Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Magnat prasowy Rupert Murdoch, który chce doprowadzić do tego, by znaczna część profesjonalnie tworzonych treści w Sieci była płatna, coraz ostrzej wypowada się o praktykach Google'a. Poważnie zastanawia się on nad zablokowaniem Google'owi możliwości przeszukiwania witryn należących do jego koncernu medialnego, nazywając wyszukiwarki złodziejami treści i pasożytami.

Murdoch, właściciel wielu gazet, serwisów internetowych, stacji radiowych i telewizyjnych, został zapytany przez dziennikarzy Sky News Australia - której zresztą jest współwłaścicielem - dlaczego po prostu nie zablokuje Google'owi możliwości przeszukiwania należących do siebie witryn. Murdoch stwierdził: Myślę, że to zrobimy, gdy tylko zaczniemy pobierać opłaty. Przypomniał, że część treści w prestiżowym The Wall Street Journal jest już płatna. Użytkownik może zobaczyć pierwszy paragraf i ma możliwość kupna reszty interesującego go artykułu.

Nie wiadomo, od kiedy Murdoch chciałby pobierać opłaty za należące doń treści. Początkowo wspominał o roku 2010, ale ostatnio zaczął wycofywać się z tej daty.

Miliarder nie obawia się też, że zablokowanie wyszukiwarki odbije się negatywnie na jego witrynach. Jaka jest korzyść z przypadkowego odwiedzającego? On nie stanie się lojalnym czytelnikiem - mówi. Murdoch nie wierzy, by udało się zarobić na reklamie. Jego zdaniem jest zbyt mało reklamodawców i zbyt wiele witryn. Dlatego też stwierdził, że woli mieć mniej czytelników, ale takich, którzy będą płacili, niż więcej i polegać tylko na wpływach z reklam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Za przeproszeniem stary pierdziel dorwał się do głosu i myśli, że świat będzie piękny jak za wszystko trzeba będzie płacić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja się cieszę. Brawo dla tego pana za męską decyzję.

Uważa, że wyszukiwarki są be, więc je zablokuje, a nie jak te wydawnicze cioty z Francji (i chyba jeszcze paru krajów), które się wiecznie skarżą na Google, ale nie zablokują, tylko próbują sądowo pieniądze wyciągać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Za przeproszeniem stary pierdziel dorwał się do głosu i myśli, że świat będzie piękny jak za wszystko trzeba będzie płacić.

 

A co jest w tym złego, że chce pieniędzy za to, co tworzy?

Gdyby Twój pracodawca rozdawał swój towar za darmo, to Ty nie miałbyś pracy lub też musiałbyś pracować za darmo.

 

I popieram Jurgiego. Tak właśnie powinno się załatwiać sprawy na rynku - ktoś kradnie ci treści? Idziesz do sądu po odszkodowanie i jednocześnie blokujesz mu dostęp. I tyle.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tylko że tu nikt nikomu nie kradnie treści. Kradzież to przekopiowanie do swojego medium i podpisanie własnym nazwiskiem. Zresztą Murdoch może i chcieć pobierać opłaty od swoich serwisów, ale nie sądzę, żeby zarząd pozwolił mu na takie samobójstwo. Ten człowiek sądzi, że mieszka na farmie w Teksasie i boryka się z gromadką stu mieszkańców wsi, a nie rynkiem globalnym.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zdecydowanie Murdoch żyje trochę oderwany od rzeczywistości. Nie zdaje sobie najwyraźniej sprawy jak bardzo przede wszystkim właśnie Google przyczyniło się do ekspansji jego imperium w ostatnich latach i jak duży ma ono wpływ na jego wyniki finansowe. Moim zdaniem nie ma absolutnie żadnych szans na osiągnięcie odpowiednio wysokiej konwersji po wprowadzeniu treści płatnych i blokadzie wyszukiwarek. Prędzej czy później z tak radykalnych kroków zrezygnuje, o ile w ogóle ma on je w planie i nie jest to tylko gra na pokaz.

