Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Specjaliści ds. bezpieczeństwa obawiają się, że terroryści mogą wykorzystać urządzenia podobne do używanych przez złodziei samochodów by doprowadzić do zakłóceń w ruchu lotniczym. Wiele ciężarówek oraz luksusowych samochodów jest wyposażonych w ukryte nadajniki GPS, które pozwalają na ich szybkie odnalezienie w razie kradzieży.

Gangi złodziei samochodów zaczynają korzystać z importowanych z Chin zagłuszaczy. Urządzenia te emitują sygnały radiowe o częstotliwości takiej, jak GPS, przez co odbiorniki nie są w stanie zidentyfikować właściwego sygnału i określić swojej pozycji.

Profesor David Last, który od kilkunastu miesięcy na zlecenie policji bada zagłuszacze mówi, że samochód "po prostu znika z radaru". Zagłuszanie jest łatwe, gdyż sygnały dobiegające z satelity są niezwykle słabe. By "unieszkodliwić" odbiornik GPS wystarczy zagłuszacz o mocy zaledwie 2 watów.

Specjaliści obawiają się, że wykorzystanie przez terrorystów podobnych zagłuszaczy, emitujących jednak znacznie mocniejszy sygnał, może doprowadzić do poważnych zakłóceń w ruchu powietrznym. Zagłuszacze o dużej mocy mogą działać na odległość dziesiątków kilometrów i niezwykle trudno będzie je namierzyć. W ręce policji już wpadły pierwsze tego typu urządzenia, które były w posiadaniu przestępców. Eksperci mówią, że zagłuszacz może zbudować każdy dobry elektronik, chociaż na razie przestępcy wolą je importować z Chin. Sam import i posiadanie takich urządzeń nie są nielegalne. Prawo zabrania tylko ich używania.

Problem zagłuszania sygnału GPS nie jest nowy. Już w 2002 roku wspominał o nim amerykański rząd, który stwierdził, że atak na GPS może spowodować poważne zagrożenie dla bezpieczeństwa i gospodarki USA.

Coraz bardziej prawdopodobne zagrożenie skłoniło niektóre firmy do rozpoczęcia prac nad urządzeniami do wykrywania systemów zagłuszających GPS. Zostaną one rozmieszczone wokół lotnisk, portów morskich i wszędzie tam, gdzie konieczna jest nanosekundowa dokładność pomiarów.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dla uspokojenia,lotnictwo korzysta z własnych radiowych systemów nawigacyjnych.GPS jest cały czas traktowany jako uzupełniający,aczkolwiek bardzo wygodny.Cytat z "Podręcznik pilota samolotowego" 2008r.J.Domicz,L.Szutowskiego: "odbiornik GPS nie może być stosowany jako podstawowy system nawigacyjny samolotu".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Biznesmen lecący 27 listopada z Düsseldorfu do Tel Awiwu zostawił na stanowisku odpraw wart 280 tys. euro (ok. 340 tys. USD) surrealistyczny obraz Yvesa Tanguya. Zakończone w samą porę śledztwo wykazało, że zapakowane w kartonowe pudło dzieło sztuki trafiło do pojemnika na papier.
      Do czasu, gdy biznesmen, którego tożsamości nie ujawniono, wylądował w Izraelu, obrazu już nie było. Mimo wielu maili z istotnymi informacjami, mierzącego 40x60 cm obrazu nie udawało się zlokalizować - podkreślił rzecznik policji Andre Hartwig.
      Sytuacja zmieniła się, kiedy na miejscu zjawił się mieszkający w pobliskiej Belgii siostrzeniec biznesmena. Krewny złożył zawiadomienie na posterunku przy Flughafenstraße. Jeden z policjantów skontaktował się z firmą sprzątającą terminal i wraz z menedżerem obiektu przeszukał wykorzystywane przez nią pojemniki na papier. Jak podano w relacji prasowej policji z Düsseldorfu, cenny obraz znajdował się na dnie. Wg Hartwiga, bez wątpienia była to jedna z najszczęśliwszych tegorocznych spraw. Wykonaliśmy prawdziwą pracę detektywistyczną - dodaje.
      Odnaleziony obraz Tanguya został zwrócony siostrzeńcowi zapominalskiego biznesmena.
      Tanguy był amerykańskim malarzem-samoukiem francuskiego pochodzenia. W latach 1918-20 pracował jako marynarz na statkach handlowych. Pod wpływem obrazów Georgia de Chirica w 1923 r. postanowił zostać malarzem. Dwa lata później związał się z grupą surrealistów skupioną wokół André Bretona. W 1939 r. Tanguy wyemigrował do Stanów Zjednoczonych.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Dzięki umowie pomiędzy producentem nawigacji samochodowej firmą TomTom, a brokerem ubezpieczeniowym Motaquuote, powstał nowy produkt, który pozwala kierowcom zaoszczędzić na kosztach ubezpieczenia. Każdy kto wykupi ubezpieczenie Fair Pay Insurance musi do niego dokupić urządzenie TomTom Pro 3100, które nie tylko zawiera moduł nawigacji satelitarnej, ale również ostrzega kierowcę przed niebezpiecznymi manewrami. Urządzenie zwraca uwagę, gdy kierowca hamuje zbyt późno czy ścina zakręty. Dodatkowo do zestawu dołączane jest urządzenie śledzące Link, które monitoruje sposób jazdy. Kierowcy na wstępie płacą obniżone składki ubezpieczeniowe, jednak jeśli jeżdżą w sposób ryzykowny ubezpieczyciel zwiększa im opłaty. „Zerwaliśmy z generalizowaniem i mówimy klientom, że jeśli są dobrymi kierowcami, to my im awansem wierzymy. Od razu oferujemy im ulgi w ubezpieczeniu“ - mówi Nigel Lombard, dyrektor odpowiedzialny za Fair Pay Insurance. „To coś innego niż oferują inne podobne systemy, gdzie najpierw przez wiele miesięcy trzeba udowodnić, że jeździ się bezpiecznie“ - dodaje.
      Dodatkową korzyścią z wykorzystywania TomTom Pro 3100 jest dostarczanie przez urządzenie aktualizowanych co dwie minuty informacji o ruchu na drogach. „Oferujemy unikatowe połączenie nawigacji satelitarnej, informacji nt. ruchu na drogach i danych telemetrycznych, dzięki czemu promujemy bardziej oszczędną i bezpieczną jazdę“ - stwierdził Thomas Schmidt z TomToma.
      Informacje nt. zachowania kierowcy są przekazywane do firmy ubezpieczeniowej, w której ma wykupioną polisę. Kierowca może za pomocą internetu sprawdzać informacje. System też ostrzega, gdy rośnie ryzyko podniesienia składki ubezpieczeniowej.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Dzięki umowie pomiędzy producentem nawigacji samochodowej firmą TomTom, a brokerem ubezpieczeniowym Motaquuote, powstał nowy produkt, który pozwala kierowcom zaoszczędzić na kosztach ubezpieczenia. Każdy kto wykupi ubezpieczenie Fair Pay Insurance musi do niego dokupić urządzenie TomTom Pro 3100, które nie tylko zawiera moduł nawigacji satelitarnej, ale również ostrzega kierowcę przed niebezpiecznymi manewrami. Urządzenie zwraca uwagę, gdy kierowca hamuje zbyt późno czy ścina zakręty. Dodatkowo do zestawu dołączane jest urządzenie śledzące Link, które monitoruje sposób jazdy. Kierowcy na wstępie płacą obniżone składki ubezpieczeniowe, jednak jeśli jeżdżą w sposób ryzykowny ubezpieczyciel zwiększa im opłaty. „Zerwaliśmy z generalizowaniem i mówimy klientom, że jeśli są dobrymi kierowcami, to my im awansem wierzymy. Od razu oferujemy im ulgi w ubezpieczeniu“ - mówi Nigel Lombard, dyrektor odpowiedzialny za Fair Pay Insurance. „To coś innego niż oferują inne podobne systemy, gdzie najpierw przez wiele miesięcy trzeba udowodnić, że jeździ się bezpiecznie“ - dodaje.
      Dodatkową korzyścią z wykorzystywania TomTom Pro 3100 jest dostarczanie przez urządzenie aktualizowanych co dwie minuty informacji o ruchu na drogach. „Oferujemy unikatowe połączenie nawigacji satelitarnej, informacji nt. ruchu na drogach i danych telemetrycznych, dzięki czemu promujemy bardziej oszczędną i bezpieczną jazdę“ - stwierdził Thomas Schmidt z TomToma.
      Informacje nt. zachowania kierowcy są przekazywane do firmy ubezpieczeniowej, w której ma wykupioną polisę. Kierowca może za pomocą internetu sprawdzać informacje. System też ostrzega, gdy rośnie ryzyko podniesienia składki ubezpieczeniowej.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W USA zapadły dwa wyroki mające olbrzymie znaczenie dla prywatności i wolności obywatelskich. Z pierwszego administracja prezydencka nie będzie zadowolona. Sąd Najwyższy jednogłośnie orzekł, że wykorzystywanie urządzeń GPS do śledzenia osób wymaga uzyskania wcześniejszej zgody sądu.
      Cała sprawa zaczęła się przed kilku laty, gdy do samochodu właściciela klubu nocnego, Antoine’a Jonesa, policja i FBI przymocowały nadajnik GPS. Jones podejrzewany był o handel narkotykami. Podejrzenia się potwierdziły, Jones okazał się ważną figurą w półświatku handlarzy i został z czasem skazany na dożywotnie więzienie. Śledczych oskarżono jednak o naruszenie praw obywatelskich Jonesa. Mieli bowiem zgodę na jego śledzenie przy pomocy urządzenia GPS przez 10 dni, a wykorzystywali je dłużej.
      Policja, FBI i wspierająca służby administracja rządowa powoływały się na orzeczenie z lat 80., gdy uznano, że nie jest wymagana zgoda sądu do śledzenia podejrzanego za pomocą sygnalizatora przymocowanego do samochodu.
      Kolejne sądy zwracały jednak uwagę, że sygnalizatory działały tylko na ograniczonej przestrzeni, wymagane było poruszanie się za śledzonym pojazdem i siłą rzeczy ciągła inwigilacja nie była w takich warunkach możliwa. Tymczasem GPS pozwala na nieprzerwane śledzenie z dowolnego miejsca na Ziemi. To, zdaniem sądów, była zupełnie inna sytuacja.
      Sąd Najwyższy przypomniał, że Czwarta Poprawka przewiduje, iż obywatele są chronieni przed nieusprawiedliwionym przeszukaniem osób, domów, dokumentów i własności. Samochód, jak stwierdził sędzia Scalia, jest własnością, a dołączenie doń urządzenia GPS stanowi naruszenie własności równoznaczne z przeszukaniem. Sędzia dodał, że instytucje rządowe fizycznie zajęły prywatną własność w celu uzyskania informacji. Nie mamy wątpliwości, że takie fizyczne najście byłoby w czasach gdy uchwalono Czwartą Poprawkę uznane za przeszukanie. Taka argumentacja oznacza, że sąd uznał, iż Czwarta Poprawka jest ściśle związana z pojęciem praw własności, a to oznacza, że chroni ona zarówno osoby, jak i własność, a nie ogranicza się jedynie do określenia praw do prywatności.
      W drugim z istotnych wyroków, wydanym przez sąd w Kolorado, to strona skarżąca była górą. Sędzia uznał, że osoba podejrzana w sprawie kryminalnej - chodzi w tym wypadku o kobietę oskarżoną o defraudację - nie może powoływać się na Piątą Poprawkę odmawiając podania śledczym hasła do laptopa. Sprawie tej z uwagą przyglądają się organizacje chroniące prawa obywatelskie, gdyż to nie pierwszy tego typu przypadek, gdy oskarżony odmawia podania haseł, powołując się na wspomnianą poprawkę. Stwierdza ona, że nikogo nie można zmuszać, by świadczył przeciwko sobie. Sąd uznał, że wymóg podania haseł nie jest równoznaczny samooskarżeniem, ale jest podobny do sytuacji, w której nakazuje się podejrzanemu udostępnienie klucza do domu w celu przeprowadzenia przeszukania.
      Podobnie zakończyła się przed kilkoma laty sprawa obywatela Kanady, który wwiózł do USA laptop zawierający dziecięcą pornografię. Zdjęcia zauważyli celnicy, mężczyznę zatrzymano i osadzono w areszcie. Gdy jednak miał rozpocząć się proces okazało się, że w laptopie zastosowano mechanizm, który po określonym czasie automatycznie szyfrował cały dysk.
      Sprawa z Kolorado była jednak o tyle odmienna, iż w przypadku Kanadyjczyka wiedziano, że na laptopie znajdują się obciążające materiały.
      Teraz sąd stwierdził, że samo uzasadnione podejrzenie wystarczy, by wymagać podania haseł.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Unia Europejska proponuje, by obywatele mieli możliwość oznaczania witryn zawierających nielegalne lub niepożądane treści. Informacja o wyborach internautów trafiałaby do policji, która bliżej przyglądałaby się takim witrynom. Oznaczanie witryn to jedna z podstawowych inicjatyw rozpoczętego przez Komisję Europejską „Clean IT Project“.
      W projekcie bierze udział m.in. Europol, niemieckie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, hiszpańskie Narodowe Centrum Koordynacji Działań Antyterrorystycznych czy holenderski Narodowy Koordynator ds. Bezpieczeństwa i Antyterroryzmu.
      Jak czytamy konspekcie dyskusji, która odbyła się podczas pierwszego, listopadowego spotkania wyżej wymienionych organizacji oraz innych osób i stron, internet jest używany również do celów nielegalnych. Niewłaściwe użycie obejmuje wiele form, w tym cyberprzestępczość, mowę nienawiści, dyskryminację, nielegalne oprogramowanie, pornografię dziecięcą i terroryzm. Dowiadujemy się również, że ograniczenie nielegalnego i niepożądanego użycia internetu przez terrorystów i ekstremistów wymaga współpracy dostawców internetu, użytkowników, organizacji naukowych i edukacyjnych, organizacji pozarządowych, prawodawców oraz organów ścigania. Uczestnicy projektu zauważają, że jego celem jest również ograniczenie użycia internetu przez organizacje lub osoby zachęcające do morderstw, przemocy i/lub publikujących lub rozpowszechniających materiały rasistowskie, ksenofobiczne oraz mowę nienawiści.
      Clean IT Project zakłada, że nielegalne i niepożądane treści powinny być usuwane przez ISP lub ich klientów. Czytamy również, że „niechciane treści nie muszą być treściami nielegalnymi, jednak na gruncie regulaminu dostawcy internetu są niepożądane w jego sieci“. Dowiadujemy się też, że co prawda Clean IT ma na celu ograniczenie rozpowszechniania terroryzmu i ekstremizmu za pomocą internetu, jednak niektóre z wymienionych poniżej częściowych rozwiązań będą ograniczały też inne formy nielegalnego bądź niepożądanego wykorzystania internetu.
      Wśród wspomnianych częściowych rozwiązań wymieniono działania edukacyjne i informacyjne mające na celu zwiększenie aktywności użytkowników [informujących o nielegalnych/niepożądanych treściach - red.] i zwiększenie jakości powiadomień. Proponowane jest prowadzenie kampanii informacyjnych przez rządy, dostawców internetu i organizacje pozarządowe. Mają powstać filtry rodzicielskie, które na podstawie czarnych list tworzonych przez policję będą blokowały niepożądane witryny. Rządy oraz organa ścigania miałyby wysyłać do dostawców internetu informacje dotyczące zagrożeń w ich sieci. Proponuje się też stworzenie sądów i prokuratur wyspecjalizowanych w tego typu sprawach.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...