Znajdź zawartość
Wyświetlanie wyników dla tagów ' Starlink' .
Znaleziono 7 wyników
-
Naukowcy czekają na uruchomienie Vera C. Rubin Observatory, obserwatorium astronomicznego, którego budowa dobiega końca w Chile. Na jego potrzeby powstał najpotężniejszy aparat fotograficzny na świecie. Obserwatorium ma co trzy tygodnie wykonywać fotografie całego nieboskłonu. Jego główny program badawczy – Legacy Survey of Space and Time – zakłada utworzenie mapy Drogi Mlecznej, dokonanie spisu obiektów w Układzie Słonecznym czy zbadanie niewyjaśnionych sygnałów dobiegających z głębi wszechświata. Jednak obserwatorium może nigdy nie spełnić pokładanych w nim nadziei. Niedawno opublikowane raporty przygotowane przez zespół obserwatorium, a także amerykańskie Government Accountability Office – odpowiednik polskiej NIK – rysują przyszłość astronomii w ciemnych barwach. Konstelacje sztucznych satelitów, których panele słoneczne i anteny odbijają światło, mogą praktycznie uniemożliwić naziemne badania astronomiczne w świetle widzialnym. Niemożliwe mogą stać się badania kolizji czarnych dziur czy obserwacje asteroid bliskich Ziemi. Specjaliści ostrzegają, że mamy ostatnią możliwość, by temu zapobiec. Obecnie na orbicie okołoziemskiej znajduje się ponad 5400 satelitów. Większość z nich, umieszczona na niskich orbitach, okrąża Ziemię w ciągu około 1,5 godziny. Od czasu, gdy w 2019 roku firma SpaceX wystrzeliła swoją pierwszą grupę pojazdów i rozpoczęła budowę konstelacji Starlink, liczba sztucznych satelitów szybko rośnie, a będzie rosła jeszcze szybciej, gdyż dołączają kolejne przedsiębiorstwa. Z danych amerykańskiej Federalnej Komisji Komunikacji oraz Międzynarodowej Unii Telekomunikacji wynika, że tylko do tych dwóch organizacji wpłynęły wnioski o zezwolenie na wystrzelenie w najbliższych latach 431 713 satelitów, które będą tworzyły 16 konstelacji. Jeśli nad naszymi głowami będzie krążyło 400 000 satelitów, to będą one widoczne na każdym zdjęciu wykonanym w ramach badań astronomicznych. I nawet jeśli udałoby się automatycznie usunąć je z fotografii, to przy okazji utracona zostanie olbrzymia liczba informacji. Wyeliminowanie takich satelitów z obrazów będzie jednak bardzo trudne, między innymi dlatego, że będą się one poruszały w różny sposób i w różny sposób wyglądały w zależności od stosowanych filtrów kolorów. Eksperci, którzy pracują nad systemem wysyłającym automatyczne alerty do społeczności astronomów, gdyby Vera C. Rubin Observatory odkryło coś nowego – np. supernową – na nieboskłonie, obliczają, że konstelacje satelitów mogą doprowadzić do pojawienia się... 10 milionów fałszywych alertów na dobę. To pokazuje, jak ważne jest usuwania satelitów ze zdjęć. Nie wiadomo jednak, czy uda się uniknąć wszystkich takich fałszywych alertów, jak wiele informacji zostanie przy okazji utraconych i ile interesujących obiektów pozostanie przez to niezauważonych. Konstelacje sztucznych satelitów mogą też znacznie utrudnić obserwację asteroid bliskich Ziemi. Dotychczas było wiadomo, że najlepszym momentem do ich wyszukiwania jest zmierzch. Jednak o zmierzchu panele słoneczne satelitów będą dobrze oświetlone, zaburzając możliwość obserwacji. Problem narasta. We wrześniu ubiegłego roku firma AST SpaceMobile wystrzeliła swojego prototypowego satelitę o nazwie BlueWalker3. Gdy dwa miesiące później rozwinął on anteny o powierzchni ponad 64 metrów kwadratowych, stał się jednym z najjaśniejszych obiektów na niebie. Jaśniejszym niż 99% gwiazd widocznych gołym okiem. A to dopiero początek. AST SpaceMobile chce w najbliższych latach wystrzelić 168 jeszcze większych satelitów. Obok pytania o wpływ konstelacji satelitów na badania naukowe rodzi się też pytanie o kwestie kulturowe czy filozoficzne. Czy kilka wielkich koncernów ma prawo kontrolować to, co ludzie widzą na nocnym niebie. Czy niebo, które przez wieki wpływało na literaturę, malarstwo, filozofię może zostać de facto sprywatyzowane przez kilka przedsiębiorstw liczących na kolosalne zyski. Istnieje bowiem poważne niebezpieczeństwo, że już za kilka lat, chcąc spojrzeć w rozgwieżdżone niebo, zobaczymy na nim więcej odbijających światło słoneczne sztucznych satelitów niż gwiazd. I nie będzie miało znaczenia, w którym miejscu Ziemi będziemy mieszkali. « powrót do artykułu
- 5 odpowiedzi
-
- astronomia
- konstelacja
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
W ramach Square Kilometre Array (SKA), wielkiego międzynarodowego przedsięwzięcia naukowego, powstaje olbrzymi radioteleskop, którego dwa regiony centralne będą znajdowały się w RPA i Australii. Kraje te wybrano dlatego, że anteny trzeba zbudować w słabo zaludnionych miejscach, by maksymalnie ograniczyć liczbę zakłóceń powodowanych przez człowieka. Wybrano miejsca, w których do których nie dociera nawet sygnał telefonii komórkowej. Jednak teraz miejscom tym zagraża Elon Musk i jego Starlink, które zanieczyszczą całe niebo sygnałami radiowymi. Firma Muska, SpaceX, wystrzeliła już setki niewielkich satelitów, które tworzą konstelację Starlink. W niedalekiej przyszłości satelitów ma być kilkanaście tysięcy. Celem Starlinka jest dostarczenie internetu w każdy zakątek globu i zarabianie pieniędzy dla Muska oraz SpaceX. Starlink już teraz zakłóca badania astronomiczne. Od momentu gdy powstał astronomowie korzystający z teleskopów optycznych skarżą się, że przelatujące satelity zaburzają obraz. Tego samego obawiają się radioastronomowie. Niebo będzie pełne tych rzeczy, mówi dyrektor generalny SKA Phil Diamond. Square Kilometre Array ma składać się z tysięcy antent, których łączna powierzchnia wyniesie 1 km2. Centralne regiony, z setkami anten, będą znajdowały się w RPA i Australii. Całość będzie pracowała jak jeden olbrzymi radioteleskop o niedostępnej dotychczas rozdzielczości. SQA będzie 50-krotnie bardziej czuły niż jakikolwiek inny instrument. Naukowcy mają nadzieję, że dzięki SKA zbiorą dane z okresu Wieków Ciemnych i Pierwszego Światła wszechświata. Zobaczą, jak zapalały się pierwsze gwiazdy i powstawały pierwsze galaktyki. To jest zresztą głównym powodem budowania SKA – chęć zbadania tego, co było między Wiekami Ciemnymi a Pierwszym Światłem. Ale nie tylko. Urządzenie będzie w stanie przeprowadzać testy ogólnej teorii względności, badać zachowanie czasoprzestrzeni w miejscach, gdzie jest ona ekstremalnie zagięta, pozwoli na zmapowanie miliarda galaktyk znajdujących się na krańcach obserwowalnego wszechświata, umożliwi poznanie formowania się i ewolucji galaktyk, dzięki niemu naukowcy będą mogli badać ciemną energię i ciemną materię czy testować podstawowe najważniejsze teorie kosmologiczne. SKA opublikowało właśnie analizę, z której wynika, że Spacelink i inne tego typu przedsięwzięcia będą powodowały interferencję na jednym z kanałów radiowych, przez co zakłócą poszukiwanie molekuł organicznych oraz molekuł wody w przestrzeni kosmicznej. SpaceX twierdzi, że pracuje nad rozwiązaniem tego problemu, jednak naukowcy chcą, by został on rozwiązany prawnie. United Nations Office for Outer Space Affairs (UNOOSA), które przyjrzało się analizie SKA, chce zapobiegać zanieczyszczaniu nieboskłonu przez satelity. Nie tylko ze względu na badania astronomiczne, ale także ze względów społecznych oraz ochrony środowiska naturalnego. Astronomowie mają też nadzieję, że podobne działania podejmie Międzynarodowa Unia Telekomunikacyjna (ITU). Spektrum radiowe to zasób zajmowany przez prywatne firmy, które zwykle nie mają szacunku dla nauki. Sądzę, że może to powstrzymać jedynie interwencja na szczeblu rządowym, mówi Michael Garrett, dyrektor w Jodrell Bank Centre for Astrophysics w Wielkiej Brytanii. Dotychczas SpaceX wystrzeliła ponad 700 satelitów Starlink. Ma zgodę na wystrzelenie w sumie 12 000 satelitów. Podobne plany mają też inne firmy, jak Amazon czy OneWeb. Dziesiątki tysięcy satelitów latających na niskiej orbicie nad naszymi głowami to poważny problem. Szczególnie dla astronomii optycznej i takich urządzeń, jak budowane właśnie Vera C. Rubin Observatory. Na razie astronomowie wspólnie ze SpaceX starają się w jakiś sposób zaradzić temu problemowi, jednak trudno powiedzieć czy i w jakim stopniu się to uda. Problemy będą się też pogarszały jeśli chodzi o radioastronomię. Konstelacja Starlink będzie korzystała z pasma radiowego w zakresie 10,7–12,7 GHz. To pasmo 5b, jedno z siedmiu używanych przez SKA. Z analiz wynika, że gdy Starlink będzie składał się z 6400 satelitów, SKA utraci w tym paśmie 70% czułości. Gdy zaś satelitów będzie 100 000 – jak obawiają się niektórzy – całe pasmo stanie się bezużyteczne dla radioastronomii. A to w tym paśmie można badać takie molekuły jak glicyna, jeden ze składników białek. Gdybyśmy wykryli ją w jakimś formującym się układzie planetarnym, byłoby to niezwykle interesujące. To właśnie nowy obszar badań, który zostanie otwarty przez SKA, mówi Diamond. W tym samym paśmie można też poszukiwać molekuł wody. Dotychczas problem zakłóceń rozwiązywano tworząc odpowiednie strefy ochronne wokół teleskopów. Nie mogły tam powstawać nadajniki, ograniczano działalność, która zaburzała prace naukowe. Jednak nadajniki radiowe latające nad głowami to zupełnie inny problem. Tony Beasley, dyrektor US National Radio Astronomy Observatory mówi, że problem był dyskutowany ze SpaceX. Rozważane są takie rozwiązania jak wyłączanie nadajników na satelitach, zmiana ich orbity czy skierowanie nadajników w inną stronę podczas przelotu nad obszarami, gdzie prowadzone są badania. Jednak wielu astronomów nie chce polegać wyłącznie na dobrej woli właścicieli satelitów. Dlatego też podczas spotkania UNOOSA zaproponowano, by na szczeblu międzynarodowym wprowadzić zakaz emitowania przez satelity sygnału radiowego podczas przelotu nad obszarami chronionym oraz by zobowiązać przedsiębiorstwa do wprowadzenia technologii zapobiegania przypadkowym zakłóceniom. « powrót do artykułu
- 5 odpowiedzi
-
- SKA
- radioastronomia
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Elon Musk i jego SpaceX rozpoczęli umieszczenie na niskiej orbicie okołoziemskiej dziesiątków tysięcy niewielkich satelitów. Podobne plany mają i inne firmy. Działania takie na zawsze zmienią nocne niebo nad naszą planetą. Astronomowie obawiają się, że poważnie zakłóci to prowadzenie obserwacji. NASA prosi internautów o pomoc w dokumentowaniu problemu. Tworzona właśnie przez SpaceX konstelacja Starlink ma do 2025 roku składać się z 12 000 satelitów, a ich zadaniem będzie zapewnienie dostępu do internetu z każdego miejsca na Ziemi. Tym samym liczba działających satelitów krążących wokół Ziemi wzrośnie z obecnych około 2000 do niemal 14 000. Jeśli w ślady Muska pójdą inne firmy, to wkrótce nad naszymi głowami może krążyć kilkadziesiąt tysięcy satelitów. Problem jest na tyle poważny, że Rosyjska Akademia Nauk już zapowiedziała, iż poruszy sprawę na forum ONZ. Tymczasem wydział edukacyjny NASA rozpoczął projekt, w ramach którego prosi o pomoc w dokumentowaniu satelitów latających nad naszymi głowami. To część długoterminowego projektu badawczego, w ramach którego NASA chce badać zmiany wyglądu nocnego nieba. Każdy właściciel stosunkowo nowoczesnego smartfona oraz statywu może dołączyć do projektu Satellite Streak Watcher. Ludzie będą fotografowali smugi pojawiające się na niebie w wyniku przelotu satelitów Starlinka, a z czasem powstanie z tego wielkie archiwum. Chcemy w ten sposób dokumentować degradację nocnego nieba przez satelity znajdujące się na niskiej orbicie, mówi astronom Sten Odenwald, dyrektora Citizen Science w NASA Space Science Education Consortium. Zanieczyszczenie światłem jest coraz bardziej poważnym problemem. Astronomowie od dawna skarżą się na coraz silniejsze światła lamp ulicznych, stadionów sportowych, budynków i innych obiektów. Całe to światło jest w coraz większym stopniu zakłóca obserwacje nocnego nieba. Szacuje się, że każdego roku o 2% rośnie zarówno zanieczyszczony obszar jak i jasność samego światła. Dotychczas jednak problem istniał na Ziemi. Wszystko zaczęło się zmieniać, gdy firma SpaceX zaczęła masowo wystrzeliwać swoje satelity. Zarówno profesjonaliści jak i amatorzy zajmujący się badaniami kosmosu czy fotografiami nieba, natychmiast zauważyli smugi przecinające nieboskłon. Problem nie jest całkowicie nowy, gdyż z Ziemi można obserwować wiele satelitów. Są one widoczne po zachodzie i przed wschodem Słońca, gdy światło odbija się od ich obudów i paneli słonecznych. Im niżej znajduje się satelita, tym bardziej jasny się wydaje. Jednak Starlink to zupełnie nowy, znacznie większy problem. Musk umieszcza olbrzymią liczbę satelitów, które latają na niskiej orbicie okołoziemskiej. I nie zamierza poprzestać na wspomnianych powyżej 12 000, które na orbitę trafią w ciągu pięciu lat. Cała konstelacja Starlink ma bowiem składać się z... 40 000 satelitów. SpaceX planuje, że przez cały bieżący rok będzie co 2 tygodnie wystrzeliwała 60 satelitów. Co prawda firma prowadzi eksperymenty z pokrywaniem satelitów materiałem, który będzie słabiej odbijał światło, jednak wątpliwe, by to coś zmieniło. Satelity muszą odbijać światło, by się chłodzić. Problem jest coraz poważniejszy przez to, że znajdują się one na niskiej orbicie. I dlatego, że jest ich tak dużo, mówi Odenwald. Astronomowie już od dekad, uciekając przed coraz większym zanieczyszczeniem światłem, budują teleskopy w coraz bardziej odległych zakątkach Ziemi. Jednak przed zakłócającymi obserwacje satelitami nie są w stanie nigdzie uciec. « powrót do artykułu
-
Europejska Agencja Kosmiczna poinformowała, że musiała przesunąć jednego ze swoich satelitów, by uniknąć zderzenia z satelitą Starlink firmy SpaceX. Jak poinformowano na Twitterze, konieczne było wykonanie manewru unikania kolizji, by zapobiec zderzeniu satelitą należącym do megakonstelacji Starlink. ESA musiała uruchomić silniki manewrowe satelity Aeolus i wprowadzić go na większą wysokość, by mógł on przelecieć nad jednym ze Starlinków. Aeolus to satelita naukowy wystrzelony w sierpniu 2018 roku. Jego głównym zadaniem jest poprawa jakości prognoz meteorologicznych. ESA informuje, że bardzo rzadko zdarza się konieczność przemieszczania satelitów, by uniknęły one zderzenia z innymi satelitami. Znacznie częściej zdarza się konieczność manewrowania, by uniknąć kosmicznych śmieci. Orbita Aeolusa znajduje się niżej niż orbity satelitów konstelacji Starlink, jednak Starlink 44 znalazł się na kursie kolizyjnym z Aeolusem, gdyż SpaceX ćwiczyło techniki dezorbitacji satelity. Konstelacja Starlink to zespół satelitów komunikacyjnych firmy SpaceX. Firma Muska chce za ich pomocą zapewnić łączność sateliterną na całym świecie. Konstelacja ma zostać uruchomiona, gdy na orbicie znajdzie się 800 satelitów Starlink. Docelowo zaś ma być ich 12 000. Plany SpaceX i podobne zamiary innych firm, które łącznie chcą na orbicie okołoziemskiej umieścić dziesiątki tysięcy satelitów, niepokoją naukowców. Obawiają się oni, że tak olbrzymia liczba satelitów, przede wszystkim zaś satelitów komunikacyjnych, ciągle wysyłających i odbierających sygnały, utrudni lub wręcz uniemożliwi prowadzenie wilu badań. "Ostatnie postępy radioastronomii, takie jak stworzenie pierwszego obrazu czarnej dziury były możliwe tylko dzięki temu, że nieboskłon jest wolny od interferencji sztucznych sygnałów radiowych" – oświadczyła Międzynarodowa Unia Astronomiczna. Oczywiście właściciele firm, tacy jak Elon Musk, chcących robić biznes na satelitach, twierdzą, że nie będą one w żaden sposób zakłócały badań naukowych. Nie wyjaśniają jednak, jak tysiące takich obiektów miałyby pozostać bez wpływu na astronomię. Jak zresztą widzimy, obawy naukowców były jak najbardziej uzasadnione. W przyszłości jednak ręczne unikanie kolizji może nie wystarczyć. Dlatego też ESA pracuje nad zautomatyzowanym systemem, który pozwoli na uchronienie satelitów przed zderzeniami. Agencja musi się pospieszyć, gdyż dziesiątki tysięcy nowych satelitów może trafić na orbity już w ciągu najbliższych 5–7 lat. « powrót do artykułu
-
Przed dwoma tygodniami firma SpaceX wystrzeliła na orbitę 60 satelitów Starlink. Do połowy przyszłej dekady konstelacja Starlink ma liczyć około 12 000 satelitów. Wielu astronomów już wyraziło obawy, że tak olbrzymia liczba sztucznych obiektów znacznie utrudni lub a nawet uniemożliwi prowadzenie wielu badań. Tym bardziej, że SpaceX nie jest jedyną firmą, która chce budować olbrzymie konstelacje satelitów. Z podobnymi zamiarami noszą się OneWeb i Amazon. Nawet jeśli te niewielkie satelity nie są widoczne gołym okiem, to będą rejestrowane przez teleskopy. Satelity będą przesłaniały gwiazdy i świeciły światłem odbitym, generując olbrzymie ilości fałszywych danych, których często nie da się odróżnić od danych prawdziwych. Jakby tego było mało, satelity komunikują się za pomocą sygnałów radiowych, co może zaburzać prace radioteleskopów. Międzynarodowa Unia Astronomiczna wydała właśnie oświadczenie, które odzwierciedla obawy astronomów, i wezwała do lepszego regulowania konstelacji satelitów. Ostatnie postępy radioastronomii, takie jak stworzenie pierwszego obrazu czarnej dziury były możliwe tylko dzięki temu, że nieboskłon jest wolny od interferencji sztucznych sygnałów radiowych, czytamy w oświadczeniu. Obecnie na orbicie pracuje mniej niż 5000 satelitów. Tylko część z nich to satelity komunikacyjne, które ciągle wysyłają i odbierają sygnały. Jeśli w ciągu kilku najbliższych lat na orbicie znajdzie się kilkadziesiąt tysięcy satelitów komunikacyjnych, badania prowadzone przez radioteleskopy mogą napotkać na poważne trudności. Podczas startu rakiety z satelitami Starlink Elon Musk zapewniał, że nie będą miały one wpływu na astronomię. Nie wyjaśnił jednak, jak tysiące tego typu obiektów miałoby pozostać bez wpływu na badania naukowe. Międzynarodowa Unia Astronomiczna wezwała właścicieli i projektantów satelitów, by przyjrzeli się ich wpływowi na naukę i opracowali metody pozwalające wpływ ten zminimalizować. Wzywamy również agendy rządowe do jak najszybszego przygotowania odpowiednich uregulowań, które pozwolą na uniknięcie lub eliminację negatywnego wpływu konstelacji satelitów na badania naukowe, czytamy w wydanym oświadczeniu. « powrót do artykułu
-
Pierwsze satelity SpaceX trafiły w przestrzeń kosmiczną
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Technologia
SpaceX wystrzeliła pierwsze własne satelity komunikacyjne. Start Falcona 9 z 60 satelitami komunikacyjnymi miał odbyć się 17 maja, jednak był ciągle przekładany ze względu na niekorzystne warunki pogodowe i konieczność aktualizacji oprogramowania. W końcu się udało. Godzinę po starcie, na wysokości 450 kilometrów, z rakiety zaczęto uwalniać satelity. Samodzielnie zajmą one orbitę na wysokości 550 kilometrów. Wspomnianych 60 satelitów to część konstelacji Starlink, która ma zapewnić łączność internetową na całym świecie. Starlink zostanie uruchomiona, gdy na orbicie znajdzie się 800 satelitów. SpaceX to niewielka firma, a margines zysku z jej obecnej działalności nie jest duży. Tymczasem przedsiębiorstwo ma wielkie ambicje, chce wysyłać ludzi w przestrzeń kosmiczną. Aby je zrealizować musi znaleźć dodatkowe źródła przychodu. Jednym z nich może być zapewnienie łączy internetowych w każdym miejscu na świecie. SpaceX wchodzi na rynek, na którym działa już konkurencja. Wiele firm oferuje już internet satelitarny. Ich urządzenia korzystają z orbity geostacjonarnej (GEO). Zaletą tego rozwiązania jest fakt, że satelita okrąża Ziemię w takim samym czasie, w jakim trwa obrót Ziemi dookoła własnej osi. Zatem satelita ciągle wisi nad tym samym punktem i zapewnia łączność na obszarze objętym swoim zasięgiem. Wadą umieszczenia satelity na GEO jest fakt, iż orbita ta znajduje się na wysokości około 36 000 kilometrów nad Ziemią. To zaś oznacza, że do praktycznej komunikacji dwustronnej sygnał musi przebyć ponad 70 000 kilometrów. Mogą więc pojawić się opóźnienia, które mogą być widoczne tam, gdzie potrzebna jest szybsza wymiana danych, jak np. podczas online'owych gier wideo. Ponadto obecnie satelity umieszczone na GEO nie pokrywają swoim sygnałem całego obszaru planety. Niska orbita okołoziemska znajduje się na wysokości od 200 do 2000 kilometrów. Sygnał ma więc do przebycia znacznie krótszą drogę i w praktyce opóźnienia nie powinny być większe, niż przy korzystaniu z sygnału nadawanego z Ziemi. Jednak, jako że satelity na LEO poruszają się znacznie szybciej względem Ziemi, to obszar, który jest pokryty sygnałem z danego satelity, ciągle się przesuwa. Zatem jeśli chcemy zapewnić nieprzerwaną łączność na danym obszarze, musimy mieć wiele satelitów, których ruch jest zsynchronizowany tak, by gdy jeden satelita opuszcza dany obszar, kolejny natychmiast wlatywał w jego miejsce. Mark Juncosa, wiceprezes SpaceX odpowiedzialny za kwestie inżynieryjne, mówi, że po 12 dodatkowych startach rakiet z satelitami Starlink jego firma obejmie swoimi usługami całe USA, po 24 startach będzie mogła zapewnić łączność na najgęściej zaludnionych obszarach, a po 30 startach ze Starlinka będzie można korzystać na całym świecie. Starlink to niezwykle ważne przedsięwzięcie w planach SpaceX. Jak już wspomnieliśmy, firma potrzebuje pieniędzy na realizację swoich podstawowych planów związanych z wysyłaniem ludzi w przestrzeń kosmiczną. Jak przyznał Elon Musk, przychody biznesu związanego z wynoszeniem ludzi i towarów na zlecenie mogą w przyszłości sięgnąć 3 miliardów dolarów rocznie, tymczasem potencjalne przychody z dostarczania internetu mogą być nawet 10-krotnie wyższe. Postrzegamy to jako sposób na wygenerowanie środków, które będziemy mogli użyć na tworzenie coraz bardziej zaawansowanych rakiet i statków kosmicznych. To kluczowy element planu budowy stacji na Księżycu i samowystarczalnego miasta na Marsie, mówi Musk. Pozostaje jeszcze jeden ważny problem. Obecnie na LEO znajduje się około 2000 działających satelitów. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, większość satelitów krążących wokół Ziemi będzie należała do SpaceX. To duża rzecz, przyznaje Musk. Możemy też przypuszczać, że konkurencja nie będzie zasypiała gruszek w popiele. W najbliższych latach wokół naszej planety może więc krążyć kilkakrotnie więcej satelitów niż obecnie. Tymczasem już obecnie kosmiczne śmieci są coraz większym problemem. Coraz więcej satelitów oznacza z jednej strony, że te, które się zepsują lub zakończy się czas ich pracy, staną się kolejnymi odpadkami, z drugiej strony im ich więcej, tym większe ryzyko kolizji z już istniejącymi śmieciami, a wskutek każdej z takich kolizji pojawia się olbrzymia liczba szczątków i znowu wzrasta ryzyko kolizji z działającymi satelitami. Musk mówi, że każdy z satelitów Starlink zostanie wyposażony w dane o orbitach wszystkich znanych odpadków kosmicznych i będzie mógł ich unikać. Ponadto zapewnia, że nieczynne satelity będą z czasem spadały na Ziemię i w 95% będą płonęły w atmosferze. To jednak oznacza, że z każdego satelity na powierzchnię spadnie kilkanaście kilogramów odłamków. Zgodnie z zapewnieniem SpaceX mają być one kierowane na Ocean Spokojny. Ryzyko, że ktoś na Ziemi zostanie zraniony lub zabity przez szczątki spadającego satelity jest minimalne. Jednak biorąc pod uwagę fakt, że szybko rośnie zarówno liczba satelitów jak i liczba ludzi, można się spodziewać, że w najbliższych latach przeczytamy doniesienia o osobach trafionych kosmicznymi śmieciami. « powrót do artykułu -
SpaceX gotowa do wystrzelenia własnych satelitów komunikacyjnych
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Technologia
Jutro o godzinie 4:30 czasu polskiego firma SpaceX ma zamiar wystrzelić własne satelity komunikacyjne z rodziny Starlink. Przedsiębiorstwo Elona Muska chce tym samym wejść na nowy dla siebie rynek dostawcy internetu. SpaceX to niewielka firma, a margines zysku z jej obecnej działalności nie jest duży. Tymczasem przedsiębiorstwo ma wielkie ambicje, chce wysyłać ludzi w przestrzeń kosmiczną. Aby je zrealizować musi znaleźć dodatkowe źródła przychodu. Jednym z nich może być zapewnienie łączy internetowych w każdym miejscu na świecie. Start rakiety Falcon 9 z pierwszymi elementami konstelacji Starlink miał odbyć się w nocy ze środy na czwartek czasu polskiego, jednak został przełożony z powodu silnych wiatrów wiejących w górnych partiach atmosfery. Za kilka godzin SpaceX ponownie spróbuje rozpocząć budowę Starlinka. SpaceX zwykle wynosi ładunki na zlecenie NASA i firm prywatnych. Tym razem na orbitę mają trafić jej własne satelity, a Falcon ma wynieść ich od razu 60. Z czasem będą wysyłane kolejne, a ostatecznym celem jest zapewnienie sygnału w niemal każdym miejscu na Ziemi. Elon Musk powiedział, że łączna masa satelitów, wynosząca blisko 14 ton, jest najcięższym ładunkiem, jaki kiedykolwiek wynosiła rakieta Falcon 9. Dodał, że satelity Starlink będą przekazywały sobie dane korzystając z pośrednictwa stacji naziemnych. Brak im jednak laserów, które umożliwiłyby bezpośrednią łączność pomiędzy satelitami. Lasery mają znaleźć się w przyszłych wersjach Starlink. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem to satelity opuszczą rakietę godzinę po starcie i trafią na niską orbitę okołoziemską (LEO). Dwie lub trzy godziny później zostaną włączone. Elon Musk jest tym razem ostrożny i studzi zapał osób, które nie mogą się doczekać, by skorzystać z nowej oferty SpaceX. Zastosowaliśmy tam dużo nowych technologii. Możliwe, że niektóre z satelitów nie będą działały. Tak naprawdę jest też możliwe, choć prawdopodobieństwo jest niewielkie, że wszystkie satelity odmówią posłuszeństwa, stwierdził Musk. SpaceX wchodzi na rynek, na którym działa już konkurencja. Wiele firm oferuje już internet satelitarny. Ich urządzenia korzystają z orbity geostacjonarnej (GEO). Zaletą tego rozwiązania jest fakt, że satelita okrąża Ziemię w takim samym czasie, w jakim trwa obrót Ziemi dookoła własnej osi. Zatem satelita ciągle wisi nad tym samym punktem i zapewnia łączność na obszarze objętym swoim zasięgiem. Wadą umieszczenia satelity na GEO jest fakt, iż orbita ta znajduje się na wysokości około 36 000 kilometrów nad Ziemią. To zaś oznacza, że do praktycznej komunikacji dwustronnej sygnał musi przebyć ponad 70 000 kilometrów. Mogą więc pojawić się opóźnienia, które mogą być widoczne tam, gdzie potrzebna jest szybsza wymiana danych, jak np. podczas online'owych gier wideo. Ponadto obecnie satelity umieszczone na GEO nie pokrywają swoim sygnałem całego obszaru planety. Niska orbita okołoziemska znajduje się na wysokości od 200 do 2000 kilometrów. Sygnał ma więc do przebycia znacznie krótszą drogę i w praktyce opóźnienia nie powinny być większe, niż przy korzystaniu z sygnału nadawanego z Ziemi. Jednak, jako że satelity na LEO poruszają się znacznie szybciej względem Ziemi, to obszar, który jest pokryty sygnałem z danego satelity, ciągle się przesuwa. Zatem jeśli chcemy zapewnić nieprzerwaną łączność na danym obszarze, musimy mieć wiele satelitów, których ruch jest zsynchronizowany tak, by gdy jeden satelita opuszcza dany obszar, kolejny natychmiast wlatywał w jego miejsce. Mark Juncosa, wiceprezes SpaceX odpowiedzialny za kwestie inżynieryjne, mówi, że po 12 dodatkowych startach rakiet z satelitami Starlink jego firma obejmie swoimi usługami całe USA, po 24 startach będzie mogła zapewnić łączność na najgęściej zaludnionych obszarach, a po 30 startach ze Starlinka będzie można korzystać na całym świecie. Starlink to niezwykle ważne przedsięwzięcie w planach SpaceX. Jak już wspomnieliśmy, firma potrzebuje pieniędzy na realizację swoich podstawowych planów związanych z wysyłaniem ludzi w przestrzeń kosmiczną. Jak przyznał Elon Musk, przychody biznesu związanego z wynoszeniem ludzi i towarów na zlecenie mogą w przyszłości sięgnąć 3 miliardów dolarów rocznie, tymczasem potencjalne przychody z dostarczania internetu mogą być nawet 10-krotnie wyższe. Postrzegamy to jako sposób na wygenerowanie środków, które będziemy mogli użyć na tworzenie coraz bardziej zaawansowanych rakiet i statków kosmicznych. To kluczowy element planu budowy stacji na Księżycu i samowystarczalnego miasta na Marsie, mówi Musk. Pozostaje jeszcze jeden ważny problem. Obecnie na LEO znajduje się około 2000 działających satelitów. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, większość satelitów krążących wokół Ziemi będzie należała do SpaceX. To duża rzecz, przyznaje Musk. Możemy też przypuszczać, że konkurencja nie będzie zasypiała gruszek w popiele. W najbliższych latach wokół naszej planety może więc krążyć kilkakrotnie więcej satelitów niż obecnie. Tymczasem już obecnie kosmiczne śmieci są coraz większym problemem. Coraz więcej satelitów oznacza z jednej strony, że te, które się zepsują lub zakończy się czas ich pracy, staną się kolejnymi odpadkami, z drugiej strony im ich więcej, tym większe ryzyko kolizji z już istniejącymi śmieciami, a wskutek każdej z takich kolizji pojawia się olbrzymia liczba szczątków i znowu wzrasta ryzyko kolizji z działającymi satelitami. Musk mówi, że każdy z satelitów Starlink zostanie wyposażony w dane o orbitach wszystkich znanych odpadków kosmicznych i będzie mógł ich unikać. Ponadto zapewnia, że nieczynne satelity będą z czasem spadały na Ziemię i w 95% będą płonęły w atmosferze. To jednak oznacza, że z każdego satelity na powierzchnię spadnie kilkanaście kilogramów odłamków. Zgodnie z zapewnieniem SpaceX mają być one kierowane na Ocean Spokojny. Ryzyko, że ktoś na Ziemi zostanie zraniony lub zabity przez szczątki spadającego satelity jest minimalne. Jednak biorąc pod uwagę fakt, że szybko rośnie zarówno liczba satelitów jak i liczba ludzi, można się spodziewać, że w najbliższych latach przeczytamy doniesienia o osobach trafionych kosmicznymi śmieciami. Aktualizacja (17.05.2019): start został przełożony do przyszłego tygodnia. « powrót do artykułu