Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Prawo "trzech przewinień" zaczęło obowiązywać

Rekomendowane odpowiedzi

Wraz z rozpoczęciem nowego roku we Francji w życie weszły kontrowersyjne przepisy pozwalające na odcinanie piratów od Internetu. To jedne z najbardziej restrykcyjnych przepisów na świecie. Nawet potężne amerykańskie organizacje chroniące prawa autorskie, których działania przyciągają najwięcej uwagi, nie doprowadziły dotychczas do odcięcia kogokolwiek od Sieci. Sztuka ta może natomiast udać się francuskiej Hadopi, która jest odpowiedzialna walkę z piractwem.

Niewykluczone, że podobne przepisy wejdą w życie też w Wielkiej Brytanii. Już oszacowano, iż ich wprowadzenie będzie kosztowało internautów 500 milionów dolarów.

W Stanach Zjednoczonych RIAA od kilku lat stara się, by wprowadzono podobne metody. W pewnej chwili wydawało się, że może odnieść częściowy sukces, gdyż nad zasadą "trzech przewinień" zaczęli zastanawiać się duzi dostawcy internetu - Comcast i AT&T. Zgodzili się oni wysyłać listy ostrzegawcze, jednak Comcast oświadczył, że nie planuje odcinania piratów, a AT&T stwierdziło, iż może to zrobić tylko na podstawie wyroku sądowego. Niewykluczone, że organizacja zmieni teraz taktykę i będzie naciskała na administrację prezydencką, w celu wprowadzenia odpowiednich przepisów. Nic jednak nie wskazuje na to, by w najbliższych latach możliwe było uchwalenie podobnych ustaw za oceanem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gdzieś czytałem już informację na ten temat i warto by dodać, że koszt piractwa wyceniony kosmicznymi przelicznikami wynosi znacznie mniej. Podsumowując dopłacamy (MY) do interesu po to by państwa mogły pobawić się zabawkami i walczyć z "piractwem".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiesz, podobnie jak państwo dopłaca do interesu pt. "walka z kradzieżami samochodów". Mało kto ma AC, a więc kradzież samochodu jest korzystna dla budżetu, gdyż od kupna kolejnego płaci się podatek. Po co zatem walczyć z kradzieżami?

A zabójstwa? Ileż to korzyści czerpie budżet, gdy ktoś zabije emeryta bądź prawie emeryta. Też nie powinno się tego ścigać, bo się do biznesu dopłaca.

Nie mówiąc już o ściganiu kłusowników, złodziei kieszonkowych czy ludzi zakłócających ciszę nocną. Same straty.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mariuszu, a co robisz czytając znalezioną gazetę, słuchając głośno włączonej przez sąsiada muzyki,  stojąc chwilę przy lecącym filmie w salonie RTV, ... ba - czytając książkę z biblioteki, jak nie konsumowanie własności intelektualnej kogoś kto wolałby na tym zarobić - czyli w tej nomenklaturze - piracisz - kradniesz.

A z drugiej strony też poddajesz się reklamie - robisz coś pozytywnego dla producenta ...

Każdy 'przedstawiciel społeczeństwa w dresie' czuje jednak intuicyjnie tą subtelną różnicę między tym jak buchnie komuś auto, a gdy nie płaci za program którym chciał się tylko pobawić ...

I myślę że w momencie gdy jakiś moloch chce za coś takiego zniszczyć dzieciakowi życie, to większość społeczeństwa jednak nie dzieciaka uważa za tego złego...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gazet z ziemi nie podnoszę, jak sąsiad głośno słucha muzyki, to ja w żaden sposób nie łamię prawa, biblioteki wypożyczają książki zgodnie z prawem autorskim.

Powtórzę po raz kolejny - jedyną usprawiedliwioną kradzieżą jest kradzież jedzenia, gdy ratuje się życie.

A korzystanie z czyjejś pracy i niepłacenie za nią, w sytuacji gdy ten ktoś domaga się zapłaty, jest kradzieżą. I tyle. Chciałbyś, żeby Twój pracodawca nie wypłacił Ci pensji? Jak byś to wtedy nazwał? Machnąłbyś ręką czy poszedł do sądu?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dlaczego z ziemi ... często ktoś zostawia w przedziale, poczekalni ... nieważne :D

Biblioteki wypożyczają zgodnie z prawem, ale gdy dany egzemplarz został wypożyczony tysiąc razy - jego wydawca/autor wolałby zarobić tysiąc razy tyle (za swoją 'pracę' z której korzystasz, a za którą nie płacisz!) - efekt jest ten sam, tylko prawo nazywa to inaczej ... i podobne legalne piractwo możnaby zorganizować z innymi produktami ... dwa - jednak dziwna sprawa - ludzie jednak mimo wszystko kupują książki ...

Podstawą walki z piractwem, nazwania go kradzieżą jest argument że jak ktoś używa pirata, to w przeciwnym razie by za to zapłacił - a wcale tak nie jest!

Ludzie nie płacą za to na czym producent by chciał zarobić, tylko za to co im się rzeczywiście podoba ... i za zaufanie którym się ich obdarza ...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gdyby brać Własność Intelektualną na poważnie to musiałaby być dziedziczna i bez limitu czasowego, bo przecież przedmioty też można posiadać na własność w nieskończoność lub dziedzicczyć. Każdy Naukowiec musiałby płacić wszystkim swoim poprzednikom z których prac korzysta. A Kucharz niemógłby nic ugotować bez uprzedniej opłaty za korzysanie chociażby częściowe z czyichś przepisów. Aby być konsekwentnym należałoby również objąć ochroną patentową wzory matematyczne, oraz przepisy kucharskie.

 

Są sektory gospodarki które nie mają ochrony patentowej i się świetnie rozwijają. Np nie ma patentów na odzież czy zapachy czy przepisy kucharskie. Również przemysł pornograficzny nie kwapi się do ciągania ludzi po sądach.

 

Paenty niszczą innowacyjność i szkodzą gospodarce. Najlepszym przykładem są Bracia Wright po tym jak Opatentowali samolot, przez 15 lat ciągali po sądach każdego kto chciał zbudowac lepszy samolot. Przez to Lotnictwo USA było tak zaocfane, że podczas I wojny światowej musiało kupować samoloty od Francji.

