Znajdź zawartość
Wyświetlanie wyników dla tagów 'państwo' .
Znaleziono 5 wyników
-
Od 130 lat liczba konfliktów zbrojnych stale rośnie
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Psychologia
Częstość wojen między państwami rosła od 1870 do 2001 r. średnio o 2% rocznie - donoszą badacze z Uniwersytetu w Warwick i Uniwersytetu Humboldtów w Berlinie. Wydawać by się mogło, że między końcem zimnej wojny a 11 września 2001 r. świat mógł się nacieszyć względnym spokojem, jednak prof. Mark Harrison z Warwick i prof. Nikolaus Wolf z Uniwersytetu Humboldtów wykazali, że liczba konfliktów między parami państw rosła stale z średnio 6 na rok między 1870 a 1913 r. do 17 rocznie w okresie dwóch wojen światowych, 31/rok w okresie zimnej wojny i aż 36 rocznie w latach 90. ubiegłego wieku. Liczba konfliktów rośnie i jest to stabilny trend. Z powodu dwóch wojen światowych wzorzec uległ zaburzeniu między 1914 a 1945 r., ale po 1945 r. częstość wojen powróciła do dawnego kursu sprzed 1913 r. - dowodzi Harrison. Jednym z kluczowych czynników napędzających opisany proces jest rosnąca liczba państw. W 1870 r. było ich 47, a w 2001 aż 187. Starło się więcej par państw, ponieważ w ogóle było więcej par. To nie dodaje otuchy, ponieważ pokazuje, że istnieje bliski związek między wojnami, a tworzeniem (się) państw i nowych granic. Poza tym, bez względu na to, jak ją podzielimy, mamy tylko jedną planetę. Nasza planeta widziała dotąd dwie wojny światowe. Doświadczenie to sugeruje, że nie można być nigdy całkowicie pewnym, które z małych konfliktów przeobrażą się na zasadzie kuli śnieżnej w dużo szersze i bardziej mordercze zmagania - podkreśla Harrison. Za konflikt niemiecko-brytyjski zespół uznawał wszystko pomiędzy regularną wojną a pokazem siły w postaci wysyłania łodzi podwodnych w pobliże granicy. Nie pozwala to co prawda na przedstawienie intensywności przemocy, ale umożliwia uchwycenie gotowości władzy do siłowego rozstrzygania sporów. Jako że Harrison i Wolf przyglądali się tylko wojnom między państwami, w ich opracowaniu nie uwzględniono wojen domowych. Naukowcy opowiadają, że gdy rozmawiali o swoich badaniach z kolegami, ciągle pojawiały się 2 pytania związane z dodatkowymi wojnami po 1945 r.: "Czy to nie są po prostu wojny Ameryki?" i "Czy nie są to wojny koalicyjne, do których wiele bardzo oddalonych państw dołącza się symbolicznie, nie oddając nawet jednego strzału?". Harrison i Wolf odpowiadają, że nie. Gdyby wyeliminować dane nt. konfliktów USA, różnica jest praktycznie żadna, bo trend rosnący nadal występuje. Poza tym inni naukowcy wykazali wcześniej, że średni dystans między zwaśnionymi krajami stale spada od lat 50. XX w. Kto inicjuje spory? Akademicy podkreślają, że co prawda rzeczywiście państwa z większym PKB częściej decydują się na interwencje militarne, ale tendencja ta nie nasiliła się w ciągu 130 objętych analizą lat. Oznacza to, że gotowość do siłowego rozwiązywania konfliktów jest coraz bardziej niezależna od globalnego rozkładu dochodów. Myśl socjologiczno-politologiczna zakłada, że gdy państwa stają się coraz bogatsze, bardziej demokratyczne i wzajemnie zależne, wojen powinno być mniej. Harrison uważa, że opisana teoria nie jest zła, lecz niekompletna. Politolodzy za bardzo skupili się na preferencjach, tendencji do wojen, pomijając możliwości. Częstsze wojny nie są w takim ujęciu skutkiem chęci, lecz możliwości. Badacze wyjaśniają, że wzrost ekonomiczny sprawił, że prowadzenie wojny stało się tańsze w odniesieniu do tzw. dóbr cywilnych. Poza tym państwom pozwolono opodatkować i pożyczać więcej niż kiedykolwiek dotąd, a zjawisku temu towarzyszył rozrost demokracji. Nie da się też zaprzeczyć, że konflikt zbrojny przeszkadza w handlu, jednak te kraje, którym udało się podtrzymać zewnętrzne kontakty handlowe w czasie wojny, mogły skuteczniej finansować swoje poczynania. Innymi słowy: rzeczy, które miały spowodować, że politycy będą mniej pragnąć wojny - wzrost zdolności produkcyjnych, demokracja, możliwości handlowe - sprawiły, że wojna stała się tańsza - podsumowuje Harrison.-
