Znajdź zawartość
Wyświetlanie wyników dla tagów 'autorytet' .
Znaleziono 3 wyniki
-
Uffe Schjødt z Uniwerytetu w Aarhus postanowił zbadać procesy zachodzące w mózgu podczas spotkania z charyzmatyczną osobą. Ustalił, że zmniejsza się wtedy aktywność obszarów odpowiedzialnych za sceptycyzm i czujność (Social Cognitive and Affective Neuroscience). W studium wzięli udział zielonoświątkowcy (wyznawcy pentakostalizmu), którzy wierzą, że ludzie zyskują dary w postaci prorokowania, uzdrawiania chorych czy glosolalii, czyli mówienia językami. Posługując się funkcjonalnym rezonansem magnetycznym, Duńczycy przeskanowali mózgi 20 zielonoświątkowców i 20 ludzi niewierzących w czasie, gdy odtwarzano im nagrane modlitwy. Badanym powiedziano, że 6 z nich odczytywał niechrześcijanin, 6 zwykły chrześcijanin, a resztę - też 6 - uzdrowiciel. W rzeczywistości wszystkie recytował przeciętny chrześcijanin. Tylko u osób wierzących, jeśli uznawały, że mówiący potrafi leczyć, dochodziło do obustronnej deaktywacji przyśrodkowej i grzbietowo-bocznej kory przedczołowej oraz okolic przedniego zakrętu obręczy, które odpowiadają za sceptycyzm i czujność. Niezależna analiza ujawniła, że wyłączenie to pozwalało przewidzieć, jak wierzący ochotnik oceni charyzmę mówcy oraz doświadczenie obecności Boga w czasie modlitwy. Aktywność wskazanych rejonów kory zmniejszała się w dużo mniejszym stopniu, jeśli wolontariusze byli przekonani, że słyszą głos chrześcijanina bez specjalnych darów. Schjødt podkreśla, że nie wiadomo, czy podobny mechanizm wywierania wpływu dotyczy liderów ruchów innych niż religijne. Niewykluczone jednak, że tak właśnie oddziałują na ludzi autorytety w postaci lekarzy lub polityków.
- 5 odpowiedzi
-
- czujność
- sceptycyzm
-
(i 7 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Prawie 50 lat temu (w 1961 i 1962 roku) amerykański psycholog społeczny Stanley Milgram zaczął badać posłuszeństwo wobec autorytetów. Początkowo sądził, że Niemcy są narodem wykazującym szczególną skłonność do podporządkowywania przełożonym. Szybko zmienił zdanie, odkrywając podobną tendencję wśród swoich rodaków. Na wyraźne polecenie "razili prądem" Bogu ducha winnego człowieka, mimo że mogli zrezygnować, nie ponosząc żadnych konsekwencji. Gdy eksperyment powtórzono współcześnie, okazało się, że zachowujemy się bardzo podobnie do pokolenia powojennego (American Psychologist). Jerry M. Burger, profesor z Santa Clara University, odnotował nieznacznie tylko wyższą liczbę odmawiających wykonania polecenia. W latach 60. ochotnicy Milgrama myśleli, że biorą udział w badaniu wpływu kar na pamięć. Otrzymywali pewną sumę, którą zachowywali bez względu na okoliczności. Wchodząc do pokoju, spotykali drugiego wolontariusza (w rzeczywistości pomocnika eksperymentatora). Po sfingowanym losowaniu ról zostawał on uczniem, właściwemu badanemu przypadała zaś rola nauczyciela. Miał on odczytywać listę par słów. Na etapie sprawdzającym podawał słowo-hasło oraz cztery wyrazy, z których należało wybrać właściwy. Karą za błąd było porażenie prądem, za każdym razem coraz silniejsze. Nauczyciel wiedział, że to boli. Przed przystąpieniem do testu otrzymał próbny wstrząs o napięciu 45 woltów. Uczeń doskonale odgrywał swoją rolę. Cierpiał, błagał o zakończenie "nauki", wreszcie milkł. Ubrany w fartuch, który miał podkreślać jego fachowość, eksperymentator nie zezwalał jednak na przerwanie badania. Kazał kontynuować, a w końcu oświadczał: Nie masz innego wyboru, musisz to robić dalej. Pierwszy krzyk ucznia pojawiał się przy 150 woltach – 82,5% nauczycieli nadal robiło swoje. Na tym jednak nie koniec, 79% nie przerywało przed wykorzystaniem pełni możliwości generatora – 450 V. W eksperymencie powtórzonym przez Burgera chęć wykroczenia poza granicę 150 woltów wyrażało 70% badanych; różnica nie jest więc istotna statystycznie. Ponieważ czterech na 5 ochotników Milgrama, którzy przeszli poza wartość 150 woltów, kontynuowało do kresu wskazań generatora, znając czyjąś reakcję przy tej granicznej liczbie, można z dużym prawdopodobieństwem wnioskować o jego zachowaniu podczas dokończenia procedury. Eksperyment Milgrama wprowadził wiele zastrzeżeń natury etycznej. Zaowocowało to sformułowaniem kodeksu postępowania psychologicznego. Od 30 lat nie przeprowadzono ani jednego badania, bazującego na podobnym schemacie. Burger musiał spełnić szereg warunków, by w ogóle zezwolono mu na powtórzenie pomysłu znamienitego poprzednika. Wiedząc, że większość ochotników zaczyna się opierać przy 150 woltach (napięcie jest zwiększane w 15-V odstępach), testy kończono po osiągnięciu tej wartości. Wyeliminowano osoby po ukończonych kursach psychologicznych lub znające eksperyment Milgrama. Odrzucono też wszystkich, którzy mogliby źle zareagować na zainscenizowaną sytuację. Na trzy minuty przed rozpoczęciem wolontariuszom powiedziano, że mogą się wycofać, zachowując 50 dolarów. Zaaplikowano im też lżejszy wstrząs niż ten z 1961 roku – 15 zamiast 45 woltów. Opisane zmiany spowodowały, że niektórzy specjaliści zastanawiają się, czy eksperymenty Milgrama i Burgera można w ogóle porównywać. Nie da się jednak zaprzeczyć, że dotyczyły tego samego...
- 6 odpowiedzi
-
Szefowie i inne osoby sprawujące władzę często naprawdę nie mają pojęcia, co czują i o czym myślą ich pracownicy. Władzę definiuje się niejednokrotnie jako zdolność wyczucia, czego ktoś pragnie albo jako umiejętność wpływania na innych. Sprawujący władzę mają głęboki wpływ na pozostałych, a my mamy naturalnie nadzieję, że będą wrażliwi na punkt widzenia innych — mówi Adam Galinski, psycholog społeczny z Northwestern University. Zespół Galinskiego postanowił sprawdzić, czy władza zmienia stopień, do którego ludzie umieją zrozumieć argumenty rządzonych. Badacze prosili wolontariuszy o przypomnienie sobie przypadków, kiedy to oni mieli władzę nad kimś i kiedy było dokładnie na odwrót. Wcześniejsze studia wykazały, że odpamiętywanie daje takie same efekty, jak rzeczywiste umieszczanie ludzi w sytuacji sprawowania władzy i bezsilności — uważa Galinski. Bez względu na to, czy badani przypominali sobie siebie u władzy, czy rzeczywiście ją sprawowali, podkreślali swój autorytet i podejmowali ryzyko. Naukowcy prosili studentów o narysowanie na czole litery E. Ponad dziesięć lat eksperymentów pokazało, że osoby, które nie myślały o innych lub nie dbały o nich, rysowały ją tak, że była czytelna dla nich, ale pozostali widzieli ją jako odwróconą. Ludzie dbający o swoich towarzyszy, uwzględniający ich punkt widzenia rysowali ją dokładnie odwrotnie: jako odwróconą dla siebie i prawidłowo usytuowaną w przestrzeni dla innych. Studium Galinskiego unaoczniło, że wolontariusze przypominający sobie rządzenie podwładnymi trzy razy częściej odwracali literę E, faworyzując siebie. To potwierdza wyniki innych badań, że ludzie posiadający władzę są bardziej skłonni do skupiania się na sobie niż na towarzyszach. W innych eksperymentach zespół Galinskiego zbadał wolontariuszy standardowym testem na empatię. Studentom pokazywano zdjęcia twarzy wyrażających szczęście, smutek, strach lub złość i proszono o określenie, jaka emocja się na nich pojawiła. Osoby przypominające sobie sytuacje sprawowania władzy myliły się dużo częściej, co sugerowało, że są mniej skłonne lub zdolne do zrozumienia czyichś uczuć (Psychological Science). Psychologom udało się też wykazać, że ludzie u władzy mniej się hamują, częściej zachowują się impulsywnie, a rządzeni biorą pod uwagę ryzyko i czują się mniej pewnie. Generalnie odkrycia te odmalowują włodarzy jako ludzi impulsywnych i niczego nieświadomych, a podwładnych jako uważnych i zatroskanych — podsumowała psycholog z Princeton University, Susan Fiske. [...] Władza pomaga poprowadzić masy, ale niekiedy podejmowane działania są chybione, bo nie uwzględniają perspektywy innych. To trochę przypomina dysponowanie pedałem gazu bez sprawnie działającej kierownicy — konkluduje Galinski.
-
- autorytet
- impulsywny
-
(i 8 więcej)
Oznaczone tagami: