Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Lektura biografii Vincenta van Gogha doprowadza wielu czytelników do wniosku, że sztuka może doprowadzić człowieka do szaleństwa. Z najnowszych badań wynika jednak, że skłonność do niektórych chorób psychicznych jest nie konsekwencją kreatywności, lecz współistniejącym z nią objawem świaczącym o występowaniu określonego wariantu jednego z genów.

Zainteresowanie naukowców wzbudziła neuregulina-1, białko zaangażowane m.in. w proces rozwoju neuronów oraz budowania połączeń pomiędzy nimi. Już wcześniej wykazano związek pomiędzy występowaniem różnych wariantów genu kodującego tę proteinę a niektórymi chorobami psychicznymi. Tym razem autorzy studium chcieli sprawdzić, czy jest ona powiązana także z posiadaniem "artystycznego", kreatywnego umysłu.

Do udziału w studium zaproszono osoby uważające siebie za twórcze i oryginalne. Autor badania, Szabolcs Kéri z węgierskiego Uniwersytetu Semmelweis, zadał uczestnikom serię pytań, które miały za zadanie sprawdzić ich kreatywność, a także zebrał informacje na temat ewentualnych osiągnięć w dyscyplinach wymagających tej cechy. 

Po wyselekcjonowaniu osób o najbardziej oryginalnym sposobie myślenia badacz przystąpił do testów genetycznych. Jak się okazało, u wielu uczestników studium gen kodujący neuregulinę-1 zawierał charakterystyczny wariant promotora, czyli sekwencji towarzyszącej odcinkowi DNA kodującemu samo białko, odpowiedzialnej m.in. za regulację aktywności całego genu i intensywności syntezy kodowanego przezeń białka. 

Częstotliwość występowania nietypowej wersji promotora znacznie przekraczała wartości typowe dla populacji ogólnej. Co jest jednak jeszcze ciekawsze, ta sama zmiana pojawia się bardzo często także u osób chorujących na niektóre choroby psychiczne, takie jak zaburzenie afektywne dwubiegunowe czy schizofrenia.

Dotychczas nie udało się ustalić dokładnego mechanizmu łączącego występowanie chorób oraz podwyższonego stopnia kreatywności umysłu. Nietrudno jednak nie zauważyć, że wyjątkowo wydajna praca mózgu ma także swoje wady. Jest to przekonująca przesłanka na rzecz hipotezy, zgodnie z którą choroby takie jak schizofrenia są "efektem ubocznym" gwałtownej ewolucji mózgu u ludzi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hehe, czyli od teraz artyści powinni mieć obowiązkowe okresowe badania psychatryczne? :P

 

A tak na poważnie, może artyzm oraz zaburzenia psychiki są regulowane mechanizmem wielogenowym? I samo występowanie wspomnianego w artykule nietypowego promotora jednego z genów jest dopiero niejako warunkiem koniecznym, predestynującym do bycia osobą chorą psychicznie lub artystą (podkreślam tu funkcję operatora logicznego 'lub', które dopuszcza zarówno jeden z wariantów jak i obydwa naraz ;)), natomiast jakiś inny gen warunkuje która z tych, nazwijmy to osobowości, ulegnie ekspresji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Hehe, czyli od teraz artyści powinni mieć obowiązkowe okresowe badania psychatryczne? :D

Oby nie skończyło się jeszcze gorzej: każda, nawet najbardziej agresywna i faszystowska w swoim wydźwięku chała, będzie dozwolona w imię "wolności sztuki" i "uniewinnienia niepoczytalnych" :P

 

Natomiast mechanizm niemal na pewno jest wielogenowy ;) Zresztą, nawet w przypadku zachorowania na choroby teoretycznie jednogenowe ich przebieg zależy praktycznie zawsze od innych genów. Chociaż odkrycie podstawowego mechanizmu tego procesu na pewno jest cenne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam do Was takie pytanie: skąd u Was natychmiastowe powiązanie kreatywności ze sztuką i przemilczenie tego, jak ważna jest kreatywność w nauce (szczególnie tej wielkiej)?

 

Ja bym się bardziej od artystów obawiał jednak szalonych pomysłów naukowców. Wtedy to dopiero: "każda, nawet najbardziej agresywna i faszystowska w swoich skutkach chała, będzie dozwolona w imię 'wolności nauki' i 'wiedzy ponad wszystko'".

 

;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dlatego nie trzeba się tego typu rzeczy obawiać, że w nauce najważniejszy jest zdrowy rozsądek i myślenie analityczne oraz syntetyczne, przyczynowo-skutkowe. Kreatywność nie ma tu dużo do rzeczy. A już na pewno przez ogół naukowców obalane są pomysły nielicznych szaleńców..

 

Poza tym obecne przepisy niesamowicie utrudniają faszystowskie eksperymenty w imię 'wolności nauki i wiedzy ponad wszystko' - testy na zwierzętach, a tym bardziej ludziach wymagają ogromnej ilości pism, zgód oraz pieniędzy. Poza tym coraz częściej stosuje się symulacje komputerowe, a dopiero potem eksperymenty, aby nie trwonić ograniczonych funduszy na próżne doświadczenia.

 

Uważam zatem, że nie ma się czego obawiać ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W nauce najważniejszy jest zdrowy rozsądek? Hehe. Zabawny pogląd i mało mający wspólnego z rzeczywistością. "Przez całe życie starałem się zgłębić ekonomię i jedyne co mi w tym przeszkadzało, to zdrowy rozsądek" - ta cytowana z pamięci wypowiedź noblisty z ekonomii niech posłuży za przykład.

 

Również myślenie analityczne, to jedynie jeden z aspektów myśli naukowej. Nawet nie najważniejszy, a już z całą pewnością niewystarczający. Niemal wszystkie wielkie odkrycia nauki to pełne intuicyjnego, kreatywnego myślenia syntezy przekraczające dręczące wcześniejszy poziom myśli paradoksy i sprzeczności. Najlepszym przykładem są tutaj Teorie Względności Einsteina. Kolejny cytat - tym razem bodajże Hilberta o jednym z jego uczniów - "miał za mało wyobraźni, ażeby zostać matematykiem, więc został poetą".

 

 

Zdrowy rozsądek i skupienie na aspekcie analitycznym to działanie charakterystyczne nie dla wielkich odkryć, lecz dla dopracowywania i poszerzania wiedzy w już istniejącym paradygmacie naukowym. Przełomów takie umysły nie dokonują.

 

_______________

 

Żeby zakończyć jakoś tę wypowiedź. Nie wydaje Ci się zabawnym pisanie jakichś groźnie brzmiących proroctw odnośnie artystów, jeśli wziąć pod uwagę "moc" jaką niesie ze sobą nauka, niewystarczalność istniejących rozwiązań prawnych, niewydolność kontroli (w kontekście globalnym), oraz wszelkie wady ludzkie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dodaję:

 

Jak według Ciebie ma przebiegać synteza bez kreatywności? Uważasz, że znalezienie wspólnego mianownika całego ogromu danych jest działaniem pozbawionym kreatywności?

 

Jak się Twoje twierdzenia mają do wypowiedzi samych wielkich naukowców np. Einsteina, który myślał obrazowo, z lubością stosował spekulację, zwykł wprowadzać się w stan "półsnu", explicite wypowiadał się o roli wyobraźni itd. albo H. Poincare'a, wielkiego matematyka (który przed Einsteinem miał masę odkryć bliskich opracowania teorii względności), który szeroko rozpisywał się o roli intuicji i myślenia obrazowego w nauce? Również jednak umysły logiczne (nie stosujące wizualizacji itp.) bez kreatywności nie osiągną niczego: w nauce niezwykle istotne jest mnożenie możliwych wyjaśnień i kombinacji, a to jest kreatywność sensu stricto.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Uważam po prostu, że nauka nie jest celem samym w sobie, tak jak sztuka. W nauce, jeśli już kreatywność jest używana, to do rozwiązywania konkretnych problemów, a nie wymyślania na oślep czegoś, co może się przyda. Kreatywność naukowa jest o wiele bardziej pragmatyczna od kreatywności artystycznej.

 

Ponadto, kreatywność naukowa bardziej polega na szukaniu powiązań w jakimś określonym zbiorze pojęć i problemów, zaś kreatywność artystyczna nierzadko nie posiada takiego zamkniętego zbioru. Często polega na celowym łamaniu konwencji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Oczywiście masz w wielkiej mierze rację. Mam jednak dwa zastrzeżenia:

 

Po pierwsze - sztuka nie polega na dowolności, na niczym nieskrępowanej swobodzie. Gdyby tak było, sztuka byłaby chaosem. Być dobrym artystą, to m.in. umieć się ograniczyć. Dotyczy to przede wszystkim wielkiej sztuki. Panuje tutaj większa swoboda niż w nauce, ale nie dowolność. Ostatecznie wielki artysta, to ten który utrafia w sedno; który pozwala nam lepiej zrozumieć jedno pojęcie przekazując je za pomocą drugiego, który widzi jedność w wielości.

 

Weźmy np. Retorykę i Poetykę Arystotelesa i opis najowocniejszej - jego zdaniem - metafory; metafory przez analogię: A ma się tak do B, jak C do D. Atrybutem Aresa jest tarcza, atrybutem Dionizosa jest czara. Poeta nazywa więc tarczę - czarą Aresa; albo czarę - tarczą Dionizosa. Można również użyć tego inaczej np. nazywając tarczę 'czarą bez wina'.

 

W innym miejscu podaje Arystoteles np. taki przykład, iż pewien człowiek nazwał starość badylem. I dodaje, że w ten sposób uczy nas rozumienia starości przez ogólne pojęcie 'uwiądu'. I to jest prawda. Wszelkie wartościowe środki literackie na tym właśnie polegają: na dostrzeganiu analogii, wyrażaniu gatunkowego przez rodzajowe, albo rodzajowego przez gatunkowe, uwypuklaniu części nad całość, lub całości nad część, na zdolności do abstrakcji, dostrzegania zależności, budowania syntezy z konkretów itp. I co ciekawe - wielcy artyści również dostrzegali wyższość syntezy nad analizą. Np. Goethe dokonał rozróżnienia znaczeń pojęć 'alegorii' i 'symbolu' stawiając wyżej ten drugi (wcześniej widać to było już u Kanta). Otóż alegoria jest to jakby przypasowanie szczegółu do ogółu (po prostu stworzenie schematu czegoś, co już uznajemy za prawdziwe), natomiast symbol, to jakby 'czucie' w jednostkowym ogółu, zdolność wykraczania poprzez konkret to praw ogólnych (a więc dokonanie syntezy i umożliwienie powtórzenia tego dokonania u innych, poprzez zamknięcie owego procesu w dziele).

 

Przyznam, że irytuje mnie deprecjonowanie sztuki, jakie zauważyłem na tym forum. Objawia ono tylko niewiedzę. Wbrew pozorom sztuka i nauka mają ze sobą bardzo wiele wspólnego.

 

Po drugie: rozmawiamy w wątku traktującym o powiązaniu kreatywności ze schorzeniami psychicznymi. Myślę, że jest wątpliwe, by to powiązanie miało na uwadze Twoje rozróżnienia między kreatywnością stosowaną tak, a inaczej.

 

Edit:

 

Mam jeszcze swoje po trzecie: sztuka dla sztuki, to hasło jednej jedynie epoki (właściwie postulat). Jest ono wielce wątpliwe. Jeśli bowiem rozumieć je tak, że sztuka nie ma żadnej wartości poznawczej, to oczywiście jest to fałsz: wielka sztuka ma wartość poznawczą i to niemałą. Jeśli zaś rozumieć to tak, że artysta tworzy, bo lubi, to dokładnie to samo można powiedzieć o naukowcach: oni też tworzą, bo ich to bawi, a że znajduje to często proste przełożenia praktyczne (metaforycznie: możesz sobie na tej bazie zbudować robota i go pogłaskać), to jeszcze nic samo w sobie nie znaczy. S.Banach pytany o to dlaczego uprawia matematykę stwierdził, że chyba najważniejszym powodem uprawiania nauki jest odczucie, iż wreszcie jest coś, w czym jesteś naprawdę dobry. To czysta psychologia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pozwolę sobie się wtrącić.

Po pierwsze - sztuka nie polega na dowolności, na niczym nieskrępowanej swobodzie. Gdyby tak było, sztuka byłaby chaosem. Być dobrym artystą, to m.in. umieć się ograniczyć.

Oczywiście, że tak. Ale zwróć uwagę, że w przypadku sztuki ograniczenia narzuca sobie sam artysta, a celem ograniczenia jest wyłącznie to, żeby dzieło odpowiadało jemu samemu. W przypadku nauki ograniczeń jest znacznie więcej (prawo, etyka, finanse itp.) i są one narzucane z zewnątrz.

Przyznam, że irytuje mnie deprecjonowanie sztuki, jakie zauważyłem na tym forum. Objawia ono tylko niewiedzę.

Być może jest to wynikiem tego, jaki poziom prezentuje dziś sztuka i odwrotnie: jak się dziś sztukę prezentuje. Rzeczywistość jest taka, że byle idiota może w dzisiejszych czasach namalować czerwony kwadrat na czarnym tle, ale jeżeli tylko ma dobre nazwisko albo wypromował się w mediach, będzie uznany za wielkiego artystę, a jego "sztuka" będzie się sprzedawała za grube tysiące, jak nie miliony. Prawdziwa sztuka jest tymczasem zjawiskiem bardzo niszowym, co doskonale widać na przykładzie muzyki (wg mnie niewątpliwie jest ona dziedziną sztuki) - wszędzie widzimy i słyszymy o Dodzie, a taki np. zespół jak Karbido jest znany tylko nielicznym, choć jest to twór absolutnie genialny.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pozwolę sobie się wtrącić.Oczywiście, że tak. Ale zwróć uwagę, że w przypadku sztuki ograniczenia narzuca sobie sam artysta, a celem ograniczenia jest wyłącznie to, żeby dzieło odpowiadało jemu samemu. W przypadku nauki ograniczeń jest znacznie więcej (prawo, etyka, finanse itp.) i są one narzucane z zewnątrz.

 

To nie jest aż takie proste. Wielu artystów podkreśla, że dzieło zaczyna dla nich żyć własnym życiem, wymyka się spod kontroli, że samo pisanie może nieść wartość poznawczą bądź terapeutyczną. Osobiście dostrzegam bardzo proste mechanizmy które mogą za tym stać.

 

Weźmy utwór sci-fi. Tworzymy jakiś fikcyjny byt przejawiający określone cechy i fikcyjny świat, który jednak rządzi się określonymi prawami. Pisząc powieść dochodzimy do momentu, w którym nasz byt znajduje się w sytuacji istotnej względem jego cech, ale przez nas nieprzewidzianej. Eureka: dochodzimy do nowego wniosku. Ten wniosek może być również znaczący w rzeczywistym świecie jeśli fikcyjnemu bytowi przypisaliśmy cechy analogiczne do jakiegoś istniejącego realnie pojęcia, hipotezy itp. Takie np. hard sci-fi w ogóle bliskie jest eksperymentom myślowym.

 

Edit:

 

Opisany powyżej proces jest analogiczny do tego, co się podejrzewa odnośnie procesów myślowych stojących za tym, co nazywamy intuicją. Mianowicie do podejrzeń, iż po wykonaniu pracy myślowej w danym temacie i jej zaprzestaniu, podświadomość mnoży kombinacje nowo pozyskanych danych z istniejąca już wiedzą, co może się ostatecznie objawić przebłyskiem intuicji (potknięciem się o wniosek). Niektórzy nawet tak określają genialność: jako ponadprzeciętną zdolność kojarzenia wszystkiego z wszystkim, mnożenia kombinacji.

 

Najważniejsze jednak co mam tutaj do powiedzenia jest to, iż moim zdaniem artystę ogranicza nie tylko on sam, ale i przedmiot jego twórczości, wykreowane przez niego znaczenia, ale i te, które zaczerpnął z rzeczywistości. Powiedzmy tak: dobre kino nie może być sprzeczne wewnętrznie, chyba, że wewnętrzna sprzeczność jest w nim jednością na wyższym poziomie rozważań.

 

 

Być może jest to wynikiem tego, jaki poziom prezentuje dziś sztuka i odwrotnie: jak się dziś sztukę prezentuje. Rzeczywistość jest taka, że byle idiota może w dzisiejszych czasach namalować czerwony kwadrat na czarnym tle, ale jeżeli tylko ma dobre nazwisko albo wypromował się w mediach, będzie uznany za wielkiego artystę, a jego "sztuka" będzie się sprzedawała za grube tysiące, jak nie miliony. Prawdziwa sztuka jest tymczasem zjawiskiem bardzo niszowym, co doskonale widać na przykładzie muzyki (wg mnie niewątpliwie jest ona dziedziną sztuki) - wszędzie widzimy i słyszymy o Dodzie, a taki np. zespół jak Karbido jest znany tylko nielicznym, choć jest to twór absolutnie genialny.

 

Tu się zgadzam. Wynika to jednak właśnie z takich twierdzeń jak: "sztuka dla sztuki", "liczy się sam akt kreacji", "nie istnieją prawdy obiektywne", "o gustach się nie dyskutuje" itd.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

PS. A odnośnie ograniczeń odniesionych wprost do zagrożeń:

 

Etykę naukowców kontroluje się w laboratoriach, poza tym mogą wygadywać równie wątpliwe tezy, co pisarze (ostatecznie również mogą napisać powieść i mieć chore przekonania); ta kontrola jest skrajnie niewystarczająca, w wielu miejscach świata wręcz nie istnieje; naukowcy to ludzie (bywają pazerni, zawistni, pozbawieni zasad); ostatecznie nie sądzę, by takie, a nie inne zastosowanie kreatywności było znaczące względem przedstawionej w artykule korelacji kreatywności ze schorzeniami psychicznymi.

 

Więc - czepianie się w komentarzach artystów jest jak dla mnie grubymi nićmi szyte :P Schizofrenik, to schizofrenik i ja się bardziej obawiam takiego z bombą, czy wyniesionym z laboratorium bakcylem, niż takiego z piórem czy kitarą. Naprawdę sensowniejsze wydaje mi się okresowe badanie psychiatryczne mikrobiologa, niż poety ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale w przypadku nauki kontrowersyjne wypowiedzi nie są szkodliwe w stopniu równym z kontrowersyjnymi badaniami. Mogą one jednak mieć istotny wpływ na przyznanie pieniędzy na kolejne badania, więc naukowiec, który pozwala sobie na zbyt wiele, jest automatycznie odcinany od funduszy na badania. System sam się reguluje.

 

Zobacz tez, że żeby prowadzić badania o potencjalnie wysokim stopniu szkodliwości, potrzeba naprawdę dużych środków. Tymczasem są one dostępne tylko w bogatych krajach, a tam kontrola nad badaniami jest wyjątkowo ścisła.

 

I jeszcze jedna rzecz: na studia ścisłe często idą wizjonerzy, ale to nie są ludzie o kreatywności rozumianej w taki sam sposób, jak w przypadku artystów. To jest jednak zupełnie inny styl myślenia, jest on - jak zauważył lucky_one - znacznie bardziej pragmatyczny i przyziemny.

 

Rzecz jasna, nie bronię tu fanatycznie nauki, chociaż nie rozstrzygam też, kto jest bardziej niebezpieczny. Chodzi mi jedynie o to, żeby też po prostu nie panikować ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Ale zwróć uwagę, że w przypadku sztuki ograniczenia narzuca sobie sam artysta, a celem ograniczenia jest wyłącznie to, żeby dzieło odpowiadało jemu samemu. 

 

Opisałeś kopistę a nie artystę (jednym słowem : ślepca).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Groteskowy, przyznaję, poruszyłeś istotne problemy. Przyznaję, że po części deprecjonuję sztukę, ale bierze się to może właśnie z takich powodów jak opisał mikroos - prawdziwa sztuka kultywowana była lata temu, niewielu jest obecnie artystów, u których można by dopatrzyć się w twórczości takiego zamysłu, lekko zakrawającego na naukowy,  jak Ty opisałeś.

 

Przyznaję, tego typu sztuka nie jest tworzona sama dla siebie - może ona mieć charakter nawet niejako edukacyjny, ukazując powiązania między różnymi pojęciami i zjawiskami.

 

Stronię natomiast od sztuki, która albo jest komercyjna (nawet jeśli dobrze bawię się przy popularnym zespole, to nie wyniosę go na piedestały za twórczość) albo takiej która służy ekspresji autora. Ten drugi rodzaj dla niektórych może mieć duże znaczenie (vide, panie od polskiego w szkołach ;)), ja natomiast nie chcę się tym interesować nie dlatego, że uważam iż twórczość taka jest pozbawiona sensu. Bo dla twórcy, jak sam zaznaczyłeś, może mieć charakter nawet terapeutyczny. Ale ja mam swój świat, swoje życie, i wolę się zająć tym co tu i teraz oraz tym co mogę zrobić. Wolę wysłuchać problemów moich znajomych, bo to może coś zmienić - a nie czytać o problemach kogoś, kto może ładnie je opisał, ale i tak nie mam jak mu pomóc ;)

 

Co do myślenia syntetycznego i analitycznego. Potraktowałbym je nieco inaczej. Myślenie syntetyczne, owszem, jest jakby wyższym poziomem - ale aby możliwe było osiągnięcie go, warunkiem koniecznym jest dobre opanowanie myślenia analitycznego. Bo najpierw trzeba problem poznać, zgłębić jego składowe. Dopiero później można odnieść go do analogicznego zagadnienia. Bez dobrego opanowania podstaw, fundamentalnego rozumienia zagadnień, nie można osiągnąć sukcesu na poziomach bardziej zaawansowanych (zauważ chociażby jakie obecnie problemy ma młodzież w szkołach - dlatego że leżą na podstawach: czytaniu ze zrozumieniem i logicznym myśleniu, umiejętności algorytmizacji postępowania w rozwiązywaniu danych im zadań). Trzeba najpierw być dobrym rzemieślnikiem, aby móc stać się artystą czy mistrzem.

 

 

Sam staram się obserwować świat na każdym kroku, i może się zdziwisz, ale dostrzegam analogię w wielu zjawiskach otaczających mnie, tak jak opisywałeś to, mówiąc o wysokiej sztuce. Tyle że ja te analogie tłumaczę sobie bardziej na sposób naukowy niż mistyczny. Trochę się nimi zachwycam, ale przede wszystkim, że tak przejaskrawię 'zbieram dane żeby móc poprawić skuteczność funkcjonowania'. Bo dostrzeżenie struktury świata pozwala na podejmowanie trafniejszych decyzji. I dla mnie to jest sednem.

 

 

Teraz wracając od filozofii do artykułu :P  :

 

Zgadzam się, że szalony naukowiec (ale z możliwościami), mógłby nabruździć bardziej niż szalony artysta. Ale po pierwsze, jak już mówiłem ja i mikroos, faktyczne zagrożenie dla świata ze strony szalonych naukowców jest raczej nikłe. Dużo większy zamęt sieją nieodpowiedzialni politycy i wojskowi, którzy nierzadko z tych naukowych osiągnięć korzystają (niestety sporo odkryć naukowych osiąganych jest na potrzeby wojska, a dopiero potem trafia pod cywilne strzechy).

 

Po drugie, i to jest chyba istotniejsze w kontekście artykułu, doniesione zostało o pewnej korelacji w układzie genów pomiędzy artystami i osobami chorymi psychicznie (m.in. na schizofrenię) a nie między naukowcami i wspomnianymi wcześniej chorymi. Jeśli wśród naukowców znaleziono by taką korelację, mój lekko ironiczny komentarz dotyczyłby naukowców, choć sam zapewne zostanę niedługo jednym z nich :P

 

PS. Myślę też, że dlatego nie żywię sympatii do artystów, ponieważ komplikują to, co jest proste. Starają się nie mówić wprost, ale poprzez alegorie, symbole, metafory. Nie twierdzę że nie jest to potrzebne. Ale dla mnie ważna jest wydajność. Czyli powiedzieć krótko i treściwie, przeanalizować, wyciągnąć wnioski i zająć się kolejnym problemem. Analogiami czy metaforami posługuję się jedynie, gdy wiem że będą one w stanie lepiej zobrazować problem. Drugim powodem może być fakt ideologizacji ludzi, którzy wcale nie byli tacy idealni (pisałem już o tym w innym wątku) - robi się wielkich twórców z ludzi, którzy często byli alkoholikami, narkomanami bądź mieli inne ułomności (w tym zaburzenia psychiczne). Nie twierdzę że każdy artysta jest taki, ale po prostu brakuje mi takiej naukowej przejrzystości w tej strukturze.. Mimo że jestem bałaganiarzem, to w sferze pojęć lubię mieć porządek. Nawet jeśli dopuszczam względność stanowiska, to musi ona wcześniej być wpisana w metodykę postępowania :D I na koniec, żebym nie został źle zrozumiany - nie jestem przeciwnikiem artystów. Bo są potrzebni tak samo jak naukowcy, robotnicy, żołnierze i tak dalej. Bez czarnego nie było by białego. Bez zła nie było by dobra. Każdy jest potrzebny, bo dzięki niemu świat jest tym, czym jest. Ale po prostu mi bliższa jest idea naukowca - człowieka który chce zrozumieć świat po to, aby poprawiać wydajność funkcjonowania - ludzi, maszyn, leków.. Czy wreszcie naprawiać błędy, uczynione światu przez ludzi we wcześniejszych czasach.

 

PS2. Jak ktoś doczytał do tego momentu, to powinien dostać +4 do wytrwałości :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Opisałeś kopistę a nie artystę (jednym słowem : ślepca).

Mam rozumieć, że prawdziwy Artysta dałby sobie narzucić ograniczenia z zewnątrz?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale w przypadku nauki kontrowersyjne wypowiedzi nie są szkodliwe w stopniu równym z kontrowersyjnymi badaniami.

 

Przecież właśnie o tym mówię ;) Punktując myśl: ironicznie zauważasz (a przynajmniej żartobliwie temu przyklasnąłeś - bo stanąłeś po stronie Lucky'ego), że jeśli naukowiec jest pisarzem, to powinien przechodzić okresowe badania psychiatryczne (ażeby czegoś nieodpowiedniego przypadkiem nie napisał), ale jeśli porzuci pióro, to już tych badań przechodzić nie powinien (przecież ma on tylko dostęp do broni biologicznej). Ja się zaś z tym nie zgadzam :P

Zobacz tez, że żeby prowadzić badania o potencjalnie wysokim stopniu szkodliwości, potrzeba naprawdę dużych środków. Tymczasem są one dostępne tylko w bogatych krajach, a tam kontrola nad badaniami jest wyjątkowo ścisła.

 

Bogatymi krajami są np. liczne kraje arabskie, przesiąknięte fanatyzmem. Wielkie nakłady na naukę przeznaczają Chiny. Olbrzymi potencjał naukowy posiada również Rosja, która popada w rosnącą destabilizację, a przypadki znikania postsowieckich naukowców, urządzeń laboratoryjnych, a nawet broni (m.in. materiałów wystarczających do produkcji brudnej bomby) są znane od lat. Broń biologiczna nie wymaga wielkich nakładów. Jej produkcją i badaniami nad nią trudni się wiele państw wyszczególnionych przez USA jako należące do tzw. Osi Zła. Wymieniać dalej? :D

I jeszcze jedna rzecz: na studia ścisłe często idą wizjonerzy, ale to nie są ludzie o kreatywności rozumianej w taki sam sposób, jak w przypadku artystów. To jest jednak zupełnie inny styl myślenia, jest on - jak zauważył lucky_one - znacznie bardziej pragmatyczny i przyziemny.

 

Są różni artyści i różni naukowcy. A. Camus'a raczej trudno podejrzewać o mistycyzm, a Einsteina o przyziemny pragmatyzm.

 

I.Newton'a - który w pracy naukowej preferował podejście umysłowości stricte logicznej - poza tym zaprzątała metafizyka, należał nawet bodajże do tajnych stowarzyszeń. Pascal porzucił matematykę (a uznawany był za dziecięcego geniusza) i zajął się mistyczną filozofią, twierdził, że doznał objawienia. Kartezjuesz parał się filozofią - podobnie np. B. Russell, K.Gödel, W. Heisenberg czy A. Einstein (właściwie większość śmietanki fizyki teoretycznej tych czasów z dodatkiem matematyków). Cantor przez większość życia słyszał mówiący do niego głos, spędził wiele lat w zakładach psychiatrycznych, chyba zresztą w jednym dokończył żywota. Wspomniany już K.Gödel ostatecznie oszalał i doprowadził się do śmierci głodowej. Historię John'a Forbes'a Nash'a wszyscy znamy z "Pięknego umysłu". Wszyscy tutaj wymienieni naukowcy, to sam szczyt. Piszę zresztą z głowy, a nie jestem historykiem nauki, więc znalazłoby się ich znacznie więcej.

 

Kiedy taki przypadek spotyka artystę - zresztą wielu naukowców ma zamiłowanie do sztuki (np. muzyki klasycznej) - zaraz się to przypisuje artystycznej naturze. Tym czasem mamy całe zatrzęsienie analogicznych przykładów wśród naukowców. Więc jeśli ktoś chce być konsekwentny powinien to jeszcze raz przemyśleć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
ironicznie uważasz, że jeśli naukowiec jest pisarzem, to powinien przechodzić okresowe badania psychiatryczne

Piszesz pod zły adres :P Ja czegoś takiego nigdzie nie powiedziałem.

Bogatymi krajami są np. liczne kraje arabskie, przesiąknięte fanatyzmem.

Ale nie ma tam dostatecznie zdolnych naukowców.

Wielkie nakłady na naukę przeznaczają Chiny.

Ale są krajem na tyle świadomym własnej siły, że nie wypuszczą ot tak sobie broni biologicznej. 1/4 populacji świata to właśnie oni.

Olbrzymi potencjał naukowy posiada również Rosja, która popada w rosnącą destabilizację, a przypadki znikania postsowieckich naukowców, urządzeń laboratoryjnych, a nawet broni (m.in. materiałów wystarczających do produkcji brudnej bomby) są znane od lat.

Ale nawet Rosja ma małą szansę na postawienie dostatecznie wyposażonego laboratorium bez niczyjej wiedzy. Chociaz z drugiej strony zdolni naukowcy w większości uciekają z Rosji. Poza tym nie powiedziałbym, że Rosja popada w niestabilność - wprost przeciwnie, pod względem politycznym jest praktycznie monolitem.

Broń biologiczna nie wymaga wielkich nakładów. Jej produkcją i badaniami nad nią trudni się wiele państw wyszczególnionych przez USA jako należące do tzw. Osi Zła. Wymieniać dalej? ;)

Lepiej wymień mi chociaż jeden przykład broni skutecznej i jednocześnie selektywnej biologicznej nadającej się do wykorzystania na polu walki :D Jest to jednocześnie odpowiedź na wcześniejsze słowa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lepiej wymień mi chociaż jeden przykład broni skutecznej i jednocześnie selektywnej biologicznej nadającej się do wykorzystania na polu walki ;) Jest to jednocześnie odpowiedź na wcześniejsze słowa.

 

A kto mówi tutaj o polu walki? Wykradnie taki szaleniec zmodyfikowaną genetycznie bakterię z laboratorium i wpuści do miejskiej kanalizacji. Kropka.

 

Ale nie ma tam dostatecznie zdolnych naukowców.

 

Oczywiście, że nie ma. Broń chemiczną i biologiczną mają przypadkiem, a Pakistan - kraj islamski - równym przypadkiem ma broń nuklearną. Z krajów z innego klimatu ideologicznego: Korea Płn. czy Indie (oba państwa w stanie zapalnym).

 

Poza tym nie powiedziałbym, że Rosja popada w niestabilność - wprost przeciwnie, pod względem politycznym jest praktycznie monolitem.

 

Naprawdę? Dramatyczny kryzys gospodarczy, rosnące wyludnienie, oligarchiczny system władzy, zaangażowanie w kilka uśpionych konfliktów, niebotyczna korupcja, rosnące niezadowolenie społeczne (m.in. ataki na państwowe instytucje w paru republikach), nieunikniona konfrontacja z Chinami o południowe prowincje, zabójstwa polityczne, doniesienia wprost mówiące o zniknięciach postsowieckiego arsenału (ostatnio ktoś za kilkaset dolarów kupił myśliwce)... To nie jest niestabilność? To ja już nie wiem co nią jest. Ten monolit o którym mówisz, to próba pochwycenia wymykających się z rąk sznurków za pomocą propagandy nacjonalistycznej.

 

A Rosja nie musi laboratoriów stawiać: ma wykształconą za sowietów kadrę - która gotowa jest się sprzedać jakimś chorym reżimom; postsowieckie placówki, magazyny (z niedostateczną ochroną, co od dawna uznawane jest za poważny problem) itd.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
A kto mówi tutaj o polu walki? Wykradnie taki szaleniec zmodyfikowaną genetycznie bakterię z laboratorium i wpuści do miejskiej kanalizacji. Kropka.

Ale nikt z jego własnego państwa nie da mu kasy na badania, jeżeli nie będzie w stanie zagwarantować selektywności takiej broni i możliwości kontrolowania jej użycia. I znów system sam się reguluje.

Oczywiście, że nie ma. Broń chemiczną i biologiczną mają przypadkiem

Cała ta broń biologiczna jest skuteczna tylko na bardzo małą skalę, w praktyce: na polu walki albo przy pojedynczych atakach. To nie jest broń, która może zaszkodzić bardziej od broni konwencjonalnej.

Pakistan - kraj islamski - równym przypadkiem ma broń nuklearną.

Oho, nutka szowinizmu? :> Znów: zastosowanie tej broni automatycznie wiąże się z wyginięciem własnego narodu, więc nikt nie będzie jej stosował. Broń atomowa nigdy nie miała za zadanie być realnym narzędziem wojny - jej jedyną rolą było pełnienie funkcji straszaka. Podkreślam kolejny raz: broń masowego rażenia (atomowa, biologiczna, chemiczna - sam wybieraj) ma sens WYŁąCZNIE wtedy, kiedy istnieje możliwość jej ścisłego kontrolowania i zapobiegania stratom własnym.

Z krajów z innego klimatu ideologicznego: Korea Płn. czy Indie (oba państwa w stanie zapalnym).

Ale nawet one nie odważą się użyć tej broni.

Naprawdę? Dramatyczny kryzys gospodarczy, rosnące wyludnienie(...)To nie jest niestabilność?

Nie, wbrew pozorom nie tak bardzo, bo Rosja jest klasycznym państwem zamordystycznym.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale nikt z jego własnego państwa nie da mu kasy na badania, jeżeli nie będzie w stanie zagwarantować selektywności takiej broni i możliwości kontrolowania jej użycia. I znów system sam się reguluje.

 

Sam to się on reguluje w ideologicznej bajce. Tak jak kapitalizm - aż przestanie się regulować z winy ludzi. Zakładasz tutaj bardzo wiele wątpliwych tez.

 

Nieprawdą jest, że nie produkuje się nieselektywnej broni biologicznej. Produkowało się ja dawniej - np. w ZSRR czy USA - i wielu miejscach produkuje nadal. Zanim zresztą broń dopracuje się jako selektywną, to prowadzi się badania. Nie muszą to być również badania militarne - powszechnie znany jest przypadek australijskich naukowców, którzy bezmyślnie opublikowali w ogólnodostępnym magazynie naukowym sposób modyfikacji bakterii (bodajże ospy), który uodparniał ją na działania wszelkich dostępnych leków. Poniżej dalsze dziwne założenia.

 

 

Cała ta broń biologiczna jest skuteczna tylko na bardzo małą skalę, w praktyce: na polu walki albo przy pojedynczych atakach. To nie jest broń, która może zaszkodzić bardziej od broni konwencjonalnej.

 

Oczywiście, że może, gdyż jest to broń cicha. Idealna do ataków terrorystycznych. Jak skazisz źródła wody wielkiej metropolii, to będziesz miał co najmniej dziesiątki tysięcy ofiar. Ponownie - co Ty z tym uciekaniem w kierunku otwartego konfliktu militarnego?

 

Oho, nutka szowinizmu? :> Znów: zastosowanie tej broni automatycznie wiąże się z wyginięciem własnego narodu, więc nikt nie będzie jej stosował. Broń atomowa nigdy nie miała za zadanie być realnym narzędziem wojny - jej jedyną rolą było pełnienie funkcji straszaka. Podkreślam kolejny raz: broń masowego rażenia (atomowa, biologiczna, chemiczna - sam wybieraj) ma sens WYŁąCZNIE wtedy, kiedy istnieje możliwość jej ścisłego kontrolowania i zapobiegania stratom własnym.

 

Tutaj dokonujesz sztandarowego błędnego założenia. Że bronią tą posłuży się państwo; albo, że żadne państwo nie jest i nie może być rządzone przez szaleńca. Tym czasem przykładów szaleńców u władzy dostarcza historia - Hitler pod koniec życia popadł już w takie szaleństwo, że uważał, iż Niemcy jako naród nie zasługują na przetrwanie - gdyby w tym okresie mógł, użyłby broni masowej zagłady nawet gdyby skończyło się to totalną zagładą narodu.

 

Natomiast Pakistan jest państwem tak zdestabilizowanym, iż od paru lat eksperci dwoją się i troją co zrobić, ażeby arsenał nuklearny tego państwa nie wpadł w ręce Talibów. USA pompują miliardy dolarów na ochronę tych arsenałów, a jakieś pół roku temu okazało się, że miast wzmacniać tę ochronę Pakistańczycy zaczęli poszerzać arsenał nuklearny. Pakistan jest również w stanie wysokiego napięcia ze swoim nuklearnym rywalem i sąsiadem - Indiami (konflikt kaszmirski). Więc pytam - jesteś pewien, że Talibowie nie użyliby broni nuklearnej? Albo, że np. w Iranie nie dojdzie do władzy całkowity szaleniec i fanatyk religijny (np. schizofrenik wierzący, że jest kolejnym wcieleniem Mahometa i święcie przekonany, że atakiem nuklearnym na Izrael zbawi cały naród)?

 

Nie, wbrew pozorom nie tak bardzo, bo Rosja jest klasycznym państwem zamordystycznym.

 

Z Rosją jest coraz gorzej i wie to zarówno władza w Rosji - stąd rosnący nacjonalizm, jak eksperci na całym świecie. O tym, że arsenał nie jest tam dostatecznie chroniony nie ma co już nawet wspominać - tutaj kłócisz się z faktami; jak poszukasz to znajdziesz w necie zatrzęsienie artykułów i ekspertyz o tym zagrożeniu.

 

Nie wiem, dla mnie oczywistym jest, że w zdestabilizowanym kraju, w którym panuje bieda i jest stosunkowo łatwa dostępność do nielegalnych materiałów, nietrudno o to, że jakiś naukowiec sprzeda się jakiemuś fanatycznemu reżimowi. To, że się sprzedają jest faktem. Kwestia czasu, aż sprzeda się odpowiedni naukowiec, odpowiednim ludziom i wyniesie odpowiednie materiały (lub zrobi to ktoś trzeci).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Groteskowy, przyznaję, poruszyłeś istotne problemy. Przyznaję, że po części deprecjonuję sztukę, ale bierze się to może właśnie z takich powodów jak opisał mikroos - prawdziwa sztuka kultywowana była lata temu, niewielu jest obecnie artystów, u których można by dopatrzyć się w twórczości takiego zamysłu, lekko zakrawającego na naukowy,  jak Ty opisałeś.

 

Niekoniecznie od razu zakrawającego na naukowy - w sensie zainteresowania naukami ścisłymi. To jest charakterystyczne dla hard sci-fi. Ale można przecież stworzyć dzieło, które daje nowe wejrzenie w ludzką psychologię, czy panujące stosunki społeczne. Bądź co bądź Freud sam przyznawał, że posiłkował się głębokimi obserwacjami mistrzów literatury ;)

 

Czy ja wiem czy nie mamy takich pisarzy... Choćby z własnego podwórka: Gombrowicz już co prawda nie żyje, ale nie jest jednak znowu tak odległą historycznie postacią, a jego książki są naprawdę odświeżające. Trans-Atlantyk czy Dzienniki to naprawdę ciekawa lektura. I to pomimo autorskiego przekonania o powszechnym relatywizmie. Niektórzy go nie lubią, ja się z nim po prostu nierzadko nie zgadzam, ale doceniam ciekawy punkt widzenia jakiego nam dostarcza. Wiele jego obserwacji społecznych jest nad wyraz trafnych.

 

Przyznaję, tego typu sztuka nie jest tworzona sama dla siebie - może ona mieć charakter nawet niejako edukacyjny, ukazując powiązania między różnymi pojęciami i zjawiskami.

 

I ta dobra ukazuje. Najlepiej jednak gdy książka nie jest pisana pod tezę, lecz jakby z samego jej żywiołu wytryskuje sens (podobne rozróżnienie co w przypadku alegorii i symbolu); dlatego sztuka "edukacyjna" jak np. powieści tendencyjne z epoki pozytywizmu, jest raczej odrzucająca.

 

Stronię natomiast od sztuki, która albo jest komercyjna (nawet jeśli dobrze bawię się przy popularnym zespole, to nie wyniosę go na piedestały za twórczość) albo takiej która służy ekspresji autora.

 

Różnie z tym bywa. Wspomniany Gombrowicz pisał właściwie o sobie, o swoim spojrzeniu na świat, ale chociaż mam inną umysłowość, wiele jego spostrzeżeń uznałem za warte przemyślenia. No i ten specyficzny dowcip.

 

Także nie można uogólniać - przecież mamy własny rozum i możemy ocenić co jest dla nas przekonujące. Chyba, że przez ekspresję rozumiesz wyrażanie jakichś ochów i achów, albo miłosnego cierpiętnictwa - tego też nie znoszę.

 

Wolę wysłuchać problemów moich znajomych, bo to może coś zmienić - a nie czytać o problemach kogoś, kto może ładnie je opisał, ale i tak nie mam jak mu pomóc ;)

 

Chyba rzeczywiście to właśnie miałeś na myśli :P

 

Co do myślenia syntetycznego i analitycznego. Potraktowałbym je nieco inaczej. Myślenie syntetyczne, owszem, jest jakby wyższym poziomem - ale aby możliwe było osiągnięcie go, warunkiem koniecznym jest dobre opanowanie myślenia analitycznego.

 

Owszem. Ale zdolność myślenia analitycznego można porównać do warunku koniecznego bycia naukowcem. Natomiast zdolność dokonywania wielkich syntez i proponowania całkowicie nowych rozwiązań, to już maestria.

 

Trzeba najpierw być dobrym rzemieślnikiem, aby móc stać się artystą czy mistrzem.

 

Są i tacy, którzy rodzą się geniuszami. Oni już ćwicząc rzemiosło są mistrzami. Do głowy wchodzi im wszystko i od samego początku bawią się wiedzą: proponują własne rozwiązania, wyciągają dalekie wnioski, dostrzegają głębokie analogie, nigdy nie są na etapie samego jedynie "przyswajania".

 

Tyle że ja te analogie tłumaczę sobie bardziej na sposób naukowy niż mistyczny.

 

Nie mylmy działalności artystycznej z mistyką.

 

Zgadzam się, że szalony naukowiec (ale z możliwościami), mógłby nabruździć bardziej niż szalony artysta. Ale po pierwsze, jak już mówiłem ja i mikroos, faktyczne zagrożenie dla świata ze strony szalonych naukowców jest raczej nikłe.

 

No może ze strony szalonych naukowców rzeczywiście nikłe. Ale ze strony naukowców pazernych, czy skrzywionych ideologicznie i działających w odpowiednim miejscu, już nie tak małe. Swoją drogą - był taki Amerykanin polskiego pochodzenia, nazywał się Unabomber:

 

http://ateizm.host.sk/texty/unamani.htm

 

Dużo większy zamęt sieją nieodpowiedzialni politycy i wojskowi, którzy nierzadko z tych naukowych osiągnięć korzystają (niestety sporo odkryć naukowych osiąganych jest na potrzeby wojska, a dopiero potem trafia pod cywilne strzechy).

 

To prawda. Problem w tym, że wielu naukowców z oddaniem pracuje dla tych nieodpowiedzialnych, czy wręcz fanatycznych wojskowych i polityków.

 

 

Po drugie, i to jest chyba istotniejsze w kontekście artykułu, doniesione zostało o pewnej korelacji w układzie genów pomiędzy artystami i osobami chorymi psychicznie (m.in. na schizofrenię) a nie między naukowcami i wspomnianymi wcześniej chorymi.Jeśli wśród naukowców znaleziono by taką korelację, mój lekko ironiczny komentarz dotyczyłby naukowców, choć sam zapewne zostanę niedługo jednym z nich :P

 

Według mnie w powyższym artykule dowiedziono korelacji między kreatywnością osobnika, a zapadalnością na choroby psychiczne. Vincent van Gogh spełnij jedynie rolę anegdotki.

 

PS. Myślę też, że dlatego nie żywię sympatii do artystów, ponieważ komplikują to, co jest proste. Starają się nie mówić wprost, ale poprzez alegorie, symbole, metafory. Nie twierdzę że nie jest to potrzebne. Ale dla mnie ważna jest wydajność.

 

Tyle, że metafora służy właśnie wydajności. Podobnie analogia. Zamyka skomplikowane powiązanie w jednej myśli. Jak z tą 'tarczą Dionizosa' - od razu widzisz przed oczami Dionizosa, który tak operuje swoją czarą, jak Ares tarczą; te atrybuty określają ich bytowo: jeden jest bogiem wina i hulanki, drugi bogiem wojny; to jest ich natura, każdy ma swoją odwieczną rolę w systemie wszechświata; jak nieodzowna i wciąż powtarzająca się jest wojna, tak nieodzowna i wiecznie powracająca jest radość; wszystko przeplata się w czasie, aż po kres dziejów. A to wszystko w dwóch słowach :D

 

 

Analogiami czy metaforami posługuję się jedynie, gdy wiem że będą one w stanie lepiej zobrazować problem.

 

Arystoteles uważał, że zdolność zręcznego posługiwania się metaforą jednoznacznie określa człowieka jako inteligentnego. S.Banach - jedyny polski geniusz matematyczny - stwierdził: dobry matematyk dostrzega analogie, genialny matematyk dostrzega analogie między analogiami.

 

Drugim powodem może być fakt ideologizacji ludzi, którzy wcale nie byli tacy idealni (pisałem już o tym w innym wątku) - robi się wielkich twórców z ludzi, którzy często byli alkoholikami, narkomanami bądź mieli inne ułomności (w tym zaburzenia psychiczne).

 

Bo należy odróżniać dzieło, od osoby twórcy. Naukowcy też mają swoje ułomności. Czy to, że R.Feynman eksperymentował z LSD i przez pewien czas nadużywał alkoholu skreśla jego dokonania?

 

Mimo że jestem bałaganiarzem, to w sferze pojęć lubię mieć porządek.

 

Więc nie popełniaj błędu oceny dzieła przez twórcę.

 

Ale po prostu mi bliższa jest idea naukowca - człowieka który chce zrozumieć świat po to, aby poprawiać wydajność funkcjonowania - ludzi, maszyn, leków.. Czy wreszcie naprawiać błędy, uczynione światu przez ludzi we wcześniejszych czasach.

 

Fakt, że ktoś szuka leku na raka nie oznacza, że on szuka tego leku by zbawić ludzkość. Jak już pisałem: ambicje, poczucie, że jest się w czymś dobrym, żądza sławy itd. są równie nieobce naukowcom, co artystom.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

PS. Jeszcze odnośnie wątku metafory i analogii, małe poszerzenie, bo edycja się skończyła:

 

Jak nazwiesz kierowcę, który na skrzyżowaniach równorzędnych, gdzie wszyscy stają i się zastanawiają, błyskawicznie ocenia sytuację, jedzie i w ten sposób rozwiązuje dylemat innych, "samcem alfa", to nie jest to jedynie jakoś tam dowcipne powiedzonko, ale ujęcie sytuacji drogowej poprzez znaną już sytuację panującą np. w stadzie wilków.

 

Nie tylko "kompresuje" to myśl, ale pogłębia też zrozumienie np. tutaj odnosi do siebie odpowiednie sensy: taki kierowca jest "na górze", inni są dość bezwolni, ich skuteczność jest pochodną jego zdecydowania, tam gdzie się pojawi rozwiązuje z miejsca dylematy, możliwe też, że owo zdecydowanie przejawia się agresją na drodze, bo traktuje on innych z wyższością widząc ich bierność i niezdecydowanie, wie, że nikt nie może mu podskoczyć itp. ;):P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam wrażenie że nieco na siłę próbujesz inaczej zinterpretować to co piszę ja z mikroosem :D I to mimo tego, że starałem się wyrazić możliwie precyzyjnie (stąd tak długi post). A może po prostu szukasz nieprecyzyjności w naszych wypowiedziach lub próbujesz naciągać niektóre fakty do swojego punktu widzenia? I nie piszę tego złośliwie - po prostu dziwi mnie, że mimo moich dobrych chęci jakby nie bardzo odczytujesz z mojego przekazu to, co chciałem żebyś odczytał ;)

 

Ponieważ mam mało czasu, odwołam się tylko do sytuacji z tarczą Dionizosa i czarą Aresa. Ja tarczę Aresa nazwałbym tarczą Aresa. A czarę Dionizosa - czarą Dionizosa. Bo po to zostały stworzone pojęcia tarczy i czary, i usankcjonowane, aby ich używać w takim a nie innym znaczeniu - przynajmniej wg mnie. I tym właśnie różnię się od artysty ;) Nie będą komplikował czegoś tam, gdzie mogę to nazwać wprost :P O to mi chodziło...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Znaleziony w jaskini fragment kości może być jednym z najstarszych znanych nam przykładów sztuki. Kawałek kości palca jelenia znaleziono w Jaskini Jednorożca na zachodzie gór Harz w 2019 roku. Odkrycie zostało opisane w piśmie Nature Ecology & Evolution.
      Badania wskazują, że kość liczy sobie co najmniej 51 000 lat. Widnieją na niej głębokie ukośne linie, które mogą być dziełem neandertalczyków. To początek kultury, początek abstrakcyjnego myślenia, narodziny sztuki, mówi Thomas Terberger, archeolog z Uniwersytetu w Getyndze.
      Naukowcy stwierdzili, że rzeźbiona kość dowodzi, że wyobraźnia koncepcyjna, która jest wymagana do stworzenia wzoru składającego się z linii, nie była obca neandertalczykom. Zdaniem odkrywców nie mamy tutaj do czynienia z wisiorkiem. Podstawa kości jest na tyle płaska, że kość można ustawić, a w wówczas linie wskazują w górę. Taką orientację sugerują też linie wyrzeźbione u podstawy. Uczeni przypuszczają, że ozdoby miały znaczenie symboliczne.
      Zdobiona kość pozwala co nieco powiedzieć o zdolnościach intelektualnych neandertalczyków. Czekamy na odkrycie czegoś większego. Chcielibyśmy znaleźć u neandertalczyków wczesne dowody na nowoczesne myślenie, stwierdził Dirk Leder ze Służby Dziedzictwa Kulturowego Dolnej Saksonii.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Największe badania genetyczne dotyczące zaburzeń nastroju i zaburzeń psychotycznych wykazały istnienie znaczących różnic pomiędzy płciami. Różnice te dotyczą tego, w jaki sposób geny związane z rozwojem układu nerwowego, odpornościowego oraz funkcjonowania naczyń krwionośnych wpływają na kobiety i mężczyzn cierpiących na schizofrenię, zaburzenia afektywne dwubiegunowe oraz zaburzenia depresyjne.
      W badania zaangażowano podczas 100 naukowców i grup naukowych, a w ich ramach porównano genomy 33 403 osób ze schizofrenią, 19 924 osób z zaburzeniami dwubiegunowymi oraz 32 408 z zaburzeniami depresyjnymi. Grupę kontrolną stanowiło 109 946 zdrowych osób.
      Wiemy, że kobiety są narażone na większe ryzyko zachorowania na zaburzenia depresyjne, a mężczyźni na schizofrenię. Ryzyko zaburzeń afektywnych dwubiegunowych jest takie samo u kobiet i mężczyzn, ale istnieją międzypłciowe różnice odnośnie pojawienia się, przebiegu i rokowań. Autorzy najnowszych badań chcieli dowiedzieć się, z czego biorą się takiego różnice w zachorowaniach.
      Żyjemy w epoce tworzenia i analizy wielkich ilości danych. Postanowiliśmy więc poszukać genów powiązanych z tymi chorobami, by w ten sposób zidentyfikować w genotypie cele dla terapii farmaceutycznych. To pozwoli nam lepiej opracować terapie tych chorób, które w różny sposób dotykają obu płci, mówi główna autorka badań, profesor Harvard Medical School Jill M. Goldstein, założycielka Innovation Center of Sex Diferences in Medicine (ICON).
      Różnice pomiędzy płciami odnośnie chorób chronicznych czy nowotworów są powszechne. Jednak w medycyna ciągle opiera się głównie na modelach zdrowia mężczyzn i samców zwierząt laboratoryjnych. Musimy opracować bardziej precyzyjne modele, biorące pod uwagę różnice międzypłciowe, wyjaśnia profesor Goldstein.
      Naukowcy wykazali, że na ryzyko wystąpienia schizofrenii, zaburzeń afektywnych dwubiegunowych i zaburzeń depresyjnych wpływają interakcje genów specyficznych dla obu płci i jest to wpływ inny od wpływu hormonów płciowych. To pokazuje, jak ważne jest prowadzenie szeroko zakrojonych badań genetycznych, na podstawie których można uzyskiwać dane statystyczne dotyczące wpływu genów na rozwój choroby w zależności od płci pacjenta, stwierdzają autorzy badań.
      Uczeni zauważyli, że istnieje związek pomiędzy schizofrenią, depresją i płcią w aktywności genów kontrolujących czynnik wzrostu śródbłonka naczyniowego (VEGF), który bierze udział w tworzeniu naczyń krwionośnych zarodka i angiogenezie.
      Zarówno depresja jak i schizofrenia w bardzo dużym stopniu współistnieją z chorobami układu krążenia. Sądzimy, że istnieją wspólne przyczyny występowania chorób psychicznych i układu krążenia, które nie są zależne od podawanych leków. Współwystępowanie depresji i chorób układu krążenia jest dwukrotnie częściej obserwowane u kobiet niż u mężczyzn. To zaś może, przynajmniej częściowo, potwierdzać nasze spostrzeżenie, że istnieją genetyczne różnice międzypłciowe dotyczące depresji i genów kontrolujących VEGF, dodaje Goldstein.
      Badacze zauważyli, że istnieje znacząca zależna od płci genetyczna różnorodność w obrębie wielu genów, w tym w genie INKAIN2, który bierze udział w transporcie jonów sodu i potasu oraz odgrywa ważną rolę w procesie pobudzania neuronów.
      Zastosowany inhibitor transkrypcji SLIM wywołał istotną różnicę w reaktywności neuronów. Z jednej strony była ona zależna od płci, z drugiej zaś, od choroby, którą analizowano. Stwierdzono, że w modelu schizofrenii istnieje istotny wpływ SLIM na gen MOCOS. Jest on aktywny w ścianach naczyń krwionośnych i odgrywa ważną rolę w regulowaniu ciśnienia krwi. W modelu symulującym przebieg depresji zauważono zaś znaczy wpływ płci na działanie receptora VEGF, kluczowego regulatora ciśnienia krwi.
      Ze szczegółami badań można zapoznać się na łamach Biological Psychiatry.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Schizofrenia może być, przynajmniej częściowo, powodowana przez nieprawidłowo funkcjonujący układ odpornościowy. Na University of Manchester przeprowadzono pierwsze testy, w których chorym na schizofrenię podawano silny lek immunosupresyjny metotreksat. Autorzy badań donieśli o „obiecujących wynikach”.
      Lek zbadano na zbyt małej grupie 76 osób, by jednoznacznie stwierdzić, że pomaga on w schizofrenii, ale efekty jego działania były na tyle dobre, że autorzy zachęcają do prowadzenia kolejnych badań.
      Schizofrenia kategoryzowana jest w zależności od tego, czy występują w niej objawy pozytywne, wytwórcze, jak urojenia i omamy czy też objawy negatywne, ubytkowe, wiążące się z wycofywaniem z dotychczasowych aktywności, jak utrata zainteresowań, wycofanie społeczne, zmniejszone odczuwanie przyjemności itp.
      Najnowsze badania były finansowane przez Stanley Medical Research Institute w USA we współpracy z Pakistańskim Instytutem Życia i Uczenia się. Prowadził je w Pakistanie profesor Imran Chaudry z University of Manchester.
      Jako, że stany zapalne i objawy autoimmunologiczne występują u pacjentów ze schizofrenią częściej niż w całości populacji, zdecydowano się wykorzystać podczas badań właśnie metotrekat.
      Autorzy badań podawali chorym 10 mg leku. To najmniejsza dawka terapeutyczna stosowana w zaburzeniach autoimmunologicznych. Nie zauważono przy tym żadnych poważnych skutków ubocznych leku. Chorzy przyjmowali jednocześnie swoje standardowe leki na schizofrenie. Naukowcy stwierdzili, że podawania metotreksatu wydaje się mieć korzystny wpływ na objawy pozytywne u chorych.
      Wydaje się, że metotreksat wywiera korzystny wpływ na objawy pozytywne we wczesnej schizofrenii, nie ma wpływu na objawy negatywne lub zdolności poznawcze, ale występuje ogólna poprawa, napisali autorzy badań w artykule A randomised clinical trial of methotrexate points to possible efficacy and adaptive immune dysfunction in psychosis opublikowanym na łamach Nature Translational Psychiatry.
      Użyliśmy najmniejszej efektywnej dawki klinicznej stosowanej przy zaburzeniach autoimmunologicznych. Bardzo często dawka ta musi być zwiększona, by osiągnąć zakładany efekt, zatem i w badanym przez nas przypadku zwiększenie dawki może dać lepsze efekty w leczeniu schizofrenii. Trzeba jednak pamiętać, że metotreksat ma poważne skutki uboczne i jego podawania wymaga szczegółowego nadzoru nad pacjentem. To dlatego właśnie nie zaczęliśmy od dużego mniej precyzyjnego testu, mówi profesor Nusrat Husain z University of Manchester.
      Być może w przyszłości będziemy w stanie zidentyfikować grupę pacjentów ze schizofrenią, którzy będą najlepiej reagowali na leki oddziałujące na układ odpornościowy. Korzystny skutek jaki zauważyliśmy powinien zachęcać do dalszych badań. Powinny się one koncentrować na zidentyfikowaniu pacjentów podatnych na takie leczenie. Być może uda się tego dokonać za pomocą zaawansowanych technik obrazowania mózgu i tworzenia profili układu odpornościowego, dodaje uczony.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Kreatywność nie jest cechą tylko ludzi młodych. Analiza danych dotyczących laureatów Nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii ujawniła istnienie dwóch szczytów kreatywności – jeden przypada na początek kariery, a drugi, częstszy, w późniejszym okresie życia.
      Pierwszy szczyt kreatywności zauważono około 25. roku życia, a drugi nadchodzi w wieku około 55 lat. Spostrzeżenia takie są zgodne z tym, co zauważono wcześniej w przypadku innych dziedzin nauki oraz sztuki.
      Sądzimy, że wyniki naszych badań są prawdziwe nie tylko w odniesieniu do ekonomii, ale w ogóle do kreatywności, mówi główny autor badań, profesor ekonomi Bruce Weinberg z Ohio State University. Prowadził on badania wspólnie z innym ekonomistą, profesorem Davidem Galesonem z University of Chicago.
      Uczeni zauważyli, że ci z laureatów Nagrody Nobla z ekonomii, którzy najbardziej znaczących osiągnięć dokonali na początku swojej kariery są zwykle „innowatorami koncepcyjnymi”. Myślą oni nieszablonowo, próbują obalić rozpowszechnione przekonania i nagle dochodzą do nowatorskich rozwiązań. Zwykle u takich osób szczyt kariery przypada na początek, a przez pozostałą jej część zajmują się tym, co cała reszta, powszechnie zaakceptowanymi teoriami.
      Drugi typ kreatywności widoczny jest wśród „innowatorów eksperymentalnych”. To ludzie, którzy przez całą karierę nabierają wiedzy i znajdują przełomową metodę analizy, syntezy i interpretacji nabytej wiedzy. Taki sposób pracy wymaga dużej ilości czasu oraz licznych prób oraz błędów.
      To, czy szczyt kariery przypada na jej początek czy na późniejsze dekady zależy od tego, czy człowiek jest innowatorem konceptualnym czy eksperymentalnym, mówi Weinberg.
      Naukowcy przyjrzeli się 31 laureatom Nagrody Nobla i stworzyli cały zestaw cech, który pozwolił im na uszeregowanie ich od najbardziej eksperymentalny po najbardziej konceptualnych.
      Analiza danych wykazała, że na przykład ekonomiści konceptualni zwykle używają przypuszczeń, dowodów i równań oraz matematycznego podejścia w swoich pracach. Ekonomiści eksperymentalni polegają zaś na faktach, bezpośrednich dowodach, w ich pracach jest więcej odniesień do konkretnych elementów, takich jak miejsca, okresy czasu, rodzaje przemysłu czy dóbr.
      Po uszeregowaniu badanych laureatów Weinberg i Galeson sprawdzili, w jakim wieku każdy z wniósł największy wkład w rozwój ekonomii, kiedy przypadał szczyt jego kreatywności. Oceniali to na podstawie liczby cytowań poszczególnych prac każdego z autorów. Wykorzystano dwie różne metody obliczenia szczytu kreatywności. Wykazały one, że dla innowatorów konceptualnych szczyt kreatywności przypadał w wieku 25 lub 29 lat, dla innowatorów eksperymentalnych było to 55 lub 57 lat.
      Większość dotychczasowych badań, których celem było znalezienie szczytu kreatywności wśród naukowców była prowadzona metodą porównań pomiędzy dyscyplinami nauki. Porównywano np. fizyków oraz biologów. Badania takie wykazały niewielkie różnice pomiędzy dyscyplinami naukowymi, a szczyt kreatywności przypadał pomiędzy połową 4. a początkiem 5. dekady życia.
      Badania te przypisywały różnice w szczycie kreatywności dziedzinom nauki, a nie samym naukowcom. Nasze badania sugerują, że to, kiedy jesteś najbardziej kreatywny, nie zależy od dziedziny, którą uprawiasz, ale od twojego sposobu podejścia do uprawiania nauki, mówi Weinberg.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      We krwi osób ze schizofrenią występuje materiał genetyczny większej liczby typów mikroorganizmów.
      Naukowcy z Uniwersytetu Stanowego Oregonu podkreślają, że na razie nie wiadomo, czy to przyczyna, czy raczej skutek choroby.
      Zespół Davida Koslickiego wykonał analizę transkryptomu pełnej krwi 192 osób. W badanej grupie znajdowali się zarówno ludzie zdrowi, jak i pacjenci ze schizofrenią, zaburzeniem afektywnym dwubiegunowym, a także stwardnieniem zanikowym bocznym.
      Amerykanie wykryli we krwi RNA bakterii i archeonów, przy czym we krwi schizofreników zestaw ten był większy niż u pozostałych trzech grup.
      Coraz więcej wiadomo o roli odgrywanej przez mikrobiom w ludzkim zdrowiu i chorobie. [...] To badanie pokazuje, że mikrobiom krwi przypomina mikroorganizmy z jamy ustnej i przewodu pokarmowego. Wydaje się [więc], że mamy do czynienia z pewną przepuszczalnością [...].
      Naukowcy odkryli, że w próbkach krwi osób ze schizofrenią częściej występują 2 typy bakterii: Planctomycetes i Thermotogae. Stwierdzili także, że we krwi chorych jest mniej limfocytów pamięci immunologicznej CD8+. To może sugerować mechanizm, który odpowiada za zwiększoną różnorodność mikrobiologiczną krwi. [...] Interesujące, że zaburzenie afektywne dwubiegunowe, które jest genetycznie i klinicznie skorelowane ze schizofrenią, nie cechowało się podobną zwiększoną różnorodnością mikrobiologiczną.
      Koslicki dodaje, że sekwencjonowanie RNA nie pozwala na wykrycie organizmów żyjących we krwi (potwierdza się tylko to, że występuje tu ich materiał genetyczny; mógł się więc przedostać z innych części organizmu).

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...