Znajdź zawartość
Wyświetlanie wyników dla tagów 'przyjaciele' .
Znaleziono 6 wyników
-
Ludzie z prostymi do wymówienia nazwiskami mają fory w życiu towarzyskim i zawodowym. Odnosi się to zarówno do tempa awansowania, jak i zdobywania przyjaciół (Journal of Experimental Social Psychology). Doktorzy Simon Laham z Uniwersytetu w Melbourne i Adam Alter ze Szkoły Biznesu Leonarda Sterna na Uniwersytecie Nowojorskim analizowali, w jaki sposób wymowa nazwisk wpływa na tworzenie pierwszego wrażenia oraz podejmowanie decyzji. Zademonstrowali "efekt wymowy nazwiska", który powoduje, że osoby z prosto wymawianymi nazwiskami są oceniane bardziej pozytywnie od ludzi z nazwiskami sprawiającymi więcej problemów. Amerykańsko-australijski duet ustalił, że jeśli polityk ma przyjazne dla użytkownika danego języka nazwisko, częściej wygrywa wybory, co ujawniły wyniki fikcyjnego głosowania na potrzeby eksperymentu. Kiedy przeanalizowano 500 imion i nazwisk amerykańskich prawników, okazało się, że łatwe w wymowie wiązały się z szybszym awansowaniem. Wyniki studium ujawniły, że efekt nie jest skutkiem długości nazwiska lub tego, jak bardzo z cudzoziemska czy niecodziennie brzmi, ale raczej łatwości wymawiania - podkreśla Laham. Alter, który śledził ścieżki kariery prawników w kancelariach, uważa, że podobne zjawisko funkcjonuje także w innych zawodach. Akademicy prowadzili badania w laboratorium i terenie. Wybierali nazwiska o rozmaitych korzeniach: azjatyckie, zachodnio- i wschodnioeuropejskie oraz anglosaskie.
-
Nowe brytyjsko-norweskie badanie ujawniło, że zarówno osoby pijące dużo alkoholu, jak i abstynenci są w większym stopniu zagrożeni depresją niż ludzie umiarkowanie często sięgający po procenty (Addiction). Naukowcy od dawna zmagali się z rozwiązaniem tej psychologicznej zagadki. O ile bowiem wszyscy byli w stanie uwierzyć, że alkoholicy mogą być depresyjni, o tyle nikt nie rozumiał, czemu kolejne studia wskazują, że bardzo przygnębieni i zalęknieni są także ci, którzy nie piją w ogóle. Sformułowano wiele hipotez wyjaśniających to zjawisko. Jedna zakładała, że depresja w grupach niepijących jest tak nasilona, ponieważ znajdują się w nich alkoholicy rzucający swój nałóg (i to oni zawyżają średnią). Specjaliści z Norwegian University of Science and Technology, Uniwersytetu w Bergen, wielu norweskich organizacji zdrowia publicznego i Królewskiego College'u Londyńskiego postanowili sprawdzić, czy tak rzeczywiście jest. Wykorzystano dane zdobyte dzięki kwestionariuszowi, wypełnionemu przez 38.390 mieszkańców hrabstwa Nord-Trøndelag w środkowej Norwegii. Próba była bardzo duża, ponieważ objęła aż 41% populacji całego kraju. W teście znalazły się pytania dotyczące ogólnego zdrowia fizycznego i psychicznego, w tym typowego spożycia alkoholu w ciągu 2 tygodni. Kwestionariusz stanowił część większego badania podłużnego, oceniającego dobrostan tutejszych obywateli od 1984 r. Zespół wykrył, że nawet gdy z próby wyeliminowano osoby, które zarzuciły picie z powodu problemów z alkoholem, wyniki nadal pozostawały takie same. Pijący dużo i abstynenci z większym prawdopodobieństwem zmagali się z lękiem i depresją niż pijący umiarkowanie. I tak o lęku wspominało 17,3%, a o depresji 15,8% niepijących. Najszczęśliwsi byli ci, którzy tygodniowo zadowalali się ok. 2 butelkami piwa, 2 kieliszkami wina bądź wódki. Ponieważ kwestionariusz pozwalał określić ogólny stan zdrowia respondentów, pomógł rzucić nieco światła na związek między depresyjnością a spożyciem alkoholu. Zauważyliśmy, że w grupie niepijącej znajdowało się więcej osób z różnymi schorzeniami niż w pozostałych. Jak łatwo się domyślić, zażywanie lekarstw oznacza niemożność picia alkoholu. Niewykluczone też, że dolegliwości zwiększają jednostkową skłonność do niepokoju bądź depresji – podsumowuje profesor Eystein Stordal. Poza tym naukowcy odkryli, że abstynenci wspominali o mniejszej liczbie przyjaciół niż pijący. Stwierdziliśmy, że ta grupa jest gorzej przystosowana społecznie od pozostałych. Gdy ludzie spotykają się z przyjaciółmi, w społeczeństwach Zachodu picie jest bardziej akceptowalne niż niepicie. Ankietowani abstynenci dość często czuli się w jakimś stopniu wykluczeni, co zresztą potwierdzało wyniki wielu wcześniejszych badań.