 

Gdyby ludzie naprawde brali na serio własność intelektualną i byli w tym konsekwentni to rozwój ludzkości prawie stanął by w miejscu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

...

Powtórzę po raz kolejny - jedyną usprawiedliwioną kradzieżą jest kradzież jedzenia, gdy ratuje się życie.

...

dlaczego faworyzujesz jedzenie, a czy kradzież leku na chorobę, która doprowadzi Cię do śmierci jeśli go nie zażyjesz, a na który Cię nie stać - nie jest usprawiedliwiona.

 

PS. prawo autorskie w obecnym wydaniu jest nie sprawiedliwe.

Nie jest normalne, że nagranie jedenej piosenki powoduje iż ktoś może leżeć do końca życia do góry ... brzuchem i nic nie robić, muzycy mogą zarabiać przez dawanie koncertów, a nagrania powinny mieć za zadanie tylko popularyzację i uwieczneinie ich twórczości.

Co do programistów to myślę, że sensowną metodą byłby wiek kodu np. po 5 latach można by z niego korzystać za free.

 

porównując to do innych zawodów może należało by budowlańcom płacić tantiemy za to, że chodzimy po osiedlu i oglądamy bloki przez nich wybudowane?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

... no i legalna 'własność intelektualna' przestaje być często intelektualna, a staje się po prostu rzeczywiście blokowaniem konkurencji ... szczególnie w przypadku tego leku - farmaceutyczne molochy patentują wszystko co się rusza bo ich na to stać i bronią swojego monopolu na kosmiczne ceny ... kosztem życia ludzi ... dobrze że przynajmniej uczciwie bo legalnie :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Popatrz na to inaczej: gdyby nie patenty, firmom farm. w ogóle nie opłacałoby się pracować nad lekami. Wtedy sytuacja byłaby jeszcze gorsza: dziś masz kosmicznie drogie leki (a raczej: precyzyjnie wycenione tak, by znajdowały się na granicy tzw. 'willingness to pay' ze strony odbiorcy), a gdyby patentów nie było, leków nie byłoby w ogóle. Co wybierasz?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

[...] a gdyby patentów nie było, leków nie byłoby w ogóle. Co wybierasz?

 

To tylko opinia. W dodatku (w mojej opini) nieprawdziwa. Nie było patentów a leki były i poszukiwano nowych. Wybieram skrócenie do 5 lat okresu ochrony patentowej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Jarek Duda: nie, efekt nie jest ten sam. Nie słyszałem, by jakikolwiek autor kiedykolwiek sprzeciwiał się obecności swej książĸi w bibliotekach. Więc nie jest ten sam efekt, skoro autor zgadza się na to, by jego książka była pożyczana. Autor ma kontrolę nad dziełem. Gdyby chciał je rozdawać za darmo - zawsze może to zrobić. Jeśli nie chce dawać za darmo - nie wolno tego brać i tyle.

Ludzie płacą za to, co chcą kupić, a gdy łatwo jest ukraść, to niektórzy kradną. Ot, i cała filozofia.

 

@danielzopola: i własność intelektualna jest dziedziczona. A idee naukowe, przepisy kuklinarne nie są chronione prawami autorskimi. I są patenty na odież czy zapachy.

Patenty niszczą gospodarkę? Jakiś przykład? I proszę o wyjaśnienie, dlaczego USA jest najbardziej innowacyjnym państwem na świecie, a Korea Północna jakoś niezbyt.

 

@piosk: a dlaczego niesprawiedliwe? Jeśli potrafisz wyprodukować coś, co ludzie będą chcieli przez lata kupować, to jak najbardziej jest sprawiedliwe, byś z tego korzystał. Budowlańcom nie płacisz tantiemów, bo zgadzają się oni na inny sposób opłaty. Proste? Jak będą chcieli tantiemów, zawsze mogą z inwestorem negocjować inne warunki zapłaty.

Nic nie usprawiedliwia kradzieży.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Wybieram skrócenie do 5 lat okresu ochrony patentowej.

5 lat nie wystarczy nawet na przeprowadzenie badań klinicznych! Badania trwają zwykle co najmniej 12 lat, więc 20-letnia ochrona oznacza 8 lat monopolu. A więc mniej więcej tyle, ile proponujesz.

 

Dalsze skrócenie tego okresu sprawiłoby, że wielu firmom w ogole by się nie opłacało ponoszenie kosztów - pełne badania kliniczne kosztują ok. 500 mln USD.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nie, efekt nie jest ten sam. Nie słyszałem, by jakikolwiek autor kiedykolwiek sprzeciwiał się obecności swej książĸi w bibliotekach. Więc nie jest ten sam efekt, skoro autor zgadza się na to, by jego książka była pożyczana. Autor ma kontrolę nad dziełem. Gdyby chciał je rozdawać za darmo - zawsze może to zrobić. Jeśli nie chce dawać za darmo - nie wolno tego brać i tyle.

 

Fałszywą przesłanką w tym rozumowaniu jest założenie, że autor nie życzy sobie, ażeby ktokolwiek korzystał z jego dzieła za darmo. Na takie zachowanie mamy nawet w jęz. polskim określenie: "pies ogrodnika" (sam nie skorzysta, innym nie da). Byłby to objaw skąpstwa i niesłychanej megalomanii. Dlatego spokojnie można - jeśli ma się odrobinę wiary w ludzi - tę przesłankę odrzucić. Realną przesłanką jest: autor chce otrzymać wynagrodzenie za swoją pracę.

 

I właśnie w związku z tym całe Twoje rozróżnienie jest pozbawione sensu. Zarówno kiedy słuchasz muzyki lecącej z okna, jak i wtedy kiedy ściągasz pirackie mp3, którego jednak byś nie kupił, sprawa wygląda dokładnie tak samo. Autor ma to gdzieś, bo i tak nie ma możliwości, ażeby w którymkolwiek z tych dwóch przypadków zarobił.

