Znajdź zawartość
Wyświetlanie wyników dla tagów 'reklama' .
Znaleziono 60 wyników
-
Śledzili użytkowników sprzętu Apple'a - aktualizacja
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Bezpieczeństwo IT
Gdy Wall Street Journal opublikował informację o śledzeniu przez Google'a użytkowników przeglądarki Safari, tematem szybko zainteresowały się media. Tekst WSJ zawierał jednak, niestety, sporo nieścisłości, które Google postanowiło wyjaśnić. Jak dowiadujemy się z oświadczenia wydanego przez wiceprezes Google'a Rachel Whetstone, Safari, w przeciwieństwie do innych przeglądarek, domyślnie blokuje ciasteczka firm trzecich. Jednak z drugiej strony przeglądarka pozwala użytkownikom na korzystanie z licznych funkcji obecnych na witrynach WWW, do uruchomienia których konieczna jest jednak akceptacjach takich cookies. Dlatego też Apple udosŧepnia w niej pewne mechanizmy pozwalające na serwowanie cookies. W ubiegłym roku Google zaczął wykorzystywać ten mechanizm. Działał on tylko u tych użytkowników, którzy byli zalogowani do serwisów Google'a wyrazili zgodę na wyświetlanie spersonalizowanych reklam oraz zawartości innego typu, takiej jak np. przycisk +1. Serwery Google'a sprawdzały przeglądarkę takich użytkowników, by dowiedzieć się, czy zezwolili oni na uruchomienie mechanizmu pobierania cookies stron trzecich. Sprawdzenie odbywało się anonimowo. Niestety poniewczasie okazało się, że Safari zawiera też funkcję, która umożliwiła innym cookies reklamowym Google'a na przedostanie się do przeglądarki. Pracownicy Google'a nie wiedzili, że tak się stanie i gdy tylko zostali poinformowani o problemie serwery wyszukiwarkowego giganta natychmiast zaczęły usuwać niewłaściwe ciasteczka z przeglądarek. Google podkreśla przy tym, że ciasteczka te, podobnie jak wszelkie inne cookies reklamowe używane przez firmę, nie zbierały inforamcji umożliwiających zidentyfikowanie użytkownika komputera. Problem nie dotyczy ani użytkowników innych przeglądarek, ani użytkowników Safari, którzy nie wyrazili zgody na wyświetlanie spersonalizowanych reklam Google'a. -
Zdaniem firmy analitycznej Parks Associates wkrótce na tabletach zagoszczą takie reklamy, jakie znamy z telewizji. Z badań firmy wynika, że już niemal 20% interesujących się technologią Amerykanów korzysta z tabletów w czasie oglądania telewizji. Gdy akcja filmu rozwija się powoli lub gdy właśnie wyświetlane są reklamy, osoby te sprawdzają na tabletach program telewizyjny i informacje na temat różnych pozycji. Rosnąca liczba takich konsumentów to łakomy kąsek dla reklamodawców. Tym bardziej, że im więcej osób będzie korzystało z tabletów przy okazji używania telewizji tym lepiej można będzie dobrać reklamy pod kątem zainteresowań konkretnej osoby. Bazująca na preferencjach technika dobierania reklam jest nazywana przez jej przeciwników i obrońców prywatności „ad stalking“. Jednak, jak się okazuje, aż 33% amerykańskich użytkowników internetu i telewizji nie ma nic przeciwko takiemu sposobowi dobierania wyświetlanych im reklam.
-
Amerykańskie media pracują nad systemami, które pozwolą w czasie rzeczywistym dostosowywać reklamy do gustów użytkowników. Będzie to możliwe dzięki śledzeniu i analizie komentarzy w serwisach społecznościowych. Specjaliści spodziewają się, że podczas najbliższych finałów Super Bowl około 5 milionów ludzi zasiądzie do Twittera i innych serwisów społecznościowych, by na bieżąco komentować wydarzenia. To olbrzymi wzrost w porównaniu z ubiegłym rokiem, gdy komentujących było 900 000. W internecie pojawi się zatem olbrzymia liczba opinii nie tylko o samych rozgrywkach, ale również o wyświetlanych reklamach. Bieżący rok będzie wielkim sprawdzianem przed tym, co jest planowane w roku 2013. Za rok stacje telewizyjne i reklamodawcy chcą dysponować systemem na bieżąco zbierającym i analizującym opinie, by błyskawicznie zmieniać plany i w kolejnym bloku reklamowym usunąć te klipy, które się widzom nie podobają, zastępując je treściami bardziej lubianymi. Trzeba będzie przygotować kilka reklam tego samego produktu i kilka wersji każdej reklamy. Będą one wyświetlane w zależności od tego, jakie komentarze będą się pojawiały zarówno na temat samej reklamy, jak i na temat wydarzeń na boisku - mówi Kate Sirkin, dyrektor ds. badań w Starcom MediaVest Group. W najbliższą sobotę firma Bluefin Labs, specjalizująca się w analizie mediów społecznościowych, po raz pierwszy upubliczni swoje analizy dotyczące reklam podczas Super Bowl. Będzie je można zobaczyć zaraz po rozgrywkach. Dotychczas takie dane były ujawniane tylko klientom firmy. Specjaliści podkreślają, że liczba komentarzy dotyczących tego, co można zobaczyć w telewizji, gwałtownie rośnie. Premiera pierwszego odcinka nowej serii reality show The Bachelor doczekała się 80 528 komentarzy, podczas gdy przed rokiem pierwszy odcinek nowej serii został skomentowany 13 966 razy. Nowy sezon Jersey Shore skomentowano 410 230 razy, a rok wcześniej - 69 829 razy. Internet, wbrew prognozom, nie tylko nie zabija telewizji, ale może jej pomagać. Średnia cena emisji pojedynczej reklamy podczas tegorocznego Super Bowl wyniesie 3,5 miliona dolarów. Anheuser-Busch, producent m.in. Budweisera, przygotował 6 różnych reklam, które będą wyświetlane w czasie rozgrywek. Pod koniec meczu będziemy wiedzieli, czy reklamy odbierane są podobnie, czy też któraś się wyróżnia. Na sam koniec będziemy mogli dzięki temu pokazać najbardziej lubianą reklamę - mówi Tom Thai, wiceprezes Bluefin. Jego firma obsługuje ponad 8000 programów w 200 stacjach oraz śledzi media społecznościowe, przede wszystkim Twittera. Śledzi też około 10 milionów osób, które w ciągu ostatnich trzech miesiącach dodały komentarz odnoszący się do programu telewizyjnego. Dzięki temu Bluefin wie, co się ludziom podoba, jak zmieniają się ich gusta, co ich inspiruje.
