Frank Evans, jedyny brytyjski matador, który jakiś czas temu wkroczył w siódmą dekadę życia, po 3-letniej przerwie znowu bierze udział w zmaganiach z bykami. El Ingles, jak mówią o nim Hiszpanie, przeszedł w zeszłym roku operację wszczepienia 4 bypassów i tytanowej endoprotezy kolana.
Do odpoczynku zmusiła go zadawniona kontuzja kolana. W zeszłą niedzielę (17 sierpnia) pojawił się jednak na imprezie charytatywnej w Villanueva de la Concepcion, małej miejscowości w okolicach Malagi. W ten sposób zrobił prezent nie tylko organizatorom, ale również sobie. Następnego dnia kończył bowiem 66 lat.
Był nieco wolniejszy i bardziej usztywniony niż młodsi konkurenci, ale pokonał w walce 420-kg byka, zabijając go pojedynczym pchnięciem szpady. Za występ licznie zgromadzona publiczność przyznała mu najwyższą nagrodę: dwoje uszu zwyciężonego zwierzęcia.
Evans jest synem rzeźnika z Manchesteru. Postanowił zostać matadorem, gdy jako nastolatek przeczytał o pierwszym brytyjskim matadorze Vincencie Hitchcocku. Uczył się w specjalnej szkole w Walencji. Po raz pierwszy wygrał korridę w 1966 roku, gdy agent zajmujący się bukowaniem pomylił go z innym zawodnikiem.