- 2 odpowiedzi
-
- przyjaciele
- przystosowanie
-
(i 7 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Już po chwili zastanowienia przychodzi na myśl co najmniej kilka sposobów wydłużenia życia, np. dieta czy ćwiczenia. Okazuje się jednak, że równie korzystnie (jeśli nie lepiej) wpływa na nasze zdrowie posiadanie przyjaciół. Najbliżsi zmieniają biochemię mózgu oraz modyfikują działanie układu odpornościowego. Dobrzy przyjaciele przestawiają nasze mózgi i ciała na optymalny tor funkcjonowania. Stan ten jest związany z pozytywnymi emocjami, np. radością, które wzmacniają układ odpornościowy i sercowo-naczyniowy – wyjaśnia Daniel Goleman, twórca pojęcia inteligencji emocjonalnej. Naukowcy zaobserwowali, że osoby podtrzymujące kontakty towarzyskie żyją dłużej od ludzi samotnych. Im więcej bliskich przyjaciół, tym mniejsze ryzyko zapadnięcia na przewlekłą chorobę, wypadku czy wystąpienia problemów psychologicznych. Brak kontaktów społecznych często oznacza chorobę i wczesną śmierć. Wpływ izolacji społecznej na nasze zdrowie można porównać do efektu palenia papierosów – podkreśla James Coan, psycholog i neurolog z University of Virginia. Na czym polega dobroczynne oddziaływanie przyjaźni? Teorii na ten temat jest naprawdę wiele. Zwolennicy jednej z nich głoszą, że bliscy ludzie działają jak bufor czy zapora antystresowa. Zabezpieczają nas przed nim, oferując wsparcie społeczne i psychologiczne. Po drugie, rodzimy się z silnym instynktem poszukiwania towarzystwa. Gdy zbyt długo jesteśmy sami, wzrasta poziom hormonu stresu – kortyzolu. Zbyt wysokie stężenia, zwłaszcza utrzymujące się przez pewien czas, zwiększają ryzyko nadciśnienia czy chorób serca.
- 2 odpowiedzi
-
- Daniel Goleman
- długość życia
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Pingwiny nie udają się na połów ryb z byle kim, wybierają swoich najlepszych przyjaciół – twierdzą australijscy badacze. Andre Chiaradia tłumaczy, że dorosłe osobniki wykluczają z tworzonej grupy myśliwych młode i starsze zwierzęta. Zależy im na utworzeniu jak najskuteczniejszej ekipy, a nie na dostosowywaniu się do słabszych. W czasie 4 sezonów lęgowych zespół biologów posługiwał się mikrochipami i obserwował zachowania związane z polowaniem pingwinów z Wyspy Filipa w pobliżu Melbourne. Naukowcy zauważyli, że ptaki lądowały na plaży z tymi samymi 5 czy 10 osobnikami, z którymi wyruszyły. Gdy pożywienia brakowało, zwykły raczej łowić w pojedynkę (Animal Behaviour).
