Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Zmarł genialny konstruktor Jacek Karpiński

Rekomendowane odpowiedzi

Wczoraj, 21 lutego, we Wrocławiu zmarł Jacek Karpiński, genialny konstruktor nazywany "polskim Billem Gatesem". Od założyciela Microsoftu różnił go jednak fakt, że urodził się w Polsce.

Mimo, że lista osiągnięć Karpińskiego jest imponująca, pozostał on praktycznie nieznany.

Jacek Karpiński urodził się w 1927 roku. W 1941 roku, dzięki temu, że podał się za starszego, został przyjęty do Szarych Szeregów. Początkowo zajmował się tzw. małym sabotażem (malowanie polskich symboli na murach, zamalowywanie swastyk, wybijanie szyb w niemieckich sklepach itp.). Po jakimś czasie został instruktorem dużego sabotażu i dywersji. W 1943 roku brał udział w rozbijaniu niemieckiego posterunku w Sieczychach nad Bugiem. Podczas tej właśnie akcji zginął legendarny dowódca Szarych Szeregów Tadeusz Zawadzki "Zośka". Karpiński był później dowódcą drużyny, robił m.in. rozpoznanie przed zamachem na Franza Kutscherę.

W pierwszym dniu powstania warszawskiego Karpiński został postrzelony w kręgosłup. Z czasem odzyskał jednak władzę w nogach. Po wojnie był prześladowany przez UB, wyrzucany przez partyjnych aparatczyków z kolejnych zakładów pracy.

W roku 1955 znalazł pracę w Instytucie Podstawowych Problemów Techniki PAN. Brał udział w konstruowaniu pierwszych aparatów do USG. Tam stworzył, w oparciu o pomysł Józefa Lityńskiego, maszynę AAH, która służyła do długoterminowych prognoz pogody i wykorzystywała w tym celu analizę harmonicznych Fouriera. Dwa lata później, w 1957 roku Lityński skonstruował AKAT-1 - pierwszy na świecie tranzystorowy analizator równań różniczkowych. W 1960 roku PAN przedstawiła jego kandydaturę do światowego konkursu UNESCO dla młodych naukowców. Jacek Karpiński wygrał konkurs zdobywając jedno z sześciu stypendiów. W latach 1961-1962 studiował na Uniwersytecie Harvarda i w MIT-cie. Dostał propozycję pozostania w USA i kontynuowania kariery akademickiej.

Karpiński jednak nie skorzystał. Jak powiedział w jednym z wywiadów udzielonych już po roku 1989 "chciał pracować dla Polski". Uważał, że skoro za Polskę walczył, a wielu jego kolegów zginęło, to teraz ma obowiązek tutaj pracować. Ponadto mówił, że skoro wyjechał jako reprezentant Polski i PAN, to pozostanie za granicą byłoby zdradą.

Po powrocie naukowiec skonstruował urządzenie o nazwie perceptron, czyli maszynę, która wykorzystywała sieć neuronową do rozpoznawania otoczenia za pomocą kamery.

Kolejnym niezwykłym urządzeniem Karpińskiego był skaner do analizy zderzeń cząstek elementarnych. Był wspomagany przez komputer KAR-65. Maszyna ta była 2-krotnie szybsza i 30-krotnie tańsza niż produkowane wówczas komputery Odra.

Najbardziej niezwykłym urządzeniem autorstwa Jacka Karpińskiego, które wyprzedzało swoją epokę o 10 lat, był mikrokomputer K-202. Już w latach 60. uczony wpadł na niezwykły pomysł - chciał stworzyć komputer mieszczący się w walizce. Na owe czasy, gdy komputery były gigantycznymi szafami zajmującymi całe pokoje, była to wizja niezwykła.

W 1969 roku zebrała się specjalna komisja, która miała odnieść się do pomysłu Karpińskiego. Komisja orzekła, że skonstruowanie takiego komputera jest niemożliwe, gdyż jeśli byłoby możliwe, to Amerykanie by to zrobili. Karpińskiemu powiedziano, że nikt w Polsce nie będzie pracował nad jego pomysłem.

Konstruktor wyjechał do Londynu, gdzie miał rodzinę, i postanowił znaleźć pieniądze na prace nad swoim komputerem. Zainteresowana firma przysłała do niego trzech ekspertów. Ci, po zapoznaniu się z projektem, byli zachwyceni. Stwierdzili, że nigdy nie widzieli czegoś równie genialnego. Anglicy od ręki chcieli rozpoczynać produkcję i zatrudnić Karpińskiego. Ten odrzekł jednak, że jest patriotą i chce, by Polska też coś z tego miała, więc ma zamiar wrócić do kraju. Angielski biznesmen odpowiedział, że go rozumie, żeby wracał i będą wspólnie robili komputer w Polsce.

Prototypowa maszyna powstała w 1971 roku. Zdecydowanie wyprzedzała swoją epokę. Była bardziej wydajna niż pecety produkowane w latach 80. Była w stanie wykonać milion operacji zmiennoprzecinkowych na sekundę, zastosowano w niej nowatorskie rozwiązanie powiększania pamięci poprzez adresowanie stronicowe. Dzięki łączeniu za pomocą kabli zewnętrznych modułów K-202 mógł obsłużyć aż 8 megabajtów pamięci.

Na Targach Poznańskich komputerem zainteresował się Edward Gierek, który obiecał pomoc. Produkcja K-202 ruszyła, komputer zaczął trafiać do biur projektowych i przemysłu ciężkiego. Użytkownicy byli zachwyceni. Mówiono nawet o instalowaniu go na statkach.

Komputer był jednak wyposażony we własny system operacyjny, a w ramach bloku RWPG Polsce przypadła budowa, opartego na IBM/360, systemu RIAD. Nic innego nie mogło powstawać. Komunistyczni aparatczycy, którzy zaczęli działać przeciwko Karpińskiemu, zaczęli w ogóle zaprzeczać istnieniu K-202. Gwoździem do trumny okazał się fakt, że K-202 był poważną konkurencją dla produkowanych przez wrocławskie ELWRO maszyn Odra-1204. Był mały, miał ponadtrzykrotnie więcej pamięci operacyjnej i był dziesięciokrotnie tańszy. Nad jego produkcją pracowało 200 osób, podczas gdy Odrę konstruowało 6000 ludzi.

W roku 1973 kierownictwo ELWRO spotkało się z Piotrem Jaroszewiczem i poprosiło go o ratunek przed Karpińskim. W wyniku tej rozmowy w dokumentach Karpińskiego w biurze paszportowym pojawiła się uwaga Nie wydawać paszportu. Powód: dywersja gospodarcza.

Niedługo później Karpiński został wyprowadzony przez uzbrojonych ludzi z zakładu, w którym pracował, a 200 produkowanych właśnie komputerów zniszczono. Nie miał paszportu, nie mógł więc opuścić PRL. Pozwolono mu pracować jedynie w Instytucie Przemysłu Budowlanego, w specjalności, która była mu obca.

Z czasem Karpiński osiadł na wsi, zajął się rolnictwem. W roku 1980, gdy w Polsce trwał festiwal Solidarności, do konstruktora dotarła telewizja. Dziennikarka zapytała, dlaczego zajmuje się świniami, na co Karpiński odpowiedział: "Dlatego, że ja wolę mieć do czynienia z prawdziwymi świniami". To nie spodobało się władzom. Karpińskiego ponownie zaczęto prześladować. W końcu w pierwszej połowie lat 80. pozwolono mu wyjechać do Szwajcarii. Tam Karpiński pracował przy produkcji profesjonalnych magnetofonów Nagra. W 1990 konstruktor wrócił do Polski. Został doradcą Leszka Balcerowicza ds. informatyki. Chciał też produkować swój nowy wynalazek - ręczny skaner do rozpoznawania tekstu. Urządzenie nieco większe od telefonu komórkowego było znacznie bardziej zaawansowane niż jakiekolwiek inne skanery na świecie. Pierwsze 500 urządzeń szybko znalazło nabywców, ale gdy Karpiński zwrócił się do BRE Banku po drugą transzę kredytu, odmówiono mu jej. Stracił dom i przez lata z emerytury spłacał dług.

Później wraz z synem Danielem skonstruował skaner dla audytorów finansowych.

W ostatnich latach życia pracował nad technologiami rozpoznawania mowy przez komputer. W 2008 roku mówił, że jeśli uda mu się znaleźć pieniądze, to w ciągu roku zakończy prace. Jeśli nie, to zajmie mu to około czterech lat.

Karpińskiemu zabrakło dwóch lat.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dobra historia na film,

a "co by było gdyby..." takie pytania mi się mnożą teraz w głowie.

 

 

ps.:

urzędnicy, biurokracja to nigdy się nie zmieni (hamulcowi innowacji)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dlatego frajerstwem jest polegać na urzędnikach-a on tak zrobił-bo chyba musiał przypuszczać że rozwój jego prac będzie uzależniony od decyzji urzędników-na zachodzie w prywatnym sektorze miałby dużo lepiej

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To nie kwestia urzędników a komunizmu. Gdyby np. w USA zostały najpierw napadnięte przez swoich sąsiadów, którzy wymordowaliby część elit, a potem władzę w kraju przejęliby komuniści, którzy wymordowaliby resztę, a tych, co by przeżyli poddawaliby przez kilkadziesiąt lat prześladowaniom, to nawet tak potężny kraj byłby ruiną.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dokładnie. Nie można na to patrzeć przez pryzmat naszych czasów i biurokracji. Ustrój był inny, a wraz z nim ludzie i ich podejście w kwestiach wolności, patriotyzmu, etc.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Szanowni komentatorzy, nigdy nie zrozumiem jak można być tak ****, żeby nazywać frajerem kogoś, kto sam zachowując się przyzwoicie, oczekuje tego od innych. Jeśli ktoś chce zrozumieć etos polskiej przedwojennej inteligencji, to niech czyta książki z tamtego czasu, a nie współczesne książki o tamtych latach, bo współcześni autorzy nawet nieświadomie nakładają współczesny sposób myślenia, który jest bardziej egocentryczny, cyniczny, skrajnie sceptyczny i relatywistyczny.

 

Nikt w komentarzu nie zająknie się, że kanalie ze szczytów PZPR powinny wisieć. Wszędzie się słyszy, że "takie były czasy". Nawet Jaruzelski, herszt komunistycznej bandy na Polskę tak mówi, a Lisy i im podobne Michniki  z zadumą  słuchają wyjaśnień "starszego towarzysza generała". Dziś jestem na 100% pewien, że gdyby Hitler przeżył wojnę, to też by powiedział, że takie były czasy, że on nawet  chciał rozpracowywać tych nazistów, ale ludzie oczekiwali od niego czego innego. Mówił by: "działałem w czasach nazizmu i hitleryzmu i cieszę się, że te czasy już minęły i mam nadzieję dalej będę mógł brać wysoką emeryturę".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hmm myślałem że odniosłem się w swojej opinii do komunizmu, ale może to był zbyt duży skrót myślowy:)

 

Biurokracja – scentralizowany system organizacyjny, w którym władza powiązana jest z urzędem.

 

 

@Alek

niektórzy po prostu nie rozumieją słowa "patriota" i patrzą przez pryzmat pieniądza.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

e z wyobraźnią jak już

"żeby nazywać frajerem kogoś, kto sam zachowując się przyzwoicie, oczekuje tego od innych."- na tym oparliśmy nasze działania w czasie drugiej wojny światowej i w wielu innych przypadkach no i okazało się ze byliśmy frajerami. Zupełnie jakbym nie mógł oceniać kogoś z innym etosem przez swój własny pryzmat :-X

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To wyobraż sobie że niektóre działania człowieka mieszczą się w takich kategoriach jak szlachetność,filantropia,bohaterstwo,PATRIOTYZM itd.Wyobrażasz sobie że są ludzie,którzy są poza kategorią "zysk-strata"

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Genialny człowiek tyle że "za dobry", ehh...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale kierując się swoim systemem "wartości", możesz nie używać jednocześnie obraźliwych słów...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jesli amerykanie czegos nie potrafia zrobic to na pewno to jest niemozliwe - oni przeciez sa najmadrzejsi - mysle ze to ciagle sie nie zmienilo jeszcze w naszym sposobie myslenia - amerykanie to bogowie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Wydział Oceanografii i Geografii Uniwersytetu Gdańskiego (UG) wzbogacił się o skaner do obrazowania hiperspektralnego rdzeni osadów geologicznych. To pierwsze tego typu urządzenie zainstalowane w Polsce. Na świecie posiada go zaledwie parę laboratoriów.
      Zgodnie z wiadomościami, jakimi dysponują uczeni z Gdańska, na świecie jest niewiele laboratoriów wyposażonych w taki sprzęt. W Europie znajdziemy go w Szwajcarii, Niemczech, Norwegii i Francji. Dysponują nim także badacze ze Stanów Zjednoczonych i Nowej Zelandii.
      Obrazowanie hiperspektralne to technika podobna do fotografii cyfrowej, z tym że w standardowej fotografii obraz rejestrowany jest w trzech zakresach długości fali (RGB), natomiast obraz zarejestrowany przez kamerę hiperspektralną składa się z kilkudziesięciu czy nawet kilkuset kanałów odpowiadających ściśle określonym długościom fal - wyjaśnił cytowany przez PAP prof. Wojciech Tylmann.
      Inspirująca współpraca z zespołem szwajcarskim
      Pomysł na badania i zorganizowanie laboratorium to pokłosie współpracy prof. Tylmanna z zespołem prof. Martina Grosjeana z Uniwersytetu w Bernie. To w stolicy Szwajcarii zapoczątkowano bowiem badania nad zastosowaniem obrazowania hiperspektralnego w analizie rdzeni osadów jeziornych. Stworzony przez fińską firmę Specim Ltd. prototyp skanera został zainstalowany na Universität Bern. Teraz takim właśnie sprzętem dysponuje UG.
      Skaner został zakupiony w ramach grantu NCN Opus pt. „Eutrofizacja, zmiany reżimu mieszania i anoksja: reakcje warwowego Jeziora Gorzyńskiego (Polska NW) na zmienność klimatu i wpływ człowieka w holocenie”.
      Możliwości skanera
      Prof. Tylmann wyjaśnia, że skaner pozwala analizować próbki o dużych wymiarach: o szerokości 4,5-12 cm i długości nawet 150 cm. Zainstalowana w urządzeniu kamera hiperspektralna umożliwia obrazowanie w zakresie widzialnym i bliskiej podczerwieni (400-1000 nm) z bardzo wysoką rozdzielczością przestrzenną (40 μm).
      Profesor opowiada, że obiekt jest przesuwany ze stałą prędkością pod kamerą hiperspektralną. Dzięki temu w stosunkowo krótkim czasie można uzyskać kompletny hiperspektralny obraz całego fragmentu rdzenia.
      Jezioro Gorzyńskie pod lupą naukowców
      Jezioro Gorzyńskie, którym zajmują się naukowcy z Uniwersytetu Gdańskiego, leży w północno-zachodniej Polsce (woj. wielkopolskie). Odnaleziono w nim osady z zachowanymi warstwowaniami rocznymi, co pozwala na określenie ich wieku. W połączeniu z długą historią użytkowania okolic jeziora przez człowieka sprawia to, że Jezioro Gorzyńskie jest znakomitym obiektem do rekonstrukcji paleośrodowiskowych, a zwłaszcza w zakresie interakcji człowiek-środowisko - wyjaśnił specjalista Piotrowi Mirowiczowi z PAP-u.
      Zespół chce ustalić, jak kształtowały się produktywność jeziora i tutejsze warunki tlenowe podczas zmiany środowiska z naturalnego na zdominowane przez człowieka i czy ostatnie dziesięciolecia są w tej kwestii niezwykłe (inne niż odleglejsza przeszłość).

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Wiadomo już, czemu wiele osób w czasie wykonywania rezonansu magnetycznego lub podczas wyciągania ze skanera doświadcza oczopląsu. Silne pole magnetyczne wprawia w ruch endolimfę wypełniającą kanały błędnika (Current Biology).
      Wskutek ruchów cieczy w uchu wewnętrznym pacjenci mają wrażenie spadania lub nieoczekiwanych, chwiejnych ruchów. Zespół z Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa, który pracował pod kierownictwem Dale’a C. Robertsa, umieścił w aparacie MRI 10 osób ze zdrowym błędnikiem i 2 z błędnikiem niedziałającym w skanerze. Skupiano się nie tylko na autoopisie dot. zawrotów głowy, ale również na nystagmusie, czyli niezależnych od woli poziomych drganiach gałek ocznych (in. nazywanych oczopląsem położeniowym). Ponieważ wskazówki wzrokowe mogą je stłumić, eksperyment przeprowadzano w ciemnościach.
      Nagrania z kamery noktowizyjnej pokazały, że nystagmus wystąpił u wszystkich zdrowych badanych, nie pojawił się zaś u pozostałej dwójki. Sugeruje to, że (zdrowy) błędnik odgrywa kluczową rolę w zawrotach głowy w skanerze MRI.
      Amerykanie zastanawiali się, jak natężenie pola magnetycznego wytwarzanego przez skaner wpływa na błędnik, dlatego ochotników umieszczano na różne okresy w aparatach o niejednakowych parametrach technicznych. Przyglądano się oczopląsowi położeniowemu podczas wkładania i wyjmowania ze skanera (i to zarówno podczas wkładania i wyjmowania tradycyjną drogą, jak i od tyłu tuby). W ten sposób oceniano wpływ kierunku pola magnetycznego na wrażenia ochotników.
      Silniejsze pole magnetyczne wywoływało znacznie szybszy nystagmus. Ruchy gałek ocznych utrzymywały się cały czas, bez względu na długość sesji. Kierunek ruchu oczu zmieniał się w zależności od drogi wprowadzania/wyciągania człowieka ze skanera (czyli kierunku pola). Zespół Robertsa uważa, że oczopląs położeniowy to rezultat wzajemnych oddziaływań między prądami elektrycznymi przepływającymi przez endolimfę a polem magnetycznym. Siła Lorentza wpływa na ruch ładunków elektrycznych w uchu wewnętrznym, odbierany przez komórki zmysłowe jako pobudzenie.
      Akademicy z Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa sądzą, że ich odkrycia mogą zmienić interpretację wyników uzyskanych za pomocą funkcjonalnego rezonansu magnetycznego. Ich autorzy analizują przepływ krwi w mózgu pod wpływem określonych zadań, tymczasem okazuje się, że skaner jako taki wzmacnia aktywność związaną z ruchem i równowagą. Wykazaliśmy, że nawet gdy sądzimy, że nic się w mózgu nie dzieje, kiedy ochotnicy znajdują się w aparacie, w rzeczywistości dzieje się dużo, ponieważ samo MRI wywołuje jakiś efekt – podsumowuje Roberts, dodając, że niewykluczone, iż silne pole skanera do rezonansu magnetycznego przyda się otolaryngologom jako bardziej komfortowa metoda badania błędnika (alternatywa dla standardowej elektronystagmografii).
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Amerykanie postanowili przeprowadzić akcję obywatelskiego nieposłuszeństwa, by pokazać władzy, że nie podobają im się zainstalowane na lotniskach skanery umożliwiające "rozebranie" badanej osoby. National Opt-Out Day, pomysł rzucony przez jedną z witryn internetowych, stał się na tyle głośny, że jego realizacja grozi paraliżem komunikacyjnym w USA.
      Do protestu ma dojść jutro, w przeddzień Święta Dziękczynienia. Wówczas ci, którzy sprzeciwiają się skanerom, mają odmawiać przejścia przez nie i wybierać ręczne przeszukiwanie. To znacząco wydłuży i tak długie w tym dniu kolejki na lotniskach.
      National Opt-Out Day zirytował już sekretarza Biura Bezpieczeństwa Transportu (TSA), który skrytykował całą akcję.
      Od czasu wprowadzenia skanerów w październiku bieżącego roku TSA jest najbardziej krytykowaną agendą rządu USA. Pomysły biura wyśmiewane są w programach publicystycznych i rozrywkowych, sprzeciwiają się im członkowie Kongresu, a dziennikarze tak naciskają na szefa TSA, iż ten w ciągu jednego dnia potrafi sam sobie zaprzeczyć. W sieci powstała konfederacja witryn sprzeciwiających się skanowaniu. W jej skład wchodzą m.in. OptOutDay.com, DontScan.us, WeWontFly.com czy StopDigitalStripSearches.org. Od dawna protestują też tak znane witryny jak np. Drudge Report, która już jakiś czas temu opublikowała zdjęcie zakonnicy przeszukiwanej przez pracownicę lotniska podpisane "Terroryści wygrali".
      Kontrowersyjne skanery znajdują się obecnie na około 70 amerykańskich lotniskach, gdzie zainstalowano niemal 400 urządzeń. TSA otrzymała też od Kongresu pieniądze na kolejnych 100 skanerów, które mają rozpocząć pracę jeszcze w bieżącym roku. Do końca 2011 roku ogólna liczba tego typu skanerów ma sięgnąć 1000.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Na urządzenia litograficzne kolejnej generacji będą mogły pozwolić sobie tylko nieliczne firmy. Sprawdzają się bowiem najbardziej pesymistyczne przewidywania dotyczące ich ceny. Dan Hutcheson, prezes firmy VLSI Research poinformował, że skanery litograficzne pracujące w ekstremalnie dalekim ultrafiolecie (EUV) będą kosztowały.... 125 milionów dolarów za sztukę. Gdy w 2003 roku Intel przewidział, że tego typu urządzenia będą potrzebne i zaproponował ich budowę, przedstawiciele koncernu uważali, że skaneray EUV będą kosztowały około 20 milionów dolarów.
      Jednak Dan Hutcheson mówi, że nie powinniśmy się dziwić tak wysokiej cenie. Przypomina, że już wiele lat temu Risto Puhakka, który wówczas był prezesem VLSI Research przewidywał, dokonując porównania kosztu budowy skanera do piksela oferowanej przezeń rozdzielczości, że ceny mogą być aż tak wysokie. Wtedy wszyscy uważali, że to wielka przesada, a teraz zamawiają urządzenia w takiej cenie - mówi Hutcheson.
      Pomimo sporych opóźnień, spowodowanych ogromnymi kosztami i trudnościami technicznymi, litografia w ekstremalnie dalekim ultrafiolecie powoli zdobywa rynek. Firma ASML sprzedała dwa skanery w wersji alfa. Nabywcami byli IMEC i Sematech. Cena urządzenia to podobno 60 milionów USD. Ponadto ASML ma zamówienia na sześć, czyli wszystkie, skanerów produkcyjnych NXE:3100. Cena pojedynczego urządzenia sięga ponoć 90 milionów USD. Firma zebrała też 10 zamówień na NXE-3300, czyli skanery EUV nowej generacji. Zostaną one kupione przez Barclays Capital, Hynix, IMEC, Intela, Samsunga, Toshibę i TSMC.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Coraz więcej lekarzy wyraża obawy w związku z upowszechnianiem się na lotniskach skanerów do ciała. Urządzenia te pracują co prawda z niskimi dawkami promieniowania, jednak, jak zwracają uwagę ich krytycy, jest ono mocno skoncentrowane i trafia precyzyjnie pod powierzchnię skóry. Ich zdaniem, szczególnie narażone są szyja i twarz.
      Specjaliści ostrzegają więc, że ich stosowanie może znacząco zwiększać ryzyko zapadnięcia na nowotwory skóry, szczególnie na raka podstawnokomórkowego. To najpowszechniejszy nowotwór złośliwy skóry. Na szczęście cechuje go niewielka złośliwość, rzadko daje on przerzuty. Ryzyko jednak istnieje, a u dzieci stosowanie skanerów może wywoływać poważniejsze skutki niż u dorosłych.
      Zdaniem Davida Brennera z Columbia University, skoncentrowanie energii na skórze oznacza, że dawka promieniowania jest 20-krotnie wyższa od oficjalnych szacunków. Brenner może być jedną z najlepiej zorientowanych w temacie osób, gdyż pomagał tworzyć pierwsze podręczniki użytkowania takich skanerów, które powstawały w 2002 roku. Jak mówi, miał wówczas nadzieję, że nie będą one powszechnie używane.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...