Znajdź zawartość
Wyświetlanie wyników dla tagów 'płodność' .
Znaleziono 23 wyników
-
Jak pokazują wyniki wcześniejszych badań i doświadczenie, kobiety lubią u mężczyzn niskie głosy. Gdyby okazała muskulatura i niski tembr głosu oznaczały wysoką jakość spermy, poszukując w wyglądzie płci przeciwnej cech związanych z atrakcyjnością, kobiety mogłyby znaleźć najwartościowszego partnera i najlepszego ojca dla swoich dzieci (hipoteza płodności związanej z fenotypem). Okazuje się jednak, że panowie z niższymi głosami wcale nie mają spermy najlepszej jakości. Leigh W. Simmons, Marianne Peters i Gillian Rhodes, naukowcy z Uniwersytetu Zachodniej Australii, których artykuł opublikowano tuż przed Bożym Narodzeniem w PLoS ONE, twierdzą, że uzyskane przez nich wyniki potwierdzają raczej hipotezę "coś za coś". Podczas zorganizowanego przez nich eksperymentu kobiety ponownie preferowały niższe głosy, twierdząc, że są bardziej męskie i atrakcyjne, ale ustalono, że w ejakulacie mężczyzn z niższym głosem występuje niższe stężenie plemników. A zatem, choć wyższy poziom testosteronu wiąże się z niższym głosem, bardziej męskim wyglądem, bardziej dominującym zachowaniem i powodzeniem u partnerek, musi też w jakiś sposób upośledzać produkcję plemników. Coś za coś... Podczas studium naukowe trio prosiło 54 mężczyzn o dostarczenie próbek spermy. Nagrywano ich głos, który był później analizowany przez specjalne oprogramowanie i oceniany pod względem atrakcyjności przez 30 kobiet. Wszyscy badani panowie byli biali i heteroseksualni. Mieli od 18 do 32 lat, a średnia wieku wynosiła 22 lata. Podczas nagrywania głosu wymawiali w jednosekundowych odstępach samogłoski a, e, i, o oraz u. Na wstępie wypełniali oni kwestionariusz dotyczący stylu życia, w tym wieku, spożycia alkoholu i kofeiny, wzorców aktywności, obecnie zażywanych leków, nawyków żywieniowych i potencjalnych kontaktów z ksenobiotykami, a więc związkami niebędącymi naturalnymi składnikami organizmu (należą do nich leki, ale i trucizny). Przed pozyskaniem próbki spermy panowie musieli powstrzymać się od współżycia przez minimum 2, a maksimum 6 dni. Ze spermą do laboratorium należało dostarczyć drugi kwestionariusz, w którym zapisywano godzinę ejakulacji, datę poprzedniego wytrysku oraz oszacowania dotyczące ilości wyłapanej do pojemnika spermy.
-
Kobiety jako pierwsze osiedlające się na jakimś obszarze miały więcej dzieci i wnuków. Do takich wniosków doszli naukowcy z Kanady i Szwajcarii, analizując drzewa genealogiczne francuskich rodzin, które w XVII i XVIII w. zaczęły kolonizować prowincję Quebec. Zespół, którego członkiem był m.in. Damian Labuda z Uniwersytetu Montrealskiego, przyjrzał się ponad milionowi osób z fali kolonizacyjnej obejmującej lata 1686-1960. Korzystając z doskonałej dokumentacji regionów Saguenay–Lac-Saint-Jean i Charlevoix, zrekonstruowano przestrzenną dynamikę kolonizacji. Okazało się, że większość obecnej populacji Saguenay–Lac-Saint-Jean można sprowadzić do przodków, którzy żyli bezpośrednio lub w pobliżu czoła fali imigracji. Przodkowie z czoła fali przyczynili się do obecnej puli genowej w większym stopniu niż osoby z rdzenia fali. Najprawdopodobniej stało się tak w wyniku o 20% wyższej płodności kobiet z czoła fali. Co ważne, pionierki młodziej wychodziły za mąż i czerpały pełnymi garściami z najlepszych miejscowych zasobów. Laurent Excoffier z Uniwersytetu w Bernie, szef ekipy akademików, podkreśla, że potomkinie kobiet z czoła fali kolonizacji odziedziczyły ich wyższą płodność. Ponieważ nie zauważono podobnego zjawiska u pań z rdzenia fali, czyli wśród pokoleń przybyłych 30 lat po pionierach, wygląda na to, że jest to cecha utrwalona przez ewolucję podczas licznych ekspansji terytorialnych naszego gatunku. Dr Excoffier porównuje ludzi z czoła fali do ag z obrzeży obszaru występowania gatunku. Mają one większe kończyny przednie i silniejsze kończyny tylne, aby skuteczniej podbijać nowe tereny. Ich potomstwo dziedziczy takie kończyny. Dotąd podobnego efektu nie obserwowano u ludzi, francuscy imigranci po raz kolejny doprowadzili więc przełomu.
- 4 odpowiedzi
-
- odziedziczyć
- dzieci
-
(i 5 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Jeśli kobieta zaczęła wcześnie miesiączkować, jest prawdopodobne, że będzie mieć głównie córki, a nie synów (Human Reproduction). Misao Fukuda z M&K Health Institute w prefekturze Hyōgo odkrył z japońsko-duńskim zespołem zależne od wieku pierwszej miesiączki niewielkie różnice w proporcji płci urodzonych dzieci. Akademicy rozpoczęli badania, mając na uwadze, że wczesna menarche stanowi czynnik ryzyka dla raka piersi oraz jajnika i wiąże się z podwyższonym wskaźnikiem spontanicznych poronień. W ramach studium odnotowano płeć 21208 dzieci (wszystkie urodziły się żywe z ciąż niebliźniaczych). W sumie uwzględniono 10847 matek. Były to kobiety w wieku przedmenupauzalnym, które zgłaszały się do klinik na ginekologiczne wizyty kontrolne, także związane z ciążą. Średni wiek wynosił 37,5 ± 7,2 roku. Ekipa wyliczała współczynnik płci noworodków w stosunku do wieku pierwszej miesiączki matki (wahał się on od 9 do 18 lat) oraz w odniesieniu do liczby dzieci przypadających na kobietę (współczynnik płodności). Wskaźnik płci potomstwa stanowi iloraz liczby synów i liczby córek. Niski (0,8) obserwowano u kobiet, u których pierwsza miesiączka wystąpiła w wieku 9 lat. Wskaźnik pozostawał niski aż do grupy kobiet, które przeszły menarche w wieku 12 lat; w tym przypadku wynosił on 1,009. Najwyższy stosunek płci odnotowano u matek z pierwszą miesiączką w wieku 14 lat (1,118). Naukowcy stwierdzili, że później następowało obniżenie wskaźnika. Granicę stanowiło wystąpienie menarche w wieku 17 lat (współczynnik osiągał wartość 1,000). Wskaźnik płodności dla pań, u których menarche wystąpiła w wieku 9-11 lat, również nie był wysoki. Innymi słowy ekipa Fukudy ustaliła, że u kobiet, które zaczęły miesiączkować w wieku 10 lat, chłopcy stanowili 46% potomstwa. Odsetek wzrastał do 50% u pań z menarche w wieku 12 lat i 53% u matek zaczynających krwawić w wieku 14 lat. Szukając wyjaśnienia zaobserwowanego zjawiska, Fukuda powołuje się na wyniki wcześniejszych badań. Pokazywały one, że kobiety przechodzące pierwszą miesiączkę przed 12. rokiem życia mają wysoki poziom estradiolu, co może prowadzić do poronienia męskich płodów.