 

Rozróżnienie leży gdzie indziej: ten drugi przypadek jest wyjęty spod prawa, ponieważ nie ma najmniejszej możliwości odróżnienia go od sytuacji, w której ktoś ściąga pirata chociaż gotów byłby dany produkt kupić. Sam ściągający zazwyczaj jednak doskonale wie jakimi kieruje się motywami i dlatego walka z piractwem zawsze będzie rodziła społeczny sprzeciw. Społeczeństwo doskonale bowiem zdaje sobie sprawę, że ogrom owych "ściągnięć" liczonych do strat, ani ze stratami nie ma nic wspólnego, ani żadnej niemoralności nie można się w nim dopatrzeć.

 

W związku z tym miast pojęciowo zakłamywać rzeczywistość i wmawiać ludziom coś, w co i tak nie uwierzą, lepiej pomyśleć o kompromisie i np. wnieść opłaty na rzecz firm fonograficznych (i innych) doliczane do abonamentu internetowego (jak już są doliczane do kosztów czystych cd), albo coś w tym guście. Nie jestem wcale taki pewien czy artystom nie opłaciłoby się to bardziej, niż całkowita likwidacja piractwa (zresztą - mrzonka). Te ich straty są liczone w wydumany sposób i kosmicznie spuchnięte w stosunku do realnych. Poza tym prawo musi uwzględniać rzeczywistość, a nie tylko idee: karanie 16-latka, który naściągał sobie tysiąc mp3, kiedy nawet nie dostaje kieszonkowego, jest przykładem niemoralności jaką to prawo - właśnie poprzez zapatrzenie w idee - niesie.

 

Jest rzeczą typową dla autorytaryzmów i wszelkich utopii, że uważają, że zło należy likwidować po najmniejszej linii oporu, a nie widzą, iż często rodzi to większe zło. Taka natura świata.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kanadyjskie organy antypirackie już dostały po tyłku właśnie z powodu podatków "na artystów" doliczanych do cen wszystkich nośników danych. Sąd uznał, że jeśli rzecz została opodatkowana (rzekome piractwo), to jest legalna. Najśmieszniejsze, że owe podatki zalobbowały te same organizacje, które potem przegrały w sądzie.

 

I nurtuje mnie pytanie - czym się różni legalne zripowanie płyty legalnie pożyczonej z mediateki (tak to u nas działa) od ściągnięcia zripowanej płyty gdzieś od internetowych "znajomych".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Groteskowy: hm... sądziłem, że jak ktoś podpisuje umowę z developerem na kupno mieszkania,to znaczy, że chce kupić mieszkanie. A jak ktoś podpisuje umowę o pracę, to znaczy, że chce pracować. A tu masz... fałszywe przesłanki. Zatem jak autor podpisuje umowę, skutkiem której jakaś organizacja ma dbać o to, by prawa autora do dzieła były egzekwowane, to autorowi nie chodzi o to, by jego prawa egzekwować? Interesujące.... Jeszcze bardziej interesujące, że dotychczas sądziłem, iż gdy widzę towar w sklepie na półce, to producent/właściciel towaru chce, bym za niego zapłacił jeśli chcę z towaru skorzystać. A tu taka niespodzianka.... Chyba zaraz się wybiorę do osiedlowego warzywniaka z wydrukowanym Twoim postem. Jak to mawiał mój matematyk w liceum "najwyższym sprawdzianem prawdy jest praktyka". Przyjmujemy zakłady, jak ten sprawdzian pójdzie?

 

Co do moralności społeczeństwa. Oczywiście, każdy ściąga piraty będzie w jakiś sposób się usprawiedliwiał. Każda taka osoba uzna, że niezapłacenie pensji sprzątaczce jest nieuczciwe, natomiast niezapłacenie twórcy jest już ok. A przecież to dość podobne przypadki. I w jednym i w drugim przykładzie chodzi o opłatę za pracę, nie za produkt, bo ten jest niematerialny. Dlaczego tak uzna? Ano dlatego, że każdy zna jakąś sprzątaczkę, albo sam sprząta, lub też łatwiej jest mu wyobrazić sobie pracę sprzątaczki, a nie pracę twórcy, którego na oczy nie widział i sam w życiu niczego nie stworzył.

 

Proponuejsz też rozwiązanie kwestii piractwa podatkiem. Czyli najgorszym z możliwych rozwiązań. Może pójdźmy dalej... zezwólmy na wszelkie rodzaje kradzieży, a poszkodowani niech otrzymują pieniądze z budżetu. Będzie bardzo moralnie. Nikt nie będzie karał biednego 16-latka, ukradnie samochód na zlecenie kilku karków. Bo przecież on nie dostaje nawet kieszonkowego.

 

@Przemo: i tutaj się z Tobą zgadzam. W ogóle nie powinno być czegoś takiego jak podatek "na twórców". Bo skoro za coś płacimy podatki, to powinniśmy mieć do tego dostęp. Tym bardziej jest to chore, że piractwo jest ścigane z oskarżenia prywatnego, a podatek jest pobierany a priori przez organy państwowe. To tylko kolejny sposób, wygodny dla państwa, na skubanie obywatela. Założę się, że nie cały podatek trafia do właścicieli praw autorskich, ale spora część zostaje w budżecie.

 

Najbardziej śmieszy mnie to, że ludzie sami kręcą bicz na swoje dupska. Od blokowania reklam - przyczyniając się w ten sposób do koncentracji internetu w rękach dużych graczy, po nielegalne ściąganie muzyki/filmów, powodując zostrzanie prawa, pojawianie się cenzury bądź wprowadzanie podatków. No, ale najwyraźniej lud tak chce.

 

A co do praw autorskich. Uważam, że okres ich obowiązywania powinien być skrócony i nieco powinni zmienić ich filozofię. Bo teraz 70 lat po śmierci twórcy to dużo zbyt długo, a jednocześnie trzebaby przemyśleć ochronę interesów twórców czy ich spadkobierców.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A tu masz... fałszywe przesłanki. Zatem jak autor podpisuje umowę, skutkiem której jakaś organizacja ma dbać o to, by prawa autora do dzieła były egzekwowane, to autorowi nie chodzi o to, by jego prawa egzekwować?

