Znajdź zawartość
Wyświetlanie wyników dla tagów ' Piotr Tryjanowski' .
Znaleziono 12 wyników
-
Choć widuje się już bociany białe (Ciconia ciconia) na gniazdach, nie ma pewności, czy to osobniki, które wróciły do Polski, czy też takie, które u nas zimowały. Jak podkreślono w komunikacie Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu (UPP), analiza sygnałów z nadajników nie pozostawia złudzeń, jest spore opóźnienie w terminie wędrówki. Prof. Piotr Tryjanowski z Katedry Zoologii UPP wyjaśnia, że identyfikację ptaka zajmującego gniazdo ułatwia obrączka ornitologiczna. Najlepiej jednak, gdy bocian ma założony nadajnik GPS/GSM. W tym drugim przypadku nie musimy ptaka widzieć w gnieździe, bo sygnał o jego obecności dociera poprzez satelity. Analiza sygnałów z nadajników GPS/GSM zakładanych przez grupę Silesiana (trafiły już one do ponad 120 osobników) wykazała, że ptaki mają spore opóźnienie migracji. Przed kilkoma dniami pierwszy bocian pokonał Morze Czerwone i znajduje się w Izraelu. Parę osobników przygotowuje się do wędrówki w Egipcie. Zasadnicza część populacji jest jednak w Czadzie i Sudanie, a największych maruderów należy szukać na północy RPA. Kiedy C. ciconia dotrą do Europy? Trudno stwierdzić, bo potrzebują sporo czasu, by pokonać samą Afrykę... Prof. Tryjanowski, który ostatnio podróżował po południowej Europie - pokonał trasę od Serbii po Polskę - nie zauważył gniazd z bocianami. Cóż, należy uzbroić się w cierpliwość, ale sądząc po tym, jak ptaki zachowują się w Afryce, to będzie to dziwny sezon. Jak zwykle najpierw pojawi się forpoczta, a po niej główna fala (migracja osiągnie szczyt). Może się okazać, że bociany nie zdążą dolecieć ani na św. Józefa (19 marca), kiedy to tradycyjnie ich oczekiwano, ani w pierwszy dzień wiosny (21 marca) i zapewne przyjdzie nam poczekać z obserwacjami bocianów aż do Wielkanocy - przestrzega naukowiec. Jeśli ptaki zmienią szybkość czy trasę wędrówki, specjaliści obiecują, że będą o tym informować. Pod tym adresem można znaleźć mapkę z monitoringiem lotów. « powrót do artykułu
- 2 odpowiedzi
-
- monitoring
- Piotr Tryjanowski
-
(i 5 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Niektóre zabytkowe budowle na stanowisku archeologicznym w Starej Dongoli (Sudan) są zasiedlone przez nietoperze. By zbadać interakcje między zwierzętami, zabytkami i pojawiającymi się tu ludźmi, naukowcy z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu (UPP) dołączyli w styczniu br. do ekspedycji. Towarzyszyli specjalistom z Centrum Archeologii Śródziemnomorskiej Uniwersytetu Warszawskiego, konserwatorom z Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie oraz inżynierom budowlanym z Politechniki Warszawskiej. Celem podejmowanych działań jest znalezienie rozwiązań umożliwiających pogodzenie potrzeby zabezpieczenia cennych zabytków, zapewnienia bezpieczeństwa ludziom oraz ochrony lokalnych populacji nietoperzy, które w warunkach pustynnych dysponują bardzo ograniczoną liczbą dogodnych schronień – podkreślono w komunikacie UPP. Prace archeologiczne na stanowisku w Starej Dongoli, która leży na wschodnim brzegu Nilu, w połowie drogi między 3. i 4. kataraktą, rozpoczęto 59 lat temu. Przed dwoma laty polscy archeolodzy odkryli tutaj niezwykle interesujące ruiny. Pierwszym kierownikiem misji był prof. Kazimierz Michałowski. Dziś funkcję tę pełni dr hab. Artur Obłuski, dyrektor Centrum Archeologii Śródziemnomorskiej UW. Stanowisko ma powierzchnię niemal 200 ha. Południową część zajmuje cytadela i otaczająca ją zabudowa miejska, a w części wschodniej zlokalizowane są cmentarzyska z różnych okresów funkcjonowania miasta, z kompleksem muzułmańskich grobowców zwieńczonych kopułami. Na północy natomiast rozciąga się zabudowa podmiejska z rezydencjami o powierzchniach rzędu 100–120 m2 - wyjaśniono w komunikacie. W Dongoli odkryto pozostałości po kilkunastu kościołach oraz dwóch klasztorach. Na wschód od cytadeli znajdowała się natomiast monumentalna budowla reprezentacyjna, prawdopodobnie sala tronowa władców Makurii, która z czasem została przekształcona w meczet. Niektóre zabytki - Klasztor Świętej Trójcy, meczet oraz kopuły grobowe - zostały zasiedlone przez nietoperze. Szczególnie interesujące są pierwsze dwa. W Klasztorze Świętej Trójcy, zwanym też Wielkim Klasztorem Antoniego, zachowały się unikatowe malowidła z XI–XIII wieku. Przedstawiono na nich m.in. Chrystusa, Marię, apostołów czy sceny biblijne. Z kolei na ścianach XII-wiecznej krypty arcybiskupa Georgiosa znajdowały się teksty greckie, koptyjskie i staronubijskie. Niezwykły meczet w Starej Dongoli to najstarszy zachowany meczet w Sudanie. Jest to dwupiętrowy budynek o wysokości 12 metrów, który powstał w IX wieku jako sala tronowa bądź kościół. W 1317 roku został zaadaptowany na świątynię muzułmańską. To najlepiej zachowany przykład średniowiecznej architektury Nubii z polichromiami. Budynek był stale użytkowany przez ponad 1100 lat. Niestety, jest w bardzo złym stanie. Nietoperze korzystają z obu wspomnianych budowli oraz z pięciu grobowców. Na stałe występują tam cztery gatunki: grobownik gołobrzuchy, grobownik sawannowy, brodawkonos mały oraz grzebieniec palmowy. Tworzą one w zabytkach kolonie liczące od kilkudziesięciu do kilkuset osobników. Największą, liczącą 620 zwierząt, utworzyły w jednym z grobowców grzebieńce palmowe, a towarzyszyła im kolonia grobowników gołobrzuchych złożona ze 120 osobników. Dyrektor Centrum Archeologii Śródziemnomorskiej UW, dr hab. Artur Obłuski, zaprosił prof. dr. hab. Piotra Tryjanowskiego i dr. hab. Andrzeja Węgla z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu do wzięcia udziału w ekspedycji archeologicznej. Naukowcy z Poznania mieli za zadanie rozpoznanie gatunków nietoperzy i opracowanie rozwiązań, które pogodziłyby ochronę zabytków i siedlisk nietoperzy z zapewnieniem bezpieczeństwa ludziom oraz zwierzętom. Przyrodnicy pobrali próbki guana i dzięki analizie DNA określą dietę nietoperzy, co pozwoli im na rozpoznanie środowisk żerowania i roli tych ssaków w lokalnych ekosystemach. Odłowiono też nieco zwierząt i pobrano wymazy z pyszczków. To pozwoli na zbadanie obecnych tam grzybów, bakterii i wirusów oraz określenie ewentualnego zagrożenia, jakie mogą one stanowić dla ludzi. Stara Dongola powstała w IV lub V wieku na wschodnim brzegu Nilu, pomiędzy 3. a 4. kataraktą. Miasto założono pośrodku nowo powstałego królestwa Makurii, a jego rozwój jest ściśle związany z przyjęciem chrześcijaństwa przez Makurię w VI wieku. Wiemy, że w 652 roku miasto było oblegane przez armię muzułmańskiego namiestnika Egiptu Abd Allaha ibn Sada. W IX wieku, za panowania Zachariasza i Georgiosa, powstał Kościół Krzyżowy. W IX wieku wybudowano też okazały pałac z salą tronową na piętrze. Okres największego rozwoju miasta przypadł na wieki IX–XI. Pod koniec XIII wieku król Dawid podjął nieudaną ekspedycję na północ, co doprowadziło do ataku odwetowego Mameluków. Zdobyli oni Starą Dongolę, dokonując zniszczeń. W 1317 roku salę tronową przerobiono na meczet, a w 1364 roku, w obliczu zagrożenia ze strony plemion pustyni, królowie Makurii przenieśli stolicę w inne miejsce. Do XVI wieku Starą Dongolą rządził lokalny władca. Później został podporządkowany on Sułtanatowi Sannar. W XX wieku mieszkańcy opuścili miasto i przenieśli się do sąsiednich wiosek. « powrót do artykułu
-
- Stara Dongola
- stanowisko archeologiczne
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Jemioła, którą często można zobaczyć na drzewach, jest przysmakiem różnych ptaków, np. jemiołuszek czy paszkotów. Oprócz tego jest przez nie wykorzystywana jako schronienie; kryją się tu ptaki zaczynające wcześnie lęgi, a nawet ptaki drapieżne. O wielu obliczach jemioły opowiada prof. Piotr Tryjanowski z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu (UPP). Jemiołuszka, której nazwa wprost nawiązuje do jemioły, na terenach lęgowych w Fennoskandii i na Syberii żywi się komarami i meszkami, jednak przylatując do nas na zimę, radykalnie zmienia dietę na wegetariańską i najłatwiej stadka tych ptaków można spotkać na jarzębinie i właśnie na jemiołach - tłumaczy ornitolog. Profesor dodaje, że w kulach jemioły można też dostrzec innego ptaka - paszkota. Jego łacińska nazwa Turdus viscivorus oznacza „drozd jemiołojad”. Coraz liczniejsze paszkoty często zostają na zimę. Bronią terytoriów wokół drzew z jemiołami. Lep na ptaki Łacińska nazwa jemioły - Viscum - oznacza lep. W starożytnym Rzymie z jej owoców przygotowywano specjalny klej do sporządzania pułapek na drobne ptaki. Podobnie postępowano również w późniejszych czasach. Tak o tej praktyce pisał Pliniusz Starszy w XVI tomie „Historii naturalnej”: Lep robią z niedojrzałych jagód (jemioły), które zbierają podczas żniw; albowiem gdyby deszcze nastąpiły, jagody stałyby się wprawdzie większemi, aleby znikła ich lipkość. Suszą się potem i tłuką ususzone, dalej kładą się w wodę, w której przez dwanaście prawie dni gniją. Jestto jedyny z wszystkich produktów, który przez zgnicie lepszym się staje. Potem kładą się znowu w świeżą wodę i tłuką młotem, dopóki nie utracą łupiny i dopóki wewnętrzne mięso nie będzie lipkiem. Jestto lep, który za dotknięciem się skrzydła ptaków krępuje; chcąc go istotnie do łowienia ptaków użyć, należy go oliwą zaprawić (Kaja Pliniusza Starszego Historyi Naturalnej Księga szesnasta, przekł. J. Łukaszewicz, 1845). W sensie przenośnym jemioła nadal jest takim lepem na ptaki. Hiszpańskie badania pokazały, że jej owoce są zjadane nie tylko przez wymienianego wcześniej paszkota, ale i inne gatunki drozdów: kosa, drozda śpiewaka, droździka, drozda obrożnego, ale także przez rudziki, sikory, sójkę, a nawet raniuszka - przypomina prof. Tryjanowski. Ponieważ amatorów jej owoców nie brakuje, jemioła z powodzeniem się rozprzestrzenia. Nasiona kiełkują bowiem po przejściu przez przewód pokarmowy, a wspomniana wcześniej kleista substancja pozwala im na szybkie przytwierdzanie się do drzew, gdy wraz z odchodami opuszczą ptasie ciało - dodaje specjalista. Doskonała kryjówka Jemioła jest zielona także zimą i wczesną wiosną. Jej struktura świetnie ukrywa, co dzieje się wewnątrz. Prof. Tryjanowski wyjaśnia, że bardzo się to przydaje ptakom wcześnie rozpoczynającym lęgi, np. srokoszom (Lanius excubitor). Zresztą z takiej osłony korzystają same ptaki drapieżne, a bardzo ładnie to udokumentowano dla trzmielojadów gniazdujących w Białowieży. Jemioła w ulach Dr hab. Karol Giejdasz z Pracowni Pszczelnictwa UPP wskazuje na dawne doniesienia etnograficzne, w których wspominano, że w okresie Bożego Narodzenia do ula wkładano liście jemioły z woskiem (np. po wcześniejszym obiciu obuchem). Praktykowano też ich palenie i odymianie uli. Miało to pomóc w pozbyciu się chorób i zapewnieniu sobie obfitości miodu. Stare książki wręcz sugerują, iż z pewnością wierzono, że odpędza to złe duchy i demony podobnie jak wieszana przez nas jemioła w domu - podkreślono. Co do funkcji prozdrowotnej w przypadku ptaków czy pszczół, brakuje solidnych badań. « powrót do artykułu
-
- jemioła zwyczajna
- ptaki
-
(i 8 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Pewne ptaki doprowadziły naśladownictwo do perfekcji i potrafią wyprowadzić w pole nawet doświadczonego ornitologa. Lirogonom wspaniałym, które należą do gatunków mimetycznych, zdarza się, na przykład, naśladować płacz dziecka, podczas gdy przedrzeźniacze oddają odgłosy smażonej jajecznicy czy skrzypienie drzwi. Wśród krajowej fauny wyróżniają się pod tym względem szpaki czy sójki. Żartownisie z Australii i innych kontynentów O lirogonie wspaniałym, który świetnie naśladował płacz dziecka, było głośno w mediach przed paroma laty. Ptak ten mieszkał w Taronga Zoo w Sydney, gdzie dość często spotykał się z płaczem najmłodszych zwiedzających. Naśladował tak doskonale, że ludzie zaglądali do wózków, aby sprawdzić, czy to nie płaczą ich pociechy. Innym pokazem zdolności naśladowniczych lirogonów było nauczenie się przez nie dźwięku piły tarczowej, migawki aparatu fotograficznego, odgłosów gier elektronicznych - opowiada prof. Piotr Tryjanowski z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu. Gdy przyjrzymy się mieszkańcom innych kontynentów, okaże się, że i tam nie brakuje naśladowców. Klasyką są, oczywiście, papugi, wśród których rekordzistka potrafiła powtórzyć 1700 słów, ale to raczej „papugowanie” i słowa są tak specyficznie wymawiane, że [...] raczej trudno o pomyłkę [...]. Podobne zdolności mają gwarki, ale prawdziwymi żartownisiami są amerykańskie przedrzeźniacze. Jak wspomnieliśmy na początku, umieją one udawać odgłosy smażonej jajecznicy, zdarza im się też skrzypieć niczym drzwi. Rodzimi naśladowcy Opowiadając o krajowych gatunkach, prof. Tryjanowski zaznacza, że lista naśladowców jest dość długa. Miejsce na podium zajmuje szpak. Wystarczy przypomnieć jego wczesnowiosenne nawoływanie zofijjjjaaa, charakterystyczne dla wilgi, [które] zapewne niejednego zaskoczyło. No bo jak to, wilga w marcu? Przecież gatunek ten przylatuje do nas dopiero w maju. Warto dodać, że w niemal każdą szpaczą piosenkę wplecione są strofy innych gatunków. Poza tym szpaki naśladują sygnał straży pożarnej, zamykanie drzwi, odgłos łamania drzewa, a także świst pociągu i samochodu. Mówiąc o naśladownictwie, nie wolno zapominać o sójce, która głosem jastrzębia czy myszołowa potrafi zmylić wprawne ornitologicznie ucho. Choć o szpakach i sójkach mówi się najczęściej, trzeba też oddać sprawiedliwość innym gatunkom: długie śpiewy z wplataniem strof innych gatunków są bardzo charakterystyczne dla łozówki i dzierzby gąsiorka. Chcąc wydłużać listę żartownisiów, znajdziemy tam jeszcze: pleszkę, muchołówkę żałobną, kosa, śpiewaka, zaganiacza, cierniówkę, kapturkę, zaroślówkę, pokląskwę, skowronka polnego, dzierlatkę, czyża, a nawet rudzika. Prawda, że sporo? Warto jednak zaznaczyć, że ostatnie z wymienionych gatunków naśladują znacznie mniej niż mistrzowie tej kategorii. Czemu służy to zachowanie? Hipotez jest kilka. Niektóre odnoszą się do wywierania wpływu na samice, inne mówią, że naśladując głos drapieżnika, odstrasza się konkurencję i zdobywa pyszne kąski na wyłączność. Prof. Tryjanowski najbardziej jednak lubi hipotezę lingwistyczną, którą dobrze oddaje cytat z Goethego: „Ile języków znasz, tyle razy jesteś człowiekiem”. W przekładzie na ptasi oznacza to tyle, że im więcej dźwięków sprawnie naśladujesz, tym więcej przed tobą możliwości. « powrót do artykułu
-
- ptaki
- naśladownictwo
-
(i 7 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Pierwsza fala przylotów bocianów jest już faktem. Na główną falę migracji trzeba jednak jeszcze poczekać. Zgodnie z informacjami pochodzącymi od Grupy Badawczej Bociana Białego, ciągle mamy bowiem do czynienia z pojedynczymi osobnikami, przeważnie bez obrączek. Mogą to być ptaki, które w ogóle nie poleciały na zimowiska do Afryki i przezimowały w Polsce albo w Bułgarii, w której od dawna powiększa się zimująca frakcja, złożona także z polskich osobników. Dlaczego w tym roku bociany zjawią się nieco później niż zwykle? Prof. Piotr Tryjanowski z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu (UPP) podkreśla, że przyczyną nie jest raczej wojna. Wiele bowiem ptaków, w tym nasze z nadajnikami zakładanymi przez Grupę Badawcza Silesia, ciągle jest jeszcze w Afryce, a tylko pojedyncze już w Izraelu. Pewnie czekają na lepsze wiatry, umożliwiające lot szybowcowy. Okazuje się też, że tydzień temu tureckie serwisy ornitologiczne doniosły, że przez śnieg bociany „utknęły” w okolicach Stambułu. Oczekiwanie na przylot bocianów ma też aspekt terapeutyczny. Prof. Tryjanowski, współautor książki pt. „Ornitologia terapeutyczna - Ptaki - Zdrowie - Psychika”, od dawna udowadnia, że aktywne podglądanie natury, a zwłaszcza ptaków, w istotny sposób oddziałuje zarówno na zdrowie fizyczne, jak i psychiczne. Bocian to gatunek dobrze znany, a więc potrafimy go bezbłędnie rozpoznać i nazwać – co już może być swoistą nagrodą (troszkę jak w szkole za wykonanie łatwego zadania). [...] Ponadto to ptak życia i nadziei, tak bardzo potrzebnych w tych niestabilnych czasach, który budzi silne skojarzenia z wiosną. Bardzo ciekawe informacje na temat bocianów trafiły do książki "Plamka mazurka" Marka Pióry. Dzięki zbliżeniu do ludzi bocian przykuwał uwagę od bardzo dawna, znalazł swoje miejsce w legendach, mitologiach czy religii. Warto przypomnieć, że w starożytnej Tesalii zabójcę bociana karano np. tak samo, jak zabójcę człowieka. Już w prawie rzymskim znane też było powiedzenie „lex ciconaria”, zobowiązujące do opieki nad starymi rodzicami na wzór bocianów. « powrót do artykułu
-
- bocian biały
- przyloty
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Jak wynika z analizy poczynań osobników z nadajnikami GPS/GSM, „nasze” bociany białe nadal są w Afryce. Nadajniki są zakładane przez grupę Silesiana. W analizie danych pomagają naukowcy z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu (UPP) i Uniwersytetu Szczecińskiego. Z aktualnym położeniem niektórych ptaków, np. Gabrysia, Trapera czy Franki, można się zapoznać na mapie Silesiany. Szczyt migracji jeszcze przed nami Do Europy będą się wybierać osobniki w wieku powyżej 3 lat (młodsze dojrzewają w Afryce). Na razie wszystkie są jednak jeszcze w Afryce i przemieszczają się po ~100-150 km dziennie. Jak tłumaczy Joachim Siekiera z grupy Silesiana, który założył ptakom już ponad 100 nadajników, gdy migracja osiągnie swój szczyt, dobowy dystans ich migracji będzie nawet 4-krotnie większy. To niesamowite, jak w ciągu dosłownie ostatnich kilku lat zwielokrotniła się wiedza o różnych aspektach ptasich wędrówek i możemy wiązać ze sobą biologię lęgową ptaków, zimowanie w Afryce z migracją jesienną i zimową. To optymistyczne wiadomości - podkreśla dr hab. Łukasz Jankowiak z Uniwersytetu Szczecińskiego. Odnosząc się do pytania, czy przez konflikty zbrojne w różnych regionach tegoroczna migracja bocianów będzie trudniejsza niż zwykle, prof. Piotr Tryjanowski z UPP stwierdza, że tego, oczywiście, nie wiemy. [...] Bocianom życzmy jak najlepiej, jednak powodów do optymizmu nie ma wiele. Z wcześniejszych badań wiemy, że konflikty zbrojne nie służą migrującym ptakom. Policja i wojsko mają poważniejsze problemy na głowie niż doglądanie kłusowników, a strzelanie do ptaków to też swoista nauka trafiania w cel [...]. Którędy lecą bociany z polskiej populacji? Wg naukowców, co najmniej 1/3 „naszych” bocianów leci przez teren Ukrainy (są to ptaki, które gniazdują we wschodniej Polsce). Osobniki z centralnej oraz zachodniej części kraju przemieszczają się zaś przez Słowację i dostają się do Polski, omijając Tatry. Pamiętajmy jednak, że dosłownie wszystkie nasze ptaki przelatują przez Syrię, a dwie trzecie przez Liban, a tam, niestety, nie jest spokojnie i nawet zestrzelono tam naszego ptaka z nadajnikiem, którego nie odzyskaliśmy – dodaje J. Siekiera. Pozostaje więc wypatrywać przylotów. Przypomnijmy, że tradycyjnie wiosennego pojawu bocianów oczekiwano 19 marca. Ślad tego doświadczenia zachował się nawet w przysłowiu: "Na Józefa świętego przylatują ptaki jego". « powrót do artykułu
- 4 odpowiedzi
-
- Piotr Tryjanowski
- Łukasz Jankowiak
- (i 5 więcej)
-
Wśród przyrodników badania tanatologiczne (tanatologia to nauka o śmierci) nie są zbyt popularne. Jak podkreśla prof. Piotr Tryjanowski z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu, przez długi czas znajdowały się [one] gdzieś pomiędzy nadmierną wyobraźnią badaczy a zestawem mitów. Odnosząc się do tego, czy ptaki przeżywają żałobę, uczony stwierdził, że naukowcy od lat się o to spierają. Ornitolodzy, którzy twardo stąpają po ziemi, wolą wybierać bardziej namacalne tematy, np. zagadnienie licznej obecności ptaków na cmentarzach. Kwestiami radzenia sobie przez zwierzęta ze śmiercią bliskich o tyle warto się jednak zajmować, że śmierć to w końcu część życia osobnika. Poznając przyczynę śmierci, mogą się chronić przed zagrożeniami Pierwsze obserwacje ptasiej żałoby opierały się raczej na przekonaniach, że to, co robią niektóre gatunki – na przykład sroki i inne ptaki krukowate – czyli gromadzenie się wokół martwego osobnika, wydawanie smutnych, alarmowych głosów, a nawet przynoszenie źdźbeł trawy i patyczków, przypomina ludzkie pogrzeby - mówi profesor. Można, oczywiście, wpaść w pułapkę nadmiernej antropomorfizacji, ale należy pamiętać, że takie zachowania mają swoje uzasadnienie. Poznanie przyczyny śmierci pomaga zrozumieć niebezpieczeństwa czyhające na inne osobniki. Nie zaskakuje zatem, że chcą one to zagadnienie bliżej poznać, a przy okazji pewnie, zwłaszcza gdy strata dotyczy bliskiego osobnika [partnera czy potomstwa], poznanie śmierci może wywoływać smutek. Badania nad krukowatymi Prof. Tryjanowski przypomina, że w 2012 r. naukowcy z USA wykazali eksperymentalnie, że należące do krukowatych modrowronki kalifornijskie (Aphelocoma californica) nawołują się i zlatują do martwego osobnika. Wyniki badania trójosobowego zespołu z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Davis ukazały się w piśmie Animal Behaviour (Western scrub-jay funerals: cacophonous aggregations in response to dead conspecifics). W zeszłym roku w piśmie Behavioural Brain Research ukazał się zaś artykuł pt. Brain activity underlying American crow processing of encounters with dead conspecifics. Jego autorzy chcieli sprawdzić, co dzieje się w mózgu wrony amerykańskiej (Corvus brachyrhynchos), gdy spotyka martwego ptaka. W badaniu zastosowano pozytonową tomografię emisyjną z wykorzystaniem fludeoksyglukozy (FDG-PET). Gdy wrony amerykańskie widziały martwą wronę, w mózgach uruchamiały się inne ośrodki (m.in. te odpowiedzialne za podejmowanie decyzji i pamięć długoterminową), niż gdy spotykały innego martwego ptaka (akurat w tych badaniach tym innym gatunkiem była szarobrewka śpiewna). Poza tym naukowcy zauważyli, że w wyniku powtarzającej się ekspozycji ptaki przyzwyczajały się i obojętniały na problem śmierci. « powrót do artykułu
-
Już wkrótce przypada Międzynarodowy Dzień Kawy. Z tej okazji prof. Piotr Tryjanowski z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu (UPP) opowiedział, co kawa ma wspólnego z ptakami, zwierzętami i ochroną przyrody. Jak można się domyślić, nie chodzi wyłącznie o zoologiczne nazwy palarni i kaw czy symbole znajdujące się na opakowaniach i naczyniach. Ze śladem zwierząt mamy do czynienia już na samym początku, czyli wtedy, gdy ludzie odkryli właściwości kryjącej się w kawie kofeiny. Istnieje wiele legend dot. kawy i odkrycia jej pobudzającego działania. Jedna mówi o kozach (albo wielbłądach), które po zjedzeniu pewnej odmiany jagód były szczególnie ożywione. Pasterz skosztował ich i odczuł podobny efekt. W innej wersji, mentalnie mi znacznie bliższej - opowiada ornitolog – owoce zjadły nie kozy, a bliżej nieokreślone ptaki. Też były pełne energii, sił witalnych i się pociesznie zachowywały. Nigdzie nie spotkałem się z informacją, co to za gatunek ptaka [...], ale podejrzewam bilbila arabskiego. Gatunek stosunkowo pospolity i lubiący wszelakie, nawet większe, nasiona. Najlepiej związki kawy i zwierząt uwidaczniają się w jednak w przypadku ziaren przerabianych, czyli takich, które przeszły przez układ pokarmowy zwierzęcia. Wg koneserów, stąd właśnie bierze się ich smak i pewne właściwości. Ziarna kawy luwak (in. kopi luwak) wydobywa się z odchodów łaskunka palmowego (Paradoxurus hermaphroditus), a więc zasiedlającego lasy tropikalne południowo-wschodniej Azji przedstawiciela rodziny wiwerowatych. Podobnie powstaje kawa muntjack, z tym że tym razem owoce kawowca zjada niewielki przedstawiciel jeleniowatych. Jest i kawa nietoperzowa, bo ziarnami zajadają się, nieznane u nas, nietoperze owadożerne. Gdyby ktoś wolał jednak ziarna kawy, która wychodzi tam, gdzie wchodzi, a nie w innym miejscu organizmu, to jest i taka propozycja. Są małpy – makaki tajwańskie - które zajadają się łupinkami, a samo ziarno wypluwają. Prof. Tryjanowski dodaje, że gdyby miał wybierać spośród zwierzęcych kaw, jako miłośnik ptaków zdecydowałby się na Jacu Bird Coffee. Bo ta kawa to naprawdę efekt współpracy z ptakami z gatunku penelopa ciemnonoga [...]. Jej powstanie jest związane z fantastyczną historią, gdy początkowo ptaki zajadające się owocami kawowca uchodziły za niezwykłe szkodniki. Wybierały najlepsze owoce, ale ziarna przechodziły praktycznie nienaruszone przez ich przewód pokarmowy. Ponoć tracą nieco goryczki, przez co kawa Jacu ma charakterystyczny, delikatny smak. No i sporo kosztuje, ale to także efekt czasu poszukiwania ptasich odchodów i ręcznej ich obróbki. Wszystko zaczęło się od tego, że Henrique Sloper de Araújo, właściciel fazendy Camocim, "przyłapał" ptaki żerujące na jego uprawie położonej przy Parku Narodowym Pedra Azul. Przypomniał sobie jednak cenioną kopi luwak i postanowił spróbować. Pierwsza partia Jacu Bird Coffee ujrzała światło dzienne w 2006 r. Jak podkreślono w informacji prasowej UPP, naciski konsumenckie wywołują zmiany w zakresie plantacji kawowych. Coraz popularniejsze staje się, na przykład, uprawianie kawy w cieniu. Zmniejsza się plonowanie, ale takie plantacje są o wiele przyjaźniejsze dla ptaków i płazów. W zamian producenci otrzymują specjalne certyfikaty. To naprawdę "bird friendly" podejście i chętnie sam taka kawę kupowałbym w Polsce – podsumowuje prof. Tryjanowski. « powrót do artykułu
-
- kawa
- Międzynarodowy Dzień Kawy
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Jerzyki, które niedawno przyleciały, zostaną z nami zaledwie do połowy sierpnia. Te wyjątkowe ptaki giną na naszych oczach, ale jak podkreślają specjaliści, można im pomóc, instalując budki lęgowe. Jerzyki są mylone z jaskółkami Jeszcze kilka lat temu nawet studentom biologii trzeba było tłumaczyć, że jerzyk (Apus apus) to nie jaskółka, a ich zauważalne podobieństwo wynika z powietrznego trybu życia i adaptacji do akrobatycznych pogoni za owadami - napisano w komunikacie Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu (UPP). Większą część życia jerzyk - mistrz aerodynamiki - spędza w locie. To w powietrzu, szybując z wiatrem na dużej wysokości (do 2,5 km), pije krople deszczu, zbiera pożywienie czy materiał na gniazdo, kopuluje, a także śpi. Warto dodać, że może pozostawać bez przerwy w locie nawet 2 lata. Ptaki te lądują głównie w okresie lęgowym, gdy budują gniazdo i karmią pisklęta. Niekiedy odpoczywają, łapiąc się pazurkami pionowej skały lub budynku. Jak zaznaczają specjaliści z UPP, jerzyki mają bardzo krótkie, mocne nogi z wszystkimi pazurkami skierowanymi do przodu. Dlatego nie mogą usiąść na drucie jak jaskółki ani na cienkich gałązkach, zresztą ich łacińska nazwa Apus oznacza beznogie. Poruszanie się na ziemi sprawia im ogromną trudność, więc prawie nigdy nie chodzą. Prof. Piotr Tryjanowski z Katedry Zoologii UPP wyjaśnia, że jerzyk jest jednym z najszybszych ptaków spotykanych w Europie, który największe prędkości osiąga w locie grupowym. W pogoni za zdobyczą może lecieć z szybkością nawet 200 km/h. Spadek liczebności Niestety, pospolity do niedawna gatunek ginie w szybkim tempie. Przyczyniają się do tego prace budowlane, głównie ocieplanie budynków z zamykaniem otworów w stropodachach. W Polsce to one są podstawowym siedliskiem jerzyków (dziś prawie wszystkie jerzyki gniazdują w miastach, a tylko nieliczne osobniki wybierają dziuple starych drzew czy szczeliny w skałach). A. apus żywią się tylko owadami latającymi w powietrzu - komarami, meszkami czy muchami. Są bardzo pożyteczne, bo utrzymują równowagę ekologiczną. Przylatują do Polski na początku maja. Okres lęgu kończy się w ich przypadku z początkiem sierpnia; wtedy odlatują na zimowisko w południowej Afryce. Pomoc dla jerzyków Jerzykom można pomóc, montując specjalne skrzynki lęgowe. Jerzyki ważą zaledwie 45-55 g, ale rozpiętość ich skrzydeł wynosi 40-44 cm, dlatego budka musi mieć odpowiednie wymiary. Budki dobrze się sprawdzają na wysokich kamienicach i blokach mieszkalnych. Korzystając z własnego doświadczenia, rozmów z osobami zaangażowanymi w ochronę jerzyków, w tym ze znanym w całej Polsce [...] inż. [Adamem] Gatniejewskim, zawiesiliśmy budki na budynku Collegium Maximum naszej Uczelni – podkreśla prof. Tadeusz Mizera z Katedry Zoologii UPP. Liczymy, że i w tym roku zajmą podarowane im schronienia. Trzeba jeszcze jednak poczekać kilka dni, chociaż informacje internetowe wskazują, że w Polsce pojawiły się już pierwsze jerzyki. Ptaki te najczęściej wybierają stronę wschodnią lub północną, unikając miejsc, w których temperatura zmienia się szybko. Pamiętajmy, że są to ptaki, których naturalne siedliska mieszczą się w skałach. Jerzyk wybiera na swoje siedlisko miejsce najbardziej mu odpowiadające, a więc [...] nie każdą budkę, jaką mu zawiesimy. Warto uzbroić się więc w cierpliwość, bo czasem rezultat naszych prac widzimy dopiero po latach. Praktyczne wskazówki Specjaliści doradzają, by szyby - przynajmniej te najwyżej położone - zabezpieczyć widocznym dla ptaków elementem. By zwiększyć prawdopodobieństwo zajęcia skrzynki, można się posłużyć sygnałem akustycznym. Jako że jerzyki lubią być tam, gdzie inne osobniki i tworzą duże kolonie, w jednej z budek umieszcza się niekiedy urządzenie wabiące, które przez kilkanaście minut rano i wieczorem nadaje głosy A. apus. Zazwyczaj zaciekawione ptaki osiedlają się już po paru dniach i same zaczynają wabić następnych lokatorów. Do wabienia warto wykorzystać profesjonalne nagrania. Mamy, rzecz jasna, do nich dostęp, i tutaj raz jeszcze ukłon w stronę Pana inż. Gatniejewskiego, i chętnie wskażemy zainteresowanym, jak do nich dotrzeć – mówią poznańscy badacze. Naukowcy podkreślają, że w programach ochrony należy koniecznie współpracować z amatorami-miłośnikami jerzyków. Życie rodzinne tych ptaków można śledzić dzięki kamerom zamontowanym w ich gniazdach. « powrót do artykułu
-
W lutym 2019 r. w Poznaniu rozpoczął się unikatowy projekt. By pokazać "czar" delfinów słodkowodnych i morświnów, ich niebywałe wpasowanie w biogeosystemy, które możemy utracić na zawsze, stworzono rzeczywistej wielkości makiety tych zwierząt. Prawdopodobnie będą one eksponowane w Palmiarni Poznańskiej (być może już od września br.), wraz z oprawą edukacyjną, muzyczną oraz instalacjami. Patronat naukowy nad przedsięwzięciem objęły Katedra Zoologii Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu i Instytut Oceanologii PAN w Sopocie, zaś patronat honorowy - Ambasada Brazylii w Warszawie oraz prezydent miasta Poznania. Delfiny fascynowały ludzi od zawsze. Dowody dokumentujące tę fascynację przetrwały do dziś w literaturze i sztuce. Dość powiedzieć, że pisali o nich m.in. Ezop (bajka "Małpa i delfin") i Homer (delfiny porywała Scylla), Pliniusz Starszy i Młodszy czy Herodot. Ten ostatni przedstawił historię śpiewaka Ariona cudownie ocalonego przez delfiny. Delfiny uważano często za stworzenia boskie, dusze odrodzone po śmierci ludzi. W "Historii naturalnej zwierząt" (Historia animalium) Arystoteles zaliczył delfiny do ssaków; pisał, że zamiast skrzeli mają otwór oddechowy, rodzą żywe młode, mają także mleko i karmią nim swoje młode, jak długo są one małe. Dobra prasa delfinów morskich i słabszy marketing gatunków/podgatunków rzecznych Lata 80. XX w. można nazwać erą delfinów. Przedstawiano je w mediach, literaturze czy filmie. Nic więc dziwnego, że w świadomości społecznej utrwalił się bardzo specyficzny obraz delfina, który zgodnie z wdrukowanym przekazem, jest zwierzęciem inteligentnym, szybko pływającym, a także żyjącym w niebezpiecznym, a zarazem fascynującym dla nas, ludzi, środowisku. Co więcej, gdy zachodzi taka potrzeba, delfin potrafi ofiarować człowiekowi pomoc, a nawet przyjaźń. Wg specjalistów, gwiazdorska popularność nie jest jednak tożsama z rzetelną wiedzą. W świadomości przeciętnego znawcy przyrody określenie delfin odnosi się bowiem głównie do 2 gatunków: delfina pospolitego i butlonosa. To gatunki najbardziej znane z delfinariów, które swego czasu niemal masowo powstawały w USA i Europie, czy wycieczek po morzu. Jak podkreśla Piotr Przyłucki, założyciel stowarzyszenia Castellum Nostrum, to właśnie w oparciu o delfiny morskie tworzy się wszelkie programy badawcze, terapeutyczne, edukacyjne, propagujące ochronę środowiska i jego żywych zasobów naturalnych. Wydaje się, że to właśnie w tym momencie nauka "zapomniała" wspomnieć o istnieniu endemicznych (wówczas niezagrożonych) delfinów, które wyglądają szczególnie dziwnie, słabo widzą i nie chcą się z człowiekiem przyjaźnić. [...] Można wysnuć wniosek, że zabrakło im tak ważnej "medialności", jaką miały już orki, delfiny białobokie, pospolite, Commersona [czarnogłowe], [...], a szczególnie butlonosy! Z biegiem lat sytuacja znacznie się zmieniła. Przespaliśmy to, co ciekawe i niezagrożone. Pozostało nam jedynie – ciekawe! Te wyjątkowe zwierzęta potrzebują teraz każdej przemyślanej pomocy. Wymarcie delfina chińskiego (Lipotes vexillifer) – gatunek oficjalnie wciąż jest uznawany za krytycznie zagrożony, ale wszystko wskazuje na to, że wyginął – który zamieszkiwał rzekę Jangcy i był tam nazywany baiji, poruszyło przyrodniczy świat. Coś drgnęło. Ale czy potrzebne było aż jego wyginięcie? W Jangcy nadal występuje morświnek bezpłetwy (Neophocaena phocaenoides), który preferuje obszary mieszania wody słodkiej ze słoną (w Jangcy stwierdzono jego obecność w odległości 1600 km od ujścia). O jego bezpieczny status walczy się teraz wszelkimi środkami. Niełatwe życie Dlaczego ta grupa zwierząt znajduje się w tak trudnej sytuacji? W końcu morscy krewni (z wyjątkiem krytycznie zagrożonej vaquity i delfina Maui) miewają się o wiele lepiej i ich liczebność jest wyższa. Naukowcy zajmujący się ochroną rzek w Ameryce Południowej i Azji Południowo-Wschodniej mawiali, że wielkość populacji delfinów rzecznych jest jednym z najważniejszych wskaźników zdrowia ich rzek! Zatem tak drastyczny spadek liczebności gatunków tych ssaków w ostatnich dekadach musi [...] wskazywać na spore zachwianie naturalnej równowagi. Ponadto siedliska delfinów zupełnie pokrywają się z obszarami intensywnie użytkowanymi przez ludzi. Nie wolno zapominać, że uprawy ryżu, trzciny cukrowej i bawełny pochłaniają za pośrednictwem systemów irygacyjnych ogromne ilości wody. Kolejnym szkodliwym procesem jest zrzut odpadów i zanieczyszczeń. Najbardziej zabójcze są dla delfinów sieci pławnicowe. Mimo zakazu są one wykorzystywane do dziś. To właśnie takie sieci przyczyniły się do wytępienia delfina chińskiego. Od ok. 10 lat w przypadku złapanych w sieci delfinów amazońskich (inia, sotalia) i gangesowych (delfin gangesowy, indyjski, oreczka krótkogłowa) powszechną praktyką jest ich nieuwalnianie i zabijanie, by wykorzystać mięso jako przynętę na sumy. Poznański wkład w edukację Jak już wspominaliśmy, wszystko zaczęło się w lutym 2019 r. W zespole pomysłodawców i wykonawców projektu znaleźli się Wilhelmina Delfina Przyłucka (wówczas 6-letnia) i Piotr Przyłucki, założyciel stowarzyszenia Castellum Nostrum, absolwent niegdysiejszej Akademii Rolniczej w Poznaniu, a w zespole organizacyjnym - prof. Piotr Tryjanowski, kierownik Katedry Zoologii Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu. Celem inicjatywy jest propagowanie wiedzy o delfinach rzecznych i morświnach, a w dalszej przyszłości powołanie eduwalarium. Po sporych trudnościach technicznych, logistycznych i finansowych powstały już makiety wszystkich gatunków rzecznych i morświnów. Specjalną muzykę stworzyła zaprzyjaźniona grupa Amanita Records. W tworzeniu makiet wykorzystano komputery, które na podstawie setek zdjęć danego gatunku pozwoliły na wykonanie figur 3D. Ciągle wszystko udoskonalamy, próbujemy nie tylko sprawdzać odwzorowania graficzne, malować, aranżować otoczenie, ale nawet uczymy sztuczne delfiny pływać – żartują poznańscy miłośnicy delfinów. [...] My nie lubimy trywialnych rozwiązań. Chcielibyśmy o delfinach opowiedzieć więcej. Bo o ile mamy skojarzenia kulturowe, wywołane przez liczne filmy przygodowe, przyrodnicze i animowane, gdzie delfiny dzielnie bawią się wśród fal mórz i oceanów, to pewnie ogromnym zaskoczeniem będzie, że kilka gatunków delfinów spędza swoje niełatwe życie w wodach słodkich – rzekach, a nawet jeziorach! - podsumowuje prof. Tryjanowski. « powrót do artykułu
- 1 odpowiedź
-
- delfiny rzeczne
- morświny
- (i 5 więcej)
-
Naukowcy z Poznania badają miejskie mrówki nadrzewne
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Nauki przyrodnicze
Myśląc o mrówkach, większość ludzi ma przed oczami owady zamieszkujące podziemne gniazda albo kopce zlokalizowane nieco powyżej poziomu gruntu. Jak podkreślają naukowcy z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu (UPP), wiele gatunków faktycznie gniazduje w ten sposób, są jednak takie, które obierają inne strategie. Specjaliści z Katedry Zoologii wspinają się na drzewa i badają, jak kształtuje się występowanie mrówek dendrofilnych w przestrzeni miejskiej. Odnosząc się do strategii gniazdowania mrówek, naukowcy podkreślają, że zdarzają się kolonie bytujące wewnątrz wyrzuconej butelki lub puszki, a nawet w żołędziach. Pewne gatunki potrafią zamieszkiwać fragment suchej gałęzi wysoko w koronie drzewa. Część z nich potrafi nawet większość swojego życia – jeżeli nie całe – spędzić, w ogóle nie schodząc na powierzchnię gruntu. Sporo gatunków dendrofilnych (związanych z drzewami) ma niewielkie rozmiary ciała i tworzy kolonie o niedużej liczebności. Ponieważ wymagania lokalowe są w takim przypadku niewielkie, cała kolonia może się pomieścić w niewielkiej suchej gałęzi gdzieś wysoko na drzewie. By prowadzić skuteczniejsze działania ochronne, należy ustalić, które aspekty antropopresji są najważniejsze dla różnych grup zwierząt. Mrówki żyjące w miastach, także w ich centrach, mogą spędzić całe życie wysoko w koronie drzewa, dlatego potencjalnie nie muszą reagować na człowieka tak samo, jak gatunki żyjące bliżej poziomu gleby. Realizowany w Katedrze Zoologii UPP projekt pt. "Zbiorowiska dendrofilnych gatunków mrówek w gradiencie urbanizacyjnym" ma rozwiązać powyższe wątpliwości. Kierownikiem projektu finansowanego ze środków Narodowego Centrum Nauki jest mgr Michał Michlewicz, a opiekunem naukowym prof. dr hab. Piotr Tryjanowski. Naukowcy chcą sprawdzić, jak kształtuje się występowanie mrówek w zieleni miejskiej przy uwzględnieniu gęstości zabudowy, gatunku drzewa, wysokości na drzewie czy udziału martwych fragmentów w koronie. Ważnym elementem badań są pomiary temperatury. Za pomocą tzw. loggerów, które mierzą temperaturę przez dłuższy czas, możliwe jest określenie, jak na ten aspekt reagują mrówki, które jako grupa są organizmami ciepłolubnymi (termofilnymi). Naukowcy wykorzystują arborystyczne techniki linowe. Operując w koronach drzew, mogą pełniej poznać tutejsze gatunki mrówek. Część terenowa badań właśnie się zakończyła. Obecnie trwa analiza danych. « powrót do artykułu-
- mrówki dendrofilne
- przestrzeń miejska
- (i 4 więcej)
-
Co ptaki robią w czasie wakacji? Upalne lato powoduje, że widujemy je coraz rzadziej, stają się skryte, płochliwe, milczące. Dlaczego tak się dzieje, tłumaczy prof. Piotr Tryjanowski z Instytutu Zoologii Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu. Skowronki od marca śpiewały w wiszącym locie, wabiąc w ten sposób samice. Teraz ptaki muszą naprawić pióra i aparat głosowy. Inne gatunki mają swoje problemy, w tym upał - trudniejszy do zniesienia niż zimno. Samce już nie walczą o terytoria, więc niepotrzebny staje się śpiew i częste przeloty z miejsca na miejsce. Pisklęta zostały odchowane, tak więc ptasi rodzice mają czas na chwilę odpoczynku. Można by wręcz powiedzieć – zasłużone wakacje – wyjaśnia prof. Tryjanowski. Dodaje, że co gatunek, to nieco inny patent na przeżycie wakacyjnych miesięcy roku. Są gatunki – takie jak bocian biały czy gąsiorek - które jeszcze odchowują pisklęta. Wiele ptaków, którym nie udało się wyprowadzić lęgów, będzie jeszcze próbować swych rodzicielskich sił nawet do połowy sierpnia. Choć ich szanse są coraz mniejsze z każdym dniem. Wysokie temperatury bywają dla pierzastych stworzeń o wiele większym wyzwaniem niż zimno. Zdaniem poznańskiego badacza, fascynującym przykładem naprawdę zasłużonych wakacji jest skowronek. Śpiew w wiszącym locie, nad łąkami i polami, od połowy marca do końca czerwca, często po kilkanaście godzin na dobę, to niezwykle kosztowny sposób wabienia samicy. Prof. Tryjanowski, który kiedyś zajmował się tym gatunkiem, porównuje ów wysiłek do biegania po schodach w wieżowcu i jednoczesnego wykonywania arii operowych. Dlatego latem skowronek milknie, staje się skryty i rozpoczyna pierzenie, coroczną wymianę piór. Część drapieżników – np. błotniaki – uczy się polować wraz z rodzicami. Wakacje dla nich to taki obóz sportowy – poprawa kondycji i nowa przygoda. W połowie lipca nad brzegami zbiorników wodnych i na zalanych łąkach można już obserwować ptaki siewkowate: brodźce czy biegusy – dopiero co w maju podążały na północ, a już wracają na południe. Tylko krótkie, intensywne dwa miesiące w Arktyce i powrót na zimowiska - opisuje profesor ptasie życie w ciągłym biegu, a właściwie locie. Ciepłolubne gatunki - żołna, jerzyk, ale i bocian biały - już w końcu sierpnia wyruszą na wędrówkę do Afryki. Zapewne o nich śpiewano harcerską piosenkę 'Lato z ptakami odchodzi'. My zaś mamy ogromne szczęście, że lato właśnie się zaczyna, a jeśli ktoś chce się teraz przyjrzeć ptakom, to warto pomóc przyrodzie. Na przykład przygotować pojnik, płaską kuwetę z kamieniem, i jak tylko skończy się deszczowa pogoda, to miejsce jak znalazł - radzi prof. Tryjanowski. « powrót do artykułu