Znajdź zawartość
Wyświetlanie wyników dla tagów ' zachorowania' .
Znaleziono 7 wyników
-
Gdy giną płazy, ludzie częściej chorują na malarię
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Humanistyka
Stabilne ekosystemy niosą ze sobą wiele korzyści koniecznych do ludzkiego dobrostanu, w tym zachowania zdrowia. Jeśli pozwolimy na masowe zniszczenia w ekosystemach, odbije się to na zdrowiu ludzkiej populacji w sposób, który trudno przewidzieć i kontrolować, mówi profesor Michael Springborn z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Davis. Uczony stał na czele grupy badawczej, która wykazała, że wymieranie płazów w Panamie i Kostaryce doprowadziło do wzrostu liczby przypadków malarii wśród ludzi. W ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat z wielu miejsc Ameryki Południowej – i nie tylko, bo problem dotyczy całej Ziemi – zaczęły znikać żaby, salamandry i inne płazy. Poza ekologami mało kto zwrócił na to uwagę. Jednak spadki te miały bezpośredni wpływ na ludzkie zdrowie. Naukowcy poinformowali na łamach Environmental Research Letters, że w szczytowych okresach spadku liczby płazów w Panamie i Kostaryce doszło w tych krajach do wzrostu przypadków malarii o 1 osobę rocznie na 1000. Oba kraje liczą ponad 9 milionów obywateli, a to oznacza, że roczna liczba przypadków malarii zwiększyła się tam o ponad 9000. Od początku lat 80. do połowy lat 90. w Kostaryce rozprzestrzeniał się śmiertelny dla płazów patogen grzybiczny Batrachochytrium dendrobatidis. W Panamie dziesiątkował zwierzęta jeszcze dłużej. W sumie na całym świecie B. dendrobatidis zabił co najmniej 90 gatunków płazów i przyczynił się do spadków wśród kolejnych 500 gatunków. Wkrótce po szczytach jego rozpowszechnienia Kostaryka i Panama doświadczyły wzrostu liczby przypadków malarii. Wiadomo, że żaby czy jaszczurki zjadają każdego dnia setki komarzych jajek. Malaria zaś jest przenoszona przez komary. Dlatego też naukowcy postanowili sprawdzić, czy istnieje związek pomiędzy spadkiem liczby płazów, a wzrostem zapadalności na malarię. Od pewnego czasu wiemy, że istnieją złożone związki pomiędzy zdrowiem ekosystemów a zdrowiem ludzi, jednak badanie tych związków jest niezwykle trudne, mówi doktor Joakim Weill z UC Davis. Uczeni przeanalizowali informacje dotyczące ekologii płazów, dane z opieki zdrowotnej oraz wykorzystali modele ekonomiczne do zbadania wzajemnych wpływów obu zjawisk. Analiza wykazała bezsprzeczny związek pomiędzy czasem i miejscem rozprzestrzeniania się B. dendrobatidis, a czasem i miejscem zwiększenie przypadków malarii. Nie znaleziono przy tym żadnego innego czynnika, który tłumaczył by obserwowane wzrosty liczby zachorowań. « powrót do artykułu -
Amerykańskie Centra Kontroli i Zapobiegania Chorobom przewidują, że zbliżający się sezon grypowy będzie wyjątkowo łagodny. W raporcie opublikowanym na łamach „Morbidity and Mortality Weekly Report” badacze z CDC zauważają, że aktywność wirusa grypy w USA jest obecnie na historycznie niskim poziomie, a dane z półkuli południowej, gdzie właśnie kończy się zima, wskazują na brak aktywności grypy. Jednak, jak zauważają autorzy raportu, nic nie jest pewne, jeśli chodzi o sezon grypowy, szczególnie w czasie, gdy panuje pandemia innej choroby zakaźnej. Dlatego też CDC zaleca, by nie unikać szczepień przeciwko grypie. W USA aktywność wirusa grypy zaczęła gwałtownie spadać w marcu, gdy stało się jasne, że w kraju rozprzestrzenia się COVID-19. Spadek aktywności to zapewne zarówno wynik zamknięcia szkół, trzymania dystansu czy noszenia masek, jak i mniejszej liczby osób, które z objawami grypy zgłaszają się do lekarza. Ogólna liczba testów na grypę wykonywanych w USA spadła z niemal 50 000 tygodniowo w okresie od września 2019 do lutego 2020 do poziomu 19 500 tygodniowo pomiędzy marcem a majem bieżącego roku. Jeszcze bardziej uderzający jest spadek pozytywnych wyników testów. Ich odsetek zmniejszył się we wspomnianym okresie z 19% do 0,3%. Pomiędzy majem a sierpniem bieżącego roku odsetek pozytywnych wyników testów na grypę wyniósł zaledwie 0,2%, podczas gdy w analogicznym okresie roku ubiegłego było to 2,35%, w roku 2018 odsetek ten wyniósł 1,04%, a rok wcześniej – 2,36%. Podobne spadki odnotowano też w innych krajach. Pomiędzy kwietniem a lipcem, kiedy to na półkuli południowej mamy jesień i zimę, a więc szczyt sezonu grypy, w Australii, Chile i RPA na 83 000 testów jedynie 51 (czyli 0,06%) dało wynik dodatni. Tymczasem w latach 2017–2019 na 178 000 testów wynik dodatni dało 24 000, czyli niemal 14%. Wydaje się, że strategie walki z COVID-19 znacząco obniżyły liczbę zachorowań na grypę w tych trzech wspomnianych krajach, stwierdzają autorzy raportu. Dodają, że jeśli działania takie będą kontynuowane, to poziom zachorowań na grypę może pozostać na niskim poziomie. « powrót do artykułu
-
- sezon grypowy
- zachorowania
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
WHO oficjalnie uznało, że Afryka jest wolna od dzikich szczepów polio. Sukces ogłoszono 4 lata po tym, jak w Nigerii doszło do ostatnich przypadków infekcji dzikim szczepem poliowirusa. Choroba, która w przeszłości powodowała paraliż nawet u 75 000 dzieci rocznie, nie występuje na Czarnym Kontynencie w stanie dzikim. Wciąż jednak dochodzi do zachorowań powodowanych przez wirusy ze szczepionek. Kick Polio Out of Africa Campaign rozpoczęto w 1996 roku. W tym czasie w wyniku polio każdego roku paraliż dotykał 75 000 dzieci. WHO szacuje, że kampania uratowała przed paraliżem około 1 800 000 dzieci i ocaliła życie 180 000. Sukces był możliwy dzięki olbrzymim, zakrojonym na szeroką skalę wysiłkom oraz poświęceniu lekarzy i pielęgniarek. Niektórzy z nich zginęli, pracując na terenach objętych wojnami, działaniami partyzantów i różnego rodzaju grup zbrojnych. Pod koniec ubiegłego roku informowaliśmy, że udało się eradykować poliwirusa typu 3 (PV3). Kilka lat wcześniej eradykowano PV2, zatem na Ziemi pozostał jeszcze szczep PV1. Teraz udało się go usunąć z Afryki. Jego ogniska pozostały jeszcze w Pakistanie i Afganistanie. Walka z polio jest trudniejsza, niż się wydawało. W 2011 roku dołączył do niej Bill Gates, który zaoferował wtedy 100 milionów dolarów. Wówczas WHO przewidywała, że chorobę uda się wyeliminować do 2012 roku. Jak widzimy, nie udało się to do dzisiaj. Przypadki zarażenia dzikim szczepem polio mają obecnie miejsce wyłącznie w Azji. W Afryce występuje inny problem – zarażenia wirusem pochodzącym z doustnej szczepionki. Dochodzi do nich w najuboższych regionach, gdzie wiele osób nie zostało zaszczepionych. Doustna szczepionka zawiera atenuowanego (osłabionego) poliowirusa. Może się on czasem przenosić między ludźmi. Ostatnimi czasy liczba takich przypadków rośnie. W 2018 roku w całej Afryce polio pochodzącym ze szczepionki zaraziło się 68 osób. W roku 2019 było to już 320 osób. Specjaliści obawiają się, że jeszcze więcej przypadków może mieć miejsce w bieżącym roku, gdyż z powodu epidemii koronawirusa ograniczono lub zatrzymano wiele lokalnych programów szczepień. Przypadki zachorowań na polio spowodowane szczepionką dotyczą dzieci, które nie były szczepione. Problem w tym, że do wielu miejsc w Afryce trudno jest dotrzeć. Tak jest np. w Nigerii, gdzie część kraju jest opanowana przez islamistów z Boko Haram. Przed kilku laty było jeszcze trudniej, gdyż wojsko nie dopuszczało organizacji humanitarnych do tych regionów. Sytuacja uległa zmianie, gdy prezydent wydał wojskowym polecenie współpracy z zespołami prowadzącymi szczepienia. Do pomocy wykorzystano systemy satelitarne i analizy danych, by zidentyfikować miejsca, w które należy dotrzeć ze szczepionkami. Przyjęto strategię „uderz i uciekaj”. Gdy wojsko poinformuje, że jakiś obszar jest bezpieczny, zjawiają się zespoły lekarzy i pielęgniarek, które w ciągu 48 godzin starają się na tym terenie zaszczepić jak najwięcej dzieci. W ten sposób w 2016 roku udało się zaszczepić 800 000 małych Nigeryjczyków. Inne zespoły działają na obrzeżach terenów zajętych przez Boko Haram. Dzieci są szczepione, gdy zjawiają się ze swoimi rodzicami na targu. Później wracają do swojego miejsca zamieszkania na terenach zajętych przez islamistów. Mogą też w ten sposób pomóc dzieciom, które nie zostały zaszczepione. Gdy bowiem wirus obecny w szczepionce wydostanie się z ich układu pokarmowego i trafi na inne dziecko, również ono może zyskać odporność na polio. Zdarza się jednak, że taki wirus ze szczepionki zdąży w międzyczasie zmutować. Wówczas niezaszczepione dziecko, które się z nim zetknęło, może zachorować na polio. Stąd właśnie biorą się pochodzące od szczepionek zachorowania. Wysiłki na rzecz całkowitej eliminacji polio prowadzone są przez Global Polio Eradication Initiative (GPEI). Jej główni członkowie to WHO (odpowiedzialne za planowanie, doradztwo techniczne, monitoring i certyfikowanie eradykacji), Rotary International (zbieranie funduszy, działania edukacyjne, rekrutowanie ochotników), CDC (zapewnianie WHO i UNICEF-owi pomocy naukowców i ekspertów), UNICEF (dystrybucja szczepionek, pomoc krajom w edukacji), The Gates Foundation (dostarcza znacznej części funduszy). Jeszcze kilka miesięcy temu organizacja zakłada, że polio zostanie całkowicie eradykowane do roku 2023. Jeśli ten cel ma zostać osiągnięty, to do ostatnich zachorowań na polio powinno dojść w bieżącym roku. Później muszą minąć trzy lata bez zachorowań, by można było uznać, że choroba została eradykowana. Obecnie, jak wspomnieliśmy, dzikie szczepy polio występują w 2 krajach, Pakistanie i Afganistanie. Liczba przypadków zachorowań znacznie się zmienia. Na przykład w 2015 roku w Pakistanie zachorowały 54 osoby, w Afganistanie zaś 20. W roku 2017 zanotowano 8 zachorowań w Pakistanie i 14 w Afganistanie. A w roku 2019 w Pakistanie zachorowało 147 osób, w Afganistanie zaś 29. W bieżącym roku widać, że sytuacja ulega pogorszeniu. Pomiędzy 1 stycznia a 18 sierpnia w Pakistanie zanotowano 65 zachorowań (w roku ubiegłym w analogicznym okresie były 53 zachorowania), w Afganistanie liczba chorych sięgnęła do 18 sierpnia 37 osób (13 w roku ubiegłym). Pewnym pocieszeniem może być fakt, że od miesiąca nie zanotowano żadnego nowego przypadku zachorowań. Wiele wskazuje więc na to, że w ciągu najbliższych lat poinformujemy o eradykacji polio. Dotychczas jedynymi chorobami, które udało się eradykować są ospa prawdziwa oraz atakujący przeżuwacze księgosusz. « powrót do artykułu
- 1 odpowiedź
-
- zachorowania
- szczepionki
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Badania przeprowadzone w USA sugerują, że koronawirus SARS-CoV-2 może przez wiele tygodni krążyć niewykryty w populacji. Badania genetyczne dwóch wirusów, które wykryto u chorych w odstępie kilku tygodni wskazują, że jeden z nich pochodzi od drugiego. Jako że brak danych, by osoby te miały ze sobą kontakt, może to oznaczać, że wiele osób jest zainfekowanych i o tym nie wiedzą. Jeden ze zsekwencjonowanych wirusów to pierwszy amerykański przypadek koronawirusa. Został on wykryty 20 stycznia w stanie Waszyngton. Drugi wirus pochodzi od pacjenta z tego samego stanu, u którego COVID-19 potwierdzono w ubiegły piątek. Oba przypadki zdiagnozowano w odstępie około 6 tygodni. Obie osoby żyją w tym samych hrabstwie, ale nic nie wskazuje na to, by miały ze sobą kontakt. Ponadto do drugiego zachorowania doszło na długo po tym, jak pierwszy z pacjentów powinien przestać zarażać. Jednak analiza genetyczna wykazała, że wirusy u obu chorych są blisko spokrewnione. Profesor Trevor Bedford z University of Washington, który brał udział w porównaniu sekwencji genetycznych obu wirusów mówi, że może to oznaczać, iż w samym stanie Waszyngton jest wielu niezdiagnozowanych nosicieli SARS-CoV-2. Profesor Bedford mówi, że jest co prawda możliwe, że mamy tu do czynienia z dwoma zakażeniami, wprowadzonymi niezależnie na teren kraju. Jednak taki scenariusz jest mało prawdopodobny. Oba wirusy mają bowiem pewną, jak się wydaje, rzadką zmianę genetyczną, która występuje tylko w 2 na 59 przebadanych próbek z Chin. Myślę, że Bedford ma rację. Jest niezwykle mało prawdopodobne, by dwa tak blisko spokrewnione wirusy przybyły niezależnie od siebie do USA i to do tego samego obszaru geograficznego, mówi profesor Andrew Rambaut z University of Edinburgh. Dotychczas w USA potwierdzono 105 przypadków infekcji koronawirusem. W stanie Waszyngton znaleziono 14 takich przypadków, 5 osób zmarło, 1 została wyleczona, wiadomo więc o 8 wciąż zainfekowanych. Jeśli jednak wirus rzeczywiście krąży niewykryty od połowy stycznia, to w stanie tym może być zarażonych od 150 do 1500 osób, z czego najbardziej prawdopodobna liczba to 300–500 osób, mówi doktor Mike Famulare, główny badacz z Institute for Disease Modeling. Ci ludzie mogli być zainfekowani i choroba ustąpiła, są obecnie chorzy lub też są na wczesnym etapie infekcji, gdy nie ma jeszcze objawów. Jednak doktor Scott Lindquist, stanowy epidemiolog, uspokaja, że laboratorium profesora Bedforda miało bardzo ograniczoną ilość danych, więc może się okazać, że jedna ze wspomnianych osób rzeczywiście zaraziła się bezpośrednio od drugiej. Z drugiej jednak strony wiadomo, że stan dopiero od niedawna prowadzi testy na szerszą skalę, nie można więc wykluczyć, że wirus rzeczywiście krąży w nim od kilku tygodni. Pierwszy ze wspomnianych tutaj przypadków dotyczył mężczyzny po 30. roku życia, który był leczony w szpitalnej izolatce i wyszedł już do domu. Przypadek drugi to nastolatek, który zgłosił się do lekarza, gdyż miał objawy grypy. Testy wykazały infekcję koronawirusem, jednak choroba przebiegała na tyle łagodnie, że leczył się w domu. W pierwszym przypadku wirus miał 1 zmianę genetyczną w porównaniu z oryginalnym wirusem z Wuhan. Drugi przypadek, nastolatka, miał tę samą zmianę oraz trzy dodatkowe. Dotychczas naukowcy na całym świecie zsekwencjonowali ponad 125 próbek koronawirusa i udostępnili je do badań porównawczych. Testy w stanie Waszyngton dopiero tak naprawdę się zaczynają. Wspomniany tutaj 30-latek podróżował do Chin, po powrocie źle się poczuł i trafił do szpitala. Gdy przebywał w izolatce, a później wrócił do domu, pod kątem wirusa przetestowano w ciągu 5 tygodni ponad 20 osób i wszystkie dały negatywny wynik. Wszystko uległo zmianie przed kilkoma dniami, gdy testy rozpoczęto robić też w stanowym laboratorium. Szybko znaleziono kilka innych zainfekowanych osób. I to w stanie Waszyngton doszło do pierwszego w USA zgonu z powodu koronawirusa. « powrót do artykułu
-
- koronawirus
- SARS-CoV-2
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Niektórzy eksperci od chorób zakaźnych ostrzegają, że może nie udać się opanować epidemii koronawirusa 2019-nCoV. Jeśli tak się stanie, może on zacząć krążyć wśród ludzi podobnie jak inne wirusy wywołujące choroby układu oddechowego. Im więcej się o nim dowiadujemy, tym bardziej prawdopodobne jest, że nie uda się go kontrolować, mówi doktor Allison McGeer z Toronto, która w 2003 roku zaraziła się SARS, a później pomagała Arabii Saudyjskiej z walce z epidemią MERS. Mamy do czynienia z nowym wirusem i musimy dowiedzieć się, czy jest on w stanie rozprzestrzenić się po całym świecie, dodaje uczona. Na razie nie wiemy też, jaki wpływ miałoby rozprzestrzenienie się tego wirusa i jego pozostanie w środowisku, jednak można przypuszczać, że stanowiłby on poważny kłopot dla systemów opieki zdrowotnej na świecie. Pomimo ogromnych wysiłków podjętych przez Chiny i inne państwa potrzebujemy planu na wypadek, gdyby wyeliminowanie wirusa się nie udało, dodaje Neil Ferguson, specjalista ds. epidemiologii chorób zakaźnych z Imperial College London. Przeprowadził on modelowanie epidemii i poinformował, że z niektórych modeli wynika, iż liczba osób zakażonych może wynosić od 30 do 200 tysięcy. W chwili pisania tej informacji wiemy o ponad 6000 potwierdzonych przypadków zachorowań. Tymczasem Fundacja Billa i Melindy Gatesów ogłosiła, że przeznacza 10 milionów dolarów na walkę z nowym wirusem. Połowa z tej kwoty trafi do Chin, drugą zaś połowę otrzyma African Center for Disease Control, by pomóc krajom Afryki w przygotowaniach do pojawienia się w nich nowego koronawirusa. Na razie brak jest potwierdzonych przypadków zachorowań na Czarnym Lądzie. Koronawirus 2019-nCoV rozprzestrzenia się znacznie szybciej niż SARS. W przypadku tej drugiej choroby bardzo istotny był fakt, że nie dochodziło do zarażeń między ludźmi póki osoba chora nie wykazywała objawów. Jednak w wypadku najnowszego koronawirusa, i innych chorób jak np. odra czy grypa, ludzie zarażają mimo, że nie wykazują objawów choroby. Dlatego też metody walki, które zadziałały w przypadku SARS, takie jak izolacja i kwarantanna, mogą być nieskuteczne obecnie, gdyż zarażać mogą osoby, o których nie wiadomo, że są chore. Na szczęście obecny wirus jest znacznie mniej śmiercionośny. Obecnie odsetek zgonów wynosi około 2%, podczas gdy w przypadku SARS było to niemal 10%. SARS pojawił się w 29 krajach na świecie. Od czasu, gdy w lipcu 2003 WHO ogłosiło koniec epidemii SARS wirus ten zainfekował jedynie cztery osoby w Chinach, a ostatni przypadek takiego zakażenia miał miejsce w styczniu 2004 roku. Koronawirus z Wuhan jest obecny już w 18 krajach, a liczba potwierdzonych przypadków zachorowań gwałtownie rośnie. « powrót do artykułu
- 11 odpowiedzi
-
- koronawirus
- 2019-nCoV
-
(i 5 więcej)
Oznaczone tagami:
-
W 2018 roku w całej Europie liczba przypadków odry zwiększyła się ponadtrzykrotnie. Wzrost ten jest napędzany głównie przez zachorowania na Ukrainie. Jak informuje Światowa Organizacja Zdrowia w 2018 roku w Europie zanotowano niemal 83 000 przypadków zachorowań na odrę. W 2017 było ich 25 500. Na Ukrainie liczba chorych przekroczyła 54 000, z czego 16 osób zmarło. To bardzo dużo jak na chorobę, które bardzo łatwo zapobiec za pomocą szczepień. Obecna epidemia jest największą od czasu pojawienia się szczepionki, mówi Natalia Winnik z Dziecięcego Szpitala Klinicznego w Kijowie. Ministerstwo Zdrowia Ukrainy obawia się, że bieżący rok będzie jeszcze gorszy, gdyż pomiędzy 28 grudnia a 1 lutego zachorowało ponad 15 000 osób, a zmarło 7. Odra to choroba przenoszona drogą kropelkową. Zwykle jest uleczalna, ale czasami może powodować śmiertelne komplikacje. Szczepi się przeciwko niej dzieci, a zdaniem WHO do powstrzymania choroby konieczne jest wyszczepienie 95% dzieci. O ile na Ukrainie główną przyczyną braku szczepień i epidemii jest wojna i wieloletnia korupcja oraz zaniedbania, to na Zachodzie główną rolę odgrywają rosnące na popularności ruchy antyszczepionkowe. W Grecji doszło do dwukrotnego wzrostu zachorowań, we Francji liczba chorych w porównaniu z rokiem 2017 zwiększyła się niemal 6-krotnie. W USA zanotowano 32 przypadki zachorowań. W samym bieżącym roku w Waszyngtonie zanotowano 53 przypadki zachorowań. Niemal wszyscy chorzy to niezaszczepione dzieci. W bieżącym roku do 11 lutego w USA zachorowało już ponad 100 osób. Na od pewnego czasu dużą rolę odgrywa też spadek zaufania do szczepionek. W 2008 roku pewien 17-latek zmarł dzień po otrzymaniu szczepionki przeciwko odrze. Co prawda jego śmierć nie miała związku ze szczepieniem, ale sprawa stała się bardzo głośna, a rodzice zaczęli bać się szczepić dzieci. O ile jeszcze w 2007 roku na Ukrainie zaszczepiono 97% dzieci w wieku 12 miesięcy, to w 2010 roku odsetek ten spadł do 56%. Sytuacja zaczęła się poprawiać i w roku 2013 odsetek zaszczepionych wzrósł do 79%. Jednak w 2014 roku obalono prezydenta Janukowycza, a później Rosja zaatakowała Ukrainę. Rząd w Kijowie zamówił kolejne szczepionki dopiero pod koniec 2015 roku. Z tego powodu w 2016 roku na Ukrainie zaszczepiono tylko 42% niemowląt, a odsetek wyszczepień 6-latków, którzy powinni otrzymać drugą dawkę szczepionki, wynosi jedynie 31% i jest jednym z najniższych na świecie. Przy tak niskim poziomie wyszczepień wybuch epidemii był tylko kwestią czasu. Ukraina zmaga się też z innymi problemami. Na przykład w górskim regionie zachodniej Ukrainy na odrę zachorowało 90 dzieci. Śledztwo wykazało, że wszystkie zostały zaszczepione, jednak szczepionkę podano im w klinice, która doświadczała częstych wyłączeń prądu. Tymczasem szczepionka działa o ile jest przechowywana w temperaturze poniżej 8 stopni Celsjusza. Jeszcze inny problem to nieskuteczne szczepionki. Okazało się, że ponad 20 000 dorosłych, którzy zachorowali w 2018 roku to osoby, które były przed wielu laty szczepione rosyjską szczepionką. Przestano ją produkować w 2001 roku. Śledczy próbują ustalić, czy w niektórych latach szczepionka nie miała jakiejś wady powodującej, że była nieskuteczna. Obecnie na Ukrainie trwa duża akcja, w ramach której UNICEF dostarczył mobilnych punktów szczepień. W 2017 roku udało się zaszczepić 93% niemowląt i 91% dzieci w wieku 6 lat. Jednak wciąż wiele osób na Ukrainie nie było szczepionych, epidemia jest więc poza kontrolą. Liczba przypadków odry zwiększa się na całym świecie. Główną przyczyną jest brak odpowiedniego poziomu wyszczepień. Wiele osób w wielu krajach podejrzliwie patrzy na szczepionki, a gdy mamy duże obszary, gdzie mieszkają niezaszczepieni ludzie może prowadzić to do wybuchu epidemii, mówi ekspert ds. odry w WHO Katrina Kretsinger. « powrót do artykułu
-
W Europie zadomowił się groźny tropikalny pasożyt
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Zdrowie i uroda
Schistosomatoza to najpowszechniejsza, po malarii, choroba pasożytnicza na świecie. W zależności od pasożyta, którym człowiek został zarażony, mogą wystąpić różne objawy od gorączki, bólu brzucha i biegunki, po zapalenie rdzenia kręgowego, krwawe wymioty, zapalenie nerek, nadciśnienie płucne czy śmierć. Na chorobę tę cierpi około 230 milionów ludzi na świecie, a do niedawna ograniczała się ona do tropikalnych obszarów Afryki, Azji i Ameryki Południowej. W 2014 roku parazytolog Jerome Boissier został w ciągu jednego tygodnia poinformowany o dwóch przypadkach rodzin z Francji i Niemiec, u których pojawiła się schistosomatoza. Rodziny te nigdy nie opuszczały Europy. Przeprowadzone przez naukowców śledztwo wskazało źródło miejsce zakażenia. Okazała się nim rzeka Cavu na Korsyce, w której zarażeni pływali w czasie wakacji. Badania wykazały, że żyjący w niej ślimak służy jako żywiciel pośredni w cyklu rozwojowym przywry z rodzaju Schistosoma. Dotychczas zachorowało co najmniej 120 osób i schistosomatoza pojawiła się na całej Korsyce. Boissier wykazał, że w Europie infekcje są powodowane nie przez dotychczas znane gatunki przywry, ale przez hybrydę dwóch gatunków. Teraz okazało się, że jest ona groźniejsza niż inne gatunki: łatwiej infekuje zarówno ślimaki, jak i ssaki. Podobne przypadki hybrydowych pasożytów odkrywano już wcześniej, stąd wiadomo, że mogą one prowadzić do zarażania nowych gatunków ssaków, przez co wywołane przez nie epidemie są trudniejsze w kontrolowaniu. Gdy zarażony schistosomatozą ssak odda kał lub mocz do słodkiej wody dochodzi do uwolnienia się miracidium (dziwadełko), które pływa poszukując ślimaka odpowiedniego gatunku. Po jego zainfekowaniu dziwadełko dojrzewa i rozmnaża się bezpłciowo. Niewielkie larwy opuszczają następnie ślimaka w poszukiwaniu ssaka. Gdy go napotkają, wwiercają się w skórę i przedostają do naczyń krwionośnych. Tam przekształca się w schistosomulę, przedostaje się do płuc, serca i w końcu do wątroby, w której osiąga dojrzałość płciową. Schistosoma haematobium, powszechniejszy z dwóch gatunków przywry zarażających człowieka, trafił zapewne do Europy wraz z zarażonym człowiekiem, który oddał mocz do rzeki Cavu. W rzece tej żyje ślimak Bulinus truncatus, jeden z niewielu gatunków Bulinus będących żywicielem pośrednim pasożyta. Pojawienie się schistosomatozy w Europie pokazuje, że w odpowiednich warunkach – a w miarę postępów globalnego ocieplenia dobre warunki dla chorób tropikalnych pojawiają się na kolejnych obszarach globu – choroba może rozpowszechnić się tam, gdzie dotychczas nie występowała. Z badań Boissiera wynika, że w Europie pojawiła się znana wcześniej z Senegalu hybryda S. haematobium i S. bovis. Ten drugi gatunek zaraża bydło. Sam S. haematobium nie byłby problemem, gdyż jak wykazał Boissier, nie zaraża on korsykańskich ślimaków. Co innego hybryda. Ona nie tylko łatwo zaraża ślimaki z Korsyki, ale również ten sam gatunek ślimaka z Hiszpanii i spokrewnionego z nim ślimaka z Portugalii. Badania na chomikach, które służyły jako ludzkie modele schistosomatozy, wykazały, że są one zarażane łatwiej niż zwykle i ciężej przechodzą chorobę. Hybrydy wykrywano już w przypadkach innych chorób pasożytniczych. Na razie nie wiadomo, jaką rolę odgrywają one w parazytologii, jednak ich obecność martwi specjalistów. Hybrydy mogą bowiem z większym prawdopodobieństwem zarażać wiele różnych gatunków, mają większe możliwości adaptacyjne i łatwiej mogą wywoływać epidemie u ludzi. Wydaje się, że schistosomatoza na dobre zadomowiła się na Korsyce. Co prawda w 2017 roku nie wykryto żadnych nowych zarażeń u ludzi, to pasożyty pojawiły się też w rzece Solenzara. Obecnie nie wiadomo, czy na zimę pozostają w ślimakach, czy też chronią się w gryzoniach lub innych ssakach. « powrót do artykułu- 3 odpowiedzi
-
- schistosomatoza
- przywra
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami: