Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Jasne, że wyjaśniłeś. Problem w tym, że Ty także zrobiłeś to w oparciu o przekonania :D

 

Dla mnie EOT. Ta dyskusja faktycznie nie ma sensu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dokładnie, też coraz bardziej nabieram przekonania, że jakikolwiek sensowny dialog jest bezcelowy. Od ślepoty gorsze jest tylko zaślepienie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ona naukową. Metody takiej w kwestii istnienia/nieistnienia boga ustanowić się nie da, co za tym idzie, dyskusja jest z

Widzę że w końcu jakieś świeże spojrzenie a już zaczynało mi się nudzić :D. Otóż na potrzeby tego typu dowodów należało by rozróżnić wiarę od religii. Gdyby tak np odkryto jakieś starożytne dokumenty przeczące biblii, chrześcijaństwo prawdopodobnie przestało by się liczyć jako licząca się siła (a w przypadku starego testamentu zdrowo oberwało by się też religii żydowskiej). Tak samo jak np z islamem i koranem. Każda religia ma "święte księgi" będące jej podstawą, gdyby wykazać że to nie fakty tylko wczesna wersja powieści fantasy (ew starożytny przekręt mający na celu wzbogacenie się autorów tychże) religie runęły by jak domki z kart. Co innego udowodnienie istnienia boga, tu już byłby niewąski problem (aczkolwiek są przesłanki za tym że coś jest na rzeczy, stwierdzono np że czas jest starszy od naszego wszechświata, nie ma też dobrej teorii wyjaśniającej powstanie życia w wszechświecie)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Znaczy się otwarta jest kwestia czy są bogowie, ilu ich jest i czy dysponują wszechwiedzą, wszechmocą, itp przymiotami... niech będzie, skoro dla ciebie jest otwarta, to jednak jeszcze nie powód by tolerować wpływanie na ludzi za pomocą tego rodzaju wykalkulowanych koncepcji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A może to Bóg im każe wpływać (skoro mógłby być wszechmocny )  ^^

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A może to Bóg im każe wpływać (skoro mógłby być wszechmocny )  ^^

 

Aha, widocznie nadzwyczaj wysoko ceni swą prywatność, co jest zrozumiałe, zważywszy na nadzwyczajną popularność. Oni zaś widocznie mają za zadanie propagowanie jego memów. Ale tak naprawdę wiadomo jedynie, że na poziomie świadomym memy te służą ochronie ich przenosicieli, co zwiększa szansę na ich rozpropagowanie, ale co kodują w podświadomości, to nie jest zbadane, ani nawet badane, w każdym razie mnie nic o tym nie wiadomo, i to jest podejrzane...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Całun - jak sama nazwa mówi to trzeba go ucałowac, padnąć na kolana i modły odprawiać przy kadzidle z GRASSem! Tylko, żeby nie był to sk00n, bo bardziej szkodzi, niż marihuana zwykła tak naukowcy angielscy napisali!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To jest fakt, bo jednorożców nie ma. Więc twierdzenie, że

Skąd ta pewność? każda legenda zawiera ziarnko prawdy.

...

A przeczytałeś/łaś uważnie dalszy ciąg mojego postu?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja chciałbym tylko zauważyć, że nauka w olbrzymiej mierze opiera się na... wierze. Na tym, że przeciętny człowiek wierzy naukowcom (podobnie jak wierni wierzą duchownym),że jedni naukowcy wierzą drugim....

Tak jak kilku fizyków na świecie jest w stanie zrozumieć i udowodnić zgodnie z wymogami sztuki najbardziej skomplikowane teorie fizyczne, tak kilku teologów jest w stanie zrozumieć i udowodnić zgodnie z wymogami sztuki różne koncepcje teologiczne. Reszta musi wierzyć wtajemniczonym.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tylko zwróć uwagę, że w nauce stworzenie teorii nie zobowiązuje nikogo do wiary w nią. Nawet nie wierząc w daną teorię dalej możesz być naukowcem i nie zostaniesz nazwany heretykiem. Poza tym naukowiec zawsze może powtórzyć eksperyment przeprowadzony przez kolegę i sprawdzić, czy kolega miał rację, czy popełnił błąd bądź świadomie kogoś oszukał. Tak więc rzeczywiście zakładamy, że kolega mówi prawdę, ale w razie potrzeby mamy prawo sprawdzić, czy rzeczywiście jest tak, jak on mówi - i w tym tkwi ogromna różnica.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie do końca masz rację. Nawet w okresie największej walki z heretykami toczyły się dyskusje teologiczne, podobnie toczą się i teraz. Oczywiście, w katolicyzmie, podobnie jak w wielu innych religiach, mamy do czynienia z pewną prawdą odgórnie ustaloną, która obowiązuje. Co nie znaczy, że nie podlega ona zmianom, bo podlega. Dyskusjom również.

