Jump to content
Forum Kopalni Wiedzy

Recommended Posts

Po 10 latach badań Jack Horner z Uniwersytetu Stanowego Monatany stwierdził, że aż 1/3 zidentyfikowanych jako nowe gatunki dinozaurów mogła w ogóle nie istnieć. Wg niego, dobrym przykładem błędnej interpretacji skamielin może być Nanotyrannus, który w rzeczywistości był prawdopodobnie młodym tyranozaurem.

Czaszka Tyrannosaurus rex przechodziła podczas dojrzewania ogromną przemianę i stawała się bardziej wydłużona. Taką interpretację dowodów zaproponowano, gdy paleontolodzy odkryli osobnika o rozmiarach pośrednich między nanotyranem (Nanotyrannus lancensis) a tyranozaurem.

Horner, który wystąpił w dokumencie "Dinozaury odkodowane" National Geographic, twierdzi, że nanotyran, w którego żuchwie tkwiło 17 zębów, był w rzeczywistości młodym T. rex (gatunek ten dysponował 12-zębną żuchwą). U odkrytego niedawno dinozaura w żuchwie występowało 14 zębów, co wg Amerykanina, oznacza, że gdy drapieżny gad rósł, tracił drobne zęby na rzecz większych, nadających się do kruszenia kości.

Naukowiec analizował też skamieliny z późnej kredy, m.in. pozostałości triceratopsów z formacji Hell Creek we wschodniej Montanie. Gady te umierały w różnym wieku, dzięki czemu można było prześledzić przemiany anatomiczne, jakim podlegały podczas wzrostu. Okazało się, że u młodych zwierząt rogi wyginały się ku tyłowi, podczas gdy u dorosłych wystawały do przodu. Ponadto z wiekiem kości wokół kryzy spłaszczały się i wydłużały.

Współpracownik Hornera, Mark Goodwin z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley, wyjaśnia, że zespół miał dostęp do danych, które pozwoliły dokładniej niż kiedykolwiek dotąd zobrazować cykl rozwojowy poszczególnych dinozaurów.

Tak duże zmiany w wyglądzie miały pozwolić wszystkim przedstawicielom gatunku na odróżnienie osobników dorosłych od młodych, które wymagały opieki.

Niektórzy specjaliści odnoszą się sceptycznie do rewelacji Hornera i Goodwina. Owszem, zgadzają się, że w przypadku niektórych "nowych" gatunków mogło dojść do nieprawidłowej identyfikacji, lecz 1/3 to dla nich za duży odsetek błędów. Ponadto taką teorię trudno potwierdzić lub obalić, gdyż skamielin jest nadal zbyt mało.

Share this post


Link to post
Share on other sites

i co z tego wynika? po za tym, że 99,999% archeologów to banda absolutnie bezużytecznych nierobów, a pozostali i tak nie robią nic użytecznego?

Share this post


Link to post
Share on other sites

Fakt, że gdyby dzisiaj archelogo znalazł skamieniały telefon komórkowy, to by w nim od razu zauważył symbole płodności i zaczął opisywać tańce towarzyszące stosownym obrzędom, ale wiele prac wykonano całkiem z głową. Tak samo nie należy lekceważyć filozofów... (:

Share this post


Link to post
Share on other sites

Polecam taką książkę paranaukową: "Ślady Palców Bogów" Graham Hancock.

Share this post


Link to post
Share on other sites

Fakt, że gdyby dzisiaj archelogo znalazł skamieniały telefon komórkowy, to by w nim od razu zauważył symbole płodności i zaczął opisywać tańce towarzyszące stosownym obrzędom, ale wiele prac wykonano całkiem z głową. Tak samo nie należy lekceważyć filozofów... (:

 

Co do pierwszej części wypowiedzi zgadzam się całkowicie. Wysnuwanie dziwnych teorii, obalanie dziwnych teorii innych na podstawie szczątkowych informacji które często z tymi teoriami nie mają nic wspólnego.

 

Co do filozofów, już niezupełnie. Moim skromnym zdaniem nauka filozofii czy teologii to kompletna bzdura. Owszem, można się zajmować tego typu przemyśleniami, ale w ramach kółka zainteresowań po pracy czy po godzinach szkolnych. Można sobie usiąść przy piwku i podyskutować, chociaż z tych dyskusji nic pożytecznego nie wynika, ale niech nie robią z tego nauki! bo w takim przypadku każdy barman w knajpie po wysłuchaniu 1000 pijaczka powinien automatycznie dostać doktorat z filozofii i teologii.. czy inny bezwartościowy tytuł naukowy.

Share this post


Link to post
Share on other sites

cyberant, równie dobrze każdy student po rozwiązaniu 1000 całek powinien dostać równie "bezwartościowy" tytuł dra matematyki, byle licalista po zrobieniu 1000 stron www ew. 1000 względnie prostych aplikacji powinen dostać "bezsensownego" dra informatyki... zastanów się chłopie, zanim zaczniesz znowu wypisywać podobne bzdury, jeżeli udowodnisz mi, że którakolwiek wg. Ciebie bezwartościowa nauka nie wpłynęła/wpływa na historię, styl życia czy technologię to wtedy przyznam Ci rację, ale jak na razie to twoja wypowiedź jest co najmniej nieprzemyślana

Share this post


Link to post
Share on other sites

A ja się zgodzę o tyle, że większość dyscyplin humanistycznych nie spełnia po prostu wymogów dot. metodyki badań. Bo jaką niby metodykę mają "badania naukowe" w filozofii? Jak w ogóle można mówić o nauce w przypadku, gdy z założenia operuje się pojęciami abstrakcyjnymi, a nie dowodami?

 

Zaznaczam: nie mam nic przeciwko filozofii. Po prostu nie jestem pewny, czy można ją uważać za naukę, i czy nie jest to po prostu dziedzina wiedzy. Tymczasem dobrze jest nazywać rzeczy po imieniu, z czym zgadzają się nawet filozofowie.

Share this post


Link to post
Share on other sites

No cóż.. Po pierwsze to nie są archeolodzy tylko paleontolodzy jeżeli już, a po drugie nie uważam, że paleontologia jest zupełnie bezsensowna. Warto wiedzieć jaka jest nasza historia, a to, że ktoś woli matematykę czy fizykę, no bo ona ma większe zastosowanie we współczesnym świecie nie oznacza, że trzeba od razu kogoś obrażać

Share this post


Link to post
Share on other sites

a czemu od razu obrażać. Jako hobby świetne zajęcie, dla filantropów, równie ciekawe jak zbieranie znaczków, monet czy diamentów ;). Ale jak myślę że idzie na takich kasa z budżetu na edukację... to mnie skręca. To samo tyczy się filozofów czy teologów. Są to zajęcia hobbistyczne, które z niezrozumiałych powodów urosły do rangi "nauki" .

Share this post


Link to post
Share on other sites
a czemu od razu obrażać. Jako hobby świetne zajęcie, dla filantropów, równie ciekawe jak zbieranie znaczków, monet czy diamentów ;). Ale jak myślę że idzie na takich kasa z budżetu na edukację... to mnie skręca. To samo tyczy się filozofów czy teologów. Są to zajęcia hobbistyczne, które z niezrozumiałych powodów urosły do rangi "nauki" .

I tak i nie, są inne pośrednie formy. Nie rozumiem jednak dlaczego mielibyśmy zacząć żyć w ściśle matematycznym świecie, gdzie nie ma kultury. Chociaż jak się czyta o całej świcie archeologów kształconych (odwołuję się jeszcze raz do książki którą polecam wyżej to coś człowieka trafia. Idąc jednak twoim tropem, denerwuje mnie płacenie sędzią, prawnikom, urzędnikom itp. niewspółmiernie dużych pieniędzy, gdy ci też nie pracują jak należy.

Share this post


Link to post
Share on other sites

To ja może czymś się podeprę. Po pierwsze, z filozofii wyszła cała matematyka. Po drugie, teoria i praktyka fizyki kwatnowej, nawet kosmologii jest w wielu miejscach związana z filozofią (wpływ obserwatora na wynik, słynny półżywy kotek, co się dzieje z materią kiedy ta przeskakuje o odległość Plancka (i w ogóle skąd ona wie ile ma poczekać zanim znowu przeskoczy...). Poza tym, komunikatywny filozof (wiem, to może być problem) jest bardzo trudnym (do pokonania) przeciwnikiem we wszelkich rozmowach, negocjacjach...

Share this post


Link to post
Share on other sites
Po pierwsze, z filozofii wyszła cała matematyka.

No i? Może przestań się myć, bo n pokoleń temu ludzie się nei myli, a Ty "wyszedłeś z nich".

 

A rozważania z fizyki kwantowej nie potrzebują filozofii jako "nauki". Poziom myślenia "a co się dzieje z ciałem A, gdy dzieje się B" naprawdę nie wymaga katedry (albo i wydziału) na każdej uczelni.

Share this post


Link to post
Share on other sites

To może się ograniczymy do nauk ścisłych i stworzymy społeczeństwo robotów? Tego chcesz?

Share this post


Link to post
Share on other sites

Tomku, przecież napisałem wcześniej, że nie mam nic do filozofii. Jestem jedynie przeciwny nazywaniem jej nauką, w związku z czym nie jestem pewny, czy studia filozoficzne mają sens. Muzycy rockowi na ten przykład radzą sobie doskonale bez ukończenia studiów na akademii muzycznej, a codzienną życiową filozofię też można wykształcić sobie samemu, więc być może rzeczywiście robienie z filozofii dyscypliny naukowej nie ma sensu?

Share this post


Link to post
Share on other sites

Masz rację, ale czy masz pojęcie, jak podskoczyłoby bezrobocie? i to jeszcze to najtrudniejsze do zwalczenia, bo pracowników nisko kwalifikowanych?

Share this post


Link to post
Share on other sites

A czy Ty uważasz, że tytuł magistra filozofii oznacza wykształcenie optymalne z punktu widzenia rynku pracy? Mogę się mylić, ale uważam, że nawet wśród kierunków humanistycznych istnieją kierunki znacznie bardziej praktyczne. Gdyby ci sami ludzie uczyli się rzeczy mających realne zastosowanie w życiu i przygotowujących do pracy, prawdopodobnie wszyscy by na tym skorzystali.

 

Inna sprawa, że nie do końca się zgodzę, jakoby nieukończenie studiów oznaczało brak kwalifikacji (szczególnie w obecnej sytuacji, gdy śmiesznych szkółek oferujących śmieszne kierunki i śmieszne wykształconko mamy zatrzęsienie). Jednym z największych błędów reformy edukacji było wg mnie zlikwidowanie szkół zawodowych, po ukończeniu których w wieku 17-18 lat miało się kwalifikacje pozwalające na swobodne podjęcie pracy. Nie każdy musi zdać maturę, by być wykwalifikowanym pracownikiem.

Share this post


Link to post
Share on other sites
Jestem jedynie przeciwny nazywaniem jej nauką, w związku z czym nie jestem pewny, czy studia filozoficzne mają sens.

To chyba zależy od tego jaki charakter przyjmie ta "nauka".

Muzycy rockowi na ten przykład radzą sobie doskonale bez ukończenia studiów na akademii muzycznej, a codzienną życiową filozofię też można wykształcić sobie samemu, więc być może rzeczywiście robienie z filozofii dyscypliny naukowej nie ma sensu?

Może masz racje.

Masz rację, ale czy masz pojęcie, jak podskoczyłoby bezrobocie? i to jeszcze to najtrudniejsze do zwalczenia, bo pracowników nisko kwalifikowanych?

Gdybyśmy zwolnili wszystkich ludzi pełniących bezużyteczne funkcje, nagle by się okazało, że pracujących jest 2 mln w Polsce, albo i mniej ;)

A czy Ty uważasz, że tytuł magistra filozofii oznacza wykształcenie optymalne z punktu widzenia rynku pracy?

A tytuł naukowca nauk społecznych, polonisty, historyka, reportera (ci nie potrzebują studiów), matematyka eksperymentalnego, ups.. zaraz się okaże że zostało nam 20% tytułów naukowych?

Share this post


Link to post
Share on other sites
Gdybyśmy zwolnili wszystkich ludzi pełniących bezużyteczne funkcje, nagle by się okazało, że pracujących jest 2 mln w Polsce, albo i mniej ;)

Po pierwsze: znacznie przesadzasz co do liczby, bo przerost zatrudnienia występuje na większą skalę co najwyżej w państwowych molochach. Za to możesz być pewny, że jestem stanowczo za wywaleniem tych ludzi z pracy, bo obecnie zrzuca się na nich całe społeczeństwo, a sami pracownicy przecież nie odejdą, bo może i płaca kiepska, ale pewna, a napracować się nie trzeba. Gdyby zaś kasę zaoszczędzoną dzięki zwolnieniom można było wypuścić na wolny rynek, zaraz znaleźliby się przedsiębiorcy chętni do jej wykorzystania i wytworzenia dodatkowych dóbr.

A tytuł naukowca nauk społecznych, polonisty, historyka, reportera (ci nie potrzebują studiów), matematyka eksperymentalnego, ups.. zaraz się okaże że zostało nam 20% tytułów naukowych?

W sporej części przypadków jestem za znacznym zredukowaniem miejsc na studiach, przynajmniej na uczelniach państwowych, o czym wielokrotnie już na tym forum pisałem.

 

Co do pracy reportera, nie zgodzę się - zdarza mi się czasem coś napisać w charakterze dziennikarza i muszę stwierdzić, że niekiedy odczuwam braki kompleksowego wyszkolenia, m.in. w sprawach praw autorskich albo samego prawa prasowego. Zdecydowanie nie jest to tak proste, jak się Tobie wydaje.

Share this post


Link to post
Share on other sites
Za to możesz być pewny, że jestem stanowczo za wywaleniem tych ludzi z pracy, bo obecnie zrzuca się na nich całe społeczeństwo, a sami pracownicy przecież nie odejdą, bo może i płaca kiepska, ale pewna, a napracować się nie trzeba.

Zacznijmy od urzędów... filozofowie to mała grupa, a popatrz na całą biurokrację, to jest najgorsze.

Widzę że co do reszty mamy podobne myślenie i zgadzam się z tobą w 100%.

Wiesz, jeżeli chodzi o uczelnie (zarówno prywatne jak i publiczne) ogromnie irytuje mnie "pańszczyzna", czyli przychodzi profesor: "Zróbcie sobie ćwiczenie, macie materiały w intranecie" albo "Poczytajcie na Wikipedii".

Share this post


Link to post
Share on other sites

A dlaczego tak się dzieje? Ano dlatego, że uczelnia jest państwowa, a więc może sobie być marna, ale na pewno będzie. Po co więc się starać?

 

A wystarczyłoby (przez jakiś czas, dopóki nie zostaną wprowadzone studia prywatne - bo powiedzmy sobie uczciwie, póki co jest to nierealne) zrobić otwarty konkurs na prowadzenie studiów. Ogłasza się listę kierunków i liczbę miejsc oraz szczegółowe wymagania dot. nauczania, a potem zbiera się oferty od uczelni, które byłyby już wtedy prywatnymi firmami (tak jak NZOZ-y - prywatne, ale działają za publiczne pieniądze). Wybiera się najtańsze firmy spełniające wszystkie wymogi i podpisuje się kilkuletnie umowy na przeprowadzenie grupy studentów przez cały okres studiów. Słabe uczelnie albo upadają, albo nie dostają ani grosza od państwa i przyjmują studentów nienadających się nigdzie indziej i zdobywających śmieszne wykształconko, za które przynajmniej sami płacą i nie obciążają podatnika.

 

Możliwe? Na pewno trudne, ale nie awykonalne. Równolegle, rzecz jasna, mogłyby (a nawet powinny) rozwijać się porządne szkoły oparte w 100% na kapitale prywatnym.

 

 

 

Na sam koniec: nie do końca się zgodzę, że mała grupa (choć prawdopodobnie rzeczywiście mniejsza od urzędników - ale co to zmienia? za to też trzeba się zabrać!). Samych studentów w skali kraju jest, jak sądzę, po kilkanaście tysięcy na każdym roku. Trzeba im zapewnić wszystko, od wykładowców po bibliotekę uczelnianą i wredną babę z dziekanatu, a dodatkowo trzeba utrzymać budynek ich wydziału, który w innym wypadku można by swobodnie sprzedać i przeznaczyć na coś wartościowego. Koszty są kolosalne.

Share this post


Link to post
Share on other sites
A dlaczego tak się dzieje? Ano dlatego, że uczelnia jest państwowa, a więc może sobie być marna, ale na pewno będzie. Po co więc się starać?

Adekwatnie na prywatnych, dostajesz zaliczenie i dowodzenia, nikomu nie zależy by coś nauczyć.

Na uczelniach brakuje dobrej kadry, jeżeli większości przedmiotów uczą dziadki po 70, którym się nie chce, ale odklepują pańszczyznę dla kasy, to czego tu chcieć.

 

Jeżeli chodzi o uczelnie... osobiście bym wszystkie sprywatyzował, a pieniądze przeznaczane na uczelnie, mogłyby FAKTYCZNIE pójść dla biednych na stypendia.

Co do twojego pomysłu... brzmi nieźle, mógłbyś rozwinąć?

Share this post


Link to post
Share on other sites
Adekwatnie na prywatnych, dostajesz zaliczenie i dowodzenia, nikomu nie zależy by coś nauczyć.

Ale przynajmniej nie dzieje się to na koszt podatnika. Jeśli ludzie są głupi i chcą iść do takich szkółek, mają prawo, ale tylko za własne pieniądze.

 

A mój pomysł jest naprawdę prosty: uczelnie muszą konkurować i na tej samej zasadzie, na jakiej dziś walczy się o granty badawcze, powinno się walczyć o kasę na prowadzenie studiów. Muszą pojawić się jasne zasady transferu wiedzy i pracowników z uczelni do przemysłu (widzę w tym ogromną rolę programów dydaktyczno-stypendialnych sponsorowanych przez firmy) i jasne zasady doboru kadry. Do tego konkursy na stanowiska kierownicze w katedrach. Na początek wystarczy tylko tyle. Aha, no i zlikwidować wreszcie habilitację, która jest kuriozum na światową skalę i sprawą przede wszystkim towarzysko-kolesiowską, a dopiero w drugiej kolejności naukową.

Na uczelniach brakuje dobrej kadry, jeżeli większości przedmiotów uczą dziadki po 70, którym się nie chce, ale odklepują pańszczyznę dla kasy, to czego tu chcieć.

I właśnie o to chodzi. Na tym polega problem, że dziś stanowisko kierownika katedry jest w rzeczywistości dożywotnie. A gdyby raz na pięć lat odbywał sie konkurs, w którym kandydatów rozliczano by wyłącznie za bieżący dorobek naukowy, do pracy zmuszeni byliby nie tylko profesorowie, ale także całe zespoły pracujące pod jego wodzą - a że profesorowi zależałoby na wynikach, pojawiłaby się z jego strony presja na efektywność pracy.

 

Oprócz tego konieczne jest wsparcie dla inicjatyw międzyuczelnianych, takich jak kampusy "branżowe". Nie powinno być tak, że buduje się trzy kampusy i w każdym z nich filozofia jest razem z chemią, ale za to chemia jest obecna w dwóch albo trzech kampusach i kupuje się trzy razy więcej sprzętu, niż trzeba, bo każda uczelnia stawia sobie za punkt honoru posiadanie własnej aparatury.

Share this post


Link to post
Share on other sites
Ale przynajmniej nie dzieje się to na koszt podatnika. Jeśli ludzie są głupi i chcą iść do takich szkółek, mają prawo, ale tylko za własne pieniądze.

Idąc do szkoły raczej niekoniecznie wiesz na co się piszesz.

A gdyby raz na pięć lat odbywał sie konkurs, w którym kandydatów rozliczano by wyłącznie za bieżący dorobek naukowy

Do tego oceny studentów dla dla profesorów (jak oceniasz sposób prowadzenia zajęcia przez prowadzącego), który byłby robiony po wypisaniu ocen (za wyjątkiem tych z 2).

 

Dodam jeszcze: iść w zawody przyszłości i takie, co rynek pracy będą nasycać, a nie bzdury.

Share this post


Link to post
Share on other sites

Moment moment. Taki model (nakierowany na rynek pracy) to nie edukacja, tylko przygotowanie do życia w gułagu.

 

Kolejna sprawa: nie prawda, że kiedyś ludzie się nie myli. ;) 

Brak kabin prysznicowych w czasach przedhistorycznych o niczym nie świadczy, a o higienę dbają m.in. małpy, gady, ryby, a nawet owady.

 

Podam kolejną przysługę, jaką filozofia dała światu: doskonalenie umiejętności myślenia. Kurcze, przecież taka logika to jedno z podstawowych narzędzi filozofii. Ta sama logika, dzięki której działają komputery (bo konstrukcje logiczne można skodyfikować, a potem optymalizować, dzięki czemu można uprościć budowę bloków funkcjonalnych wewnątrz procesorów).

 

A zgadnij, czego się uczy (oprócz gramatyki) studentów dziennikarstwa - tych którzy mają to formalne przygotowanie do zawodu? Na porządnych uczelniach jest i łacina, i filozofia. Kto ich tego ma niby uczyć? Tokarze? Dodam, że złota młodzież już prawie wypracowała zniesienie tych "niepotrzebnych" przedmiotów. A potem takie pacany wymachują dyplomammi i faktycznie zostają dziennikarzami...

Share this post


Link to post
Share on other sites
Moment moment. Taki model (nakierowany na rynek pracy) to nie edukacja, tylko przygotowanie do życia w gułagu.

Tyle, że studia nie mają za zadanie dawać ludziom rozrywki przez naukę, tylko właśnie mają służyć przygotowaniu do przyszłej pracy.

Podam kolejną przysługę, jaką filozofia dała światu: doskonalenie umiejętności myślenia. Kurcze, przecież taka logika to jedno z podstawowych narzędzi filozofii. Ta sama logika, dzięki której działają komputery (bo konstrukcje logiczne można skodyfikować, a potem optymalizować, dzięki czemu można uprościć budowę bloków funkcjonalnych wewnątrz procesorów).

Ale nie są do tego potrzebne studia filozoficzne. Poza tym filozofia jako taka nie spełnia podstawowych wymogów klasyfikacji danej dziedziny jako nauki.

A zgadnij, czego się uczy (oprócz gramatyki) studentów dziennikarstwa - tych którzy mają to formalne przygotowanie do zawodu? Na porządnych uczelniach jest i łacina, i filozofia.

I co, uważasz, że łacina jest im potrzebna? Po co? Żeby mogli się popisać znajomością języka i napisać "quidquid latine dictum sit, altum videtur"? ;) Filozofia zasadniczo ma podobną rolę, a w rzeczywistości jej nauka mogłaby się ograniczyć do wspólnego omawiania razem z literaturą.

A potem takie pacany wymachują dyplomammi i faktycznie zostają dziennikarzami...

Pacany, bo nie znają biegle językowego reliktu?

Share this post


Link to post
Share on other sites

Create an account or sign in to comment

You need to be a member in order to leave a comment

Create an account

Sign up for a new account in our community. It's easy!

Register a new account

Sign in

Already have an account? Sign in here.

Sign In Now
Sign in to follow this  

  • Similar Content

    • By KopalniaWiedzy.pl
      Upadek asteroidy, która przed 66 milionami lat przyniosła zagładę dinozaurom, stał się szansą ewolucyjną dla wielu innych zwierząt. Skorzystały na tym m.in. węże. Jak twierdzą naukowcy z Milner Centre for Evolution na University of Bath, wszystkie ze znanych dzisiaj niemal 4000 gatunków węży wyewoluowały z niewielkiej grupy gatunków, które mogły zająć nowe nisze ekologiczne, z których zniknęła ich konkurencja zabita przez asteroidę.
      Naukowcy z Bath stali na czele grupy badawczej, w skład której weszli też specjaliści z uniwersytetów w Bristolu, Cambridge i Norymbergi. Podczas badań wykorzystali skamieniałości oraz techniki analizy genetycznej współczesnych węży, by zrekonstruować ewolucję tego podrzędu gadów. Wykazali w ten sposób, że wszystkie obecnie żyjące gatunki węży pochodzą od niewielkiej liczby gatunków, które przetrwały uderzenie asteroidy. W przeżyciu pomogła im zdolność schronienia się pod ziemią oraz możliwość obywania się bez pokarmu przez długi czas. A gdy mogły już wyjść z ukrycia, okazało się, że z powierzchni Ziemi zniknęła konkurencja w postaci nie tylko innych gatunków węży, ale również samych dinozaurów.
      Badania wykazały, że dopiero po uderzeniu asteroidy doszło do wysokiego zróżnicowania węży. Pojawiły się żmije, kobry i pytony, węże nadrzewne, wodne czy wielcy dusiciele. Skamieniałości pokazują, że zmienił się też kształt ich kręgosłupa. Jego budowa jest obecnie inna niż węży z kredy, pojawiły się też wielkie, nawet 10-metrowej długości, węże morskie.
      One nie tylko przeżyły okres, który przyniósł zagładę tak wielu gatunkom zwierząt, ale w ciągu kilku milionów lat zaszły w nich zmiany, pozwalające na wykorzystanie nowych habitatów w nowy sposób, mówi doktor Catherine Klein z Uniwersytetu Fryderyka i Aleksandra w Erlangen i Norymberdze.
      Przodkowie współczesnych węży żyli prawdopodobnie na półkuli południowej. Po zagładzie dinozaurów węże zaczęły rozprzestrzeniać się po całym świecie. Podbój planety rozpoczęły od Azji. Nasze badania sugerują, że wyginięcie dinozaurów zadziałało jak „kreatywna destrukcja”. Wyginęły stare gatunku, a ci, którzy przeżyli, mogli zająć nowe nisze ekologiczne oraz eksperymentować z nowymi sposobami życia i habitatami. Wydaje się, że to ogólna zasada ewolucji – po dużych epizodach wyginięcia życie jest najbardziej innowacyjne i widzimy najwięcej eksperymentów ewolucyjnych, mówi doktor Nich Longrich z University of Bath. Zniszczenie bioróżnorodności robi miejsce na nowe gatunki. W końcu życie staje się bardziej różnorodne niż wcześniej, dodaje.
      Naukowcy zdobyli też dowody, że drugim dużym skokiem bioróżnorodności był okres, w którym Ziemia przeszła z klimatu ciepłego do znacznie chłodniejszego, w którym uformowały się lądolody na biegunach i rozpoczęły epoki lodowe.

      « powrót do artykułu
    • By KopalniaWiedzy.pl
      Trajektoria asteroidy, która przed 66 milionami lat spadła na Ziemię i doprowadziła do zagłady dinozaurów, była dokładnie taka, jaka powinna być, by spowodować jak najwięcej zniszczeń. Nowa analiza krateru Chicxulub połączona z licznymi symulacjami komputerowymi wykazała, że prędkość i kąt uderzenia asteroidy znajdowały się w najbardziej śmiercionośnym dla Ziemi zakresie.
      Gdy asteroida uderzyła w Ziemię, wybiła olbrzymi kater, do której następnie zapadła się część materiału przemieszczona podczas uderzenia. Uderzenie skruszyło i ugięło skorupę ziemską, która następnie wyprostowała się, tworząc równinę w centrum krateru.
      Równina ta jest nachylona w kierunku, z którego nadeszło uderzenie, a kąt jej nachylenia jest zależny od kąta uderzenia asteroidy. Stąd też, na podstawie danych o budowie krateru, osadach, jego części centralnej i otaczających go wyniesieniach można wyciągnąć wiele wniosków na temat asteroidy, jej prędkości i kąta, pod jakim spadła na Ziemię.
      Naukowcy z Imperial College London przeprowadzili setki symulacji komputerowych, by sprawdzić, jak powinien wyglądać krater po uderzeniu asteroidy nadlatującej z różną prędkością i pod różnym kątem. Znaleźli w końcu taką konfigurację, która najlepiej odpowiada rzeczywistemu wyglądowi krateru Chicxulub.
      Okazało się, że asteroida, która przyniosła zagładę dinozaurom, poruszała się w tempie około 20 km/s i uderzyła w Ziemię pod kątem około 60 stopni. Większość zniszczeń zostało spowodowane przez odparowanie skał, z których materiał trafił do atmosfery, zablokował promienie słoneczne i na planecie zapanowała atomowa zima.
      Jak mówi Gareth Collins z ICL, symulacje wykazały, że kąt 60 stopni jest idealny, by wyrzucić w powietrze jak najwięcej materiału. Jeśli asteroida uderzyłaby pionowo z góry, zmiażdżyłaby więcej skał, jednak mniej materiału trafiłoby do atmosfery. Jeśli zaś uderzyłaby pod mniejszym kątem niż 60 stopni, to nie odparowałaby tak wielkiej ilości skał.
      To było uderzenie idealne, dodaje Collins. To był bardzo zły dzień dla dinozaurów. Im zaś więcej szczególnych warunków musiało być spełnionych, tym mniejsze prawdopodobieństwo, że do takiego zdarzenia dojdzie ponownie, stwierdza uczony.

      « powrót do artykułu
    • By KopalniaWiedzy.pl
      Gdy asteroida, która przyniosła zagładę dinozaurom, uderzyła w Ziemię, doszło do olbrzymich pożarów, pojawiły się wielkie tsunami, a uderzenie wyrzuciło do atmosfery olbrzymie ilości siarki, która na długo zablokowała dostęp promieni słonecznych, spowodowała ochłodzenie, co ostatecznie zabiło dinozaury.
      To scenariusz znany, ale hipotetyczny. Teraz został on potwierdzony przez naukowców University of Texas, którzy zbadali setki metrów skał, jakie w ciągu 24 godzin wypełniły krater uderzeniowy.
      Te dowody to m.in.kawałki węgla drzewnego, skały naniesione przez przepływ wsteczny tsunami oraz brak siarki. To zapis wypadków, który odczytujemy bezpośrednio z miejsca uderzenia. Sam świadek opowiada nam o tym wydarzeniu, mówi profesor Sean Gulick z Instytutu Geofizyki University of Texas.
      Gulick stał na czele misji 2016 International Ocean Discovery Program, w ramach którego przeprowadzono wiercenia w miejscu, w którym asteroida uderzyła w naszą planetę w pobliżu Jukatanu.
      Większość materiału, który wypełnił krater uderzeniowy w ciągu kilku godzin po katastrofie pochodziła albo z miejsca uderzenia, albo też została naniesiona przez wody Zatoki Meksykańskiej, które w wyniku uderzenia gwałtownie się cofnęły, a następnie zalały krater. W ciągu zaledwie doby krater został wypełniony warstwą materiału grubą na około 130 metrów. To jeden z najszybciej przebiegających procesów osadzania w historii geologii. Osady te zaczęły gromadzić się w ciągu minut i godzin po uderzeniu, stanowią więc szczegółowy zapis wydarzenia, które doprowadziło do wyginięcia 75% organizmów żywych na Ziemi. Gulick mówi, że po krótkotrwałym regionalnym piekle nastąpiła długotrwała planetarna zima. Dinozaury najpierw zostały upieczone, a później zamrożone. Nie wszystkie zginęły tego dnia, ale wiele poniosło śmierć, stwierdza uczony.
      Zdaniem specjalistów energia uderzenia była 10 miliardów razy większa, niż energia bomb atomowych zrzuconych na Japonię. Była tak olbrzymia, że tysiące kilometrów dalej zapaliły się rośliny, a potężne tsunami dotarło na tereny dzisiejszego stanu Illinois. Teraz wewnątrz krateru znaleziono węgiel drzewny oraz chemiczny biomarker grzybów, co wskazuje, że powracające po tsunami wody naniosły wypalone resztki z całej okolicy.
      To był doniosły dzień w historii życia, a tutaj mamy dobrą dokumentację z samego centrum wydarzeń, mówi profesor Jay Melosh z Purdue University. Dla naukowców równie ważne jak to, co znaleźli, jest to, czego nie znaleźli. Obszar otaczający krater uderzeniowy jest pełny skał bogatych w siarkę. Jednak siarki nie ma w rdzeniu wydobytym z krateru.
      Odkrycie to potwierdza teorię mówiącą, że w wyniku uderzenia doszło do odparowania skał, olbrzymie ilości siarki trafiły do atmosfery i wywołały globalne ochłodzenie. Naukowcy szacują, że do atmosfery mogło trafić co najmniej 325 miliardów ton siarki. Aby zdać sobie sprawę, co to oznaczało dla klimatu, trzeba wiedzieć, że jest to o cztery rzędy wielkości więcej, niż ilość siarki, która trafiła do atmosfery w 1883 roku podczas erupcji wulkanu Krakatau. Erupcja ta spowodowała, że średnie temperatury na Ziemi na pięć lat obniżyły się o około 1,2 stopnia Celsjusza.
      Upadek asteroidy wywołał zniszczenia na skalę regionalną. Tym, co zabiło dinozaury i wiele innych roślin oraz zwierząt były zmiany klimatu. Prawdziwym zabójcą było to, co stało się w atmosferze. Jedynym sposobem na doprowadzenie na masowego wymierania są bowiem zmiany atmosferyczne, mówi Gulick.

      « powrót do artykułu
    • By KopalniaWiedzy.pl
      Naukowcy zmierzyli wartość odżywczą diety roślinożernych dinozaurów, hodując ich pokarm w warunkach atmosferycznych zbliżonych do tych sprzed 150 mln lat.
      Wcześniej wielu specjalistów uważało, że rośliny wyhodowane w atmosferze o dużej zawartości dwutlenku węgla mają niską wartość odżywczą. Nowe podejście eksperymentalne zespołu dr. Fiony Gill z Uniwersytetu w Leeds pokazało jednak, że to niekoniecznie prawda.
      Brytyjczycy hodowali pokarm dinozaurów, np. skrzyp czy miłorząb, w warunkach wysokiego poziomu CO2. Sztuczny system fermentacyjny pozwalał symulować trawienie liści w żołądkach zauropodów. Dzięki temu autorzy publikacji z pisma Palaeontology stwierdzili, że wiele roślin miało o wiele wyższą wartość energetyczną i zawartość składników odżywczych niż dotąd sądzono.
      To z kolei oznacza, że wbrew wcześniejszym przypuszczeniom, megaroślinożercy nie musieli wcale tak dużo jeść i że ekosystem mógł utrzymać znacznie większą gęstość populacji (+20%).
      W mezozoiku, gdy żyły olbrzymie brachiozaury czy diplodoki, klimat był zupełnie inny, z prawdopodobnie o wiele wyższym poziomem CO2. Zakładano, że skoro rośliny rosły w takich warunkach szybciej i/lub stawały się wyższe, spadała ich wartość odżywcza. Uzyskane wyniki pokazują, że [przynajmniej] w przypadku niektórych roślin to nieprawda.
      Nasze badania nie dają pełnego obrazu diety dinozaurów. Nie obejmują też [całego] zakresu występujących wtedy roślin, ale lepsze zrozumienie, jak te zwierzęta jadły, może naukowcom pomóc w zrozumieniu [trybu] ich życia.
      Akademicy z Leeds dodają, że dzięki ich nowemu podejściu eksperymentalnemu będzie można symulować inne ekosystemy i diety innych prehistorycznych megaroślinożerców, np. mioceńskich ssaków będących przodkami wielu współczesnych ssaków.

      « powrót do artykułu
    • By KopalniaWiedzy.pl
      Dinozaury, np. tyranozaury, często przedstawia się z obnażonymi zębami i wystawionym językiem. Nowe badania pokazują jednak, że nie mogły one wysuwać języka z pyska jak jaszczurki. Ich języki były bowiem prawdopodobnie zakotwiczone w dnie jamy ustnej podobnie jak u aligatorów.
      Naukowcy z Uniwersytetu Teksańskiego w Austin i Chińskiej Akademii Nauk doszli do takiego wniosku, badając kości gnykowe współczesnych ptaków i aligatorów, a także dinozaurów i pterozaurów.
      Autorzy publikacji z pisma PLoS ONE twierdzą, że istnieje związek między lataniem a wzrostem różnorodności i mobilności języka.
      Języki są często przeoczane. A dają one kluczowy wgląd w tryb życia wymarłych zwierząt - zaznacza prof. Zhiheng Li.
      W ramach badań wykonano wysokiej rozdzielczości zdjęcia tomograficzne mięśni i kości gnykowych 3 aligatorów i 13 gatunków współczesnych ptaków, np. strusi i kaczek. Okazy kopalne, głównie z północno-zachodnich Chin, obejrzano pod kątem zachowania delikatnych kości. Analiza objęła m.in. pterozaury i tyranozaury (Tyrannosaurus rex).
      Okazało się, że kości gnykowe większości dinozaurów przypominały kości gnykowe aligatorów i krokodyli, tzn. były krótkie, proste i połączone z niezbyt mobilnym językiem. Prof. Julia Clarke dodaje, że w związku z tym wszelkie rekonstrukcje, które przedstawiają języki dinozaurów wystawione z rozdziawionej paszczy, są błędne.
      Przez długi czas źle je rekonstruowano. U większości dinozaurów kości gnykowe były bardzo krótkie. U przedstawicieli rzędu krokodyli [Crocodilia] z podobnie krótkimi kośćmi gnykowymi język jest [zaś] przymocowany do dna jamy ustnej.
      U pterozaurów, dinozaurów ptasiomiednicznych i współczesnych ptaków występowała za to duża różnorodność kości gnykowych. Naukowcy sądzą, że spory zakres kształtów kości ma związek ze zdolnością lotu (kości nielotów, np. emu, wyewoluowały zaś od przodka, który umiał latać). Amerykańsko-chiński zespół przekonuje, że wzbicie się w przestworza doprowadziło do nowych sposobów żerowania/odżywiania się, a to z kolei miało związek z różnorodnością i ruchliwością języka.
      Generalnie ptaki w niezwykły sposób rozbudowały strukturę języka - zaznacza Clarke. Może to mieć związek ze spadkiem zręczności w wyniku przekształcenia dłoni w skrzydła - dodaje Li. Jeśli nie możesz wykorzystywać łap do manipulowania ofiarą, wzrasta rola języka w manipulowaniu pokarmem. To jedna z wysuniętych przez nas hipotez.
      Wyjątkiem od reguły łączącej różnorodność języka z lotem były dinozaury ptasiomiedniczne, do których należały m.in. stegozaury, ceratopsy i inne roślinożerne gady przeżuwające. Choć nie latały, także miały wysoce skomplikowane i bardziej mobilne kości gnykowe, które mimo wszystko różniły się strukturalnie od kości latających dinozaurów i pterozaurów.
      Clarke przekonuje, że dalsze badania nad zmianami anatomicznymi, które towarzyszyły przekształceniom funkcji języka, mogą poprawić stan wiedzy nt. ewolucji ptaków. Współcześnie da się bowiem np. prześledzić, jak zmiany języków ptaków wiążą się z położeniem głośni. To z kolei oddziałuje na sposób oddychania i wokalizacji.

      « powrót do artykułu
  • Recently Browsing   0 members

    No registered users viewing this page.

×
×
  • Create New...