Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

We Francji zaproponowano nowe przepisy, zgodnie z którymi manipulowane cyfrowo obrazy powinny zawierać informację, że zostały zmienione tak, by przedstawiona na nich osoba wyglądała inaczej niż w rzeczywistości.

Nowe przepisy zostały zaproponowane przez posłankę Valerie Boyer, która obawia się, iż zmanipulowane obraz wpływają na to jak osoby, przede wszystkim młode, postrzegają siebie. Boyer uważa, że takie ostrzeżenia pozwolą młodym ludziom zorientować się, iż obrazy wypaczają rzeczywistość. Jej zdaniem szczególnie młode dziewczęta mają z tym problem i widząc zdjęcia modelek mają wobec siebie wygórowane, nierealne wymagania, prowadzące do anoreksji i innych problemów zdrowotnych.

Boyer, członkini rządzącej partii UMP, nie jest sama. Popiera ją 50 innych polityków. Chcą oni walczyć ze stereotypem kobiety, wedle którego powinna być ona szczupła i młoda.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chyba nam się pani Waleria nacięła na przystojnego bruneta na jakimś chacie ;).

 

PS w artykule nie ma miedzy imieniem i nazwiskiem spacji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Za dużo znaczników, łatwiej oznaczyć te których nie "podkręcono" (o ile się takie jeszcze zdarzają ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

która obawia się, iż zmanipulowane obraz wpływają na to jak osoby, przede wszystkim młode, postrzegają siebie. Boyer uważa, że takie ostrzeżenia pozwolą młodym ludziom zorientować się, iż obrazy wypaczają rzeczywistość. Jej zdaniem szczególnie młode dziewczęta mają z tym problem i widząc zdjęcia modelek mają wobec siebie wygórowane, nierealne wymagania

 

zgadzam sie z powyzszym ;P Coraz wiecej lasek jest zakompleksionych, bo wbija sie nam, ze mamy wygladac jak modelki - masakra. Wiekszosc facetow woli barbie, niz przecietna laske ;)

Poza tym, coraz wiecej osob nie widzi problemu w tym, ze laska na profilu wyglada jak modelka, a w realu jak wieloryb (szczerze chyba kazdy w tych czasach poprawia zdjecia w PS, zeby wygladac lepiej).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

znana sprawa modelka bez pepka http: // bitsandpieces1.blogspot.com/2007/06/model-with-no-navel . html

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pomysł brzmi wręcz szalenie, ale wbrew pozorom nie jest aż taki głupi. Pomijam tu kwestię zakompleksionych nastolatek, ale np. wygładzanie włosów czy skóry na zdjęciach zamieszczonych w reklamach kosmetyków to zwykłe oszustwo. Bądź co bądź, jest to przedstawianie nieistniejących w rzeczywistości cech i właściwości produktu, a na to paragraf jest już teraz - ewentualne wprowadzenie opisywanych przepisów byłoby jedynie bardzo słusznym doprecyzowaniem tych istniejących obecnie.

 

Czy artystyczne sesje fotomodelek powinny być ograniczone podobnie restrykcyjnymi przepisami? Tego nie wiem, ale coś w tym jest, że przeinaczony obraz rzeczywistości odbija się bardzo negatywnie na całym pokoleniu obecnej młodzieży. Zwykłe mówienie "dziewczyny, nie martwcie się, one są photoshopowane", nic nie daje, a problem staje się coraz bardziej uciążliwy i coś z nim trzeba zrobić. Nie jestem jedynie pewny, czy pomysł Francuzów jest dobrym rozwiązaniem.

 

@pixel - podobnych spraw są co najmniej setki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
zgodnie z którymi manipulowane cyfrowo obrazy powinny zawierać informację, że zostały zmienione tak, by przedstawiona na nich osoba wyglądała inaczej niż w rzeczywistości. 

Telewizory 16/9 powinny mieć taką naklejkę na stałe :

'' Uwaga cyfrowo pogrubieni"  ;)

 

 

Do słuchania przy czytaniu kolejnych wiadomości:

http://www.youtube.com/watch?v=wv3pdZkuZHI&feature=related

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jestem jak najbardziej za. Takie przeróbki, to zwyczajne oszustwo, gorsze niż lewitujące miski. Wystarczy spojrzeć na retusz Twiggy: http://futomaki.pl/2009/08/13/wielka-afera-o-photoshopa/ Oczywiście politycy także powinni mu podlegać, tak by nagle nie znikały im wałeczki tłuszczu, jak to było z pewnym premierem.

 

Najciekawsze i tak są jednak zdjęcia propagandowe, gdzie sztucznie powiększany jest tłum czy dodawane są rakiety. ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość derobert

myślę że wystarczyło by oznaczenie w rodzaju PEGI, mały kwadracik z jakimś symbolem który oznaczałby że zdjęcie jest ulepszone cyfrowo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiekszosc facetow woli barbie, niz przecietna laske ;)

 

Nieprawda.

 

Takie ostrzeżenia to trafią do całej prasy. Nikt nie daje do gazety zdjęcia bez poprawienia chociażby tonów czy kontrastów.

 

A taka propozycja to kolejna głupota. Jak już się upowszechni po całej UE to kolejne będą ostrzeżenia po każdej scenie w filmie. Wypadek samochodowy, a po nim wjedzie plansza z napisem, że nikt nie zginął, w środku były manekiny), bohater biegnie na pociąg, a potem plansza (Leonardo di Caprio w rzeczywistości nie biega tak szybko, manipulowaliśmy obrazem tak, by wydawało się, że pociąg jedzie szybciej, niż w rzeczywistości), bohater wskakuje do pociągu i plansza (działanie bohatera jest niebezpieczne i nielegalne, w powyższej scenie Leonardo di Caprio został zastąpiony przez kaskadera. Pamiętaj - kaskader ma za sobą lata treningu, obok czuwała karetka, był profesjonalnie zabezpieczony, ale widoczne części ubezpieczających go urządzeń cyfrowo usunęliśmy z obrazu), bohater ociera pot z czoła i kolejna plansza (pot został dodany cyfrowo, w rzeczywistości nasz kaskader nie zdążył się spocić).

Oczywiście poza tymi planszami co jakiś czas będzie pojawiała się superplansza (w całym filmie Leonardo wygląda inaczej niż w rzeczywistości, całymi godzinami pracowały nad nim charakteryzatorki, a nagranie przeszło gruntowną obróbkę, która miala na celu usunięcie zmarszczek i pociemnienie włosów aktora).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tylko jest spora różnica pomiędzy poprawieniem balansu kolorów a jawnym zafałszowaniem wyglądu człowieka. Rzeczywistość kreowana dziś przez media jest bronią masowego rażenia. Podkreślam: nie jestem pewny, czy pomysł Francuzów jest optymalny, ale coś z tym problemem trzeba zrobić, bo dojrzewające dziś pokolenie dorasta w świecie paranoi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeżeli coś jest niebezpieczne dla społeczeństwa, to nawet liberalizm zakłada, że powinno się to coś eliminować.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Chcą oni walczyć ze stereotypem kobiety, wedle którego powinna być ona szczupła i młoda.

Boje się myśleć, co chcą wprowadzić zamiast niego...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Brawo - nareszcie ktoś się wziął za sprawę. Szkoda że Francuzi - mam chyba jakiś uraz na ich punkcie ;) Mnie akurat problem za bardzo nie dotyczy, bo z żoną jesteśmy w wieku w którym nas (lekko mówiąc) ryrają konwenanse, reklamy i trendy, dziecko jest chłopczykiem, więc też ma sporą szansę się wybronić przed zgubnym wpływem mass mediów. Tylko widzę co się dzieje z młodymi ludźmi naokoło, jak starają się zgubić niewidzialne kilogramy i tłuszcz, którego w całym ciele mają mniej niż ja w kciuku. Nikt mi nie wmówi że to nie wina wszelakich reklam, filmów i innych dupereli kojarzonych z kolorową prasą (telewizją i internetem także). Jak czasem trafię na reklamę jakiegoś środku na zmarszczki - którego używa jakaś dwudziestolatka i reklamuje że używa od dawna i to widać to mnie krew zalewa. Ważne że ktoś wsadził kij w mrowisko i zacznie nim kręcić - coś się wreszcie musi zmienić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
dziecko jest chłopczykiem, więc też ma sporą szansę się wybronić przed zgubnym wpływem mass mediów.

Gorzej, jeśli na ich podstawie wyrobi sobie wizję kobiety idealnej i każda panna spotkana w realu będzie dla niego nieatrakcyjna :/

 

Chociaż generalnie wypowiedź popieram w całej rozciągłości!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Internet pełen jest zdjęć jedzenia. Widzimy je i w mediach społecznościowych, i na witrynach WWW, i na reklamach. Wiele z nich prezentowanych jest po to, by wywołać w nas chęć zjedzenia konkretnej rzeczy czy dania. Widok żywności ma spowodować, że staniemy się głodni. Jednak badania przeprowadzone przez naukowców z Aarhus University pokazują, że prezentacja zdjęć z jedzeniem może mieć na nas przeciwny wpływ. Szczególnie, jeśli wielokrotnie widzimy tę samą potrawę.
      Duńscy uczeni dowodzą, że gdy widzimy to samo zdjęcie pożywienia ponad 30 razy, czujemy się bardziej najedzeni, niż zanim zobaczyliśmy fotografię po raz pierwszy. Ponadto uczestnicy badań, którym wielokrotnie pokazywaliśmy to samo zdjęcie i pytaliśmy ich, jak dużo danego produktu by zjedli, już po trzeciej prezentacji wybierali mniejsze porcje, mówi doktor Tjark Andersen.
      Może się wydawać dziwne, że uczestnicy badań czuli się najedzeni, podczas gdy niczego nie zjedli. Ale to naturalnej zjawisko. To, co myślimy o jedzeniu ma bowiem wpływ na apetyt. Apetyt jest ściślej powiązany z doświadczeniem poznawczym, niż się większości z nas wydaje. Bardzo ważny jest sposób, w jaki myślimy o jedzeniu. Eksperymenty pokazały na przykład, że jeśli ludziom powie się, że są różne kolory żelków i pozwoli im się jeść do woli żelki czerwone, to nadal będą chcieli zjeść żelka żółtego, mimo że żółte smakują tak samo jak czerwone, wyjaśnia Andersen. Z kolei z innych badań wynika, że jeśli wyobrażamy sobie, jak nasze zęby zagłębiają się w soczyste jabłko, dochodzi do aktywacji tych samych obszarów mózgu, co podczas jedzenia. Mamy tutaj do czynienia z reakcją fizjologiczną na samą myśl o czymś. To dlatego możemy poczuć się najedzeni bez jedzenia, dodaje uczony.
      Naukowcy z Aarhus nie są pierwszymi, którzy zauważyli, że same obrazy jedzenia zwiększają uczucie sytości. To wiedzieli już wcześniej. Chcieli się jednak dowiedzieć, jak wiele ekspozycji na obraz potrzeba, byśmy czuli się najedzeni oraz czy różne zdjęcia tego samego pożywienia zniosą uczucie sytości.
      Z wcześniejszych badań wiemy, że zdjęcia różnych rodzajów żywności nie mają tego samego wpływu na uczucie sytości. Dlatego gdy najemy się obiadem, mamy jeszcze miejsce na deser. Słodycze to zupełnie inny rodzaj żywności, mówią naukowcy.
      Duńczycy przygotowali więc serię online'owych eksperymentów, w których wzięło udział ponad 1000 osób. Najpierw pokazywano im zdjęcie pomarańczowych M&M'sów. Niektórzy widzieli je 3 razy, inni 30 razy. Okazało się, że ta grupa, która widziała zdjęcie więcej razy, czuła się bardziej najedzona. Uczestników zapytano też, ile (od 1 do 10) draży by zjedli. Po obejrzeniu 30 zdjęć uczestnicy wybierali mniejszą liczbę.
      Później eksperyment powtórzono, ale z drażami o różnych kolorach. Nie wpłynęło to na wyniki badań. Jednak później zdjęcia M&M'sów zastąpiono zdjęciami draży Skittles, w przypadku których różne kolory smakują różnie. Okazało się jednak, że znowu nie było różnicy. To sugeruje, że wpływ na zmianę naszego poczucia sytości ma więcej parametrów niż kolor i smak, dodaje Andersen.
      Naukowcy nie wykluczają, że ich spostrzeżenia można będzie wykorzystać w walce z nadwagą i spożywaniem śmieciowego jedzenia. Wyobraźmy sobie aplikację, korzystającą z wyszukiwarki obrazów. Gdy masz ochotę na pizzę, wpisujesz to w aplikację, a ona prezentuje Ci zdjęcia pizzy. Ty sobie wyobrażasz, jak ją jesz i czujesz się nasycony. Ochota na pizzę ci przechodzi, wyjaśnia uczony.
      Zdjęcia jedzenia zalewające internet mogą być jedną z przyczyn, dla której wiele osób ulega chwilowym pokusom i sięga po niezdrową wysoko przetworzoną żywność. Jednak, jak wynika z powyższych eksperymentów, te same zdjęcia i ten sam internet mogą pomóc w pozbyciu się niezdrowych nawyków i nieuleganiu pokusom.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Za drzwiami pewnego domu na północy Francji od lat wisiał obraz nazywany przez rodzinę Breughlem. Uważano jednak, że to tania reprodukcja dzieła flamandzkiego malarza. Gdy właściciele poprosili jakiś czas temu o ocenę, ku zaskoczeniu wszystkich okazało się, że to XVII-wieczny oryginał pędzla Pietera Breughla Młodszego. Pod koniec marca ma on zostać sprzedany przez dom aukcyjny Daguerre Val de Loire.
      Dzieło określa się mianem wyjątkowego. Mierzy 112 na 184 cm. Szacuje się, że obraz może zostać sprzedany nawet za 800 tys. euro. Uważa się, że De betaling van de tienden (Zapłata dziesięciny, obraz jest również znany pod innymi tytułami, w tym Biuro poborcy podatkowego, Chłopi w domu prawnika czy Wiejski prawnik) został ukończony między 1615 a 1617 r. To jedna z licznych wersji tej samej sceny malowanej przez Breughla Młodszego.
      Obraz odkrył Malo de Lussac - zaproszony przez pragnących zachować anonimowość właścicieli specjalista z domu aukcyjnego Daguerre Val de Loire. Nie mógł uwierzyć własnym oczom. Jak się okazało, obraz znajdował się w posiadaniu rodziny od 1900 r., nikt nie znał jednak jego wcześniejszych losów.
      Gdy wysłaliśmy dzieło do oceny eksperckiej i potwierdzono, że to Breughel [w grudniu ubiegłego roku autentyczność stwierdził Klaus Ertz], właściciele poprosili, by zrobić im zdjęcie przed obrazem, z którym mieszkali przez tak długi czas. To było zarówno śmieszne, jak i poruszające - powiedział cytowany przez Guardiana de Lussac.
      Kilka wersji opisywanego obrazu znajduje się w słynnych muzeach, w tym w Luwrze, Museum voor Schone Kunsten w Gandawie czy Musées royaux des Beaux-Arts de Belgique w Brukseli. Ta znaleziona w domu na północy Francji wyróżnia się jednak rozmiarami. Wg domu aukcyjnego, może być największym formatem tej sceny. Jak już wspominaliśmy, mierzy 112x184 cm, podczas gdy inne przedstawienia mieszczą się zwykle w zakresie 55x75 cm-100x120 cm.
      Aukcję obrazu, który zachował się w naprawdę dobrym stanie, zaplanowano na 28 marca w Hôtel Drouot w Paryżu. Od 11 do 17 marca w hotelu odbędzie się wystawa przedaukcyjna tego i szeregu innych dzieł.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Na University of Oxford powstaje oprogramowanie, które na podstawie wyglądu twarrzy ma rozpoznawać rzadkie choroby genetyczne. Choroby takie dotykają około 6% populacji, ale w większości przypadków pozostają nierozpoznane. Istnieją testy genetyczne pozwalające zdiagnozować częściej występujące schorzenia, takie jak np. zespół Downa. Jednak dla wielu chorób testy nie zostały opracowane, gdyż nie zidentyfikowano genów, które je powodują.
      W przypadku 30-40 procent osób cierpiących na schorzenia genetyczne pewne charakterystyczne cechy są widoczne na twarzach. I właśnie na tej podstawie lekarz może postawić diagnozę. Problem w tym, że niewielu medyków ma odpowiednie przygotowanie pozwalające na rozpoznanie chorób genetycznych na podstawie wyglądu twarzy. Z tego też powodu wiele osób nie ma przez całe lata postawionej prawidłowej diagnozy.
      Dlatego też Christoffer Nellaker i Andrew Zisserman z Oxfordu postanowili stworzyć oprogramowanie, które na podstawie zdjęcia będzie pomagało we wstępnej diagnostyce.
      Obaj naukowcy wykorzystali w swojej pracy 1363 publicznie dostępne zdjęcia osób cierpiących na osiem schorzeń genetycznych. Znalazły się wśród nich fotografie chorych na zespół Downa, zespół łamliwego chromosomu X czy progerię. Komputer uczył się identyfikować każdą z chorób na podstawie zestawu 36 cech twarzy, takich jak kształt oczu, ust, nosa czy brwi. „Automatycznie analizuje zdjęcie i skupia się na głównych cechach, z których tworzy opis twarzy podkreślając cechy odróżniające” - mówi Nellaker. Później opis taki jest przez komputer porównywany ze zdjęciami osób ze zdiagnozowanymi schorzeniami. Na tej podstawie maszyna wydaje swoją opinię i określa prawdopodobieństwo, z jaki dana osoba może cierpieć na któreś ze schorzeń.
      Skuteczność algorytmu zwiększa się wraz z wielkością bazy danych fotografii referencyjnych. W przypadku ośmiu schorzeń genetycznych, którymi obecnie się zajęto, baza danych dla każdej z nich wynosiła od 100 do 283 zdjęć osób ze zdiagnozowanymi chorobami. Testy wykazały, że maszyna rozpoznaje choroby z 93-procentową trafnością.
      Tak obiecujące wyniki skłoniły naukowców do rozszerzenia zestawu diagnozowanych chorób do 91. W bazie danych znajdują się obecnie 2754 zdjęcia osób, u których rozpoznano jedną z tych chorób. Na razie system nie podaje dokładnej diagnozy, jednak naukowcy szacują, że już w tej chwili ich algorytm potrafi właściwie rozpoznać chorobę z 30-krotnie większym prawdopodobieństwem niż przy losowym zgadywaniu. Na przykład na podstawie zdjęcia Abrahama Lincolna system uznał, że cierpiał on na zespół Marfana. Niektórzy historycy twierdzą, że prezydent rzeczywiście na to chorował. Zespół Marfana jest siódmą najczęściej występujących schorzeniem spośród 91, którymi zajmuje się algorytm.
      Nellaker przyznaje, że algorytm nie podaje 100-procentowo pewnych odpowiedzi, ale pozwala na znaczne zawężenie możliwości wyboru. Teoretycznie może być on używany do diagnozowania noworodków, jednak jego twórcy uważają, że będzie używany głównie do diagnozowania rodziców, którzy martwią się, iż mogliby swoim dzieciom przekazać jakieś schorzenia. Główną zaletą systemu będzie jego łatwa dostępność. Szczególnie przyda się on tam, gdzie testy genetyczne są niedostępne.
      Ma on też olbrzymią przewagę nad stworzonymi wcześniej systemami korzystającymi z obrazów 3D. Tworzenie takich obrazów jest trudne i kosztowne, a pacjent musi odwiedzić szpital, w którym obraz zostanie wykonany. System Nellakera i Zissermana potrzebuje jedynie cyfrowego zdjęcia twarzy.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Na University of Hertfordshire wykonano fotografię o najdłuższym czasie naświetlania w dziejach. Znaleziono ją wewnątrz puszki po piwie przyczepionej do kopuły Bayfordbury Observatory. Puszkę umieściła tam Regina Valkenborgh, a dzięki temu, że kobieta zapomniała o swoim eksperymencie, klisza naświetlała się przez 8 lat i 1 miesiąc.
      Wszystko zaczęło się w 2012 roku, kiedy Regina na potrzeby swojej pracy magisterskiej z dziedziny sztuk pięknych postanowiła wykonać fotografie bez użycia nowoczesnych technologii. Wykorzystała więc puszki po piwie, w których umieściła błonę fotograficzną, tworząc w ten sposób aparat otworkowy. Valkenborgh umieściła kilka takich puszek na kopule uniwersyteckiego obserwatorium.
      Próbowałam kilkukrotnie tej techniki w obserwatorium, jednak efekty nie były zachęcające. Zdjęcia były uszkodzone przez wilgoć, film się zwijał, wspomina po latach. Jednak najwyraźniej zapomniała zdjąć jednej z puszek. To łut szczęścia, że przez te lata fotografia pozostała nietknięta i David [konserwator zatrudniony w obserwatorium – red.] ją znalazł, mówi Valkenborgh, która jest obecnie technikiem fotografii w Barnet and Southgate College.
      Na wykonanej fotografii widzimy 2953 linie wyrysowane przez wędrujące po nieboskłonie Słońce. Świetnie pokazują one, jak nasza gwiazda zmienia wraz z porami roku pozycję nad horyzontem.
      Fotografia o długim czasie ekspozycji jest często używana do zilustrowania przemijania czasu. Dotychczas zdjęciem o najdłuższej ekspozycji była fotografia wykonana przez niemieckiego artystę Michael Wesely'ego, który naświetlał ją przez 4 lata i 8 miesięcy.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Analiza mikrobiomu XVII-wiecznego obrazu pokazała, że choć różne mikroorganizmy systematycznie niszczą dzieło sztuki, są też takie, które można by wykorzystać do jego ochrony.
      Na obraz składają się materiały organiczne i nieorganiczne (płótno, barwniki czy werniks), które stanowią idealne środowisko dla bakterii i grzybów. Zwiększa to, oczywiście, ryzyko biodegradacji.
      By opisać mikrobiom obrazu Incoronazione della Virgine Carla Bononiego (1620), zespół Elisabetty Caselli z Uniwersytetu w Ferrarze usunął fragment o powierzchni 4 mm2 (znajdował się on przy uszkodzeniu).
      Posługując się różnymi metodami hodowlanymi i mikroskopem skaningowym z urządzeniem do mikroanalizy rentgenowskiej (ang. scanning electron microscopy with energy dispersive spectrometer, SEM-EDS), Włosi zidentyfikowali szereg mikroorganizmów. Wyizolowali liczne szczepy gronkowców (Staphylococcus) i bakterii z rodzaju Bacillus, a także grzyby z rodzajów Aspergillus, Penicillium, Cladosporium i Alternaria.
      Autorzy artykułu z pisma PLoS ONE podkreślają, że niektóre barwniki z XVII-wiecznych farb stanowiły świetne źródło składników odżywczych dla mikroorganizmów.
      Gdy podczas testów posłużono się preparatem zawierającym spory 3 gatunków bakterii z rodzaju Bacillus (Bacillus subtilis, Bacillus pumilus i Bacillus megaterium), okazało się, że hamuje on wzrost bakterii i grzybów wyizolowanych z obrazu. Tego typu produkty mogłyby więc chronić dzieła sztuki, zapobiegając ich biodegradacji.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...