Ale podobnie masz w nauce. Mamy pewne obowiązujące poglądy i ci, którzy próbują je podważać, niejednokrotnie narażają się na ostracyzm, ośmieszanie itp. itd. Różnica jest taka, że nie ma jednego ośrodka ustalającego prawdę. Ale są prawdy obowiązujące, podobnie jak w religii.

Ponadto nie mówmy tutaj o elicie teologów czy naukowców - bo to oni mają największą wolność w ramach swoich doktryn.

Mówmy o przeciętnym człowieku. A temu pozostaje wiara, nic więcej :D

 

Ciekawe zresztą połączenie wiary i religii będziemy mieli niedługo. Komisja ma sprawdzić, czy papież JPII dokonał cudu uzdrowienia. W jej skład wejdą też lekarze ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Oczywiście, w katolicyzmie, podobnie jak w wielu innych religiach, mamy do czynienia z pewną prawdą odgórnie ustaloną, która obowiązuje. Co nie znaczy, że nie podlega ona zmianom, bo podlega. Dyskusjom również.

Tyle, że zmiana obowiazującej wersji zasad ZAWSZE zależy od samych władz kościoła.

Ale podobnie masz w nauce. Mamy pewne obowiązujące poglądy i ci, którzy próbują je podważać, niejednokrotnie narażają się na ostracyzm, ośmieszanie itp. itd. Różnica jest taka, że nie ma jednego ośrodka ustalającego prawdę. Ale są prawdy obowiązujące, podobnie jak w religii.

Ale w nauce możesz udowodnić nieprawdziwość obowiązującej w danym momencie teorii. W religii obowiązuje raczej zasada "mylisz się, bo to my jesteśmy wg hierarchii bliżej Boga i to my mamy władzę"

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Ale w nauce możesz udowodnić nieprawdziwość obowiązującej w danym momencie teorii. W religii obowiązuje raczej zasada "mylisz się, bo to my jesteśmy wg hierarchii bliżej Boga i to my mamy władzę"

TO zobacz jak jest np. z Egiptologią,sam Graham Hancock dał kilkaset dowodów, że piramidy są o wiele starsze, niż się dziś przyjmuje, że historia Egiptu (początki) są dosyć niejasne, i że na bank piramida Cheopsa (Chafre) nie została stworzona za czasów owego Faraona, tylko o wiele wcześniej, tak samo jak to że NIE jest grobowcem. Egiptolodzy nadal jednak idą w zaparte. Z tą nauka to też jest różnie, i często jest to kwestia wlaśnie "wiary".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale sam widzisz, że ten pan Hancock może sobie głosić swoje teorie, a mimo wszystko prowadzi dalej badania i generalnie ma się nienajgorzej. Może opublikować swoją książkę (pewnie nawet już to zrobił) i wypunktować dokładnie, co i jak, i żaden Święty Naczelny Naukowiec nie powie, że jest od dziś przeklęty, a do tego ma wszy na pępku.