-
Z wiekiem obniża się płodność samic ptaków – składają mniej jaj i robią to później w sezonie lęgowym, przez co ich pisklęta mają ograniczony dostęp do pożywienia. Okazuje się, że zegar biologiczny można spowolnić. Warunkiem jest związanie się z odpowiednim samcem. Josh Auld z National Evolutionary Synthesis Center w Durham, jeden z autorów studium opisanego w internetowym wydaniu pisma Oikos, podkreśla, że dotąd dysponowano wieloma dowodami, które potwierdzały spadek płodności u samic, niewiele było jednak wiadomo o roli spełnianej przez samce. Sądzono, że samce się [w tej materii] nie liczą. Ale to nieprawda... Wyniki są bardzo nieoczekiwane. Trzeba się zastanowić, czy odnoszą się one ogólniej do wszystkich kręgowców – zaznacza Saran Twombly z Wydziału Biologii Środowiskowej amerykańskiej Narodowej Fundacji Nauki, która sfinansowała badania. W latach 1979-2007 na Korsyce obserwowano sikory modre, które składają jaja raz do roku i często za każdym razem ojcem zostaje inny samiec. Obrączkując ptaki i monitorując ich gniazda, ornitolodzy byli w stanie stwierdzić, kto z kim kopulował, jak wiele jaj zostało złożonych i kiedy oraz jak radziły sobie pisklęta. W ramach opisywanego studium naukowcy przeanalizowali dane dotyczące niemal 600 samic i 600 samców. Okazało się, że to, jak szybko spadała płodność samicy, zależało częściowo od jej partnera, a dokładniej mówiąc, nie tyle od jego wieku czy tożsamości, co od przeszłości reprodukcyjnej. Płodność samicy obniżała się wolniej, gdy spółkowała z młodym samcem, który miał po raz pierwszy zostać ojcem. Samice wiążące się ciągle z samcami wcześnie zaczynającymi swoją przygodę reprodukcyjną znajdowały się w zdecydowanie lepszej sytuacji. Nie starzały się tak szybko – podkreśla Auld. Wydaje się, że samce szybko zostające ojcami (w pierwszym roku życia) są zdrowsze lub bardziej doświadczone od samców odraczających początek życia płciowego. Współautorka studium Anne Charmantier z francuskiego National Center for Scientific Research uważa, że w grę może wchodzić np. mniejsze obciążenie pasożytami. Niewykluczone też, że doświadczone samce są nie tylko sprawne seksualnie, ale i lepiej sprawdzają się w roli rodziców.
- 1 odpowiedź
-
- jaja
- życie reprodukcyjne
-
(i 6 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Czy zwyczaje dotyczące zawierania małżeństw sprzed kilkuset lat, a nawet zaledwie wieku z małym okładem mogły określić wzorce płodności kobiet? Brytyjscy akademicy uważają, że tak, stąd, wg nich, większe problemy z zajściem w ciążę w przypadku starszych pań. Niewykluczone jednak, że już niedługo, oczywiście w kategoriach ewolucyjnych, wszystko się zmieni... Duncan Gillespie oraz doktorzy Virpi Lummaa i Andrew Russell z Wydziału Nauk o Zwierzętach i Roślinach Uniwersytetu w Sheffield analizowali fińską dokumentację kościelną z XVIII i XIX wieku. W tym czasie niemal każdy żenił się lub wychodził za mąż, a rozwody były zabronione. W ten sposób akademicy prześledzili życie, także małżeńskie, 1591 kobiet. Z największym prawdopodobieństwem mężatkami były kobiety 30-35-letnie. Panie, które związały się z bogatszymi mężczyznami, wyszły za mąż w młodszym wieku, ale za starszych starających. W ich przypadku powiększenie rodziny gwarantowało więc bogactwo, ale i zwiększało ryzyko wdowieństwa. Było ono relatywnie wysokie, za to szanse na ponowne zamążpójście wdowy w średnim wieku z dziećmi małe, dlatego niewielki odsetek kobiet zachodził w ciążę w starszym wieku. Obecnie kobiety czekają z rodzeniem dzieci, odkładając na później plany założenia rodziny. Coraz powszechniejsze stają się związki krótkoterminowe i rozwody. Wskutek tego w ciągu życia kilku pokoleń może dojść do osłabienia doboru naturalnego podtrzymującego dużą płodność w młodym wieku i do wzmocnienia nurtu wzrostu płodności starszych kobiet.
- 1 odpowiedź
-
- Andrew Russell
- Virpi Lummaa
-
(i 7 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Dotąd o kwasach tłuszczowych omega-3 mówiono raczej w kontekście zapobiegania chorobom serca. Okazało się jednak, że jeden z nich – kwas dokozaheksaenowy (DHA) – wywiera decydujący wpływ na męską płodność. Zespół Manabu Nakamury z University of Illinois prowadził eksperymenty myszami pozbawionymi genu enzymu odpowiedzialnego za wytwarzanie DHA. Przy braku kwasu dokozaheksaenowego samce myszy są bezpłodne, ponieważ produkują niewiele plemników (bądź w ogóle) o nieprawidłowej budowie, które nie są w stanie normalnie się poruszać. Przyglądaliśmy się liczbie, kształtowi i ruchliwości plemników. Mieliśmy także na uwadze osiągnięcia reprodukcyjne zwierząt. Okazało się, że osobniki z niedoborem DHA nie były w stanie się rozmnażać – tłumaczy doktorant Manuel Roqueta-Rivera. Liczebność gamet kształtowała się na niezwykle niskim poziomie, poza tym były one okrągłe, a nie wydłużone, co uniemożliwiało im ruch. Kiedy jednak wielonienasycony kwas tłuszczowy omega-3 wprowadzono do diety, płodność została w pełni przywrócona. To było bardzo uderzające. Gdy nakarmiliśmy myszy DHA, wyeliminowano wszystkie nieprawidłowości. Po raz pierwszy udało się bezpośrednio zademonstrować, jak ważny jest DHA dla męskiej płodności. Wcześniejsze badania sugerowały jednak, że u pacjentów z niską liczebnością i/lub ruchliwością plemników dość często występuje niedobór tego kwasu. Omawiane studium stanowi część szerszego projektu, w ramach którego Nakamura precyzuje funkcje fizjologiczne poszczególnych kwasów omega-3 i -6. Praca na modelu mysim pozwala mu wyłączać określone geny, a sztuczny niedobór substancji daje dostęp do interesujących go danych. Do odkryć dotyczących DHA doszło po unieczynnieniu genu delta-6-desaturazy. Nakamura dodaje, że nasz organizm wytwarza DHA z dostępnego w pokarmach kwasu α-linolenowego. Obfitują w niego oleje roślinne, w tym olej sojowy czy rzepakowy. W przyszłości Amerykanie planują przeprowadzenie kolejnych eksperymentów, które pozwolą zrozumieć wchodzące w grę mechanizmy na poziomie molekularnym.
-
- liczebność
- plemniki
- (i 7 więcej)
-
Dunka Stinne Holm Bergholdt jako jedyna kobieta na świecie urodziła dwoje dzieci z różnych ciąż po przywróceniu płodności w wyniku przeszczepienia tkanki jajników. Pierwsza córka przyszła na świat w lutym 2007 roku, a druga we wrześniu 2008 r. Claus Yding Andersen, lekarz pacjentki, zaznacza, że przechowanie tkanki jajników okazało się właściwą metodą podtrzymania płodności. Powinno to zachęcić do częstszego stosowania tej procedury w odniesieniu do dziewcząt i młodych kobiet, które mają być poddane leczeniu uszkadzającemu jajniki. To pierwszy w historii przypadek kobiety, która ma dwoje dzieci z różnych ciąż, będących rezultatem przeszczepienia zamrożonej [na czas leczenia nowotworu] i rozmrożonej tkanki jajników – cieszy się Andersen, który opisał historię swojej pacjentki w artykule opublikowanym na łamach pisma Human Reproduction. Pierwszą córkę Dunka urodziła po terapii niepłodności, druga została już poczęta naturalnie. Na całym świecie dzięki przeszczepieniu zamrażanej uprzednio tkanki jajników urodziło się dziewięcioro dzieci - troje, wliczając w to córki pani Bergholdt, w Danii. Nie stałoby się tak, gdyby nie profesor Andersen, który na co dzień pracuje w Szpitalu Uniwersyteckim w Kopenhadze. Powodzenie procedury to w dużej mierze "zasługa" młodego wieku pacjentek. Z zamrożonych pasków kory jajnika można bowiem pozyskać o wiele więcej komórek jajowych. W momencie rozpoczęcia leczenia Bergholdt miała 27 lat (w 2004 r. rozpoznano u niej mięsaka Ewinga). Przed wdrożeniem chemioterapii usunięto jej i zamrożono część prawego jajnika. Terapia się powiodła, lecz doprowadziła do przedwczesnej menopauzy. W 2005 roku do pozostałości prawego jajnika wszczepiono 6 pasków tkanki. Okazało się, że narząd zaczął na nowo działać. Wg ekspertów od ludzkiej płodności, gdyby Dunka osiągnęła 35.-36. r.ż., prawdopodobieństwo poczęcia znacznie by spadło. Andersen tłumaczy, że paski działały przez ponad 4 lata, co potwierdza skuteczność zastosowanej techniki.
-
- Claus Yding Andersen
- przywracać
- (i 7 więcej)
-
Restrykcja kaloryczna, czyli ograniczenie wartości energetycznej pokarmów przy zachowaniu dostaw makro- i mikroelementów oraz witamin, jest jak dotąd jedyną udokumentowaną metodą pozwalającą na przedłużenie życia osobniczego. Większość testów takiej diety kończyła się jednak znacznym ograniczeniem płodności badanych organizmów. Badacze z University College London twierdzą jednak, że znaleźli rozwiązanie tego problemu. Dzięki eksperymentom na samicom muszki owocowej (Drosophila melanogaster) zespół prowadzony przez Richarda Grandisona i Matthew Pipera chciał dowiedzieć się, czy wpływ restrykcji kalorycznej na organizm wynika z ogólnego obniżenia wartości energetycznej pokarmu, czy też tylko z ograniczenia podaży określonych związków. W tym celu owady podzielono na liczne grupy, w których testowano wpływ poszczególnych składników diety na długość życia, płodność oraz ogólną kondycję. Po zakończeniu serii eksperymentów okazało się, że składnikiem kluczowym dla zachowania płodności była metionina - jeden z tzw. aminokwasów egzogennych, czyli takich, których organizm muszki nie potrafi wytworzyć samodzielnie. Jak wykazali badacze, zwiększenie podaży tego związku w diecie z restrykcją kaloryczną pozwalało nie tylko na utrzymanie znacznej długości życia, lecz także na zachowanie płodności typowej dla D. melanogaster. Niezwykle ciekawe jest to, że zwiększenie ogólnej podaży białek, będących z punktu widzenia chemii polimerami aminokwasów, nie poprawiało płodności muszek. Wygląda więc na to, że aminokwasy zawarte w diecie wchodzą w nieopisane jeszcze interakcje mogące zaburzać zdolność do rozrodu podczas restrykcyjnej diety. Oczywiście jest zbyt wcześnie, by oczekiwać równie korzystnego wpływu suplementacji metioniny na zdrowie, płodność i długość życia ludzi. Możemy się jednak spodziewać, że chętnych na podjęcie wyzwania związanego z korzystaniem takiej diety by nie brakowało.
-
- długość życia
- dieta
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Samice pand wielkich (Ailuropoda melanoleuca) są płodne przez zaledwie kilka dni raz w roku. By samce nie przegapiły tego ważnego momentu, panie informują o swojej gotowości do rozmnażania za pomocą charakterystycznych świergoczących nawoływań. Chińsko-amerykański zespół podkreśla, że dzięki temu odkryciu wiadomo, że sygnały głosowe są dla niedźwiedzi bambusowych ważniejsze niż dotąd sądzono. W okresie rui samice pand wydają wysokie dźwięki, które mają najprawdopodobniej zwrócić uwagę samców. Największe szanse na rozmnożenie i przekazanie swoich genów potomstwu powinny mieć zatem samice, które potrafią skutecznie zachwalać swoje wdzięki i samce umiejące odcyfrować komunikaty. By określić dokładną funkcję świergotów i beczenia, naukowcy nagrali wokalizacje samic, trzymanych w niewoli w USA i Chinach. Znając wydawane przez nie odgłosy i cykle rozrodcze, biolodzy stwierdzili, że nawoływania różnią się w zależności od tego, czy są generowane przed, czy podczas okresu płodnego. Mogąc zajść w ciążę, samice pand wielkich wydają dłuższe dźwięki o większej amplitudzie (głośniejsze) i "szorstkości". Ta ostatnia właściwość może stanowić wskazówkę co do stopnia podniecenia. Odtwarzając nagrania samcom, badacze zauważyli, że posługują się one dźwiękami, by współżyć przede wszystkim z samicami sygnalizującymi, że nadszedł optymalny moment krycia. Jak podkreśla dr Benjamin Charlton z zoo w Atlancie, po raz pierwszy zademonstrowano eksperymentalnie, że pandy wielkie wykorzystują wokalizacje do komunikowania dokładnej daty rozpoczęcia fazy płodnej cyklu. Będzie to można uwzględnić podczas konstruowania programów ochrony zagrożonych wyginięciem pand wielkich. W ramach studium Charlton współpracował z naukowcami z Institute for Conservation Research zoo w San Diego oraz China Research and Conservation Centre for the Giant Panda w prowincji Syczuan. Swoją płodność zachwalają samice kilku gatunków ssaków. Niedawne badania z udziałem ludzi także wykazały, że kobiece wokalizacje zmieniają się znacznie podczas cyklu. Wzrastające stężenie estrogenów wpływa bowiem na narządy mowy.
-
- beczenie
- świergotanie
- (i 8 więcej)
-
Panowie, którzy mają w planach powiększenie rodziny, powinni unikać wystawiania na oddziaływanie pola elektromagnetycznego. Po raz pierwszy wykazano bowiem, że rozpowszechnienie urządzeń elektrycznych obniża męską płodność. Niektórzy spekulują, że skoro odkurzacz okazał się niebezpieczny dla męskiego zdrowia, kobiety powinny przestać liczyć na pomoc przy sprzątaniu (Reproductive Toxicology). Doradzałbym mężczyznom i parom starającym się o dziecko, by w jak największym stopniu unikały ekspozycji na pole elektromagnetyczne. Nie twierdzę, że powinniśmy przestać używać kuchenek mikrofalowych, ale sensowne jest, by włączać je i wracać dopiero po zakończeniu wybranego programu. Urządzenia, zwłaszcza te z silnikiem elektrycznym, lepiej trzymać z dala od ciała – przekonuje dr De-Kun Li z Uniwersytetu Stanforda. W ramach studium zwerbowano 148 dawców z banku spermy w Szanghaju. U 76 stwierdzono zmniejszoną ruchliwość, a także nieprawidłową budowę lub liczbę plemników. Sperma pozostałych miała prawidłowe parametry. Z badań wyeliminowano mężczyzn pracujących w wysokich temperaturach oraz stykających się ze szkodliwymi chemikaliami, np. rozpuszczalnikami bądź pestycydami. Mężczyźni nosili mierniki, które w dobach uznanych przez nich za typowe co 4 sekundy sporządzały odczyt wartości pola magnetycznego. Okazało się, że osoby, u których maksymalne wartości indukcji magnetycznej wynosiły powyżej 0,16 mikrotesli, dwukrotnie częściej miały plemniki gorszej jakości (w porównaniu do panów z odczytami poniżej tej wartości). Dr Li zaznacza, że ryzyko pojawienia się spermy o obniżonej jakości wzrastało, gdy wydłużał się czas ekspozycji na silniejsze pole magnetyczne. Wg Amerykanina, pomiary przeprowadzone przez jego zespół wyjaśniają, czemu w ciągu ubiegłego stulecia nastąpił spadek płodności mężczyzn. Ma to związek z upowszechnieniem się urządzeń elektrycznych.
- 14 odpowiedzi
-
- dr De-Kun Li
- liczba
-
(i 8 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Homo sapiens współżyli z neandertalczykami?
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Nauki przyrodnicze
Choć ludzie współcześni i neandertalczycy bez wątpienia współistnieli na kontynencie europejskim przez co najmniej 10 tysięcy lat, dotychczas nie było wiadomo, czy przedstawiciele obu tych gatunków mogli mieć potomstwo i jeśli tak, to czy było ono płodne. Już niedługo rozwiązanie tej zagadki może być jednak możliwe dzięki badaniom prowadzonym przez prof. Svante Paabo z Instytutu Antropologii Ewolucyjnej Maxa Plancka w Lipsku. Dane zebrane przez prof. Paabo są efektem kompleksowych badań DNA wyizolowanego ze szczątków neandertalczyków. Celem naukowca jest ustalenie pełnej sekwencji genomu tego gatunku, a następnie porównanie go z danymi na temat ludzi współczesnych i szympansów. Z informacji dostępnych do tej pory wiadomo, że około 40 tysięcy lat temu przedstawiciele Homo sapiens dotarli z Afryki do zamieszkiwanej już wtedy przez neandertalczyków Europy. Pomimo wielu lat badań dotychczas nie udało się jednak ustalić, czy efektem tej koegzystencji było posiadanie wspólnego potomstwa. Podczas konferencji naukowej zorganizowanej niedawno przez naukowców z Cold Spring Harbor Laboratory prof. Paabo ogłosił, że na podstawie dotychczasowych badań genetycznych "jest pewny, że oba gatunku uprawiały ze sobą seks". Ustalenie, czy potomstwo przedstawicieli obu gatunków było płodne i jeżeli tak, jak duży był wpływ jego materiału genetycznego na pulę genetyczną ludzi współczesnych, będzie z kolei możliwe po opracowaniu ostatecznej wersji genomu neandertalczyka i przeprowadzeniu kompleksowej analizy porównawczej z genomem naszego gatunku. Możemy oczekiwać, że informacje uzyskane dzięki temu studium pomogą w zrozumieniu przyczyn tajemniczego wyginięcia neandertalczyków.- 9 odpowiedzi
-
Datowane na epokę kamienia figurki kobiet o obfitych kształtach mogły nie przedstawiać bogiń płodności, lecz stanowić pierwsze zabawki edukacyjne – przekonują archeolodzy. W ciągu kilkudziesięciu lat w Çatalhöyük, stanowisku archeologicznym w Anatolii w Turcji, wykopano niemal 2 tys. figurek. Ostatnie odkryto w zeszłym tygodniu. Niektóre przedstawiają ludzi, inne owce, kozy lub krowy. W latach 60. część badaczy zaczęła twierdzić, że postaci z dużymi piersiami i masywnymi brzuchami to boginie płodności. Współcześni eksperci nie podzielają jednak ich opinii. Wg nich, można mieć wątpliwości, czy figurki uznane przed 40 laty za kobiety (a przynajmniej spora ich część) nie są przypadkiem mężczyznami. Profesor Lynn Meskell z Uniwersytetu Stanforda uważa, że skoro większość rzeźb przedstawiała krowy lub owce i kozy, mogły one być reprezentacjami zwierząt, z którymi [w neolicie] obcowano na co dzień. W takich okolicznościach stanowiłyby one pomoce edukacyjne. Wszystkie znaleziono w śmieciach – nie umieszczono ich w niszach, na platformach czy w pochówkach. Prawdopodobieństwo, że mamy do czynienia z ikonami religijnymi w postaci bogiń-matek, jest zatem niewielkie. Pani archeolog uważa, że kobiece figurki stanowią mniej 5% "urobku" z Çatalhöyük.
-
Rozmnażanie jest dla zwierząt jedną z najbardziej energochłonnych funkcji życiowych. Aby móc sobie pozwolić na posiadanie potomstwa, niedoszła matka musi mieć więc pewność, że wystarczy jej na to energii. Z badań przeprowadzonych przez Amerykanów wynika, że w toku ewolucji u ssaków powstał w tym celu specjalny mechanizm dostosowujący poziom płodności do bieżących zasobów energetycznych organizmu. Jak wykazali badacze, odkryty system działa w oparciu o leptynę - hormon wytwarzany niemal wyłącznie przez tkankę tłuszczową. Poziom tego białka jest wprost proporcjonalny do zawartości tłuszczu w ustroju, dzięki czemu jest ono doskonałym wskaźnikiem rezerw energetycznych organizmu. Aby sprawdzić, w jaki sposób leptyna wpływa na płodność ssaków, dwoje badaczy - Susannah French z Utah State University oraz Gregory Demas z Indiana University - wykorzystało ciężarne samice chomików. Zwierzęta zaopatrzono w specjalne pompy, które wstrzykiwały do krwi zwierząt ściśle określone dawki leptyny. Ich reakcje porównywano z ciężarnymi samicami otrzymującymi nieaktywny biologicznie płyn. Wpływ leptyny na organizmy ciężarnych samic był niezwykle silny. Ich potomstwo było nie tylko bardziej liczne (6,5 w porównaniu do 4 grupie kontrolnej), lecz także silniejsze i większe niż w grupie kontrolnej. Zdaniem badaczy oznacza to, że leptyna może sprzyjać podtrzymaniu ciąży, zaś jej brak może skłaniać organizm matki do spontanicznej aborcji, np. poprzez wchłanianie bardzo młodych zarodków. Różnice w zachowaniu matek było widać także po narodzinach. W normalnych warunkach samica chomika często wybiera jedno lub dwoje młodych, które uważa za najsilniejsze, a pozostałe zabija. Po podaniu leptyny uśmiercanie młodych przestało się zdarzać, podczas gdy w grupie kontrolnej aż 40% badanych osobniczek pożerało przynajmniej jedno młode. Sztuczne zawyżanie poziomu leptyny miało jednak swoje wady. Wydatek energii związany z utrzymywaniem przy życiu wielu płodów wiązał się z pogorszeniem odporności, zaś odłączenie od pompy podającej hormon wywoływało znaczne zwiększenie apetytu. Nie powinno to dziwić - przez niemal całą ciążę organizmy przyszłych matek otrzymywały przecież fałszywy sygnał o istnieniu bogatych rezerw energetycznych. Dla mnie jest dość jasne, że leptyna odgrywa istotną rolę przy podejmowaniu fizjologicznych decyzji o inwestycji w potomstwo, podsumowuje Randy Nelson, biolog z Ohio State University niezwiązany z prowadzonym studium. Wspólnie z autorami eksperymentu podkreśla on, że najistotniejszym kierunkiem dalszych badań powinno być ustalenie dokładnego mechanizmu chroniącego młode przed kanibalistycznymi zapędami matek stymulowanych leptyną.
- 1 odpowiedź
-
- tkanka tłuszczowa
- tłuszcz
-
(i 5 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Lekarze ze szpitala przy francuskim Uniwersytecie Limoges donoszą o przyjściu na świat pierwszego dziecka, którego matka przeszła wcześniej przeszczep jajnika z wykorzystaniem nowej techniki chirurgicznej. Innowacyjna metoda transplantacji daje szansę na zwiększenie skuteczności zabiegu, dotychczas obarczonego wysokim ryzykiem niepowodzenia. Pacjentka, pozbawiona jajników w celu ich ochrony przed agresywnymi lekami podawanymi w związku z anemią sierpowatą, była niepłodna i nie miesiączkowała przez dwa lata. Pobrany od niej organ został zamrożony z myślą o powtórnym wszczepieniu po zakończeniu terapii. Tradycyjna procedura przeszczepu jajnika obejmuje jeden zabieg, w czasie którego wszczepia się cały pobrany wcześniej organ. Niestety, przeszczepiony w ten sposób jajnik często nie podejmuje swojej funkcji w związku z niedostatecznym ukrwieniem. Próbą rozwiązania dotychczasowych problemów była eksperymentalna procedura, złożona z dwóch osobnych zabiegów. Pierwszy z nich polega na wydzieleniu drobnych fragmentów tkanki i wszczepieniu ich w celu zainicjowania procesu neowaskularyzacji, czyli wytworzenia nowych naczyń krwionośnych. Podczas drugiej operacji, przeprowadzonej po trzech dniach, wszczepia się pozostały, znacznie większy fragment organu. Po przeszczepie tkanki własnego jajnika [pacjentka] zaczęła jajeczkować po czterech miesiącach i zaszła w ciążę w sposób naturalny po sześciu miesiącach od transplantacji. Matka i dziecko czują się dobrze, cieszy się dr Pascal Piver, pomysłodawca nowatorskiego zabiegu. Inna pacjentka leczona tą samą techniką odzyskała zdolność do jajeczkowania po jeszcze dłuższym czasie (ok. 8,5 roku). Niestety, w jej przypadku podczas zabiegu doszło do uszkodzenia jajowodu, przez co do skutecznego zapłodnienia doszło dopiero dzięki metodzie in vitro. Jak ocenia autor eksperymentu, opracowana technika rodzi ogromne nadzieje dla młodych kobiet poddających się terapiom toksycznym dla jajników. Po ponownym przyjęciu własnego organu pacjentki takie mogłyby odzyskać utraconą wcześniej płodność oraz równowagę hormonalną.
- 13 odpowiedzi
-
Karotenoidy, grupa barwnych związków organicznych spotykanych w wielu gatunkach warzyw i owoców, odgrywają istotną rolę w fizjologii ptaków - udowadniają naukowcy z Uniwersytetu Stanu Arizona. Ich badania wskazują, że oprócz oczywistego wpływu na ubarwienie ciała, wspomagają one także percepcję barw i umiejętność doboru wartościowego pokarmu, a oprócz tego mogą zwiększać płodność samców. Odkrycia dokonał zespół pod przewodnictwem dr. Kevina McGraw, wspomaganego przez dr Melissę Rowe oraz doktoranta Matthew Toomeya. Długotrwała obserwacja zachowań i fizjologii ptaków potwierdza kluczową rolę karotenoidów dla utrzymania prawidłowej kondycji ich organizmów. W swoich badaniach naukowcy obserwowali zięby, kaczki krzyżówki oraz spokrewnione z nimi rożeńce. Przeprowadzone studium pozwoliło na pogłębienie naszej wiedzy na temat roli barwników karotenoidowych na zdrowie, fizjologię oraz rozród zwierząt. Od lat wiedzieliśmy, że [karotenoidy], będąc przeciwutleniaczami, poprawiają zdrowie ludzi, a także, jako związki barwne, czynią ptaki bardziej kolorowymi i atrakcyjnymi seksualnie. Tym razem poszerzamy tę wiedzę dzięki badaniu wpływu spożywania karotenoidów na poprawę percepcji kolorów, zdrowia potomstwa dojrzewającego wewnątrz jaj, a także, najprawdopodobniej, na podniesienie jakości spermy samców - tłumaczy dr McGraw. Ponieważ karotenoidy są związkami silnie barwnymi, samice mogą w czasie godów szybko ocenić skuteczność adoratorów w zdobywaniu pokarmu, co pozwala na wybranie najbardziej zaradnego partnera. Teraz, gdy okazuje się, że substancje z tej grupy odgrywają także istotą rolę dla zdrowia ptaków, można stwierdzić, że oprócz wyboru atrakcyjnego wizualnie partnera, samica wybiera także dobrego ojca dla swojego potomstwa. Zdaniem dr. McGraw, liczne role pełnione przez karotenoidy w organizmach ptaków sprawiają, że można je uznać za związki o krytycznym znaczeniu. Jak tłumaczy badacz, substancje z tej grupy posiadają interesującą cechę: pozwalają samicy na wybór partnera, który potencjalnie będzie w stanie dostarczyć potomstwu... najwięcej karotenoidów. W pewnym sensie jest to karotenoidowy cykl życia - zauważa badacz. Dokonane odkrycie może okazać się istotne nie tylko dla hodowców ptactwa. Jak tłumaczy dr McGraw, poznanie wpływu poszczególnych składników diety na płodność zwierząt pozwoli także na dokładne zrozumienie mechanizmów rządzących procesem ewolucji oraz selekcji naturalnej.
- 2 odpowiedzi
-
- kaczka krzyżówka
- zięby
-
(i 8 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Całowanie to wzajemna ocena biologicznej "jakości" potencjalnego partnera. Mężczyźni próbują w ten sposób wybadać poziom estrogenów, a więc płodność kobiety. A panie przyglądają się z bliska temu, jak mężczyzna o siebie dba i w jakim stanie znajduje się jego układ odpornościowy. Jak przekonuje dr Helen Fisher z Rutgers University, obie płcie wykorzystują dane zebrane podczas całowania, zanim zaangażują się w seks. W ten sposób oszczędzają energię, czas oraz inne zasoby. Antropolog uważa, że i kobiety, i mężczyźni całują się, by ocenić partnera nie tylko na gruncie społecznym, ale i chemicznym. Amerykanka powołuje się na badania kolegów po fachu. Twierdzi ona, że mężczyźni lubią francuskie pocałunki, bo dzięki nim mogą określić zawartość hormonów w kobiecej ślinie, poza tym przekazują partnerce trochę testosteronu, który ma zwiększyć jej libido. Kobiety polegają głównie na zapachu mężczyzny, będącym komunikatem nt. jego układu odpornościowego. Najbardziej pociągająca jest woń genów odmiennych od własnych. Fisher uznaje, że całowanie występuje w zbyt wielu ludzkich społeczeństwach (w ponad 90%) i u zbyt wielu gatunków zwierząt, by mogło nie mieć głębszego znaczenia. Gdy para zadecyduje, że warto się zaangażować, organizm zaczyna wytwarzać substancje odpowiadające za romantyczną miłość. Pierwszy pocałunek jest niezmiernie ważny, może przypieczętować lub przerwać rozwój związku. Filematologia, czyli nauka o całowaniu, jest na razie raczkującą dziedziną, lecz wiadomo, że ten prosty akt zapoczątkowuje wiele reakcji chemicznych.
- 5 odpowiedzi
-
Czy szanse kobiety na urodzenie dziecka maleją wraz z wiekiem? Tak, ale nie do końca. Okazuje się bowiem, że istotnym czynnikiem jest także długość cyklu menstruacyjnego. O odkryciu informują szwedzcy badacze. Wnioski pochodzą ze studium 6271 zabiegów zapłodnienia in vitro. Badacze, prowadzeni przez dr. Thomasa Brodina ze szpitala Malarsjukhuset w szwedzkim mieście Eskilstunam, porównali długość cyklu miesięcznego u pań poddanych procedurze oraz odsetek prób zapłodnienia zakończonych powodzeniem. Wraz z wiekiem dochodzi u kobiet do nieznacznego skrócenia średniej długości cyklu menstruacyjnego. Średnie skrócenie długości cyklu miesięcznego wynosi około dwóch dni od wieku 20 do 40 lat, tłumaczy Brodin. Po uwzględnieniu danych dotyczących wieku pacjentek zaobserwowano wyraźnie, że z punktu widzenia szans na skuteczne poczęcie oraz donoszenie ciąży istotny jest nie tylko sam wiek, lecz także czas trwania cyklu. Szansa na urodzenie dziecka po zabiegu zapłodnienia in vitro była niemal dwukrotnie zwiększona dla kobiet, których cykl miesięczny był dłuższy niż 34 dni w porównaniu do kobiet, u których trwał on mniej niż 26 dni, konkludują badacze. Szczegółowy opis badanego zagadnienia opublikowano na łamach czasopisma Fertility and Sterility.
