Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Graficy z kanadyjskiej grupy Cube Works odtworzyli Ostatnią wieczerzę Leonarda da Vinci z 4050 kostek Rubika. To kolejne nowatorskie podejście do sztuki, wcześniej dużą popularnością cieszyły się m.in. trójwymiarowe modele z wykałaczek.

Dzieło mierzy 518x259 cm i jako największa tego rodzaju praca trafiło do Księgi rekordów Guinnessa. Dość szybko znalazło nabywcę – prywatnego kolekcjonera.

Artyści traktują pojedyncze kosteczki jak piksele. Tworzą bardzo różne obrazy, od inspirowanych Warholem popartowskich portretów Marilyn Monroe i słynnej zupy Campbella po obraz renesansowego mistrza. Podkreślają, że w ten niecodzienny sposób mogą też odtwarzać reprodukcje dostarczone przez klientów. Trzeba przyznać, że z pewnej odległości trudno zauważyć, że obraz powstał z kostek, a nie w wyniku wielu pociągnięć pędzla.

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

4050 kostek daje 36450 "pixli" czyli można na tym zbudować w typowych proporcjach 3/4 obraz około 223x167 w 4 kolorach... jakość graficzna żenująca, jak liczydeł zwanych komputerami w 1965 roku ;) nakład pracy - ogromny...

 

czyli jest to żenujący przykład jak można zaprząc ludzi do bezużytecznej pracy i jeszcze można znaleźć debila który za to zapłaci... że niby ludzką ręką to zrobione? niech mi ktoś zapłaci parę tys $ to zrobię taki obraz z kafelków podłogowych w 16 kolorach. Żeby było ciekawiej to dawno dawno temu... w królewskich pałacach i na książęcych dworach robili lepsze, większe i bardziej złożone mozaiki na podłodze w łazience i podejrzewam że wartość ich pracy była niewielka. A teaz.. robią z ludzi artystów, choć swoim przodkom nie dorównują do pięt...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rozdzielczość telefonu komórkowego. W 1965 raczej nie bawili się w grafikę rastrową, bardziej w obrazki z literek, albo wektory.

 

dawno dawno temu... w królewskich pałacach

 

Ależ takie rzeczy robi się i dzisiaj. Np. ręcznie tkane dywany za 30 centów dniówki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
4050 kostek daje 36450 "pixli" czyli można na tym zbudować w typowych proporcjach 3/4 obraz około 223x167 w 4 kolorach... jakość graficzna żenująca, jak liczydeł zwanych komputerami w 1965 roku

 

Taka rozdzielczość, to - pardon - jeszcze lata osiemdziesiąte nawet. Ale chyba nie wziąłeś pod uwagę, że kostka (ścianka) składa się z 3×3 elementów, więc mieszając elementy uzyskujesz 3× większą rozdzielczość w każdą stronę. Wprawdzie wymaga to pewnej ekwilibrystyki, ale graficy na komputerach ośmiobitowych nie takie problemy rozwiązywali. No i nie 4 kolory, a 6. ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Świetnie zrobione. Wytrwałość i konsekwentne dążenie do celu = coś tak fantastycznego. Gratuluje!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Taka rozdzielczość, to - pardon - jeszcze lata osiemdziesiąte nawet. Ale chyba nie wziąłeś pod uwagę, że kostka (ścianka) składa się z 3×3 elementów, więc mieszając elementy uzyskujesz 3× większą rozdzielczość w każdą stronę.

Wwziąłem pod uwagę. Ilosć kostek x 9 daje sumę pixeli ;)

 

No i nie 4 kolory, a 6. :D

fakt, 6 kolorów pomyliłem się :P Ale nie zmienia to faktu, że ich dzieło jest bardziej żenujące i g.. warte niż zachwycające i nowatorskie... ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Obraz jest w proporcjach 4x2 raczej, ale nie zmienia to faktu że jakość nie jest powalajaca. Co do samego artyzmu to o gustach się nie dyskutuje. W sumie grafiki ASCII też nie mają powalających jakości, zbyt nowatorskie też nie są, a potrafią zachwycić i nazywane są sztuką.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nie tyle chodzi o sam gust, co o stratę czasu nad ręcznym tworzeniem takiego dzieła... Gdyby przykładowo zaprojektowali "armię robotów" które by układały obrazy z kostek rubika, współpracując między sobą, lub będąc zdalnie sterowane przez centralną jednostkę, to bym bił pokłony dla twórcy ;) a tak? jakim trzeba być ograniczonym człowiekiem by robić coś tak mało użytecznego i niezbyt wyrafinowanego przez tyle czasu...

