Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Jak donosi Dziennik, rząd ponownie próbuje blokować treści w internecie. Przy okazji walki z hazardem koalicja chce, by w Polsce obowiązywał Rejestr Stron i Usług Niedozwolonych. W porównaniu z opisywanym przez nas wcześniej projektem wprowadzono w nim kilka zmian. Najważniejsza jest taka, że to sąd ma decydować, którą witrynę należy blokować.

Jednak, jak uważa Marcin Cieślik, prezes Internet Society Polska, meritum się nie zmieniło: internet ma być kontrolowany i blokowany. Podobnego zdania jest Jarosław Sobolewski ze Związku Pracodawców Branży Internetowej. Niestety w imię walki z e-hazardem rząd przygotował niebezpieczny wyłom w wolności słowa - mówi.

Nie tylko takie kraje jak Chiny czy Iran cenzurują Sieć. Podobne działania prowadzą rządzący w krajach uznawanych za demokratyczne. Najbardziej znamienny jest przypadek australijskiej "czarnej listy" stron zakazanych, na którą wpisano serwis Wikileaks.org. Został on zablokowany na andypodach, gdyż opublikował... duńską "czarną listę".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Niestety w imię walki z e-hazardem rząd przygotował niebezpieczny wyłom w wolności słowa

Równie niebezpieczny, co blokowanie witryn pedofilskich.

 

Chyba się ludziom w d... poprzewracało od tej wolności, bo totalnie nie rozumieją, że w parze z wolnością musi iść odpowiedzialność.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Równie niebezpieczny, co blokowanie witryn pedofilskich.

Chyba się ludziom w d... poprzewracało od tej wolności, bo totalnie nie rozumieją, że w parze z wolnością musi iść odpowiedzialność.

Mógł byś swoją myśl rozwinąć? Ja dla przykładu ani za grosz nie zgadzam się w tej kwestii z twoim zdaniem czy postawą rządu.

Pykam sobie pokera on-line, coś tam wychodzę na plus więc dlaczego nie mogę tej kasy legalnie wypłacić - nawet chętnie odprowadzę od niej podatek. Ale nie - bo wraz z pseudo wolnością musi iść konkretna odpowiedzialność - to jest tworzenie szarej strefy na własne życzenie. Popatrz na zagraniczne stacje telewizyjne - poker ma swój czas w porze wysokiej oglądalności a ty tu wyjeżdżasz z takim czymś/ taką wypowiedzią, która woła o pomstę do nieba. Nie chcesz robić - nie rób, ale dlaczego mi zabraniasz? W imię czyjego interesu?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mikroos - czegoś chyba nie rozumiesz. Rozpowszechnianie pedofilii jest przestępstwem i do zamknięcia witryny pedofilskiej nie jest potrzebna żadna ustawa z jakimiś indeksami witryn zakazanych. Zresztą, witryny pedofilskie i tak nie są powszechnie dostępne.

Rząd chce tworzyć osobny indeks, z całą procedurą wpisywania witryn, co oznacza, że nie będzie to indeks witryn pedofilskich, terrorystycznych, zachęcających do przestępstwa, bo, jak wspominałem, do tego nie jest potrzebny żaden indeks i żadna nowa ustawa.

Po co więc taki indeks? Ot, może po to, by zakazać głoszenia poglądów, które się rządowi nie podobają, by na siłę szerzyć poprawność polityczną?

Jaką masz gwarancję, że na taką listę nie trafią witryny, które nie podobają się aktualnie rządzącym? Żadnej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Skoro ma istnieć procedura i ma ją przeprowadzać sąd, to oznacza to, że najpierw trzeba będzie udowodnić niezgodność witryny z prawem. A indeks i nowe prawo mogą powstać choćby po to, żeby uporządkować dotychczasowe przepisy lub jasno ustalić kompetencje poszczególnych organów biorących udział w całym procesie.

 

Na razie mamy tylko artykuł w "Dzienniku", który - przypominam - ostatnio popisał się m.in. opublikowaniem wywiadu, którego nigdy nie przeprowadzono. Pamiętajmy, że gazeta walcząca o resztki udziału w rynku będzie się chwytała bardzo wielu bzdur, żeby tylko ją czytano.

 

Póki co poczekajmy na to, aż powstaną jasne zapisy i zostaną ujawnione dokładne procedury. Robienie zadymy na tym etapie prac jest zwyczajnie niepoważne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Polecam przeczytać ustawę. W niej jest ładnie napisane w 3 punktach jakie witryny mogą zostać zablokowane i nic poza nimi:

 

1) Witryny hazardowe tylko te które nie mają zezwolenia na prowadzenie takiej działalności oraz witryny które je promują.

2) Witryny które zawierają treści pedofilskie, nekrofilskie, zoofilskie oraz zawierające sceny seksu z wyjątkową przemocą - okaleczenia itp.

3) Witryny o treści, które umożliwiają uzyskanie informacji mogących służyć do dokonania operacji finansowych bez zgody dysponenta środków finansowych. Zawierające numery kart z pinami, strony na których takowe można kupować itp.

 

Żadne witryny poza tymi nie będą mogły być zablokowane.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Polecam przeczytać ustawę. W niej jest ładnie napisane w 3 punktach jakie witryny mogą zostać zablokowane i nic poza nimi:

 

1) Witryny hazardowe tylko te które nie mają zezwolenia na prowadzenie takiej działalności oraz witryny które je promują.

(...)

Żadne witryny poza tymi nie będą mogły być zablokowane.

Jaki więc sens ma ta śmieszna ustawa, skoro większość z tych "hazardous" stron jest dopuszczona w jakimkolwiek kraju członkowskim UE?

 

Teraz trochę teorii spiskowej: co jest wykonać łatwiej (korzystniej dla rządzącej kasty) - przepchnąć ustawę wbrew woli społeczeństwa z nagłośnieniem przez dziennikarzy, czy też ciche przegłosowanie poprawki do ustawy już działającej?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mikroos, obawiam się, że ta informacja nie pojawiła się wyłącznie w marginalnym Dzienniku, lecz również troszkę wcześniej na dość poczytnym portalu gazeta.pl, gdzie wywołała intensywną wymianę poglądów na forum :D

Z całym szacunkiem dla Twojej wiedzy i doświadczenia muszę jednak się sprzeciwić Twoim poglądom w tej materii. Masz zbyt wiele naiwnej wiary w czyste intencje naszych polityków, spójrz na Białoruś, Rosję - naszej pseudo-demokracji wcale nie tak daleko do tego co się tam dzieje.

 

Gdyby chciano wprowadzić jasne zapisy i dokładne procedury to nie wprowadzano by modyfikacji unijnych przepisów na każdym kroku, lub wprost zaimplementowano by to, co jest już dawno sprawdzone w demokracjach zachodnich, gdzie nota bene nie ma indeksów stron zakazanych.

 

Poza tym, dopóki w tym kraju 10 sądów zinterpretuje jeden przepis na 10 sprzecznych sposobów, dopóty należy się obawiać wszelkich nowych zapisów prawnych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
spójrz na Białoruś, Rosję - naszej pseudo-demokracji wcale nie tak daleko do tego co się tam dzieje.

Wiadomo. U nas też morderstwa polityczne to norma, podobnie jak śledzenie szarych obywateli. Chyba się za dużo naczytaliście lewackich pisemek :D Ja wiem, że u nas doskonale nie jest, ale stawianie Polski w jednym szeregu z Białorusią jest mimo wszystko niepoważne.

Poza tym, dopóki w tym kraju 10 sądów zinterpretuje jeden przepis na 10 sprzecznych sposobów, dopóty należy się obawiać wszelkich nowych zapisów prawnych.

A nie sądzisz, że taki właśnie może być cel nowych przepisów, żeby to uporządkować? Apeluję jeszcze raz: poczekajmy na oficjalne dokumenty, a nie na spekulacje średnio wiarygodnych gazet.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiadomo. U nas też morderstwa polityczne to norma, podobnie jak śledzenie szarych obywateli. Chyba się za dużo naczytaliście lewackich pisemek :D Ja wiem, że u nas doskonale nie jest, ale stawianie Polski w jednym szeregu z Białorusią jest mimo wszystko niepoważne.

Nie tak daleko to nie jest w jednym szeregu. Pseudo-demokracja gwoli ścisłości jest zjawiskiem globalnym, tylko o różnym stopniu natężenia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie tak daleko to nie jest w jednym szeregu. Pseudo-demokracja gwoli ścisłości jest zjawiskiem globalnym, tylko o różnym stopniu natężenia.

 

Z demokracją problem nie polega na tym, że się zamienia w pseudodemokracją, ale w ochlokrację. To, jak jest, wynika m.in. z tego, jak Ty wykonujesz swoją pracę i na kogo głosujesz, tylko że 38 mln razy bardziej.

 

Do tej pory strony typu napisy24 zdjęli z Internetu "bo tak", po dwóch przyznali "sorry, byliśmy w błędzie". Wspomnę tylko, że zabezpieczyli wtedy też prywatne komputery rodziców właściciela serwisu, którzy prowadzili działalność gospodarczą i mieli tam dane klientów. Właśnie dobrze, że to uregulują, żeby TAKIE chore zdarzenia nie miały miejsca.

 

Swoją drogą, ja zupełnie nie rozumiem Waszego fanatyzmu w kwestii wolności słowa. Jak rzekł mikroos, z wolnością słowa idzie pewna odpowiedzialność. Niestety, mamy ochlokrację - każdy debil może robić co chce, a niestety większość ludzi jest jaka jest... Jeśli odnosicie wrażenie, że ludzie są mądrzy, to spójrzcie poza Kopalnię Wiedzy, bo tutaj towarzystwo jest względnie elitarne. Przeciętny przechodzień to niestety debil.

 

A debile wolność zamieniają w swawolę. Jeśli takie rzeczy jak wspomniany problem e-hazardu się zdarzają, to coś jednak jest nie tak i trzeba to ukrócić. Chciałem też zauważyć, że najprężniejszy rozwój polski następował pod koniec dwudziestolecia międzywojennego, kiedy to panowała demokracja elitarystyczna; taki polityk musiał być wykształcony i mieć klasę, ale przynajmniej się znał na tym, co robił, i miał jakieś normalne cele. Jednocześnie gamonie z ulicy nie próbowali się wybić ze swoimi wiejskimi pomysłami typy "wystrzelmy widły w kosmos to upolujemy anioła". I jakoś wszyscy byli zadowoleni.

 

Natomiast rzeka szamba, która leci tutaj na tę ustawę, to argumentacja typu "wiem, że robią złe rzeczy, ale można przeszkadzać złym ludziom inaczej. Ja nie chcę, żeby tak było, bo jest możliwość na zajście okoliczności umożliwiających powstanie szansy na to, że kiedyś kolega kuzyna mojej ciotki z drugiej linii będzie miał z powodu tej ustawy problemy". To jeszcze może zlikwidujmy więzienia, bo przecież ktoś z Was niesłusznie do takiego trafi jako więzień polityczny za obrazę prezydenta - przecież to się dzieje cały czas [/sarkazm]...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z demokracją problem nie polega na tym, że się zamienia w pseudodemokracją, ale w ochlokrację. To, jak jest, wynika m.in. z tego, jak Ty wykonujesz swoją pracę i na kogo głosujesz, tylko że 38 mln razy bardziej.

(...)

Niestety, mamy ochlokrację - każdy debil może robić co chce, a niestety większość ludzi jest jaka jest... Jeśli odnosicie wrażenie, że ludzie są mądrzy, to spójrzcie poza Kopalnię Wiedzy, bo tutaj towarzystwo jest względnie elitarne. Przeciętny przechodzień to niestety debil.

 

Jeśli rozgraniczymy scenę polityczną od społeczeństwa to po części masz rację bo generalnie jedni głosują a drudzy "pracują" patrząc na państwo od strony Rządu.

Natomiast biorąc demokrację jako ogół to przyznaję ci rację.

 

Wybory tak naprawdę (przynajmniej na razie, ale nic zmian nie zapowiada) to parada polityków wykreowanych przez marketingowców, wygrywa przeważnie ten kto da więcej kasy (warunek to "dobry program wyborczy") co się przekłada na większą ilość papki w mediach, która oddziałuje na społeczeństwo w większości podświadomie. W jednej chwili radio, telewizja, internet, oraz my sami bombardujemy się tym czym dostaliśmy od tzw. czwartej władzy powtarzając w kółko to i owo.

Jak to udowodnić? Wystarczy podczas wyborów przejść się na miasto i popytać przechodniów czy i dlaczego (szczegóły) zagłosowali tak a nie inaczej. Odpowiedzi będą zaskakujące, co do tego chyba nikt tutaj nie ma wątpliwości.

Dodajmy do tego koktajlu bożka o imieniu mammona chęć pracy władz i mamy definicję dzisiejszej demokracji.

 

Swoją drogą, ja zupełnie nie rozumiem Waszego fanatyzmu w kwestii wolności słowa. Jak rzekł mikroos, z wolnością słowa idzie pewna odpowiedzialność.

 

Chyba trochę pomyliłeś pojęcia, ponieważ fanatyzm jest postawą, w której dana osoba/społeczność wierzy mówiąc potocznie w jedyną słuszną słuszność i za żadne skarby nie zmienia zdania.

 

Natomiast rzeka szamba, która leci tutaj na tę ustawę, to argumentacja typu "wiem, że robią złe rzeczy, ale można przeszkadzać złym ludziom inaczej. Ja nie chcę, żeby tak było, bo jest możliwość na zajście okoliczności umożliwiających powstanie szansy na to, że kiedyś kolega kuzyna mojej ciotki z drugiej linii będzie miał z powodu tej ustawy problemy". To jeszcze może zlikwidujmy więzienia, bo przecież ktoś z Was niesłusznie do takiego trafi jako więzień polityczny za obrazę prezydenta - przecież to się dzieje cały czas [/sarkazm]...

 

Bo to jest tak, idea szczytna ale wykonanie odwrotnie proporcjonalne do zamierzonego efektu, a że nikt nie ufa dzisiaj "górze" to doszukuje się drugiego dna co niestety nieraz okazuje się słuszne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
wygrywa przeważnie ten kto da więcej kasy (warunek to "dobry program wyborczy") co się przekłada na większą ilość papki w mediach, która oddziałuje na społeczeństwo w większości podświadomie. W jednej chwili radio, telewizja, internet, oraz my sami bombardujemy się tym czym dostaliśmy od tzw. czwartej władzy powtarzając w kółko to i owo.

Pamiętaj, że nasza demokracja ma 20 lat. Ja wiem, że to jest kiepskie usprawiedliwienie, ale tłumaczy zjawisko dość dobrze. Poza tym trzeba mieć świadomość, że ci wyborcy, którzy dają się na te marketingowe bzdury, mimo wszystko sami wybierają. Jeżeli się nie kształcą i nie interesują się polityką, to są sami sobie winni i nikt inny, jak oni sami, dobrowolnie wybiera tę władzę.

Chyba trochę pomyliłeś pojęcia, ponieważ fanatyzm jest postawą, w której dana osoba/społeczność wierzy mówiąc potocznie w jedyną słuszną słuszność i za żadne skarby nie zmienia zdania.

A nie jest tak z ludźmi głoszącymi wolność słowa i mylącymi ją z wolnością bezkarnego gadania?

Nie tak daleko to nie jest w jednym szeregu. Pseudo-demokracja gwoli ścisłości jest zjawiskiem globalnym, tylko o różnym stopniu natężenia.

Czyli jeśli ja powiem, że jesteś pseudo-pedofilem (trzymam się konwencji, choć pisownia taka jest niepoprawna), bo Ty też kogoś kochasz (a że nie dzieci, tylko np. mamę albo dziewczynę, to mała różnica przecież), to też będzie ok? Przecież mówimy o stawianiu w jednym szeregu ustroju Polski i Białorusi! Błagam, powagi trochę!

Teraz trochę teorii spiskowej: co jest wykonać łatwiej (korzystniej dla rządzącej kasty) - przepchnąć ustawę wbrew woli społeczeństwa z nagłośnieniem przez dziennikarzy, czy też ciche przegłosowanie poprawki do ustawy już działającej?

Jaki więc sens ma ta śmieszna ustawa, skoro większość z tych "hazardous" stron jest dopuszczona w jakimkolwiek kraju członkowskim UE?

Taki sam ma sens, jaki ma np. jazda z 0,3 promila alkoholu we krwi w Czechach albo jaki ma VAT w wysokości 22% w Polsce i n% w innych krajach. Po prostu mamy różne prawa i już - członkostwo w UE nie oznacza (przynajmniej póki co ::D ), że mamy mieć dokładnie identyczne prawo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Po prostu mamy różne prawa i już - członkostwo w UE nie oznacza (przynajmniej póki co ::D ), że mamy mieć dokładnie identyczne prawo.

Ja się konkretnie odniosłem do punktu prawa europejskiego: jeżeli strona internetowa (hazard) działa legalnie w jakimkolwiek kraju członkowskim to może również legalnie działać w pozostałej unii europejskiej...

 

Na marginesie aż mnie dziwi, że jeszcze obywatele żadnego kraju (poza holandią) nie walczyli o legalizację narkotyków w kraju X, skoro są legalne w Holandii.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rzeczywiście istnieje takie prawo i taka umowa? Nie mam aż takiego rozeznania, ale jeśli taki przepis istnieje, to sytuacja jest co najmniej ciekawa. Sam zaczynam się interesować w takim razie, co dalej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Socjaliści z PO przyjęli projekt, więc cała nadzieja w Sejmie, że go nie uchwali, albo w prezydencie, że odrzuci.

Mnie zastanawia jedna kwestia: jakim trzeba być bezczelnym chamem, by dawać sobie prawo decydowania o tym, na co ludzie mogą wydawać swoje pieniądze. I robi to rząd kraju, w którym i tak około 80% pensji jest przemocą zabieranych przez budżet.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Socjaliści z PO przyjęli projekt, więc cała nadzieja w Sejmie, że go nie uchwali, albo w prezydencie, że odrzuci.

Mnie zastanawia jedna kwestia: jakim trzeba być bezczelnym chamem, by dawać sobie prawo decydowania o tym, na co ludzie mogą wydawać swoje pieniądze. I robi to rząd kraju, w którym i tak około 80% pensji jest przemocą zabieranych przez budżet.

 

To proste. Ilość zakazów teoretycznie rośnie, ale to dlatego, że jest coraz więcej niebezpieczeństw. Popatrz np. na bezstresowo wychowywane dzieci - kompletna degrengolada. Dorośli też nie wszyscy są mądrzy. Dlatego jest władza, że takich rzeczy zabraniać. Każdy z nas z chęcią dokonałby linczu np. na pedofilach, dopóki nas ktoś nie oskarży. Dlatego wszyscy się zgadzamy na instytucję policji.

 

Innymi słowy: te chamy są po to, żeby przeciętny Kowalski się nie zachlał, nie ściągał pedofilii, nie wpędzał rodziny w długi, nie rozkładał ekonomii, nie kradł, nie monopolizował rynku, nie zabija, nie gwałcił, nie wyzywał słabszych, nie potrącał ludzi po pijaku itd. Prawda jest taka, że ludzie pojedynczy są na ogół głupi, ale w tłumie - zawsze. Kraj to dość dużo. Ja się cieszę z zakazu sprzedawania narkotyków np. - przecież trudno uzależnić dorosłego, najczęściej się młodych uzależni. Podobnie z hazardem - gdyby Ci ludzie nie byli częścią społeczeństwa, to proszę bardzo, nawet niech robią pod siebie. Ale Ci kolesie na ogół a) dają kasę mafiozom :D mają rodziny, które przez to cierpią c) są balastem dla społeczeństwa, bo są bezproduktywni. Niestety, każdy jest częścią społeczeństwa - to FAKT i nie podlega dyskusji.

 

Niestety, zasada "spontanicznego porządku" działa tylko do pewnego momentu...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zaraz, zaraz... mieszasz dwie rzeczy:

1. sytuację w której ktoś robi krzywdę drugiej osobie - tutaj po to państwo ma aparat przymusu, by to uniemożliwić,

2. sytuację, gdy ktoś być może (bo tego nie wiesz) robi krzywdę sobie - państwu nic do tego, czy ktoś pali papierosy, je hamburgery, wydaje pieniądze na hazard itp. itd.

 

Przerażają mnie takie postawy w kraju, który przeszedł przez komunizm. Właściwie to w każdym kraju jest to przerażające. Skoro dajesz politykom prawo, do decydowania o tym, co jest dla Ciebie dobre, a co nie, na co możesz wydać pieniądze, a na co nie, to gdzie jest granica, poza którą polityk nie ma prawa zadecydować? Skoro dajesz politykom prawo do decydowania o tym, jak i gdzie ubezpieczyć swoje zdrowie, jak i gdzie odkładać na emeryturę, czy możesz oddawać się hazardowi, to dlaczego nie dać im prawa do tego, co możesz jeść, jak się ubierać, jakiej muzyki słuchać, co myśleć....

Twoja argumentacja o tym, że jak ktoś jest częścią społeczeństwa, to politycy mogą za niego decydować, bo inaczej może się jego działanie komuś nie podobać ew. może komuś przynosić szkodę, jak ulał pasuje to wszelkich totalitaryzmów. Źle się odżywiasz? No to lekarze będą mieli więcej pracy, rodzina będzie miała problemy jak zachorujesz, ZUS wyda na zasiłek pogrzebowy.... a więc urzędnik ma prawo określić, co jesz. Garbisz się na ulicy? Policjant powinien dać Ci mandat za nieprawidłową postawę przy chodzeniu i narażanie się na choroby kręgosłupa. Nie umyłeś rąk przed posiłkiem? Rodzina powinna mieć obowiązek zgłoszenia tego do urzędu, bo narażasz się na kilka chorób. Masz radykalne pogądy? Nie lubisz obecnego rządu? Powinno odebrać się takiemu prawa obywatelskie, bo pójdzie do wyborów i zagłosuje na kogoś innego, a przecieć obecny rząd wie, że jest lepszy od opozycji.

 

Aha... i nie łudź się, że chodzi o "balast" dla społeczeństwa. Akurat rządzący uwielbiają balasty. Kochają hodować rzesze bezrobotnych, klientów opieki społecznej, meneli itp. itd. bo to są ich naturalni klienci.

Dla naszych socjalistów głównym problemem jest fakt, że internet daje ludziom więĸszą swobodę wyboru. Pozwala im oddawać się hazardowi bez nadzoru państwa. Ograniczając tę swobodę można lepiej kontrolować obywatela, pobrać dodatkowy podatek oraz zapewnić kolegom wpływy z kasyn.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
2. sytuację, gdy ktoś być może (bo tego nie wiesz) robi krzywdę sobie - państwu nic do tego, czy ktoś pali papierosy, je hamburgery, wydaje pieniądze na hazard itp. itd.

I tu popełniasz zasadniczy błąd, bo ludzie sami sobie wybrali władzę, która wcale nie deklarowała, że da ludziom decydować o własnym zdrowiu. Mało tego - ludzie sami wybrali władzę, która - wg jej własnych deklaracji z czasów, kiedy jeszcze władzą nie była - deklarowała, że utrzyma przy życiu państwową kasę ubezpieczeń zdrowotnych. Chore? Być może, ale naród właśnie tak chciał i Twoje krzyczenie na każdym kroku, że socjalizm jest be, niczego nie zmienia w tej kwestii, bo ludzie wybrali,że państwu ma być coś do tego. A jeśli masz z tym aż tak wielki problem, że znieść tego nie umiesz, granice mamy otwarte i możesz uciekać (i mówię to bez najmniejszej złośliwości, a wręcz z życzliwością) :D

Mnie zastanawia jedna kwestia: jakim trzeba być bezczelnym chamem, by dawać sobie prawo decydowania o tym, na co ludzie mogą wydawać swoje pieniądze.

A kim trzeba być, żeby kwestionować wolę narodu? Przypominam, że PO ciągle prowadzi w sondażach, czy się to Tobie podoba, czy nie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Po pierwsze primo: PO podczas kampanii wyborczej nie obiecywała cenzurowania internetu. Jeśli zatem patrzymy na to w ten sposób, to decyzja jest nieważna, a władza PO nielegalna, gdyż samo PO sprzeciwiło się woli narodu, który wybrał ich ze względu na konkretne obietnie.

A co do woli narodu, w którym miejscu znajduje się przepis, ew. która filozofia państwa/prawa/rządzenia mówi o tym, że o zarobionych pieniądzach nie decyduje ich właściciel, a "wola narodu"?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jakie są w ogóle plusy i minusy hazardu internetowego ? Czy nie chodzi czasami o to aby nie dać możliwości zarabiać firmom zagranicznym, a pozwolić tylko tym co mają pozwolenie (czytaj płacą podatki u nas) ?

Jeśli chodzi o cenzurowanie reszty z 3 podpunktów to chyba wszyscy uważamy to za słuszne...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Po pierwsze primo: PO podczas kampanii wyborczej nie obiecywała cenzurowania internetu. Jeśli zatem patrzymy na to w ten sposób, to decyzja jest nieważna, a władza PO nielegalna, gdyż samo PO sprzeciwiło się woli narodu, który wybrał ich ze względu na konkretne obietnie.

Błąd. W czasie wyborów naród powiedział, ze na 4 lata oddaje sprawy Polski w ręce PO. PO skorzystała z tego prawa. A jak pokazują sondaże, ludziom najwidoczniej władza PO odpowiada, skoro partia ta ciągle ma wiekszość.

A co do woli narodu, w którym miejscu znajduje się przepis, ew. która filozofia państwa/prawa/rządzenia mówi o tym, że o zarobionych pieniądzach nie decyduje ich właściciel, a "wola narodu"?

O tym decyduje to, że ludzie sami sobie wybrali taką partię. Prawo mówi, że ludzie mają prawo wybrać każdą partię, która nie łamie prawa. Skoro więc ludzie wybrali, to kolejny raz powtarzam: nic Tobie do tego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Skoro uważasz, że wygrane wybory dają rządzącym carte blanche, to chyba powinniśmy zacząć od rehabilitacji ministrów z rządu kanclerza Adolfa Hitlera, którzy zostali bestialsko wymordowani przez Ruskich i Amerykanów na podstawie tzw. procesu norymberskiego. Przeca naród ich wybrał, chciał i popierał.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wybory dają władzę, która powinna trwać tak długo, jak trwa poparcie narodu. Jeżeli wewnętrzne sprawy Polski wciąż jako-tako odpowiadają Polakom (tak przynajmniej rozumiem wyniki sondaży), to partia ma prawo rządzić.

 

A co do niemieckich ministrów - sami Niemcy najwidoczniej nie chcieli ich odwoływać, ale skoro doszło do agresji, inne państwa miały z kolei prawo do odpowiedzenia na nią (warto przy tym wspomnieć, że do obrony/kontrataku także doszło przy poparciu obywateli). Poza tym tutaj sprawa wygląda nieco inaczej, bo decyzje rządzących decydowały o życiu ludzi żyjących poza Niemcami. Nowe prawo wprowadzane teraz w Polsce dotyczy wyłącznie mieszkańców Polski, więc jeżeli odpowiada im takie prawo, to niech tak właśnie żyją.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak tak, a świstak siedzi i zawija je w te sreberka. Mikroos opanuj się "lud wybrał partię, więc nic ci do tego" <- czyli taki Mariusz czy taki ja nie jesteśmy ludem? jesteśmy marginesem społecznym, a może ty jesteś LUDem? Twoja postawa ma sens- nie zaprzeczam, jednak sposób w jaki ją pokazujesz trąci fanatyzmem.

 

Rozumiem, że gdyby rydzyk doszedł do władzy i zlikwidował twoje miejsce pracy/twoją uczelnię, bo ichnie działania są niezgodne z wolą bożą, ba wolą LUDu to byś z tym tak samo ochoczo się pogodził?

 

I nie pociskaj kitów, jakoby to była zupełnie odmienna, nierealna sytuacja - wszak wyroku LUDu są niezbadane. Zastanawia mnie tylko czemu gen uległości jest taki popularny pośród osób inteligentnych?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Szerokie rozpowszechnienie się internetu i technologii komunikacyjnych przyciąga ludzi do centrów miast. Zachodzi więc zjawisko odwrotne, niż przewidywano u zarania internetu i ery informacyjnej, informują naukowcy z Uniwersytetu w Bristolu.
      Pomimo tego, że internet pozwala nam na niezwykle łatwy dostęp do wszelkich informacji i umożliwia łatwe i szybkie nawiązanie kontaktu z osobami z drugiego końca świata, jego rozwój nie doprowadził do odpływu ludności z miast. Wręcz przeciwnie, specjaliści zauważyli odwrotne zjawisko. Coraz większe rozpowszechnienie się technologii informacyjnych prowadzi zwiększenia koncentracji ludzi w miastach.
      Nie od dzisiaj wiemy, że np. przedsiębiorstwa działające na uzupełniających się polach, mają tendencje do grupowania się na tym samym obszarze, gdyż zmniejsza to koszty działalności. Technologie informacyjne miały to zmienić.
      Doktor Emmanouil Tranos z Univeristy of Bristol i Yannis M. Ioannides z Tufts Univeristy przeanalizowali skutki zachodzących w czasie zmian dostępności i prędkości łączy internetowych oraz użytkowania internetu na obszary miejskie w USA i Wielkiej Brytanii. Geografowie, planiści i ekonomiści miejscy, którzy na początku epoki internetu rozważali jego wpływ na miasta, dochodzili czasem do dziwacznych wniosków. Niektórzy wróżyli rozwój „tele-wiosek”, krajów bez granic, a nawet mówiono o końcu miasta.
      Dzisiaj, 25 lat po komercjalizacji internetu, wiemy, że przewidywania te wyolbrzymiały wpływ internetu i technologii informacyjnych w zakresie kontaktów i zmniejszenia kosztów związanych z odległością. Wciąż rosnąca urbanizacja pokazuje coś wręcz przeciwnego. Widzimy, że istnieje komplementarność pomiędzy internetem a aglomeracjami. Nowoczesne technologie informacyjne nie wypchnęły ludzi z miast, a ich do nich przyciągają.
      Artykuł Ubiquitous digital technologies and spatial structure; an update został opublikowany na łamach PLOS One.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Iskra
      Dokładnie 50 lat temu, późnym wieczorem 29 października 1969 roku na Uniwersytecie Kalifornijskim w Los Angeles (UCLA) dwóch naukowców prowadziło pozornie nieznaczący eksperyment. Jego konsekwencje ujawniły się dopiero wiele lat później, a skutki pracy profesora Leonarda Kleinrocka i jego studenta Charleya Kline'a odczuwamy do dzisiaj.
      Kleinrock i Kline mieli do rozwiązania poważny problem. Chcieli zmusić dwa oddalone od siebie komputery, by wymieniły informacje. To, co dzisiaj wydaje się oczywistością, przed 50 laty było praktycznie nierozwiązanym problemem technicznym. Nierozwiązanym aż do późnego wieczora 29 października 1969 roku.
      Jeden ze wspomnianych komputerów znajdował się w UCLA, a drugi w oddalonym o 600 kilometrów Stanford Research Institute (SRI) w Menlo Park. Próby nawiązania łączności trwały wiele godzin. Kline próbował zalogować się do komputera w SRI, zdążył w linii poleceń wpisać jedynie  „lo”, gdy jego maszyna uległa awarii. Wymagała ponownego zrestartowania i ustanowienia połączenia. W końcu około godziny 22:30 po wielu nieudanych próbach udało się nawiązać łączność i oba komputery mogły ze sobą „porozmawiać”. Wydaje się jednak, że pierwszą wiadomością wysłaną za pomocą sieci ARPANETu było „lo”.
       

       
      Trudne początki
      Początków ARPANETU możemy szukać w... Związku Radzieckim, a konkretnie w wielkim osiągnięciu, jakim było wystrzelenie Sputnika, pierwszego sztucznego satelity Ziemi. To był dla Amerykanów policzek. Rosjanie pokazali, że pod względem technologicznym nie odstają od Amerykanów. Cztery lata zajęło im nadgonienie nas w technologii bomby atomowej, dziewięć miesięcy gonili nas w dziedzinie bomby wodorowej. Teraz my próbujemy dogonić ich w technice satelitarnej, stwierdził w 1957 roku George Reedy, współpracownik senatora, późniejszego prezydenta, Lyndona Johnsona.
      Po wystrzeleniu Sputnika prezydent Eisenhower powołał do życia Advanced Research Project Agency (ARPA), której zadaniem była koordynacja wojskowych projektów badawczo-rozwojowych. ARPA zajmowała się m.in. badaniami związanymi z przestrzenią kosmiczną. Jednak niedługo później powstała NASA, która miała skupiać się na cywilnych badaniach kosmosu, a programy wojskowe rozdysponowano pomiędzy różne wydziały Pentagonu. ARPA zaś, ku zadowoleniu środowisk naukowych, została przekształcona w agencję zajmującą się wysoce ryzykownymi, bardzo przyszłościowymi badaniami o dużym teoretycznym potencjale. Jednym z takich pól badawczych był czysto teoretyczny sektor nauk komputerowych.
      Kilka lat później, w 1962 roku, dyrektorem Biura Technik Przetwarzania Informacji (IPTO) w ARPA został błyskotliwy naukowiec Joseph Licklider. Już w 1960 roku w artykule „Man-Computer Symbiosis” uczony stwierdzał, że w przyszłości ludzkie mózgi i maszyny obliczeniowe będą bardzo ściśle ze sobą powiązane. Już wtedy zdawał on sobie sprawę, że komputery staną się ważną częścią ludzkiego życia.
      W tych czasach komputery były olbrzymimi, niezwykle drogimi urządzeniami, na które mogły pozwolić sobie jedynie najbogatsze instytucje. Gdy Licklider zaczął pracować dla ARPA szybko zauważył, że aby poradzić sobie z olbrzymimi kosztami związanymi z działaniem centrów zajmujących się badaniami nad komputerami, ARPA musi kupić wyspecjalizowane systemy do podziału czasu. Tego typu systemy pozwalały mniejszym komputerom na jednoczesne łączenie się z wielkim mainframe'em i lepsze wykorzystanie czasu jego procesora. Dzięki nim wielki komputer wykonywać różne zadania zlecane przez wielu operatorów. Zanim takie systemy powstały komputery były siłą rzeczy przypisane do jednego operatora i w czasie, gdy np. wpisywał on ciąg poleceń, moc obliczeniowa maszyny nie była wykorzystywana, co było oczywistym marnowaniem jej zasobów i pieniędzy wydanych na zbudowanie i utrzymanie mainframe’a.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Dokładnie przed 50 laty, 29 października 1969 roku, dwaj naukowcy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles, wykorzystali nowo powstałą, rewolucyjną sieć ARPANET, do przesłania pierwszej wiadomości. Po wielu nieudanych próbach około godziny 22:30 udało się zalogować do komputera w oddalonym o 600 kilometrów Stanford Research Institute.
      Wieloletnia podróż, która rozpoczęła się od... wysłania Sputnika przez Związek Radziecki i trwa do dzisiaj w postaci współczesnego internetu, to fascynująca historia genialnych pomysłów, uporu, porażek i ciężkiej pracy wielu utalentowanych ludzi. Ludzi, wśród których niepoślednią rolę odegrał nasz rodak Paul Baran.
      To, co rozpoczęło się od zimnowojennej rywalizacji atomowych mocarstw, jest obecnie narzędziem, z którego na co dzień korzysta ponad połowa ludzkości. W ciągu pół wieku przeszliśmy od olbrzymich mainframe'ów obsługiwanych z dedykowanych konsol przez niewielką grupę specjalistów, po łączące się z globalną siecią zegarki, lodówki i telewizory, które potrafi obsłużyć dziecko.
      Zapraszamy do zapoznania się z fascynującą historią internetu, jednego z największych wynalazków ludzkości.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Uniwersytet Hebrajski w Jerozolimie udostępni całe archiwum Alberta Einsteina. Dzięki internetowi będziemy mogli zapoznać się zarówno z listami miłosnymi uczonego, jak i z jego notatkami, które tworzył pracując nad swoimi teoriami.
      Od 2003 roku w sieci dostępnych jest około 900 zdjęć manuskryptów oraz niekompletny spis obejmujący około połowy archiwum. Teraz, dzięki pieniądzom z Polonsky Foundation, która wcześniej pomogła zdigitalizować prace Izaaka Newtona, zapoznamy się z 80 000 dokumentów i innych przedmiotów, które zostawił Einstein.
      Projekt digitalizacji całości archiwów rozpoczęto 19 marca 2012 roku. Uruchomiono witrynę alberteinstein.info, na której można będzie zapoznawać się ze spuścizną fizyka. Obecnie można na niej oglądać 2000 dokumentów, na które składa się 7000 stron.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      BEREC, agenda Unii Europejskiej odpowiedzialna za regulacje na rynku telekomunikacyjnym poinformowała, że w UE powszechnie blokuje się dostęp do internetu. Według BEREC w ramach praktyk zarządzania ruchem najczęściej ogranicza się przepustowość lub blokuje w ogóle protokół P2P oraz telefonię internetową (VoIP). Ta ostatnia jest blokowana przede wszystkim w sieciach telefonii komórkowej i wynika to z zapisów w umowach zwieranych z klientami.
      Badania przeprowadzone przez BEREC pokazują, że około 25% dostawców internetu usprawiedliwia blokowanie czy ograniczanie ruchu względami „bezpieczeństwa i integralności“ sieci. Około 33% stosuje różne techniki zarządzania ruchem, gdyż obok standardowych usług świadczą też usługi wyspecjalizowane, np. oferują obok internetu telewizję czy telefonię.
      Obecnie BEREC prowadzi analizę uzyskanych danych. Zostaną one sprawdzone, skonsolidowane i na ich podstawie powstanie szczegółowy raport, który zostanie przedstawiony w drugim kwartale bieżącego roku.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...