Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Google ma jeszcze miesiąc

Rekomendowane odpowiedzi

Google ma do 9 listopada czas na przedstawienie sądowi nowej wersji umowy z wydawcami i autorami książek. Przypomnijmy, że wcześniejsza umowa wywołała sporo kontrowersji, sprzeciwiło się jej wielu autorów, obrońców prywatności oraz Departament Sprawiedliwości (DoJ). O zatwierdzeniu umowy miał zadecydować sąd, jednak strony poprosiły o czas na przygotowanie nowego porozumienia, które zadowoli urzędników z DoJ.

Przedstawicielom Departamentu nie podobają się zapisy, na podstawie których Google stałby się jedyną organizacją na świecie posiadającą prawa do przygotowania cyfrowych niepublikowanych już dzieł, podlegających ciągle ochronie prawnej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

"cyfrowych niepublikowanych już dzieł, podlegających ciągle ochronie prawnej."

 

A co z dziełami które po długiej przerwie znów zostaną publikowane ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cały czas się na nowo patentuje, by kasa schodziła, chyba słyszałeś o nowej wersji Beatlesów?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Możesz coś więcej o tym patentowaniu na nowo ? Prawa autorskie do danego utworu ktoś ma zaklepane przecież - nie zaklepuje się ich na nowo chyba ? A Beatlesi to nie moja bajka ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Możesz coś więcej o tym patentowaniu na nowo ? Prawa autorskie do danego utworu ktoś ma zaklepane przecież - nie zaklepuje się ich na nowo chyba ? A Beatlesi to nie moja bajka ;)

wydaje mi sie, ze patentuje sie cos na okreslona liczbe lat.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Poza tym: od kiedy można opatentować utwór? o_O

Przepraszam, to się nazywa prawa autorskie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

I uważasz, że można je ponownie zdobyć na ten sam utwór? Ciekawa teoria.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czyli sugerujesz mi w tym konkretnym przypadku, że prawa autorskie do nowo powstałej obrobionej cyfrowo muzyki będą obowiązywać na zasadzie starych wersji? Czy jak?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeżeli prawa autorskie do dzieła wygasły (w Polsce, o ile pamiętam, wygasają 25 lat po śmierci ostatniego twórcy), dzieło staje dobrem wspólnym i każdy ma prawo tworzyć jego kopie i handlować nimi. Właśnie dlatego możesz legalnie rozpowszechniać tekst Pana Tadeusza (ale nie kserować książkę "Pan Tadeusz" z 2000 r., bo ta - uwzględniając skład, oprawę graficzną itp. - jest sama w sobie dziełem i naruszasz tutaj np. prawa autorskie do grafiki) i nie będziesz za to karany.

 

Na tej samej zasadzie orkiestra ma prawo wykonywać do woli dzieła Mozarta, ale już hiphopowiec powinien (przynajmniej teoretycznie) poprosić o możliwość wykorzystania sampla w swoim utworze, jeżeli utwór ten wciąż jest objęty prawami autorskimi. Natomiast nie istnieje coś takiego jak ponowne uzyskanie praw autorskich do dzieła - jeżeli raz wygasną, nie możesz ich odnowić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
ale nie kserować książkę "Pan Tadeusz" z 2000 r., bo ta - uwzględniając skład, oprawę graficzną itp. - jest sama w sobie dziełem i naruszasz tutaj np. prawa autorskie do grafiki)

Czyli muszę się dokopać do wersji w bardzo wielu przypadkach pierwotnej.

W takim razie mam pytanie, jak w niedługim czasie Beatlesi przestaną być chronieni prawem autorskim, to mam prawo zgrać sobie np. płytę, albo ją powielać na opór i nawet sprzedawać (Coś jak Linuksa)?

(w Polsce, o ile pamiętam, wygasają 25 lat po śmierci ostatniego twórcy)

Szybko.

Acha! Mam takie pytanie do Ciebie odnośnie praw autorskich: dlaczego po śmierci artysty nie wolno ściągać jego muzyki za darmo, w końcu on już nie ponosi za to żadnego zysku. Może do 5 lat, by wytwórni się zwróciło i rodzina coś dostała. Ale dlaczego aż 25 lat?

(ale nie kserować książkę "Pan Tadeusz" z 2000 r., bo ta - uwzględniając skład, oprawę graficzną itp. - jest sama w sobie dziełem i naruszasz tutaj np. prawa autorskie do grafiki)

A jak wezmę tą wersję i oskubie do samego tekstu?

A jak jest to książka tłumaczona, powiedzmy 24 lata po śmierci autora, to też nie mam prawa do wersji tłumaczonej?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jak dobrze pamietam to nie jest 25 lat od śmierci autora tylko od powstania utworu... bo jak inaczej wyjasnić taka ilość coverów (bez info że to covery) utworów czerwonych gitar czy maryli rodowicz?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Czyli muszę się dokopać do wersji w bardzo wielu przypadkach pierwotnej.

Albo do samego tekstu, który często można znaleźć nawet w necie.

W takim razie mam pytanie, jak w niedługim czasie Beatlesi przestaną być chronieni prawem autorskim, to mam prawo zgrać sobie np. płytę, albo ją powielać na opór i nawet sprzedawać (Coś jak Linuksa)?

Beatlesi nie przestaną być chronieni zbyt szybko, bo część zespołu ciągle żyje.

Acha! Mam takie pytanie do Ciebie odnośnie praw autorskich: dlaczego po śmierci artysty nie wolno ściągać jego muzyki za darmo, w końcu on już nie ponosi za to żadnego zysku. Może do 5 lat, by wytwórni się zwróciło i rodzina coś dostała. Ale dlaczego aż 25 lat?

Nie wiem, pytaj tutaj: http://www.sejm.gov.pl :P

A jak wezmę tą wersję i oskubie do samego tekstu?

Jak najbardziej.

A jak jest to książka tłumaczona, powiedzmy 24 lata po śmierci autora, to też nie mam prawa do wersji tłumaczonej?

O ile wiem, nie, bo tłumaczenie także jest dziełem - jego autorem jest tłumacz. Zresztą szczegóły masz tutaj: http://isip.sejm.gov.pl/servlet/Search?todo=open&id=WDU19940240083 (albo w Google pod hasłem "ustawa o prawie autorskim"), ja nie jestem prawnikiem i aż tak dobrze się nie znam :D

 

 

@pogo

 

z coverami w ogóle jest osobna historia, bo jest jeszcze coś takiego, jak artystyczna inspiracja i takie tam śmieszne pojęcia, a poza tym przepisy bardzo teoretycznie chronią artystę nawet przed coverami, ale jest to przepis całkowicie martwy. Ale samo prawo autorskie o utworu jako takiego obowiązuje - o ile pamiętam - jeszcze po śmierci artysty. Najlepiej będzie, jak doczytasz w ustawie ;) ja teraz nie mam za bardzo czasu na szukanie pełnych odpowiedzi ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ok, dzięki za wyjaśnienie czegoś, co mnie nurtowało.

Chciałem ci zadać takie pytanie (osobiście do Ciebie):

czy uważasz za złodziejstwo słuchanie wolnej muzyki 10 lat po śmierci autora?

Tzn. idziesz za prawem (ustawami), czy za własnym sumieniem?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A wiesz, że nigdy się nie zastanawiałem? Powiem tak: i tak nie ściągam muzyki z netu (nie licząc materiałów dostępnych legalnie), więc problem jakby mnie nie dotyczy, ale faktycznie jest to dość dziwne, że chroni się utwory tak bardzo długo po śmierci. Rozumiem rok czy trzy lata, bo zaraz po śmierci jest szczyt zainteresowania dziełem i spadkobiercy prawa autorskiego powinni mieć prawo do zarobku (przynajmniej ja tak sądzę). Ale faktycznie 25 lat to chyba za dużo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Też mnie to właśnie dziwi, na kogo właściwie spadają prawa po śmierci autora, i kto dostanie odszkodowanie jak nie autor.

Nie podoba mi się taki proceder, ale nic na to ie poradzę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ok, ale nawet to nie oznacza prawa do wymierzania sprawiedliwości na własną rękę i pobierania materiałów tylko dlatego, że ktoś sobie osobiście uznał, że okres ochronny minął (nie jest to skierowane konkretnie do Ciebie).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dobrzy, tylko jeżeli ludzie ustalający takie prawa są skorumpowani, to kto będzie ich kontrolował?

Prawo w pewnych momentach jest cholernie niejasne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Skąd założenie, że skorumpowani, oprócz Twojego generalnego złego nastawienia do polityki? Rzucasz bardzo ostre oskarżenie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

I to Twoim zdaniem jest dowodem na korupcję? Powtarzam moje pytanie: czy poza ogólną niechęcią do polityki masz jakiś dowód? I wreszcie: jak Ty byś się czuł, gdybym powiedział, że jesteś pedofilem?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zaczął bym się śmiać.

Może tak: gdybym fotografował gołe dzieci, albo stał z wywieszonym jęzorem przed przedszkolem, to miałbyś racjonalne powody sądzić, że jestem pedziem, prawda?

Zapytam jeszcze raz, dlaczego aż 25 lat?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem, ale jeżeli twierdzisz, że jest to dowód korupcji, to dla mnie Twoja postawa świadczy o tym, że jesteś pedofilem ;) Absurdalne i fałszywe? Ależ oczywiście(!), ale nie bardziej, niż Twoje podejście :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No dobra masz racje (oczywiście nie z pedofilem!) przeginam z oszczerstwami.

Zostaje mi tylko jedno niedopowiedzenie, nurtujące pytanie: Dlaczego?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W takim razie ja przepraszam za moje "zarzuty" (rzecz jasna, wyssane z palca) - chyba musiałem Ciebie mocno sprowokować, żebyś się zastanowił, czy Twoja anonimowość w Sieci nie sprawia, że pozwalasz sobie na zbyt wiele ;)

 

W kwestii Twojego pytania - pisz maile! Znajdź na stronach Sejmu informacje o komisji zajmującej się tymi sprawami i napisz maila do przewodniczącego. Jeżeli podpiszesz się z imienia, nazwiska i adresu zameldowania, każdy urzędnik państwowy ma obowiązek odpisania. Powodzenia :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Rozwój osobisty to klucz do udanego życia prywatnego i zawodowego. Nie dziwi więc, że książki na ten temat cieszą się dużą popularnością wśród czytelników. I to bez względu na wiek, światopogląd czy życiowy etap, na którym dana osoba się znajduje – w końcu każdy może mieć inny plan rozwoju osobistego, tak samo jak i inne cele czy marzenia. Jak jednak poruszać się w gąszczu dostępnych publikacji na ten temat? Chcesz poznać książki o rozwoju osobistym, które warto przeczytać? Dziś weźmiemy pod lupę ofertę księgarni internetowej Mando. Zapraszamy do lektury!
       
      Zadbaj o swój rozwój osobisty. Książki Ci w tym pomogą! W Mando znajdziesz wiele książek o rozwoju osobistym, które staną się dla Ciebie pomocą w samodoskonaleniu. Jesteś na etapie odkrywania swojej życiowej drogi? Szukasz przepisu na zachowanie człowieczeństwa we współczesnym, stechnologizowanym świecie? Pragniesz poprawić zawodową pewność siebie? A może chcesz zrozumieć ludzkie, a więc i własne emocje? To wszystko (i o wiele więcej!) mieści się w wyjątkowo szerokim pojęciu, jakim jest rozwój osobisty. Książki, które są dostępne w Mando, zostały napisane przez autorów zarówno na podstawie ich własnych przeżyć oraz doświadczeń życiowych, jak i w oparciu o zdobytą przez nich wiedzę. Będą one zatem dla Ciebie źródłem wielu inspiracji, a także wsparcia przy pracy nad sobą. Książki o rozwoju osobistym zachęcą Cię również do pogłębienia zainteresowań, poszerzenia umiejętności czy krytycznego myślenia, tak cennego w dzisiejszych czasach.
       
      Najlepsza książka o rozwoju osobistym – czy taka istnieje? Wiesz już, że książki o rozwoju osobistym mogą inspirować, skłaniać do poszukiwań i dać cenne, a nieraz wręcz przełomowe rady dotyczące tych dziedzin życia, jakich dotyczą. Ale jak wybrać tę idealną? Oczywiście nie istnieje jedna najlepsza książka o rozwoju osobistym. Jak już wspomnieliśmy, jest to bardzo szeroka kategoria, każdy czytelnik może też może nieco inaczej postrzegać rozwój osobisty. Książki, mające pomóc odnaleźć ten „brakujący element” będą też różne w zależności od etapu życia, na jakim znajduje się ich odbiorca. Naszym zdaniem są jednak takie książki o rozwoju osobistym, które bez kozery można nazwać uniwersalnymi. Zalicza się do nich na pewno publikacja Jak być człowiekiem autorstwa Svena Brinkmanna. Duński profesor psychologii pochyla się w niej nad pytaniami o to, czy jesteśmy efektem ewolucji czy dziełem Boga, czy też jak pozostać sobą w świecie, w którym coraz więcej technologii, a coraz mniej… tytułowego człowieka.
       
      Książki o rozwoju osobistym, które warto przeczytać To oczywiście dopiero początek. Do książek, o które warto oprzeć swój plan rozwoju osobistego, należą też np. dostępne w księgarni Mando pozycje Jacka Fiłka czy Magdaleny Kieferling. Publikacja O nadziei. Historyczne i analityczne wprowadzenie do fenomenologii nadziei, którą napisał prof. Jacek Fiłek, uznawany za jednego z najwybitniejszych polskich filozofów, to najlepsza książka o rozwoju osobistym do czytania w obecnych czasach, naznaczonych wcale jeszcze nie tak odległą pandemią czy wojną toczącą się za wschodnią granicą. Poruszającą zupełnie inne tematy, acz również potrzebną publikacją, jest książka autorstwa Magdaleny Kieferling pt. Pewna ty! Jak być skuteczną w pracy i nie zwariować, skierowana do kobiet, które mają dylematy związane ze swoją karierą i życiem zawodowym.
      Wymienione przez nas w artykule książki o rozwoju osobistym kupisz na stronie internetowej księgarni Mando. Znajdziesz je pod tym linkiem: https://mando.pl/ksiazki/mando-inside-ksiazki-psychologiczne/rozwoj-osobisty

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Google ujawniło swoją pilnie strzeżoną tajemnicę. Koncern, jako pierwszy dostawca chmury obliczeniowej i – prawdopodobnie – pierwszy wielki właściciel centrów bazodanowych, zdradził ile wody do chłodzenia zużywają jego centra obliczeniowe. Dotychczas szczegóły dotyczące zużycia wody były traktowane jak tajemnica handlowa.
      Firma poinformowała właśnie, że w ubiegłym roku jej centra bazodanowe na całym świecie zużyły 16,3 miliarda litrów wody. Czy to dużo czy mało? Google wyjaśnia, że to tyle, ile zużywanych jest rocznie na utrzymanie 29 pól golfowych na południowym zachodzie USA. To też tyle, ile wynosi roczne domowe zużycie 446 000 Polaków.
      Najwięcej, bo 3 miliardy litrów rocznie zużywa centrum bazodanowe w Council Bluffs w stanie Iowa. Na drugim miejscu, ze zużyciem wynoszącym 2,5 miliarda litrów, znajduje się centrum w Mayes County w Oklahomie. Firma zapowiada, że więcej szczegółów na temat zużycia wody przez jej poszczególne centra bazodanowe na świecie zdradzi w 2023 Environmental Report i kolejnych dorocznych podsumowaniach.
      Wcześniej Google nie podawało informacji dotyczących poszczególnych centrów, obawiając się zdradzenia w ten sposób ich mocy obliczeniowej. Od kiedy jednak zdywersyfikowaliśmy nasze portfolio odnośnie lokalizacji i technologii chłodzenia, zużycie wody w konkretnym miejscu jest w mniejszym stopniu powiązane z mocą obliczeniową, mówi Ben Townsend, odpowiedzialny w Google'u za infrastrukturę i strategię zarządzania wodą.
      Trudno się jednak oprzeć wrażeniu, że Google'a do zmiany strategii zmusił spór pomiędzy gazetą The Oregonian a miastem The Dalles. Dziennikarze chcieli wiedzieć, ile wody zużywają lokalne centra bazodanowe Google'a. Miasto odmówiło, zasłaniając się tajemnicą handlową. Gazeta zwróciła się więc do jednego z prokuratorów okręgowych, który po rozważeniu sprawy stanął po jej stronie i nakazał ujawnienie danych. Miasto, któremu Google obiecało pokrycie kosztów obsługi prawnej, odwołało się od tej decyzji do sądu. Później jednak koncern zmienił zdanie i poprosił władze miasta o zawarcie ugody z gazetą. Po roku przepychanek lokalni mieszkańcy dowiedzieli się, że Google odpowiada za aż 25% zużycia wody w mieście.
      Na podstawie dotychczas ujawnionych przez Google'a danych eksperci obliczają, że efektywność zużycia wody w centrach bazodanowych firmy wynosi 1,1 litra na kilowatogodzinę zużytej energii. To znacznie mniej niż średnia dla całego amerykańskiego przemysłu wynosząca 1,8 l/kWh.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Prawnikom Google'a nie udało się doprowadzić do odrzucenia przez sąd pozwu związanego z nielegalnym gromadzeniem danych użytkowników przez koncern. Sędzia Lucy Koh uznała, że Google nie poinformował użytkowników, iż zbiera ich dane również wtedy, gdy wykorzystują w przeglądarce tryb anonimowy.
      Powodzi domagają się od Google'a i konglomeratu Alphabet co najmniej 5 miliardów dolarów odszkodowania. Twierdzą, że Google potajemnie zbierał dane za pośrednictwem Google Analytics, Google Ad Managera, pluginów oraz innych programów, w tym aplikacji mobilnych. Przedstawiciele Google'a nie skomentowali jeszcze postanowienia sądu. Jednak już wcześniej mówili, że pozew jest bezpodstawny, gdyż za każdym razem, gdy użytkownik uruchamia okno incognito w przeglądarce, jest informowany, że witryny mogą zbierać informacje na temat jego działań.
      Sędzia Koh już wielokrotnie rozstrzygała spory, w które były zaangażowane wielkie koncerny IT. Znana jest ze swojego krytycznego podejścia do tego, w jaki sposób koncerny traktują prywatność użytkowników. Tym razem na decyzję sędzi o zezwoleniu na dalsze prowadzenie procesu przeciwko Google'owi mogła wpłynąć odpowiedź prawników firmy. Gdy sędzia Koh zapytała przedstawicieli Google'a, co koncern robi np. z danymi, które użytkownicy odwiedzający witrynę jej sądu wprowadzają w okienku wyszukiwarki witryny, ci odpowiedzieli, że dane te są przetwarzane zgodnie z zasadami, na jakie zgodzili się administratorzy sądowej witryny.
      Na odpowiedź tę natychmiast zwrócili uwagę prawnicy strony pozywającej. Ich zdaniem podważa ona twierdzenia Google'a, że użytkownicy świadomie zgadzają się na zbieranie i przetwarzanie danych. Wygląda na to, że Google spodziewa się, iż użytkownicy będą w stanie zidentyfikować oraz zrozumieć skrypty i technologie stosowane przez Google'a, gdy nawet prawnicy Google'a, wyposażeni w zaawansowane narzędzia i olbrzymie zasoby, nie są w stanie tego zrobić, stwierdzili.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Przed sądem federalnym w San Jose złożono pozew zbiorowy przeciwko Google'owi. Autorzy pozwu oskarżają wyszukiwarkowego giganta o to, że zbiera informacje o internautach mimo iż używają oni trybu prywatnego przeglądarki. Uważają, że Google powinien zapłacić co najmniej 5 miliardów dolarów grzywny.
      Zdaniem autorów pozwu problem dotyczy milionów osób, a za każde naruszenie odpowiednich ustaw federalnych oraz stanowych koncern powinien zapłacić co najmniej 5000 USD użytkownikowi, którego prawa zostały naruszone.
      W pozwie czytamy, że Google zbiera dane za pomocą Google Analytics, Google Ad Managera i innych aplikacji oraz dodatków, niezależnie od tego, czy użytkownik klikał na reklamy Google'a. Google nie może w sposóby skryty i nieautoryzowany gromadzić danych na temat każdego Amerykanina, który posiada komputer lub telefon, piszą autorzy pozwu.
      Do zarzutów odniósł się Jose Castaneda, rzecznik prasowy koncernu. Za każdym razem, gdy użytkownik uruchamia przeglądarkę w trybie prywatnym, jest jasno informowany, że przeglądane witryny mogą śledzić jego poczynania, stwierdził.
      Specjaliści ds. bezpieczeństwa od dawna zwracają uwagę, że użytkownicy uznają tryb prywatny za całkowicie zabezpieczony przez śledzeniem, jednak w rzeczywistości takie firmy jak Google są w stanie nadal zbierać dane o użytkowniku i, łącząc je z danymi z publicznego trybu surfowania, doprecyzowywać informacje na temat internautów.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Google podsumowało jedną z najbardziej długotrwałych wojen, jaką stoczyło ze szkodliwym oprogramowaniem. W ciągu ostatnich trzech lat firma usunęła ponad 1700 aplikacji zarażonych różnymi odmianami szkodliwego kodu o nazwie Bread (Joker).
      Jego twórcy byli wyjątkowo uparci. Zwykle autorzy szkodliwego kodu przestają go wgrywać do Play Store gdy tylko zostanie on wykryty przez Google'a. Przestępcy stojący za Bread'em nie poddali się tak łatwo. Działali przez ponad trzy lata i co tydzień przygotowywali nową wersję szkodliwego kodu.
      Przez te trzy lata stosowali tę samą technikę – wprowadzali w kodzie serię niewielkich zmian, licząc na to, że uda się oszukać stosowane przez Google'a mechanizmy obronne. Zwykle się nie udawało, ale czasami przestępcy odnosili sukces. Na przykład we wrześniu ubiegłego roku ekspert ds. bezpieczeństwa, Aleksejs Kurpins znalazł w Play Store 24 różne aplikacje zarażone Jokerem. W październiku inny ekspert znalazł kolejną aplikację, a kilka dni później Trend Micro poinformował o odkryciu kolejnych 29 kolejnych zarażonych programów. Później znajdowano kolejne, w tym arkusze kalkulacyjne Google Docs.
      Jednak w większości wypadków mechanizmy Google'a działały dobrze i zablokowały ponad 1700 aplikacji, które miały zostać umieszczone w Play Store. Jak dowiadujemy się z wpisu na oficjalnym blogu, w pewnym momencie hakerzy użyli niemal każdej znanej techniki, by ukryć kod. Zwykle przestępcy posługiwali się jednorazowo 3–4 wariantami szkodliwego kodu. Jednak pewnego dnia próbowali wgrać aplikacja zarażone w sumie 23 odmianami kodu.
      Najbardziej skuteczną techniką zastosowaną przez twórców szkodliwego kodu było wgranie najpierw czystej aplikacji do Play Store, a następnie rozbudowywanie jej za pomocą aktualizacji zawierających już szkodliwy kod. Przestępcy nie ograniczali się jedynie do tego. Umieszczali na YouTube filmy z recenzjami, które miały zachęcić internautów do instalowania szkodliwych aplikacji.
      Jak informuje Google, twórcy Breada działali dla korzyści finansowych. Pierwsze wersje ich szkodliwego kodu miały za zadanie wysyłać SMS-y premium, z których przestępcy czerpali korzyści. Gdy Google zaostrzył reguły dotyczące korzystania przez androidowe aplikacje z SMS-ów, przestępcy przerzucili się na WAP fraud. Telefon ofiary łączył się za pomocą protokołu WAP i dokonywał opłat, którymi obciążany był rachunek telefoniczny. Ten typ ataku był popularny na na przełomie pierwszego i drugiego dziesięciolecia bieżącego wieku. Później praktycznie przestał być stosowany. Nagle, w roku 2017, wystąpił prawdziwy wysyp szkodliwego kodu, który znowu korzystał z tej techniki. Jak twierdzi Google, twórcy Breada byli najbardziej upartą i wytrwałą grupą przestępczą, która używała WAP fraud.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...