 

Autorowi chodzi o to, ażeby jego prawa egzekwować. Natomiast pojęcie "własności intelektualnej", w znaczeniu obecnie mu przypisywanym, prowadzi do sytuacji, w których nie ma mowy o żadnym egzekwowaniu praw autora, ponieważ - poza prawną fikcją - nie można w ogóle pomyśleć w którym miejscu jakiekolwiek prawa zostały naruszone. Autora obchodzi zysk i jego zabezpieczenie, korzysta z mechanizmów które to umożliwiają. Problem leży w tym, że mechanizmy te wyjątkowo często dotyczą przypadków, gdy nie ma mowy o naruszeniu finansowego interesu.

 

Sprowadzając do absurdu: można każde mieszkanie objąć nadzorem wizyjnym, co z pewnością zapobiegnie masie przestępstw. Głupie, nie? Stwórzmy teraz pojęcie "przejrzystości obywatelskiej". Będziesz miał coś zbliżonego do "właności intelektualnej". Absurd, ale wcale nie tak odległy.

 

Interesujące.... Jeszcze bardziej interesujące, że dotychczas sądziłem, iż gdy widzę towar w sklepie na półce, to producent/właściciel towaru chce, bym za niego zapłacił jeśli chcę z towaru skorzystać. A tu taka niespodzianka....

 

Błagam, tylko nie kolejne fantasy o równoznaczności skopiowania i przywłaszczenia.

 

Każda taka osoba uzna, że niezapłacenie pensji sprzątaczce jest nieuczciwe, natomiast niezapłacenie twórcy jest już ok. A przecież to dość podobne przypadki. I w jednym i w drugim przykładzie chodzi o opłatę za pracę, nie za produkt, bo ten jest niematerialny.

 

Chcesz powiedzieć, że ludzie twórcom płacą za ich artystyczne uniesienia, a nie za produkt? I w jednym i w drugim wypadku płacą za produkt: efekt pracy.

 

Co do reszty: różnica jest zasadnicza. W przypadku sprzątaczki ona koniecznie ponosi straty jeśli jej nie zapłacę. W przypadku skopiowania utworu wcale nie musi tak być. Proste jak budowa cepa.

 

Wyobraź sobie sprzątaczkę-robota zaprogramowanego tak, że wie, czy ktoś by mu za sprzątanie był gotów zapłacić, czy nie. Wyobraź ich sobie całą armię. Od tych którzy byliby gotowi zapłacić pobierają opłaty, od innych nie pobierają. Nie ulegają zużyciu. Kto tu ponosi straty z tytułu darmowego sprzątania?

 

Dlaczego tak uzna? Ano dlatego, że każdy zna jakąś sprzątaczkę, albo sam sprząta, lub też łatwiej jest mu wyobrazić sobie pracę sprzątaczki, a nie pracę twórcy, którego na oczy nie widział i sam w życiu niczego nie stworzył.

 

Chodzi o to, że nawet gdyby znał od podszewki pracę twórcy to by mu nie zapłacił, bo nie płaci za pracę, a za produkt. Ten zaś może mieć dla niego wartość znacznie niższą, niż sugerowana cena. Korzysta z niego tylko dlatego, że może to zrobić za darmo. Korzysta metodą kopiowania!!! (nie zubaża żadnych zasobów)

 

Proponuejsz też rozwiązanie kwestii piractwa podatkiem. Czyli najgorszym z możliwych rozwiązań. Może pójdźmy dalej... zezwólmy na wszelkie rodzaje kradzieży, a poszkodowani niech otrzymują pieniądze z budżetu.

 

Prawo można budować rozmaicie; można np. nakładać podatek na osoby korzystające z p2p. Można ścigać tylko osoby ściągające rzeczy zbliżonej jakości, do tej z kina, czy płyty cd, tak żeby wzmocnić różnicę między oryginałem, a piratem. Trzeba być zdrowo chorym na umyśle, żeby mieć pieniądze i coś cenić, a nie kupić tego w naprawdę dobrej jakości. Natomiast w słabej jakości ściągnie ten, kto chce tylko produkt "wybadać", puścić go na jednej imprezie, albo w ogóle obejrzeć, kiedy nie stać go na pełnowartościowy.

 

Pomysłów można znaleźć tysiące.

 

Będzie bardzo moralnie. Nikt nie będzie karał biednego 16-latka, ukradnie samochód na zlecenie kilku karków. Bo przecież on nie dostaje nawet kieszonkowego.

 

Ponownie: rozróżniasz skopiowanie od przywłaszczenia?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@danielzopola: i własność intelektualna jest dziedziczona. A idee naukowe, przepisy kuklinarne nie są chronione prawami autorskimi. I są patenty na odież czy zapachy.

Patenty niszczą gospodarkę? Jakiś przykład? I proszę o wyjaśnienie, dlaczego USA jest najbardziej innowacyjnym państwem na świecie, a Korea Północna jakoś niezbyt.

Własność intelektualna jest dziedziczna ale nie trwa wiecznie. Bo tylko wtedy można by to uważać to za rodzaj własności. Czy zegarek przekazywany synowi z pokolenia na pokolenia nagle staje się bezpański i traci przynależność?

W świecie mody nie ma patentów są własnością intelektualną objęte są jedynie marki ubrań (trademarks).

 

Wzory matematyczne i przpisy kulinarne nie są chronione patentami ale idąc twoją logiką, że powinno się płacić za prace (nawet jak jej nie zleciłeś) powinny być chronione patentami (oczywiście po wsze czasy)

 

Podałem ci przykład braci Wright jak ograniczali innowacyjność ciągając innowacyjnych inżynierów po sądach i kazali sobie płacić ogromne honoraria za używanie ich patentu.

Korea Płn nie jest innowacyjna dlatego że jest panuje tam powszechna kontrola państwa. Innowacyjność zależy od wielu czynników a patenty są jednym z nich. Dzisiaj prawo patentowe obowiązuje podobnie we wszystkich krajach a jak nie to USA się postara zeby się to zmieniło dlatego nie można porównywać krajów w taki sposób.

