Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Zaraźliwe są nie tylko emocje, ale i czyjeś irracjonalne procesy myślowe, prowadzące do podejmowania niewłaściwych decyzji (Journal of Experimental Social Psychology).

Zespół Adama Galinsky'ego z Northwestern University poprosił studentów o podjęcie decyzji w imieniu nieznanego człowieka, który w rzeczywistości w ogóle nie istniał. Ochotników podzielono na dwie grupy: 1) osób czujących związek z tym, któremu mieli pomóc (np. przez wspólny miesiąc urodzin) i 2) takich, którym był on obojętny.

W ramach jednego eksperymentu badani śledzili przebieg wydarzeń, odczytując opis z ekranu komputera. Fikcyjna postać starała się przelicytować drugą osobę za cenę 356 punktów, które odpowiadały 4,45 dol. Człowiek, któremu studenci mieli pomóc, rozpoczynał licytację z 360 punktami. Za każdym razem, gdy przeciwnik podbijał stawkę o 40 punktów, rewanżował mu się tym samym.

Ochotnikom powiedziano, że gdy wspierany przez nich aukcjoner przekroczy pułap 356 punktów, studenci utracą część z 12-dolarowego wynagrodzenia za udział w studium. Kiedy licytujący zbliżał się do wyznaczonego przez eksperymentatorów progu, studentów proszono o zastąpienie go. Teoretycznie wszyscy powinni sobie zdawać sprawę, że osoba zastąpiona dalej dokładałaby do interesu. Okazało się jednak, że badani, którzy się z nią identyfikowali, składali o 60% więcej ofert niż przedstawiciele drugiej grupy. Wg Galinsky'ego świadczy to o tym, że jeśli kierownictwo jakiejś firmy chce naprawdę przeciwdziałać źle podjętym decyzjom, powinno polegać na kimś zupełnie z zewnątrz, kto nie czuje żadnego związku z ratowanymi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie za bardzo rozumiem związek z zarażeniem się złą decyzją. Według mnie eksperyment ten stwierdził, że nawet skąpa informacja wiążąca nas z inną osobą sprzyja powstawaniu pewnej lojalności, za cenę ryzyka. Nieznany X licytował nie dla zabawy, a po to by wygrać. Osoby czujące pewną więź z zastąpionym X bardziej skłonne były walczyć dłużej, nawet kosztem swojej nagrody - podejmując ostatnie, 9 podbicie (niestety brak danych ile osób je wykonało). Oczywiście ze schematu eksperymentu rozumiem, że i tak wszyscy oni przegrywali czy to przez wcześniejsze wycofanie się, czy przez wydanie wszystkich punktów (bot naukowców podbijał ciągle o 40). Rozumiem też, że licytacja ta miała formę "aukcji za grosz", zatem znając ten system wiemy, że im dłużej gramy, tym więcej traci przegrywający, czyli ci którzy wcześniej się wycofali teoretycznie bardziej kierowali się finansami X (lub obawą co mu powiemy gdy przegraliśmy wszystko), zaś ci grający dalej, nawet kosztem siebie grali kierując się celem zwycięstwa, stąd później podejmowali racjonalną decyzję o wycofaniu się (lub obawa przed usłyszeniem "dude, bardzo chciałem to wygrać, przecież tam zostało jeszcze trochę punktów"). Ciekawe jaki efekt uzyskaliby, gdyby studentom powiedziano, że zastępują np. innego kolegę z uczelni, co stworzyłoby bardziej naznaczoną więź.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W Teksasie na dorocznej aukcji sprzedawano przedmioty wyrzucone przez ocean na plażę. Zebrane pieniądze zostaną przeznaczone na rehabilitację żółwi morskich i ptaków. Wydarzenie zorganizowane przez Mission-Aransas National Estuarine Research Reserve odbyło się w zeszły weekend w parku w Port Aransas.
      Wśród przeznaczonych na sprzedaż przedmiotów znalazły się, na przykład, pokaźnych rozmiarów syrenka z włókna szklanego, potłuczone kule do kręgli czy pokryte wąsonogami lalki. Sporo z nich znalazło nowych właścicieli. Zebrane fundusze zasilą kasę Amos Rehabilitation Keep (ARK).
      Badacze z Mission-Aransas i wolontariusze zbierali dziwne przedmioty przez rok, patrolując regularnie plaże wysp barierowych. Podczas pieszych wędrówek zespół monitoruje żółwie morskie i ptaki, a przy okazji napotyka też na liczne śmiecie i przedmioty, które dotarły tu za sprawą Prądu Jukatańskiego (LCN - Loop Current). Jace Tunnell, dyrektor Mission-Aransas Reserve, dokumentuje znaleziska na zdjęciach. Przedstawia je także na vlogu Beach Combing.
      Tunnell ujawnia, że przeważnie wystawione przedmioty sprzedają się za 5-50 dol. Te, które wydają się cenniejsze, można wylicytować w aukcji na żywo. W zeszłym roku podczas wydarzenia zebrano ok. 3 tys. dol. Choć na razie nie wiadomo, jaki będzie tegoroczny wynik, na Facebooku Mission-Aransas Reserve podano, ile kosztowała wzbudzająca spore zainteresowanie syrenka. Szczęśliwy nabywca zapłacił za nią 300 USD.
      Rocznie ARK rehabilituje ok. 1500 zwierząt. Ponieważ ośrodek działa przede wszystkim dzięki darowiznom, liczy się każdy cent. Podtrzymujemy tradycję dorocznej aukcji, by zbierać pieniądze na leki, bandaże, jedzenie [...] - podkreślił Tunnell w wypowiedzi dla Houston Chronicle.
      Aukcję „Tony’s Trash to Treasure” nazwano na cześć założyciela ARK, nieżyjącego już Tony'ego Amosa. W 1982 r. Amos utworzył ARK jako część Instytutu Nauk Morskich Uniwersytetu Teksańskiego.
      Mission-Aransas National Estuarine Research Reserve powstał w 2006 roku. Chroni on obszar o powierzchni 753 km2, na którym znajdują się watty, trawy morskie, lasy namorzynowe i kolonie ostryg. Na terenie tym zimuje zagrożony żuraw krzykliwy. Rezerwatem zarządza Uniwersytet Teksański.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Mierząc drobne zmiany w sposobie chodzenia, można określić czyjeś emocje, stwierdzić, czy dana osoba mówi prawdę, a nawet przewidzieć, czy w najbliższym czasie zachoruje, choć w tym momencie nie ma jeszcze żadnych (odczuwalnych) objawów.
      Prof. Rory Wilson, biolog morski ze Swansea University, opracował urządzenie o nazwie Daily Diary na potrzeby badań na dzikich pingwinach. Później przystosowano je do eksperymentów na innych zwierzętach i człowieku. Jak tłumaczy Brytyjczyk, zmiany postawy ciała są mierzone między 50 a 100 razy na sekundę. Wg niego, można to wykorzystać np. w wariografach.
      Wyniki prac dopiero zostaną opublikowane, ale już teraz widać, że są obiecujące. Wilson, który wystąpił na konferencji z okazji 35-lecia Rolex Awards for Enterprise, wyjaśnia, że Daily Diary jest nieco większy od zegarka. Można go nosić przy pasku lub na nadgarstku, a wbudowane przyspieszeniomierze zbierają dane na temat sposobu chodzenia.
      W czasie testów proszono ochotników, by przeszli się po korytarzu. Najpierw oglądali oni filmiki wywołujące określony nastrój lub proszono ich, by skłamali. W ten sposób łatwo było dopasować warianty mikroruchów ciała do emocji.
      W ramach współpracy Wilsona z ekipami naukowymi z całego świata urządzenie jego pomysłu wykorzystano do badania zachowania różnych zwierząt, w tym rekinów, słoni morskich, kondorów czy borsuków. Wkrótce ma się rozpocząć studium dotyczące poziomu stresu u słoni.
      A co z wykrywaniem choroby za pomocą Daily Diary? Naszym zamiarem jest sprawdzenie, czy da się przewidzieć chorobę na postawie sygnałów ruchowych. Lekarz mógłby prosić pacjenta, by przez tydzień nosił urządzenie. Dzięki temu bez przeprowadzania wywiadu dałoby się stwierdzić, jak dobrze śpi i jak często zażywa leki. Wilson wspomina też o zapobieganiu napadom padaczki czy "wpadaniu na trop" grypy.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Zdolność rozpoznawania wyrazów twarzy i emocji zawartych w tekście zależy od ciśnienia krwi. Prof. James A. McCubbin z Clemson University zauważył niedawno, że osoby z podwyższonym ciśnieniem cechuje obniżona zdolność rozpoznawania złości, strachu, smutku i radości zarówno na twarzach, jak i w tekście.
      To trochę przypomina życie w świecie e-maili bez emotikonów. Umieszczamy w liście śmiejące się buźki, by pokazać, że żartujemy. W innym razie niektórzy ludzie mogliby źle zrozumieć nasze poczucie humoru i wpaść w złość - tłumaczy obrazowo McCubbin.
      Wg Amerykanina, część osób przejawia tzw. "stłumienie emocjonalne", zwiększające prawdopodobieństwo niewłaściwego reagowania na złość i inne emocje krewnych, współpracowników czy przyjaciół. By nie pomylić np. złości z przekomarzaniem czy żartami, w złożonych sytuacjach społecznych trzeba polegać na wyrazach twarzy i słownych wskazówkach emocjonalnych.
      Jeśli masz stłumienie emocjonalne, możesz nie ufać innym, bo nie jesteś w stanie odczytać emocjonalnego znaczenia wyrazu ich twarzy ani komunikatów słownych. Możesz nawet podejmować nadmierne ryzyko, ponieważ nie potrafisz w pełni ocenić zagrożeń środowiskowych.
      McCubbin twierdzi, że stłumienie emocjonalne może prowadzić do nadciśnienia i podwyższenia ryzyka choroby niedokrwiennej serca. Tworzy się błędne koło, bo wyższe ciśnienie oznacza stłumienie emocjonalne, a ono utrudnia kontakty międzyludzkie, co w jeszcze większym stopniu podwyższa ciśnienie.
      Wiedząc, że osoby z podwyższonym ciśnieniem wykazują stłumione reakcje emocjonalne na bodźce emocjonalne, zespół doktora McCubbina postanowił przyjrzeć się zależności między hemodynamiką spoczynkową serca a rozpoznawaniem uczuć. Uwzględniono 106 Afroamerykanów: 55 kobiet i 51 mężczyzn. Średnia wieku wynosiła 52,8 roku. Większość badanych miała niską pozycję socjoekonomiczną. Wszyscy brali udział w pilotażowym studium Healthy Aging in Nationally Diverse Longitudinal Samples.
      Badani oceniali znaczenie emocjonalne wyrazów twarzy i zdań w ramach Testu Percepcji Afektu (Perception of Affect Test, PAT). Stale monitorowano spoczynkowe ciśnienie krwi, całkowity opór obwodowy (ang. total peripheral resistance, TPR), czyli całkowity opór przepływu krwi w naczyniach, tętno oraz rzut serca.
      Okazało się, że ogólny wynik w PAT był odwrotnie związany z wiekiem, a także zarówno ze skurczowym, jak i skurczowym ciśnieniem krwi (im lepszy wynik, tym niższe ciśnienie). Po wzięciu poprawki na zmienne demograficzne, stan umysłu, wskaźnik masy ciała i przyjmowane leki dokładność rozpoznawania afektu w zadaniach PAT nadal pozostała odwrotnie związana z ciśnieniem i całkowitym oporem obwodowym. Naukowcy uważają, że natrafili na ważne powiązania między regulacją emocji przez ośrodkowy układ nerwowy, procesami hemodynamicznymi i rozwojem nadciśnienia.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Na aukcji zorganizowanej w ubiegły piątek (7 października) w Hershey w Pensylwanii poszedł pod młotek najstarszy - w dodatku nadal jeżdżący - samochód świata. Sprzedażą parowego 127-letniego cacka zajmowała się firma RM Auctions. Ostatecznie uzyskano cenę 4,6 mln dol. Kwota uwzględnia 10-proc. premię dla domu aukcyjnego.
      To najwyższa cena, jaką osiągnięto na aukcji za model wczesnego samochodu. Personaliów nabywcy nie podano do publicznej wiadomości. Auto skonstruowano we Francji w 1884 r. w wytwórni De Dion-Bouton. Przez 81 lat należało do jednej rodziny. Od momentu wyprodukowania miało tylko 4 właścicieli.
      Czterokołowy model La Marquise - nazwany tak na cześć matki jednego z założycieli, markiza Jules'a-Alberta de Diona - był na swoje czasy prawdziwym cudem techniki.
      Opalany węglem, drzewem i skrawkami papieru samochód musi się rozgrzewać przez ok. 30-40 min. Dopiero po tym czasie powstaje wystarczająca ilość pary do wprawienia w ruch tłoków. Maksymalna prędkość auta to nieco powyżej 61 km na godzinę. La Marquise zbliżył się do niej ponoć w 1887 r. w czasie pierwszego na świecie wyścigu automobilowego, choć jazdę tę nazywa się wyścigiem nieco na wyrost, ponieważ wziął w niej udział tylko markiz de Dion (lepiej byłoby więc mówić o biciu rekordu prędkości, a nie wyścigu). Zasiadając w swoim prototypie, arystokrata pokonał trasę Paryż-Wersal ze średnią prędkością 16 mil na godzinę (25,7 km/h).
       
      http://www.youtube.com/watch?v=riO3UUC9qo0
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Czemu ludziom łatwiej przeklinać w języku będącym ich drugim językiem? Dlaczego łatwiej kogoś urazić, używając przekleństwa niż eufemizmu? Psycholodzy z Uniwersytetu w Bristolu uważają, że przyczyną są różnice dotyczące warunkowania, a ogólniej rzecz ujmując – relatywizm lingwistyczny, czyli sposób, w jaki język kształtuje myślenie.
      Brytyjczycy poprosili badanych o odczytanie na głos przekleństw, eufemizmów tych słów oraz wyrazów neutralnych. W tym czasie mierzono ich reakcję skórno-galwaniczną. Okazało się, że reakcja autonomicznego układu nerwowego na przekleństwa była większa niż na pozostałe dwie kategorie słów, co wskazuje, że wymawiając je, ludzie odczuwają większy stres.
      Utrzymujemy, że wyrazy tabu generują mocniejszą odpowiedź emocjonalną po części w wyniku warunkowania językowego, które powoduje, że dźwięk słów tabu zaczyna się bezpośrednio łączyć z centrami emocjonalnymi mózgu. Z tego powodu przekleństwa mogą wywoływać silne uczucia nawet wtedy, gdy były wymawiane bez zamiaru obrażenia kogokolwiek – wyjaśnia prof. Jeffrey Bowers.
      Eufemizmy (takie jak słowo na "k"), sprytne anagramy (np. kruwa) i słowa tabu poznane na późniejszych etapach życia (np. w czasie nauki drugiego języka) nie są do tego stopnia powiązane z emocjami przez warunkowanie klasyczne i wskutek tego nie wywołują aż tak silnej reakcji emocjonalnej.
      Akademicy z Bristolu odnoszą swoje ustalenia do teorii relatywizmu lingwistycznego. Głosi ona, że ludzie unikają myślenia lub rozmów na pewne tematy, by uniknąć wymawiania słów tabu. Nie chodzi więc o unikanie tematu, ale raczej słów, którymi trzeba by się posłużyć, rozwijając go.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...