Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Właśnie o to mi chodziło.

 

Akurat wpadł mi w czytnik news:

Runda trzecia pojedynku Google vs. Rupert Murdoch. Gigant z Mountain View lekceważąco odpowiada na sugestie medialnego magnata, który chce usunąć swoje witryny z indeksu Google. Google wydaje się tym zbyt nie przejmować i nie zamierza indeksować witryn, wbrew woli ich właścicieli. Mało tego, Google wydaje się zachęcać Murdocha do wycofania swoich materiałów z Google'a. - Jedyne co musi zrobić, to nam o tym powiedzieć. My zajmiemy się resztą - wyjaśnia rzecznik wyszukiwarkowego giganta.

 

A dosłownie chwilę wcześniej pomyślałem, że na miejscu Google jeszcze bym Murdocha podpuszczał. Czemu? Bo nie wierzę w pozytywny skutek jest „strategii”, w najlepszym przypadku, jeśli będzie miał dużo szczęścia, okaże się to mało istotne. Ale najprawdopodobniej mocno się przejedzie. Będzie to nauczka dla innych, która pokaże prawdziwą pozycję wyszukiwarki. Zwłaszcza, jak Murdoch będzie musiał wrócić i przeprosić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gdyby to było takie proste... kto będzie oceniał, jaką jakość reprezentuje dany artykuł? Co z artykułami, które w rzeczywistości są zlepkami 3 innych...

 

to akurat jest dość proste, od kilkunastu lat istnieją już serwisy tematyczne kontrolowanej jakości np. najbardziej chyba znany PubMed, pieczę nad tym sprawują bibliotekoznawcy, ludzie zajmujący się informacją naukową i sami naukowcy którzy właśnie oceniają walory merytoryczne danego tekstu wg. pewnego, zadanego klucza, nie wiem tylko dlaczego dopiero teraz wielcy e-wioski opamiętali się, że można przecież ich wydawnictwa przekształcić w podobne serwisy, ja tam nawet jestem za - zawsze lubiłem drukowane rzeczy i wolę dać tą piątkę za gazetę, którą mogę sobie wziąć gdzie mi się podoba i poczytać niż płacić za każdy artykuł osobno i bez mobilnego czytnika mogę go sobie w cyfrową rzyć wsadzić

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Podoba mi się podejście Googla w tej sprawie ;)

Ciekaw jestem co Murdoch chciał osiągnąć takim działaniem?

Cieszy mnie to również, że nie dobierze się on swoimi wielkimi korporacyjnymi łapskami do internetu, bo już po prostu nie ma szans.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kojarzy mi się to z negocjacjami YouTube (czyli de facto Google) z brytyjskim odpowiednikiem ZAiKSu (darujcie, zapomniałem skrótu, linkiem też nie rzucę). Wcześniej mieli porozumienie finansowe. Przed jego końcem zarządcy „kopyrajtów” zdecydowali się zażądać więcej pieniędzy (mimo że Google wciąż dokłada do interesu). Zirytowane Google po prostu wywaliło z YT teledyski brytyjskich twórców. W tym momencie zarządcy, dotychczas teatralnie oburzeni naruszaniem praw autorskich, teatralnie oburzyli się takim zdecydowaniem egzekwowaniem praw autorskich (czego się dotychczas domagali). ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W tym momencie zarządcy, dotychczas teatralnie oburzeni naruszaniem praw autorskich, teatralnie oburzyli się takim zdecydowaniem egzekwowaniem praw autorskich (czego się dotychczas domagali). ;)

Normalne. Ponoć swojego czasu koncerny walczyły z radiem i telewizją żądając niewiadomo jakich opłat za licencję do odtwarzania utworów. Sprawa się skończyła, gdy radio i telewizja zbojkotowała wytwórnie - wytwórnie wróciły na kolanach z prośbą o puszczanie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Właśnie. Podobno wytwórnie dopłacają rozgłośniom radiowym za częstsze puszczanie konkretnych utworów. No to czemu w przypadku YT i innych przepływ kasy ma być odwrotny? A to temu, że jak można wyłudzić kasę, to się wyłudza. ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Obstawiamy kiedy Murdoch na kolanach będzie Google prosić o powrót?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Obstawiamy kiedy Murdoch na kolanach będzie Google prosić o powrót?

Raczej nigdy. Nie dlatego, że walka z google mu się opłaci, ale dlatego, że Murdoch chce gazetę przede wszystkim sprzedawać na papierze, a elektroniczna wersja ma być dla tych, którym nie chce się iść rano do kiosku po papierzane wydanie. W takiej sytuacji coprawda będzie miał mniejszą ilość klientów, niż przy pomocy google, ale za to będzie miał "lepszy procent". Lepszy procent na zasadzie np. 80% odwiedzających faktycznie kupuje to, po co przyszło, w porównaniu z dotychchczasowymi np. 40%. Po prostu Murdoch źle podchodzi do skuteczności traktując relatywne liczby jako absolutne, no bo co jest lepsze: 80% ze 100 osób, czy 40% z tysiąca? ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a ja bym zapłacił powiedzmy 10zł miesięcznie  żeby mieć dostęp do treści na kopalni wiedzy :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Na razie możesz klikać w banery. :D

 

Jak ostatnio donosiły newsy, Google wyszło z propozycją kompromisu i jakiegoś specjalnego mechanizmu kilku darmowych klików przed płatnością. Szkoda, bardzo byłem ciekaw efektów relegowania stron pana Murdocha z wyszukiwarki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Google ujawniło swoją pilnie strzeżoną tajemnicę. Koncern, jako pierwszy dostawca chmury obliczeniowej i – prawdopodobnie – pierwszy wielki właściciel centrów bazodanowych, zdradził ile wody do chłodzenia zużywają jego centra obliczeniowe. Dotychczas szczegóły dotyczące zużycia wody były traktowane jak tajemnica handlowa.
      Firma poinformowała właśnie, że w ubiegłym roku jej centra bazodanowe na całym świecie zużyły 16,3 miliarda litrów wody. Czy to dużo czy mało? Google wyjaśnia, że to tyle, ile zużywanych jest rocznie na utrzymanie 29 pól golfowych na południowym zachodzie USA. To też tyle, ile wynosi roczne domowe zużycie 446 000 Polaków.
      Najwięcej, bo 3 miliardy litrów rocznie zużywa centrum bazodanowe w Council Bluffs w stanie Iowa. Na drugim miejscu, ze zużyciem wynoszącym 2,5 miliarda litrów, znajduje się centrum w Mayes County w Oklahomie. Firma zapowiada, że więcej szczegółów na temat zużycia wody przez jej poszczególne centra bazodanowe na świecie zdradzi w 2023 Environmental Report i kolejnych dorocznych podsumowaniach.
      Wcześniej Google nie podawało informacji dotyczących poszczególnych centrów, obawiając się zdradzenia w ten sposób ich mocy obliczeniowej. Od kiedy jednak zdywersyfikowaliśmy nasze portfolio odnośnie lokalizacji i technologii chłodzenia, zużycie wody w konkretnym miejscu jest w mniejszym stopniu powiązane z mocą obliczeniową, mówi Ben Townsend, odpowiedzialny w Google'u za infrastrukturę i strategię zarządzania wodą.
      Trudno się jednak oprzeć wrażeniu, że Google'a do zmiany strategii zmusił spór pomiędzy gazetą The Oregonian a miastem The Dalles. Dziennikarze chcieli wiedzieć, ile wody zużywają lokalne centra bazodanowe Google'a. Miasto odmówiło, zasłaniając się tajemnicą handlową. Gazeta zwróciła się więc do jednego z prokuratorów okręgowych, który po rozważeniu sprawy stanął po jej stronie i nakazał ujawnienie danych. Miasto, któremu Google obiecało pokrycie kosztów obsługi prawnej, odwołało się od tej decyzji do sądu. Później jednak koncern zmienił zdanie i poprosił władze miasta o zawarcie ugody z gazetą. Po roku przepychanek lokalni mieszkańcy dowiedzieli się, że Google odpowiada za aż 25% zużycia wody w mieście.
      Na podstawie dotychczas ujawnionych przez Google'a danych eksperci obliczają, że efektywność zużycia wody w centrach bazodanowych firmy wynosi 1,1 litra na kilowatogodzinę zużytej energii. To znacznie mniej niż średnia dla całego amerykańskiego przemysłu wynosząca 1,8 l/kWh.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Prawnikom Google'a nie udało się doprowadzić do odrzucenia przez sąd pozwu związanego z nielegalnym gromadzeniem danych użytkowników przez koncern. Sędzia Lucy Koh uznała, że Google nie poinformował użytkowników, iż zbiera ich dane również wtedy, gdy wykorzystują w przeglądarce tryb anonimowy.
      Powodzi domagają się od Google'a i konglomeratu Alphabet co najmniej 5 miliardów dolarów odszkodowania. Twierdzą, że Google potajemnie zbierał dane za pośrednictwem Google Analytics, Google Ad Managera, pluginów oraz innych programów, w tym aplikacji mobilnych. Przedstawiciele Google'a nie skomentowali jeszcze postanowienia sądu. Jednak już wcześniej mówili, że pozew jest bezpodstawny, gdyż za każdym razem, gdy użytkownik uruchamia okno incognito w przeglądarce, jest informowany, że witryny mogą zbierać informacje na temat jego działań.
      Sędzia Koh już wielokrotnie rozstrzygała spory, w które były zaangażowane wielkie koncerny IT. Znana jest ze swojego krytycznego podejścia do tego, w jaki sposób koncerny traktują prywatność użytkowników. Tym razem na decyzję sędzi o zezwoleniu na dalsze prowadzenie procesu przeciwko Google'owi mogła wpłynąć odpowiedź prawników firmy. Gdy sędzia Koh zapytała przedstawicieli Google'a, co koncern robi np. z danymi, które użytkownicy odwiedzający witrynę jej sądu wprowadzają w okienku wyszukiwarki witryny, ci odpowiedzieli, że dane te są przetwarzane zgodnie z zasadami, na jakie zgodzili się administratorzy sądowej witryny.
      Na odpowiedź tę natychmiast zwrócili uwagę prawnicy strony pozywającej. Ich zdaniem podważa ona twierdzenia Google'a, że użytkownicy świadomie zgadzają się na zbieranie i przetwarzanie danych. Wygląda na to, że Google spodziewa się, iż użytkownicy będą w stanie zidentyfikować oraz zrozumieć skrypty i technologie stosowane przez Google'a, gdy nawet prawnicy Google'a, wyposażeni w zaawansowane narzędzia i olbrzymie zasoby, nie są w stanie tego zrobić, stwierdzili.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Przed sądem federalnym w San Jose złożono pozew zbiorowy przeciwko Google'owi. Autorzy pozwu oskarżają wyszukiwarkowego giganta o to, że zbiera informacje o internautach mimo iż używają oni trybu prywatnego przeglądarki. Uważają, że Google powinien zapłacić co najmniej 5 miliardów dolarów grzywny.
      Zdaniem autorów pozwu problem dotyczy milionów osób, a za każde naruszenie odpowiednich ustaw federalnych oraz stanowych koncern powinien zapłacić co najmniej 5000 USD użytkownikowi, którego prawa zostały naruszone.
      W pozwie czytamy, że Google zbiera dane za pomocą Google Analytics, Google Ad Managera i innych aplikacji oraz dodatków, niezależnie od tego, czy użytkownik klikał na reklamy Google'a. Google nie może w sposóby skryty i nieautoryzowany gromadzić danych na temat każdego Amerykanina, który posiada komputer lub telefon, piszą autorzy pozwu.
      Do zarzutów odniósł się Jose Castaneda, rzecznik prasowy koncernu. Za każdym razem, gdy użytkownik uruchamia przeglądarkę w trybie prywatnym, jest jasno informowany, że przeglądane witryny mogą śledzić jego poczynania, stwierdził.
      Specjaliści ds. bezpieczeństwa od dawna zwracają uwagę, że użytkownicy uznają tryb prywatny za całkowicie zabezpieczony przez śledzeniem, jednak w rzeczywistości takie firmy jak Google są w stanie nadal zbierać dane o użytkowniku i, łącząc je z danymi z publicznego trybu surfowania, doprecyzowywać informacje na temat internautów.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Google podsumowało jedną z najbardziej długotrwałych wojen, jaką stoczyło ze szkodliwym oprogramowaniem. W ciągu ostatnich trzech lat firma usunęła ponad 1700 aplikacji zarażonych różnymi odmianami szkodliwego kodu o nazwie Bread (Joker).
      Jego twórcy byli wyjątkowo uparci. Zwykle autorzy szkodliwego kodu przestają go wgrywać do Play Store gdy tylko zostanie on wykryty przez Google'a. Przestępcy stojący za Bread'em nie poddali się tak łatwo. Działali przez ponad trzy lata i co tydzień przygotowywali nową wersję szkodliwego kodu.
      Przez te trzy lata stosowali tę samą technikę – wprowadzali w kodzie serię niewielkich zmian, licząc na to, że uda się oszukać stosowane przez Google'a mechanizmy obronne. Zwykle się nie udawało, ale czasami przestępcy odnosili sukces. Na przykład we wrześniu ubiegłego roku ekspert ds. bezpieczeństwa, Aleksejs Kurpins znalazł w Play Store 24 różne aplikacje zarażone Jokerem. W październiku inny ekspert znalazł kolejną aplikację, a kilka dni później Trend Micro poinformował o odkryciu kolejnych 29 kolejnych zarażonych programów. Później znajdowano kolejne, w tym arkusze kalkulacyjne Google Docs.
      Jednak w większości wypadków mechanizmy Google'a działały dobrze i zablokowały ponad 1700 aplikacji, które miały zostać umieszczone w Play Store. Jak dowiadujemy się z wpisu na oficjalnym blogu, w pewnym momencie hakerzy użyli niemal każdej znanej techniki, by ukryć kod. Zwykle przestępcy posługiwali się jednorazowo 3–4 wariantami szkodliwego kodu. Jednak pewnego dnia próbowali wgrać aplikacja zarażone w sumie 23 odmianami kodu.
      Najbardziej skuteczną techniką zastosowaną przez twórców szkodliwego kodu było wgranie najpierw czystej aplikacji do Play Store, a następnie rozbudowywanie jej za pomocą aktualizacji zawierających już szkodliwy kod. Przestępcy nie ograniczali się jedynie do tego. Umieszczali na YouTube filmy z recenzjami, które miały zachęcić internautów do instalowania szkodliwych aplikacji.
      Jak informuje Google, twórcy Breada działali dla korzyści finansowych. Pierwsze wersje ich szkodliwego kodu miały za zadanie wysyłać SMS-y premium, z których przestępcy czerpali korzyści. Gdy Google zaostrzył reguły dotyczące korzystania przez androidowe aplikacje z SMS-ów, przestępcy przerzucili się na WAP fraud. Telefon ofiary łączył się za pomocą protokołu WAP i dokonywał opłat, którymi obciążany był rachunek telefoniczny. Ten typ ataku był popularny na na przełomie pierwszego i drugiego dziesięciolecia bieżącego wieku. Później praktycznie przestał być stosowany. Nagle, w roku 2017, wystąpił prawdziwy wysyp szkodliwego kodu, który znowu korzystał z tej techniki. Jak twierdzi Google, twórcy Breada byli najbardziej upartą i wytrwałą grupą przestępczą, która używała WAP fraud.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Francuski urząd ds. konkurencji nałożył na Google'a grzywnę w wysokości 150 milionów euro. Koncern został ukarany za zachowania antykonkurencyjne oraz niejasne zasady Google Ads.
      Google naruszył swoją dominującą pozycję na rynku reklamy w wyszukiwarkach poprzez niejasne i trudne do zrozumienia zasady korzystania z platformy Google Ads oraz zastosowanie ich w sposób nieuczciwy i przypadkowy, stwierdzili urzędnicy. Na amerykańską firmę nałożono obowiązek wyjaśnienia zasad działania Google Ads i właściwego uzyskania zgody użytkowników na prezentowanie im spersonalizowanych reklam. Firma ma również przedstawić jasne procedury zawieszania kont oraz opracować procedury informowania, zapobiegania, wykrywania i postępowania w razie wykrycia naruszenia regulaminu Google Ads.
      Przedstawiciele koncernu zapowiedzieli, że odwołają się od decyzji.
      Wiele europejskich krajów bacznie przygląda się działalności amerykańskich gigantów IT. Firmy takie jak Google, Facebook, Apple czy Amazon są wielokrotnie krytykowane za płacenie zbyt niskich podatków. Nie dalej jak we wrześniu bieżącego roku Google porozumiał się z władzami Francji i zgodził się zapłacić niemal miliard euro grzywny w ramach ugody w sprawie do oszustwa podatkowe. Z kolei w styczniu bieżącego roku francuski urząd odpowiedzialny za ochronę danych ukarał koncern grzywną w wysokości 50 milionów euro za naruszenie europejskich przepisów dotyczących prywatności.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...