Chociaż ciekawym przykładem było podrabianie drogich zachodnich leków w Indiach kilka lat temu. Ludzie mogli kupić tanie odpowidniki bardzo drogich leków, ale USA musiało się oczywiście wtrącić i rząd Indi szybko tego zakazał no i wielu ludzi już nie stać na leki.

 

Rzadko postęp następuje skokowo. Zazwyczaj jest to proces drobnego ulepszania rzeczy które już istnieją. Tak było z maszyną parową, silnikiem spalinowym, maszyną do zbierania bawełny ( praktycznie rzecz biorąc prawie wszystkim). Patenty spowalniają ten proces i nie da się temu zaprzeczyć. Możesz sobie wyobrazić jak wolno by się rozwijała fizyka lub matematyka jeśli istniałby patenty na wzory matematyczne?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mariuszu, nie sądzę, żeby ściąganie plików przez ludzi było kręceniem bicza. To raczej domena żywiołów, a korporacyjni księgowi prezesi nie są w stanie tego zrozumieć i machają motykami.

 

Ale faktem jest, że pesymiści sądzą, iż jesteśmy świadkami punktu zwrotnego w historii ludzkości. Odtąd będzie albo totalna kontrola (Orwell tylko 30 lat później), albo jakiś nowy model "wolnego" społeczeństwa.

 

No i moja analogia piractwa: podchodzę do czyjegoś Audi, robię zdjęcia podzespołów, zdejmuję wszystkie wymiary i w przydomowej szopce buduję sobie wierną replikę. Czy jestem złodziejem? I to nie jest żart: firma Lotus już próbowała opatentować *kształt* modelu Esprit.

 

Jeszcze mały edit: oczywiście odpowiednikiem narzędzi do kompresji audio/wideo byłby w mojej analogii sprzęt i soft do szybkiego wykonywania prototypów. Sprzęt, który właśnie lawinowo tanieje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W sumie takie dyskusje są bezcelowe: zwolenników pojęcia "wartości intelektualnej" nie da się przekonać nawet do tego, że w najlepszym razie pojęcie to jest koniecznością praktyczną. Dla nich to jest objawienie, kwestia pozbawiona odcieni.

 

Sprawa jest pozornie prosta. Twórca ma zamiar wypuścić produkt na rynek. W tym celu waży popyt i podaż, by uzyskać stosunek przy którym najwięcej zyska (zważywszy na koszta produkcji, jej szybkość, jakość dystrybucji itd.); ogólnie - cały biznesplan. Automatycznie wyznacza to zbiór odbiorców, którzy mają zapewnić zyski (Z).

 

Przy niższych cenach popyt byłby jednak większy. Istnieje zatem zbiór odbiorców, którzy nie są w stanie (finansowo, czy dlatego, że nie zależy im na tyle) w ogóle zapłacić za ten produkt po sensownej dla producenta cenie. Twórcy oni nie interesują, ponieważ maksymalne zyski czerpie tylko wtedy, kiedy ten zbiór wyłączy z konsumpcji. Oznacza to, że zbiór ten jest POZA jego interesem tzn. jest mu OBOJĘTNY (nie może z wypełnienia ich potrzeb czerpać zysków; ale nie może też - bez własnego działania - czerpać strat).

 

Oczywiście, że istnieje grupa osób, które nie kupią tylko dlatego, że mogą ściągnąć. Istnieją jednak też grupy, które kupują, bo ściągnęły i się spodobało. Wydaje mi się, że piracą chociaż skusiliby się na zakup przede wszystkim ci, dla których produkt jest kwestią na granicy luksusu (ot, mogą sobie pozwolić na płytę, ale raz na miesiąc, albo rzadziej; a na edycję kolekcjonerską Władcy Pierścieni zbieraliby przez pół roku). Pytanie: czy twórcy nie są raczej ofiarami wydawnictw i dystrybutorów, niż piractwa, bo żeby rzecz tak banalna jak płyta muzyczna była produktem dla wielu osób luksusowym, to naprawdę śmiech. Pytanie czy abonament na pirackie, słabszej jakości wersje, nie przyniósłby raczej zysków, niż strat. Ten dla kogo to norma, kupi oryginał.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja już podjąłem decyzję - oryginały fajnie prezentują się na półce + wykazują moje wsparcie dla twóców, ale za nic w świecie nie zainstaluję oryginalnej gry, która do działania wymaga ode mnie instalacji sterownika zabezpieczenia Starforce / safe disk czy innej internetowej rejestracji. Tak samo wkurzają mnie gry z tamtej epoki, ot heroes of might and magic 2, które do działania wymagają aby płyta była wsadzona do napędu - PO KIEGO GRZYBA, szczególnie że piracka/oryginalna wersja zajmuje na dysku ~60mb. Dodajmy jeszcze niemożność zrobienia kopii zapasowej, bo wytwórnia sobie nie życzy, a dochodzi kolejny argument za stronami typu TPB. Możliwość dostępu do posiadanych(legalnie zakupionych, ale nośnik uległ uszkodzeniu) gier/programów/filmów nawet jeżeli firma upadła/dany produkt wycofała.

edit:

Z ideologią można się zgadzać bądź nie, ale praktycznym aspektom nikt nie jest w stanie zaprzeczyć! Nawet jeżeli padnie argument - sami sobie winni - nie kradli by, to by nie było zabezpieczeń - a co z programami/filmami/grami, które zostały wycofane z rynku, a akurat nasz nośnik uległ uszkodzeniu (chociażby ze względu na wymuszone częste korzystanie (w przypadku filmów)?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@groteskowy: Może dołożę jeszcze tyle, że istnieje wersja gry Guitar Hero z muzyką Aerosmitha. Zespół zarobił na tej grze więcej niż na jakimkolwiek dotychczasowym albumie (zaznaczam: zespół, nie wytwórnia). I co się dzieje? Któreś *AA domaga się tantiem od każdego salonowego automatu GH:A, bo inaczej odpalenie tej gry będzie potraktowane jak nielegalne publiczne odtwarzanie dzieła.

 

@czesiu: Heroes of Might and Magic domagało się płyty, bo był tam podkład dźwiękowy (ścieżki audio z niezłymi kawałkami klasycznymi) (:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Popatrz na to inaczej: gdyby nie patenty, firmom farm. w ogóle nie opłacałoby się pracować nad lekami. Wtedy sytuacja byłaby jeszcze gorsza: dziś masz kosmicznie drogie leki (a raczej: precyzyjnie wycenione tak, by znajdowały się na granicy tzw. 'willingness to pay' ze strony odbiorcy), a gdyby patentów nie było, leków nie byłoby w ogóle. Co wybierasz?

http://pl.wikipedia.org/wiki/Olej_Lorenza

5 lat nie wystarczy nawet na przeprowadzenie badań klinicznych! Badania trwają zwykle co najmniej 12 lat, więc 20-letnia ochrona oznacza 8 lat monopolu. A więc mniej więcej tyle, ile proponujesz.

Ale to jest chyba wina poronionych urzędowych postępowań.

Swoją drogą skoro to tak długo trwa, ciekawe czemu tak szybko dopuścili szczepionkę na świńską grypę :D Widać można szybciej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tej substancji akurat nie rozwijały firmy farm., więc nie bardzo rozumiem, co to ma do tematu. Bo chyba nie zaprzeczysz, że firma powstaje po to, żeby zarabiać, i ma do tego prawo. Właśnie na tym polega prowadzenie firmy i inwestowanie.

 

Poza tym jeżeli już bawisz się w szukanie źródeł, to znajdź coś bardziej rozszerzonego. Nawet w Wikipedii, ale w jej angielskiej wersji, znajdziesz pełniejsze (i, niestety, mniej korzystne dla Twojej wersji zdarzeń), informacje: http://en.wikipedia.org/wiki/Lorenzo's_oil#Studies

Ale to jest chyba wina poronionych urzędowych postępowań.

Gdyby tych poronionych postępowań nie było, płakałbyś, że leki nie są testowane i że niebezpieczne substancje trafiają na rynek, a Ty coś bierzesz, choć nie wiesz co tak naprawdę.

Swoją drogą skoro to tak długo trwa, ciekawe czemu tak szybko dopuścili szczepionkę na świńską grypę :D Widać można szybciej.

Szczepionki to zupełnie inna bajka. Ogólna formuła szczepionki jest zatwierdzona, zmiany są tak naprawdę kosmetyczne. Poza tym w przypadku szczepionek (a także np. tzw. leków sierocych, tzn. stosowanych w leczeniu rzadkich choró;) istnieją szybkie ścieżki. Tyle tylko, że efekty potem doskonale widać np. na przykładzie liczby działań niepożądanych szczepionki przeciwko świńskiej grypie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@czesiu: Heroes of Might and Magic domagało się płyty, bo był tam podkład dźwiękowy (ścieżki audio z niezłymi kawałkami klasycznymi) (:

Ależ ja nie czepiam się muzyki i wiem, że płyta z grą była przy okazji płytą audio. Tyle, że ja chętnie zrezygnuję z tej muzyki (nawiasem mówiąc była też w plikach *.mid), jeżeli będę mógł grać bez płyty - przy winampie. Faktem jest, że jeżeli uruchomisz grę bez włożonej płyty CD zostaje wyświetlona informacja cytuję: "W napędzie cd-rom nie ma płyty z grą heroes 2 gold. Bez tej płyty możesz jedynie brać udział w rozgrywkach dla wielu osób jako gość." <- wredne perfidne i durne zabezpieczenie antypirackie - wersja torrent edition nie ma takiego obostrzenia. Jedyne co mi się w tym podoba, to fakt, że kilka osób może grać przez sieć z jednej płyty gry - idealne rozwiązanie na tzw. LAN party.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Po ponad dwóch latach prac obie izby amerykańskiego Kongresu przyjęły CHIPS and Science Act, ustawę, która ma zachęcić do inwestycji w amerykański przemysł półprzewodnikowy. Przewiduje ona wydatkowanie z budżetu federalnego 52 miliardów USD w ciągu pięciu lat i zezwala na udzielenie 25-procentowej ulgi podatkowej na budowę lub rozbudowę zakładów produkujących półprzewodniki lub urządzenia do ich wytwarzania. Ustawa to część pakietu o wartości 280 miliardów dolarów, który ma zwiększyć konkurencyjność USA na polu nowych technologii.
      Ze wspomnianych 52 miliardów dolarów 39 miliardów przeznaczono na granty na budowę nowych fabryk, 11 miliardów trafi do federalnych programów badawczych zajmujących się półprzewodnikami, a 2 miliardy zostanie wydatkowane na projekty obronne związane z mikroelektroniką. Dodatkowo 200 milionów dolarów otrzyma Narodowa Fundacja Nauki, a pieniądze te mają zostać przeznaczone na promowanie wzrostu siły roboczej w przemyśle półprzewodnikowym. Departament Handlu ocenia, że do roku 2025 USA będą potrzebowały dodatkowych 90 000 osób pracujących w tym przemyśle. Twórcy ustawy przeznaczyli też 500 milionów dolarów na koordynację z zagranicznymi partnerami rządowymi rozwoju technologii bezpieczeństwa informatycznego, telekomunikacyjnego, działań na rzecz łańcucha dostaw w przemyśle półprzewodnikowym, w tym na rozwój bezpiecznych technologii komunikacyjnych, półprzewodnikowych i innych.
      Eksperci mówią, że ustawa będzie miała olbrzymi wpływ na rozwój przemysłu półprzewodnikowego w USA. Zwracają uwagę przede wszystkim na ulgę podatkową, dzięki której warunki budowy fabryki półprzewodników w USA będą podobne, jak budowa za granicą. Ustawa nie tylko ma stworzyć wiele dobrze płatnych miejsc pracy czy zapobiec w USA niedoborom półprzewodników, których cały świat doświadczył w związku z przerwaniem łańcuchów dostaw w czasie pandemii. Nie mniej ważne jest bezpieczeństwo. Obecnie 90% najbardziej zaawansowanych półprzewodników produkowanych jest na Tajwanie. Chiny uznają ten kraj za swoją zbuntowaną prowincję i ciągle grożą jej „odzyskaniem”. Dlatego też Państwo Środka z uwagę przygląda się wojnie na Ukrainie. Jeśli Zachód dopuści, by Rosja podbiła Ukrainę, może to zachęcić Chiny do ataku na Tajwan. Nawet jeśli taki atak by się nie powiódł, mógłby on wywołać długotrwałe problemy z dostawami półprzewodników.
      Wielcy producenci już od pewnego czasu zwiększają swoją obecność w USA. GlobalFoundries rozbudowuje kosztem 1 miliarda USD swoje zakłady w Malcie w stanie Nowy Jork, TSMC buduje kosztem 12 miliardów dolarów fabrykę w Arizonie, samsung planuje wydać 17 miliardów USD na fabrykę w pobliżu Austin i zapowiada, że w przyszłości może zainwestować w USA nawet 200 miliardów dolarów. Intel zapowiedział budowę fabryki w Ohio. Firma chce na nią wydać 20 miliardów USD, ale mówi wprost, że wielkość inwestycji będzie zależna od dofinansowania na podstawie CHIPS Act. Koncern zapowiedział też, że – przy odpowiednim wsparciu rządowym – jest gotów zainwestować kolejnych 100 miliardów USD w ciągu najbliższych 10 lat.
      Ustawa będzie miała olbrzymi wpływ na innowacje w USA, mówi Russell T. Harrison, dyrektor amerykańskiego oddziału Instytutu Inżynierów Elektryków i Elektroników, który od początku był zaangażowany w prace nad tym aktem prawnym.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Stany Zjednoczone są najlepszym miejscem pracy dla inżynierów oprogramowania. Firma Codingame przeprowadziła ankiety wśród społeczności składającej się z 2 milionów programistów oraz osób zajmujących się rekrutowaniem pracowników na potrzeby sektora IT i wykazała, że w USA inżynierowie oprogramowania zarabiają najlepiej na świecie.
      Średnia pensja inżyniera oprogramowania pracującego w Stanach Zjednoczonych wynosi 95 879 dolarów rocznie. Co więcej, ponad 40% takich osób zarabia ponad 100 000 USD rocznie,  a zarobki 5% przekraczają 200 000 dolarów rocznie.
      Bardzo dobrze można zarobić też w Szwajcarii. Tam średnia pensja inżyniera oprogramowania wynosi 90 426 USD. Następna jest Kanada z pensją 71 193 dolarów, a na czwartym miejscu uplasowała się Wielka Brytania, gdzie przeciętny inżynier oprogramowania może liczyć na roczne zarobki wynoszące 68 664 USD. Nasi bezpośredni sąsiedzi, Niemcy, uplasowali się na 6. miejscu z przeciętnymi zarobkami 61 390 dolarów, na dziewiątej pozycji znajdziemy Francję (47 617 USD/rok), a pierwszą dziesiątkę zamyka Hiszpania (39 459 dolarów).
      Autorzy ankiety nie brali pod uwagę ani kosztów życia w poszczególnych krajach, ani specjalizacji, w których można najwięcej zarobić. Trzeba też pamiętać, że samo porównanie zarobków nie mówi nam wszystkiego. Koszt życia w Szwajcarii jest na przykład znacznie wyższy niż w Wielkiej Brytanii, więc mimo sporej różnicy w zarobkach, poziom życia inżynierów w obu krajach może być bardzo podobny.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W lipcu ubiegłego roku na budowie brytyjskiej szybkiej kolei HS2 w miejscowości Twyford w Buckinghamshire archeolodzy trafili na – jak się wydawało – rozkładający się kawałek drewna Gdy go jednak wydobyli z ziemi, ich oczom ukazała się drewniana rzymska rzeźba antropomorficzna.
      Wykonany z jednego kawałka drewna zabytek ma 67 centymetrów wysokości i 18 cm szerokości. To niezwykle rzadkie znalezisko. Wcześniej podobny zabytek znaleziono na Wyspach Brytyjskich ponad 100 lat temu.
      Na podstawie stylu wykonania oraz podobnego do tuniki ubrania, które wyrzeźbił twórca, oceniono, że figura pochodzi z wczesnego okresu rzymskiego. Opinię tę wydają się potwierdzać znalezione obok fragmenty ceramiki z lat 43–70. Archeolodzy nie są pewni, czemu rzeźba służyła, ale przypuszczają, że mogła być złożona w ofierze bogom. Dlatego też złożono ją delikatnie w ziemi, a nie wyrzucono do dołu z odpadkami.
      Najbardziej zaś rzuca się oczy świetny stan zachowania figury. Przetrwała ona 2000 lat dzięki temu, że trafiła do gliniastego dołu wypełnionego wodą. Brak tlenu utrudnił rozkład drewna. Zabytek zachował się tak dobrze, że widać wyrzeźbione włosy czy tunikę. A odkrycie figury każe się zastanowić, kogo ona przedstawia, do czego była używana i dlaczego była ważna dla ludzi żyjących w tym miejscu w I wieku naszej ery.
      Ramiona figury uległy całkowitemu rozkładowi, także nogi nie zachowały się w całości. Widoczne są za to zadziwiające szczegóły. Widać włosy, głowa zwrócona jest lekko w lewo, wydaje się, że sięgająca nad kolana tunika jest przewiązana w pasie, wyraźnie widać też kształt łydki.
      Figura od kilku miesięcy znajduje się w specjalistycznym laboratorium, gdzie jest konserwowana i badana. W wykopie znaleziono też niewielki odłamany z niej fragment, który przesłano do badań metodą radiowęglową, co powinno pozwolić na określenie jej wieku. Zbadany zostanie też skład izotopowy drewna, co powinno pomóc w określeniu miejsca jego pochodzenia.
      Tak stare drewniane figury rzadko znajduje się na Wyspach Brytyjskich. W 1922 roku na brzegu Tamizy odkryto neolitycznego „Idola z Dagenham”, a w 1866 roku na brzegach rzeki Teign znaleziono drewnianą figurę z wczesnej epoki żelaza.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Wielka Brytania zawęziła do 5 lokalizacji liczbę możliwych  miejsc, w których zostanie zbudowana prototypowa elektrownia fuzyjna. Spherical Tokamak for Energy  Production (STEP) ma rozpocząć pracę w latach 40. Ostateczna decyzja, co do jego lokalizacji zapadnie do końca 2022 roku.
      Prace nad STEP trwają w Culham Centre for Fusion Energy, która jest własnością UK Atomis Energy Authority. Organizacja ta zarządza obecnie dwoma tokamakami – Mega Amp Spherical Tokamak (MAST-U) oraz Joint European Torus.
      W 2019 roku brytyjski rząd przeznaczył 222 miliony funtów na stworzenie projektu elektrowni fuzyjnej korzystającej z tokamaka. Prace, w których zaangażowanych jest ponad 300 osób, mają zakończyć się w 2024 roku. W ich ramach mają powstać prototypowe części składowe, zostaną przeprowadzone badania materiałow, robotyczne oraz modelowanie komputerowe. Wszystko wskazuje na to, że pandemia nie zakłóciła harmonogramu i w pełni działająca elektrownia fuzyjna rzeczywiści zostanie wybudowana w latach 40.
      Na przełomie 2020 i 2021 roku wybrano do dalszej oceny 15 potencjalnych lokalizacji elektrowni. Obecnie zawężono ten wybór do 5 miejsc, w tym 4 w Anglii i 1 w Szkocji. Ustalenie krótkiej listy lokalizacji to ważny krok naprzód. Pozwoli na długoterminowy rozwój projektu, kieruje go bardziej ku konkretnym rozwiązaniom projektowym i zaowocuje, jak mamy nadzieję, pierwszą na świecie prototypową elektrownią fuzyjną, mówi Paul Methven, dyrektor projektu STEP.
      Methven zapowiada, że w kolejnym etapie prac prowadzone będą rozmowy z lokalnymi społecznościami w wybranych miejscach, by lepiej zrozumieć społeczno-ekonomiczne, komercyjne i technologiczne warunki związane z każdym z nich.
      Brytyjscy specjaliści pracujący nad energetyką fuzyjną pochwalili się niedawno, że dzięki użyciu nowatorskiego diwertora – urządzenia do oczyszczania plazmy – w tokamaku MAST-U udało się aż 10-krotnie zmniejszyć ciepło odpadowe docierające do ścian reaktora.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Gliniana tabliczka sprzed 3600 lat z fragmentem tekstu Eposu o Gilgameszu, która była przedmiotem kilkuletniej batalii sądowej pomiędzy amerykańskimi władzami, domem aukcyjnym Christie's i siecią sklepów z antykami Hobby Lobby, została zwrócona Irakowi. Ceremonia przekazania zabytku odbyła się w Smithsonian Institution w Waszyngtonie.
      Przedstawiciele UNESCO uważają, że tabliczka z zapisaną językiem akkadyjskim sekwencją snu ze słynnego poematu, została ukradziona z muzeum w 1991 roku podczas Wojny w Zatoce. W 2003 roku w Londynie kupił ją amerykański handlarz antykami. W 2007 roku sprzedano ją z fałszywym świadectwem, na którym czytamy, że pochodzi ona „ze skrzyni z różnymi artefaktami z brązu” zakupionymi w 1981 roku. Tabliczka wielokrotnie zmieniała właściciela, trafiła z powrotem do Londynu. I to właśnie tam na aukcji w 2014 roku kupili ją przedstawiciele Hobby Lobby. Właściciel tej sieci, Steve Green wydał na zabytek niemal 2 miliony dolarów. W 2018 roku trafiła ona do założonego przez niego Muzeum Biblii, a rok później została zajęta przez amerykańskie władze i prokuratura wydała nakaz jej konfiskaty. Przedstawiciele Hobby Lobby nie sprzeciwili się nakazowi, gdy dowiedzieli się, że zabytek został dwukrotnie nielegalnie wwieziony na teren USA. Nielegalnie, gdyż z fałszywym świadectwem pochodzenia.
      Hobby Lobby wytoczyło jednak proces domowi aukcyjnemu Christie's twierdząc, że doszło do złamania warunków umowy, gdyż świadomie wystawiono na aukcję zrabowane dzieło sztuki. Sąd jednak nie znalazł dowodów na to, by przedstawiciel Christie's, kupując tabliczkę w 2007 roku wiedział, że istnieją podejrzenia co do jej pochodzenia.
      Hobby Lobby ma w ostatnich latach wyraźnego pecha odnośnie swoich zakupów. Przed rokiem okazało się, że wszystkie 16 rzekomych fragmentów zwojów znad Morza Martwego, będących w posiadaniu Muzeum Biblii, to fałszywki. Tutaj firma padła ofiarą oszustów. Natomiast w 2017 roku, gdy władze USA skonfiskowały firmie tysiące glinianych tabliczek i pieczęci, które na zamówienie Hobby Lobby trafiły do USA, okazało się, że przedsiębiorstwo wykazało się co najmniej niefrasobliwością, gdyż podczas transakcji działy się rzeczy, które od razu powinny wzbudzić podejrzenia. Ale nie wzbudziły. Efekt? Firma zapłaciła 1,6 miliona dolarów za ponad 5500 tabliczek, pieczęci i innych zabytków, zostały one skonfiskowane przez władze, na Hobby Lobby nałożono w ramach ugody grzywnę w wysokości 3 milionów USD i poddaną ją szczególnemu nadzorowi.
      Z kolei przed 3 miesiącami firma pozwała do sądu byłego profesora Uniwersytetu Oksfordzkiego twierdząc, że sprzedał on jej za 7 milionów dolarów egipskie papirusy, które wcześniej ukradł z uniwersyteckiego archiwum.
      Tabliczka fragmentem eposu o Gilgameszu to najważniejszy z ponad 17 000 zabytków, które władze USA przejęły w ostatnich latach na swoim terenie i zwróciły Irakowi.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...