- wojna
- częstotliwość
-
(i 9 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Przeprowadzka zmienia czasem poziom testosteronu
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Nauki przyrodnicze
Przeprowadzka do innego kraju może zmienić stężenie testosteronu u mężczyzn, oddziałując w ten sposób na ich popęd płciowy i ryzyko wystąpienia różnych chorób, np. raka gruczołu krokowego (Journal of Clinical Endocrinology & Metabolism). Zespół Jane Cauley z University of Pittsburgh w Pensylwanii zwrócił uwagę na dwa fakty i postanowił sprawdzić, czy mają ze sobą coś wspólnego. Po pierwsze, naukowcy przypomnieli, że hormony płciowe, takie jak testosteron czy estradiol, wpływają na różne choroby związane z wiekiem. Po drugie, częstość występowania tych chorób nie jest taka sama w poszczególnych państwach. Czy może więc być tak, że mężczyzn z różnych krajów cechuje różny poziom testosteronu? By odpowiedzieć na to pytanie, Amerykanie analizowali próbki krwi 5003 panów powyżej 65. roku życia z Hongkongu, Japonii, Szwecji, Trynidadu i Tobago oraz USA. Do zmierzenia stężenia androgenów, estrogenów oraz prekursorów/metabolitów hormonów płciowych w surowicy wykorzystali spektrometrię mas, poziom globuliny wiążącej hormony płciowe (SHBG) oceniono zaś metodą radioimmunologiczną (ang. radioimmunoassay, RIA). Biorąc poprawkę na wiek i wagę panów, ustalono, że ogólny poziom testosteronu w Stanach Zjednoczonych, Szwecji i Tobago był podobny, podczas gdy u mieszkańców Hongkongu i Japonii aż o ok. 20% wyższy niż u pozostałych badanych. U Japończyków stwierdzono jednocześnie wyższe stężenie SHBG, przez co poziom wolnego testosteronu w tkankach bardzo spadał. W wyniku tego zjawiska obywateli Kraju Kwitnącej Wiśni cechował najniższy poziom aktywnego testosteronu. Co ciekawe, u Azjatów, którzy przeprowadzali się do USA, poziom testosteronu upodabniał się do wskaźników typowych dla Amerykanów pochodzenia europejskiego. Jak tłumaczy Cauley, wskazuje to na rolę czynników środowiskowych. Kiedy z kolei akademicy skupili się na wolnym estradiolu, ustalili, że jego stężenie było od ok. 10 do 16% wyższe u mężczyzn o pochodzeniu afrykańskim, którzy żyli na Tobago lub w USA. Tego typu wzorzec wskazuje na podłoże genetyczne. W przypadku Japończyków poziom wolnego estradiolu był relatywnie niski. Uzyskane wyniki są bardzo ważne, ponieważ poziom testosteronu ma związek z ryzykiem chorób sercowo-naczyniowych i demencji, stężenie testosteronu i estradiolu łącznie kształtują popęd, a estradiol wydaje się mieć coś wspólnego z cukrzycą typu 2. W przyszłości zespół zamierza przeanalizować rozkład geograficzny innych hormonów.-
- SHBG
- globulina wiążąca hormony płciowe
-
(i 8 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Prawnicy Maurizio Raugei i Luigi Andronio przygotowują na zlecenie włoskiego ministra kultury i sztuki Sandra Bondiego pozew, z którego wynika, że rzeźba Dawida dłuta Michała Anioła należy do państwa, a nie Florencji, gdzie przechowuje się ją w Accademia di Belle Arti. Gra jest warta świeczki, ponieważ rokrocznie do dzieła sztuki przybywa ok. 1,5 mln osób, które za przywilej oglądania biblijnego Dawida płacą ponad 12,5 mln dolarów. By rzeźba zmieniła swojego właściciela (a może powróciła do prawowitego?), mecenasi muszą się przekopać przez stosy nagromadzonych przez stulecia dokumentów. Już teraz wskazują jednak, że utworzonej w ramach Wielkiego Księstwa Toskanii rady miejskiej nie można uznać za spadkobierczynię Republiki Florenckiej, za czasów której powstało dzieło sztuki (przypomnijmy, że