 

Bardzo zabawne również jest sformułowanie "przypadkowo odwiedzający" w odniesieniu do użytkownika wyszukiwarki. Widać elementarny brak zrozumienia całego mechanizmu i tok myślenia z zamierzchłych czasów (czyli o przypadku nie ma mowy gdy klient zna tytuł i dokładnie wie po co idzie do kiosku).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kto jak kto ale Murdoch dobrze wie co to jest globalny rynek. A co do potencjalnej "darmowości google" i życia wyłącznie z reklam, to ślepa uliczka.

 

Każdy za swoją prace chce kasę, a reklamy zgarniają najwięksi (google). Dochodzi do sytuacji ze google udostępnia darmowe treści wyprodukowane przez innych i bierze pieniądze od wszystkich reklamodawców dla siebie.

 

W pewnym momencie dojdzie do sytuacji, że nie będzie kto miał pisać tych darmowych treści, bo nie będzie go stać na opłacenie komputera i łącza do netu... monopol google zaczyna coraz częściej wkurzać ludzi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chyba sobie żartujesz. Nigdy nie dojdzie do takiej sytuacji bo ludzie czerpią dochody również z innych rzeczy. Google wkurza tylko takie osoby jak Murdoch, które myślą, że wyszukiwarka odbiera im czytelników lol.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Za przeproszeniem stary pierdziel dorwał się do głosu

Ten człowiek sądzi, że mieszka na farmie w Teksasie i boryka się z gromadką stu mieszkańców wsi, a nie rynkiem globalnym.

To ja bez przeproszenia - ten "stary pierdziel" osiągnął w życiu więcej niż ja, czy prawdopodobnie ty. Już Pratchet powiedział słowami Cohena barbarzyńcy "jak gada głupoty I MA PIENIĄDZE, to nie idiota, ale ekszczentryk".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak, ale z drugiej strony nie oznacza to, że posiadł najwyższą mądrość w każdej dziedzinie życia. A e-market jest akurat obszarem, w którym wiele nie zwojował i sądząc po jego wypowiedziach już tego raczej nie dokona (kupno MySpace za 600mln $ wiele tu nie zmienia).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A moim zdaniem Murdoch ma rację jeśli idzie o płacenie za treści. To nieuniknione, by treści najwyższej jakości były płatne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A moim zdaniem Murdoch ma rację jeśli idzie o płacenie za treści. To nieuniknione, by treści najwyższej jakości były płatne.

Gdyby to było takie proste... kto będzie oceniał, jaką jakość reprezentuje dany artykuł? Co z artykułami, które w rzeczywistości są zlepkami 3 innych...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
To nieuniknione, by treści najwyższej jakości były płatne.

I już są (popatrz choćby na płatne - i drogie jak diabli - publikacje naukowe). Problem w tym, że znikomy procent wiadomości serwowanych przez Murdocha jest na tyle unikalnych, żeby udało mu się za to wyciągnąć kasę od użytkowników.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Problem w tym,

 

No ale to jego problem. ;) Musi ocenić co i za ile uda się sprzedać oraz trafić do klientów. Jak mu się uda - zyska. Jak mu się nie uda - straci. Prawa rynku. Ma prawo podjąć każdą zgodną z prawem decyzję.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To nieuniknione, by treści najwyższej jakości były płatne.

Z tego by wynikało, że na kopalni mamy do czynienia z mizernymi tekstami, tylko dlatego, że nie są płatne. Oj... ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
No ale to jego problem. ;) Musi ocenić co i za ile uda się sprzedać oraz trafić do klientów. Jak mu się uda - zyska. Jak mu się nie uda - straci. Prawa rynku. Ma prawo podjąć każdą zgodną z prawem decyzję.

Heh, chyba się nie zrozumieliśmy :P W żadnym wypadku mu nie bronię robienia biznesu wg własnego upodobania. Wątpię jedynie, czy wyjdzie z tego z tarczą, ale jak chce, niech próbuje :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Jaka jest korzyść z przypadkowego odwiedzającego? On nie stanie się lojalnym czytelnikiem

 

Ja mam w zakładkach FF 11 feedów. 5 z nich to blogi i strony polecone przez znajomych albo współtworzone przeze mnie, więc powiedzmy, że się nie liczą. Pozostałe 6 to strony, na które wszedłem przypadkiem, guglując po sieci. Gdyby wprowadziły opłaty, sądzę, że 2-3 byłbym w stanie subskrybować za niewielki abonament, a jeszcze 1 czy 2 nawet za dość wysoki, bo są mi potrzebne zawodowo. Kiedyś jednak byłem tym "przypadkowym odwiedzającym".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Blokuj stary pierniku, mniej ludzi będzie czytać twoje prostackie, płytkie kolorowe gazety i propagandę nawołującą do wojny Busha.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A co jest w tym złego, że chce pieniędzy za to, co tworzy?

Gdyby Twój pracodawca rozdawał swój towar za darmo, to Ty nie miałbyś pracy lub też musiałbyś pracować za darmo.

 

I popieram Jurgiego. Tak właśnie powinno się załatwiać sprawy na rynku - ktoś kradnie ci treści? Idziesz do sądu po odszkodowanie i jednocześnie blokujesz mu dostęp. I tyle.

Nie mam nic przeciwko opłatom za treści, ale Szanowny Pan Murdoch nie decyduje za siebie tylko za innych.

Za darmo to tylko słońce świeci, ale też nie zawsze.

Zobaczymy kiedy zmieni zdanie jak okręt zacznie tonąć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Myślę, że jego tzw. imperium dawno przekroczyło granicę sprawnego zarządzania. A kierowanie korporacyjnym molochem niespecjalnie pozwala spojrzeć na pewne sprawy z dystansu. Oni już próbowali sami siebie podać do sądu z powodu żartów w jakiejś kreskówce. Ostatni raz gdy widziałem podobny absurd, to sam siebie pozywał rząd pewnego dużego państwa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ale Szanowny Pan Murdoch nie decyduje za siebie tylko za innych.

 

Jak to decyduje za innych? Przecież on chce wprowadzić opłaty za swoje treści, nie za treści innych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak to decyduje za innych? Przecież on chce wprowadzić opłaty za swoje treści, nie za treści innych.

On jest właścicielem firm, ale nie autorem tychże treści, ale ludzie dla niego pracują, więc ma prawo za nich decydować, ponieważ od niego zależy model biznesowy przedsiębiorstw, ale to nie zmienia faktu iż jest to prawdopodobnie tylko i wyłącznie jego wybryk a przynajmniej tak wynika z newsa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No dobra, ale co jest nagannego w tym, że podejmuje decyzje dotyczące jego firmy?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
I popieram Jurgiego. Tak właśnie powinno się załatwiać sprawy na rynku - ktoś kradnie ci treści? Idziesz do sądu po odszkodowanie i jednocześnie blokujesz mu dostęp. I tyle.

Ale, pardon, Google tu niczego nie kradnie. Każdy właściciel strony sam decyduje, czy wyszukiwarki (a nawet które) mogą indeksować treści. Jeśli ktoś nie wyłączył tej możliwości wyszukiwarkom, to znaczy, że na to zezwala. Nie można jednocześnie komuś na coś zezwalać i wrzeszczeć, że nas tym sposobem okrada. No, chyba że jest się takim idiotą, jak francuscy wydawcy prasy. I — doczytałem — Murdoch też taki wrzask podnosił. Tyle że widać ktoś go oświecił, że robi z siebie durnia. Francuzi dalej na siłę wtykają Googlowi swoją zawartość i krzyczą, że są okradani.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

On jest właścicielem firm, ale nie autorem tychże treści, ale ludzie dla niego pracują, więc ma prawo za nich decydować, ponieważ od niego zależy model biznesowy przedsiębiorstw, ale to nie zmienia faktu iż jest to prawdopodobnie tylko i wyłącznie jego wybryk a przynajmniej tak wynika z newsa.

 

Tylko, że w większości przypadków jest tak, że jeśli tworzysz coś za pensję wypłacaną przez kogoś to ten ktoś jest właścicielem autorskich praw majątkowych, a więc ma prawo do decydowania o polach eksploatacji treści, tym bardziej, że podpisując umowę o pracę zgadzasz się na to. Więc Murdoch za nikogo nie decyduje.

 

@Jurgi: dobra, źle się wyraziłem. Jeśli Murdoch uważa, że Google kradnie, to powinien iść do sądu i zablokować roboty Google'a.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Google ujawniło swoją pilnie strzeżoną tajemnicę. Koncern, jako pierwszy dostawca chmury obliczeniowej i – prawdopodobnie – pierwszy wielki właściciel centrów bazodanowych, zdradził ile wody do chłodzenia zużywają jego centra obliczeniowe. Dotychczas szczegóły dotyczące zużycia wody były traktowane jak tajemnica handlowa.
      Firma poinformowała właśnie, że w ubiegłym roku jej centra bazodanowe na całym świecie zużyły 16,3 miliarda litrów wody. Czy to dużo czy mało? Google wyjaśnia, że to tyle, ile zużywanych jest rocznie na utrzymanie 29 pól golfowych na południowym zachodzie USA. To też tyle, ile wynosi roczne domowe zużycie 446 000 Polaków.
      Najwięcej, bo 3 miliardy litrów rocznie zużywa centrum bazodanowe w Council Bluffs w stanie Iowa. Na drugim miejscu, ze zużyciem wynoszącym 2,5 miliarda litrów, znajduje się centrum w Mayes County w Oklahomie. Firma zapowiada, że więcej szczegółów na temat zużycia wody przez jej poszczególne centra bazodanowe na świecie zdradzi w 2023 Environmental Report i kolejnych dorocznych podsumowaniach.
      Wcześniej Google nie podawało informacji dotyczących poszczególnych centrów, obawiając się zdradzenia w ten sposób ich mocy obliczeniowej. Od kiedy jednak zdywersyfikowaliśmy nasze portfolio odnośnie lokalizacji i technologii chłodzenia, zużycie wody w konkretnym miejscu jest w mniejszym stopniu powiązane z mocą obliczeniową, mówi Ben Townsend, odpowiedzialny w Google'u za infrastrukturę i strategię zarządzania wodą.
      Trudno się jednak oprzeć wrażeniu, że Google'a do zmiany strategii zmusił spór pomiędzy gazetą The Oregonian a miastem The Dalles. Dziennikarze chcieli wiedzieć, ile wody zużywają lokalne centra bazodanowe Google'a. Miasto odmówiło, zasłaniając się tajemnicą handlową. Gazeta zwróciła się więc do jednego z prokuratorów okręgowych, który po rozważeniu sprawy stanął po jej stronie i nakazał ujawnienie danych. Miasto, któremu Google obiecało pokrycie kosztów obsługi prawnej, odwołało się od tej decyzji do sądu. Później jednak koncern zmienił zdanie i poprosił władze miasta o zawarcie ugody z gazetą. Po roku przepychanek lokalni mieszkańcy dowiedzieli się, że Google odpowiada za aż 25% zużycia wody w mieście.
      Na podstawie dotychczas ujawnionych przez Google'a danych eksperci obliczają, że efektywność zużycia wody w centrach bazodanowych firmy wynosi 1,1 litra na kilowatogodzinę zużytej energii. To znacznie mniej niż średnia dla całego amerykańskiego przemysłu wynosząca 1,8 l/kWh.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Prawnikom Google'a nie udało się doprowadzić do odrzucenia przez sąd pozwu związanego z nielegalnym gromadzeniem danych użytkowników przez koncern. Sędzia Lucy Koh uznała, że Google nie poinformował użytkowników, iż zbiera ich dane również wtedy, gdy wykorzystują w przeglądarce tryb anonimowy.
      Powodzi domagają się od Google'a i konglomeratu Alphabet co najmniej 5 miliardów dolarów odszkodowania. Twierdzą, że Google potajemnie zbierał dane za pośrednictwem Google Analytics, Google Ad Managera, pluginów oraz innych programów, w tym aplikacji mobilnych. Przedstawiciele Google'a nie skomentowali jeszcze postanowienia sądu. Jednak już wcześniej mówili, że pozew jest bezpodstawny, gdyż za każdym razem, gdy użytkownik uruchamia okno incognito w przeglądarce, jest informowany, że witryny mogą zbierać informacje na temat jego działań.
      Sędzia Koh już wielokrotnie rozstrzygała spory, w które były zaangażowane wielkie koncerny IT. Znana jest ze swojego krytycznego podejścia do tego, w jaki sposób koncerny traktują prywatność użytkowników. Tym razem na decyzję sędzi o zezwoleniu na dalsze prowadzenie procesu przeciwko Google'owi mogła wpłynąć odpowiedź prawników firmy. Gdy sędzia Koh zapytała przedstawicieli Google'a, co koncern robi np. z danymi, które użytkownicy odwiedzający witrynę jej sądu wprowadzają w okienku wyszukiwarki witryny, ci odpowiedzieli, że dane te są przetwarzane zgodnie z zasadami, na jakie zgodzili się administratorzy sądowej witryny.
      Na odpowiedź tę natychmiast zwrócili uwagę prawnicy strony pozywającej. Ich zdaniem podważa ona twierdzenia Google'a, że użytkownicy świadomie zgadzają się na zbieranie i przetwarzanie danych. Wygląda na to, że Google spodziewa się, iż użytkownicy będą w stanie zidentyfikować oraz zrozumieć skrypty i technologie stosowane przez Google'a, gdy nawet prawnicy Google'a, wyposażeni w zaawansowane narzędzia i olbrzymie zasoby, nie są w stanie tego zrobić, stwierdzili.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Przed sądem federalnym w San Jose złożono pozew zbiorowy przeciwko Google'owi. Autorzy pozwu oskarżają wyszukiwarkowego giganta o to, że zbiera informacje o internautach mimo iż używają oni trybu prywatnego przeglądarki. Uważają, że Google powinien zapłacić co najmniej 5 miliardów dolarów grzywny.
      Zdaniem autorów pozwu problem dotyczy milionów osób, a za każde naruszenie odpowiednich ustaw federalnych oraz stanowych koncern powinien zapłacić co najmniej 5000 USD użytkownikowi, którego prawa zostały naruszone.
      W pozwie czytamy, że Google zbiera dane za pomocą Google Analytics, Google Ad Managera i innych aplikacji oraz dodatków, niezależnie od tego, czy użytkownik klikał na reklamy Google'a. Google nie może w sposóby skryty i nieautoryzowany gromadzić danych na temat każdego Amerykanina, który posiada komputer lub telefon, piszą autorzy pozwu.
      Do zarzutów odniósł się Jose Castaneda, rzecznik prasowy koncernu. Za każdym razem, gdy użytkownik uruchamia przeglądarkę w trybie prywatnym, jest jasno informowany, że przeglądane witryny mogą śledzić jego poczynania, stwierdził.
      Specjaliści ds. bezpieczeństwa od dawna zwracają uwagę, że użytkownicy uznają tryb prywatny za całkowicie zabezpieczony przez śledzeniem, jednak w rzeczywistości takie firmy jak Google są w stanie nadal zbierać dane o użytkowniku i, łącząc je z danymi z publicznego trybu surfowania, doprecyzowywać informacje na temat internautów.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Google podsumowało jedną z najbardziej długotrwałych wojen, jaką stoczyło ze szkodliwym oprogramowaniem. W ciągu ostatnich trzech lat firma usunęła ponad 1700 aplikacji zarażonych różnymi odmianami szkodliwego kodu o nazwie Bread (Joker).
      Jego twórcy byli wyjątkowo uparci. Zwykle autorzy szkodliwego kodu przestają go wgrywać do Play Store gdy tylko zostanie on wykryty przez Google'a. Przestępcy stojący za Bread'em nie poddali się tak łatwo. Działali przez ponad trzy lata i co tydzień przygotowywali nową wersję szkodliwego kodu.
      Przez te trzy lata stosowali tę samą technikę – wprowadzali w kodzie serię niewielkich zmian, licząc na to, że uda się oszukać stosowane przez Google'a mechanizmy obronne. Zwykle się nie udawało, ale czasami przestępcy odnosili sukces. Na przykład we wrześniu ubiegłego roku ekspert ds. bezpieczeństwa, Aleksejs Kurpins znalazł w Play Store 24 różne aplikacje zarażone Jokerem. W październiku inny ekspert znalazł kolejną aplikację, a kilka dni później Trend Micro poinformował o odkryciu kolejnych 29 kolejnych zarażonych programów. Później znajdowano kolejne, w tym arkusze kalkulacyjne Google Docs.
      Jednak w większości wypadków mechanizmy Google'a działały dobrze i zablokowały ponad 1700 aplikacji, które miały zostać umieszczone w Play Store. Jak dowiadujemy się z wpisu na oficjalnym blogu, w pewnym momencie hakerzy użyli niemal każdej znanej techniki, by ukryć kod. Zwykle przestępcy posługiwali się jednorazowo 3–4 wariantami szkodliwego kodu. Jednak pewnego dnia próbowali wgrać aplikacja zarażone w sumie 23 odmianami kodu.
      Najbardziej skuteczną techniką zastosowaną przez twórców szkodliwego kodu było wgranie najpierw czystej aplikacji do Play Store, a następnie rozbudowywanie jej za pomocą aktualizacji zawierających już szkodliwy kod. Przestępcy nie ograniczali się jedynie do tego. Umieszczali na YouTube filmy z recenzjami, które miały zachęcić internautów do instalowania szkodliwych aplikacji.
      Jak informuje Google, twórcy Breada działali dla korzyści finansowych. Pierwsze wersje ich szkodliwego kodu miały za zadanie wysyłać SMS-y premium, z których przestępcy czerpali korzyści. Gdy Google zaostrzył reguły dotyczące korzystania przez androidowe aplikacje z SMS-ów, przestępcy przerzucili się na WAP fraud. Telefon ofiary łączył się za pomocą protokołu WAP i dokonywał opłat, którymi obciążany był rachunek telefoniczny. Ten typ ataku był popularny na na przełomie pierwszego i drugiego dziesięciolecia bieżącego wieku. Później praktycznie przestał być stosowany. Nagle, w roku 2017, wystąpił prawdziwy wysyp szkodliwego kodu, który znowu korzystał z tej techniki. Jak twierdzi Google, twórcy Breada byli najbardziej upartą i wytrwałą grupą przestępczą, która używała WAP fraud.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Francuski urząd ds. konkurencji nałożył na Google'a grzywnę w wysokości 150 milionów euro. Koncern został ukarany za zachowania antykonkurencyjne oraz niejasne zasady Google Ads.
      Google naruszył swoją dominującą pozycję na rynku reklamy w wyszukiwarkach poprzez niejasne i trudne do zrozumienia zasady korzystania z platformy Google Ads oraz zastosowanie ich w sposób nieuczciwy i przypadkowy, stwierdzili urzędnicy. Na amerykańską firmę nałożono obowiązek wyjaśnienia zasad działania Google Ads i właściwego uzyskania zgody użytkowników na prezentowanie im spersonalizowanych reklam. Firma ma również przedstawić jasne procedury zawieszania kont oraz opracować procedury informowania, zapobiegania, wykrywania i postępowania w razie wykrycia naruszenia regulaminu Google Ads.
      Przedstawiciele koncernu zapowiedzieli, że odwołają się od decyzji.
      Wiele europejskich krajów bacznie przygląda się działalności amerykańskich gigantów IT. Firmy takie jak Google, Facebook, Apple czy Amazon są wielokrotnie krytykowane za płacenie zbyt niskich podatków. Nie dalej jak we wrześniu bieżącego roku Google porozumiał się z władzami Francji i zgodził się zapłacić niemal miliard euro grzywny w ramach ugody w sprawie do oszustwa podatkowe. Z kolei w styczniu bieżącego roku francuski urząd odpowiedzialny za ochronę danych ukarał koncern grzywną w wysokości 50 milionów euro za naruszenie europejskich przepisów dotyczących prywatności.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...