 

Już więcej sensu ma budowa na zawodach zamków z piasku...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
jakim trzeba być ograniczonym człowiekiem by robić coś tak mało użytecznego i niezbyt wyrafinowanego przez tyle czasu...

Bezużytecznym? Przecież zarobili na tym, a więc było użyteczne. Nabywca z kolei zapłacił, bo odnalazł użyteczność w możliwości udekorowania swojego mieszkania i poczucia się lepiej z taką dekoracją. Wszyscy są zadowoleni, więc jednak na coś się to komuś przydało.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niektórym nigdy nie dogodzisz. Zawsze znajdą jakiś argument by ponarzekać na wszystko. A Michał Anioł to też była łajza, bo sam wszystko robił... gdyby stworzył armię robotów to biłbym mu pokłony, ale tak ? cieniak !

Zrób lepiej, ładniej, szybciej, taniej - wtedy się pochwal, a my i wielu innych zmiesza Cię z błotem bo tak łatwiej zamiast coś samemu stworzyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wwziąłem pod uwagę. Ilosć kostek x 9 daje sumę pixeli ;)

Faktycznie, przecież jak byk stało w twoim poście, nie wiem, jak ja czytałem. ;P Mój błąd.

 

To w zasadzie jest nic innego, jak mozaika, czyli sztuka obecna od tysięcy lat, tyle że materiał ciut nietypowy. Fakt, że odpowiednie utasowanie kolorów na boku kostki to jakieś wyzwanie, ale mimo to bardziej imponują trójwymiarowe cuda z klocków Lego. :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niektórym nigdy nie dogodzisz. Zawsze znajdą jakiś argument by ponarzekać na wszystko. A Michał Anioł to też była łajza, bo sam wszystko robił... gdyby stworzył armię robotów to biłbym mu pokłony, ale tak ? cieniak !

Zrób lepiej, ładniej, szybciej, taniej - wtedy się pochwal, a my i wielu innych zmiesza Cię z błotem bo tak łatwiej zamiast coś samemu stworzyć.

Mi nie chodzi o narzekanie na wszystko, a raczej na wytknięcie bezsensowności pewnych działań, którymi część społeczeństwa podnieca się bez żądnego logicznego wytłumaczenia i przemyślenia.

 

Twój argument z Michałem Aniołem jest błędny, dzieło które zrobił było nowatorskie, z na wielką skalę i w takiej jakości że niewielu jest mu w stanie dziś dorównać oraz przetrwało wieki by wzbudzić zachwyt i pobudzać wyobraźnię wielu ludzkich pokoleń. A obrazek z kostek rubika zrobiłaby banda przedszkolaków jak by je wychowawczyni odpowiednio zorganizowała. Ani to nowatorskie, ani piękne, ani odkrywcze ani użyteczne. To że znalazł się jakiś jełop który to kupił jest wręcz przykładem bezkrytycznego podejścia do wszelkiej maści pseudo artystów.

 

Racjonalizm polega właśnie na wychwycenie bzdury w masowym bezkrytycznym zachwycie, nie trzeba podazać zawsze za tłumem. Ktoś zrobił niezły marketing i tyle.

 

Jeśli ktoś zrobi większe i piękniejsze dzieło niż to Michała Anioła z Kaplicy Sykstyńskiej - na pewno zostanie to docenione. Jak ktoś ułoży 2 x większy obrazek z kostek rubika, wzbudzi co najwyżej uśmiech politowania...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja dalej będę się upierał przy moim porównaniu tegoż "dzieła" do grafik ASCII, graffiti i innych bohomazów. Dla jednych sztuka, dla innych badziew. Że bezużyteczne ? A pewnie że tak - jak ogromna większość sztuki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zazdroszczę cierpliwości i wytrwałości twórcą tego dzieła dobry sposób na odreagowanie stresów ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zazdroszczę cierpliwości i wytrwałości twórcą tego dzieła dobry sposób na odreagowanie stresów ;)

W tej sytuacji wolę "układaczy kostek domino" - tam jest wymagana zdecydowanie wyższa cierpliwość i samokontrola.

Ps. podstawowe pytanie: kostki rubika były "układane", czy "składane" dla oddania odpowiedniego wyglądu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Składanie kostek to by było "cziterstwo" ;) Sądzę że aby wymyślić takie coś, trzeba być zapaleńcem, a tacy ludzie nie pozwalają sobie na drogę na skróty w przypadku ich pasji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pytanie, czy to pasja, czy wykalkulowana fucha dla zarobku. ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Strzelam że byli pierwsi - więc nie było wiadomo czy ktoś to kupi i czy się w ogóle zwróci. Następców można już podejrzewać o parcie na kasę...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Inżynierowie z California Institute of Technology (Caltech) odkryli, że Leonardo da Vinci rozumiał i badał grawitację. Zajmował się więc tym przedmiotem na setki lat przed Newtonem. W artykule opublikowanym na łamach pisma Leonardo naukowcy przeanalizowali jeden z dzienników da Vinciego i wykazali, że słynny uczony zaprojektował eksperymenty dowodzące, że grawitacja jest formą przyspieszenia o określił stałą grawitacji z 97-procentową dokładnością.
      Żyjący na przełomie średniowiecza i renesansu uczony wyprzedzał swoją epokę w wielu dziedzinach. Także, jak się okazuje, z dziedzinie badań nad grawitacją. Sto lat później grawitacją zajmował się Galileusz, a prawo powszechnego ciążenia zostało sformułowane przez Newtona w 170 lat po śmierci Leonardo. Tym, co przede wszystkim ograniczało badania słynnego Włocha był brak odpowiednich narzędzi. Nie był np. w stanie dokładnie mierzyć czasu, w jakim ciało spada na ziemię.
      W 2017 roku profesor Mory Gharib omawiał ze studentami techniki wizualizacji przepływu cieczy wykorzystywane przez da Vinciego. W zdigitalizowanym i właśnie udostępnionym przez British Library Codex Arundel zauważył serię rysunków przedstawiających trójkąty tworzone przez podobne do ziaren piasku obiekty wysypujące się z dzbana. Moją uwagę zwrócił napis „Equatione di Moti” przy jednym z trójkątów równoramiennych. Zacząłem się zastanawiać, co Leonardo miał na myśli, wspomina uczony. Gharib poprosił o pomoc Chrisa Roha z Caltechu i Flavio Nocę z Uniwersytetu Nauk Stosowanych i Sztuki Zachodniej Szwajcarii (HES-SO). Wspólnie zasiedli do analizy diagramów.
      Okazało się, że da Vinci opisał eksperyment, w którym dzban na wodę jest przesuwany w linii prostej równolegle do gruntu i wylatuje z niego albo woda albo piasek. Z notatek wynika, że włoski uczony zdawał sobie sprawę, iż wylatujący materiał nie spada ze stałą prędkością, ale przyspiesza oraz z tego, że gdy wyleci z dzbana, a zatem ten nie ma nań już wpływu, przestaje przyspieszać w kierunku horyzontalnym, a przyspiesza wyłącznie wertykalnie. Jeśli dzban przesuwa się ze stałą prędkością, linia tworzona przez wypadający materiał jest pozioma i nie tworzy się trójkąt. Gdy zaś przyspiesza ze stałą prędkością, linia opadającego materiału jest prosta, ale odchylona, tworząc trójkąt. W kluczowym diagramie da Vinci zauważa, że jeśli przyspieszenie dzbana jest równe przyspieszeniu opadającego materiału, tworzy się trójkąt równoramienny. To właśnie tam da Vinci napisał „Equatione di Moti” czyli „wyrównywanie ruchów”.
      Da Vinci próbował opisać to przyspieszenie za pomocą matematyki. Naukowcy użyli modelowania komputerowego do sprawdzenia obliczeń wielkie uczonego i znaleźli błąd. Leonardo zmierzył się z tą kwestią i wyliczył, że droga spadającego obiektu była proporcjonalna do 2 do potęgi t (gdzie t reprezentuje czas), a powinna być proporcjonalna do t2, mówi Roh. To błąd, ale później zauważyliśmy, że swój błędny wzór wykorzystywał w prawidłowy sposób. "Nie wiemy, czy da Vinci prowadził kolejne eksperymenty, by dokładniej zbadać tę kwestię. Ale sam fakt, że zajmował się tym na początku XVI wieku pokazuje, jak bardzo w przyszłość wybiegał jego sposób myślenia, stwierdza Gharib.


      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W piśmie Human Evolution opublikowano wyniki 10-letnich badań nad drzewem genealogicznym Leonarda da Vinci. Udało się ustalić drzewo dla rodziny da Vinci (później Vinci) od protoplasty Michele, poprzez jego prapraprawnuka Leonardo aż po żyjących do dzisiaj 14 męskich krewnych. Dzięki tytanicznej pracy Alessandro Vezzosi i Agnese Sabato opisali 690 lat rodziny i zaprezentowali drzewo genealogiczne rozciągające się na 21 pokoleń.
      Praca ta uzupełnia luki i poprawia błędy w dotychczasowych badaniach nad genealogią jednego z najwybitniejszych naukowców i artystów wszech czasów. Badacze dostarczy też pierwszych pełnych danych na temat dokumentacji rejestrującej obecność rodziny da Vinci na przestrzeni siedmiu wieków. Zajęli się przy tym jedynie głównymi liniami rodziny. Obecnie pracują nad liniami pobocznymi.
      W naszej pracy udokumentowaliśmy również cztery główne męskie linie rodziny rozpoczynające się od Domenico i rozciągające po wiek XX, czytamy w opublikowanej pracy. Leonardo nie miał dzieci, miał za to wielu przyrodnich braci i to właśnie bezpośredni potomkowie Domenico żyją do dzisiaj. Odnośnie Domenico, szczególną uwagę zwróciliśmy na niepublikowane wcześniej dane, odnoszące się do jego dzieci i jego pogrzebu, zawarte w dokumencie „donatio moris causa” (podarunek w obliczu zbliżającej się śmierci) z 1544 roku oraz z jego testamentu z 1549 roku, który był cytowany we wcześniejszych badaniach, ale nie rozumiano go właściwie.
      Nazwa strumienia Vincio i miejsca urodzin Leonarda wzięła się ze średniowiecznej łacińskiej nazwy wierzby vincus, vinci. W XIII wieku przydomek da Vinci oznaczał miejsce pochodzenia lub zamieszkania. Jednak w przypadku przodków Leonarda przerodził się w nazwisko.
      Z XIII-wiecznych dokumentów dowiadujemy się, ze w tym czasie aktywnych było wielu notariuszy „z Vinci”, jednak najstarszy udokumentowany przodek Leonarda, Michele Da Vinci, raczej nie był żadnym z nich. Późniejsze dokumenty wspominają o nim jako o „ser Michele”, jednak najprawdopodobniej zaczęto nazywać go tak po tym, jak jego rodzina zdobyła poważanie. Nawet jego własny syn, Guido, nie nadaje ojcu przydomka „ser”. Pierwszy dokument, w którym czytamy o „ser Michele” pochodzi z 1339 roku, długo po śmierci Michele.
      Jak zatem wyglądała linia genealogiczna Leonarda?
      Protoplastą rodu był Michele Da Vinci, który zmarł przed 15 listopada 1331 roku. Prawdopodobnie urodził się w XIII lub na początku XIV wieku. Miał jednego syna, Guido di Michele, który zmarł przed rokiem 1360. Guido miał dwóch synów, a nas interesuje Piero. Pierwsze dokumenty, w których jest wymieniony pochodzą z 1360 roku. Wiemy, że Piero di Guido był sędzią i notariuszem. Zmarł w 1417 roku. Miał jednego syna, Antonia oraz córkę Paolę, odnośnie której brak dokumentów.
      Antonio di Piero, urodzony około roku 1371/72, ożenił się z Lucią di ser Piero di Zoso da Bacchereto, notariuszką z Florencji i córką posiadaczy ziemskich. Jednym z ich czterech dzieci był Piero Frosino, ojciec Leonarda. Tutaj mamy już do czynienia z zamożną rodziną. Antonio di Piero był kupcem w Maroku i Hiszpanii, prokuratorem, rolnikiem i notariuszem. Posiadał domy we Florencji, Barcelonie i Vinci.
      W 1426 roku urodził się Piero Frosino di Antonio, ojciec Leonarda. Piero miał w sumie 4 żony, z którymi spłodził 19 dzieci. Jednak Leonardo nie był żadnym z nich. Był on owocem romansu Piero i Catariny. Tożsamość Catariny skrywa tajemnica. Pomimo kilkudziesięciu lat badań, niewiele o niej wiemy. Vezzosi i Sabato stwierdzają, że jedyna informacja, która może być więcej niż hipotezą, wskazuje, że Catarina, matka Leonarda, jest tożsama z „niewolnicą Catariną”, należącą do Vanniego di Niccolo di ser Vanni, o której wspomina sam Piero w testamencie Vanniego z 1449 roku. Możemy więc przypuszczać, że Piero, który spisywał testament Vanniego, poznał wówczas "niewolnicę Catarinę", czyli Catarinę di Vanni i nawiązał z nią romans. Vanni w swoim testamencie przekazywał Caterinę swojej żone Agnoli. Vanni zmarł we Florencji 4 października 1451 roku.
      Leonardo di ser Piero urodział się zaś 15 kwietnia 1452 roku około godziny 22:30. Z wpisu w dokumentach katastralnych z 1458 roku widnieje informacja dotyczący liczby osób w rodzinie. Czytamy w nim m.in. Lionardo, nieślubny syn ser Piero, urodzony z Chateriny, która od pięciu lat jest żoną Achattabrigha di Piero del Vacca z Vinci.
      Jednym z licznych braci Leonarda był młodszy o 33 lata Domenico, którego potomkowie żyją do dzisiaj.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Leonardo da Vinci był geniuszem, ale źródła historyczne podają, że miał problem z kończeniem projektów. Opierając się na tych relacjach, prof. Marco Catani z King's College London uważa, że najlepszym wyjaśnieniem zachowania mistrza jest ADHD.
      Choć nie można zdiagnozować kogoś, kto żył 500 lat temu, jestem pewien, że ADHD to najbardziej przekonująca i naukowo prawdopodobna hipoteza wyjaśniająca problem Leonarda z kończeniem prac. Źródła pokazują, że da Vinci poświęcał dużo czasu na planowanie, brakowało mu jednak wytrwałości. ADHD [zespół nadpobudliwości psychoruchowej z deficytem uwagi] może wyjaśnić pewne aspekty temperamentu Leonarda [...].
      Z zapisków biografów i współczesnych wynika, że da Vinci żył w ciągłym biegu, często "przeskakując" z zadania na zadanie. Tak jak wiele osób z ADHD, spał mało. Pracował dzień i noc, uciekając się do krótkich cykli drzemek i czuwania.
      Poza zapewnianymi przez współpracowników i mecenasów, w tym papieża Leona X, raportami dot. chaotycznego zachowania, istnieją też pośrednie dowody sugerujące, że mózg Leonarda miał inną organizację. Da Vinci był leworęczny i najprawdopodobniej miał dysleksję, a jego ośrodki językowe znajdowały się w prawej półkuli mózgu (cechy te są częste u osób z ADHD).
      Prof. Catani dodaje, że unikatową, a zarazem zgubną cechą umysłu Leonarda była nieustająca ciekawość, która z jednej strony napędzała jego kreatywność, z drugiej zaś go rozpraszała. Specjalista dodaje, że błądzenie myślami sprzyja kreatywności i oryginalności, ale na początkowych etapach procesu twórczego. Później te same cechy są przekleństwem, bo co chwilę odciągają uwagę do innych rzeczy.
      Ludzie często powtarzają krzywdzące twierdzenie, że ADHD jest typowe dla niegrzecznych, mało inteligentnych dzieci, które z pewnością będą mieć w życiu kłopoty. Tymczasem większość moich dorosłych pacjentów wspomina, że byli kiedyś błyskotliwymi, obdarzonymi intuicją dziećmi. Przez porażki związane ze zrealizowaniem potencjału na późniejszych etapach życia rozwinęły się u nich jednak lęk i depresja.
      To niesamowite, że sam Leonardo uznawał siebie za kogoś, kto poniósł życiową porażkę. Mam nadzieję, że jego przypadek pokaże, że ADHD nie wiąże się z niskim IQ czy brakiem kreatywności, a raczej z trudnością w kapitalizowaniu wrodzonych talentów. Liczę, że dziedzictwo renesansowego mistrza pomoże nam zwalczyć stygmatyzację ADHD.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W starszym wieku Leonardo da Vinci cierpiał na prawostronny niedowład i miał problem z używaniem prawej ręki. Dotąd zakładano, że było to spowodowane udarem, ewentualnie przykurczem rozcięgna dłoniowego (chorobą Dupuytrena), najnowsze analizy wskazują jednak, że przyczyny należy raczej upatrywać w omdleniu i późniejszym zespole kanału łokciowego.
      Leonardo był leworęczny, ale pewne badania, w tym analizy grafologiczne, pokazały, że sprawnie posługiwał się również prawą ręką. Wszystko wskazuje na to, że choć pisał i rysował głównie lewą ręką, do malowania (trzymania palety i pędzla) wykorzystywał raczej prawą dłoń.
      Analizując rysunek sangwiną XVI-wiecznego lombardzkiego artysty Giovana Ambrogia Figiny, doktorzy Davide Lazzeri z Villa Salaria Clinic w Rzymie i Carlo Rossi, neurolog z Ospedale Felice Lotti w Pontederze, zauważyli, że prawa ręka sędziwego mistrza spoczywa na temblaku. W oczy rzucały się sztywność i przykurcz.
      Zamiast [jednak] przedstawiać zaciśniętą dłoń występującą przy poudarowej spastyczności, rysunek przywodzi raczej na myśl inną diagnozę - zespół kanału łokciowego, przy którym dłoń pacjenta ma charakterystyczny wygląd [z przykurczami palców IV i V, zanikiem mięśnia międzykostnego grzbietowego oraz mięśni glistowatych] - opowiada dr Lazzeri.
      Autorzy artykułu z Journal of the Royal Society of Medicine uważają, że Leonardo da Vinci zemdlał i doznał urazu prawej ręki. Wskutek tego doszło do późnego porażenia nerwu łokciowego (ang. tardy lunar palsy) i rozwoju zespołu kanału łokciowego.
      To może wyjaśniać, czemu w ciągu ostatnich 5 lat kariery malarskiej Leonardo nie dokończył wielu dzieł, w tym Mona Lizy, a kontynuował nauczanie i rysowanie.
      Porażenie prawej ręki nie wiązało się z zaburzeniami poznawczymi czy szerszym upośledzeniem ruchowym, co również stanowi argument przeciwko udarowi.
      W 1517 r. Leonarda da Vinci odwiedził Antonio de Beatis, osobisty asystent kardynała Luigiego d'Aragony. Gdy malarz pokazał gościom 3 swoje dzieła, de Beatis zamieścił w dzienniku następujący zapis: Próżno oczekiwać, że [Leonardo] stworzy jeszcze jakieś dobre dzieła, bo jego prawą dłoń okaleczył oczywisty paraliż... Choć Messer Leonardo nie może już malować z typową dla siebie słodyczą, nadal może projektować oraz instruować innych.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Analiza portretów i autoportretów Leonarda da Vinci pokazała, że renesansowy mistrz miał najprawdopodobniej zeza, co ułatwiało mu odtwarzanie trójwymiarowych kształtów w obrazach i rzeźbach.
      Prof. Christopher Tyler z City, University of London analizował relatywne położenie źrenic w szparach ocznych w 6 dziełach sztuki będących portretami bądź autoportretami da Vinciego (2 rzeźbach, 2 obrazach olejnych i 2 szkicach): u człowieka witruwiańskiego (autor: da Vinci), Dawida (Andrea del Verrocchio), "Młodego wojownika" (del Verrocchio), "Jana Chrzciciela w wieku młodzieńczym" (da Vinci), a także u "Zbawiciela świata" (da Vinci) i na kolejnym prawdopodobnym autoportrecie da Vinciego.
      Wyniki pomiarów wskazują, że mistrz miał zeza okresowego (intermittent strabismus), który pozwalał mu się przełączać między wykorzystywaniem dwojga oczu - widzeniem stereoskopowym  z postrzeganiem głębi - a posługiwaniem się jednym okiem, czyli widzeniem jednoocznym. To ostatnie przydawało się, gdy chciał zinterpretować trójwymiarowy obraz na płaskim dwuwymiarowym płótnie.
      Uważa się, że zeza miało kilku wielkich artystów - od Rembrandta po Picassa. Wydaje się, że da Vinci także należał do tego grona.
      Dowody pokazują, że da Vinci miał zeza rozbieżnego (jedno oko "uciekało" na zewnątrz), a średnia wielkość odchylenia zezowego, czyli kąt zeza, z 5 dzieł wynosi −10,3°.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...