-
- miesiączka
- menstruacja
- (i 8 więcej)
-
Dotąd neolityczne figurki symbolizujące płodność zawsze były kobietami z obfitymi piersiami i szerokimi biodrami. Teraz archeolodzy z Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie po raz pierwszy odkryli wyłącznie przedstawienia falliczne, a jeden z penisów tkwił u podstawy ściany przybytku. Na północy Izraela, na wzgórzach w pobliży kibucu Kfar HaHoresh, ekipa profesora Nigela Goringa-Morrisa natrafiła na wyraźnie wydzielone miejsce pochówku i kultu. Mierzy ono 10 na co najmniej 20 metrów i jest datowane na 6750-8500 r. p.n.e. (neolit przedceramiczny). Na obszarze tym znaleziono groby 65 osób, w większości młodych mężczyzn między 20. a 30. rokiem życia. Wg profesora, było to popularne miejsce kultu, ale nie wiadomo, w jaki dokładnie sposób posługiwano się symbolami. Znaleziony w tym roku 40-letni mężczyzna został pochowany z sierpowatym ostrzem i muszlami. Obok zakopano ich aż 60. Ponieważ pochodziły one z Mórz Czerwonego i Śródziemnego, świadczy to o intensywnej wymianie handlowej między tymi rejonami. W pobliżu pochowano całe stado bydła. Na stanowisku archeologicznym natrafiono też na egzotyczne minerały, m.in. malachit z Morza Martwego, obsydian z centralnej Anatolii oraz topór wotywny z serpentynitu z Cypru lub północnej Syrii. Ze względu na obecność wyłącznie męskich symboli i "profil demograficzny" grobów, Goring-Morris przypuszcza, że zbierali się tu mężczyźni z nizin (z terenów rozciągających się w promieniu 8-10 km), którzy u progu ery rolniczej tęsknili za dawnymi dobrymi czasami. Panom marzyło się polowanie na uciekającą zdobycz, nie cieszył ich zwrot ku osiadłemu trybowi życia i pasterstwu. Groby znajdują się pod lub obok gipsowo-wapiennych ścian w kształcie litery L. Są to pojedyncze ciała lub wtórne pochówki, w których gromadzono nawet do 17 osób. Niektóre szkielety pozbawiono czaszek. W jednym z grobów kości celowo poprzekładano, by wyglądały jak przedstawienia zwierząt, np. dzika lub bydła.
-
- Nigel Goring-Morris
- falliczny
-
(i 5 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Kołysanie biodrami w czasie chodzenia nie jest zamaskowanym sygnałem wysłanym przez kobietę, by zasygnalizować gotowość do rozmnażania. Naukowcy z Queen's University doszli do takiego wniosku po przebadaniu sposobu chodzenia wolontariuszek i porównaniu go z poziomem hormonów płciowych w ślinie. Okazało się, że seksownie kołyszące biodrami panie były w rzeczywistości w fazie cyklu najdalszej od owulacji. Czemu więc służy taki zabieg? Meghan Provost sądzi, że kobiety symulują płodność, by zawczasu odrzucić nieodpowiednich partnerów (Archives of Sexual Behavior). Provost analizowała chód ochotniczek. Następnie nagranie pokazywano 40 mężczyznom, którzy mieli ocenić atrakcyjność sposobu poruszania się danej kobiety. Uzyskane noty zsumowano z wynikami badań laboratoryjnych. Wyniki były tak zaskakujące, że zespół zdecydował się na powtórzenie eksperymentu z inną grupą mężczyzn. Najbardziej płodne w danym momencie kobiety w mniejszym stopniu poruszały biodrami, trzymały też kolana bliżej siebie. Wcześniejsze studia również wykazały, że kobiety ukrywają owulację przed wszystkim mężczyznami oprócz wybranego. Zapobiega to napastowaniu w okresie szczytu płodności. Poruszanie biodrami mogłoby być zbyt oczywiste, dlatego należało postawić na subtelniejsze sygnały, które widać/czuć tylko z bliska, np. zapach czy niewielkie zmiany w wyrazie twarzy. Inni eksperci, w tym dr John Manning, zgadzają się z teorią Provost. Wg niego, subtelne oznaki owulacji sprzyjają monogamii. Z ewolucyjnego punktu widzenia kobiecie zależy na wytworzeniu silnej więzi z jednym mężczyzną i niedopuszczeniu do walk samców w okresie płodności.
- 1 odpowiedź
-
- Meghan Provost
- owulacja
- (i 4 więcej)
-
Naukowcy z Uniwersytetu w Portsmouth przeprowadzili eksperyment z 6 zdrowymi mężczyznami tuż po czterdziestce. Przez dwa tygodnie wolontariusze codziennie jedli 400 gramów zupy pomidorowej. Wszystko po to, by zbadać, jaki wpływ ma dieta na zawartość likopenu w spermie. Stężenie likopenu, który pomidorom nadaje czerwoną barwę, w nasieniu wzrosło o 7-12%, co Anglicy uznali za znaczny, czyli istotny statystycznie, skok. Naukowcy chcą przeprowadzić dalsze badania, by sprawdzić, czy jedzenie pomidorówki wywoła taki sam wzrost zawartości likopenu u niepłodnych mężczyzn (British Journal of Urology). Nie wiadomo dokładnie, w jaki sposób likopen wpływa na płodność. Studia sugerują jednak, że wyższa zawartość antyutleniacza zmniejsza poziom szkodliwych wolnych rodników w organizmie, co polepsza jego funkcjonowanie, a więc i możliwości rozrodcze. Oprócz pomidorów, likopen zawierają arbuzy, grejpfruty, guawy oraz papaje. Wiadomo również, że likopen jest lepiej przyswajany jeśli pomidory zostają przetworzone, jak ma to miejsce w zupie.
-
Im bardziej płodny jest samiec jelenia szlachetnego (europejskiego), tym większe szanse, że spłodzi większą liczbę synów. To pierwsze badanie, w którym zademonstrowano, że samce ssaków mogą wpływać na płeć swojego potomstwa przez jakość wytwarzanej spermy. Autorami tego niezwykle ważnego odkrycia są Montserrat Gomendio i zespół z Narodowego Muzeum Nauk Naturalnych w Madrycie. Samce jeleni europejskich przebywają ogromne odległości, by odbyć stosunek z jakąś samicą, bronią swoich haremów i walczą z konkurentami. Teraz naukowcy odkryli, że zwycięzca ma większą liczbę synów, a przegrany płodzi córki. Jak duży wpływ na cały proces ma samica, na razie nie wiadomo. Od dawna teoretyzowano, że dominujący samiec ma większą liczbę synów niż córek, by w przekazać swoje wspaniałe geny (synowie płodzą więcej dzieci niż córki). Hiszpanie oceniali jakość próbek spermy pobranych od jeleni w czasie rykowiska. Następnie zapładniali nimi dobrze odżywione łanie. Byliśmy zdumieni, widząc tak duże różnice w płodności — powiedziała Gomendio serwisowi New Scientist. Odsetek zapładnianych przez jednego jelenia samic wahał się od 24 do 70%. Proporcja potomków różnej płci zmieniała się od 72% młodych samców do 75% młodych samic w jednym "miocie". Najbardziej płodne samce miały największy odsetek synów, a także najbardziej rozbudowane poroże, które wabiło samice i odstraszało konkurentów. Potencjalnie mogłoby to doprowadzić do znacznego zmniejszenia liczby samic. Na szczęście jednak, jak wyjaśnia Gomendio, większość zwierząt plasuje się gdzieś na środku kontinuum płodności, dlatego proporcja płci w populacji oscyluje wokół wartości 50:50. W jaki sposób samiec determinuje płeć potomstwa? Hiszpanie uważają, że albo produkuje więcej plemników z chromosomem płciowym Y, albo takie plemniki są w ich przypadku bardziej rywalizujące. Sprawa nieco się komplikuje, gdy weźmie się pod uwagę posturę, a zatem i interesy łani. Dobrze odżywione samice mają zazwyczaj synów. Synowie potrzebują dużych ilości lepszego (bogatszego w składniki odżywcze) mleka. Dlatego też samice o słabszej kondycji fizycznej mają raczej córki. Kiedy więc supersamiec spółkuje z cherlawą łanią, nie wiadomo, czyje interesy (i jaka płeć) przeważą...
