Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'koszt' .



Więcej opcji wyszukiwania

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Nasza społeczność
    • Sprawy administracyjne i inne
    • Luźne gatki
  • Komentarze do wiadomości
    • Medycyna
    • Technologia
    • Psychologia
    • Zdrowie i uroda
    • Bezpieczeństwo IT
    • Nauki przyrodnicze
    • Astronomia i fizyka
    • Humanistyka
    • Ciekawostki
  • Artykuły
    • Artykuły
  • Inne
    • Wywiady
    • Książki

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


Adres URL


Skype


ICQ


Jabber


MSN


AIM


Yahoo


Lokalizacja


Zainteresowania

Znaleziono 11 wyników

  1. Produkcja energii jądrowej nie jest już najtańszym sposobem pozyskiwania energii. Zdaniem ekonomisty z Duke University profesora Johna Blackburna, obecnie tańszą metodą jest produkcja energii słonecznej. W dokumencie Solar and Nuclear Costs - The Historic Crossover Blackburn i jego były student Sam Cunningham dowodzą, że zmiana w kosztach pozyskiwania energii spowodowała, że wykresy dla obu rodzajów jej produkcji przecięły się. Do niedawna mieliśmy z jednej strony czystą i bezpieczną energię słoneczną, której produkcja była jednak droga, a z drugiej - ryzykowną, pozostawiającą niebezpieczne odpady technologię atomową, pozwalającą na produkcję taniej energii. W ciągu ostatniej dekady koszty energii jądrowej ciągle rosły, a słonecznej - wciąż spadały. W 2002 roku średni koszt budowy reaktora atomowego wynosił 3 miliardy USD. Obecnie jest to kwota rzędu 10 miliardów USD. Jak ostrzega Marc Cooper, analityk finansowy w Vermont Law School's Institute for Energy and Environment, cena ta będzie nadal rosła i, jeśli rząd USA będzie ciągle wspierał rozwój energetyki atomowej, podatnicy w skali całego kraju niepotrzebnie wydadzą setki miliardów lub nawet biliony dolarów. Energetyka jądrowa jest mocno popierana przez budżet centralny w Stanach Zjednoczonych. W latach 1943-1999 rząd USA wydał - w przeliczeniu na wartość dolara z 1991 roku - na subsydia dla energetyki wiatrowej, słonecznej i jądrowej aż 151 miliardów USD. Z tego aż 96,3% przeznaczono na energetyką jądrową. Nie tylko budżet centralny dofinansowuje rozwój energetyki. Na poziomie stanowym przemysł jądrowy naciska na stosowanie zapisu o 'pracach w toku'. To oznacza zastosowanie systemu finansowego, zgodnie z którym użytkownicy energii elektrycznej finansują budowę reaktora, a często zaczynają za nią płacić jeszcze zanim budowa została rozpoczęta. Biorąc pod uwagę długi czas budowy reaktorów i często opóźnienia oznacza to, że odbiorcy energii elektrycznej mogą płacić wyższe ceny już na 12 lat zanim jeszcze reaktor zacznie pracę - napisał w 2007 roku w swoim raporcie Marshall Goldberg z Renewable Energy Policy Project. Pomimo tak wysokich kosztów cena produkcji energii atomowej była niższa od energii słonecznej. Jednak, jak dowodzą Blackburn i Cunningham, sytuacja uległa zmianie. Przy kwocie 16 centów za kilowatogodzinę wykresy dla kosztów energii słonecznej i atomowej przecięły się. Z analiz obu naukowców wynika, że w roku 2015 koszt kilowatogodziny energii ze Słońca wyniesie 10 centów, podczas gdy za kilowatogodzinę energii atomowej trzeba będzie zapłacić 25 centów. W roku 2020 różnica ta jeszcze bardziej się pogłębi i za 1 kWh energii ze słońca zapłacimy około 4 centów, a za 1 kWh energii atomowej - około 33 centów.
  2. Wielkość terytorium kolonii mrówek ograniczają koszty transportu. Naukowcy z Monash University widzą w tym analogię do rozwoju ludzkich miast. Badając owady, będzie więc można przewidzieć, co w przyszłości stanie się z naszymi metropoliami. Doktorzy Martin Burd i Andrew Bruce zbadali 18 kolonii dwóch gatunków mrówek-grzybiarek: Atta colombica i Atta cephalotes. Obliczając wskaźnik żerowania (liczbę obciążonych ładunkiem robotnic wracających do gniazda w jednostce czasu), naukowcy wzięli pod uwagę 3 czynniki: liczbę robotnic pracujących przy zbiórce liści, a także długość i szerokość tras. Australijczycy zajęli się właśnie mrówkami-grzybiarkami, bo tworzą one jedne z największych owadzich społeczności na świecie. Kolonia może się składać z 8 mln robotnic, podczas gdy u pszczół do podziału na podkolonie dochodzi, gdy ich liczba sięgnie ok. 40 tys. Burd i Bruce dodają, że przypominające ludzkie ulice trasy transportu liści mają niekiedy długość 150-200 m. W miarę wzrostu kolonii pojedyncze owady pracują tyle samo, ale wydłużenie trasy transportu oznacza, że dostarczenie tej samej ilości materiału roślinnego do gniazda wymaga więcej czasu. Można temu zaradzić, ekspediując do tego zadania więcej robotnic. Oczywiście istnieje granica, powyżej której koszt pozyskania jest wyższy od wartości zdobywanego materiału. Model przewiduje że długość drogi przyrasta szybciej niż liczba dostarczających liście robotnic, ale wpływ szerokości ścieżki był dla naukowców czymś niespodziewanym. Sugeruje to, że w grę wchodzi ważny mechanizm regulujący inwestycje kolonii w oczyszczanie trasy.
  3. iSuppli zaktualizowało swoje wcześniejsze wyliczenia dotyczące kosztów produkcji iPada. Okazuje się, że urządzenie jest o 12% droższe niż przewidywano. Jest to spowodowane większą niż początkowo przypuszczano złożonością tabletu oraz droższymi częściami. Obecnie iSuppli wylicza, że 16-gigabajtowy iPad, który jest sprzedawany za 499 USD, kosztuje Apple'a 260 USD (251 dolarów to koszt części, a 9 USD - koszt produkcji). Wcześniejsze prognozy mówiły o kwocie 229 USD (219 dolarów miały kosztować części, a 10 dolarów produkcja). "Urządzenie jest bardziej skomplikowane, niż sądziliśmy. Okazało się też, że ekran i baterie są droższe" - mówi Andrew Rassweiler z iSuppli. Największym zaskoczeniem dla analityków była złożona budowa tabletu. "Myśleliśmy, że będzie tam więcej zintegrowanych układów" - dodaje Rassweiler. Tymczasem okazuje się, że ekran dotykowy iPada obsługują trzy układy scalone, a nie jeden, jak przypuszczało iSuppli. Zmiany w budowie nastąpią zapewne w przyszłości, dzięki czemu Apple będzie mogło zwiększyć swój margines zysku lub obniżyć cenę urządzenia. Szacunki iSuppli dotyczą tylko kosztów części i produkcji. Nie są brane pod uwagę koszty prac projektowych, rozwoju oprogramowania, reklamy i marketingu oraz opłaty licencyjne.
  4. Z raportu Ponemon Institute wynika, że w Wielkiej Brytanii średni koszt utraty danych wskutek przestępstwa należy do jednych z najniższych w krajach rozwiniętych. Jednak wprowadzenie nowych przepisów może spowodować, że straty ofiar przestępstw będą większe niż obecnie. Ponemon informuje, że przeciętne straty spowodowane kradzieżą pojedynczego rekordu wynoszą w Wielkiej Brytanii 98 dolarów, a całkowity koszt przeciętnego włamania to straty rzędu 2,57 miliona USD. To niezwykle mało, zważywszy na fakt, iż światowa średnia wynosi 142 USD dla pojedynczego rekordu i 3,43 miliona dolarów dla włamania. W najgorszej sytuacji są firmy w USA, gdzie średnio utrata jednego rekordu oznacza koszt rzędu 204 dolarów (6,75 milionów na każde włamanie). Tak wielka różnica w kosztach spowodowana jest różnymi przepisami prawnymi. Badania te pokazują, jak olbrzymią rolę w generowaniu kosztów włamań mają przepisy. Najlepszym przykładem są tutaj Stany Zjednoczone i jest jasnym, że gdy w innych krajach zostaną wprowadzone regulacje dotyczące obowiązku informowania o włamaniach, koszty w tych państwach również wzrosną - twierdzą eksperci z Ponemon Institute, który wykonał badania obejmujące 133 organizacje z 18 działów gospodarki z Australii, Francji, USA, Niemiec i Wielkiej Brytanii. W Stanach Zjednoczonych już 46 stanów przyjęło przepisy, które zobowiązują organizacje do informowania o szczegółach włamania. Stąd też wysokie koszty. Drugim najdroższym krajem są Niemcy, w których podobne regulacje obowiązują od lipca 2009 roku. Koszt utraty pojedynczego rekordu wynosi tam 177 dolarów. Z kolei w Wielkiej Brytanii, Francji i Australii, gdzie nie istnieje obowiązek informowania o włamaniu, koszty są niższe od średniej światowej. Może się to jednak zmienić, gdyż coraz częściej podnoszą się głosy o konieczności wprowadzenia uregulowań podobnych do amerykańskich. W Wielkiej Brytanii wywierane są silne naciski na instytucje publiczne oraz sektor finansowy, by ujawniały przypadki włamań. Stąd też np. brytyjski odpowiednik polskiego NFZ znajduje się na czele niechlubnej listy ofiar najczęstszych włamań. Może być to jednak mylące, gdyż prywatne firmy nie są zobowiązane do ujawniania takich danych, więc rzadko o tym mówią. Innym, obok obowiązku informowania, czynnikiem przyczyniającym się do wysokich kosztów, jest konieczność dostosowania się do obowiązujących regulacji prawnych. Na przykład w Niemczech, gdzie przepisy wprowadzono stosunkowo niedawno, firmy muszą inwestować teraz olbrzymie kwoty w systemy zabezpieczające i wydają średnio 52 dolary na wykrycie i zabezpieczenie każdego przypadku kradzieży pojedynczego rekordu. W Wielkiej Brytanii koszty te to zaledwie 18 dolarów. Z kolei w USA, gdzie odpowiednie przepisy istnieją od dawna, przedsiębiorstwa mają już za sobą etap olbrzymich inwestycji, i obecnie ta część zabezpieczeń kosztuje je zaledwie 8 dolarów na rekord.
  5. Dane opracowane przez witrynę PeoplePerHour.com wskazują, że w Wielkiej Brytanii sektor publiczny wydaje na utrzymanie przeciętnej witryny internetowej aż 10-krotnie więcej pieniędzy niż firmy prywatne. Przedstawiciele PeoplePerHour.com, która specjalizuje się w wyszukiwaniu pracy dla wolnych strzelców, zwróciła się o dane dotyczące wydatków administracji publicznej na utrzymanie witryn. Okazało się, że w latach 2008/2009 roczne utrzymanie przeciętnej witryny kosztowało 40 917 funtów. W tym samym czasie koszt utrzymania przeciętnej witryny firmy prywatnej wynosił 3297 funtów. Urzędy wydawały zatem dziesięciokrotnie więcej pieniędzy. Popatrzmy na te witryny. One są bardzo ważne, ale niezbyt skomplikowane. Zawartość jest przeważnie statyczna. Nie powinny kosztować więcej. Dodatkowo, jeśli popatrzymy na ruch na tych witrynach, to jest on bardzo mały, a to oznacza, że koszt w przeliczeniu na użytkownika jest znacząco wyższy niż w sektorze prywatnym - mówi Xenios Thrasyvoulou, szef PeoplePerHour.com. Jego zdaniem taka dysproporcja wynika z faktu, że urzędy bezrefleksyjnie podpisują kolejne umowy, nie zastanawiając się nad tym, iż w międzyczasie coś się zmieniło i różne usługi mogą być tańsze.
  6. Z analizy przeprowadzonej przez firmę iSuppli wynika, że iPad już od samego początku może przynosić Apple'owi olbrzymie zyski. Stosunek ceny urządzenia do kosztów jego produkcji jest tak korzystny dla koncernu, że pozostawia mu duże pole do reagowania na sytuację rynkową. Jak czytamy w raporcie przygotowanym przez analityka Jagdisha Rebello, przy kosztach materiałów i produkcji, które sięgają 287,15 USD, największe profity przyniesie Apple'owi 32-gigabajtowy iPad 3G, który będzie sprzedawany w cenie 729 dolarów. Produkcja 32-gigabajtowego iPada kosztuje tylko o 29,50 USD więcej, niż wersji 16-gigabajtowej, ale cena detaliczna urządzenia jest o 100 dolarów wyższa. To świadczy o tym, że największych szans rynkowych Apple upatruje przed produktami ze średniej półki cenowej. Najtańszy model iPada, czyli urządzenie wyposażone w 16 gigabajtów pamięci i nie korzystające z łącza 3G będzie sprzedawane za 499 dolarów, a iSuppli oblicza koszty jego produkcji na 229,35 USD. Z kolei najdroższy będzie 64-gigabajtowy iPad z łączem 3G. Konsument zapłaci zań 829 dolarów, podczas gdy koszt produkcji urządzenia to 346,15 USD. Jak informuje iSuppli, najdroższe podzespoły tabletu to wyświetlacz i interfejs obsługujący ekran dotykowy. Razem kosztują one 80 dolarów. Drugim najbardziej kosztowym podzespołem jest pamięć flash, której ilość jest różna w zależności od modelu i kosztuje od 29,50 do 118 dolarów. Za procesor i pamięć DRAM Apple musi zapłacić 28,90 USD, w tym firmowy procesor A4 kosztuje tę firmę 17 dolarów. Podzespoły do obsługi technologii 3G wycenione zostały przez iSuppli na 24,50 USD.
  7. W informatyce nie istnieją zabezpieczenia doskonałe i każde z nich można w końcu pokonać. Jednak czy zostaną one pokonane zależy w dużej mierze od korzyści, jakich spodziewa się atakujący. Dlatego też korzystając z najbardziej rozpowszechnionej metody zabezpieczania danych - haseł - powinniśmy pamiętać, że im dłuższe hasło, tym jego złamanie jest trudniejsze i bardziej kosztowne. Eksperci z firmy Electric Alchemy pokusili się o oszacowanie nie tylko kosztów złamania hasła metodą brute force, ale również oceny, w jaki sposób wykorzystanie najnowszych technologii wpływa na ich obniżenie. W ramach eksperymentów przeprowadzono ataki na plik .zip chroniony za pomocą oprogramowania PGP. Wykorzystano przy tym program EDPR do łamania haseł produkowany przez rosyjską firmę ElcomSoft. Pierwsze próby wykazały, że jeśli użyjemy dwurdzeniowego peceta z systemem Windows 7 to złamanie średniej długości hasła zajmie nam około 2100 dni. To, oczywiście, nieakceptowalnie długo. Dlatego też specjaliści wpadli na pomysł wykorzystania chmur obliczeniowych. Wynajęli w tym celu moc obliczeniową chmury EC2 Amazona. Jest ona udostępniana w cenie 30 centów za godzinę pracy każdego procesu obliczeniowego. Po odpowiednim skonfigurowaniu okazało się, że 10 wirtualnych komputerów korzystających równocześnie z EDPR jest w stanie złamać hasło w ciągu 122 dni. Koszt takiego przedsięwzięcia wynosi mniej niż 8784 USD. Jeśli jednak wynajmiemy 100 wirtualnych maszyn, to złamią one hasło w ciągu 12 dni, a my zapłacimy za to 8640 USD. Wyraźnie więc widać, że nowoczesna technologia pozwala na szybkie i tanie łamanie haseł. Dlatego też, co udowodniły kolejne obliczenia Electric Alchemy, hasła powinny być jak najdłuższe i powinny korzystać z jak największego zestawu znaków. Wystarczy wspomnieć, że złamanie hasła składającego się z 9 znaków, wśród których mogą znaleźć się wszystkie symbole ASCII kosztuje co najmniej 10 milionów dolarów. W przypadku 12-znakowego hasła koszt rośnie do 8 miliardów USD. Jednak będzie on znacznie niższy, gdy wykorzystamy tylko małe litery łacińskie i cyfry. Wówczas ośmioznakowe hasło złamiemy za 45 USD, 9-znakowe będzie kosztowało 1628 dolarów, a 10-znakowe - 58 592 USD. Dalej koszt gwałtownie rośnie i przy 11-znakowym wynosi już ponad 2 miliony USD, a przy 12-znakowym zbliża się do 76 milionów dolarów.
  8. Aż 15% serwerów zainstalowanych na świecie nie robi niczego pożytecznego. Niepotrzebnie zużywają tylko energię, generując kolosalne koszty. Firma analityczna Kelton Research donosi, że 72% przepytywanych przez nią menedżerów IT przyznaje, że 15% serwerów, którymi zarządzają, nie wykonuje żadnej pożytecznej pracy. Ponadto 83% z nich stwierdziło, że nie posiadają pełnej informacji o wykorzystaniu serwerów, a najpopularniejszą metodą mierzenia efektywności takich maszyn jest badanie zużycia ich procesorów. Kelton Research ocenia, że biorąc pod uwagę wartość sprzętu, koszty zarządzania, energii, chłodzenia i prac konserwacyjnych, na całym świecie wydaje się rocznie około 24,7 miliarda dolarów na obsługę serwerów, które nie wykonują żadnych przydatnych zadań. Z badań wynika, że 4,75 miliona serwerów pracuje przez 24 godziny na dobę, dokonywane są na nich niezbędne aktualizacja oprogramowania, a jednocześnie maszyny te nie są codziennie wykorzystywane. Przyjmując inne szacunki, zgodnie z którymi koszty użytkowania pojedynczego serwera wynoszą 4400 dolarów rocznie, Kelton stwierdza, że maszyny te pochłaniają 20,9 miliarda dolarów i dodatkowo zużywają energię o wartości 3,8 miliarda USD. Okazuje się, że bardzo niewiele osób odpowiedzialnych za serwery stara się zaoszczędzić i np. wyłącza nieużywane maszyny. Poważnym błędem, popełnianym przez przedsiębiorstwa, jest korzystanie z danych o użyciu CPU do oceny efektywności serwera. Maszyna może bowiem zużywać sporo mocy procesora na uruchomienie oprogramowania antywirusowego, dokonywanie defragmentacji pamięci masowych, przeprowadzanie indeksowania czy tworzenie kopii zapasowych. Zajmuje się więc niejako sama sobą, ale takie działania nie przynoszą korzyści przedsiębiorstwu. Przeprowadzone badania zostały zamówione przez firmę 1E, która dostarcza narzędzi pomagających obniżyć koszty zarządzania infrastrukturą IT oraz organizację Alliance to Save Energy.
  9. Dr Nigel Bannister z Uniwersytetu w Leicester wyliczył, że wysyłanie wiadomości tekstowych za pomocą telefonów komórkowych jest o wiele droższe niż ściąganie danych z Kosmicznego Teleskopu Hubble'a. Kalkulacje naukowca zostały wykorzystane w brytyjskim programie telewizyjnym The Mobile Phone Rip-Off. Skąd ten wniosek? Bannister wyliczył koszt ściągnięcia megabajta danych z teleskopu i porównał go z kosztem wysłania SMS-a (0,10 dol.). W ostatecznym rozrachunku okazuje się, że SMS-owanie jest co najmniej 4-krotnie droższe od transmisji danych z Hubble'a. Niewykluczone, że różnica w cenie jest jednak jeszcze większa. A oto dalszy ciąg uzasadnienia Brytyjczyka. Maksymalny rozmiar wiadomości tekstowej to 160 znaków, co daje razem 140 bajtów, ponieważ w systemie wysyłania SMS-ów na jeden znak przypada tylko 7 bitów. Dlatego zakładamy, że średnia cena wiadomości wyniesie 0,10 dol. W megabajcie jest 1.048.576 bajtów, a więc trzeba 7490 SMS-ów (1 mln:140 = 7490), by przesłać megabajt danych. Jeśli każdy kosztuje 0,05 GBP, daje to 374,49GBP (czyli 750 USD) za MB. To ok. 4,4 razy więcej niż najbardziej pesymistyczne oszacowania kosztów transmisji danych z Kosmicznego Teleskopu Hubble'a. Informacje dotyczące kosztów ściągania danych z Hubble'a na Ziemię Bannister uzyskał od NASA. Okazuje się, że transmisja megabajta to koszt rzędu 17,5 dol. (8,85 GBP). Brytyjczyk podkreśla, że podane przez niego kwoty są tylko do pewnego stopnia wyliczeniami. Ceny podane przez NASA nie uwzględniają bowiem kosztów obsługi stacji naziemnych i ludzkiej pracy. Trzeba więc pamiętać, że 17,5 dolara to cena uzyskania megabajta danych do momentu dotarcia przez nie do pierwszej stacji naziemnej. Cena dla ostatecznego użytkownika będzie zatem wyższa. Bannister rozwiązał ten problem ad hoc, ustalając widełki cenowe. Wg niego koszt ściągnięcia danych z teleskopu waha się między 17,5 dol. (8,85 GBP) a 170 dol. (85 GBP). To i tak taniej niż transmisja megabajta danych za pomocą sieci telefonii komórkowej. W tym przypadku cena wzrasta bowiem do 750 USD (374,49 GBP).
  10. Przeprowadzona niedawno w Stanach Zjednoczonych analiza ekonomiczna wykazała, że poważne upośledzenia umysłowe są chorobami niezwykle kosztownymi dla społeczeństwa. Roczne straty amerykańskiej gospodarki powodowane przez tę grupę chorób szacuje się na około 193 miliardy dolarów. Utracony potencjał, koszty związane z leczeniem współistniejących chorób, wypłaty z funduszu opieki społecznej, bezdomność i uczucie uwięzienia - to tylko niektóre z pośrednich kosztów związanych z upośledzeniami umysłowymi, które są trudne do oszacowania. Nasze badanie wykazało, że straty dla gospodarki generowane przez zaledwie jeden z tych czynników [mowa o utraconych zarobkach - red.] są porażająco wysokie - mówi dr Thomas R. Insel, dyrektor amerykańskiego Narodowego Instytutu Zdrowia Psychicznego. Bezpośrednie koszty związane z upośledzeniami umysłowymi, jak np. koszt zakupionych leków, wizyt u lekarzy czy hospitalizacji są stosunkowo łatwe do obliczenia - wielokrotnie były już publikowane i uwzględniane w odpowiednich analizach. Niestety, jest to jedynie wierzchołek góry lodowej - straty te są jedynie niedużą częścią całkowitego obciążenia gospodarki związanego z istnieniem tych chorób. Badanie było możliwe dzięki opracowanej sześć lat temu ankiecie pt. National Comorbidity Survey (Narodowa ankieta o śmiertelności z powodu chorób towarzyszących). Zespół prowadzony przez dr. Ronalda C. Kesslera, pracującego na Uniwersytecie Harvarda, powrócił do tych danych i postanowił przeprowadzić czysto ekonomiczną analizę efektów rozpowszechnienia upośledzeń umysłowych. Analizowana ankieta obejmowała reprezentantywną grupę 4982 Amerykanów w wieku od 18 do 64 lat. Na podstawie analizy ankiet wyselekcjonowano osoby, u których stwierdzono poważne choroby umysłowe (SMI, od ang. Serious Mental Ilnesses). Jako kryterium stwierdzenia SMI uznano zaburzenia nastroju i stany niepokoju, które powodowały poważne upośledzenie funkcjonowania przez okres co najmniej trzydziestu dni poprzedzających dzień wypełnienia ankiety. Do grupy tej zaliczono także osoby, u których zaburzenia zachowania - niezależnie od nasilenia w dłuższym okresie - spowodowały wielokrotne akty przemocy lub podjęcie prób samobójczych. Osiemdziesiąt sześć procent spośród badanych osób zgodziło się na wyjawienie swoich dochodów z poprzedniego roku. Wyniosły one odpowiednio 22 545 dolarów dla osób obarczonych SMI, co daje wynik niższy aż o 42 procent w stosunku do zdrowej populacji. Stwierdzono także, że zarobki upośledzonych mężczyzn, choć zarabiali oni przeciętnie więcej od upośledzonych kobiet, pogarszały się z powodu SMI znacznie bardziej, niż w przypadku pań. Rezultaty analizy ekstrapolowano na całą populację w celu oszacowania konsekwencji chorób psychicznych dla gospodarki narodowej. Obliczono, że SMI kosztują społeczeństwo aż 193,2 miliarda dolarów w postaci samych tylko utraconych dochodów. Naukowcy oszacowali, że około 75% tej straty wynika z obniżenia zarobków osób pracujących, natomiast pozostała część związana jest z brakiem pracy, czyli zerowymi zarobkami. Wyniki badań potwierdzają powszechne przekonanie, że zaburzenia umysłowe mają ogromny wkład w stratę ludzkiej produktywności, ocenia dr Kessler. Analizowana przez na ankieta i tak jest dość ostrożna, gdyż nie objęła osób zamkniętych w szpitalach i więzieniach. Uwzględniono w niej także bardzo niewiele osób cierpiących na autyzm, schizofrenię oraz niektóre inne chroniczne schorzenia, które silnie pogarszają zdolność do pracy. Rzeczywiste koszty są prawdopodobnie wyższe, niż oszacowaliśmy. Naukowcy podsumowują swoje badania wnioskiem, iż ocena terapii SMI powinna uwzględniać także status zatrudnienia oraz zarobki w odległej perspektywie po zakończeniu leczenia. Zdaniem badaczy byłaby to skuteczna metoda pomiaru ludzkiej zdolności do funkcjonowania w społeczeństwie oraz produktywności. Ogromne koszty związane z upośledzeniami umysłowymi być może skłonią także osoby odpowiedzialne za tworzenie polityki zdrowotnej do zwiększenia nakładów na prewencję powstawania niektórych chorób psychicznych, spośród których wielu można zapobiegać. Szczegóły badań opublikowało czasopismo American Journal of Psychiatry.
  11. Użycie robotów do przeprowadzania operacji wstawiania bypassów przynosi znaczące korzyści z ekonomicznego i medycznego punktu widzenia - wynika z badań wykonanych na Uniwesytecie Maryland. Stwierdzono, że zastosowanie takiej procedury poprawia stan zdrowia chorego, zmniejsza liczbę komplikacji pooperacyjnych oraz skraca czas pobytu w szpitalu. Zabieg z użyciem robota o nazwie DaVinci jest metodą minimalnie inwazyjną dla organizmu. Dodatkowo wykonanie go przez maszynę oznacza niemal idealną dokładność wykonywanych czynności, przez co wzrasta szansa na poprawne zagojenie się i utrzymanie drożności przeszczepionego naczynia. Ze względu na konieczność użycia dodatkowych materiałów oraz sprzętu, zastosowanie nowej technologii podnosi koszt pojedynczej operacji o około 8000 dolarów. Z drugiej jednak strony, jak mówi prowadzący badania dr Robert Poston, koszt ten jest całkowicie zniwelowany przez krótszy pobyt w klinice, obniżenie zapotrzebowania na transfuzje oraz znacznie zmniejszone ryzyko powrotu do szpitala z powodu pojawiających się po zabiegu powikłań. Przekłada się to na średnie obniżenie kosztów hospitalizacji aż o 33%. Korzyść ta jest szczególnie widoczna w przypadku pacjentów, którzy obarczeni są - oprócz choroby wieńcowej, będącej bezpośrednim wskazaniem do wszczepienia bypassów - dodatkowo innymi schorzeniami. DaVinci to złożony zestaw urządzeń. Jego najważniejszym komponentem jest komplet dwóch lub trzech manipulatorów, które naśladują ruchy dłoni obsługującego je chirurga (tak więc robot nie jest w pełni niezależny, jest jedynie "przedłużeniem rąk" lekarza). Dostęp do organów wewnętrznych osiąga się dzięki wykonaniu niewielkich nacięć w powłokach ciała, przez które wprowadza się te urządzenia. Przez kolejny otwór wprowadza się specjalną kamerę, oczywiście wyposażoną w odpowiednie oświetlenie. Dzięki temu chirurg ma do dyspozycji pełny, trójwymiarowy obraz operowanego organu oraz pełną swobodę działania, przy jednoczesnym zachowaniu minimalnej inwazyjności zabiegu. Dotychczas system był używany głównie do przeprowadzania operacji na prostacie. Szpital przy Uniwersytecie Maryland jest jednym z zaledwie kilku na świecie, w których używa się go przy operacjach kardiologicznych. Jednak, jak podkreśla dr Stephen Bartlett, szef Oddziału Chirurgii tej kliniki, istnieją wyraźne korzyści dla pacjenta, wynikające z minimalizacji inwazyjności tego zabiegu. Dotyczy to zarówno szybszej rekonwalescencji, jak i sprawności przeszczepionego naczynia w kilka miesięcy po wykonaniu operacji. Wykonane przez Amerykanów badanie objęło stu kolejnych pacjentów operowanych z użyciem robota. Porównano ich z inną setką osób, które leczono z wykorzystaniem tradycyjnych metod. Do wykonania operacji dotychczasową techniką potrzebne było wykonanie długiego cięcia z rozcięciem mostka, zaś DaVinci do przeprowadzenia zabiegu potrzebuje zaledwie kilku drobnych otworów w klatce piersiowej. Zmniejszenie wielkości otworu nie oznacza, oczywiście, pogorszenia zasięgu maszyny, gdyż jej konstrukcja opracowana została właśnie z myślą o działaniu w takich warunkach. Średni łączny czas pobytu w szpitalu wynosił około 4 dni dla pacjentów operowanych z pomocą DaVinci oraz tydzień dla osób leczonych tradycyjnie. Jeszcze wyraźniej widać tę różnicę, gdy uwzględni się wyłącznie grupę osób szczególnie zagrożonych powikłaniami - wśród nich wartości te wynoszą, odpowiednio, 5 i 12 dni. Wynika to w dużym stopniu z odsetka komplikacji pooperacyjnych. Także wykonana po roku obserwacja z wykorzystaniem tomografii komputerowej potwierdziła, że zastosowanie tego urządzenia w chirurgii ma sens - przeszczepione z użyciem DaVinci tętnice były w znacznie lepszym stanie i wykazywały niższe ryzyko pojawienia się w nich niedrożności. Przedstawione wyniki wyraźnie pokazują, że zastosowanie osiągnięć robotyki w chirurgii poprawia skuteczność operacji oraz jakość życia pacjentów. Największym mankamentem nowej technologii jest, niestety, jej cena - kompletny zestaw kosztuje około miliona dolarów. Czy korzyści wynikające z jego stosowania przeważą i zadecydują wprowadzeniu metody na szeroką skalę? Tego dowiemy się najprawdopodobniej za kilka lat.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...