prace nad Dawidem trwały do 1504 r., a Księstwo Toskanii powstało dopiero w 1531). Początkowo w 1501 r. Michał Anioł podpisał umowę na wykonanie rzeźby z zarządem katedry, lecz ostatecznie posąg stanął obok wejścia do Pałacu Starego na placu della Signoria, gdzie mieściła się siedziba lokalnego rządu. Dawid symbolizował odwagę Republiki Florenckiej w kontaktach z potężniejszymi sąsiadami i spoglądał butnie w stronę Rzymu. Raugei i Andronio twierdzą, że od zjednoczenia Włoch 17 marca 1861 r. rzeźba należy do państwa. Podkreślają, że kiedy w latach 70. XIX w. oryginalny posąg przenoszono z placu do galerii, miasto nie zgłaszało żadnych zastrzeżeń, a prawnicy działający wtedy w imieniu rady miasta stwierdzili w nocie: Nie ma żadnych wątpliwości, że skoro nie istnieją już żadne pierwotne państwa ani republiki, to rzeźba Dawida stanowi dziedzictwo państwa włoskiego. Dzisiejszy burmistrz Florencji Matteo Renzi podkreśla jednak, że dysponuje dokumentami, z których wynika, że posąg jest własnością miasta. Ogłasza publicznie chęć spotkania z Bondim, by podyskutować o sprawie i uniknąć dziecinnych sprzeczek.
- 1 odpowiedź
-
Doktor Jay Kennedy z The University of Manchester twierdzi, że złamał "kod Platona". Kod, w którego istnienie powątpiewa wielu specjalistów. Kennedy, który przez kilka lat studiował dzieła Platona, informuje w amerykańskim magazynie Apeiron, że filozof używał regularnego wzorca, odziedziczonego po Pitagorasie, który nadawał jego dziełom muzyczną, a zatem i matematyczną, strukturę. Ukryty kod sugeruje, że Platon pisał swe dzieła korzystając z matematyki, a więc nadał jej takie znaczenie, które 2000 lat później, wraz z Newtonem, zapoczątkowały gwałtowny rozwój nauki. "Książki Platona odegrały zasadniczą rolę w tworzeniu się kultury Zachodu, są jednak tajemnicze. W starożytności wielu uczniów Platona twierdziło, że jego dzieła zawierają ukrytą, zaszyfrowaną warstwę, ale pogląd ten został odrzucony przez późniejszych naukowców. To długa i ekscytująca historia, ale udało mi się złamać ten kod. Pokazałem, że książki rzeczywiście zawierają kody i symbole ukazujące ukrytą filozofię Platona. To odkrycie, a nie ponowna interpretacja" - zapewnia Kennedy. Naukowiec po pięciu latach badań odkrył, że najbardziej znane dzieło Platona - Państwo - zawiera słowa odnoszące się do muzyki, a umieszczone po każdej dwunastej części tekstu. Taki podział dzieła na dwanaście części odpowiada dwunastu nutom greckiej skali muzycznej. Po niektórych częściach pojawiają się słowa opisujące nuty harmoniczne, po innych - nieharmoniczne. Te harmoniczne były kojarzone z miłością czy radością, nieharmoniczne z wojną i śmiercią. "Gdy czytamy jego książki, Platon prowadzi nas po skali muzycznej. Gra na czytelniku jak na instrumencie" - mówi Kennedy. Zdaniem naukowca starożytny filozof nie opracował swojego kodu tylko dla zabawy. Chciał dzięki niemu przekazać swoje idee nie narażając się na niebezpieczeństwo. Mogły bowiem zostać one uznane za zagrażające boskiemu porządkowi. Plato stwierdzał bowiem, że wszechświatem nie rządzą bogowie, a prawa matematyki. Jeśli doktor Kennedy ma racje i kod istnieje, można przypuszczać, że rzuci on wiele światła na filozofię Platona i pozwoli odszukać w jego dziełach wiele innych ukrytych znaczeń. To z kolei jest istotne dla poznania i zrozumienia naszej historii i kultury. Warto bowiem pamiętać, że Platon założył pierwszą uczelnię wyższą, był zwolennikiem miłości romantycznej jako przeciwieństwa aranżowanych ślubów, pozwalał kobietom na studiowanie w swojej Akademii. "Zmienił ludzkość ze społeczeństwa wojowników w społeczeństwo mędrców" - mówi Kennedy. Naukowiec dodaje, że "to dopiero początek czegoś wielkiego. Całe generacje zajmie nam uświadomienie sobie tego wpływu. Wszystkie 2000 stron zawierają nieodkryte jeszcze symbole".