 

Poza tym obie strony sporu używają w nim argumentów. Dyskusja z przedstawicielem religii kończy się tymczasem bardzo często na stwierdzeniu "nie bo nie" lub "nie, bo UWAŻAMY, że".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bo przecież wcale nie chodzi o to jaka jest prawda, tylko kto jest w jej posiadaniu, w tym wypadku chodzić tylko o posiadanie. Na szczęście są różne religie, stąd łatwo wyciągnąć wnosek, że w aspekcie prawdy są siebie warte.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ależ podobnie jest w wielu religiach.  Teologowie katoliccy też dyskutują, też używają argumentów i też może dojść do zmiany doktryny. Nikt nikomu nie zabroni publikacji książek i przedstawiania swoich poglądów. Oczywiście, gdy robi to osoba duchowna, która zobowiązała się do przestrzegania jakichś zasad i uznawania pewnych prawd, władza kościelna może próbować taką osobę uciszać, aż do ekskomuniki włącznie. Ale pamiętaj, że przynależność do Kościoła jest dobrowolna i jego członków obowiązują pewne zasady. Duchowny teolog, który się uprze, może zawsze wystąpić z Kościoła.

Identyczną sytuację masz na uczelniach. Bywało, że znani naukowcy tracili stanowiska czy granty bo, np. głosili poglądy wbrew obowiązującej poprawności politycznej. Czy wyobrażasz sobie prestiżowy uniwersytet, który zatrudniłby czy nie zwolniłby naukowca głoszącego, że np. w obozach koncentracyjnych zginęło kilkukrotnie mniej ludzi, niż się obecnie podaje? Od razu by takiego wylali na zbity pysk, niezależnie od dowodów i argumentacji. Są poglądy, których rewizja kończy się przykrymi konsekwencjami.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

I cóż z tego, że w nauce da się znaleźć analogie? Czemu nie poszukać w krytyce literackiej?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Teologowie katoliccy też dyskutują, też używają argumentów i też może dojść do zmiany doktryny.

Chyba ciągle nie zauważasz, że religia (a szczególnie katolicyzm) posiada bardzo wyraźną strukturę hierarchiczną. Nauka z kolei to ogromne rozproszenie wpływów, więc doktrynę mogą na dobrą sprawę zmienić "doły" bez udziału "góry".

Oczywiście, gdy robi to osoba duchowna, która zobowiązała się do przestrzegania jakichś zasad i uznawania pewnych prawd, władza kościelna może próbować taką osobę uciszać, aż do ekskomuniki włącznie. Ale pamiętaj, że przynależność do Kościoła jest dobrowolna i jego członków obowiązują pewne zasady. Duchowny teolog, który się uprze, może zawsze wystąpić z Kościoła.

No i właśnie o to chodzi: "albo wygłaszasz naszą doktrynę, albo zabierzemy ci prawo do wykonywania zawodu". W nauce czegoś takiego generalnie nie ma.

Identyczną sytuację masz na uczelniach. Bywało, że znani naukowcy tracili stanowiska czy granty bo, np. głosili poglądy wbrew obowiązującej poprawności politycznej.

Ale to już są rozgrywki ściśle personalne, nie odbywają się w majestacie prawa. W religii tymczasem tak właśnie to wygląda.

Czy wyobrażasz sobie prestiżowy uniwersytet, który zatrudniłby czy nie zwolniłby naukowca głoszącego, że np. w obozach koncentracyjnych zginęło kilkukrotnie mniej ludzi, niż się obecnie podaje?

Gdyby był to historyk i gdyby rzeczywiście miał na to dowody, myślę, że niejedna uczelnia by go chciała. Zobacz, że taki np. Hawking na początku swojej kariery też mógłby być uznany za heretyka, a jednak umiał uzasadnić swoje teorie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie można, moim zdaniem, na tej podstawie przesądzić o autentyczności Całunu Turyńskiego.

Powodów, dla których tkaniny się różnią może być wiele.

[...]Jest wiele różnych możliwości. Zbyt wiele, by cokolwiek rozstrzygać.

Dokładnie. W pełni się z tym zgadzam.

