znajduje się w hrabstwie Wilkes, tuż za domem Hayesa. Alyssa bała się, że dziadek złamie jej wędkę, ale na szczęście wszystko skończyło się dobrze. Ryba była większa od wędki dla lalek, która mierzy zaledwie 76 cm. Biolodzy z North Carolina Wildlife Resources Commission potwierdzili pobicie rekordu wielkości ryby złapanej na zabawkowy sprzęt. Poprzedni został przebity o ok. 3 funty, czyli 1,3 kg.
- 1 odpowiedź
-
- Barbie
- David Hayes
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
<!-- @page { size: 21cm 29.7cm; margin: 2cm } P { margin-bottom: 0.21cm } --> Okazuje się, że zapadanie w zimowy sen jest w świecie zwierząt dość powszechnym obyczajem. Jak odkryli badacze z British Antarctic Survey, do zimowych śpiochów należą nawet ryby. Przedstawiciele gatunku Notothenia coriicepspopadają w letarg, pozwalający zaoszczędzić energię. Podobnie jakssaki, ryby te co pewien czas na krótko ożywiają się, po czymkontynuują "drzemkę". W tym stanie ich metabolizm staje się pięciokrotnie wolniejszyniż podczas normalnej aktywności. Jednocześnie grupy tych ryb zajmująznacznie mniejszy niż zwykle obszar, a przebywane przez nie dystansedobowe ulegają 20-krotnemu skróceniu.Według naukowców, przejście w stan hibernacji raczej nie jest wywoływane wahaniami temperatury wody – te w skali roku osiągają jedynie 2 stopnie Celsjusza – ale zmianami światła dziennego. Kierując się poziomem nasłonecznienia, ryby prawdopodobnie próbują wykorzystać krótkie antarktyczne lato do zgromadzenia zapasu energii, wystarczającego na przetrwanie zimy. Zachowanie to pozostaje jednak zagadką, ponieważ naturalne otoczenie N. coriiceps obfituje w pożywienie przez cały rok. Ponadto dotychczas nie obserwowano wśród ryb dużych zmian metabolizmu następujących niezależnie od temperatury otoczenia.
- 2 odpowiedzi
-
- Notothenia coriiceps
- hibernacja
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Na terenie płaskowyżów wschodniego Surinamu odkryto aż 24 nowe gatunki zwierząt, w tym czarną żabę z fluorescencyjnymi fioletowymi esami-floresami. Ekspedycja naukowa była sponsorowana przez 2 kompanie górnicze (Suriname Aluminum Company LLC oraz BHP Billiton Maatschappij Suriname), którym zależało na odnalezieniu złóż boksytu, rudy bogatej w tlenek glinu. Nie wiadomo, czy sensacyjne odkrycie biologiczne nie pokrzyżuje ich planów rozwoju i wydobycia. Nieznane dotąd gatunki odkryto w 2005 roku na terenie lasów deszczowych i bagien, oddalonych o jakieś 129 km od stolicy państwa Paramaribo. Wyprawę poprowadziła organizacja nonprofit Conservation International. Jak poinformował jej rzecznik Tom Cohen, natrafiono na 1 gatunek żaby, 12 gatunków żuków gnojarzy, 6 gatunków ryb oraz jeden gatunek mrówek. Naukowcy zaapelowali o lepszą ochronę lasów państwowych, gdzie polowania i górnictwo na małą skalę znajdują się na porządku dziennym. Firma Suriname Aluminum, która dysponuje zezwoleniem na wydobycie złota w tym rejonie, obiecała, że uwzględni zdobyte dane w swojej dokumentacji. Zdjęcia zwierząt można zobaczyć na stronie internetowej Conservation International.
-
Uczeni odkryli, że Dunkleosteus terrelli był najpotężniejszym morskim drapieżcą w historii Ziemi. Prehistoryczna ryba o długości 10 metrów mogła ważyć nawet 10 ton. Tym, co czyniło ją najniebezpieczniejszym stworzeniem morskim były jej potężne szczęki. Phil Anderson z Departamentu Nauk Geofizycznych University of Chicago oraz Mark Westneat, kurator wystawy ryb w Field Museum w Chicago wykorzystali skamieniałe szczątki Dunkleosteusa terreli, na podstawie których stworzyli komputerową symulację mięśni ryby oraz siły nacisku jej szczęk. Okazało się, że mogą się z nią równać jedynie Tyrannosaurus rex oraz współczesne aligatory. Nacisk, jakie wywierały ich zęby na ofiarę wynosił 8000 funtów na cal kwadratowy, czyli 563 kilogramy na centymetr kwadratowy. Co więcej, ryba rozwierała szczęki w czasie 1/50 sekundy, dzięki czemu zasysała ofiarę do paszczy. Odkrycie to jest o tyle niezwykłe, że ryby zwykle albo mają bardzo mocne, albo bardzo szybkie szczęki. Obie cechy nie występują jednocześnie. Dunkleosteus to jeden z wielu gatunków ryb pancernych (tarczowców), które dominowały w ziemskich oceanach 415-360 milionów lat temu.
-
- Phil Anderson
- tarczowce
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Czy zwierzę, które żyje w wodzie i na lądzie, ma cztery łapy, potężne szczęki, powszechnie uchodzi za jedno z najbardziej krwiożerczych stworzeń i jest gadem, może stać się rybą? Jak się okazuje – może. Taki przypadek zdarzył się właśnie australijskim krokodylom. Politycy w Australii zmienili definicję słowa "ryba" i uchwalili przepisy zgodnie z którymi krokodyle stały się rybami. Parlamentarzyści przegłosowali właśnie nową ustawę Agriculture, Fisheries and Forestry Legislation Amendment (Export Control and Quarantine) Bill 2006. Dotyczy ona kontroli eksportu i przepisów odnośnych kwarantanny produktów rolnych, rybołówstwa i leśnictwa. Susan Ley z Ministerstwa Rolnictwa powiedziała, że wprowadzenie nowej definicji "ryby" jest konieczne, by kraj mógł kontrolować eksport krokodyli, skorupiaków i krewetek.