- 4 odpowiedzi
-
- Jay Kennedy
- matematyka
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Eksploracja kosmosu wydaje się przedsięwzięciem, które musi być finansowane z budżetów państw. Jednak, jak dowiadujemy się ze Space Report 2009 przygotowanego przez Space Foundation, pogląd ten jest wyjątkowo błędny. Zdecydowaną większość wydatków związanych z przestrzenią kosmiczną ponosi kapitał prywatny. W ubiegłym roku na ten cel wydano na całym świecie 257 miliardów dolarów. Z tego jedynie 83 miliardy pochodziły z kasy 13 krajów. Reszta to pieniądze prywatnych przedsiębiorców. Ze wspomnianych 83 miliardów USD najwięcej, bo aż 80% wydały Stany Zjednoczone. Najbardziej znana z amerykańskich agencji, czyli NASA wydała więcej niż wszystkie kraje poza USA. Jej budżet na badania wyniósł 17,31 miliarda USD. Jednak, jak się okazuje, NASA nie jest rekordzistką. Najwięcej pieniędzy, 25,95 miliarda USD, przeznaczył Departament Obrony. Kolejne na liście największych sponsorów badań kosmicznych jest amerykańskie Narodowe Biuro Wywiadu (10 miliardów), a następnie również amerykańska Agencja Obrony Rakietowej (8,9 mld). Dopiero na piątej pozycji wśród przedsięwzięć budżetowych znalazła się Europejska Agencja Kosmiczna (4,27 mld), a następna jest Japonia (3,5 mld). Aż 3 miliardy dolarów wydała amerykańska Narodowa Agencja Wywiadu Geokosmicznego, której budżet był większy niż wydatki Chin (1,7 miliarda), Rosji (1,54 mld) oraz innych, nieamerykańskich, agend wojskowych (1,47 mld). Pozostałe kraje wydały w sumie 3,97 miliarda dolarów. Wśród amerykańskich agend inwestujących w kosmos znalazły się też Narodowa Administracja Oceaniczna i Atmosferyczna (0,95 mld), Narodowa Fundacja Nauki (0,48 mld) oraz Departament Energii (0,03 mld). Bardzo interesująco wygląda zestawienie wydatków firm prywatnych. Przedsiębiorstwa prywatne przeznaczyły ponad 80 miliardów dolarów na infrastrukturę. Najwięcej, bo 74,4 miliarda USD wydano na stacje naziemne i ich wyposażenie. Aż 5,6 mld kosztowało wyprodukowanie komercyjnych satelitów, a 1,97 miliarda wyniosły inwestycje sektora zajmującego się komercyjnym wystrzeliwaniem satelitów. Kolejne 1,14 mld przeznaczono na infrastrukturę pomocniczą, a 40 milionów USD na komercyjne usługi transportowe. Usługi dostarczenia telewizji satelitarnej kosztowały firmy 69,61 miliarda USD, a na usługi stacjonarne wydały 16,79 miliarda. Kolejne 2,4 miliarda przeznaczyły na rozwój satelitarnego radia, a 2,2 na usługi mobilne. Jeszcze niedawno kosmos był wyłączną domeną państw. Obecnie kapitał prywatny inwestuje w przestrzeni pozaziemskiej dwukrotnie więcej niż podatnicy.
- 22 odpowiedzi