-
- Montserrat Gomendio
- chromosom płciowy Y
-
(i 7 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Już w niedługim czasie mężczyźni będą mogli stosować pigułki antykoncepcyjne. Naukowcy opracowali lek, który czasowo hamuje wytwarzanie spermy, ale nie wpływa na poziom testosteronu. Testy na zwierzętach laboratoryjnych wykazały, że działanie męskiej pigułki antykoncepcyjnej jest odwracalne, brak też widocznych efektów ubocznych, typowych dla środków wpływających na stężenie hormonów płciowych. Próby z udziałem ludzi zaczną się w ciągu najbliższych 5 lat. Trudność z opracowaniem skutecznej antykoncepcji dla panów wynikała z prostego biologicznego faktu: zdrowy dorosły mężczyzna produkuje dziennie ok. 150 mln plemników. Opracowane do tej pory środki bazowały na zmianie stężenia krążących w układzie krwionośnym hormonów. Męska antykoncepcja hormonalna znajduje się na końcowym etapie prób klinicznych. Wykorzystuje się w niej żeński hormon, progesteron, który hamuje spermatogenezę. Decydując się na taką metodę kontroli urodzeń, trzeba będzie jednak pamiętać o wszelkich możliwych skutkach ubocznych. Wielu panów obawia się wprowadzania pigułki z żeńskimi hormonami do swojego organizmu. Dlaczego? Boją się o swoją męskość, mimo że pierwsze próby kliniczne wypadły pomyślnie. Alternatywne podejście, którego autorem jest Chuen Yan Cheng z nowojorskiego Population Council, bazuje na związku zwanym adheryną. Adheryna bezpośrednio oddziałuje na proces dojrzewania plemników. Podczas testów okazało się, że niedojrzałe gamety męskie rozwijają się "pod opieką" specjalnej tkanki, komórek podporowych Sertolego. Adheryna oddziela je od siebie, nie dopuszczając do kolejnych przekształceń. Komórki Sertolego mają stożkowaty kształt, są komórkami podporowymi kanalika nasiennego. Znajdują się na błonie podstawnej (między komórkami plemnikotwórczymi). Sięgają aż do światła kanalika. Kontrolują proces spermatogenezy. Nie twierdzimy, że podejście hormonalne jest złe. To jedna z najlepszych standardowych metod antykoncepcji męskiej. Uważamy jednak, że konsumentom należy dać wybór — tłumaczy Cheng. Eksperymenty na szczurach, opisane na łamach Nature Medicine, pokazały, że produkcja spermy spadała do poziomu uznawanego za niepłodność. Adheryna jest znana z wywoływania toksycznych efektów w innych częściach ciała. Zespołowi Chenga udało się jednak przezwyciężyć ten problem poprzez połączenie jej z syntetyczną wersją hormonu FSH (folikulotropowego), który u mężczyzn wiąże się tylko i wyłącznie z komórkami Sertolego. Skutki zastosowania połączenia adheryna-FSH zbadano m.in. na nerkach, wątrobie, mózgu, sercu, prostacie i nie zaobserwowano efektów ubocznych. Lek będzie miał prawdopodobnie postać implantu, a nie pigułki doustnej, ponieważ ulega rozłożeniu w układzie pokarmowym. Szczury szybko odzyskiwały zdolność do wytwarzania normalnej liczby plemników, gdy z układu krwionośnego znikały związki chemiczne składające się na pigułkę. Cheng zwraca uwagę, że aby została ona uznana za bezpieczną dla ludzi, podobne zjawiska muszą wystąpić i u naszego gatunku.
-
- kanaliki nasienne
- spermatogeneza
- (i 7 więcej)
-
Mężczyźni spędzający wiele godzin na zajęciach związanych z używaniem telefonu komórkowego zmniejszają swoje szanse na zostanie ojcami (podobnie jak panowie przyjmujący niektóre z najpopularniejszych leków antydepresyjnych). Badania amerykańskie wykazały bowiem, że mężczyźni, którzy używają swoich komórek przez ponad 4 godziny dziennie, ryzykują uszkodzeniem spermy. Próbki pobrane od panów odwiedzających kliniki leczenia niepłodności ujawniły, że im więcej dany mężczyzna korzysta z telefonu komórkowego, tym bardziej spada liczba, jakość oraz zdolność do poruszania się plemników. Gdy mężczyzna rozmawiał przez ponad 4 godziny na dobę, odnotowywano 30-procentowy spadek żywotności i ruchliwości plemników, w porównaniu do mężczyzn, którzy w ogóle nie używali komórek. Ashok Agarwal, który zaprezentował wyniki na nowoorleańskiej konferencji poświęconej medycynie reprodukcyjnej, podkreślał, że badanie jego zespołu nie wykazało, iż telefony komórkowe negatywnie wpływają na męską płodność, lecz uczulił innych naukowców na taką możliwość. Ludzie korzystają z telefonów komórkowych, nie zastanawiając się nad prawdopodobnymi konsekwencjami... Nadal wymaga to udowodnienia, ale takie zachowanie może mieć olbrzymi wpływ [na płodność — przyp. red.]. Inne studium wykazało, że niektóre z najlepiej sprzedających się antydepresantów niekorzystnie oddziałują na męską płodność. U dwóch pacjentów badanych w Cornell Medical Centre w Nowym Jorku liczba plemników w ejakulacie spadła niemal do zera i powróciła do normalnego stanu po odstawieniu leków antydepresyjnych. Mężczyzn przebadano po upływie 2 lat od terapii. W późniejszym okresie opisano przypadki 12 następnych mężczyzn, u których wystąpiły podobne objawy (spadek liczby plemników był jednak mniej drastyczny). W zeszłym roku naukowcy wykazali, że poddawanie myszy działaniu fal radiowych o częstotliwości podobnej do tej emitowanej przez telefony komórkowe przez 12 godzin dziennie w okresie 1 tygodnia powodowało uszkodzenie DNA spermy.
-
- Ashok Agrawal
- telefon komórkowy
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami: