Znajdź zawartość
Wyświetlanie wyników dla tagów 'fontanna' .
Znaleziono 4 wyniki
-
Odnaleziono kolejny fragment barokowej fontanny z Neptunem, która niegdyś zdobiła plac Nowy Targ we Wrocławiu. Okazało się, że jedna z czterech muszli - trzymanych oryginalnie przez syreny i trytony - pełniła funkcję ozdoby w ogródku mieszkanki Wielowsi Średniej. Jak podaje serwis Wroclaw.pl, na muszlę natrafiła dziennikarka Radia Wrocław. Przeprowadzała wywiad z mieszkańcami podsycowskiej miejscowości i to oni skierowali ją w konkretne miejsce. Siedemnastego stycznia br. niemal kompletny element został przewieziony do Wrocławia. Wratislavianista dr Tomasz Sielicki – który wpadł na trop fontanny – przypomina, że w zeszłym roku odnaleziono rzeźbę Neptuna [korpus z prawie całą lewą nogą; górna część sięga linii żuchwy], jedną z muszli, jedną ze ślimacznic, kapitel z resztkami delfinów, głowę delfina oraz dolną partię syreny bądź trytona. Wiosną poszukiwania będą kontynuowane. Choć priorytetem jest odnalezienie głowy Neptuna, inne elementy są również na wagę złota, bo pomogą w ewentualnym odtworzeniu fontanny. Dr Sielicki szacuje, że dotąd odnaleziono ok. 50% całości. Wszystkie zebrane części oddano w depozyt do Muzeum Miejskiego Wrocławia. W pracowni kamieniarskiej na Starym Cmentarzu Żydowskim czekają na stabilne dodatnie temperatury; wtedy zostaną oczyszczone. Mówiąc o przyszłości, dr Sielicki wspomina o 2 ewentualnych scenariuszach. Pozostałości fontanny można by gdzieś wyeksponować albo, co wymagałoby większych środków pieniężnych, pokusić się o odtworzenie zabytku. Wratislavianista uważa, że da się to zrobić dzięki wykorzystaniu odnalezionych elementów i odkuciu nowych na wzór historycznych. Sprawa dalszych losów zabytku pozostaje otwarta. « powrót do artykułu
- 1 odpowiedź
-
- Wielowieś Średnia
- Tomasz Sielicki
-
(i 7 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Musiał minąć wiek ze sporym okładem, by barokowy Neptun ze znanej wrocławskiej fontanny powrócił do miasta. Dotąd wszyscy myśleli, że podczas oblężenia Festung Breslau w 1945 r. został zniszczony razem z pl. Nowy Targ, śledztwo wratislavianisty, dr. Tomasza Sielickiego, wykazało jednak, że jego losy potoczyły się zgoła inaczej... Przebudowa w latach 70. XIX wieku Kamienna fontanna, która stanęła na pl. Nowy Targ w 1732 r., zastąpiła studnię z końca XVI w. Jak tłumaczy dr Sielicki, była ona w swojej historii wielokrotnie uszkadzana, dlatego przechodziła remonty. Najpoważniejsza przebudowa miała miejsce w latach 70. XIX w. Budowano wtedy nowoczesne wodociągi z wieżą ciśnień Na Grobli, co wiązało się ze zmianą zaopatrzenia w wodę miejskich fontann. Przy okazji włodarze Breslau postawili odnowić figury. Ostatecznie zakres modernizacji był jednak o wiele szerszy. Wykonano nowe rzeźby, a z czasem o zamianie tej wszyscy zapomnieli - tłumaczy wratislavianista. Całkiem nową rzeźbę Neptuna, przedstawiającą boga z trójzębem uniesionym ku górze, wykonał w 1874 r. Albert Rachner (ten sam, który jest autorem popiersia Linneusza z Ogrodu Botanicznego). Ponieważ zdjęć sprzed przebudowy jest mniej niż fotografii z późniejszego okresu, nikt nie zwrócił na to uwagi. Powszechnie uważano, że na Nowym Targu stoi cały czas ta sama fontanna z XVIII w. Tymczasem było to dzieło w dużej mierze młodsze. I to ono uległo zniszczeniu w 1945 r. Do dziś zachowały się tylko jego nieliczne fragmenty. Torso Neptuna można oglądać w Parku Staromiejskim na wysokości zakładów kąpielowych - podkreśla dr Sielicki. Zawikłane losy pierwotnej rzeźby Gdzie więc podział się barokowy Neptun? Dr Sielicki natrafił na wskazówki w XIX-w. prasie. Jak udało mu się ustalić, Rachner chciał, by dzieło zachowano dla potomnych, stąd pomysł przekazania rzeźby wrocławskiemu Muzeum Starożytności. Nie ma jednak dowodów, że tak się stało. Zamiast tego Neptun stał przez kilkanaście lat na posesji Carla Müllera, emerytowanego porucznika i byłego radnego miejskiego, przy ulicy Świętokrzyskiej. Później - w 1889 r. - trafił do jego majątku w Wielowsi Średniej w powiecie sycowskim. W tamtejszym parku powstała niewielka fontanna, na której szczycie umieszczono barokową rzeźbę. W latach 60. XX w. przez Dolny Śląsk przeszła silna nawałnica. Spadający konar roztrzaskał parkową fontannę na kilka fragmentów. Rzeźba Neptuna straciła ręce i głowę, ale większość jej przetrwała. Pomimo kilku inwentaryzacji kawałki leżały pod drzewami przez kilkadziesiąt lat - opowiada wratislavianista. Poszlaki z lokalnej prasy Gdy dr Sielicki natrafił na wzmiankę w „Breslauer Zeitung”, pojechał do Wielowsi Średniej z Joanną Biniek z Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków we Wrocławiu. Razem namierzyli roztrzaskaną fontannę. Autentyczność Neptuna potwierdzili historycy sztuki – Barbara Andruszkiewicz i dr Romuald Nowak z Muzeum Narodowego we Wrocławiu. To ten sam, który gorszył wrocławian swoją nagością w XVIII w. i który był milczącym świadkiem burzliwych wydarzeń Wiosny Ludów - cieszy się dr Tomasz Sielicki. Po około 2 miesiącach od odkrycia, 7 grudnia fragmenty rzeźby przewieziono na teren Starego Cmentarza Żydowskiego we Wrocławiu. Zabezpieczeniem, zbadaniem i konserwacją Neptuna zajmie się Muzeum Miejskie Wrocławia. Zakres działań będzie zależeć od dostępnych środków pieniężnych. O historii wodotrysku słów kilka Fontanna, która stanęła na pl. Nowy Targ w 1732 r., powstała w warsztacie Johanna Adama Karingera. Figurę stworzył rzeźbiarz Johann Jakob Bauer. Za prace kamieniarskie odpowiadał Johann Baptista Lemberger. Fontanna składała się z ośmiobocznej niecki, w środku której znalazły się cztery postaci legendarnych stworzeń morskich – syren i trytonów. Każda z nich podtrzymywała jedną muszlę, które razem tworzyły czaszę. Z niej wyrastał kapitel, na szczycie którego umieszczono cztery delfiny. Z ich paszcz tryskała woda do czaszy, a z niej – do basenu. Dzieło wieńczyła postać Neptuna, antycznego boga mórz, rzek i jezior - wyjaśnia dr Sielicki. Wodotrysk pełnił 2 funkcje: był źródłem wody pitnej i upiększał publiczny plac handlowy. Neptun był tylko częściowo owinięty szatą, budził więc zgorszenie wielu osób. Choć fontannę zabezpieczono ogrodzeniem, rzeźbę i tak notorycznie dewastowano, dlatego zatrudniono stróża do jej pilnowania. Trójząb budził [z kolei] śmiech wrocławian, ponieważ przypominał widły do przerzucania gnoju. Z tego względu mieszczanie nazywali Neptuna Jurkiem (lub po śląsku Jorgiem) z widłami (Gabeljürge). W 1838 r. przy okazji jednego z remontów atrybut boga wymieniono na wersję pozłacaną o antycznej formie. « powrót do artykułu
-
Archeolodzy badające miasto Palenque sugerują, że Majowie potrafili wykorzystywać i kontrolować ciśnienie wody. Niewykluczone, że mieli fontanny i toalety spłukiwane bieżącą wodą. Dotychczas sądzono, że tego typu urządzenia pojawiły się w Ameryce po przybyciu do niej Hiszpanów. Palenque, jedno z ważniejszych centrów Majów, było zamieszkane w latach 100-800. Znajdowało się tam około 1500 budynków, a liczba mieszkańców oceniana jest na 6000 osób. W centrum Palenque znajduje się bardzo ciekawy system wodociągowy, niespotykany w innych miastach Majów. Składają się nań m.in. podziemne akwedukty, które z jednej strony przechwytywały wodę ze strumieni, a z drugiej zapobiegały powodziom i erozji gleby. Kirk French, archeolog z Pennsylvania State University przypomina, że Majowie nazywali miasto Lakmaha, co znaczy "Wielka Woda". Niedawno, podczas badania systemu wodociągowego odkryto niezwykłą strukturę - rodzaj akweduktu o długości 66 metrów, charakteryzującego się dużymi spadkami, który nagle zwężał się u końca. Naukowcy oceniają, że ciśnienie u jego wylotu było na tyle duże, by stworzyć fontannę wody o wysokości 6 metrów. Urządzenie pochodzi najpóźniej z roku 750, a więc już wcześniej Majowie byli w stanie kontrolować ciśnienie wody. Naukowcy od dziesięcioleci spekulowali, że pałac w Palenque mógł być wyposażony w toalety spłukiwane bieżącą wodą. Do ich budowy konieczne jest jednak odpowiednie manipulowanie jej ciśnieniem. Teraz wiadomo, że Majowie to potrafili. French przypomina, że fontanna i manipulowanie ciśnieniem to kolejne z oznak bogactwa miasta. Jest ono bowiem położone w okolicy bardzo zasobnej w wodę, a każdy jego mieszkaniec miał do najbliższego źródła nie dalej niż 150 metrów, tak więc prace inżynieryjne z nią związane były oznaką chęci, a nie konieczności. Tym bardziej, że Majowie nie byli wielkimi inżynierami. "Ich budynki są dość proste. Jednak inżynieria wodna robi wrażenie" - mówi naukowiec. French chce przez najbliższe 5 lat zajmować się "hydroarcheologią". Przypuszcza bowiem, że w wielu innych miejscach Nowego Świata uda się znaleźć, przeoczone dotychczas, dowody na wykorzystywanie ciśnienia wody.
-
Na placu Ladeuzeplein w Leuven w Belgii zjawiło się ok. 1500 studentów. Wszyscy byli ubrani w błękitne peleryny przeciwdeszczowe, choć nie zanosiło się, że zacznie padać. Na ustawionych pośrodku biesiadnych stołach nie było nic poza butelką dietetycznej coca-coli. Tak wyglądały przygotowania do pobicia rekordu największego eksperymentu naukowego pod chmurką. Zadanie ochotników polegało na jednoczesnym wrzuceniu do napoju drażetki miętowych mentosów. Po zajściu reakcji chemicznej z placu wystrzeliły w niebo setki brunatnych fontann. Widok niesamowity. Ciekawe, czy bezprobówkowy eksperyment zostanie wpisany do Księgi rekordów Guinnessa. Podobne zjawisko można zaobserwować po wrzuceniu mentosów do różnych napojów gazowanych. Mentosomania rozpoczęła się przez Frtiza Grobe'a i Stephena Voltza, którzy zorganizowali w Barcelonie happening. Do kilkuset butelek napoju wrzucili cukierki, zaskakując Hiszpanów i licznych turystów wybuchem słodkiego gejzeru. Pokaz nie należał do tanich, bo same mentosy kosztowały 500 dol. Potem w 2006 roku zorganizowano konkurs filmowy. Nagrania konsumentów trafiały na stronę Mentosgeysers.com. Grupa gejzerów mentosowych powstała też na YouTube'ie. Działa zresztą do dziś. Liczy 1827 członków, którzy zamieścili 122 nagrania. Z czasem internauci zaczęli kojarzyć napój, do którego wrzuca się cukierki, z coca-colą, chociaż organizatorzy konkursu wspominali jedynie o napoju gazowanym. Zapewne z tego samego powodu Belgowie zdecydowali się użyć podczas happeningu właśnie coca-coli. Co powoduje, że z butelki zaczyna tryskać piana? Drażetka mentosa jest porowata, co powiększa jej powierzchnię. Jest stosunkowo ciężka, więc opada na dno butelki. Rozpuszcza się zawarty w niej cukier i w płynie pojawia się coraz więcej dwutlenku węgla. Sam napój również jest mocno gazowany. Gromadzący się na dole gaz wypycha znajdujący się wyżej słup cieczy i tak powstaje gejzer...