Z tego co pamiętam płótno wraz z innymi ponderabiliami pochówkowymi oraz udostępnieniem własnego grobu dla pochowania ciała Jezusa miał dostarczyć jeden z bogatszych ludzi w Jerozolimie, cichy wielbiciel mistrza z Nazaretu -Józef z Arymatei. Wątpię by przez wzgląd na szacunek do osoby zmarłego dając swój własny grób nie dał również najlepszego dostępnego mu płótna całunowego -tkanego przez najlepszych mistrzów fenickich, na co wskazują badania nad Całunem Turyńskim. A owo płótno zmarłego trędowatego? Ponieważ trędowatych -nawet wysoko postawionych- separowano społecznie z obawy przed zarażeniem i z uwagi na przypisywaną im "klątwę choroby" -wątpię by ciało takiego honorowano bardziej wyrafinowanym wyrobem tkackim, stąd najprostsze i najtańsze sploty.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W pobliżu kibucu Ramat Rahel przy drodze Via Hebron na południu Jerozolimy odkryto grób z przełomu IV i III wieku p.n.e., w którym prawdopodobnie pochowano heterę. Wyjątkowe miejsce spoczynku i unikatowe wyposażenie grobu pozwalają pogłębić wiedzę na temat okresu hellenistycznego na tym obszarze. W komorze grobowej umieszczonej na kamienistym stoku znaleziono zwęglone ludzkie kości, które doktor Yossi Nagar z Izraelskiej Służby Starożytności zidentyfikował jako szczątki młodej kobiety. Jak mówi doktor Guy Stiebel z Uniwersytetu w Telawiwie, mamy tutaj do czynienia z najstarszym przykładem kremacji w Izraelu okresu hellenistycznego.
      Obok zwłok znaleziono świetnie zachowane doskonałej jakości lustro z brązu. To drugie lustro tego typu znalezione w Izraelu i jedno z 63 takich luster w świecie hellenistycznym, zauważył dyrektor wykopalisk, Liat Oz.
      W starożytnej Grecji hetery (gr. ἑταίρα – towarzyszka) cieszyły się większym poważaniem, pozycją społeczną i niezależnością niż zamężne kobiety. Były biegłe w sztuce, często bardzo dobrze wykształcone, miały zapewniać nie tylko usługi seksualne, ale i towarzystwo.
      Po odkryciu pochówku naukowcy zaczęli zastanawiać się, skąd grób greckiej kobiety na drodze wiodącej do Jerozolimy, z dala od najbliższych greckich osad. Grób ten szczególnie nas interesuje, gdyż niewiele mamy informacji o Jerozolimie i jej otoczeniu w czasach hellenistycznych – dodaje dr Stiebel. Wstępną odpowiedź na to pytanie daje analiza przedmiotów znalezionych w grobie. Przede wszystkim rzadkiego i kosztownego lustra z brązu. Tego typu przedmioty znajdowano dotychczas w świątyniach i grobach świata greckiego i hellenistycznego zawsze w kontekście posiadania ich przez kobiety. Dodatkową wskazówką, potwierdzającą pochodzenie zmarłej, były zagięte gwoździe, często znajdowane w pochówkach z kremacją w świecie greckim i rzymskim.
      Naukowcy doszli do wniosku, że mamy tutaj do czynienia raczej z pochówkiem hetery niż zamężnej kobiety, gdyż te drugie rzadko opuszczały dom. Brak zaś osadnictwa w pobliżu miejsca pochówku wskazuje, że mamy do czynienia z kobietą, która podróżowała w towarzystwie albo wysokiej rangi oficera, albo urzędnika. Takie lustra z brązu były kosztownymi luksusowymi przedmiotami. Grecka kobieta mogła w ich posiadanie wejść w dwojaki sposób. Albo był to jej posag, albo prezent dla hetery od zamożnego klienta. Wiemy o heterach, które były towarzyszkami, a nieraz i żonami, słynnych filozofów, wysokich rangą urzędników, generałów czy władców. Dlatego też naukowcy uważają, biorąc pod uwagę cały kontekst znaleziska, że to prawdopodobnie pochówek kobiety greckiego pochodzenia, która towarzyszyła wysokiemu rangą oficerowi lub urzędnikowi podczas kampanii Aleksandra Wielkiego lub – co bardziej prawdopodobne – podczas wojny diadochów.
      Po wstępnych badaniach izraelscy naukowcy skupiają się na bardziej szczegółowych analizach. Chcą na przykład określić, gdzie wyprodukowano lustro, co może pozwolić na poznanie pochodzenia jego właścicielki, a być może uda się zdobyć jakieś informacje na temat mężczyzny, któremu towarzyszyła. Więcej szczegółów poznamy w dniach 11-12 października, podczas konferencji na temat nowych odkryć w okolicach Jerozolimy.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Młodzi mężczyźni o dość wysokich dochodach są grupą najbardziej podatną na manipulacje za pomocą pseudoprofesjonalnego pustosłowia dotyczącego finansów. Badamy proces decyzyjny dotyczący spraw finansowych. Wiele osób uważa, że ekonomia i rynki kapitałowe są trudne do zrozumienia. Mamy tam do czynienia z pozornie imponującą terminologią, pełną żargonu i sloganów, których w pełni nie rozumiemy, mówi profesor Gustav Tinghög z Uniwersytetu w Linköping.
      Obiektem badań były manipulacje za pomocą profesjonalnie brzmiącego pustosłowia. Niekoniecznie jest ono nieprawdziwe, ale składa się z luźno powiązanych terminów, które brzmią profesjonalnie i znacząco. W rzeczywistości takie pustosłowie nic nie znaczy. Służy ono jedynie zmyleniu słuchacza.
      Już wcześniejsze badania wykazały, że osoby podatne na takie pustosłowie mają mniej analityczne umysły i niższą inteligencję słowną. Takie osoby często wierzą w nieprawdziwe informacje i teorie spiskowe. Badania wykazały też, że osoby potrafiące dobrze wylewać z siebie takie pustosłowie są postrzegane jako bardziej inteligentne od innych. To akurat najczęściej jest prawdą.
      Gustav Tinghög. Daniel Västfjäll i Mario Kienzler skupili się na pustosłowiu dotyczącym finansów. Na przekazach brzmiących profesjonalnie, które jednak są całkowitym nonsensem. Wyniki swoich badań opublikowali właśnie w Journal of Behavioral and Experimental Finance. Uczeni skonstruowali specjalną skalę, na której badani mieli oceniać znaczenie zdań będących zarówno całkowitym nonsensem, jak i cytatami ze zdobywców Nagrody Nobla z dziedziny ekonomii. W ten sposób naukowcy sprawdzali zdolność badanych do odróżnienia sensownego przekazu ekonomicznego od pustosłowia.
      Badania przeprowaono na ponad 1000 osobach, a każda z nich miała ocenić wypowiedzi dotyczące produktów i usług finansowych, takich jak inwestycje, pożyczki czy zarządzanie pieniędzmi. Uczestników pytano m.in. czy oceniane przez nich zdania zawierają prawdę czy kłamstwo.
      Okazało się, że grupą najbardziej podatną na manipulacje dotyczące finansów są młodzi dobrze zarabiający mężczyźni. Przeceniają oni bowiem swoją wiedzę na temat finansów. Z kolei grupą, która najlepiej potrafiła wyłapać manipulacje i pustosłowie dotyczące finansów były starsze kobiety o niższych dochodach. One bowiem nie przeceniały swojego doświadczenia w finansach.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W wielu grobach z wczesnego średniowiecza widać dowody na ich otwieranie, przemieszczania zwłok i zabieranie złożonych wraz z nimi przedmiotów. Ślady takie widoczne są dosłownie w całej Europie, od dzisiejszej Rumunii po Anglię, a archeolodzy interpretują je jako przykłady rabunku. Alison Klevnäs i jej koledzy w Uniwersytetu w Sztokholmie uważają jednak, że to rodziny zmarłych otwierały groby i zabierały z nich cenne przedmioty.
      Szwedzcy naukowcy dokonali syntezy pięciu wcześniejszych badań regionalnych nad tym zjawiskiem. Zauważyli, że bardzo szybko zaczęło się ono rozpowszechniać od końca VI wieku i objęło duże połacie Europy. Na niektórych cmentarzach ślady otwierania nosiły 1–2 groby, na innych niemal wszystkie. Często otwierano je na tyle szybko po pogrzebie, że ani ciało, ani trumna nie uległy rozkładowi.
      W takich otwieranych grobach znajduje się niedbale porzucone szkielety, porozrzucane przedmioty, a resztki cennych przedmiotów, często drobinki metali, dowodzą, że ci, którzy groby otwierali, zabierali z nich co najcenniejsze. Na przykład w jednym z grobów z Kent zabrano brosze przyczepione do ubrania, ale pozostawiono srebrne wisiorki i naszyjnik ze szklanymi paciorkami. W innych grobach pozostały np. fragmenty pochodzące z mieczy, ale nie same miecze. Autorzy badań wskazują, że ci, którzy otwierali groby nie próbowali maksymalizować zysku.
      Szwedzcy naukowcy uważają, że groby otwierali członkowie rodziny i zabierali z nich cenne przedmioty, które były przekazywane między pokoleniami, takie jaki brosze czy miecze. Przedmioty osobiste, jak np. noże należące do zmarłego, nie były zabierane. Badania wykazały, że niektóre przedmioty były zabierane z grobów niemal zawsze. W szczególności były to miecze, saksy (duży nóż bojowy) i brosze.
      Czasem też groby otwierano z obawy przed zmarłym, chcąc zapobiec jego powrotowi do świata żywych. Takie szkielety noszą ślady poważnych manipulacji, jak na przykład przekręcania czaszki w stronę pleców czy odcinanie stóp. Jednak tego typu groby stanowią mniej niż 1% wszystkich badanych.
      O ile zwyczaj otwierania grobów i zabierania z nich przedmiotów może wydawać się szokujący, to musimy sobie uświadomić, że pozostawienie zmarłego w spokoju nie jest uniwersalnym postępowaniem ludzkości. Od tysiącleci ludzie wchodzili w różne interakcje ze zmarłymi. W późnej epoce kamienia groby projektowano tak, by można było odwiedzać zmarłych. A i dzisiaj istnieje wiele kultur, w których żyjący mają fizyczny kontakt ze zmarłymi.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W Pompejach dokonano kolejnego fascynującego odkrycia. Tym razem są nim niemal idealnie zachowane szczątki dwóch mężczyzn – najprawdopodobniej niewolnika i jego pana. Naukowcy sądzą, że obaj zginęli podczas próby ucieczki. Ich szczątki znaleziono w willi na obrzeżach Pompejów.
      Najprawdopodobniej mężczyźni przeżyli pierwszą erupcję Wezuwiusza, która pokryła miasto grubą warstwą popiołu. Zginęli następnego dnia, gdy miasto zniszczyła lawina piroklastyczna. Obaj leżeli blisko siebie, a ich zwłoki znaleziono w miejscu, w którym odkryto stajnię ze zwłokami generalskich koni.
      Zdaniem ekspertów młodszy z mężczyzn liczył sobie 18–25 lat. Niektóre kręgi miał skompresowane, co wskazuje, że wykonywał pracę fizyczną. Był robotnikiem lub niewolnikiem. Starszy mężczyzna, w wieku 30–40 lat, był silniej zbudowany. Obaj zginęli w korytarzu willi. Naukowcy mają nadzieję, że kolejne wykopaliska pokażą, gdzie mężczyźni zmierzali i jaką rolę odgrywali w eleganckiej willi.
      W ciągu ostatnich kilku lat w Pompejach dokonano fascynujących odkryć. Znaleziono m.in. mężczyznę, którego mózg zamienił się w szkło,  zwłoki 2 kobiet i 3 dzieci czy inskrypcję wskazującą, że Pompeje zostały zniszczone później, niż dotychczas sądzono.
      Ruiny Pompejów zostały odkryte w XVI wieku, a wykopaliska rozpoczęto w 1748 roku. Dotychczas znaleziono ponad 1500 ludzkich zwłok. Szacuje się, że erupcja Wezuwiusza zabiła około 2000 mieszkańców Pompejów.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Mężczyźni stanowią większe zagrożenie na drogach niż kobiety, a pojazdami nieproporcjonalnie zagrażającymi innym uczestnikom drogi są motocykle. Takie wnioski płyną z badań opublikowanych na łamach British Medical Journal. Badania te, w przeciwieństwie do wielu wcześniejszych, brały pod uwagę nie tylko sposób korzystania z drogi, ale też rodzaj pojazdu, jakim się poruszamy liczbę przebytych kilometrów.
      Ryzyko związane z ruchem drogowym jest zwykle oceniane w przeliczeniu na mieszkańca danego kraju. Jednak w ostatnim czasie coraz częściej zbiera się dane, które pozwalają obliczyć ryzyko w zależności od liczby przejechanych kilometrów czy czasu podróży. To zaś pozwala specjalistom na dokonywanie bardziej szczegółowych ocen, związanych z wykorzystaniem konkretnego środka transportu.
      Rachel Aldred i Rob Johnson z University of Westminster oraz Christopher Jackson i James Woodcock z University of Cambridge postanowili szczegółowo sprawdzić zagrożenie, jakie na drogach Anglii stanowią różne kategorie kierowców oraz różne pojazdy.
      W podsumowaniu badań [PDF] czytamy, że w przeliczeniu na każdy przejechany kilometr, autobusy i ciężarówki stwarzają największe ryzyko spośród samochodów dla innych użytkowników drogi, a rowery stanowią najmniejsze ryzyko. Motocykle stwarzają zaś znacząco większe ryzyko niż samochody. Ryzyko zgonu innych użytkowników drogi stwarzane na każdy kilometr przejechany przez samochody osobowe i furgonetki jest większe na drogach wiejskich. Generalnie, ryzyko jest większe na większych drogach, co sugeruje związek ryzyka z prędkością. Nie dotyczy to jednak ciężarówek. Mężczyźni stwarzają większe zagrożenie niż kobiety, z wyjątkiem sytuacji, w której kierują autobusami. Mężczyźni są też nadreprezentowani jako kierowcy pojazdów stwarzających większe ryzyko.
      Autorzy badań oceniali ryzyko dla innych użytkowników drogi stwarzane przez rowery, samochody osobowe (w tym taksówki), furgonetki, autobusy, ciężarówki i motocykle. Uwzględniali przy tym płeć kierowcy oraz rodzaj drogi. Drogi zostały podzielone na główne w obszarach miejskich, boczne w obszarach miejskich, główne w obszarach pozamiejskich, boczne w obszarach pozamiejskich oraz niesklasyfikowane. Ryzyko zgonu szacowano w przeliczeniu na każdy miliard kilometrów. Wykorzystano dane dotyczące wypadków na terenie Anglii w latach 2005–2015. Jako, że szacowano ryzyko stwarzane dla innych użytkowników drogi, z danych tych usunięto informacje o 24% wypadków, w których zaangażowanych był wyłącznie pojazd sprawcy oraz o 3% wypadków, gdzie nie określono rodzaju pojazdu sprawcy.
      W zestawie analizowanych danych większość informacji (85% wszystkich poszkodowanych i 75% ofiar śmiertelnych) przypadało na kolizje dwóch pojazdów. W takim wypadku ofiary przypisywano drugiemu z pojazdów. Na przykład jeśli doszło do kolizji samochodu i roweru, w której ranni zostali i kierujący rowerem i kierujący samochodem, wówczas rannego rowerzystę przypisywano do ryzyka stwarzanego dla innych uczestników drogi przez samochód, a rannego kierowcę – do ryzyka stwarzanego dla innego uczestnika drogi przez rower.
      Jeśli w kolizji brało udział więcej pojazdów podobnej wielkości, poszkodowanych przypisywano losowo do każdego z pojazdów. Gdy zaś było więcej pojazdów o różnej wielkości, każdego z poszkodowanych przypisywano do ryzyka stwarzanego przez największy z pojazdów.
      W analizie nie uwzględniono autostrad, gdyż tam nie jest dopuszczalny ruch pieszych ani wielu rodzajów pojazdów.
      W sumie naukowcy mieli więc do przeanalizowania wypadki, w których zginęło 14 425 osób (to 69% wszystkich wypadków śmiertelnych w badanym okresie), w tym 4509 pieszych. Uczeni mieli do dyspozycji informacje o liczbie kilometrów przejeżdżanych w Anglii przez poszczególne typy pojazdów, informacje o podziale płci wśród posiadaczy praw jazdy, o kategoriach praw jazdy wydanych kobietom i mężczyznom itp. itd. Na przykład, jako że kobiety stanowią 4% posiadaczy praw jazdy upoważniających do kierowania pojazdami o ładowności powyżej 3500 kg, badacze przyjęli, że kobiety odbywają 4% podróży takimi pojazdami.
      Z analizy dowiadujemy się, że samochody osobowe można powiązać z 66% ofiar śmiertelnych na drogach, ciężarówki z 16,5%, furgonetki z 9%, autobusy z 5,3%, motocykle z 2,3%, a rowery z 0,4%. Widoczne są różnice w proporcjach w zależności od rodzaju drogi. Na przykład na dużych drogach pozamiejskich ciężarówki są powiązane z 23,6% ofiar śmiertelnych. Z kolei autobusy powiązano z 9,3% ofiar śmiertelnych na dużych drogach miejskich i z 7,8% ofiar śmiertelnych na podrzędnych drogach miejskich.
      Okazuje się, że na wszystkich rodzajach dróg autobusy są powiązane z 19,2 wypadkami śmiertelnymi na każdy miliard kilometrów. Dla ciężarówek jest ot 17,1 zgonów na miliard kilometrów. Motocykle, pomimo ich niewielkich rozmiarów, są powiązane z 7,6 zgonów na miliard kilometrów. Z kolei samochody, które powodują najwięcej zgonów, można powiązać z 3,3 zgonów wśród innych użytkowników dróg na każdy miliard kilometrów. Furgonetki to 2,6 zgonów, a rowery to 1,1 zgonu.
      Ryzyko znacznie się różni w zależności od typu drogi. Samochody ciężarowe stwarzają znaczne, podobne, ryzyko na wszystkich rodzajów dróg. Jednak już w innych typach pojazdów widać różnice. Motocykle stwarzają trzykrotnie większe ryzyko na dużych drogach miejskich niż na podrzędnych drogach miejskich. Podobny wzorzec widoczny jest w przypadku autobusów. Tutaj każde miliard kilometrów przejechanych na dużych drogach miejskich jest powiązane z dwukrotnie większą liczbą zgonów wśród innych uczestników ruchu niż miliard kilometrów przejechany na podrzędnych drogach miejskich.
      W przypadku rowerów ryzyko na dużych drogach pozamiejskich jest znacznie wyższe niż dla wszystkich innych typów dróg. W przypadku samochodów osobowych, furgonetek i rowerów ryzyko jest generalnie wyższe na drogach poza miastami niż w miastach.
      Naukowcy przedstawili też dane dotyczące osób rannych w wypadkach, jednak są to dane mniej wiarygodne, gdyż większość wypadków z rannymi nie jest zgłaszanych na policję. Obowiązek taki dotyczy tylko wypadków z ofiarami śmiertelnymi.
      Okazuje się też, że mężczyźni stwarzają większe zagrożenie na drogach niż kobiety. W przypadku samochodów osobowych i furgonetek kierowanych przez mężczyzn zagrożenie zgonem dla innych uczestników drogi jest 2-krotnie większe niż w przypadku tych samych pojazdów kierowanych przez kobiety. Jeśli zaś mężczyźni siadają za kierownicę ciężarówki, to na każdy miliard kilometrów stwarzają oni 4-krotnie większe zagrożenie niż w przypadku kobiet. Jeszcze gorzej jest w przypadku motocykli. Tutaj ryzyko stwarzane dla innych uczestników drogi przez mężczyzn jest aż 10-krotnie wyższe, niż gdy motocyklem kieruje kobieta.
      Kobiety i mężczyźni kierujący rowerami i autobusami stwarzają dla innych porównywalne ryzyko na każdy miliard kilometrów.
      Ogólnie rzecz biorąc z badań wynika, że autobusy i ciężarówki stwarzają na drogach znacząco większe zagrożenie niż samochody osobowe i furgonetki. Ryzyko stwarzane przez motocykle plasuje się pomiędzy ciężarówkami/autobusami a osobówkami/furgonetkami, co, biorąc pod uwagę wielkość motocykli oznacza, że stwarzają one nieproporcjonalnie duże zagrożenie dla innych uczestników ruchu. Najmniejsze zagrożenie stwarzają rowery.
      Większe drogi wiążą się z większym zagrożeniem, ale nie dotyczy to ciężarówek. Mężczyźni stwarzają od 2 do 4 razy większe zagrożenie na drogach niż kobiety, ale i tutaj są dwa wyjątki – autobusy gdzie zagrożenie jest podobne i motocykle, gdzie zagrożenie stwarzane przez mężczyzn jest znacznie wyższe.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...