-
Często słyszy się, że telewizja to złodziej czasu, który można by przeznaczyć na ćwiczenia czy kontakty z innymi ludźmi. Okazuje się, że w kwestii poprawy formy da się coś zrobić, wystarczy maszerować w miejscu po rozpoczęciu przerwy reklamowej (Medicine & Science in Sports & Exercise). Naukowcy z University of Tennessee badali grupę 23 kobiet i mężczyzn w wieku 18-65 lat. W studium uwzględniono osoby reprezentujące różne kategorie wskaźnika masy ciała (BMI). Sprawdzano, ile kalorii ulega spaleniu podczas leżenia, siedzenia, stania, chodzenia w miejscu i marszu na bieżni z prędkością ok. 5 km/h. W drugiej części eksperymentu ci sami badani na siedząco oglądali przez godzinę telewizję albo spędzali przed nim tyle samo czasu, wykorzystując przerwy reklamowe na marsz w miejscu. Dzięki krokomierzom można było zliczać kroki. Chodząc w miejscu w czasie reklam, ochotnicy spalali średnio 148 kilokalorii. Ustalono, że w ciągu mniej więcej 25 minut przeciętnie wykonywali 2111 kroków. Godzinne ćwiczenia na bieżni pozwalały zużyć średnio 304 kilokalorie. Niestety, więźniowie kanap i foteli nie wypadali najlepiej. Po 60 min oglądania stamtąd telewizji spalali zaledwie 81 kcal. Co więcej, nie odnotowano istotnych statystycznie różnic w liczbie spalonych kalorii między odpoczynkiem a oglądaniem TV na siedząco (79 vs. 81 kcal). Zespół z Knoxville uważa, że sygnał rozpoczęcia bloku reklamowego może być dobrą wskazówką, że trzeba wstać i trochę się poruszać. Znany dżingiel warto potraktować jako element środowiska, który pomaga w wykształceniu korzystnych dla zdrowia nawyków.
- 1 odpowiedź
-
- reklama
- przerwa reklamowa
-
(i 5 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Chcąc nagłośnić fakt, że we wszystkich restauracjach wprowadzono menu w języku Braille'a, Wimpy, sieć fast foodów z RPA, uciekła się do ciekawej reklamy. Widać na niej kucharza, który cierpliwie, ziarenko po ziarenku, rozkłada na 15 bułkach ziarna sezamu, tak by utworzyły wiadomości dla niewidomych w alfabecie Braille'a. Komunikaty są bardzo różne, np. burger dla ciebie ze 100-procentowej wołowiny. Wimpy dostarczyło hamburgery przygotowane ze specjalnie udekorowanych bułek do 3 największych instytucji dla niewidomych w RPA. Reakcje osób, którym je podano, nagrano i wpleciono w spot.
- 1 odpowiedź
-
- alfabet Braillea
- hamburger
- (i 4 więcej)
-
Umieszczanie reklam w grach pełnych przemocy może odnieść skutek odwrotny od zamierzonego. Z badań przeprowadzonych na University of Texas wynika, że konsumenci negatywnie reagują na reklamę w tego typu grach. Szczególnie silną negatywną reakcję zauważono u kobiet. Chociaż gry pełne przemocy są bardzo popularne wśród młodej, bardzo zaangażowanej klienteli, ich efektywność jako medium reklamowego jest wątpliwa - mówi profesor Jorge Peña. Nasze badania pokazały, że obecna w nich przemoc zmniejsza zapamiętywanie i wywołuje negatywne skojarzenia z marką - dodaje. Uczestnicy badania grali w dwie niemal identyczne gry. W pierwszej awatar trzymał w dłoniach broń i poruszał się po pełnych krwi pomieszczeniach, w drugiej wersji dłonie wirtualnego bohatera były puste, a krew zastąpiono wodą. Po zakończeniu rozgrywki badanych poproszono, by przypomnieli sobie jakie marki reklamowano w grze oraz co o nich sądzą. Zauważono, że osoby, które grały w wersję z krwią i bronią pamiętały znacznie mniej reklam i były negatywnie nastawione do reklamujących się firm. Badacze sądzą, że gry z przemocą bardziej skupiają uwagę gracza, odciągając ją od innych sygnałów, które są też trudniej przetwarzane. Ponadto wytwarza się podświadome negatywne skojarzenie z tym, co napotkano w grze. Rynek reklamy w grach to bardzo łakomy kąsek. Firma eMarketer przewiduje, że w bieżącym roku jego wartość w USA sięgnie miliarda dolarów.
-
Dwóch inwestorów Google'a pozwało do sądu kierownictwo firmy, w tym prezesa Larry'ego Page'a i przewodniczącego zarządu Erica Schmidta. Inwestorom nie spodobało się zawarcie przez Google'a ugody z Departamentem Sprawiedliwości, w ramach której koncern zapłaci 500 milionów dolarów grzywny. Wniosek złożono w sądzie w San Jose w imieniu firmy oraz innych inwestorów. Zakres zaniechań jest niezwykły. Od 2003 do 2009 Google świadomie pomagało kanadyjskim aptekom w reklamowaniu nielegalnej sprzedaży lekarstw - czytamy w pozwie. Page, Schmidt oraz Sergey Brin zostali oskarżeni o złe wypełnianie obowiązków oraz zmarnowanie firmowych pieniędzy. Google już w 2003 roku wiedziało, że reklamy kanadyjskich aptek w amerykańskim serwisie Google'a są niemal w każdym przypadku nielegalne. Firma jednak nic z tym nie zrobiła aż do roku 2009, gdy została poinformowana o wszczęciu śledztwa przez DoJ. Błyskawiczna reakcja Google'a po tym, jak dowiedziano się o śledztwie wskazuje, że podsądni mogli w każdym czasie sześcioletniego okresu powstrzymać firmę przed pomaganiem online'owym aptekom - czytamy w pozwie. Inwestorzy domagają się, by wspomniane 500 milionów grzywny zostało zapłacone przez pozwanych oraz by zostali ukarani też grzywną. We wniosku wymieniono również m.in. Johna Hennessy'ego, rektora Uniwersytetu Stanforda, Paula Otelliniego, prezesa Intela, Shirley Tilghman, rektora Princeton University i innych członków zarządu.
-
Najprawdopodobniej dzisiaj zostanie ogłoszona decyzja o nałożeniu na Google'a 500 milionów dolarów grzywny za reklamowanie aptek, które prowadzą nielegalne działania. Koncern zapłaci taką kwotę w ramach ugody z Departamentem Sprawiedliwości. Google zostanie w ten sposób ukarane za umieszczanie reklam aptek, które sprzedają podrobione leki lub też umożliwiają kupowanie leków bez recepty. Mowa tutaj przede wszystkim o kanadyjskich aptekach. Amerykanie chętnie kupują w nich lekarstwa, gdyż są one tańsze od lekarstw w USA. Jednak działania takie są niezgodne zarówno z amerykańskimi jak i kanadyjskimi przepisami. Google już w 2003 roku wiedziało, że przysyłanie przez kanadyjskie apteki lekarstw do USA jest niezgodne z prawem. Prowadzący śledztwo prokuratorzy ze stanu Rhode Island oraz urzędnicy FDA poinformowali, że kwota, którą zapłaci koncern jest jedną z największych grzywien w historii. Zauważyli również, że Google miał techniczne możliwości niedopuszczenia reklam kanadyjskich aptek, gdyż skutecznie blokował reklamy aptek z innych krajów. Tymczasem niektórym kanadyjskim aptekom pomagano nawet w optymalizacji kampanii reklamowych. Pierwsze działania, mające na celu weryfikację legalności reklam kanadyjskich aptek Google podjął dopiero w 2009 roku, gdy został poinformowany o rozpoczęciu śledztwa w tej sprawie. Teraz koncern Page i Brina przyznał się do winy, wziął ją całkowicie na siebie i obiecał, że przedstawi rozwiązania mające zapobiec powtórzeniu się takiej sytuacji w przyszłości.
- 7 odpowiedzi
-
- Stany Zjednoczone
- Kanada
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Konsumenci reagują negatywnie na większość zastrzeżeń (disclaimer), wyświetlanych w superszybkim tempie na końcu reklamy. Wyjątkiem są spoty zaufanych firm i marek. Po przeprowadzeniu serii eksperymentów amerykańscy psycholodzy stwierdzili, że wyświetlane w mgnieniu oka zapisy zmniejszają chęć zakupu nieznanych lub niedarzonych zaufaniem marek. Reklamodawcy mają często tylko 30 sekund na przekazanie swojego przesłania, a urzędy regulujące rynek reklamy wymagają, by każdy spot zawierał klauzulę zastrzeżenia/zrzeczenia się odpowiedzialności. Nasze odkrycia sugerują, że reklamodawcy promujący nieznane lub niezaufane marki powinni umieścić na końcu zastrzeżenie odtwarzane w normalnym tempie, podczas gdy reklamodawcy promujący zaufane marki mogą wykorzystać przesuwający się błyskawicznie napis, zachowując cenne dodatkowe sekundy na główny przekaz. Autorzy badania opublikowanego na łamach Journal of Consumer Research, w tym Kenneth C. Herbst z Wake Forest University i Eli J. Finkel z Northwestern University, uważają, że jakiekolwiek prawo, które reguluje zawartość zastrzeżenia, ale nie prędkość jego odtwarzania, napędza systematyczne odchylenie dające przewagę pewnym firmom. Takie zapisy prawne pozwolą firmom, którym konsumenci i tak ufają, upakować klauzulę zastrzeżenia/zrzeczenia się odpowiedzialności w kilku sekundach bez podkopywania zaufania i zmniejszania chęci zakupu, tymczasem firmy, którym ludzie nie ufają lub nie znają, zostaną zmuszone do wydłużenia czasu emisji obowiązkowego kontentu […]. Nietrudno się domyślić, że tym samym właściwa reklama będzie w tym przypadku krótsza.
- 4 odpowiedzi
-
- zastrzeżenie
- disclaimer
-
(i 9 więcej)
Oznaczone tagami:
-
W zeszłą sobotę (25 czerwca) na Międzynarodowym Festiwalu Reklamy w Cannes po raz pierwszy historii zaprezentowano wyniki badań nad pierwszą reklamą skierowaną do małp. Publiczności wyświetlono m.in. serię nagrań wideo z eksperymentów. Międzygatunkowa reklama to pokłosie zeszłorocznego wystąpienia Laurie Santos na konferencji TED (Technology Entertainment and Design) w Oksfordzie. Prymatolog z Uniwersytetu Yale opowiadała wtedy, że małpy trzymane w niewoli rozumieją ideę pieniądza, a podczas gier ekonomicznych zachowują się jak ludzie. Już w 2005 r. Santos i Keith Chen zauważyli, że małpy potrafią posługiwać się kawałkami metalu jak monetami, by kupić za nie coś od ludzi. Kiedy duet naukowców obniżył cenę plasterków jabłka, sprawiając, że za tę samą liczbę żetonów można było dostać więcej jabłka niż ogórka, małpy zachowywały się jak ludzie wyczuleni na okazje i wyprzedaże i wolały jabłka od ogórków. Słuchając zeszłorocznego referatu Santos, szefowie nowojorskich agencji reklamowych Keith Olwell i Elizabeth Kiehner wpadli na szatański pomysł: skoro jesteśmy do siebie tak podobni, czemu by nie stworzyć reklamy dla małp? By zdobyć jak najwięcej informacji o odbiorcy, czyli kapucynce czubatej, i cały czas mieć u boku kogoś, kto będzie monitorować poczynania przedstawicieli branży reklamowej z małpiej perspektywy, firma Olwella i Kiehner Proton Studio nawiązała współpracę z Santos. Celem testów, które rozpoczęły się w marcu, było sprawdzenie, czy reklama może zmienić zachowanie wysoce uspołecznionych kapucynek. Sami badacze podkreślają, że zależało im na ustaleniu, czy reklama wywołuje u naczelnych jakieś wrodzone reakcje, a jeśli tak, to jakie, w jakiej sytuacji itp. Ponieważ wiele produktów i usług sprzedaje się dzięki seksowi, amerykański zespół postanowił go wykorzystać także w reklamie dla małp. Naukowcy i specjaliści od reklamy zamierzają stworzyć dwie marki jedzenia (prawdopodobnie będą to żelki w dwóch kolorach), przy czym jedna (A) będzie reklamowana, a druga (B) nie. Na zewnątrz wybiegu zawiśnie billboard. Pokarmy będą dla nich nowe i równie smaczne - podkreśla Olwell. Po określonym czasie wystawienia na oddziaływanie billboardu zwierzęta będą miały wybór: zjeść A lub B. Tendencja do raczenia się produktem A zaświadczy o zmianie preferencji pod wpływem reklamy. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, billboard zostanie zamontowany w ciągu kilku najbliższych tygodni. Wbrew pozorom, stworzenie reklamy dla małp wcale nie jest proste. Nie mają języka ani kultury i nie potrafią się długo skupić na jednej rzeczy - wyjaśnia Olwell. W efekcie mozolnych poszukiwań powstały dwa billboardy. Ponieważ ma być w nich element seksualny, na jednym widać zdjęcie żeńskich genitaliów oraz logo marki A. Na drugim widnieją samiec alfa i produkt. Teraz pozostaje czekać na powieszenie któregoś z nich (a może obu po kolei) i efekty tego zabiegu.
- 2 odpowiedzi
-
- Elizabeth Kiehner
- Keith Olwell
-
(i 6 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Dzięki aplikacji IntoNow użytkownik iPhone'a może odebrać butelkę Pepsi w zamian za obejrzenie reklamy tej firmy. Jak informują przedstawiciele usługi IntoNow, to pierwszy przykład użycia technologii, która zasypuje przepaść pomiędzy reklamą w telewizji a rzeczywistym produktem. Pepsi przygotowało 50 000 specjalnych wirtualnych kuponów, których posiadacz może odebrać butelkę Pepsi MAX. Wystarczy pobrać bezpłatną aplikację, która automatycznie identyfikuje oglądane programy telewizyjne. Użytkownik może przypisywać tagi do programów, sprawdzać, co oglądają znajomi i dzielić się wspólnymi zainteresowaniami. Teraz postanowiono wykorzystać IntoNow do nagradzania użytkowników. Pierwszych 50 000 posiadaczy iPhone'a z aplikacją IntoNow, którzy przypiszą tagi do reklamy Pepsi MAX Major League Basketball otrzyma na telefon kupon, uprawniający do odbioru napoju z największych amerykańskich sieciach handlowych. Na razie IntoNow działa tylko na iPhone'ach. IntoNow zostało przed kilkoma dniami kupione przez Yahoo!
-
Już 3 maja zadebiutuje tańszy czytnik e-booków Kindle. Jego posiadacze zapłacą za urządzenie o 25 dolarów mniej niż dotychczas, jednak z obniżką ceny będzie wiązało się wyświetlanie reklam na czytniku. Tańsza wersja będzie identyczna z Kindle 3 Wi-Fi. Jednak o ile za edycję, na której nie są wyświetlane reklamy trzeba zapłacić 139 dolarów, to wersja z reklamami zostanie wyceniona na 114 USD. Reklamy będą wyświetlane na dole strony domowej oraz na wygaszaczach ekranu Kindle'a. Już teraz wiadomo, że powierzchnię reklamową wykupiły Procter & Gamble, General Motors, JPMorgan Chase. Nowego Kindle'a można już zamawiać w przedsprzedaży. Obecnie nie są one dostępne dla klientów z Polski.
-
Chiński uczony Yong Wang z Uniwersytetu Elektroniki i Technologii w Chengdu we współpracy z naukowcami z amerykańskiego University of Evanston opracował technologię, pozwalającą na określenie fizycznego położenia komputera łączącego się z internetem z dokładnością do 690 metrów. Znacznie zatem zawęzili krąg poszukiwań, gdyż dotychczas można było określić położenie z dokładnością do 35 kilometrów. Uczeni wykorzystali położenie uczelni wyższych oraz przedsiębiorstw do uzyskania tak wysokiej dokładności. Skorzystali przy tym z faktu, że instytucje te często hostują swoje witryny na własnych serwerach znajdujących się w siedzibie firmy czy uczelni. Zatem w ich przypadku adres IP jest ściśle powiązany z lokalizacją. Poszukiwanie interesującego nas komputera odbywa się w trzech etapach. Najpierw badany jest czas, w jakim pakiety wysyłane z naszego komputera dotrą do maszyny docelowej. To umożliwia zawężenie kręgu poszukiwań do około 200 kilometrów. Następnie pakiety wysyłane są do serwera, którego fizyczna lokalizacja jest znana z Google Maps. Dzięki temu można sprawdzić, przez jakie węzły sieci przechodzi sygnał. Mierząc czas przejścia pakietu pomiędzy węzłami, można zbadać dzielące je odległości i jeszcze ściślej określić położenie komputera docelowego. Trzeci etap polega na szczegółowym badaniu opóźnień pomiędzy poszczególnymi ruterami oraz pomiędzy nimi a serwerem referencyjnym. Metoda nie jest idealna, a wartość 690 metrów to uśrednienie dla różnych pomiarów. Jednak w sprzyjających warunkach pozwala na określenie miejsca położenia poszukiwanego komputera nawet z dokładnością do 100 metrów. Yong Wang mówi, że do przeprowadzenia poszukiwań nie jest potrzebne żadne współdziałanie ze strony właściciela szukanego komputera, zatem może on nic o nich nie wiedzieć. Przed tego typu działaniami obroni nas jednak korzystanie z serwera proxy. Wang przyznaje, że nie jest w stanie sobie poradzić z tego typu zabezpieczeniem. Może jednak wykrywać proxy, zatem w najgorszym wypadku nie uzyska żadnej odpowiedzi, a nie da się nabrać na fałszywą. Metoda Wanga raczej nie przyda się policji czy służbom specjalnym, ale może być przydatna dla firm reklamowych, które będą mogły wyświetlać reklamy mieszkańcom konkretnych ulic.
-
Reklamy produktów upiększających powodują, że samoocena kobiet okresowo spada. Debra Trampe i Frans W. Siero z Uniwersytetu w Groningen oraz Diederik A. Stapel z Uniwersytetu w Tilburugu zaplanowali i przeprowadzili kilka eksperymentów, które pozwalały ocenić, jakie ludzie postrzegali reklamowane i niereklamowane produkty. W jednej z prób kobietom prezentowano kosmetyki upiększające (perfumy i cienie do powiek) lub usuwające jakiś problem (korektor na wypryski i niedoskonałości skóry oraz dezodorant). Obiekty umieszczano w reklamie z rozświetlonym tłem – obowiązkowo wymieniano nazwę marki – lub ustawiano naprzeciw białej planszy. Po obejrzeniu reklam z upiększaczami panie myślały o sobie częściej, niż gdy oglądały dokładnie ten sam cień czy perfumy poza kontekstem reklamowym. Co więcej, po obejrzeniu reklamy z produktem wspomagającym konsumentki oceniały siebie mniej pozytywnie niż po ujrzeniu kosmetyku w sytuacji niekojarzonej z zachwalaniem. Reklamy produktów upiększających wydają się skłaniać do uznawania aktualnego poziomu atrakcyjności za niższy od idealnego lub najlepszego z możliwych. Konsumentki wydają się porównywać siebie do obrazów produktów w reklamach, nawet jeśli w reklamie nie występuje żaden człowiek. Holendrzy przyrównują opisywane zjawisko do obniżania samooceny pod wpływem zdjęć modelek w rozmiarze zero.
- 3 odpowiedzi
-
- Debra Trampe
- kobiety
- (i 4 więcej)
-
Serwis muzyczny Spotify poinformował, że ma już milion subskrybentów w samej tylko Europie. To dobrze wróży mu na przyszłość tym bardziej, że jej twórcy, Martin Lorentzon i Daniel Ek, zebrali już od inwestorów 50 milionów USD na uruchomienie serwisu w Stanach Zjednoczonych. Z oferowanej na Spotify muzyki można korzystać w dwojaki sposób. Albo płacąc miesięczny abonament, albo też oglądając reklamy. Jednak dochody są generowane tylko przez tych użytkowników, którzy zdecydują się na rezygnację z reklam w zamian za opłacanie abonamentu. Być może Spotify znalazło sposób na poradzenie sobie na rynku. Wcześniejsze podobne inicjatywy upadały, jak słynny SpiralFrog, który oferował muzykę w zamian za oglądanie reklam. Pozyskanie milionowego użytkownika może też pomóc Spotify w uruchomieniu serwisu w USA. Data premiery ciągle się opóźnia, gdyż wielkie koncerny muzyczne nie wierzą w sukces takiego modelu biznesowego. Teraz Spotify może ich przekonać. Jeszcze w ubiegłym roku subskrybenci stanowili jedynie 7-8 procent korzystających ze Spotify. Teraz jest ich około 15%. Z serwisu regularnie korzysta około 6,7 miliona osób.
-
- subskrypcja
- reklama
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Gazety drukowane od dłuższego już czasu tracą użytkowników na rzecz internetu. Rok 2010 zostanie przez wydawców zapamiętany jako punkt zwrotny - po raz pierwszy w historii w USA reklamodawcy wydali więcej pieniędzy na reklamę w Internecie niż w mediach drukowanych. Do serwisów internetowych trafiło 25,8 miliarda dolarów, podczas gdy do gazet - 25,7 miliarda. Geoff Ramsey, prezes firmy analitycznej eMarketer, który przekazał te dane mówi, że sieć będzie nadal odbierała klientów tradycyjnej prasie. Jego zdaniem do roku 2014 roczny wzrost wydatków na reklamę w internecie będzie się wahał od 10,5 do 14,4 procenta i za cztery lata reklamodawcy przeznaczą na nią aż 40,5 miliarda USD.
-
- prasa drukowana
- gazeta
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Jak dowiadujemy się z AllThingsDigital na reklamę Kinect i Windows Phone 7 Microsoft przeznaczył astronomiczną kwotę niemal miliarda dolarów. Kampania reklamowa obu produktów powinna ruszyć pełną parą już w ciągu najbliższych tygodni. Kinect, znany początkowo jako Projekt Natal, to rozszerzenie funkcjonalności konsoli Xbox 360, o którym informowaliśmy przed rokiem. Z kolei Windows Phone 7 to niedawno zaprezentowany system operacyjny dla smartfonów. Menedżerowie z Redmond postanowili przeznaczyć ponad 400 milionów USD na reklamę WP7 i 500 milionów na Kinect. Wiadomo, że kampania reklamowa obejmie m.in. lokale Burger Kinga, produkty Pepsi, materiały będą dodawane do płatków śniadaniowych Kellogg's, zobaczymy ją na YouTube oraz na witrynach Nickelodeon i Disneya. Reklamy obejrzą widzowie "Tańca z gwiazdami" i serialu Glee. Pojawią się one także w magazynach People oraz InStyle, a na Times Square odbędzie się specjalna impreza.
- 4 odpowiedzi
-
- reklama
- Windows Phone 7
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Najnowsze dane firmy comScore pokazują, że amerykańscy internauci spędzają więcej czasu na Facebooku niż na wszystkich witrynach Google'a razem wziętych. Z informacji firmy analitycznej wynika, że na Facebooku amerykański internauta spędził 9,9% czasu przeznaczonego na surfowanie. Tymczasem na witryny Google'a, w tym na Gmail czy YouTube'a, przeznaczył 9,6 procenta czasu. Facebook staje się coraz popularniejszy, a tymczasem Google'owi nie udaje się zaproponować żadnego serwisu społecznościowego, który spełniałby ambicje giganta. Buzz i Orkut nie sprawdziły się, zatem Google, jak donoszą media, przygotowuje kolejną propozycję na rynku social networking. Ma to być skupiony na grach Google Me. Podobno są w tej sprawie prowadzone rozmowy z kupioną niedawno przez Disneya firmą Playdom Inc., należącą do Electronic Arts Playfish oraz współpracującą z Facebookiem Zynga Game Network. Największym zmartwieniem Google'a jest nie tylko fakt, że Facebook zatrzymuje użytkowników na dłużej, ale również możliwość precyzyjnego targetowania reklamy przez serwis społecznościowy.
- 3 odpowiedzi
-
- reklama
- internauci
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
W USA toczy się kolejna bitwa z uzależnieniem od nikotyny. Po ograniczeniu możliwości reklamowania wyrobów tytoniowych w latach dziewięćdziesiątych odsetek palących wśród uczniów szkół średnich spadł gwałtownie z 36,4% w roku 1997 do 21,9% w roku 2003. Potem spadek wyhamował i do roku 2009 odsetek ten wynosił 19,5%. To oznacza, zdaniem instytucji odpowiedzialnych za walkę z uzależnieniami, że należy podjąć kolejne, energiczne działania. W sukurs przychodzą naukowcy z Uniwersyteckiego Centrum Medycznego w Stanford (Stanford University Medical Center), którzy wskazują na najczulszy punkt marketingu tytoniowego - reklamy w małych punktach sprzedaży. Dr Lisa Henriksen z Centrum Badań nad Przeciwdziałaniem Uzależnieniom z Uniwersytetu w Stanford zbadała wpływ reklam wyrobów tytoniowych w punktach sprzedaży na zwyczaje nastoletniej młodzieży i skłonność do sięgania po papierosa. Badania ankietowe, rozpoczęte w 2003 roku, objęły ponad 2100 osób w wieku 11-14 lat ze trzech szkół średnich w Tracy, Kalifornii. W momencie rozpoczęcia badań 1681 z nich jeszcze nigdy nie paliło. W badaniach powtarzanych w kolejnych latach sprawdzano, którzy z nich sięgną po papierosa i którzy zaczną nałogowo palić. Pytano także, jak często odwiedzają okoliczne punkty, w których sprzedawane i reklamowane są papierosy: osiedlowe sklepy spożywcze, stacje benzynowe, itp. Badanie wykazało silną korelację pomiędzy częstością ekspozycji na reklamy wyrobów tytoniowych a prawdopodobieństwem sięgnięcia po papierosy i wpadnięcia w nałóg. Wśród osób chodzących do takich sklepów przynajmniej dwa razy w tygodniu 29% paliło już w momencie rozpoczęcia badań, wśród osób chodzących tam najwyżej dwa razy w miesiącu paliło tylko 9%. Po 30 miesiącach liczba nastolatków, które sięgnęły po papierosa wynosiła w tych grupach odpowiednio 34% i 21%. W późniejszej obróbce statystycznej uwzględniono inne czynniki, mające wpływ na skłonność do sięgnięcia po nikotynę: ekspozycję na reklamy w innych miejscach i środkach przekazu, sposób spędzania wolnego czasu, środowisko rodzinne, itp. Uwzględniono także liczbę konkretnych reklam w punktach sprzedaży i przeliczono na ilość indywidualnych kontaktów z nią. Korelacja pozostała wyraźna: prawdopodobieństwo sięgnięcia po papierosy wśród osób często stykających się z reklamą w małych punktach sprzedaży było o 64% większe niż u osób mających sporadyczny kontakt. Nawet po długim czasie korelacja utrzymywała się a prawdopodobieństwo było większe o 42%. Psycholodzy tłumaczą zjawisko nie tylko samą ekspozycją na reklamę, ale też kontekstem. W takich sklepach robi się najzwyczajniejsze, codzienne sprawunki: chleb, mydło, papier toaletowy... i właśnie papierosy. Daje to podświadome przekonanie, że kupowanie i palenie tytoniu jest czymś normalnym. Przeciw badaniom i ewentualnym ograniczeniom już protestuje przemysł tytoniowy, argumentując że reklamy w punktach sprzedaży są przeznaczone jedynie dla osób już palących i mają je skłonić do zmiany marki. Sprzeciwom nie sposób się dziwić - reklamy w takich punktach stanowią 90% całego budżetu marketingowego koncernów tytoniowych i to niemałego, bo wynoszącego rocznie ponad 12 miliardów dolarów. Od 22 czerwca w USA obowiązuje nowe prawo, zabraniające w reklamach tytoniu używać takich słów jak „łagodne", „light" itp. Firmy związane z produkcja tytoniu nie mogą także sponsorować imprez sportowych i kulturalnych. Ustawa zachowuje jednak otwartą furtkę do dalszych obostrzeń, ograniczenie lub zlikwidowanie reklamy w osiedlowych sklepach będzie zapewne polem batalii koncernów z instytucjami przeciwdziałającymi uzależnieniom.
- 3 odpowiedzi
-
- Lisa Henriksen
- uzależnienia
- (i 5 więcej)
-
W przypadku reklamy internetowej połączenie dwóch strategii – dostosowania treści do kontentu witryny i zwiększenia jej widoczności np. poprzez zastosowanie pop-upów czy przekazu wideo - nie prowadzi, wbrew pozorom, do zwiększenia skuteczności. Internauci odbierają to jako pogwałcenie prywatności (Marketing Science). Zazwyczaj więcej znaczy lepiej. Skoro działają tzw. targeting oraz reklamy widoczne, można by sądzić, że jeszcze lepiej sprawdzą się rzucające się w oczy reklamy dopasowane do treści strony [i jej odbiorców]. Tak jednak nie jest – podkreśla prof. Avi Goldfarb z Uniwersytetu w Toronto, który z Catherine Tucker z MIT-u przeanalizował dane dotyczące niemal 3 tys. internetowych kampanii reklamowych szerokiej gamy produktów. Kanadyjsko-amerykański zespół ustalił, że dobra widoczność wiązała się z lepszym wskaźnikiem przywołania (przypominalnością), a targeting zwiększał liczbę konsumentów chcących zakupić dany obiekt czy usługę. Okazało się jednak, że gdy łączono targeting z widocznością reklamy, ludzie równie dobrze ją sobie przypominali, ale wyrażali mniejszą chęć zakupu niż wtedy, kiedy reklama nie rzucała się za bardzo w oczy. Efekt ten był szczególnie dobrze widoczny w bardziej prywatnych kategoriach produktów, np. w przypadku produktów finansowych, oraz wśród konsumentów, którzy biorąc udział w ankiecie online'owej, odmówili podania swoich dochodów. Autorzy studium uważają, że uzyskane przez nich wyniki wyjaśniają sukces Google AdSense, gdzie neutralny tekst dostosowany jest do kontentu witryny.
- 6 odpowiedzi
-
- Avi Goldfarb
- kontent
-
(i 8 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Sędzia Oscar Magi, który niedawno wydał wyroki skazujące menedżerów Google'a powiedział, że na jego decyzję w dużej mierze wpłynęły motywy finansowe. Sędzia uznał bowiem, że menedżerowie powinni zostać ukarani, gdyż firma zarabiała na reklamach wyświetlanych przy kontrowersyjnym klipie wideo. Krótko mówiąc, właściciel ściany nie popełnił przestępstwa dlatego, że pojawił się na niej jakiś napis, ale dlatego, że sprzedawał reklamy przy tym napisie - stwierdził Magi. Sędzia przyznał, że monitorowanie każdego klipu umieszczanego na YouTube byłoby trudne, jednak jego zdaniem Google musi robić więcej, by filtrować niektóre treści. Przypomnijmy, że w serwisie YouTube został umieszczony klip, na którym widać grupę nastolatków naśmiewających się z niepełnosprawnego umysłowo. Materiał był dostępny przez dwa miesiące. Później został z serwisu usunięty.
-
- reklama
- Oscar Magi
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Psycholodzy z University of Illinois mają złe wieści dla reklamodawców zachwalających swoje produkty za pomocą naukowej nowomowy. Niestety, to nie zachęca, ale odstrasza potencjalnych klientów. Kiedy konsumenci podejrzewają, że reklamodawca próbuje nimi manipulować za pomocą bezużytecznych informacji, mogą zareagować negatywnie i stracić zaufanie, a ono jest przecież bardzo ważne w reklamie – podkreśla doktorantka Alison Jing Xu. W ramach studium Amerykanie próbowali uchwyć, jak ludzie odbierają techniczne, trudne do odcyfrowania twierdzenia, nazywane przez ekspertów reklamiarstwem. W spotach fikcyjnych produktów (żelu do mycia oraz piwa) wspominano o kompleksie Sebopur oraz o osobliwej technice warzenia - europejskiej metodzie pilzneńskiej. Typ reakcji konsumenta zależał od jego zasobów wiedzy i od tego, gdzie reklama się ukazała. Odbiorcy uważający się za mniej obeznanych od grupy docelowej z dziedziną, której dotyczył spot, oceniali produkt wyżej. Uznawali bowiem, że sprawiające im kłopot szczegóły mogą być dla kogoś użyteczne. Konsumenci we własnym mniemaniu dobrze poinformowani względem produktu reagowali zaś negatywnie, interpretując nowomowę jako trik i stek bzdur. Wiedza odbiorcy wpływała na odbiór produktu reklamowanego w mediach głównego nurtu. Wszyscy odbierali jednak reklamę dość pozytywnie, gdy emitowano ją w mediach dla specjalistów (wtedy stwierdzali, że przekaz jest zapewne zrozumiały dla eksperta). Xu zaznacza, że reklamiarstwo może się źle skończyć dla reklamodawców wykorzystujących ogólnodostępne media. O ile bowiem tajemnicze składniki i procesy produkcyjne przyciągną niedoinformowanych, zniechęcą uświadomionych klientów, którzy decydują o największym potencjale sprzedaży. W przypadku piwa reklamiarstwo wpłynie ewentualnie na kobiety, lecz to mężczyźni są podstawowymi kupcami i mogą zacząć mniej lubić produkt, jeśli reklama zawiera nic nieznaczące hasła, które, wg nich, odgrywają jedynie rolę perswazyjną. W najgorszym scenariuszu negatywna reakcja na nowomowę na długo zmienia stosunek do produktu. Pozytywne wrażenie dot. produktu zmienia się łatwo, lecz już nie negatywne. Jeśli już reklamodawca musi użyć terminu technicznego, powinien go wyjaśnić, bo konsumenci najwyraźniej filtrują docierające do nich informacje i nie lubią być traktowani z góry...
- 2 odpowiedzi
-
- odbiór
- Alison Jing Xu
-
(i 6 więcej)
Oznaczone tagami:
-
NEC pracuje nad nowym systemem reklamowym, który ma trafić do supermarketów, na lotniska czy dworce kolejowe. Next Generation Digital Signage Solution ma współpracować z kamerami, które będą obserwowały osoby patrzące na wyświetlane treści. System ma być w stanie rozpoznać wiek (w zakresie +/- 10 lat) i płeć danej osoby po to, by móc pokazać reklamę skierowaną do określonej grupy. Niektórzy już skarżą się, że system NEC-a będzie naruszał prywatność. Koncern zapewnia, że wszyscy pozostaną anonimowi, a zdjęcia twarzy będą kasowane natychmiast po rozpoznaniu wieku i płci. Po roku 2010 w USA ruszą testy nowego systemu. Jeśli się on sprawdzi, będzie instalowany na całym świecie.
- 12 odpowiedzi
-
Zdaniem dwóch matematyków z Uniwersytetu Harvarda Google zarabia około 500 milionów dolarów na... pomyłkach internautów. Tyler Moore i Benjamin Edelman postanowili zbadać zjawisko typosquattingu od strony finansowej. Typosquatting polega na rejestrowaniu nazw podobnych do nazw popularnych serwisów (np. Microosoft.com) i korzystaniu z faktu, że użytkownicy mylą się podczas wpisywania adresów. Na swoich witrynach typosquatterzy umieszczają zwykle olbrzymią liczbę reklam, na których zarabiają. Moore i Edelman przyjrzeli się 3264 najbardziej popularnym witrynom w domenie .com i znaleźli 285 000 innych domen, które naśladują nazwy tych pierwszych. Za pomocą stworzonego przez siebie oprogramowania przeanalizowali typosquatterskie witryny. Naukowcy przełożyli następnie wyniki swoich analiz na 100 000 najpopularniejszych witryn na świecie przyjmując, że odsetek pomyłek przy wpisywaniu adresu jest w ich przypadku taki sam jak w przypadku wspomnianych 3264 witryn. W ten sposób obliczyli, że na witrynach założonych przez typosquatterów Google zarabia 497 milionów dolarów rocznie. Typosquatting to dość kontrowersyjna metoda zarabiania pieniędzy i pojawiają się głsoy mówiące o konieczności ukrócenia tego zjawiska. Autorzy analizy twierdzą, że skoro oni mogli w łatwy sposób zidentyfikować tysiące witryn typosquatterów, tym prościej może zrobić to Google.
-
Jeden z największych niezależnych klubów fitness w Wielkiej Brytanii posłużył się znakiem-reklamą, z której wynika, że gdy na Ziemi pojawią się obcy, najpierw zjedzą osoby grubsze. Miało to zachęcić ludzi do pozbycia się nagromadzonych podczas Bożego Narodzenia dodatkowych kilogramów. Choć klubowi przy hotelu Cadbury House w Bristolu chodziło o przyciągnięcie klienteli zainteresowanej ofertą specjalną, stało się dokładnie na odwrót. Przedstawiciele lokalnej społeczności uznali bowiem reklamę za obraźliwą w stosunku do ludzi, którzy zmagają się ze swoją wagą. W prasie ukazały się ogłoszenia analogiczne do znaku z zielonym ufoludkiem. Potem w klubie rozdzwoniły się telefony. Kampania z obcym miała w żartobliwy sposób pokazać, że ludzie generalnie stają się po świętach grubsi. Nie mieliśmy zamiaru nikogo urazić – tłumaczy menedżer Jason Eaton.
- 4 odpowiedzi
-
- ogłoszenie
- reklama
-
(i 8 więcej)
Oznaczone tagami: