Znajdź zawartość
Wyświetlanie wyników dla tagów ' Japonia' .
Znaleziono 21 wyników
-
Podczas wykopalisk na Molkenmarkt, najstarszym placu Berlina, archeolodzy dokonali niespodziewanego odkrycia. W piwnicy domu zniszczonego w czasie II wojny światowej znaleziono broń białą. Początkowo odkrywcy przypuszczali, że mają do czynienia z szablą paradną. Jednak podczas prac konserwatorskich okazało się, że to japoński krótki miecz wakizashi z XVII wieku. A być może nawet starszy. Po zniszczeniach II wojny światowej, w latach 60. XX wieku dzielnica Mitte w Berlinie została znacznie przebudowana, dostosowano ją do większego ruchu samochodowego. Pracujący tam archeolodzy wiedzieli, że pod poziomem obecnych ulic znajdą piwnice starszych budynków. W jednej z takich piwnic, wśród gruzu, którymi wypełniono ją pod koniec II wojny, znajdują części rzędu końskiego z jednostki artyleryjskiej. Wśród nich jest broń biała, którą biorą za szablę paradną. Wszystkie znaleziska archeologiczne z terenu Berlina trafiają do konserwacji w Muzeum Prehistorii i Wczesnej Historii. Tam dokonano sensacyjnego odkrycia. Okazuje się, że to japoński wakizashi. Jedna strona rękojeści jest poważnie uszkodzona przez ogień. Jednak zachowała się druga strona, zarówno sama drewniana rękojeść (tsuka), skóra płaszczki jak i tekstylna taśma oplatająca rękojeść. Pierścień (fuchi) znajdujący się pomiędzy rękojeścią a jelcem (tsuba), ozdobiony został wizerunkiem Daikoku, jednego z siedmioro bogów szczęścia, którego można poznać po młotku i worku z ryżem. Sama tsuba jest ozdobiona motywem chryzantemy i wody. Na podstawie zdobień i stylu miecz można datować na okres Edo (XVII-XIX wiek). Jednak badania za pomocą promieniowania rentgenowskiego przyniosły kolejne niespodzianki. Okazało się, że ostrze było oryginalnie dłuższe, ale zostało skrócone. Na jego części służącej za rękojeść (nakago) widoczne są dwa otwory do mocowania, ale wykorzystano tylko jeden. Oczywistym stało się, że drewniana rękojeść została dodana później, po skróceniu ostrza. Takie skrócenie dłuższego miecza, by zrobić z niego wakizashi oznacza, że oryginał powstał wcześniej. Zabytek może pochodzić nawet z XVI wieku. Skracanie mieczy było popularne w okresie Edo, gdy władze nakazały samurajom noszenie dwóch mieczy – katany oraz krótszego. Z krótszych zwykle wybierano właśnie wakizashi. Jak symbol statusu samuraja mógł trafić do berlińskiej piwnicy? Być może miecz został przywieziony przez japońską misję dyplomatyczną Takenouchi z 1862 roku lub misję Iwakura z 1873 roku. Misje te to podróże japońskich ambasadorów, którzy odwiedzali Europę i nawiązywali kontakty dyplomatyczne. Przypuszczenie o pochodzeniu miecza z którejś z tych misji jest tym bardziej uzasadnione, że na Molkenmarkt znajdowały się arystokratyczne pałace wybudowane w pobliżu zamku w Berlinie. « powrót do artykułu
-
Pojawienie się ludzi w obu Amerykach – ostatnich kontynentach zasiedlonych przez H. sapiens – jest przedmiotem intensywnych badań, a ostatnio naukowcy mogą korzystać z coraz bardziej wyrafinowanych narzędzi genetycznych. Nie od dzisiaj wiemy, że Amerykę zasiedlili mieszkańcy wschodniej Syberii, jednak zdobywamy coraz więcej danych wskazujących, że migrowali tam ludzie z różnych części Eurazji. Naukowcy z Chińskiej Akademii Nauk przedstawili właśnie dowody, na migrację z dzisiejszych północnych wybrzeży Chin do Ameryki oraz na Wyspy Japońskie. Naukowcy skupili się na dziedziczonym w linii żeńskiej mitochondrialnym DNA. Typ D4h3a (typowa dla mieszkańców Ameryki) oraz D4h3b (zidentyfikowany dotychczas tylko we Wschodnich Chinach i Tajlandii) sugerują, że źródło genomu wczesnych mieszkańców Ameryk było bardziej zróżnicowane. Przeanalizowaliśmy 216 współczesnych i 39 prehistorycznych D4h. Nasze badania ujawniły, że doszło dwóch epizodów migracji D4h z północnych wybrzeży Chin. Jeden miał miejsce podczas maksimum ostatniego zlodowacenia, a drugi podczas wycofywania się lodowca, co ułatwiło rozprzestrzenianie się ludzi na różne obszary, w tym do Ameryk i na Wyspy Japońskie. Dystrybucja wzdłuż wybrzeży amerykańskiego typu D4h3a i japońskich D4h1a oraz D4h2, w połączeniu z archeologicznymi podobieństwami pomiędzy północnymi Chinami, Amerykami i Japonią, wspiera hipotezę o takim rozprzestrzenianiu się ludzi, czytamy na łamach Cell Reports. Historia zasiedlania Ameryk jest więc bardziej złożona, niż się wydaje. Do poprzednio opisywanych przodków z Syberii, Australomelanezji i Azji Południowo-Wschodniej należy dodać też pulę genetyczną z północnych wybrzeży Chin, mówi główny autor badań, antropolog molekularny Yu-Chun Li. Chińscy naukowcy poszukiwali śladów genetycznych, które mogły połączyć paleolitycznych mieszkańców Azji Wschodniej z mieszkańcami Chile, Peru, Boliwii, Ekwadoru, Brazylii, Meksyku i Kalifornii. Przyjrzeli się ponad 100 000 współczesnych i 15 000 starych próbek DNA i znaleźli w nich próbki pochodzące od 216 współczesnych i 39 prehistorycznych przedstawicieli wspomnianego typu genetycznego. Zidentyfikowali dwa epizody migracji z północnych wybrzeży Chin do Ameryki. W obu przypadkach migracja odbyła się drogą prowadzącą wybrzeżem Pacyfiku, a nie śródlądowym korytarzem wolnym od lodu. Do pierwszej migracji doszło pomiędzy 26 000 a 19 500 lat temu, podczas maksimum zlodowacenia. Druga migracja miała zaś miejsce między 19 000 a 11 500 lat temu. W tym czasie populacja człowieka szybko się zwiększała, co sprzyjało pojawianiu się impulsów migracyjnych. Prawdopodobnie na wzrost populacji wpływ miał koniec zlodowacenia i polepszające się warunki klimatyczne. Niespodzianką było zaś odkrycie związku genetycznego pomiędzy mieszkańcami Ameryki i Japonii. Wszystko wskazuje na to, że podczas drugiego epizodu migracji część ludzi przeszła do Ameryki, a część na Wyspy Japońskie. « powrót do artykułu
-
Archeolodzy znaleźli drewnianą maskę z początków państwa Yamato
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Humanistyka
W ruinach Nishi-Iwata w Higashiōsace odkryto drewnianą maskę sprzed 1800-1900 lat (z wczesnego okresu kofun). Wykopaliska prowadzono w związku z rozbudową Osaka Monorail. Maska ma niemal 30 cm długości, 17,7 cm szerokości i 2 cm grubości. To trzecia drewniana maska z tego okresu, jaką kiedykolwiek odkryto w Japonii. W pobliżu prawego ucha widać otwór, co sugeruje, że przeciągano przez niego mocowanie. Ponieważ na ceramice z okresu yayoi widać postaci szamanów w masce (uważa się, że to przedstawienia rytuałów rolnych), niewykluczone, że opisywana maska była wykorzystywana przy podobnych okazjach. Maskę z drewna cedrowego odkryto w warstwie powodziowej, 2,9 m pod powierzchnią. Dzięki podmokłemu terenowi zachowała się w idealnym stanie. Ponieważ jest ciężka, a na odwrocie płaska, raczej nie noszono jej na twarzy, a jedynie eksponowano. Nieopodal maski znaleziono inne drewniane przedmioty z tego okresu (m.in. deski z cebrzyka na wodę). Sądzę, że maska przedstawia „ducha głowy”. To prawdopodobnie bóstwo o antropomorficznej postaci, reprezentujące władzę Ōkimi. Uważam, że takie maski wykorzystywały podczas ceremonii wpływowe osoby z koalicji klanów państwa Yamato - wyjaśnia Kaoru Terasawa, dyrektor Research Center for Makimukugaku. Ōkimi to tytuł władcy tej koalicji, która od III do VII wieku skupiała potężne klany z dzisiejszej prefektury Nara. Od 29 kwietnia do 7 maja maskę będzie można oglądać w Prefekturalnym Muzeum Kultury Yayoi w Izumi. Zwiedzający będą się również mogli zapoznać z repliką wykonaną na drukarce 3D. Na 6 maja zaplanowano wykład dot. wykopalisk. « powrót do artykułu-
- drewniana maska
- Nishi-Iwata
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Współcześni mieszkańcy Wysp Japońskich to potomkowie dwóch grup ludności – łowców-zbieraczy kultury Jomon zamieszkujących Wyspy od około 16 000 lat i wschodnioazjatyckich rolników, którzy zaczęli migrować z kontynentu ok. 800 roku po Chrystusie. Naukowcy z Uniwersytetu Tokijskiego, wykorzystując narzędzie analityczne o nazwie indeks markeru przodków (AMI, ancestry-marker index) opisali dystrybucję i sposób łączenia się obu wspomnianych grup. Odkryli przy tym, że Jomon byli bardziej odporni na głód, ale mieli tendencję do otyłości, a rolnicy lepiej radzili sobie z chorobami zakaźnymi, ale mieli tendencje do zbyt silnych reakcji immunologicznych i rozwoju np. astmy. Chciałem zbadać pochodzenie Japończyków, by odkryć własne korzenie. Opracowałem więc metodę statystyczną, która pozwala na identyfikowanie specyficznych wariantów genetycznych ludu Jomon w porównaniu do wariantów genetycznych z kontynentalnej Azji Wschodniej oraz późniejszych domieszek", mówi profesor Yusuke Watanebe. W antropologii takie metody są często stosowane do wykrywania komponentów genetycznych, jakie powstały wskutek mieszania się izolowanych wcześniej populacji, dodaje uczony. Watanabe mówi, że najpopularniejsze z tych narzędzi, jak S* używane do identyfikowania komponentu genetycznego neandertalczyków czy denisowian, nie sprawdzały się w przypadku Japończyków. Powstało więc AMI, które radziło sobie z procesami wymiany genetycznej, do których doszło niedawno. Korzystając z AMI oraz genetycznego markera ludu Jomon zwanego JAS (Jomon allele score), naukowcy przeanalizowali genom 10 842 mieszkańców Kraju Kwitnącej Wiśni. Zbadali proporcję JAS w genomie poszczególnych osób i znaleźli korelację z wydarzeniami z historii Japonii. Z wcześniejszych badań wiemy, że uprawa ryżu rozpoczęlła się w Japonii od północnej części wyspy Kiusiu, zatem to tam musieli najpierw przybyć rolnicy. Następnie ryż rozprzestrzenił się na region Kinki w centralno-zachodniej Japonii – tam, gdzie obecnie znajdują się Kioto i Osaka – oraz na wyspę Sikoku. Badania AMI wykazały, że mieszkańcy tych regionów mają w swoich genach niższy odsetek JAS i wyższy odsetek genów populacji rolników. Natomiast najwięcej komponentu JAS stwierdzono u mieszkańców Okinawy, a następnie w regionach Tohoku na północnym-wschodzie i Kanto w centralnej Japonii (tam, gdzie obecnie znajduje się Tokio). Już wcześniej uważano, że tamtejsi mieszkańcy są w większym stopniu potomkami Jomon. Obecne badania to potwierdziły. Naukowcy znaleźli też ważne różnice pomiędzy grupami, które utworzyły współczesną Japonię. Łowcy-zbieracze Jomon mieli wyższy poziom cukru i trójglicerydów we krwi, co czyniło ich bardziej odpornymi na okresy głodu. Z kolei rolnicy z kontynentu byli lepiej chronieni przed chorobami zakaźnymi dzięki wyższemu poziomowi CRP i eozynofili. Następnie przyjrzeli się regionalnym różnicom w otyłości wśród 5-letków oraz przypadkom astmy. Stwierdzili, że osoby z wyższym odsetkiem genów ludu Jomon częściej byli otyli, a mieszkańcy regionów, gdzie wyższy odsetek stanowił komponent genetyczny rolników z kontynentów częściej zapadali na astmę. Odkryliśmy, że odsetek genów Jomon jest w znaczący sposób skorelowany ze współczesnymi regionalnymi różnicami w występowaniu otyłości i astmy wśród Japończyków, podsumowuje Watanabe. Obecnie próbuję wykorzystać te dane w nowych badaniach, które mogą pomóc w lepszym zrozumieniu cech fizjologicznych naszych przodków. AMI może posłużyć nie tylko do badania Japończyków, ale również mieszkańców Oceanii czy ludności pochodzenia malagaskiego. Mam nadzieję, że zostanie wykorzystane przez innych badaczy, dodaje. « powrót do artykułu
- 1 odpowiedź
-
- Japończycy
- przodkowie
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
W czasie, gdy na Ziemię wracał Orion, z należącego do Pentagonu kosmodromu Cape Canaveral Space Force Station, wystartowała rakieta Falcon 9 z prywatną japońską misją Hakuto-R (Biały królik) na pokładzie. W ramach misji przygotowanej przez japońską firmę ispace w przestrzeń kosmiczną trafił jej lądownik księżycowy, łazik ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich (ZEA), niewielki robot Japońskiej Agencji Kosmicznej (JAXA) oraz urządzenia z Kanady i USA. Lądowanie na Srebrnym Globie zaplanowano na kwiecień przyszłego roku. Dla porównania przypomnijmy, że Orion doleciał do Księżyca w ciągu 5 dni. ispace zaprojektowała misję tak, by zużyła jak najmniej paliwa. Pozwoliło to zaoszczędzić pieniądze oraz zabrać większy ładunek. Dlatego też pojazd ispace oddali się od Ziemi na odległość 1,6 miliona kilometrów, później zawróci i pod koniec kwietnia 2023 roku spotka na swojej drodze Księżyc. Lądownik ispace ma trafić do krateru Atlas. Zabrał on na pokład niewielkiego robota zbudowanego przez Japońską Agencję Kosmiczną (JAXA), który będzie poruszał się na kołach i badał powierzchnię Księżyca. Na Srebrnym Globie wyląduje też Rashid, łazik ZEA. Jest niewielki. Waży zaledwie 10 kilogramów i będzie pracował na powierzchni przez 10 dni. To zresztą nie pierwsza misja księżycowa niewielkiego arabskiego kraju. Na orbicie Srebrnego Globu znajduje się już satelita Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Celem Rashida jest prowadzenie badań nieeksplorowanego dotychczas regiony Księżyca oraz testowanie technologii, które mogą być przydatne podczas załogowej misji na Marsa. Jeśli się uda, będzie to pierwsza misja Emiratów i jakiegokolwiek kraju arabskiego zakończona lądowaniem na Księżycu. Na pokładzie misji ispace znalazł się też kanadyjski komputer wyposażony w algorytmy sztucznej inteligencji, który będzie identyfikował utwory geologiczne napotkane przez łazik z Emiratów oraz kanadyjskie kamery o polu widzenia 360 stopni. Japończycy zabrali też przygotowany przez NASA laser, który będzie poszukiwał lodu w ciągle zacienionych kraterach na biegunie południowym Księżyca. Firma ispace to jedno z niewielu prywatnych przedsiębiorstw, które próbują przeprowadzić lądowanie na Księżycu. Dotychczas miękkie lądowanie na Srebrnym Globie udawało się tylko państwowym agencjom kosmicznym USA, ZSRR i Chin. « powrót do artykułu
-
Podczas wykopalisk archeologicznych w dawnej stolicy Japonii – Kioto – znaleziono pozostałości Tokaden, wspominanego w literaturze X/XI wieku prywatnego pawilonu cesarzowej i dam dworu. Pochodzący z końca VIII wieku pawilon stanowił część cesarskiego kompleksu pałacowego. Dotychczas przeprowadzone wykopaliska sugerują, że prywatna rezydencja cesarza składała się wówczas m.in. z 17 pawilonów, i rozciągała się na 182 metry w kierunku wschód-zachód i 226 metrów w kierunku północ-południe. Tokaden wymieniany jest w Genji monogatari (Opowieść o Genjim, Opowieść o księciu Promienistym) z ok. 1008 roku. Autorem dzieła, napisanego dla kobiet z japońskiej arystokracji, jest Murasaki Shiibu i jest ono czasem uznawane za pierwszą nowoczesną powieść i pierwszą powieść psychologiczną. O pawilonie Tokaden możemy również przeczytać w Zapiskach spod wezgłowia, dziennikach damy dworu Sei Shōnagon. Zapiski powstały w latach 996–1010. Pawilon cesarzowej został odsłonięty w ramach prac prowadzonych od 2015 roku. Dzięki historycznym dokumentom archeolodzy wiedzieli, że pawilonu Tokaden należy spodziewać się w północno-zachodniej części kompleksu pałacowego, a na południe od niego stał pawilon Kokiden. I rzeczywiście, znaleziono tam pięć okrągłych zagłębień o średnicy 1,2–1,5 metra. Były one ułożone w kierunku północ-południe, a odległości pomiędzy nimi wynosiły od 2,1 do 3 metrów. W zagłębieniach takich ustawiano słupy podpierające budynek. Nie stosowano fundamentów. Dzięki dokumentacji z okresu Edo (1603–1867), w której znalazł się szczegółowy opis położenia pałacowych budynków, archeolodzy upewnili się, że mają do czynienia z południowo-zachodnią częścią pawilonu Tokaden. Wiemy też, że cała budowla rozciągała się na około 12 metrów na linii wschód-zachód i 27 metrów na linii północ-południe. Znaleziono również wiele innych wskazówek, świadczących o tym, że mamy do czynienia z prywatnym pawilonem cesarzowej. W południowo-zachodnim narożniku odkryto kamienną strukturę ułożoną w kształt litery L. Struktury takie służyły do odprowadzania wody opadowej z dachu. Podobną strukturę odkryto w północnej części pawilonu Kokiden. Zaś pomiędzy nimi znaleziono pozostałości chodnika łączącego oba pawilony. Archeolodzy uważają, że systemy odprowadzające wodę pochodzą z X wieku lub okresu późniejszego, kiedy to Tokaden został przebudowany, a wspierające go kolumny ustawiono na fundamentach. Dzięki odkryciu pozostałości Tokaden naukowcy musieli zweryfikować swoje przekonania dotyczące ówczesnej architektury japońskiej. Gdy w roku 794 cesarz Kammu przenosił stolicę do Kioto, zwanego wówczas Heian-kyo, kultura japońska znajdowała się pod bardzo silnym wpływem chińskiej kultury dynastii Tang. Dotychczas sądzono, że wszystkie ważniejsze budynki stawiano z wykorzystaniem kamiennych fundamentów, gdyż tak budowano w Chinach. Okazuje się jednak, że tradycyjna japońska metoda budowania bez fundamentów była wykorzystywana także w Heian-kyo. Stolica Japonii, czyli miejsce, gdzie znajdowała się cesarska rezydencja, wielokrotnie się zmieniała zarówno w czasach legendarnych, jak i historycznych. W końcu w roku 794 cesarz Kammu, 50. władca Japonii, przeniósł swój dwór do Heian-kyo. Tym samym w historii Kraju Kwitnącej Wiśni rozpoczął się okres Heian. To czas stosunkowo silnej władzy cesarskiej, która jednak w coraz większym stopniu była kontrolowana przez potężne klany możnowładców. Okres Heian zakończył się w 1185 roku, kiedy to klan Minamoto, po pokonaniu klanu Taira, przeniósł centrum administracyjne kraju do miasta Kamakura. Zapoczątkowało to kolejny okres w dziejach Japonii, szogunat Kamakura. Niezależnie jednak od tego, gdzie w kolejnych wiekach rezydowali sprawujący rzeczywistą władzę szogunowie, siedzibą cesarza, a przez to miastem uznawanym za stolicę, przez 1000 lat pozostawało Kioto. Zmieniło się to dopiero w roku 1868, kiedy po obaleniu szogunatu Tokugawa (1603–1868) rząd Japonii zdecydował o przeniesieniu dworu cesarskiego do stolicy Tokugawów, Edo, i zmianie nazwy miasta na Tokio. « powrót do artykułu
-
Po USA Japonia, TSMC zapowiada budowę kolejnej fabryki
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Technologia
Firma Taiwan Semiconductor Manufacturing Co. (TSMC), największy na świecie producent układów scalonych na zlecenie, poinformowała, że wybuduje fabrykę półprzewodników w Japonii. To już druga tego typu zapowiedź w ostatnim czasie. Przed kilkoma miesiącami TSMC ogłosiła, że zainwestuje 12 miliardów dolarów w budowę nowej fabryki w Arizonie. Prace budowlane w Japonii rozpoczną się przyszłym roku, a masowa produkcja chipów ma rozpocząć się w roku 2024. Japoński zakład będzie wyposażony w linie do produkcji w technologii 22 i 28 nanometrów. Będzie więc mniej zaawansowany technologicznie niż fabryka w Arizonie, gdzie powstanie 7-nanometrowa linia technologiczna. W Kraju Kwitnącej Wiśni z taśm produkcyjnych TSMC będą zjeżdżały podzespoły dla produktów konsumenckich, przemysłu samochodowego oraz Internet of Things. Dyrektor wykonawczy TSMC, C.C. Wei, poinformował, że firma otrzymała pomoc od japońskiego rządu i swoich japońskich klientów. Nie ujawnił wartości inwestycji, ale zrobił to premier Japonii Fumi Kishida, który poinformował parlament, że budowa pochłonie 8,8 miliarda USD, a część kosztów weźmie na siebie rząd. Japońska prasa dowiedziała się, że fabryka powstanie w prefekturze Kumamoto na zachodzie kraju, na ternie należącym do Sony i w pobliżu fabryki Sony, w której powstają matryce światłoczułe. Taka lokalizacja ma spory sens, gdyż Sony jest największym japońskim klientem TSMC. Światowy przemysł wciąż ma poważny problem z dostępnością półprzewodników. Niedawno Apple poinformował że najprawdopodobniej będzie zmuszony zmniejszyć tegoroczną produkcję iPhone'ów 13 nawet o 10 milionów sztuk. Do zmniejszenia produkcji została zmuszona też Toyota. Pandemia z pełną mocą ujawniła, jak bardzo producenci elektroniki z Europy, USA i Japonii są uzależnieni od chińskich, tajwańskich i południowokoreańskich producentów półprzewodników. Rozpoczęto więc działania, które mają zapobiegać tego typu sytuacjom w przyszłości. Sekretarz Handlu USA zaproponowała przeznaczenie 52 miliardów dolarów na badania nad półprzewodnikami i ich produkcję, Europa chce zwiększyć swoje możliwości produkcyjne, podobnie robi też Japonia. Na Uniwersytecie Tokijskim powołano dwie specjalne organizacje – Research Association for Advanced Systems (RAAS) oraz d.lab – których celem będzie ułatwienie wymiany technologicznej. W ramach RAAS, do której wstęp jest ograniczony, firmy takie jak TSMC, Hitachi czy Toppan mogą wymieniać się swoim know-how oraz korzystać z wyników zaawansowanych badań materiałowych, fizycznych i chemicznych prowadzonych na Uniwersytecie Tokijskim. « powrót do artykułu -
Naukowcy opisali ofiarę ataku rekina sprzed 3 tys. lat
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Humanistyka
Międzynarodowy zespół naukowców opisał ofiarę ataku rekina sprzed 3 tys. lat. Autorzy publikacji z Journal of Archaeological Science: Reports podkreślają, że szczątki kostne ze stanowiska Tsukumo z Okayamy ze śladami licznych urazów stanowią najstarszy bezpośredni dowód ataku rekina na człowieka; dotąd za najstarszy uznawano przypadek, do którego doszło ok. 1000 r. n.e. Posługując się różnymi metodami, ekipa odtworzyła przebieg zdarzeń. Najnowszego odkrycia dokonali badacze z Uniwersytetu Oksfordzkiego - J. Alyssa White i prof. Rick Schulting. Badali oni dowody gwałtownego urazu na szczątkach kostnych myśliwych-zbieraczy na Uniwersytecie w Kioto. Wtedy też natknęli się na No 24 ze stanowiska Tsukumo - dorosłego mężczyznę ze śladami licznych urazów. Początkowo zaskoczyło nas, co mogło spowodować przynajmniej 790 głębokich ran o ząbkowanych krawędziach - podkreślali naukowcy. Urazy ograniczały się głównie do rąk, nóg oraz przedniej części klatki piersiowej i brzucha. Na drodze eliminacji wykluczyliśmy konflikt ludzki oraz częściej opisywane przypadki działalności drapieżników czy padlinożerców. Ponieważ archeologiczne przypadki ataków rekinów są skrajnie rzadkie, akademicy zwrócili się ku współczesnym przypadkom sądowym; nawiązali współpracę z ekspertem w tej dziedzinie - emerytowanym dyrektorem Florida Program for Shark Research. Mężczyzna został zaatakowany na Morzu Wewnętrznym w okresie Jōmon - ok. 1370–1010 cal BC (cal BP to liczba lat przed 1950 r., uzyskana metodą radiowęglową skalibrowaną innymi metodami w celu wyeliminowania wpływu zmiennej w czasie zawartości atmosferycznego 14C). Rozkład ran stanowi mocną wskazówkę, że ofiara żyła w czasie ataku. Jego lewa dłoń była oderwana (mężczyzna doznał obrażeń obronnych). Niedługo po ataku jego zwłoki wydobyto i pochowano na cmentarzu Tsukumo. Zapiski z wykopalisk pokazują, że brakowało prawej nogi, a lewą nogę umieszczono na ciele w odwróconej pozycji. Biorąc pod uwagę urazy, musiał być ofiarą ataku rekina. Niewykluczone, że łowił z innymi ryby (to dlatego można go było szybko wydobyć). Zważywszy na cechy i rozkład śladów zębów, rekin, który zaatakował tego człowieka, był najprawdopodobniej żarłaczem białym albo tygrysim. Ludzie żyjący w okresie Jōmon [okresie w historii Japonii odpowiadającym neolitowi] korzystali z różnych zasobów morskich. Nie jest jasne, czy Tsukumo 24 celowo wabił rekiny, czy też raczej rekiny przyciągnęła krew bądź przynęta na inne ofiary. Tak czy siak, opisywane znalezisko [...] stanowi rzadki przykład, gdy archeolodzy są w stanie zrekonstruować dramatyczny epizod z życia prehistorycznej społeczności - podsumowuje dr Mark Hudson z Max-Planck-Institut für Menschheitsgeschichte. « powrót do artykułu-
- atak rekina
- ofiara
- (i 7 więcej)
-
Władze Tokorozawy, miasta na wyspie Honsiu, zaprezentowały niedawno 27 pokryw studzienek kanalizacyjnych z wyświetlaczami LED, na których można zobaczyć postaci z popularnych anime. Ich wykorzystanie ma m.in. zmniejszyć przestępczość na głównej ulicy miasta. Pierwszego sierpnia br. miejski Wydział Wodociągowo-Kanalizacyjny zainstalował 27 pokryw z wyświetlaczami LED zasilanymi panelami słonecznymi. To pierwsze takie pokrywy w Japonii. Artystyczne pokrywy studzienek są już Kraju Kwitnącej Wiśni tradycją. W latach 50. XX w. odlewane pokrywy włazów przedstawiały proste wzory geometryczne (istniał wzór z Tokio, Nagoi itp.). W 1985 r. urzędnik Yasutake Kameda wpadł jednak na pomysł, by za pomocą artystycznych wersji przekonać sceptycznie nastawione społeczności wiejskie do kosztownej, ale koniecznej modernizacji systemu kanalizacji. Ponieważ kwestie estetyczne są dla Japończyków bardzo ważne, idea się przyjęła i zaczęły powstawać pokrywy z wzorami inspirowanymi mitologią, historią i kulturą regionu. Lokalne pokrywy przedstawiają elementy unikatowe dla danego miejsca, np. zabytki. W Takasaki z wyspy Honsiu można np. zobaczyć egzemplarze związane z popularnym letnim festiwalem sztucznych ogni. Nie brakuje też pokryw z miejscowymi maskotkami (yuru-chara). Z biegiem lat sztuka z pokryw ewoluowała; zaczęto uwzględniać współczesne elementy kulturowe, np. postaci anime. Jak widać, Tokorozawa poszła o krok dalej. Obok LED-owej pokrywy znajduje się panel słoneczny. Wyświetlacz włącza się automatycznie ok. 17 i działa do 2 nad ranem. Na pokrywach można zobaczyć postaci z takich anime, jak Gundam czy Neon Genesis Evangelion. Warto dodać, że w Japonii działają stowarzyszenia prowadzone przez fanów (Japanese Society of Manhole Covers) i przemysł (Japan Ground Manhole Association) i że organizowane są nawet festiwale poświęcone temu zagadnieniu. Fani podróżują niekiedy na duże odległości, by zrobić zdjęcia czy odrysować sobie na arkuszu wzór (takuhon) pokrywy. Karty z pokrywami są popularne wśród kolekcjonerów. Bywa, że na aukcjach osiągają niebotyczne ceny. « powrót do artykułu
-
- pokrywy studzienek
- wyświetlacze LED
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
W maju 1110 roku mieszkańcy Europy obserwowali niezwykle ciemne całkowite zaćmienie Księżyca. Dzięki zrewidowaniu w ostatnim czasie chronologii osadów z grenlandzkich rdzeni lodowych możliwe było połączenie doniesień z Europy z wybuchem wulkanu w Japonii. W rdzeniu lodowym pobranym na Grenlandii widoczne są ślady największego w ostatnim tysiącleciu osadzania się związków siarki. Dotychczas łączono je z erupcją Hekli z 1104 roku. Jednak dzięki nowej chronologii wiemy, że wspomniane osady powstały w latach 1108–1113. Dlatego też naukowcy z Uniwersytetu w Genewie, Université Clermont Auvergne, Trinity College i Uniwersytetu Oksfordzkiego uważają, że warstwa osadów pochodzi z erupcji japońskiego wulkanu Mt. Asama. O wynikach swoich badań poinformowali na łamach Nature. Doszło do niej w sierpniu 1108 roku i był to największy wybuch tego wulkanu w holocenie. Nie można przy tym wykluczyć, że miała wtedy miejsce cała seria erupcji różnych wulkanów. Zarówno badania dendroklimatologiczne jak i dane historyczne wskazują, że w tym czasie zaszły poważne krótkotrwałe zmiany klimatyczne. Niewykluczone, że spowodowały one kryzys w produkcji żywności, jakiego Europa Zachodnia doświadczyła w latach 1109–1111. Na potrzeby obecnej pracy naukowcy wykorzystali nie tylko dane z rdzenia lodowego. Użyli również Five Millennia Catalog of Lunar Eclipses. To stworzony przez NASA katalog z obliczeniami dat zaćmień Księżyca na przestrzeni ostatnich 5000 lat. Wynika z niego, że w latach 1110–1120 w Europie można było obserwować siedem całkowitych zaćmień księżyca. Uczeni przeanlizowali zapiski historyczne z tamtych lat i wyodrębnili 17 najbardziej szczegółowych i wiarygodnych. Z nich 6 było na tyle dokładnych, że pozwala określić jasność Srebrnego Globu w skali Danjon. Okazało się, że interesujące nas zaćmienie z 5 maja 1110 roku, było wyjątkowo ciemne. Autor anglosaskiej Peterborough Chronicle pisze o jasno świecącym księżycu na czystym niebie, który stawał się coraz ciemniejszy, aż zupełnie nie było go widać i stan taki trwał niemal przez całą noc. Zaćmienie to było jednym z najciemniejszych zaćmień w latach 500–1800. Było tak ciemne, że może rywalizować z zaćmieniami związanymi z wybuchami wulkanów Samalas (1257) i Krakatau (1883). Autorzy pracy zauważają, że wszystkie bardzo ciemne zaćmienia Księżyca od 1600 roku są związane z wybuchami wuklanów, jak np. Huaynaputina (1600), Tambora (1815), Krakatau (1883) czy Pinatubo (1991). Hipotezę o wybuchu wulkanu wzmacniają też badania pierścieni drzew, które wskazują, że w 1109 roku doszło do jednego z największych na przestrzeni 1500 lat spadku średnich letnich temperatur. Wszystkie porównywalne spadki są zaś powiązane z erupcją wulkaniczną. Tymczasem, jak wiemy z dziennika Chuyuki autorstwa Fujiwary no Munetady (1062–1141), pod koniec sierpnia 1108 roku rozpoczęła się erupcja wulkanu Asama, która trwała do października tego samego roku. Jako, że była to najsilniejsza erupcja tego wulkanu w holocenie i trwała od sierpnia do października 1108, naukowcy stwierdzili, że powinna ona spowodować znaczny opad związków siarki nad Grenlandią od końca 1108 do początku 1110 roku. Zgadza się to z nowym datowaniem grenlandzkich rdzeni lodowych. « powrót do artykułu
- 2 odpowiedzi
-
- zaćmienie Księżyca
- Europa
- (i 4 więcej)
-
Japońskie władze poinformowały o kobiecie, u której po raz drugi zdiagnozowano zarażenie koronawirusem. Kobieta była już raz zdiagnozowana, przebywała w szpitalu, z którego wyszła po tym, jak lekarze upewnili się, że wyzdrowiała. Mieszkająca w Osace kobieta w wieku ponad 40 lat po raz pierwszy została zdiagnozowana w styczniu. Trafiła do szpitala, skąd wypisano ją 1 lutego po tym, jak wyzdrowiała. Ostatnio poczuła bóle w gardle i klatce piersiowej. Zgłosiła się do lekarza. Potwierdzono u niej obecność SARS-CoV-2. W takiej sytuacji władze Japonii stwierdziły, że konieczne jest śledzenie losu osób, które zostały uznane za wyleczone z koronawirusa. Profesor mikrobiologii i patologii Philip Tierno Jr. z Wydziału Medycyny Uniwersytetu Nowojorskiego sugeruje, że koronawirus może wchodzić w stan uśpienia, a potem ponownie wywoływać objawy choroby, szczególnie jeśli dostanie się do płuc. Zdaniem uczonego, nie można wykluczyć, że wirus działa dwufazowo. Atakuje, pojawiają się objawy, patogen przechodzi w stan uśpienia, pacjent wydaje się zdrowy, po czym następuje kolejna faza choroby. Również Chińczycy informują o przypadkach ponownej infekcji. Z przekazanych przez nich danych okazało się, że aż u 14% osób uznanych za wyleczonych ponownie wykrywa się obecność SARS-CoV-2. Na razie nie wiadomo, czy doszło u nich do ponownego zakażenia, czy też osoby te miały w sobie wirusa w momencie wypisywania ze szpitala. « powrót do artykułu
-
Trzydziestego grudnia 620 r. na japońskim niebie pojawił się "czerwony znak". Świadkowie porównywali go do bażanciego ogona. Naukowcy, których nie zadowalało uznanie zjawiska za zły omen, od dawna próbowali dociec, czym "kosmiczny ogon" właściwie był. Zespół z Graduate University for Advanced Studies (SOKENDAI) twierdzi, że ostatecznie rozwiązał tę zagadkę. Opis czerwonego znaku znalazł się w Nihon-shoki, dziele historiograficznym, którego kompilację skończono w 720 r. Trzydziestego grudnia w 620 na niebie pojawił się czerwony znak. Miał długość ponad 1 jō. Kształtem przypominał bażanci ogon. To najstarszy japoński [...] zapis dot. czerwonego znaku - opowiada Ryuho Kataoka. Mogła to być zorza powstała podczas burzy magnetycznej. Dotąd jednak, choć relacja była bardzo znana w Japonii przez długi czas, nie zaprezentowano przekonujących dowodów. Jak dodaje Kataoka, problem z hipotezą zorzy polegał na tym, że zorze wyglądają raczej jak powiewające na niebie wstęgi. Niektórzy badacze spekulowali, że czerwony znak mógł być kometą, tę z kolei wykluczała czerwona barwa fenomenu. By lepiej go zrozumieć, ekipa wzięła pod uwagę szerokość geomagnetyczną w okolicy prefektury Nara (34°30'00.0"N 135°30'00.0"E) 1400 lat temu i dziś. Obecnie wynosi ona 25 stopni, lecz w roku 620 były to 33 stopnie. Ponieważ długość bażanciego ogona miała sięgać ok. 10 stopni, mógł się on znajdować w obszarze objętym silną burzą magnetyczną. Od jakiegoś czasu wiadomo, że zorze [nad Japonią] miewają formę bażanciego ogona [ang. fan-shaped], zwłaszcza podczas silnych burz magnetycznych. To [zaś] oznacza, że fenomen z 620 r. mógł być zorzą. Wyniki analizy ukazały się w piśmie SOKENDAI Review of Cultural and Social Studies. Japończycy zamierzają dalej badać odniesienia/opisy literackie z punktu widzenia współczesnej nauki. Bażanty to ważne ptaki w kulturze Japonii. W folklorze Kraju Kwitnącej Wiśni uznawano je za m.in. posłańców niebios. To zapewne znaczące, że źródła historyczne posłużyły się kształtem bażanciego ogona, by opisać niebieski fenomen zorzy w formie wachlarza. « powrót do artykułu
-
- czerwony znak
- Japonia
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
W Japonii powstaje gigantyczny robot humanoidalny
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Technologia
W Japonii powstaje największy robot humanoidalny w historii. Gigant budowany w Gundam Factory Yokohama będzie miał 18 metrów wysokości, a jego waga sięgnie 25 ton. Urządzenie będzie poruszane za pomocą elektrycznych i hydraulicznych siłowników o 24 stopniach swobody. Uwagę zwraca już sama nazwa fabryki. Gundam to anime, w którym bohaterami są ogromne roboty. Roboty te to rodzaj kombinezonu poruszanego przez człowieka siedzącego w torsie. Gundamy mają humanoidalny kształt, charakterystyczny hełm i są białe, z niebieskimi, złotymi i czerwonymi wstawkami. Gundam są tak zakorzenione w japońskiej kulturze, że w Tokio powstały nawet ich 20-metrowe pomniki. Teraz powstanie gigantyczny rzeczywiście poruszający się gundam. Na razie niewiele o nim wiadomo. Udostępniono symulację robota wykonaną przez JSK Lab z Uniwersytetu Tokijskiego. Fabryka z Jokohamy zaprezentowała też pomniejszony model robota i rusztowania, które posłużą do jego budowy i przy których będzie stał. Wiadomo, że robot będzie chodzł, nie wiemy jednak, na ile długi będzie to spacer. Najprawdopodobniej będzie w stanie przejść kilka kroków do przodu i do tyłu, pozostając przy rusztowaniu. Prawdopodobnie robot będzie zdalnie sterowany, a publiczność będzie mogła go oglądać z pewnej odległości. Pierwszy publiczny pokaz olbrzyma zapowiadany jest na październik bieżącego roku. « powrót do artykułu -
Japoński satelita Tsubame trafił do Księgi Rekordów Guinnessa jako satelita obserwacyjny na najniższej orbicie okołoziemskiej, poinformowała Japońska Agencja Kosmiczna (JAXA). Pomiędzy 23 a 30 września bieżącego roku Tsubame znajdował się na orbicie położonej zaledwie 167,4 kilometra nad powierzchnią planety. Zwykle satelity obserwacyjne znajduje się na wysokości 600–800 kilometrów. Umieszczenie Tsubame na tak niskiej orbicie było częścią testów prowadzonych od grudnia 2017 do października 2019 roku. Utrzymanie tak niskiej orbity było możliwe dzięki systemowi silników jonowych i silników odrzutowych opracowanych przez JAXA. Pomimo przyciągania ziemskiego i tarcia atmosferycznego satelita przez tydzień mógł wykonywać zdjęcia w wysokiej rozdzielczości. Jako, że utrzymanie tak niskiej orbity wymaga dużych ilości paliwa, do pracy zaprzęgnięto silniki jonowe, które zużywają go 10-krotnie mniej niż silniki odrzutowe. Umieszczenie satelity na niskiej orbicie pozwala na wykonanie bardziej szczegółowych fotografii, jednak utrzymanie orbity poniżej 300 kilometrów jest bardzo trudne. Jak poinformowała JAXA, Tsubame był narażony na 1000-krotnie większy opór ze strony atmosfery i skoncentrowanego atmosferycznego tlenu niż satelita umieszczony na standardowej wysokości. Agencja stwierdziła również, że materiały opracowane przez nią na potrzeby misji Tsubame wytrzymały oddziaływanie zwiększonych ilości tlenu przez długi czas. Zamierzamy wykorzystać zdobyte doświadczenie na potrzeby rozwoju nauki i technologii, w tym technologii satelitarnych, powiedział Masanori Sasaki, menedżer odpowiedzialny za projekt testów na bardzo niskich orbitach. W kwietniu Tsubame osiągnął orbitę na wysokości 271,5 kilometra i był stopniowo obniżany aż do rekordowo niskiej orbity. Po zakończeniu misji spłonął w atmosferze 1 października. « powrót do artykułu
-
Rząd Japonii dał zielone światło budowie Hyper-Kamiokande, największego na świecie wykrywacza neutrin, którego konstrukcja pochłonie 600 milionów dolarów. Gigantyczna instalacja powstanie w specjalnie przygotowanej dlań grocie niedaleko kopalni w miejscowości Kamioka. Pomieści ona 250 000 ton ultraczystej wody. To 5-krotnie więcej niż obecnie używany Super-Kamiokande. Ten z kolei jest następcą 300-tonowego Kamiokande, który działał w latach 1983–1995. Dzięki olbrzymim rozmiarom Hyper-K możliwe będzie zarejestrowanie większej liczby neutrin niż dotychczas. Będą one pochodziły z różnych źródeł – z promieniowania kosmicznego, Słońca, supernowych oraz z akceleratora cząstek. Instalacja posłuży też do ewentualnej obserwacji rozpadu protonów. Istnienie takiego zjawiska przewidują niektóre rozszerzenia Modelu Standardowego, jednak dotychczas nie udało się go zarejestrować. Budowa wykrywacza ma kosztować 600 milionów dolarów, z czego Japonia pokryje 85%, a resztę sfinansują inne kraje, w tym Wielka Brytania i Kanada. Dodatkowo Japonia wyda 66 milionów dolarów na rozbudowę akceleratora J-PARC. To znajdujące się 300 kilometrów dalej urządzenie będzie źródłem neutrin dla Hyper-K. Głównym elementem nowego wykrywacza będzie zbiornik o głębokości 71 i średnicy 68 metrów. Grota, do której trafi, powstanie 8 kilometrów od istniejącej infrastruktury Kamioka, by uniknąć wibracji mogących zakłócić prace przygotowywanego właśnie do uruchomienia wykrywacza fal grawitacyjnych KAGRA. Wnętrze zbiornika Hyper-K zostanie wyłożone fotopowielaczami, które będą przechwytywały fotony powstałe w wyniku zderzeń neutrino z atomami w wodzie. Hyper-Kamiokande będzie jednym z trzech dużych instalacji służących do wykrywania neutrin, jakie mają ruszyć w nadchodzącej dekadzie. Dwa pozostałe to Deep Underground Neutrino Experiment (DUNE), który ma zacząć pracę w USA w 2025 roku oraz Jiangmen Underground Neutrino Observatory (JUNO), jaki Chiny planują uruchomić w roku 2021. Takaaki Kajita, fizyk z Uniwersytetu Tokijskiego, mówi, że naukowcy są podekscytowani możliwościami Hyper-K, który ma pozwalać na badanie różnic w zachowaniu neutrin i antuneutrin. Już w Super-K zauważono istnienie takich różnic, jednak to Hyper-K i DUNE pozwolą na ich bardziej szczegółowe zbadanie. Zaś dzięki temu, że oba detektory będą korzystały z różnej techniki – w DUNE znajdzie się płynny argon a nie woda – będzie można nawzajem sprawdzać uzyskane wyniki. Jednak,jak podkreśla Masayuki Nakahata, fizyk z Uniwersytetu Tokijskiego i rzecznik prasowy Super-K, największą nadzieją, jaką pokłada się w Hyper-K jest odkrycie rozpadu protonu. Na razie rząd Japonii nie wydał oficjalnego oświadczenia w sprawie budowy Hyper-Kamiokande. Jednak japońscy naukowcy mówią, że właśnie zaproponowano poprawkę budżetową, w ramach której przewidziano pierwszą transzę w wysokości 32 milionów dolarów na rozpoczęcie budowy wykrywacza. Poprawka musi jeszcze zostać zatwierdzona przez parlament, co prawdopodobnie nastąpi w przyszłym miesiącu. « powrót do artykułu
-
W Japonii odkryto fragment naczynia z wizerunkiem szamanki
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Humanistyka
Na stanowisku Shimizukaze z japońskiej prefektury Nara odkryto fragment glinianego naczynia ze środkowego okresu Yayoi, na którym przedstawiono najprawdopodobniej wizerunek szamanki. Postać jest ubrana w strój ptaka. O odkryciu poinformowano 9 października. Archeolodzy podkreślają, że na terenie Kraju Kwitnącej Wiśni odkryto 19 innych glinianych naczyń z inskrypcjami ludzi z wyciągniętymi rękami, ale postać z Shimizukaze jako pierwsza wydaje się mieć piersi. Przedstawiono je jako kręgi na klatce piersiowej. Na fragmencie, który mierzy 12 na 16,3 cm, widać także dwoje oczu, nos, usta oraz dłoń z pięcioma palcami. Kazuhiro Tatsumi, były profesor Doshisha University, sugeruje, że szaman w stroju ptaka mógł się modlić o udane zbiory zbóż (wierzono, że odpowiadające za to bóstwa były przenoszone przez ptaki). Shimizukaze jest zlokalizowane ok. 600 m na północ od stanowiska Karako Kagi, na którym znajduje się otoczona fosą osada z okresu Yayoi. W sumie na obu stanowiskach znaleziono ponad 450 glinianych naczyń. Do 1 grudnia fragment naczynia z szamanką można podziwiać w Muzeum Archeologicznym Karako Kagi. « powrót do artykułu- 1 odpowiedź
-
- gliniane naczynie
- szamanka
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Rząd Japonii oświadczył, że nie jest gotów do podjęcia decyzji o umieszczeniu w Kraju Kwitnącej Wiśni akceleratora International Linear Collider (ILC). To poważny cios dla projektu, który jest planowany od ponad dekady. Jesteśmy rozczarowani, mówił przewodniczący komitetu zajmującego się ILC, Geoffrey Taylor, podczas konferencji która odbyła się wczoraj na Uniwersytecie Tokijskim. Taylor spotkał się z przedstawicielami japońskiego ministerstwa nauki i technologii, którzy przekazali mu decyzję rządu w Tokio. Międzynarodowa społeczność naukowa pracuje nad ILC od ponad 15 lat. ILC ma być akceleratorem liniowym, który będzie w stanie przeprowadzić badania, jakich nie można prowadzić w Wielkim Zderzaczu Hadronów. Japonia to jedyny kraj, który oświadczył, że chce, by ILC został w nim zbudowany. Szacowany koszt akceleratora to 7 miliardów USD, a gospodarz musiałby zapłacić około połowy tej sumy. Resztę pokryłyby inne kraje. Jednak pomimo lat dyskusji rząd Japonii nie wykazał większego zainteresowania kontynuowaniem rozmów. Geoffrey Taylor ma nadzieję, że ILC uda się jednak wybudować. Udało się nim zainteresować kilku japońskich parlamentarzystów. Ponadto rząd w Tokio wykazał oficjalne zainteresowanie i poinformował, że poprosi czołowych japońskich fizyków o prowadzenie z innymi krajami negocjacji w sprawie podziału kosztów. Gdy w 2013 roku informowaliśmy o zakończeniu prac projektowych nad ILC przewidywano, że akcelerator będzie miał 31 kilometrów długości i w przyszłości może zostać rozbudowany do 50 kilometrów. Japonia jednak wielokrotnie odkładała ostateczną decyzję o rozpoczęciu budowy akceleratora, wyrażając obawy o koszty. Postawiono więc na mniej ambitny 20-kilometrowy projekt, pracujący przy niższych energiach. W grudniu ubiegłego roku Japońska Rada Naukowa opublikowała raport, w którym stwierdziła, że nie może poprzeć tych planów, gdyż ma wątpliwości czy dostarczona wartość naukowa będzie odpowiednia do zainwestowanych środków. Obawy Japończyków są tym bardziej uzasadnione, że po odkryciu bozonu Higgsa LHC nie dokonał żadnego znaczącego odkrycia, istnieje więc ryzyko, że zakresy energii, w których ma pracować ILC nie będą odpowiednie do dokonania przełomowych prac. Ponadto Chiny myślą o wielkim akceleratorze a CERN proponuje nowy gigantyczny akcelerator zderzeniowy zatem ILC może okazać się niepotrzebny. « powrót do artykułu
-
- Japonia
- akcelerator cząstek
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Uczeni z japońskiego Narodowego Instytutu Nauk Fizjologicznych wyhodowali w ciele szczura prawidłowo działające nerki myszy. Zaczątkiem nerek było kilka komórek macierzystych dawcy. Utrata nerek znacząco pogarsza jakość życia pacjenta. Konieczne są albo uciążliwe, niezwykle ograniczające swobodę dializy, albo przeszczep. Jednak dawców jest znacznie mniej niż osób potrzebujących. W Polsce na liście osób oczekujących na przeszczep nerki znajduje się około 1200 osób. Liczba ta nie zmienia się od lat, a specjaliści przypuszczają, że faktyczne zapotrzebowanie na przeszczep jest nawet 4-krotnie większe. Zapotrzebowanie znacznie przekracza podaż nerek. Naukowcy pracują więc nad hodowaniem organów poza ludzkim organizmem. Jedną ze stosowanych metod polega na wstrzyknięciu do blastocyst zmutowanego zwierzęcia, któremu brakuje jakiegoś organu, komórek macierzystych dawcy. Dochodzi wówczas ro różnicowania się tych komórek w organ, którego brakuje zmutowanemu zwierzęciu. Organ ten zachowuje cechy dawcy komórek macierzystych, może więc potencjalnie zostać wykorzystany do przeszczepu. Już wcześniej użyliśmy komplementacji blastocyst do stworzenia szczurzej trzustki u myszy, której trzustki brakowało. Zdecydowaliśmy się teraz na sprawdzenie, czy metoda ta pozwoli na uzyskanie nerek, na której jest znacznie większe zapotrzebowanie, mówi główny autor najnowszych badań. Teppei Goto. Początkowo badacze próbowali uzyskać szczurze nerki w myszy, jednak komórki macierzyste szczura nie różnicowały się łatwo w dwa główne typy komórek potrzebnych do utworzenia nerek. Japończycy spróbowali więc uzyskać mysie nerki w ciele szczura i odnieśli sukces. Gdy blastocysty z komórkami macierzystymi myszy wstrzyknięto szczurom, u których wywołano sztuczną ciążę, rozwinęły się one w normalne płody. Ponad 2/3 tych płodów zawierało parę nerek pochodzących z mysich komórek macierzystych. Dalsze badania pokazały, że pod względem strukturalnym wszystkie te nerki były zbudowane prawidłowo i co najmniej połowa z nich mogła prawidłowo działać. Nasze badania pokazują, że komplementacja blastosyt to właściwa metoda uzyskania nerek. W przyszłości badania te może uda się zastosować do uzyskiwania ludzkich organów w ciałach zwierząt hodowlanych. W ten sposób można będzie wydłużyć życie i poprawić jego jakość u milionów pacjentów na całym świecie. « powrót do artykułu
- 6 odpowiedzi
-
Światowa Organizacja Własności Intelektualnej (WIPO) opublikowała swój pierwszy raport z serii „Technology Trends”. Dotyczy on sztucznej inteligencji. Autorzy raportu wzięli pod uwagę to, co działo się na polu sztucznej inteligencji od jej pojawienia się w latach 50. ubiegłego wieku. Przeanalizowali ponad 340 000 patentów związanych z tą dziedziną wiedzy oraz 1,6 miliona artykułów naukowych na jej temat. Jak się okazuje, większość patentów związanych z SI złożono po roku 2013. Aktywność patentowa na polu sztucznej inteligencji bardzo szybko rośnie, co oznacza, że możemy spodziewać się wysypu produktów, aplikacji i technik bazujących na sztucznej inteligencji. To wpłynie na nasze codzienne życie i ukształtuje przyszłe interakcje człowieka z maszyną, powiedział dyrektor generalny WIPO Francis Gurry. Kluczowymi graczami na rynku sztucznej inteligencji są USA, Chiny oraz Japonia. Przedsiębiorstwa prywatne stanowią 26 z 30 największych posiadaczy patentów związanych z SI. Pozostałe cztery instytucje to uniwersytety lub publiczne organizacje badawcze. Dane dotyczące patentów dotyczą okresu od początku istnienia sztucznej inteligencji po koniec roku 2016. To opóźnienie wynika z czasu, jaki upływa pomiędzy złożeniem wniosku patentowego, a jego upublicznieniem. Największym na świecie portfolio patentów z dziedziny SI może pochwalić się IBM, który posiada 8290 tego typu patentów. Na drugim miejscu jest Microsoft (5930 patentów). Kolejne trzy pozycje należą do firm z Azji: japońskiej Toshiby (5223), koreańskiego Samsunga (5102) oraz japońskiego NEC (4406). Z kolei 3 z 4 wspomnianych wcześniej instytucji akademickich znajdujących się w grupie 30 największych światowych posiadaczy patentów SI stanowią instytucje z Chin. Największa z nich, ulokowana na 17. pozycji największych światowych właścicieli patentów SI jest Chińska Akademia Nauk (ponad 2500 patentów). Chińskie instytucje naukowe są potęgą w akademickim świecie SI. Z Państwa Środka pochodzi bowiem aż 17 z 20 właścicieli największego portfolio patentów w świecie akademickim oraz 10 z 20 największych akademickich autorów prac naukowych na temat SI. Dominującą techniką wykorzystywaną w opatentowanych technologiach SI jest maszynowego uczenie się, w szczególności to z wykorzystaniem sieci neuronowych. Wymieniono je w ponad 30% patentów. Na polu tym notuje się imponujący wzrost. Jeszcze w 2013 roku maszynowe uczenie się wymieniono w 9567 nowych wnioskach patentowych, a w roku 2016 liczba ta wzrosła do 20 195. Najszybciej rosnącą techniką z dziedziny maszynowego uczenia się jest deep learning. Tutaj zanotowano imponujący wzrost ze 118 patentów w roku 2013 do 2399 patentów w roku 2016. Roczny wzrost w tej dziedzinie wynosi zatem 175%. Dla porównania, roczny wzrost wszystkich patentów związanych z nowymi technologiami wynosi średnio 10%. Z analizy patentów dowiadujemy się też, że komputerowe widzenie wymieniono w 49% wniosków patentowych oraz, że szybko – w tempie 55% rocznie – rośnie zastosowanie SI w robotyce. Przemysł transportowy jest tym sektorem, w którym najszybciej rośnie zainteresowanie technologiami SI. W 2016 roku złożył on 8764 wnioski patentowe związane ze sztuczną inteligencją. Oznacza to, że od roku 2013 liczba patentów rośnie tutaj w tempie 33% rocznie, a przemysł transportowy złożył 19% wszystkich wniosków patentowych z lat 2013–2016. Wolniej, bo w tempie 23% rocznie rośnie liczba patentów SI związanych z przemysłem telekomunikacyjnym. W roku 2016 złożono 6684 wniosków, a telekomunikacja była odpowiedzialna za 15% patentów SI w latach 2013–2016. Na kolejnym miejscu tej listy znajdziemy szeroko rozumiany sektor zdrowia. Tam SI znajduje zastosowanie w diagnostyce, chirurgii czy personalizacji leków. W 2016 roku sektor zdrowia złożył 4112 wniosków patentowych na sztuczną inteligencję, co oznacza roczny wzrost w tempie 12%, i był odpowiedzialny za 11% wszystkich patentów z lat 2013–2016. W końcu sektory związane z gadżetami, urządzeniami osobistymi, komputerami i interakcją człowiek-komputer wypełniły w 2016 roku 3977 wniosków patentowych. Mamy tutaj do czynienia z 11-procentowym rocznym wzrostem, a wnioski te stanowiły 11% wszystkich z lat 2013–2016. « powrót do artykułu
- 1 odpowiedź
-
- sztuczna inteligencja
- IBM
- (i 5 więcej)
-
W styczniu br. Inubosaki Marine Park Aquarium w Chōshi na wyspie Honsiu zamknięto, bo od trzęsienia ziemi i kryzysu nuklearnego w 2011 r. pojawiało się tu coraz mniej zwiedzających. Mogłoby się wydawać, że to historia, jakich wiele - kryzys doprowadza do upadku jakiejś instytucji i tyle - tutaj jednak w grę wchodzi los porzuconych zwierząt: delfinicy butlonosej, 46 pingwinów peruwiańskich, a także licznych ryb i gadów. Ktoś ponoć regularnie je karmi, ale przedstawiciele organizacji PEACE (od ang. Put an End to Animal Cruelty and Exploitation) twierdzą, że delfinica Honey przejawia oznaki stresu wywołanego samotnością, a latem doznała oparzeń słonecznych. Pingwiny żyją zaś pośród rozpadających się zabudowań. Z dyrekcją akwarium nie można się skontaktować, a władze twierdzą, że mają związane ręce i żadnego pola do manewru. Nikt nie wie, czy, a jeśli tak, to kiedy, porzucone zwierzęta zostaną gdzieś przetransportowane. Choć autorzy Dolphin Project wystosowali oficjalne pismo z propozycją, że ocenią stan Honey i będą ją rehabilitować, by być może została kiedyś wypuszczona na wolność, nie doczekali się żadnej odpowiedzi. Na swojej witrynie PEACE zachęca do wysyłania do władz Chōshi listów oraz e-maili. Przytłoczony korespondencją ratusz argumentuje, że akwarium to własność prywatna, odpowiedzialność nie leży więc po stronie miasta. Gdy w sierpniu zachodnie media obiegła wiadomość o Parku, dziennikarzom m.in. CNN i Reutera udało się dotrzeć do spółki-matki Inubosaki Marine Park Aquarium. Wydaje się jednak, że i oni nic nie wskórali. Shunichi Sugasawa ze służb sanitarnych prefektury Chiba opowiada, że kontrola przeprowadzona pod koniec sierpnia na mocy ustawy o ochronie zwierząt wykazała, że pingwiny i delfin żyją i są zdrowe, lecz liczba ryb zmniejszyła się o połowę. Oparzenia Honey prawie się zagoiły, po tym jak obsługa parku posmarowała je wazeliną i podała leki. Honey złapano w 2005 r. w polowaniu na delfiny z nagonką w Taiji. Darowano jej wtedy życie i przewieziono do Chōshi. Dziś los delfinicy i innych zwierząt jest co najmniej niepewny... « powrót do artykułu
-
- Inubosaki Marine Park Aquarium
- Chōshi
-
(i 5 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Naukowcy z Japońskiego Instytutu Leśnictwa i Badań nad Produktami Leśnymi opracowali napój alkoholowy na bazie drewna. Porównują jego właściwości do alkoholu dojrzewanego w beczkach. Wynalazcy mają nadzieję, że po znalezieniu partnera z prywatnego sektora ich produkt trafi na sklepowe półki w ciągu 3 lat. Zespół uchylił rąbka tajemnicy, wiadomo więc, że najpierw trzeba "przerobić" drewno na kremową pastę. Później dodaje się do niej drożdże i enzym. Ponieważ temperatury podczas procesu obróbki/fermentacji nie są wysokie, udaje się ponoć zachować specyficzny smak poszczególnych rodzajów drewna. Dotąd wyprodukowano trunki z cedru, brzozy i wiśni. Jak opowiadają Japończycy, z 4 kg cedru uzyskano 3,8 l cieczy o zawartości alkoholu rzędu ok. 15%. Odpowiada to mocy sake. Kengo Magara wyjaśnia, że jego zespół eksperymentował z warzoną i destylowaną wersją trunku i destylat wydaje się lepszy. W wywiadach udzielanych mediom naukowcy podkreślają, że fermentacja drewna jest już wykorzystywana do produkcji biopaliw. Te jednak zawierają toksyny i są pozbawione smaku. Nasza metoda sprawia, że [taki alkohol] nadaje się do picia. Ponieważ do rozkładu drewna nie wykorzystuje się ciepła ani kwasu siarkowego, ma on [przyjemny] drzewny smak. Myśleliśmy, że interesująco byłoby pokazać, że alkohol można wyprodukować z czegoś znajdującego się w otoczeniu, np. drzew. To projekt inspirowany marzeniami. W Japonii jest dużo drzew, mamy więc nadzieję, że ludzie będą się cieszyć drzewnymi trunkami z poszczególnych regionów. « powrót do artykułu