Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Rozmnożył się - dobre.

Nie rozmnożył - złe.

W skali jednostki to się zupełnie nie sprawdza, ale w skali całej populacji jakoś działa. Należy tu tez doliczyć rozmnażanie potomstwa i jego liczebność...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Rozmnożył się - dobre.

No i jego dzieci wilcy zjedli. :D

 

Nie rozmnożył - złe.

Ale pomógł w przetrwaniu potomstwa stada. Altruizm nie jest charakterystyczny dla jedynie "człowieka myślącego". ;)

 

Co do reszty, proszę, policz. :D

Powtórzę, dla ewolucji nie istnieje coś takiego jak "dobre i złe". Abyś dobrze to zrozumiał, "złe" rozwiązanie wczoraj nie musi być "złym" dzisiaj. Ewolucja jest całkowicie ślepa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Raczej powiedziałbym, że altruizm jest przez ewolucję traktowany jako zachowanie "złe"

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie zamierzam dyskutować z Twoim zdaniem, ale jakoś odnoszę głębokie wrażenie, że nie podpowiedziała Ci tego ewolucja. :) Generalnie Flaku, Twój pseudobehawioryzm razi. I nie jest zgodny z wiedzą, którą posiadamy obecnie. :)

 

Edit: no i gdyby był traktowany przez ewolucję jako "zły", to chyba tylko Bogu dziękować, że tak "szczytowy" organizm jak człowiek jakoś ten aspekt (czasem przynajmniej) posiada. :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jest takich rzeczy o wiele więcej. Właśnie u najbardziej rozwiniętych organizmów jest duża szansa na przetrwanie pewnych cech będących ułomnością z punktu widzenia ewolucji. Człowiek z jakąś chorobą genetyczną (czy ułomnością w stylu małej tężyzny fizycznej) ma większe szanse na przekazanie swoich genów dalej niż mniej rozwinięte organizmy. Pozwolą mu na to inne cechy, które zrównoważą tamte ułomności. Pomyśl sam, kto ma większe szanse na przekazanie swoich genów dalej? Człowiek z uszkodzeniem genomu powodującym brak zębów, czy inny ssak z taką samą wadą?

W tym temacie rozmowa jest o ewolucji. Jak będę chciał rozmawiać o moralności altruizmu, to możesz być pewny, że napiszę w jakimś "społecznym".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cecha będąca ułomnością "z punktu widzenia ewolucji" dzisiaj, nie musiała być taką wczoraj; może nie być taką jutro (o ile "przetrwa"). Raczej sądzę, że ewolucja nie ma jakiegokolwiek punktu widzenia. ;)

 

To tylko "błądzenie kodu" :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tyle, że to "błądzenie kodu" zaszło już na taki poziom, że potrafi dywagować na forach internetowych o własnym jestestwie.

Pytanie, co jest przypadkiem w tym "błądzeniu", a co nie?

 

Co do tego, że tylko ubodzy i niewykształceni ludzie boją się Boga. Cóż, zdaje się, że wiarę w tego czy innego Boga deklaruje jednak większość ludności Ziemi, niezależnie od statusu społecznego. Poza tym zachowywanie się zgodnie z zasadami wiary (nie zabijaj, nie kradnij, nie cudzołóż... etc) jest korzystne z punktu widzenia społeczeństwa, więc nawet jak ktoś prywatnie zastanawia się istnieniem Boga to nie widzi sensu podważać tego publicznie. Kto ma w tym interes i co chce osiągnąć?

Brak hamulców moralnych widać dobrze właśnie w przypadku braku nadzoru, np. katastrof naturalnych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Ale pomógł w przetrwaniu potomstwa stada. Altruizm nie jest charakterystyczny dla jedynie "człowieka myślącego".

Jeśli pomógł w przetrwaniu stada, ale się nie rozmnożył, to jego gen odpowiadający za altruizm umarł razem z nim i kolejne pokolenia stada nie będą już mieć takiej pomocy i potencjalnie wymrą. Z tej perspektywy wciąż jest zły.

 

Ludzie, którzy są altruistami się rozmnażają i tylko dzięki temu nie wymarła ta cecha.

 

Te same zmiany ewolucyjne zachodzą wielokrotnie, więc to co jest złe teraz - teraz wymrze, ale pojawi się ponownie i jeśli wówczas będzie dobre to zostanie przekazane dalej.

 

A co do hamulców moralnych... Japończycy nie uchodzą za specjalnie religijny naród, a spójrz jak się zachowują na co dzień i w obliczu katastrof...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Tyle, że to "błądzenie kodu" zaszło już na taki poziom, że potrafi dywagować na forach internetowych o własnym jestestwie.

 

No to obetnij sobie paznokieć (zawiera dokładnie ten sam kod) i pozwól, by ze "mną" podywagował. :D A jestestwo to tylko pewien "skutek uboczny", zwykle całkowicie błędny :D

 

Pytanie, co jest przypadkiem w tym "błądzeniu", a co nie?

 

Wszystko. :D Selekcja ewolucyjna to inna kwestia. ;)

Co do Boga, to chyba nie wspomniałem nic w tym temacie. Widać masz jakieś zawężone zdanie dotyczące "altruizmu". ;)

Brak hamulców w katastrofach powiadasz? Słusznie! Gdybyś nie wiedział, to właśnie spuścizna po dużo bardziej "prymitywnych" strunowcach. :D

 

Jeśli pomógł w przetrwaniu stada, ale się nie rozmnożył, to jego gen odpowiadający za altruizm umarł razem z nim i kolejne pokolenia stada nie będą już mieć takiej pomocy i potencjalnie wymrą. Z tej perspektywy wciąż jest zły.

 

No to pogadaj z dowolnym samcem alfa w dowolnym stadzie; widać też musiał mieć ten "gen". ;)

To, że został samcem alfa jest raczej kwestią przypadku. :)

 

Ludzie, którzy są altruistami się rozmnażają i tylko dzięki temu nie wymarła ta cecha.

 

Napisałem już wyżej – upraszczasz.

 

No i powtórzę – ewolucja to całkowicie ślepy proces. Jeśli we wzorkach malowanych przez mróz na szybie doszukujecie się "dziadka mroza", to Wasz problem. Dla mnie to tylko proces stochastyczny.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
A co do hamulców moralnych... Japończycy nie uchodzą za specjalnie religijny naród, a spójrz jak się zachowują na co dzień i w obliczu katastrof...

Czy aby na pewno? U nich kult Boga-Cesarza jest ściśle związany z kulturą (czy u nas jest tak naprawdę inaczej?), którą starsi/dorośli mają jeszcze we krwi. To jak się zaczną zachowywać pokolenia wychowane na hello kitty czy dragon ball to już inna sprawa (pewnie i tak lepiej niż gdzie indziej, bo to rodzice/inni dorośli dają wzór do naśladowania).

Co do Boga, to chyba nie wspomniałem nic w tym temacie.

No i nie odnosiłem się do Ciebie:)

No to obetnij sobie paznokieć (zawiera dokładnie ten sam kod) i pozwól, by ze "mną" podywagował.

Co ma piernik do wiatraka? Teraz Ty upraszczasz. To tak jakby porównać koparkę do jej specyfikacji technicznej. "To narysuj koparkę i niech ten rysunek wykopie dziurę". Ten "kod" jest tylko informacją, zreplikowaną z jakiś względów w każdej komórce. Natomiast to, że w każdej komórce jest cała informacja nie oznacza, że pojedyncza komórka to to samo co człowiek.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ależ Radar, wcześniej była mowa tylko i wyłącznie o kodzie genetycznym. To Ty wjechałeś z koparką. :D

Bo widzisz, jakoś dwa plany koparek ni cholery się nie dogadają. ;)

 

Edit: tak mi przyszło na myśl, w konteście tej rozmowy, że raczej powinno być: "co ma plemnik do wiatraka?". ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Lekarze z Dolnośląskiego Szpitala Specjalistycznego im. T. Marciniaka zoperowali 55-letniej pacjentce dwa tętniaki i guza mózgu w czasie jednego zabiegu. Jeden z tętniaków znajdował się na tętnicy móżdżkowej górnej. Jak podkreślono w komunikacie szpitala, to bardzo rzadko operowany typ tętniaka, bardzo głęboko położony i trudno dostępny.
      Podczas trwającego ponad 4 godziny zabiegu stwierdzono, że chora ma także oponiaka. Niewielki guz został usunięty. Przez lokalizację w badaniach obrazowych nie było go widać.
      Neurochirurg, dr n. med. Dariusz Szarek, podkreśla, że przy wszystkich operacjach tętniaków należy zachować szczególną ostrożność i uważność. Im głębiej w głowie położona jest choroba, tym liczniejsze i krytycznie ważne struktury układu nerwowego z nią sąsiadują. Dlatego dokładna wizualizacja zwiększa skuteczność zabiegu i redukuje jego ryzyko. Tętniaki w tętnicy móżdżkowej górnej są właśnie jedną z takich lokalizacji - tłumaczy.
      Po operacji 55-letnia pani Anna czuje się dobrze, została już wypisana do domu. Wcześniej przez rok cierpiała na bardzo silne bóle głowy z towarzyszącymi mdłościami i osłabieniem. W ramach diagnostyki stwierdzono obecność tętniaków w mózgu.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Osiemnastego sierpnia doszło do niebezpiecznej sytuacji. Gdy matka 5-letniego chłopca kosiła trawę, kosiarka trafiła na przeszkodę, a znajdujące się w odległości kilku metrów dziecko się rozpłakało. Na jego koszulce widać było ślad krwi. Okazało się, że ma ranę po lewej stronie w okolicach żeber.
      Ponieważ stan chłopca się nagle pogorszył [dziecko czuło kłucie, zaczęło też słabnąć i sinieć], została wezwana pomoc. Po szybkiej diagnozie okazało się, że w sercu chłopca tkwi drut - napisano na profilu Fundacji Rozwoju Kardiologii i Kardiochirurgii Wad Wrodzonych Serca Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi „Mamy Serce” na Facebooku.
      Chłopca przetransportowano helikopterem do Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi (ICZMP). Pięciolatek miał dużo szczęścia, bo mimo późnej pory w pracy byli jeszcze wszyscy kardiochirurdzy; właśnie skończyli bowiem wielogodzinną operację.
      Z lewej komory serca dziecka usunięto ok. 5-6-cm kawałek drutu. Na szczęście ciało obce nie zniszczyło aorty czy zastawki. Po zabiegu chłopcu zapobiegawczo podawano antybiotyk.
      Prawdopodobnie przeszkodą, na którą trafiła kosiarka, była siatka ogrodzenia. Po wypadku matka nakleiła na ranę plaster. Gdy stan chłopca się pogorszył, wezwała pogotowie. Dziecko trafiło do Szpitala Powiatowego w Opocznie. Tam lekarka SOR-u skierowała chłopca na badania obrazowe brzucha i płuc.
      Jak podkreśla Paweł Banaszek, radiolog z 30-letnim doświadczeniem, zlecone USG brzucha wykazało płyn w osierdziu, a na rtg. w rzucie lewej komory widać było cień metaliczny o długości ponad 4 cm.
      Doświadczona lekarka ze Szpitalnego Oddziału Ratunkowego, z którą porozmawiał radiolog, skontaktowała się niezwłocznie z ICZMP i zamówiła przelot śmigłowcem medycznym.
      W ICZMP wykonano USG i echo serca. Badania potwierdziły diagnozę postawioną w Opocznie. Podczas operacji z serca chłopca wyjęto kilkucentymetrowy kawałek drutu.
      Drut wystrzelił jak pocisk i jak grot strzały przebił lewą komorę serca w dwóch miejscach na wylot. Przeszył serce i oparł się na przeponie. Gdy się rozwali komorę serca, to kilka uderzeń serca i koniec. Na szczęście u tego chłopca ten drut nie wbił się pod dużym kątem i nie zrobił dużych otworów. Z jednej strony mięsień się obkurczył, a z drugiej wokół drutu zgromadził się skrzep, który był jakby korkiem i blokował wypływ krwi do worka osierdziowego - wyjaśnił cytowany przez TVN24.pl kierownik Kliniki Kardiochirurgii w ICZMP dr n. med. Marek Kopala.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Trzydziestego pierwszego marca br. zespół Kliniki Kardiochirurgii i Chirurgii Ogólnej Dzieci Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego (UCK WUM) przeprowadził u 2-miesięcznego dziecka operację wszczepienia najmniejszej dostępnej na świecie mechanicznej zastawki serca.
      Dziecko urodziło się z wrodzoną wadą serca w postaci wspólnego kanału przedsionkowo-komorowego oraz z nieprawidłowym aparatem podzastawkowym (postać spadochronowa). Jak podkreślono w komunikacie uczelni, małą pacjentkę poddano złożonej korekcji wewnątrzsercowej, która ze względu na nasilone zaburzenia morfologii zastawek nie przyniosła oczekiwanego efektu funkcjonalnego. W kolejnych dobach pooperacyjnych dziecko rozwinęło ciężką niewydolność serca i zostało zakwalifikowane do operacji wszczepienia mechanicznej zastawki serca ze wskazań życiowych.
      Głównym operatorem był dr n. med. Michał Buczyński. W procesie diagnostyczno-terapeutycznym wzięli również udział dr Michał Zawadzki, Paulina Kopacz, dr Wojciech Mądry i dr Jacek Kuźma z Kliniki Kardiochirurgii, anestezjolog dr Monika Sobieraj, a także zespół pielęgniarek i perfuzji bloku operacyjnego Dziecięcego Szpitala Klinicznego UCK WUM.
      Podczas operacji użyto najmniejszej dostępnej na świecie zastawki Abott's Masters (St. Jude) HP 15 mm; warto dodać, że jest ona dostępna od niedawna i została specjalnie sprowadzona na potrzeby operacji.
      W dniu operacji dziecko ważyło 3,8 kg. Operacje wymiany zastawki mitralnej u pacjentów poniżej 1. roku życia należą do niezwykłej rzadkości, a w przypadku masy pacjenta poniżej 4 kg można śmiało mówić o jednym z najmniejszych na świecie.
      Operacja przebiegła bez powikłań. Funkcja serca poprawiała się z każdym dniem. Obecnie niemowlę przebywa w Klinice Kardiochirurgii i Chirurgii Ogólnej Dzieci UCK WUM; jego stan ogólny jest dobry (dziecko oddycha samodzielnie).

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Naukowcy z Politechniki Opolskiej (PO) opracowali i wydrukowali model 3D żyły z guzem w środku. Zrobili to doskonale. Rzeczywisty model był nam potrzebny do dokładnego zwizualizowania guza, co pozwoliło prawidłowo zaplanować operację i jej zakres [patologiczna struktura ciągnęła się wewnątrz dużej żyły od serca aż po miednicę] – wyjaśnia prof. Grzegorz Oszkinis z Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Opolu.
      Nieoczywista diagnoza
      Prof. Marek Gierlotka, kierownik Oddziału Kardiologii Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Opolu i Kliniki Kardiologii Uniwersytetu Opolskiego, opowiada, że pacjentka została przyjęta do szpitala, bo w badaniu ultrasonograficznym stwierdzono obecność dużej, nieprawidłowej struktury wewnątrz serca, która sięgała daleko w dół, wewnątrz dużej żyły, aż na wysokość miednicy. Wstępna diagnoza w tomografii komputerowej wskazywała na zakrzep, tym bardziej że chora rok wcześniej miała zator tętnicy płucnej.
      Ostatecznie przypadek okazał się o wiele bardziej skomplikowany, dlatego żeby wszystko ustalić i zaplanować leczenie, nawiązano współpracę z licznymi specjalistami: radiologami, patomorfologami, kardiochirurgami, chirurgami naczyniowymi, ginekologami i specjalistami od modelowania 3D z PO.
      Wykonaliśmy dodatkowo rezonans magnetyczny i obraz, który zobaczyłam, okazał się bardziej skomplikowany. Okazało się, że mamy do czynienia z rozległym nowotworem rozpoczynającym się od narządów rodnych, który rozrastając się wewnątrz dużej żyły, sięgał aż do serca – wyjaśnia dr n. med. Katarzyna Sznajder, kierownik Zakładu Klinicznego Diagnostyki Obrazowej USK UO w Opolu.
      Guz był tak duży, że odpowiednia objętość krwi nie dopływała do serca, przez co pacjentka nie tolerowała wysiłku i mdlała. Najpierw operatorzy zajęli się fragmentem guza od strony serca, a później usunięto przeważającą część nowotworu z miednicy i jamy brzusznej, czyli [z] narządów rodnych i żyły. W trakcie zabiegu chirurdzy wypreparowali żyłę główną dolną od żył biodrowych i nerkowych. Nacięli ją i usunęli całego guza.
      Pomoc specjalistów od modelowania 3D
      Pod względem merytorycznym pracami zespołu z PO kierowali prof. Jarosław Zygarlicki i prof. Mirosław Szmajda. Wobec wątpliwości co do dokładnej lokalizacji guza w żyle w oparciu o przeprowadzone w naszym zakładzie badania obrazowe, poprosiliśmy ich o opracowanie i wydrukowanie modelu 3D żyły z guzem w jej wnętrzu – wyjaśnia dr Sznajder.
      Prof. Andrzej Cichoń (również z PO) tłumaczy, że prace składały się z 3 zasadniczych faz: 1) detekcji obrysów żyły i zmiany patologicznej na podstawie przekrojów TK, 2) komputerowego modelowania żyły i zmiany oraz 3) ostatecznego wydruku 3D.
      Analiza ponad 1,5 tys. obrazów z tomografii komputerowej
      Ponieważ planowany czas prac był bardzo krótki, zadania należało podzielić. Analizą ponad 1500 obrazów tomografii komputerowej zajęła się ekipa studentów inżynierii biomedycznej (Anna Wieczorek, Karolina Nowak, Wiktoria Krak, Aleksandra Kawiak i Szymon Nieckarz), doktorantów (mgr inż. Anna Froń i mgr inż. Mirosław Chyliński) i naukowców PO (dr inż. Łukasz Nagi i prof. Mirosław Szmajda).
      Ze względu na złożoność zagadnienia i trudność interpretacji obrazów TK, szczególnie w przypadku badania zakontrastowanych żył, cały zespół został przeszkolony przez lek. med. Andrzeja Falbę, członka ekipy radiologów z USK, po czym w ciągu 3 dni (i nocy) zespół dokonał stosownych obrysów, zweryfikowanych finalnie przez dr. Falbę – relacjonuje prof. Szmajda.
      Modelowanie komputerowe i ostateczny wydruk 3D
      W drugiej fazie prac należało stworzyć wirtualny model przestrzenny żyły i patologicznej zmiany i zapisać w postaci umożliwiającej druk 3D (dla żyły, dla zmiany i dla całości). Zastosowaliśmy metody maszerujących sześcianów oraz triangulacji. Dzięki tym metodom zostały wygenerowane siatki trójkątów, które ostatecznie odwzorowały z zadaną dokładnością modele żyły oraz zmiany patologicznej. Następnie modele te posłużyły do przygotowania plików wejściowych do drukarki 3D - opowiada prof. Zygarlicki.
      W 3. fazie drukowano fizyczny model, dobierając najpierw odpowiednie surowce do uzyskania nieprzezroczystej zmiany i przezroczystych ścian żyły.
      Prof. Oszkinis podsumowuje, że po zabiegu nie wystąpiły żadne komplikacje. Stan pacjentki szybko się poprawiał. Została już wypisana do domu.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Podczas operacji guza mózgu 53-letnia Dagmar Turner grała na skrzypcach. W ten sposób neurochirurdzy z King's College London (KCL) upewniali się, że nie zostaną uszkodzone tak ważne dla muzyka obszary odpowiedzialne za drobne ruchy dłoni i koordynację.
      Po napadzie padaczkowym w 2013 r. u kobiety zdiagnozowano wolno rosnącego glejaka. Była specjalistka ds. zarządzania z Isle of Wight, która gra w Isle of Wight Symphony Orchestra i udziela się w różnych towarzystwach chóralnych, przeszła biopsję i poddała się radioterapii w lokalnym szpitalu specjalistycznym. Gdy jesienią 2019 r. stało się jasne, że guz urósł i stał się bardziej agresywny, Dagmar zaczęła się skłaniać ku operacji. By omówić dostępne opcje, umówiła się na wizytę u polecanego specjalisty - prof. Keyoumarsa Ashkana z KCL.
      Guz Dagmar był zlokalizowany w prawym płacie czołowym, blisko obszaru kontrolującego drobne ruchy lewej dłoni. Dagmar opowiedziała o swojej miłości do skrzypiec profesorowi, który również jest pasjonatem muzyki (Ashkan ma wykształcenie nie tylko medyczne, ale i muzyczne i jest wytrawnym pianistą).
      By wyjść naprzeciw oczekiwaniom pacjentki, zespół z King's College London opracował plan. Przed operacją przez 2 godziny opracowywano szczegółową mapę jej mózgu, by dokładnie określić obszary aktywne w czasie gry na skrzypcach oraz regiony odpowiedzialne za motorykę i funkcje językowe. Kobieta wyraziła też zgodę na wybudzenie w trakcie zabiegu, by mogła zagrać na instrumencie. W ten sposób można się było upewnić, że nie ulegną uszkodzeniu rejony kluczowe dla kontroli delikatnych ruchów dłoni.
      King's to jeden z największych ośrodków leczenia guzów mózgu w Wielkiej Brytanii. Każdego roku przeprowadzamy około 400 resekcji, które często wiążą się z wybudzaniem chorych, by przeprowadzić testy językowe. To jednak pierwszy raz, gdy miałem pacjenta grającego na instrumencie. Wiedzieliśmy, że gra na skrzypcach jest ważna dla Dagmar, dlatego tak istotne było zachowanie funkcji delikatnych obszarów mózgu, które na to pozwalają. Udało nam się usunąć ponad 90% guza [...] i zachować pełną sprawność lewej dłoni.
      Skrzypce to moja pasja. Gram, odkąd skończyłam 10 lat. Na myśl o tym, że mogłabym stracić tę zdolność, pękało mi serce, ale będący muzykiem profesor Ashkan rozumiał moje obawy. Zaplanowano wszystko, od mapowania mózgu po ułożenie w czasie operacji, tak by pacjentka mogła grać na skrzypcach. Dzięki nim mam nadzieję, że bardzo szybko wrócę do mojej orkiestry.
      Trzy dni po operacji Dagmar czuła się na tyle dobrze, że można ją było wypisać do domu. Będzie się znajdować pod opieką lokalnego szpitala.
      W tym miejscu warto przypomnieć o przypadku Roberta Alvareza, który podczas operacji usuwania gwiaździaka w 2018 r. w MD Anderson Cancer Center grał z kolei na gitarze. Także w USA, tym razem w Mayo Clinic, odbyła się operacja, podczas której do wzgórza cierpiącego na drżenie samoistne Rogera Frischa z Minnesota Orchestra wszczepiano elektrody do głębokiej stymulacji mózgu. Ponieważ drżenia były delikatne, lekarzom trudno byłoby stwierdzić, czy elektrody znajdują się w najlepszym możliwym miejscu. Rozwiązaniem okazało się uwzględnienie gry na skrzypcach w planie operacji. Zespół inżyniera Kevina Benneta opracował instrument, na którym Frisch mógłby wtedy grać (zaprojektowano mocowany do smyczka akcelerometr).
       

       

       


      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...