- 1 odpowiedź
-
- Melbourne
- Wyspa Filipa
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Nicholas Christakis, profesor socjologii medycznej z Harvardu, badał otyłość i dane dotyczące sieci społecznych ponad 5000 osób. Zauważył, że posiadanie otyłych przyjaciół i pochodzenie z rodzin z nadmierną wagą zwiększa prawdopodobieństwo, że sami przytyjemy. Naukowiec natrafił na klastry otyłości z najwyższymi szansami na "złapanie" dodatkowych kilogramów. Obejmowały one grupy ludzi, którzy wzajemnie uważali się za przyjaciół. Osoby tej samej płci wpływały na siebie silniej niż pary mieszane. Na mężczyzn silniej wpływała zwiększająca się masa ciała innych mężczyzn, a na kobiety innych kobiet. Podobny efekt można zaobserwować wśród rodzeństwa: tycie rodzeństwa tej samej płci oddziałuje silniej niż zmiany wagi rodzeństwa różnej płci. Wyniki studium sugerują, że ważny jest dystans społeczny, a nie fizyczny. Wpływać mogą na nas przyjaciele i członkowie rodziny, ale już nie tyjący sąsiedzi. I nie ma tu znaczenia położenie (bliskość) barów z fast foodem. Według Christakisa, badania jego zespołu uwidaczniają zmianę norm społecznych, tutaj akceptację zwiększania się masy ciała, a nie upowszechnianie się pewnych zachowań, które dają zbliżone rezultaty.
-
- otyłość
- przyjaciele
- (i 10 więcej)
-
Maria Nordin z Umeå University w Szwecji podsumowała badania, z których wynika, że osoby mające niewielu przyjaciół częściej cierpią z powodu zaburzeń snu. Wskutek tego zwiększa się prawdopodobieństwo, że zapadną na określone choroby. Posiadanie niewielu przyjaciół w pracy i poza nią czyni człowieka bardziej podatnym na stres, a to z kolei przekłada się na zaburzenia snu. Brak przyjaciół może też być doświadczany jako stresujący sam w sobie. Rozprawa Nordin opiera się na wynikach 4 badań, jedno dotyczyło pracujących populacji z północnej Szwecji. Skandynawka korzystała z 3 baz danych. Chorobami związanymi z zaburzeniami snu są, m.in.: depresja, stany lękowe, zespół chronicznego zmęczenia czy choroby sercowo-naczyniowe. Związek między zaburzeniami snu a posiadaniem niewielu przyjaciół oraz niedostatkiem wsparcia emocjonalnego wyglądał inaczej u kobiet, a inaczej u mężczyzn. Wśród źle sypiających osób więcej kobiet niż mężczyzn wspominało o niewielu przyjaciołach i braku wsparcia emocjonalnego. Co więcej, negatywne skutki osamotnienia były bardziej zauważalne u przedstawicielek płci pięknej. U mężczyzn ryzyko problemów ze spaniem wzrasta 3-krotnie w sytuacji odczuwania presji w miejscu pracy, gdy jednocześnie 1) nie ma zbyt wielu przyjaciół, by u nich szukać pocieszenia lub 2) wsparcie emocjonalne w pracy, rozumiane jako docenianie i potwierdzanie wartości, uległo zmniejszeniu. Ludzie uciekają się do różnych strategii, by poradzić sobie ze stresem. Kobiety, które podczas konfliktu ze współpracownikami stosują strategię ukrywania (się), tzn. wycofują się i nie mówią o zaistniałym problemie, z mniejszym prawdopodobieństwem cierpią na zaburzenia snu. Jeśli jednak nie mają wokół siebie zbyt wielu przyjaciół, ryzyko wzrasta aż 4-krotnie. Gdy dana pani stosuje tę strategię radzenia sobie ze stresem, powinna mieć z kim omówić problem. Podobne zjawisko zaobserwowano u mężczyzn skonfliktowanych ze współpracownikami lub szefem, ale efekt nie był tak silny, jak u płci pięknej. Kobiety stosujące strategię otwartego zarządzania stresem rzadziej cierpią z powodu zaburzeń snu, nawet jeśli nie otacza ich liczna gromadka przyjaciół. Dzieje się tak, gdyż omawiają problem i kłócą się z osobą, której on dotyczy.
-
- choroby
- zaburzenia
-
(i 7 więcej)
Oznaczone tagami: