Znajdź zawartość
Wyświetlanie wyników dla tagów ' kangur' .
Znaleziono 4 wyniki
-
Australijski Dingo Fence to najdłuższy płot na świecie. Budowany od drugiej połowy XIX wieku i ukończony w latach 50. XX wieku ma długość ponad 5600 kilometrów, a jego zadaniem jest ochrona owiec wypasanych na południowo-wschodnich obszarach Australii przed psami dingo. Olbrzymi płot rozciąga się od południowo-wschodniego Queensland po południowo-zachodnią Australię Południową i stał się niezamierzonym eksperymentem pokazującym, jak wykluczenie drapieżnika wpływa na ekosystem. Płot prowadzi do pofragmentowania habitatów, wpływa na wzorce rozprzestrzeniania się gatunków, zakłóca procesy zachodzące w ekosystemie. Wiele badań prowadzonych w ostatniej dekadzie pokazało, że płot wpływa na równowagę w przyrodzie, prowadzi do zmniejszania się liczebności jednych gatunków, a wzrostu liczebności innych, w wyniku czego zachodzą m.in. zmiany w szacie roślinnej, obiegu substancji odżywczych w glebie czy samej morfologii krajobrazu. Na chronionym obszarze rozrosła się populacja kangurów i królików, które konkurują z owcami o trawę. Ponadto utrzymanie płotu kosztuje rocznie ponad 10 milionów dolarów australijskich. Te i inne zjawiska powodują, że coraz częściej pojawiają się głosy o konieczności likwidacji bariery. Autorzy najnowszych badań zauważają, że płot istnieje od ponad 100 lat, mógł więc znacząco wpłynąć na rozwój biologiczny gatunków, na które polują psy dingo.Jest to temat bardzo słabo poznany, dlatego też australijscy naukowcy postanowili zbadać tę kwestię. Przyjrzeli się więc populacjom ulubionej ofiary dingo – kangura rudego – po obu stronach płotu. Naukowcy spodziewali się, że kangury na północ od płotu, narażone na ataki dingo, będą różniły się od tych z południa. Szczególnie samice i młode, które częściej niż dorosłe samce padają ofiarą dingo. Rzeczywiście uczeni zauważyli różnice. Okazało się, że młode kangury na południu, do wieku około 4 lat, rozwijają się wolniej niż młode z północy. Te z południa były mniejsze i lżejsze, niż ich pobratymcy narażeni na ataki dingo. Naukowcy zaczęli się więc zastanawiać, czy brak dingo nie spowodował spowolnienia rozwoju kangurów. Postanowili jednak sprawdzić, czy przyczyną takiego stanu rzeczy nie jest mniejszy dostęp do żywności na południu. Okazało się jednak, że jest wręcz przeciwnie. To kangury z północy, na które dingo mogą polować, miały prawdopodobnie mniejszy dostęp do pożywienia. To zaś silna sugestia wskazująca, że różne tempo rozwoju przedstawicieli tego samego gatunku było spowodowane obecnością lub nieobecnością drapieżnika, a nie dostępem do żywności. Co więcej, badań dokonano na obszarze, na którym płot aż do roku 1975 był w fatalnym stanie i najprawdopodobniej do tego czasu dingo i kangury mogły swobodnie go przekraczać. A skoro tak, to zaobserwowane zmiany zaszły w ciągu zaledwie 17 pokoleń kangurów. To oznaczałoby błyskawiczną ewolucyjną adaptację do nowych warunków. Być może zmiany zaszły tak szybko przez mniejsze wydzielanie hormonów stresu u kangurów, żyjących na obszarach chronionych przed dingo. Wiemy, że hormony stresu wpływają na stan zdrowia ssaków, tutaj zaś mogły wpłynąć na tempo wzrostu zwierząt. Uczeni zaobserwowali jeszcze jedno zjawisko. Po przekroczeniu 4. roku życia, kangury z południa, które były dotychczas mniejsze i lżejsze, doganiały pod względem rozmiarów i masy kangury z północy. To zaś oznacza, że musiały w tym czasie zainwestować więcej zasobów w zmianę rozmiarów ciała. Zjawisko takie może mieć dwie, przeciwne konsekwencje. Ten szybszy rozwój rozmiarów i masy może powodować, że mniej energii jest przeznaczanych na rozwój innych ważnych funkcji, jak układ odpornościowy lub rozrodczy. Być może kangury te gromadzą mniejsze zapasy tłuszczu. Z drugiej jednak strony, wolniejszy przyrost masy ciała przez pierwsze 4 lata życia może powodować, że kangury na południu są zdrowsze lub bardziej płodne. Autorzy badań mówią, że zaobserwowane zjawiska i postawione hipotezy wymagają dalszych badań. Nie dotyczy to zresztą kangurów, bo warto przyjrzeć się, jak płot wpłynął na ewolucję innych zwierząt. Jeśli zaś zostanie usunięty, warto będzie sprawdzić, jaki będzie to miało wpływ na południowe populacje zwierząt, które nagle zetkną się z dingo. Zbadanie tych kwestii pomoże nam w zrozumieniu, w jaki sposób zwierzęta radzą sobie z szybkimi zmianami w środowisku. « powrót do artykułu
-
- Dingo Fence
- Australia
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Dwumetrowej długości przedstawienie kangura to najstarszy w Australii nietknięty rysunek naskalny. Zabytek znaleziono w Australii Zachodniej w regionie Kimberley. Jest on znany jest z rysunków tworzonych przez kolejne generacje zamieszkujących go ludzi, gdzie starsze rysunki są przykryte młodszymi. Najstarszy nietknięty rysunek udało się dokładnie datować dzięki... osom. Datowanie radiowęglowe, wykorzystane przez naukowców z Uniwersytetów w Melbourne oraz Zachodniej Australii wykaząło, że kangur powstał pomiędzy 17 500 a 17 100 lat temu. W północnej Australii żyją gatunki os, które budują gniazda z mułu. Zwykle gniazda te powstają w jaskiniach. Niektóre z nich są używane przez osy przez dziesiątki tysięcy lat, dzięki czemu mamy tam do czynienia z kolejnymi warstwami gniazd. Niektóre z nich pokrywają i niszczą sztukę naskalną. Jednak dają one również niepowtarzalną okazję do jej datowania, gdyż gniazda zawierają materiał organiczny. W niezwykle rzadkich przypadkach zdarza się, że gniazda istnieją pod i nad rysunkiem, dzięki czemu można określić jego minimalny i maksymalny wiek. Datowanie rysunku kangura pozwoliło na lepsze określenie ram czasowych rozwoju sztuki w Australii. Naukowcy z Melbourne już podczas ubiegłorocznych badań dowiedli, że styl Gwion, w którym widzimy dekorowane ludzkie figury, często z ozdobami głowy i trzymające bumerangi, rozkwitł 1000 do 5000 lat po stylu Naturalistycznym. Teraz wiemy zaś, że styl Naturalistyczny był stosowany już w czasie ostatniej epoki lodowej. Poziom oceanu był o około 106 metrów niższy a jaskinia znajdowała się około 300 kilometrów dalej od wybrzeża niż obecnie. W jaskiniowej sztuce widzimy kangury, ryby, ptaki i rośliny. W miarę ocieplania się klimatu pojawiły się monsuny i więcej opadów, wzrósł poziom oceanu. Do okresu Gwion poziom oceanów zwiększył się o około 50 metrów. Bez wątpienia wywołało to zarówno długotrwałe migracje, jak i zmieniło stosunku społeczne. W tym czasie sztuka jaskiniowa ulega poważnym zmianom. Z takiej, w której przedstawiano duże zwierzęta i mało ludzi. Noszą oni stroje, które są uderzająco podobne do tych, jakie znamy ze zdjęć wykonywanych Aborygenom na początku XX wieku. Naukowcy przypuszczają, że najstarsze rysunki w stylu Gwion mogą liczyć sobie nawet 16 000 lat, nie można więc wykluczyć, że początki Gwion nakładają się na styl Naturalistyczny. Doktor Svan Ouzman z Uniwersytetu Zachodniej Australiii mówi, że to nie koniec badań. Rysunek kangura jest bardzo podobny do rysunków z jaskiń wysp Azji Południowo-Wschodniej, które liczą sobie ponad 40 000 lat. To sugeruje istnienie związku kulturowego pomiędzy ludźmi, którzy je tworzyli i daje nadzieję, że znajdziemy w Australii jeszcze starsze rysunki. W kolejnym etapie badań naukowcy chcą wykorzystać datowanie gniazd os do stworzenia osi czasu rozwoju australijskiej sztuki naskalnej i stwierdzić, kiedy rozpoczynały się i kończyły poszczególne okresy stylistyczne « powrót do artykułu
-
Lilka to kangurzątko po ciężkich przejściach. Przez tężec matka osierociła Lilkę, gdy ta była oseskiem niewychodzącym jeszcze z torby. Mała kangurzyca rdzawoszyja szybko straciła wzrok przez silną zaćmę. Zdarza się to u kangurów, nie do końca wiadomo dlaczego. W tym przypadku najbardziej prawdopodobna przyczyna to nadwrażliwość na laktozę zawartą w preparatach mlekozastepczych. Lilka nie mogła żyć na wybiegu z innymi kangurami i ostatecznie trafiła do lek. wet. Grzegorza Dziwaka. By zwiększyć jej szanse na normalne życie, weterynarze zdecydowali się na operację okulistyczną. O operacji zaćmy u kangurow wiemy tyle co nic. Ryzyko jest ogromne, ale nie mamy nic do stracenia. Operacją zajął się zespół lek. wet. Natalii Kucharczyk z Centrum Okulistyki Weterynaryjnej EyeVet we Wrocławiu. Odbyła się ona 2 września. Po usunięciu zmienionych mas soczewki okazało się, że ciało szkliste również jest zupełnie mętne i je także trzeba usunąć. Niestety, uniemożliwiło to wszczepienie sztucznych soczewek. Pozostała jednak szansa na widzenie bez akomodacji (siatkówka nie była odklejona). Po operacji trzeba było 6 razy dziennie zakrapiać 3 rodzaje kropli (oznaczało to łapanie Lilki 18 razy dziennie, co jak można sobie wyobrazić, nie było łatwym zadaniem). Ostatnia kontrola po 3 tygodniach wykazała, że [...] w oczach wszystko się wygoiło. Jestem przeszczęśliwa, że mamy te kontrole za sobą i że mimo tego, że cały świat, wszystkie publikacje były przeciwko nam, to jednak byliśmy w tym małym procencie, któremu udało się przywrócić widzenie [był to zabieg, w przypadku którego szanse na sukces nie przekraczały 5%]. Cieszy się także dr Dziwak, który mówi, że Lili może wreszcie normalnie funkcjonować na wybiegu. Jest już połączona z pozostałymi kangurami, kurami, owcami, z emu. Porusza się swobodnie po kilkunastoarowym wybiegu, wraca do swojego domku, kiedy ma ochotę. Doktor Dziwak jest specjalistą zwierząt nieudomowionych. Współpracuje z licznymi fundacjami i stowarzyszeniami pomagającymi zwierzętom domowym i dzikim; jest np. jest laureatem II edycji Wrocławskiego Serca dla Zwierząt i przyjacielem Ekostraży. Dzieli dom z wieloma zwierzętami, w tym z psami, fretkami, skunksem, wydrą czy żółwiem (długa lista wciąż się wydłuża). Doktor Natalia Kucharczyk jest weterynarzem okulistą. Jakiś czas temu zoperowała zaćmę u dzikiego puchacza. Był to pierwszy taki zabieg w Polsce i czwarty na świecie. « powrót do artykułu
-
- Lila
- operacja zaćmy
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Brak ludzi zagraża rodzimym gatunkom Australii
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Nauki przyrodnicze
W Australii dochodzi do najszybszego na świecie wymierania ssaków. Tym razem jednak przyczyną tego procesu może być... brak ingerencji człowieka w przyrodę. Moje badania były motywowane tajemniczym zjawiskiem, jakie od 50 lat ma miejsce w Australii. Wzorzec znikania małych ssaków nie odpowiada wzorcowi, jaki zwykle widzimy, gdy ludzie wpływają na środowisko i zwierzęta giną, mówi profesor Rebecca Bliege Bird, antropolog z Pennsylvania State University. Profesor Bird i jej zespół pracowali na Wielkiej i Małej Pustyni Piaszczystej, zamieszkanej przez lud Martu. W połowie ubiegłego wieku Martu zostali wysiedleni, gdyż na ich ziemiach utworzono poligon rakietowy. W czasach, gdy Martu byli nieobecni na swoich ziemiach, wyginęło wiele rodzimych gatunków. W latach 80. ubiegłego wieku Martu zaczęli powracać na swoje tereny i prowadzić tradycyjny sposób życia, polegający na łowiectwie i zbieractwie. Obecnie istnieje tam hybrydowa ekonomia, z wieloma Martu żyjącymi tak, jak ich przodkowie, co oznacza też, że regularnie wypalają ziemię. Od czasu, gdy do Australii przybyli Europejczycy, na kontynencie wyginęło 28 endemicznych gatunków ssaków. Dochodzi też do lokalnych wyginięć. Zanim Martu zostali usunięci ze swojej ziemi żyło na niej wiele kanguroszczurów Bettongia lesueur oraz filanderków pręgowanych. Po wypędzeniu Martu zwierzęta te lokalnie wyginęły. Przed latami 50., w okresie zanim nawiązano z nimi kontakt, Martu mieli bardziej różnorodną dietę niż jakiekolwiek zwierzę w tym regionie. Gdy powrócili po przesiedleniu nadal mieli zróżnicowaną dietę, ale zniknęło w niej wiele roślin i zwierząt, mówi Bird. Uczona odkryła też, że przed pojawieniem się Europejczyków pies dingo stanowił część życia Martu. Ludzie, wypalając roślinność, utworzyli zróżnicowany krajobraz, który był ważny dla przetrwania dingo. Kiedy ludzi zabrakło dingo zaczęły mieć problemy i nie były w stanie kontrolować populacji mniejszych inwazyjnych drapieżników, takich jak koty i lisy, które zagroziły istnieniu małych rodzimych ssaków. Profesor Bird i jej zespół przyjrzeli się sieciom żywieniowym, interakcjom opisującym kto kim się posila, z okresu przed i po przesiedleniu Martu. Porównanie wykazało, że gdy ludzie zniknęli, gatunki inwazyjne mogły się łatwiej rozprzestrzenią, przez co zagroziły gatunkom rodzimym, a niektóre doprowadziły do zagłady. To najprawdopodobniej najpoważniejszy negatywny skutek braku tradycyjnego wypalania roślinności. Rodzime ludy Australii żyjące na pustyniach często wypalają duże połacie terenu, by ułatwić sobie polowania. Tam, gdzie polują Martu krajobraz poprzecinany jest obszarami roślinności na różnym etapie wegetacji i odrastania. Takie łaty roślinności służą też jako bufory nie pozwalające na zbytnie rozprzestrzenienie się ognia. Obszary trawiaste, na których Martu rzadko polują, mają tendencje do ulegania wielkim pożarom. Gdy w okolicy żyją Martu, wypalają oni trawy, co z jednej strony zapobiega olbrzymim pożarom, a z drugiej zwiększa populacje rodzimych zwierząt takich jak psy dingo, kangury czy jaszczurki. Populacje rozwijają się, pomimo śmiertelności związanej z działalnością Martu. Brak ludzi to poważna wyrwa w całej sieci. Gatunki inwazyjne mają wówczas ułatwione zadanie i łatwiej im też doprowadzić do wyginięcia rodzimej populacji, tłumaczy Bird. « powrót do artykułu