Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Proces przeciwko koncernom muzycznym

Rekomendowane odpowiedzi

Trzyosobowy skład sędziowski sądu apelacyjnego uznał, że pozew przeciwko koncernom nagraniowym ma podstawy prawne i może być rozstrzygany przez sąd. Chodzi tutaj o sprawę Starr vs. Sony BMG, w której koncerny zostały oskarżone o nielegalne ustalanie cen cyfrowej muzyki.

Jej początki sięgają lat 2005-2006 gdy w amerykańskich sądach stanowych i federalnych pojawiło się wiele podobnych oskarżeń. W końcu skarżący postanowili połączyć siły i wystąpili wspólnie z jedną sprawą przed sądem federalnym w Nowym Jorku oskarżając przemysł muzyczny o to, że tak manipuluje cenami, by na każdym pliku muzycznym zarobić około 70 centów.

Podczas wstępnego rozpoznania sprawy w październiku 2008 sąd uznał, że argumenty skarżących, jakkolwiek mogą być prawdziwe, nie stanowią podstaw do rozpoczęcia procesu. W takich przypadkach sąd nie odrzuca pozwu, ale wskazuje, że jest on obarczony błędami technicznymi, które uniemożliwiają wniesienie sprawy.

Obecnie Drugi Sąd Apelacyjny orzekł, że proces może się rozpocząć.

Największą słabością pozwu jest fakt, iż skarżący najprawdopodobniej nie mają żadnych dowodów na poparcie swoich stwierdzeń. Nie są w stanie wskazać żadnej umowy, nazwy umowy czy grupy osób, które w imieniu koncernów mogłyby porozumieć się w sprawie ustalania cen. Twierdzą jedynie, że o tym, iż doszło do ich ustalanie można logicznie wnioskować na podstawie zachowania przemysłu muzycznego.

Oskarżeni bronią się mówiąc, że podobne ceny można łatwo wyjaśnić sytuacją rynkową i racjonalnie podejmowanymi decyzjami biznesowymi.

Sąd Apelacyjny, dopuszczając do procesu, stwierdził: oskarżenie zawiera konkretne fakty,które są wystarczająco do wysnucia przypuszczenia, że sugerowane zgodne działanie to wynik umowy pomiędzy oskarżonymi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Oby skarżący wygrali sprawę. Może w końcu uda się obalić obecny system dystrybucji muzyki, który nie służy ani artystom, ani konsumentom. Znaczny procent wpływów z nagrania (prawdopodobnie każdy inny człowiek użył by tutaj słowa "płyty"), wędruje do dystrybutorów. Do niedawna było to naturalne, gdyż dystrybucja muzyki była trudnym procesem. Nagraną muzykę trzeba było powielić na znacznej ilości płyt, następnie porozumieć się ze sklepami, rozwieźć te noścniki, a następnie komunikować z punktami dystrybucji w celu sprawdzania ilości towaru na półkach. Dziś już nie trzeba, dziś mamy internet. Każdy ma dysk twarty, każdy dzierżawi łącza, każdy może pobrać dane kiedy chce, nie wychodząc z domu. Tak więc firmy dystrybuujące muzykę mają problem.

 

A co one robią z tym problemem? Kreują wizerunek poszkodowanych przez "piratów", same tworzą serwisy z muzyką, ale ceny dostosowują do obecnych standardów, licząc na znacznie większe zyski. Pozwalamy się karmić płytami CD, które po pierwsze mają krótką żywotność, po drugie, mają bardzo ograniczoną jakość dźwięku. Ta technologia już dawno powinna iść do lamusa. Niemniej dystrybutorzy nie mogą pozwolić sobie na utratę tak dużego rynku, będą to ciągnąć... i ciągnąć... aż do usranego upadku myśli muzycznej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

NIe rozumiem. Proponujesz, żeby sądy decydowały o mechanizmach rynkowych?

Na szczęście to sąd amerykański, więc nie będzie się zbytnio mieszał w rynek. Jeśli udowonią im zmowę, to dostaną po d...., ale sąd nie będzie im przecież narzucał tego, jak mają wyglądać umowy z artystami.

Sądom nic do tego, jak są skonstruowane dobrowolnie podpisywane umowy. Jeśli artysta zgadza się, żeby np. z każdego dolara do niego szło 5 centów, ma do tego takie samo prawo, jak do zgodzenia się na 95 centów czy niepodpisywanie umowy.

Jest i zawsze będzie tak, że "nowy" musi zapłacić frycowe. Debiutujący artysta nigdy i z nikim nie podpisze umowy tak korzystnej, jak gwiazda światowego formatu. Z tej prostej przyczyny, że debiutujących artystów jest na pęczki i to oni zabiegają o wytwórnie, a nie wytwórnie o nich. Jednak im więcej taki artysta sobą reprezentuje i im więcej znaczy, tym więcej może stawiać warunków. Tak, jak w każdym zawodzie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak więc, mam nadzieję, że skarżący udowodni zmowę. Co do reszty, sprecyzujmy co robi wytwórnia

 

- inwestuje w nagranie płyty;

- nagrywa płytę (koszty nagrania płyty debiutanckiej zazwyczaj nie przekraczają 3000zł, w co wchodzi wynajęcie studia, mix i mastering);

- promuje płytę przez współpracę z czasopismami muzycznymi oraz ustaloną w ramach umowy trasę koncertową;

- wypala nagrania i dystrybuuje je.

 

Ja tutaj nie piję do istnienia wytwórni jako takiej. Uważam, że podmiot który inwestuje w zespół oraz manager ustalający koncerty i zajmujący się promocją, są niezbędni w profesjonalnych przedsięwzięciach. Twierdzę tylko, że ostatni proces, czyli dystrybucja, nie jest ani ekonomiczny, ani skuteczny. Wielkie koncerny zdają sobie jednak sprawę, że to jedyna rzecz która trzyma ich przy władzy. Dystrybucja nagrań przez internet, znacznie prostsza i tańsza, przyciągnie na rynek nowe podmioty, które mogłyby podpisywać znacznie korzystniejsze umowy. Tak więc wytwórnie promują ten archaiczny CD, żeby klienci nie poszli do konkurencji. Mieliśmy już w Polsce podobną sytuację - upadek komisów po zaistnieniu znacznie ekonomiczniejszego serwisu aukcyjnego allegro. Kiedyś komisy zarabiały krocie na marży - dzisiaj, na szczęście już nie mogą. Tak więc i ceny są faktycznie cenami rynkowymi ustalanymi przez popyt i podaż, a nie tylko przez sprzedawców.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zupełnie się nie zgadzam, że tylko dystrybucja trzyma wytwórnie. Profesjonalne nagranie płyty, stworzenie teledysku, promocja w mediach, dojścia do stacji radiowych itp. itd.

Gdyby tylko i wyłącznie dystrybucja łączyła artystę z wytwórnią, to wytwórnie padałyby jak muchy.

Masz zresztą iTunes i jakoś wytwórnie na tym nie cierpią.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zupełnie się nie zgadzam, że tylko dystrybucja trzyma wytwórnie. Profesjonalne nagranie płyty, stworzenie teledysku, promocja w mediach, dojścia do stacji radiowych itp. itd.

Gdyby tylko i wyłącznie dystrybucja łączyła artystę z wytwórnią, to wytwórnie padałyby jak muchy.

Wymieniłeś głównie koszty działalności wytwórni, to z czego żyją to faktycznie dystrybucja/promocja artysty. Ciekawi mnie jakie umowy mają stacje radiowe i telewizyjne z wytwórniami (tzn kto komu płaci)

 

Masz zresztą iTunes i jakoś wytwórnie na tym nie cierpią.

Jest to twoje zdanie, czy naukowo i statystycznie stwierdzony fakt? Ja np uważam, że wytwórnie albumy sprzedane przez internet wrzucają do kosza "kiedyś płyty CD były chodliwe, dzisiaj przez kradzież ilość sprzedanych FIZYCZNYCH płyt spadła o X%"

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zupełnie się nie zgadzam, że tylko dystrybucja trzyma wytwórnie. Profesjonalne nagranie płyty, stworzenie teledysku, promocja w mediach, dojścia do stacji radiowych itp. itd.

Gdyby tylko i wyłącznie dystrybucja łączyła artystę z wytwórnią, to wytwórnie padałyby jak muchy.

Masz zresztą iTunes i jakoś wytwórnie na tym nie cierpią.

 

Kiepski produkt potrzebuje dobrej reklamy. Patrz: Eurowizja.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zresztą, co by nie mówić, na upadek Wielkiej Czwórki się nie zanosi. A wiecie dlaczego?

Już piraci dopilnują, by koncernom nie wyrosła konkurencja. Dla jakiegoś EMI czy Sony BMG spadek sprzedaży o milion plików to niewiele znaczące wahnięcie, dla małej wytwórni niesprzedanie miliona plików może oznaczać bankructwo.

 

@WhizzKid: innymi słowy Denony czy Maranze to kiepściocha, nie to co chińskie garażowie firmy składające "sprzęt muzyczny" w garażach i opylające go na lokalnych bazarkach. Ci w ogóle reklamy nie mają.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z czego będziemy żyli - to pytanie zadają sobie "wydawcy" muzyczni i książkowi (którzy stoją w przededniu cyfryzacji, jaka w muzyce już się dokonała). Przypuszczam, że w przyszłości może to być przede wszystkim zarządzanie marką. Mogę się przekopywać przez promocyjne strony różnych garażowych zespołów i ściągać ich darmowe mp3, ale na stronie producenta X mam wykonany satysfakcjonujący wybór i nagranie w wysokiej jakości. Z kolei obecnie sami artyści coraz mniej zarabiają na sprzedaży muzyki, coraz więcej na koncertach i działaniach "bezpośrednich".

 

Przypuszczam, że wkrótce wielcy producenci będą musieli się pogodzić ze stanem rzeczy i zacząć zmieniać profil działania, a wówczas, kiedy ceny mp3 spadną do paru centów lub pliki będą darmowe, bo pieniądze ulokowane będą gdzie indziej, będziemy świadkami redefinicji pojęcia "piractwa". Nagle się okaże, że to, o co dziś toczy się antypirackie batalie, przestanie być przestępstwem. Zresztą jeśli okazuje się, że 90% ludzi jest przestępcami, to nie wiem, czy coś jest nie tak z ludźmi, czy z definicją przestępstwa.

 

@ ciembor

Uwaga do jakości nagrań CD: dobrze nagrana płyta CD to najwierniejszy współcześnie nośnik, który w świecie audiofili nie ma równego. Sądzę, że CD jeszcze nam trochę posłuży, szczególnie długo w co bardziej "audiofilskich" gatunkach muzycznych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Uaga do jakości nagrań CD: dobrze nagrana płyta CD to najwierniejszy współcześnie nośnik, który w świecie audiofili nie ma równego. Sądzę, że CD jeszcze nam trochę posłuży, szczególnie długo w co bardziej "audiofilskich" gatunkach muzycznych.

Tak ironizując - słaby z ciebie audiofil, skoro nie wiesz, że najwyższą jakość gwarantuje dobry, stary analogowy winyl, który nie musi walczyć z próbkowaniem dźwięku :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dyskusje na ten temat (te nasze też) błędnie skupiają się wokół koncernów muzycznych. One sobie poradzą. W ostateczności ogłoszą bankructwo, a zainwestowane pieniądze przepłyną tam, gdzie da się je pomnożyć.

Problem tkwi gdzie indziej. Skoro coraz więcej ludzi uważa, że mają prawo bezpłatnie korzystać z pracy muzyków, to jak to się odbije na tym rodzaju twórczości? Czy nie skończy się tak, że za kilka, kilkanaście lat z muzyki nie da się utrzymać, a więc jej tworzeniem będą zajmowali się tylko i wyłącznie amatorzy, dla których dorobienie sobie 10% do pensji będzie szczytem oczekiwań. Jeśli tak się stanie i ustali się model, że "muzyka jest za darmo", to możemy zapomnieć w przyszłości o Quinnach, Madonnach, Jacksonach i inszych takich... zostaną nam Gracjany Rostowskie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Myślę że muzyka nabierze na powrót walorów orginalności, i wypłynie szerokim strumieniem z potrzeby serca, a nie dlatego że to dobry biznes - bo każdy śpiewać może, trochę lepiej lub trochę...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Sugerujesz, że firmy nie powinny płacić pracownikom, by ci produkowali towary z potrzeby serca, a wówczas chleb i cegły osiągną najwyższą jakość, a klienci będą niezwykle szczęśliwi?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Sugerujesz, że firmy nie powinny płacić pracownikom, by ci produkowali towary z potrzeby serca, a wówczas chleb i cegły osiągną najwyższą jakość, a klienci będą niezwykle szczęśliwi?

Tak mnie zastanawia, kiedy przestaniesz mieszać artykuły pierwszej potrzeby z artykułami 2, ba 3 potrzeby? Jakoś nie widzę związku pomiędzy muzyką i cegłami.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak mnie zastanawia, kiedy przestaniesz mieszać artykuły pierwszej potrzeby z artykułami 2, ba 3 potrzeby? Jakoś nie widzę związku pomiędzy muzyką i cegłami.

Dlatego że nie produkujesz jednego i drugiego. Oba te "artykuły" to efekt czyjejś pracy i to pracy podstawowej, która daje danemu człowiekowi pieniądze na (prze)życie.

Dlaczego coś mamy nazywać artykułami pierwszej, drugiej, ..., jedenastej potrzeby ? Bez muzyki i filmów przeżyję, bez cegły też, bez chleba, mleka, cukru, ziemniaków, mięsa i pomidorów również. Więc co nam pozostanie artykułem pierwszej potrzeby ? Tlen i H2O ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
ZoodaVex napisał(a):

Uaga do jakości nagrań CD: dobrze nagrana płyta CD to najwierniejszy współcześnie nośnik, który w świecie audiofili nie ma równego. Sądzę, że CD jeszcze nam trochę posłuży, szczególnie długo w co bardziej "audiofilskich" gatunkach muzycznych.

 

Nie jestem audiofilem, a mimo to uważam, że jakość 16bit/44,1kHz nie robi furory, tym bardziej, kiedy ścieżka się tnie i zacina bo plastik się porysował (płyty winylowe są w tym przypadku znacznie znośniejsze dla ucha). Warto zwrócić uwagę na obecne możliwości technologiczne, którymi są jakość 24bit/96kHz (parametry coraz częściej zauważane w domowych kartach, w studio to jest standard) oraz algorytmy kompresji bezstratnej, jak np. FLAC.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pisząc o "potrzebie serca", miałem na myśli małe wytwórnie płytowe, które nie mają szans w starciu z gigantami. I tak się zastanawiam , skoro potężny kapitał posiada taką władzę, że może cenzurować sieć, to po co wybierać polityków,głosujmy na koncerny medialne.To one zdecydują-KOGO,GDZIE i KIEDY mamy słuchać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Prokuratorzy twierdzą, że znaleźli dowód na to, iż Assange i Manning bezpośrednio się komunikowali. Dzisiaj ma miejsce piąty dzień przesłuchań Manninga, po których zakończeniu zostanie podjęta decyzja czy szeregowy zostanie oskarżony o zdradę tajemnic.
      Świadek oskarżenia poinformował, że znalazł na komputerze Manninga logi rozmów z użytkownikiem, którego sam Manning uznawał za Juliana Assange’a. Jeśli prokuraturze uda się przekonać sąd, że jest to dowód wskazujący na istnienie bezpośredniej komunikacji pomiędzy oskarżonym żołnierzem a założycielem Wikileaks, to niewykluczone, iż stanie się to podstawą do oskarżenia samego Assange’a.
      Dotychczas założyciel Wikileaks nie został w USA o nic oskarżony. Sama publikacja tajnych informacji nie jest, według amerykańskiego prawa, przestępstwem. Jeśli jednak okaże się, że Assange namawiał Manninga do udostępnienia mu tajnych materiałów, to czyn taki może stać się podstawą oskarżenia.
      Śledczy twierdzą, że w maju 2010 roku Manning pochwalił się matematykowi nazwiskiem Eric Schmiedl, że to on był źródłem przecieku nagrania, na którym widać atak śmigłowca Apache w czasie którego zginęło dwóch dziennikarzy i raniono dwoje dzieci. Obrońcy Manninga mówią, że do używanego przezeń komputera miało dostęp wiele osób. Podczas krzyżowego przesłuchania Shaver przyznał, że niektóre z 10 000 tajnych dokumentów Departamentu Stanu znajdujących się na komputerze Mannninga nie pasują do dokumentów ujawnionych przez Wikileaks. Dodał też, że kolejnych 100 000 depesz nie udało się mu połączyć z profilem Manninga.
      Obrońcy szeregowego nie ujawnili jeszcze, czy sam oskarżony przyznaje się do winy.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Trzech menedżerów z firmy Hitachi-LG Data Storage Inc. trafi do amerykańskiego więzienia. Young Keun Park, Sang Hun Kim oraz Sik Hur przyznali, że brali udział w zmowie mającej na celu manipulowanie zamówieniami i ustalanie cen na rynku optycznych nośników danych. W akcie oskarżenia czytamy, że cała trójka konspirowała wraz z innymi osobami, w celu wyeliminowania konkurencji poprzez manipulowanie zamówieniami na napędy optyczne sprzedawane Dellowi i HP oraz ustalanie cen na napędy sprzedawane Microsoftowi.
      Mężczyźni dopuścili się przestępstw wielokrotnie pomiędzy listopadem 2005 a wrześniem 2009. W ramach ugody z Departamentem Sprawiedliwości Park i Kim spędzą w więzieniu po osiem miesięcy, a Hur - siedem miesięcy. Mają też zapłacić grzywny w wysokości po 25 000 dolarów. Oskarżeni zobowiązali się też pomóc prokuraturze w dalszym śledztwie.
      Ugodę musi jeszcze zatwierdzić sąd.
      W momencie popełniania przestępstw Park był wiceprezesem oraz prezesem ds. marketingu dysków optycznych. Do jego obowiązków należała opieka nad dużymi klientami, takimi właśnie jak Dell, HP czy Microsoft. Kim był zastępcą Parka i miał podobny zakres obowiązków. Z kolei Hur był menedżerem wyznaczonym do opieki nad HP.
      Wszyscy mężczyźni zaszkodzili firmom, których sprawy mieli prowadzić. Gdy wspomniane koncerny organizowały przetargi na napędy optyczne oskarżeni ustalali z przedstawicielami innych przedsiębiorstw ceny i warunki składanych ofert.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Apple, który w kilku krajach stara się zablokować sprzedaż urządzeń z Androidem, poniosło sromotną klęskę na najważniejszym rynku - w USA. Producent iPada oraz iPhone'a twierdzi, że Android odnosi sukcesy na rynku, gdyż jego twórcy ukradli wiele technologii. Jednak obecny spór nie dotyczył rozwiązań technicznych, a projektowych.
      W Niemczech sąd zgodził się, że tablet Samsunga wygląda podobnie do tabletu Apple'a i zabronił Samsungowi sprzedaży swojego urządzenia.
      Apple liczył na podobne rozstrzygnięcie w USA.
      Tymczasem sędzia Lucy H. Koh z sądu federalnego dla Okręgu Północnej Kalifornii odmówiła wydania wstępnego zakazu sprzedaży. Gdyby zakaz taki został wydany, Apple mógłby się na jego podstawie starać, by Samsungowi zakazano sprzedawania w USA wszelkich smartfonów. Apple nie musiałoby przy tym przechodzić pełnej procedury sądowej dotyczącej każdego urządzenia.
      Jason Kim, rzecznik prasowy Samsunga, stwierdził z zadowoleniem: Wyrok ten potwierdza, że wysuwane od dawna oskarżenia Apple'a są bezpodstawne.
      Sędzia Koh nie odrzuciła wszystkich argumentów Apple'a. Nie wykluczyła, że Samsung narusza jeden z patentów koncernu. Zdecydowanie jednak przeciwstawiła się działaniom Apple'a, które określiła, jako próbę pozostania jedynym producentem tabletów i smartfonów. Rozmiar urządzenia jakie może być wygodnie trzymane w ręku, wyświetlacz, stanowiący większą część smartfona oraz głośnik umieszczony na górze to cechy funkcjonalne, a nie estetyczne - stwierdziła pani sędzia. W związku z tym nie mogą być chronione patentami.
      Apple twierdzi, że ma wyłączne prawo do produkowania tabletów o „minimalistycznym" wyglądzie. Na razie takiej argumentacji uległ sąd w Niemczech.
      Stanowisko sędzi Koh oznacza, że Apple'owi trudno będzie dowieść, iż Samsung narusza firmowe patenty dotyczące wyglądu urządzenia. Jednocześnie, odnosząc się do drugiego z oskarżeń, dotyczącego naruszenia patentu opisującego sposób wykonania animowanego menu, sędzia stwierdziła, że nie daje on powodów do wyrządzenia Samsungowi olbrzymiej szkody, jaką byłby zakaz sprzedaży.
      Sędzia uznała jednak, że Samsung prawdopodobnie naruszył wspomniany patent i Apple ma szansę wygranie sporu dotyczącego tej kwestii. Amerykański koncern będzie mógł wnieść w tej sprawie pozew do sądu dopiero 30 lipca przyszłego roku.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Jak dowiadujemy się z raportu złożonego przez Google'a w amerykańskiej Komisji Giełd, koncern utworzył rezerwę w wysokości 500 milionów dolarów, przeznaczoną na pokrycie kosztów ewentualnych ugód w śledztwach toczonych przeciwko niemu przez władze federalne.
      Śledztwo przeciwko Google'owi prowadzone jest też w Unii Europejskiej. Wyszukiwarkowy gigant znalazł się zatem w podobnej sytuacji, w jakiej jeszcze niedawno był Microsoft. Dla koncernu z Redmond śledztwa zakończyły się wysokimi karami, nałożeniem obowiązku zmiany postępowania oraz poddaniem go szczególnemu nadzorowi ze strony władz.
      Na razie nie wiadomo, jakie konsekwencje poniesie Google w związku z toczonymi sprawami. Firma jest oskarżana o wykorzystywanie dominującej pozycji na rynku wyszukiwarek i reklamy internetowej, a coraz większe obawy budzi też jej rosnące znaczenie na rynku mobilnej telefonii.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Proces jaki Google'owi wytoczyła firma Skyhook Inc. może poważnie zagrozić wizerunkowi wyszukiwarkowego giganta i dać do ręki mocne argumenty urzędom antymonopolowym. Właśnie ujawniono wewnętrzne e-maile Google'a, które stawiają koncern w niekorzystnym świetle.
      W jednym z nich Dan Morrill, menedżer Android Open-Source & Compatibility Program pisze: Używamy kompatybilności jako pałki, za pomocą której zmuszamy ich [producentów sprzętu wykorzystującego Androida - red.] by robili to, co chcemy.
      Słowa te wydają się potwierdzać oskarżenia wysuwane przez Skyhooka. Ta firma, i podobne jej małe przedsiębiorstwa, uważają, że w rzeczywistości Android jest systemem zamkniętym, a Google  wykorzystuje warunek zachowania kompatybilności do walki z rywalami, jednocześnie przedstawiając Androida jako otwarty projekt.
      Skyhook mówi, że w kwietniu ubiegłego roku podpisał umowy z Samsungiem i Motorolą, które przewidywały, że firmy te wykorzystają usługi lokalizacyjne tej firmy w swoich produktach. Skyhook oferuje technologię, która korzysta z GPS-a, pozycji stacji nadawczych telefonii komórkowej oraz sieci Wi-Fi do precyzyjnego określenia pozycji urządzenia. Gdy poinformowaliśmy o umowie z Motorolą, Google się wściekł - mówi prezes Skyhooka, Ted Morgan. Jego zdaniem koncern Page'a i Brina miał zagrozić swoim partnerom, że rozpocznie śledztwo dotyczące kompatybilności wykorzystywanego przez nich Androida. To z kolei mogło uniemożliwić im korzystanie z tego systemu i sprzedaż urządzeń w niego wyposażonych. W lipcu Samsung i Motorola zerwały umowy ze Skyhookiem. Wówczas Skyhook wystąpił z pozwem przeciwko Google'owi, a obecnie na światło dzienne wychodzą informacje, które stawiają firmę Page'a i Brina w niezbyt korzystnym świetle.
      Wynika z nich, że Google argumentuje niedopuszczanie do swoich technologii konkurencji w podobny sposób, w jaki czyni to Apple. Twierdzi, że produkty te są gorszej jakości lub będą myliły użytkowników. Tak wynika z listu Steve'a Lee, który napisał do menedżerów Google'a, iż testy wykazały, że usługa lokalizacyjna Google'a jest lepszej jakości, a to oznacza, że dopuszczenie do rynku Skyhooka będzie zagrażało Google'owi. Zdaniem Lee, podpisanie przez Skyhooka umowy z Motorolą i Samsungiem może przekonać inne firmy, by porzuciły rozwiązania Google'a na rzecz technologii Skyhooka. To byłoby dla nas straszne, gdyż nie moglibyśmy zbierać danych potrzebnych do utrzymania i udoskonalania naszej własnej bazy danych geolokalizacyjnych - stwierdził Lee.
      Pracownicy Google'a obawiali się też, że ich korespondencja zostanie ujawniona przed sądem. Dlatego też Patrick Brady, jeden z menedżerów, na propozycję kolegi, iż ten przyśle mu informacje nt. Skyhooka, odpowiedział, by ten tego nie robił i zaproponował osobiste spotkanie.
      Jak zauważyli redaktorzy serwisu DailyTech, nawet Apple potraktował Skyhooka lepiej. Udzielił tej firmie licencji na iPhone'a oraz iPada. Umowa z Apple'em jest najważniejszym źródłem dochodów Skyhooka po zerwaniu umów przez Motorolę i Samsunga.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...