Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'choroby' .



Więcej opcji wyszukiwania

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Nasza społeczność
    • Sprawy administracyjne i inne
    • Luźne gatki
  • Komentarze do wiadomości
    • Medycyna
    • Technologia
    • Psychologia
    • Zdrowie i uroda
    • Bezpieczeństwo IT
    • Nauki przyrodnicze
    • Astronomia i fizyka
    • Humanistyka
    • Ciekawostki
  • Artykuły
    • Artykuły
  • Inne
    • Wywiady
    • Książki

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


Adres URL


Skype


ICQ


Jabber


MSN


AIM


Yahoo


Lokalizacja


Zainteresowania

Znaleziono 20 wyników

  1. Chłopcy, którzy w ciągu pierwszych sześciu miesięcy życia szybko przybierają na wadze, wcześniej osiągają dojrzałość płciową. Jako młodzi dorośli są też wyżsi, mają bardziej rozwiniętą muskulaturę, wyższy poziom testosteronu i są silniejsi. W porównaniu do rówieśników, przeżywają inicjację seksualną w młodszym wieku i częściej przyznają się do współżycia w ubiegłym miesiącu, co oznacza większą liczbę partnerek w ciągu życia. Naukowcy z Northwestern University uważają, że wszystkie te zjawiska można wyjaśnić, odwołując się do działania testosteronu. Większość ludzi nie ma świadomości, że w pierwszym półroczu życia niemowlęta płci męskiej produkują w przybliżeniu tyle samo testosteronu, co dorosły mężczyzna. Przyglądaliśmy się przyrostowi wagi w tym szczególnym okienku czasowym wczesnego rozwoju, ponieważ w tym wieku poziom hormonu płciowego jest bardzo wysoki i pomaga w ukształtowaniu różnic między mężczyznami a kobietami – wyjaśnia autor studium antropolog prof. Christopher W. Kuzawa. Chłopcy, którzy szybko przybierają na wadze w 6-miesięcznym okresie, nie muszą się zmagać ze stresem żywieniowym. To dowód na to, że losy zdrowotne, a także losy podbojów miłosnych nie są zdeterminowane wyłącznie odziedziczonymi po przodkach genami. Jak można się było spodziewać, w ramach studium z udziałem Filipińczyków ustalono, że przeciętny mężczyzna był wyższy i bardziej muskularny od kobiet, a zakres różnic wydawał się wynikiem jakości odżywiania w pierwszych 6 miesiącach życia niemowlęcia płci męskiej. Od wielu lat zadajemy sobie pytanie, jak ważne są dziedziczność i środowisko jako czynniki wpływające na to, kim się stajemy. W ciągu ostatnich 20 lat dowiedzieliśmy się sporo o procesie zwanym plastycznością rozwoju, czyli sposobach reagowania organizmu na wydarzenia – np. stres i odżywienie - wczesnych etapów życia [plastyczność rozwoju polega na zmianie ekspresji poszczególnych genów płodu, przez co niekorzystne warunki środowiskowe ograniczają ich udział w prawidłowym rozwoju]. Wczesne doświadczenia mogą mieć permanentny wpływ na rozwój ciała, a ich efekty będą widoczne nawet w dorosłości. Istnieje dużo dowodów, że zjawisko to kształtuje ryzyko różnych chorób, takich jak zawał serca, cukrzyca i nadciśnienie [...]. Zespół Kuzawy wykazał, że męskie cechy (wzrost, masa mięśniowa i stężenie testosteronu) jako przeciwieństwo cech chorobowych także mają związek z plastycznością rozwoju. Innym sposobem rozumienia tego zjawiska jest stwierdzenie, że różnice międzypłciowe nie są trwale wdrukowane, ale podlegają wpływowi środowiska, zwłaszcza odżywiania. W studium uwzględniono 770 Filipińczyków w wieku od 20 do 22 lat, których losy śledzono przez całe życie. Wyniki wspólnych dociekań akademików z USA i Filipin opublikowano na łamach pisma Proceedings of the National Academy of Sciences.
  2. Ograniczony dostęp do czystych źródeł energii (tzw. ubóstwo energetyczne) sprawia, że prawie połowa ludzkości musi gotować, spalając drewno, węgiel czy resztki zwierząt. Prowadzi to do poważnych chorób dróg oddechowych, na które umiera ok. 2 mln osób rocznie. To więcej niż w przypadku malarii. Prof. Hisham Zerriffi z Uniwersytetu Kolumbii Brytyjskiej podkreśla, że z powodu skażenia powietrza w pomieszczeniach najczęściej cierpią kobiety i dzieci, czyli ta sama grupa, która zazwyczaj zajmuje się pozyskiwaniem opału. Kanadyjczyk zwraca uwagę, że poza kwestiami zdrowotnymi, spalanie biomasy wiąże się też ze wzrostem emisji węgla oraz zmianą klimatu. Mimo dostępności wielu technologii efektywniejszego spalania paliw, rządom, firmom oraz organizacjom społecznym nie udało się przekonać do nich ludzi. Musimy połączyć nowe technologie z mądrymi zasadami działania. Zerriffi tłumaczy, że chodzi mu o stworzenie rentownych rynków, zachęcanie gospodarstw domowych do zmiany sposobu gotowania oraz naprawę luk w finansowaniu - zwłaszcza w przypadku osób o najniższych dochodach. Zadanie nie jest łatwe, bo rządy nie są w stanie dostarczyć kuchni do ciągle powiększających się populacji. Początkowo rozwiązaniem wydawał się sektor prywatnego biznesu, ale większość potrzebujących nowych rozwiązań energetycznych ludzi nie ma pieniędzy na inwestycje. Stąd obecny kryzys w branży: brak dodatkowych źródeł na promowanie produktu i utrzymywanie sieci sprzedaży. Najnowszym pomysłem na wsparcie dystrybucji czystszych energetycznie kuchni jest przeznaczanie na ten cel środków z programów "carbon offset", kompensujących środowisku skutki emisji CO2.
  3. W porównaniu do 7-8-godzinnego dnia pracy, pracowanie ponad 11 godzin na dobę zwiększa ryzyko wystąpienia choroby serca aż o 67 procent. Naukowcy z Uniwersyteckiego College'u Londyńskiego (UCL) uważają, że wyliczając u danego pacjenta ryzyko chorób serca, lekarz pierwszego kontaktu powinien na równi z ciśnieniem krwi, cukrzycą czy ewentualnym paleniem papierosów uwzględnić informacje o godzinach pracy. Zespół, którego pracami kierował prof. Mika Kivimäki, analizował dane zebrane w ramach rozpoczętego w 1985 r. studium Whitehall II. Dotyczyło ono stanu zdrowia oraz samopoczucia ponad 10 tys. przedstawicieli służby cywilnej. Na potrzeby najnowszego badania z próby tej wybrano 7095 osób (kobiety i mężczyzn), które pracowały na pełen etat i na początku - podczas rekrutacji - nie cierpiały na choroby serca, np. chorobę niedokrwienną serca. Współpracownicy Kivimäkiego zebrali dane dotyczące czynników ryzyka chorób serca, w tym wieku, ciśnienia krwi, poziomu cholesterolu, palenia papierosów oraz cukrzycy. Zapytali również ochotników o liczbę godzin przepracowywanych (w ramach etatu i w domu) w przeciętnym dniu roboczym. W czasie 11 lat Brytyjczycy odnotowywali wszystkie informacje związane ze stanem serca, np. o przebytych zawałach, które ujawniano podczas przeprowadzanych co 5 lat badań przesiewowych. Brano także pod uwagę dokumentację szpitalną oraz rekordy z medycznych baz danych. Epidemiolodzy stwierdzili, że dodanie godzin pracy do standardowych wskaźników ryzyka chorób serca o 5% zwiększyło zdolność lekarzy do przewidzenia zdarzeń sercowo-naczyniowych. Szczegółowe wyniki badań ujawniono w artykule opublikowanym w branżowym piśmie Annals of Internal Medicine.
  4. Ludzie, którzy zamieszkują tradycyjnie miejskie obszary, są lepiej przystosowani genetycznie do zwalczania infekcji. Naukowcy doszli do takiego wniosku, sprawdzając, ile osób ma wariant genu zabezpieczający przed gruźlicą i trądem. Okazało się, że występował on częściej u mieszkańców rejonów z dłuższą historią urbanizacji, gdzie w pewnym okresie choroby były bardziej rozpowszechnione. W artykule opublikowanym na łamach pisma Evolution akademicy z Uniwersyteckiego College'u Londyńskiego (UCL), Uniwersytetu Oksfordzkiego i Royal Holloway, University of London dowodzą, że to przykład presji selekcyjnej w odniesieniu do oporności na choroby (presja selekcyjna to siła, z jaką czynnik selekcjonujący ukierunkowanie wpływa na daną populację, prowadząc do zmian w populacji genowej). W tym konkretnym przypadku w miastach dziesiątkowanych epidemiami tylko osoby z genami pozwalającymi pokonać chorobę mogły przeżyć i przekazać swoje cechy potomstwu. Duża gęstość zaludnienia i kiepskie warunki sanitarne w miastach stanowiły idealne warunki do rozwoju patogenów, co teoretycznie powinno sprzyjać szerzeniu się chorób. Badanie wykazało jednak, że w tego typu populacjach doszło do rozpowszechnienia genów oporności na różne choroby. Testując swoją teorię, dr Ian Barnes ze Szkoły Nauk Biologicznych Royal Holloway i prof. Mark Thomas z Wydziału Genetyki, Ewolucji i Środowiska UCL przeanalizowali próbki DNA z 17 populacji na terenie Europy, Azji i Afryki. Przejrzeli także literaturę z zakresu archeologii i historii, by odnaleźć najstarsze dane na temat pierwszych miast w danym regionie. Porównując wskaźnik genetycznej oporności na choroby z początkiem osadnictwa miejskiego, naukowcy wykazali, że w okolicy z długą tradycją miejską dzisiejsi obywatele z większym prawdopodobieństwem mają wersję genu zabezpieczającą w jakimś stopniu przed chorobą. Brytyjczycy zademonstrowali, że ochronny wariant występuje u niemal każdego człowieka z rejonów od Bliskiego Wschodu po Indie i w częściach Europy, gdzie miasta występują od tysięcy lat. To elegancki przykład ewolucji w działaniu. Wskazuje na rolę bardzo świeżego aspektu ewolucji człowieka jako gatunku, a mianowicie na rozwój spełniających rolę czynnika selekcyjnego miast – podsumowuje Barnes. Akademicy cieszą się, że w ten sposób udało im się wyjaśnić różnice w oporności na choroby w różnych rejonach globu.
  5. Podróżując po świecie, kobiety i mężczyźni zapadają na różne choroby. Panie wydają się bardziej podatne na problemy żołądkowo-jelitowe, a panowie częściej zarażają się chorobami przenoszonymi drogą płciową oraz różnego rodzaju gorączkami (Clinical Infectious Diseases). Studium akademików z Uniwersytetu w Zurychu objęło 58.908 osób wyjeżdżających za granicę. Naukowcy zauważyli, że u kobiet częściej niż u mężczyzn pojawiały się biegunki lub inne dolegliwości ze strony przewodu pokarmowego, przeziębienia, zakażenia układu moczowego oraz niepożądane reakcje na leki, np. zażyte przeciwko malarii. U mężczyzn stwierdzono zwiększone ryzyko wystąpienia gorączki, włączając w to podwyższoną ciepłotę ciała w przebiegu malarii, dengi czy riteksjozy. Zespół doktor Patricii Schlagenhauf stwierdził także, że panów częściej leczono z powodu choroby wysokościowej, odmrożeń oraz chorób przenoszonych drogą płciową. Szwajcarzy mają nadzieję, że dzięki ich analizom na to, co ich czeka, lepiej przygotują się zarówno globtroterzy, jak i specjaliści z zakresu medycyny podróży. Obie płcie powinny się zabezpieczać przed chorobami przenoszonymi przez komary, a więc choćby malarią, lecz mężczyźni postąpią słusznie, chroniąc się w dwójnasób, na przykład częściej nakładając na skórę preparaty odstraszające owady. Naukowcy z Zurychu skorzystali z danych zgromadzonych przez 44 ośrodki medycyny podróży z całego świata. Zespół Schlagenhauf korzystał z historii chorób pacjentów, którzy zgłosili się do tych klinik w latach 1997-2007. Spośród 29.643 kobiet jedna czwarta uskarżała się na ostrą biegunkę, w porównaniu do 22% mężczyzn. Kiedy uwzględniono długość i cel wyprawy, panie zmagały się z biegunką lub zespołem jelita drażliwego, dla którego również charakterystyczny jest wodnisty stolec lub zaparcia oraz bóle brzucha, od 13 aż do 39% częściej od panów. Nieco ponad 3% mężczyzn zgłaszało się do lekarza z malarią i z dengą. U globtroterek choroby te stwierdzano w, odpowiednio, 1,5 oraz 1,7% przypadków. Różnego rodzaju gorączki zdiagnozowano u 17% podróżników i tylko 11% podróżniczek. Skąd zaobserwowane różnice międzypłciowe? Naukowcy sądzą, że mężczyźni silniej się pocą, co wabi owady i jednocześnie zmywa płyny, które mają je odstraszać. Kobiety mogą zaś być bardziej podatne na choroby żołądkowo-jelitowe lub po prostu częściej je zgłaszają.
  6. Gady są rozmnażane w niewoli głównie dla skór, ale niektórym restauratorom i grupom etnicznym zależy również na ich mięsie. Po przeprowadzeniu odpowiednich analiz badacze wskazują jednak na liczne zagrożenia zdrowotne: infekcje wirusowe i bakteryjne, parazytozy oraz skażenie metalami ciężkimi oraz resztkami leków weterynaryjnych. Przed zjedzeniem potrawy z krokodyla, żółwia, jaszczurki czy węża warto się więc dobrze zastanowić (International Journal of Food Microbiology). Autorzy studium stwierdzili, że konsumując taki delikates, ludzie mogą zachorować na włośnicę, gnatostomozę, sparganozę czy zarazić się wrzęchami. Gnatostomoza to choroba pasożytnicza wywołana przez nicienie Gnathostoma spinigerum i Gnathostoma hispidum. Powoduje m.in. eozynofilowe zapalenia mózgu i opon mózgowo-rdzeniowych. Dorosłe postaci wrzęch pasożytują w płucach i drogach oddechowych węży i krokodyli. Larwy niektórych otorbiają się w płucach, a niekiedy również w wątrobie człowieka. Sparganozę wywołują larwy tasiemców z rodzaju Spirometra. Pasożyty wędrują wolno w tkankach, przyczyniając się do powstawania podskórnych obrzęków. Najbardziej oczywiste zagrożenie mikrobiologiczne wiąże się z ewentualną obecnością patogennych bakterii, zwłaszcza z rodzajów Salmonella, Campylobacter, Clostridium i Shigella, E. coli, pałeczek Yersinia enterocolitica czy gronkowca złocistego, które mogą powodować choroby o różnym nasileniu – podkreśla dr Simone Magnino, absolwent weterynarii na Uniwersytecie w Mediolanie, który obecnie pracuje dla Światowej Organizacji Zdrowia. Na razie wnioski są nierozstrzygające, ponieważ brakuje badań porównawczych, które łączyłyby spożycie mięsa z rozpowszechnieniem patogenów. Chociaż większość opublikowanych informacji dotyczy ryzyka związanego z gadami będącymi zwierzętami domowymi, niektóre studia dotyczą gatunków dzikich i hodowlanych. Eksperci zalecają, by mrozić mięso gadów. Pomaga też przemysłowa obróbka oraz właściwe gotowanie w domu. W sklepach Unii Europejskiej można kupić importowane mrożonki z gadów: krokodyli, kajmanów, iguan i pytonów. Z RPA, USA i Zimbabwe importuje się coraz większe ilości takiego towaru, który trafia głównie na stoły Belgów, Niemców, Francuzów, Holendrów i Brytyjczyków.
  7. Badacze ze Szpitala Uniwersyteckiego w Zurychu przeprowadzili eksperymenty na myszach i stwierdzili, że białko prionowe, o którym tak dużo się mówi w kontekście choroby Creutzfeldta-Jakoba, odgrywa ważną rolę w utrzymywaniu w dobrym stanie osłonek mielinowych włókien nerwowych (Nature Neuroscience). Szwajcarzy uważają, że brak białka prionowego (PrPC) powoduje choroby obwodowego układu nerwowego. Jeden z ekspertów posunął się nawet do twierdzenia, że białka prionowe w normalnej konformacji pełnią w organizmie wiele istotnych funkcji. Już w ramach wcześniejszych badań sugerowano bowiem, że mogą nas one chronić przed chorobą Alzheimera – do takich wniosków doszedł w 2007 r. prof. Nigel Hooper z Uniwersytetu w Leeds - oraz wiązać się ze zmysłem powonienia. Specjaliści ze szpitala w Zurychu wyhodowali myszy ze zmniejszoną ilością PrPC w organizmie. Choć wiadomo, że zwierzęta takie są odporniejsze na pasażowalne encefalopatie gąbczaste, na późniejszych etapach życia występuje u nich wiele anomalii dotyczących obwodowego układu nerwowego oraz otoczek mielinowych włókien nerwowych. Szwajcarzy sprawdzali, jak wpłynie usunięcie PrPC na same komórki nerwowe oraz na komórki Schwanna, które tworzą wzdłuż aksonów osłonkę mielinową. Okazało się, że kiedy eliminowano białka prionowe z komórek Schwanna, nic się działo, lecz gdy powtarzano ten sam zabieg na neuronach, prowadziło to do rozkładu mieliny i ich degeneracji. Choć odkrycie wydaje się przełomowe, na razie badacze przestrzegają przed pochopnym typowaniem chorób obwodowego układu nerwowego, które można by porównać do modelu mysiego.
  8. Wg mitologii hinduistycznej, każdym narządem ludzkiego ciała zarządza jedna z 9 planet/gwiazd. W przypadku serca jest to Słońce. To dlatego naukowcy z pewnego indyjskiego uniwersytetu realizują nietypowy, z zachodniego punktu widzenia, projekt: Astrologiczna diagnoza i terapia chorób serca. Akademicy z Banaras Hindu University (BHU) skoncentrowali się na kilkudziesięciu pacjentach. Realizacją 3-letniego przedsięwzięcia kieruje Shatrughan Tripathi. Akademicy dostali już parę miesięcy temu nagrodę, przyznano im także grant, co na pewno przyspieszy prace. Ich celem jest skonstruowanie modelu astrologicznego, który będzie działał jak alarm diagnostyczny dla ludzi i zarekomenduje stosowanie określonych procedur leczniczych (kamieni szlachetnych i mantr), przygotowanych w oparciu o księgi wedyjskie i reprezentujące system astrologii i astronomii dźjotisz. Po zbadaniu pacjenta przepiszemy 3-częściową terapię: litoterapię (leczenie kamieniami), mantry oraz zioła, które pasują do znaku zodiaku. Nasze studium bazowało na kundali [horoskopie urodzeniowym] 76 "sercowców"; niektórzy z nich już, niestety, zmarli. Potwierdzono wpływ planet/gwiazd na występowanie chorób serca u wszystkich badanych osób. Tripathi wyjaśnia, że w horoskopie kundali wyróżnia się 12 domów. Są one domami 9 planet. W zależności od momentu narodzin danej osoby, planety znajdują się w konkretnych domach. Planety niekoniecznie zajmują oddzielne domy. Czasem jest tak, że 2 lub 3 trafiają do jednego domu, przez co parę innych świeci pustkami. Planety zamieniają się miejscami w zależności od naksztary [czyli znaku indyjskiego zodiaku lunarnego]. U 70% pacjentów z chorobami serca - wszyscy są Bykami - Słońce, Saturn i Rahu [niewidoczna 8. planeta w astrologii wedyjskiej] zawsze znajdowały się w czwartym domu. Okazało się także, że u Byków mających Wenus w 4. domu i dominujące planety zdrowia w 6. i 12. występowały problemy z zastawkami, dusznica bolesna i poważne zaburzenia tętna. Lwy i Raki, u których ujawniła się dusznica, miały Rahu i Saturna w 4. i 5. domu horoskopu urodzeniowego, a Wodniki ze słabym sercem Słońce w 5. domu. Pracownicy uniwersyteckiego Sanskrit Vidya Dharma Vigyan rozpoczynają zbieranie danych od osób z wrodzonymi wadami serca, kobiet i ludzi powyżej 40. roku życia. Nietrudno się domyślić, że eksperci z medycznych ośrodków badawczych nie chcą się wypowiadać na temat wyników uzyskanych na BHU.
  9. Miniaturowe mikroskopy, które będzie można montować wewnątrz czaszki transgenicznych myszy, pozwolą połączyć aktywność neuronów z konkretnymi zachowaniami zwierzęcia. To ważne, ponieważ zmodyfikowane gryzonie od lat służą jako modele różnych ludzkich chorób, np. astmy, parkinsonizmu czy zaburzeń genetycznych (Nature Methods). Twórcą takiego podejścia jest Mark Schnitzer z Uniwersytetu Stanforda. Dużo nad tym pracowano, używając np. preparatów z wycinkami mózgu lub znieczulonych zwierząt, czasem też świadomych, ale trzymanych w ryzach. Do tej pory nie udało się jednak zaobserwować aktywności na poziomie komórkowym u wolno poruszających się myszy. Mikroskop zespołu Schnitzera waży zaledwie 1,1 g. Zwierzę nie jest go więc w stanie wykryć, w niczym mu też nie przeszkadza. Został już użyty do oglądania przepływu krwi przez mózgowe naczynia włosowate o przekroju jednej komórki. Urządzenie zakłada się w znieczuleniu. W tym samym czasie wykonuje się zastrzyk, by specjalnym barwnikiem oznaczyć osocze krwi, ale nie same krwinki. Mikroskop ma swoje własne źródło światła: rtęciową lampę łukową. Jest ono dostarczane za pomocą wiązki światłowodów. Światło powoduje, że osocze zaczyna fluoryzować, a krwinki wyglądają na tym tle jak ciemne punkty. Światłowody przewodzą obraz do kamery, która go utrwala z szybkością 100 klatek na sekundę. Gdy znieczulenie przestaje działać, naukowcy mogą obserwować, co dzieje się w mózgu normalnie funkcjonującej myszy. Carl Petersen ze Swiss Federal Institute of Technology w Lozannie docenia metodę, ale wskazuje też na jej ograniczenia. Wg niego, neurony mocno rozpraszają światło, dlatego mikroskop Schnitzera jest w stanie wykonać tylko zdjęcia komórek znajdujących się w jego pobliżu. Krytykuje też, że nie daje on możliwości tworzenia przekrojów optycznych, by określić trójwymiarową strukturę tkanki. Sam Schnitzer twierdzi, że to celowy zabieg, który zmniejsza wrażliwość instrumentu. W ten sposób nie uwzględnia się artefaktów, powstających podczas poruszania się zwierzęcia.
  10. Dzieci z nadwagą mają zdrowsze zęby (mniej zaawansowane zmiany próchnicowe) niż ich szczuplejsi rówieśnicy. Naukowcy nie potrafią na razie odpowiedzieć, dlaczego się tak dzieje (Community Dentistry & Oral Epidemiology). Badacze z Centrum Stomatologicznego Eastmana Uniwersytetu w Rochester przeanalizowali dane ponad 18 tys. dzieci, które wzięły udział w dwóch studiach: narodowego stanu zdrowia oraz sposobu odżywiania. Okazało się, że osoby w wieku 6-18 lat, które miały nadwagę lub należały do grupy ryzyka nadmiernej wagi ciała, z mniejszym prawdopodobieństwem cierpiały na zmiany próchnicowe. Ponieważ czynniki przyczynowe związane z otyłością i próchnicą są podobne, we wszystkich grupach wiekowych dzieci z nadwagą spodziewaliśmy się znaleźć więcej chorób jamy ustnej. Nasze badania przyniosły jednak więcej pytań niż odpowiedzi, np.: czy dzieci z nadwagą spożywają więcej tłuszczów niż wywołujących próchnicę cukrów? Czy ich dieta jest zbliżona do nawyków żywieniowych rówieśników, ale prowadzą w większym stopniu siedzący tryb życia? – zastanawia się dr Dorota Kopycka-Kedzierawski. Przekonamy się o tym w przyszłości...
  11. Badanie DNA 165 szczurów śniadych (Rattus rattus) z 32 krajów świata ujawniło wzorce migracji ludzi i chorób w starożytności. Naukowcy z australijskiego CSIRO (Commonwealth Scientific and Industrial Research Organisation) odkryli wśród zwierząt 6 grup, pochodzących z różnych części Azji: Indii, Azji Wschodniej, Himalajów, Tajlandii, delty Mekongu oraz Indonezji. Do tej pory nie było wiadomo, czemu konkretne choroby przenoszone przez gryzonie występowały częściej w pewnych miejscach. Nasze badania sugerują, że różne linie szczurów śniadych mogły być powiązane z innym zestawem chorób – wyjaśnia Ken Alpin. Dwadzieścia tysięcy lat temu indyjska linia Rattus rattus rozprzestrzeniła się na Bliski Wschód, następnie do Europy, a na koniec do Afryki, obu Ameryk oraz Australii. Linia wschodnioazjatycka przeniosła się z Tajwanu do Japonii, Filipin i Indonezji, pojawiając się w Mikronezji ok. 3,5 tys. lat temu. W przypadku pozostałych wyróżnionych podgrup szczurów nie zaobserwowano aż takich migracji, ale niewykluczone, że wystąpią one jeszcze w przyszłości. Australijczycy połączyli ścieżki, jakimi przemieszczały się szczury, z ludzkimi trasami migracji i handlu w starożytności. Teraz naukowcy chcą zdobyć więcej informacji na temat 2 podróżujących na dużą skalę linii szczurów i dowiedzieć się, jakie choroby przenoszą. W wyniku badań genetycznych okazało się, że istnieje więcej niż jeden gatunek szczura śniadego.
  12. Zespół z Uniwersytetu w Bristolu twierdzi, że krótkie nogi u kobiet oznaczają większe ryzyko chorób wątroby. Wg naukowców, i jedno, i drugie może być wynikiem diety lub innych czynników oddziałujących na organizm na wczesnych etapach życia. Studium objęło 3600 pań. Okazało się, że im krótsze były nogi, tym bardziej wzrastało prawdopodobieństwo wystąpienia chorób wątroby. Abigail Fraser podkreśla, że wyniki te pokrywają się z wnioskami innych badań, które połączyły długość nóg z ryzykiem cukrzycy i chorób serca (Journal of Epidemiology and Community Health). Brytyjczycy przyglądali się kobietom w wieku od 60 do 79 lat, które brały udział w zakrojonym na szerszą skalę badaniu stanu zdrowia. Po zmierzeniu nóg porównano ich długość z długością tułowia. Określono także poziom 4 enzymów wątrobowych: amonotransferazy alaninowej (AIAT), gammaglutamylotranspeptydazy (GGTP), transaminazy asparaginianowej (AspAT) i fosfatazy zasadowej (AP/ALP). Każdy z tych markerów odzwierciedla inny aspekt ewentualnego uszkodzenia wątroby – wyjaśniają lekarze. Długość nóg pokazuje, jak dobrze dana osoba była odżywiona we wczesnym dzieciństwie. Dowody unaoczniają, jak karmienie piersią, pokarmy wysokoenergetyczne podawane do wieku 4 lat i korzystna sytuacja socjoekonomiczna są związane z większą długością nóg. Zależność pozostawała istotna statystycznie po uwzględnieniu zachowań uszkadzających wątrobę, takich jak palenie czy picie alkoholu.
  13. Od wieków zachwala się ranne wstawanie, tymczasem japońskie studium wykazało, że osoby witające dzień razem ze słońcem są de facto bardziej narażone na choroby serca. W badaniach wzięło udział kilka uniwersytetów i szpitali z Kioto. Dzięki temu ujawniono związek między godziną porannego wstawania a kondycją układu sercowo-naczyniowego danej osoby. Wstawanie wcześnie, by udać się do pracy lub pogimnastykować się, może nie być korzystne dla zdrowia, ale stwarzać ryzyko chorób sercowo-naczyniowych, w tym nadciśnienia i udarów. Jednocześnie okazało się, że osoby opuszczające wcześniej pielesze łóżka były zazwyczaj starsze. W studium uwzględniono 3.017 zdrowych dorosłych w wieku od 23 do 90 lat. Ujawnione w czerwcu br. wyniki badań akademików z University of Pennsylvania potwierdziły z kolei, że chroniczny niedobór snu wpływa na serce stresująco, co zwiększa jednostkowe ryzyko chorób serca i śmierci.
  14. Jedna z brytyjskich grup ochrony zwierząt (Whale and Dolphin Conservation Society) domaga się wprowadzenia zakazu prowadzenia delfinoterapii, twierdząc, że nie ma dowodów na jej skuteczność. Istnieje za to realne zagrożenie wzajemnego zarażania się różnymi chorobami. Według przedstawicieli WDCS, pływanie z dzikimi czy oswojonymi delfinami angażuje dwie wysoce podatne [na zranienie i zachorowanie – przyp. red] grupy. Dzieje się tak, ponieważ delfiny są dzikimi, a więc nieprzewidywalnymi zwierzętami. Pływając z nimi, ludzie mogą zostać zranieni, często poważnie. Na dowód stowarzyszenie przytacza wyniki potwierdzających to badań. Morskie ssaki mogą zarażać ludzi brucelozą, a delfiny "złapać" od ludzi ospę wietrzną. Ponieważ delfinoterapia staje się coraz popularniejsza, coraz więcej tych zwierząt trafia do niewoli.
  15. Wydaje się, że twierdzenie, iż mniej infekcji w dzieciństwie zwiększa ryzyko wystąpienia alergii oraz astmy, jest bezpodstawne. W prowadzonej po 12 latach kontynuacji badań naukowcy z Uniwersytetu w Oulu w Finlandii nie znaleźli dowodów na to, że zapobieganie przez przedszkola powszechnym postaciom zakażenia dróg oddechowych i pokarmowych wpływa na pojawienie się w starszym wieku astmy, alergicznego nieżytu nosa czy egzemy. Wyniki zespołu dr T. Dunder nie potwierdzają hipotezy nadmiernej higieny. Znaczne zmniejszenie zachorowalności w dzieciństwie powinno prowadzić do uwrażliwienia na alergie. Tymczasem nie odnotowuje się większej liczby przypadków astmy, co oznacza, że wspomnianej hipotezy nie da się odnieść do chorób wieku dziecięcego (Archives of Pediatrics and Adolescent Medicine). W badaniach uwzględniono 1376 dzieci uczęszczających do przedszkoli w latach 1991-92. Można je było podzielić na 2 grupy: 1) objętych i 2) nieobjętych specjalnym programem wspierania higieny. Polegał on m.in. na wprowadzeniu preparatów do odkażania dłoni na bazie alkoholu. W porównaniu do maluchów z grupy kontrolnej, u dzieci z prohigienicznych przedszkoli liczba dni chorobowych zmalała o 15, a zużycie antybiotyków o 24%. Kiedy po kilkunastu latach ponownie zbadano 928 osób, okazało się, że pomiędzy tymi grupami nie ma istotnych różnic w zakresie zapadalności i nasilenia objawów astmy, alergicznego nieżytu nosa albo egzemy. Przykładowo: astmę zdiagnozowano u 48 z 481 dzieci z placówek objętych interwencją (10%) i u 46 z 447 nastolatków z grupy kontrolnej (również 10%).
  16. Odtwarzacz MP3 z wbudowanym mikrofonem może pewnego dnia zastąpić stetoskop. Neil Skjodt z Wydziału Medycyny Uniwersytetu w Albercie i audiolog Bill Hodgetts przekonują, że dzięki niemu można lepiej usłyszeć i nagrać dźwięki związane z chorobami układu oddechowego, a odpowiednie pliki przechowywać na komputerze, tworzyć cyfrowe biblioteki oraz w razie potrzeby udostępniać je innym specjalistom. Wystarczy przyłożyć mikrofon bezpośrednio do klatki piersiowej. Jakość i czystość głośnych dźwięków była lepsza od tej, jaką kiedykolwiek uzyskałem dzięki stetoskopowi – powiedział w poniedziałek (17 września) Skjodt na dorocznej konferencji European Respiratory Society's (ERS) w Sztokholmie. Pliki MP3 przegrywa się potem na komputer i przekształca w zapis zakresu częstotliwości. Analiza komputerowa potwierdziła, że w każdym nagraniu występują charakterystyczne (jedyne w swoim rodzaju) cechy. Czasem jednak nawet komputer z trudem radził sobie z przetwarzaniem dźwięku. Działo się tak, gdy odgłosy oddechu były ciche lub wyjątkowo złożone. Zanim wpadli na pomysł eksperymentu, Skjodt i Hodgetts zauważyli, że wielu lekarzy ma problem z wychwyceniem i odpowiednią interpretacją dźwięków. Jedno z badań ujawniło nawet, że studenci medycyny musieli ich wysłuchać do 500 razy, zanim udawało im się stwierdzić, co słyszeli. Stetoskop towarzyszy lekarzom już od 200 lat. Jednak nawet najlepszy współczesny model wypada blado przy odtwarzaczu MP3 – podkreśla Skjodt.
  17. Podczas przekonywania palaczy do zerwania z nałogiem najskuteczniejsze są ostrzeżenia w postaci zdjęć czy rysunków. Badacze z Uniwersytetu Waszyngtońskiego zauważyli ponadto, że jeśli na opakowaniu umieszczany jest tekst, powinien być duży i często zmieniany. Inaczej zawsze można go nie zauważyć czy przyzwyczaić się do jego obecności. Naukowcy przyglądali się wpływowi ostrzeżeń na grupę 15 tys. palaczy z 4 anglojęzycznych krajów: Kanady, USA, Wielkiej Brytanii i Australii (American Journal of Preventive Medicine). Kiedy badania się zaczynały, w Anglii stosowano mniejszą czcionkę. W tym roku wprowadzone zostaną natomiast ostrzeżenia w postaci obrazu. W Kanadzie wykorzystuje się zdjęcia z podpisami. Tekstowi Palenie powoduje impotencję towarzyszy np. fotografia opadającego papierosa, a sentencji Papierosy są przyczyną chorób jamy ustnej zdjęcie uzębienia w okropnym stanie. W Australii duże napisy, zajmujące nieco mniej powierzchni opakowania niż zalecane międzynarodowo 30%, wprowadzono na 8 lat przed rozpoczęciem studium (w marcu ub.r. wykorzystano pomysł z Kanady). W USA małe napisy funkcjonują już od 1984 r. Na pytanie, czy zauważają ostrzeżenia, twierdząco odpowiedziało 60% Kanadyjczyków, 52% Australijczyków i tylko 30% Amerykanów. W Wielkiej Brytanii przed zmianą z 2003 roku dotyczyło to 44% populacji palaczy, tuż po wprowadzeniu większego napisu świadomość istnienia zagrożeń wzrosła do 82%, a po upływie 2,5 roku znowu spadła do 67%. Piętnaście procent Kanadyjczyków twierdzi, że większe napisy powstrzymały ich od sięgnięcia po papierosa. To dużo więcej niż w 3 pozostałych krajach. Simon Clark, przedstawiciel lobby palaczy Forest, uważa, że napisy to sposób na stygmatyzację miłośników tytoniu i rozumując w ten sposób, na samochodach powinno się umieścić ostrzeżenie o ryzyku wypadku.
  18. W Internecie można znaleźć sporo ofert dotyczących tzw. diety DNA czy, inaczej mówiąc, zindywidualizowanej diety nutrigenomicznej. Zespół naukowców z Exeter University postanowił zbadać jej skuteczność. Według zwolenników omawianej teorii, ludzie powinni zmienić swoje nawyki żywieniowe na pasujące do własnego zestawu genów (genotypu). Dr Paula Saukko, szefowa zespołu badawczego, tłumaczy, że postanowiono zająć się tą sprawą, ponieważ krążyły pogłoski, że opinia publiczna została wprowadzona w błąd. Zestawy sprzedawane za pośrednictwem Sieci kosztują nawet do tysiąca funtów, jeśli obejmują także indywidualne konsultacje. Nutrigenomika zajmuje się dietą i pokarmami oraz tym, jak oddziałują one z konkretnymi genami, zwiększając ryzyko pewnych chorób. Naukowcy postanowili dociec, czy rzeczywiście nie przestrzegając diety, można narazić się na choroby, na które jest się podatnym ze względu na swój genotyp. Na razie nie udało się jednak wykazać odwrotnej zależności, a mianowicie, że jedzenie określonych pokarmów zabezpiecza przed zachorowaniem. Badacze z Economic and Social Research Council (ESRC) pragną się też skupić na komercyjnych testach nutrigenomicznych, które mają pomóc w ułożeniu diety odpowiadającej genotypowi. Na ich ustaleniach zostaną oparte ewentualne uregulowania prawne dotyczące promocji na stronach internetowych. To samo tyczy się reklamy firm zajmujących się tego typu produktami. Saukko podkreśla, że ważne jest nie tylko to, co postuluje się w reklamach, ale też to, co obiecuje się ludziom, którzy przeszli testy. W USA mówi się klientom, że ich dzieci mogą być bardziej inteligentne, jeśli rodzice będą przestrzegać zaleceń dietetycznych dopasowanych do swoich genów. Istnieje także dieta DNA, gwarantująca utratę wagi, wzmocnienie mięśni, a nawet dłuższe życie. Wystarczy zbadać DNA. Odpowiednie testy są dostępne również w Internecie [...]. Badania zespołu z Exeter finansuje Wellcome Trust. Firma zajmuje się m.in. bioarcheologią, czyli odtworzeniem menu naszych przodków. To jej eksperci ukuli popularne powiedzenie "Jesteś tym, co jesz".
  19. Naukowcy od dawna próbowali sprawdzić, czy i jak stres wpływa na problemy ze skórą. Nowe badania na myszach wykazały, że hormony stresu mogą pogorszyć, a nawet wywołać różne choroby skóry, np. łuszczycę czy egzemę. Akademicy odkryli, że blokowanie działania glukokortykoidu polepsza wygląd skóry. Zrozumienie działania glukokortykoidu pomogło naukowcom opracować metody zapobiegania problemom ze skórą, wywoływanym przez stres psychologiczny — powiedział Kenneth Feingold z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Francisco. To, co dzieje się w twoim umyśle, ma wpływ na to, co dzieje się na twojej skórze. Wcześniejsze badania wykazały, że stres zmniejsza wzrost komórek naskórka (keranocytów) i hamuje ich różnicowanie. W najnowszym eksperymencie Amerykanie poddawali bezwłose myszy działaniu stresu i albo hamowali wydzielanie, albo blokowali działanie glukokortykoidu. U części gryzoni nie podejmowano żadnych działań modyfikujących. Stres wywoływano, umieszczając zwierzęta w ciasnych klatkach, które przez 48 godzin były stale oświetlone i nagłośnione muzyką płynącą z radia. Skóra myszy z 2 grup otrzymujących bloker glukokortykoidu wyglądała lepiej niż skóra gryzoni z 3. grupy. Rezultaty badaczy są więcej niż zachęcające. Trzeba jednak powtórzyć próby z udziałem ludzi, poza tym blokowanie działania hormonów stresu może mieć o wiele gorsze skutki od problemów ze skórą. O szczegółach amerykańskich eksperymentów można przeczytać w grudniowym wydaniu American Journal of Physiology-Regulatory, Integrative and Comparative Physiology.
  20. Maria Nordin z Umeå University w Szwecji podsumowała badania, z których wynika, że osoby mające niewielu przyjaciół częściej cierpią z powodu zaburzeń snu. Wskutek tego zwiększa się prawdopodobieństwo, że zapadną na określone choroby. Posiadanie niewielu przyjaciół w pracy i poza nią czyni człowieka bardziej podatnym na stres, a to z kolei przekłada się na zaburzenia snu. Brak przyjaciół może też być doświadczany jako stresujący sam w sobie. Rozprawa Nordin opiera się na wynikach 4 badań, jedno dotyczyło pracujących populacji z północnej Szwecji. Skandynawka korzystała z 3 baz danych. Chorobami związanymi z zaburzeniami snu są, m.in.: depresja, stany lękowe, zespół chronicznego zmęczenia czy choroby sercowo-naczyniowe. Związek między zaburzeniami snu a posiadaniem niewielu przyjaciół oraz niedostatkiem wsparcia emocjonalnego wyglądał inaczej u kobiet, a inaczej u mężczyzn. Wśród źle sypiających osób więcej kobiet niż mężczyzn wspominało o niewielu przyjaciołach i braku wsparcia emocjonalnego. Co więcej, negatywne skutki osamotnienia były bardziej zauważalne u przedstawicielek płci pięknej. U mężczyzn ryzyko problemów ze spaniem wzrasta 3-krotnie w sytuacji odczuwania presji w miejscu pracy, gdy jednocześnie 1) nie ma zbyt wielu przyjaciół, by u nich szukać pocieszenia lub 2) wsparcie emocjonalne w pracy, rozumiane jako docenianie i potwierdzanie wartości, uległo zmniejszeniu. Ludzie uciekają się do różnych strategii, by poradzić sobie ze stresem. Kobiety, które podczas konfliktu ze współpracownikami stosują strategię ukrywania (się), tzn. wycofują się i nie mówią o zaistniałym problemie, z mniejszym prawdopodobieństwem cierpią na zaburzenia snu. Jeśli jednak nie mają wokół siebie zbyt wielu przyjaciół, ryzyko wzrasta aż 4-krotnie. Gdy dana pani stosuje tę strategię radzenia sobie ze stresem, powinna mieć z kim omówić problem. Podobne zjawisko zaobserwowano u mężczyzn skonfliktowanych ze współpracownikami lub szefem, ale efekt nie był tak silny, jak u płci pięknej. Kobiety stosujące strategię otwartego zarządzania stresem rzadziej cierpią z powodu zaburzeń snu, nawet jeśli nie otacza ich liczna gromadka przyjaciół. Dzieje się tak, gdyż omawiają problem i kłócą się z osobą, której on dotyczy.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...