Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Izba niższa francuskiego parlamentu przyjęła jedne z najbardziej restrykcyjnych przepisów antypirackich na świecie. Tak zwana ustawa Hadopi  (Haute Autorite pour la Diffusion des Oeuvres et la Protection des droits sur Internet) została poparta przez większość posłów partii rządzącej.

Przewiduje ona wprowadzenie taktyki trzech kroków. Osoba nielegalnie pobierająca chronione treści najpierw otrzyma e-mail z ostrzeżeniem. Gdy się nie dostosuje, zostanie do niej wysłany list tradycyjną pocztą. Kolejne przyłapanie na piractwie może skończyć się odcięciem dostępu do Sieci nawet na rok. Dużo łagodniej ustawa traktuje rodziny, w których nielegalnym pobieraniem treści zajmują się dzieci. Grozi odcięcie od Internetu na miesiąc oraz grzywna w wysokości 3750 euro.

Recydywiście grozi do 300 000 euro grzywny i do dwóch lat więzienia.

Wcześniej dwukrotnie próbowano wprowadzić podobne przepisy. Pierwszy raz ustawa nie przeszła przez parlament. Za drugim razem została uchylona przez Sąd Konstytucyjny, który stwierdził, że jedynie sędzia może zdecydować o odcięciu od Sieci. Tym razem ustawa przewiduje, że o odłączeniu ma decydować sędzia.

Niektóre kraje, takie jak Wielka Brytania i Szwecja, uważnie przyglądają się francuskim rozwiązaniom i planują wprowadzenie podobnych przepisów.

Odcinaniu od Internetu sprzeciwia się natomiast Parlament Europejski, który uważa dostęp do Sieci za prawo podstawowe, podobne dostępowi do wody czy elektryczności.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Prawa przyrody sugerują, że będzie to widowiskowa katastrofa lobbingodawców i lobbingobiorców. Ciekawi mnie tylko, jak ta katastrofa się objawi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pierwsze, co się stanie to spadek popytu na szybkie łącza internetowe.

Drugie co się stanie, to zablokowanie sądów podaniami o odcięcie internetu. (Pozostaje pytanie jakie są podawane terminy w liście/e-mailu do których należy przestać khem "pobierać" khem "nielegalne" treści)

Trzecim efektem będzie ustalenie niebotycznych kar (wyższych niż roczny abonament), za zerwanie umowy ze swoim ISP.

 

Coś mi się wydaje, że w fRANCJI znowu wzrośnie popularność kafejek internetowych...

Chyba że piraci zaczną korzystać z VPN - wtedy nikt nie sprawdzi, co pobierają/wysyłają. Ponoć VPN umożliwia też ominięcie Chińskiego muru chińczykom.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

co ma VPN do pobierania? prywatne tunele można sobie robić gdzie chcesz ale pewnie nie znasz ruskich co są źródłem pirackich plików. Mnie bardziej ciekawi jak np. sąd będzie wiedział do kogo wysłać ostrzeżenie? będą zawieszać łącza na podstawie GB ściągniętych danych? do tego jak mi udowodnia wykorzystanie tych danych, sam przesył chyba nie jest nie legalny a dysk i tak mam szyfrowany ;|

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Sprawa jest w ogóle dziwna.

No bo tak... każdy ISP w swoim regulaminie grzmi, że nie wolno nielegalnych rzeczy robić, prawda? I grozi wyłączeniem. I sądy nic nie mają do takich regulaminów, a ISP nie respektują własnych przepisów.

Więc będzie dość prosto. Władze wymuszą na ISP przestrzeganie regulaminów, a kto nie będzie miał w regulaminie odcinania piratów, nie będzie mógł świadczyć usług telekomunikacyjnych. Banalnie proste...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Sprawa jest w ogóle dziwna.

No bo tak... każdy ISP w swoim regulaminie grzmi, że nie wolno nielegalnych rzeczy robić, prawda? I grozi wyłączeniem. I sądy nic nie mają do takich regulaminów, a ISP nie respektują własnych przepisów.

Więc będzie dość prosto. Władze wymuszą na ISP przestrzeganie regulaminów, a kto nie będzie miał w regulaminie odcinania piratów, nie będzie mógł świadczyć usług telekomunikacyjnych. Banalnie proste...

 

To nie jest takie proste. Wystarczy przypomnieć sobie ostatnią "aferę" z AsterCity. Sieć tylko poprawiła istniejące zapisy o naruszaniu praw autorskich, a cały polski Internet nagle zaczął grzmieć (sprawa rozdmuchana przez portale typu Onet). Tylko, że Aster (jak i każdy inny operator) nie sprawdza, co użytkownik przesyła, tylko reaguje na zgłoszenia, które do nich docierają. Na wielu sieciach P2P siedzą sobie boty organizacji antypirackich, które logują adresy IP ludzi, którzy pobierają nielegalne pliki. Wystarczy sprawdzić w bazie WhoIs do jakiego operatora należy adres i wysłać zgłoszenie do operatora, że taki i taki IP o takiej i takiej godzinie nielegalnie pobierał lub udostępniał dane chronione prawem autorskim. W takim przypadku większość operatorów zareaguje przynajmniej upomnieniem użytkownika, a następnie odcięciem czy karami.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dokładnie @yaworski nikt nie sprawdza co kto i jak ściąga, do puki nas nie przyłapie bot RIAA albo innej pirackiej korporacji ;)

jedyna rada maskować swoje IP itp. (na razie, nikt nam tego nie może zabronić).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Sami ukręcają sobie bicz na szyję, piraci zawsze byli o krok przed władzami ich ścigającymi i nadal tak będzie. Internet to ostatni bastion wolności i tak łatwo ludzie go nie oddadzą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Prawde mowiac nie rozumiem oburzenia ustawa Hadopi, choc jestem jedna z ostatnich osob, ktora moglaby sie godzic na ograniczanie wolnosci w internecie. Sam projekt brzmi rozsadnie [tzn nie jest narzucane natychmiastowe odcinanie bez ostrzezen, ale jest system ostrzezen], wiec teoretycznie mogloby to funkcjonowac np w przypadku lam masowo pobierajacych albumy britney spears, czy durne i popularne tytuly gier [jestem zdania, ze tylko tacy ludzie byliby scigani, bo legalnosc materialow niszowych bylaby trudna do zweryfikowania]. Problemem jest jednak nie samo karanie, ale rozsadzanie legalnosci lub jej braku w odniesieniu do konkretnego materialu w postaci cyfrowej. Kto ma rozsadzac ich legalnosc? biegly sadowy? sam sedzia? a moze organizacja RIA* ?

Dlatego tez zgodze sie z przedmowcami twierdzacymi, ze ustawa jest wprowadzona z powodu naciskow lobbystow, a jest wprowadzona "byle jak", byle szybko i byle byla - najpewniej wychodza z zalozenia, ze to ulatwi im dostosowanie jej w przyszlosci pod wlasne oczekiwania. W koncu latwiej jest dostosowywac bez wiedzy obywateli istniejacy zapis prawny, niz wprowadzac kontrowersyjny i zupelnie nowy.

Jesli zatem obawiam sie podobnych ustaw, to tylko z racji tego prostego faktu, ze pomysl kladzie sie logicznie u podstaw. Nie ma bowiem na swiecie jednej organizacji, czy jednej firmy mogacej ocenic bezsprzecznie legalnosc danego materialu. Potrafie sobie juz teraz wyobrazic sytuacje, w ktorych autor covera zostanie o cos pozwany, zas osoba ow cover sciagajaca zostanie oskarzona o lamanie prawa. To samo tyczy sie materialow niszowych - przypuszczalnie bedzie sie "na wszelki wypadek" uznawac, ze nastapilo zlamanie prawa autorskiego; co w przyszlosci moze pociagnac za soba chec otagowania wszystkich danych w internecie tak, aby bylo mozliwe szybkie i latwe sklasyfikowanie ich legalnosci. Problem jednaj w tym, ze nie jest mozliwe kontrolowanie tak chaotycznej i zdecentralizowanej struktury, jaka jest internet, wiec nie obawialbym sie eksplozji idiotycznych uchwal. Bedziemy raczej swiadkami wielkich porazek takowych.

Prosze spojrzec co stalo sie z brytyjska ustawa dot monitoringu - okazalo sie, iz ow monitoring miejski jest nieskuteczny i nie blokuje przestepczosci, w zwiazku z czym rozwaza sie teraz jego wycofanie. Kolejny przyklad to DRM, ktore poleglo w walce z ludzka potrzeba niezaleznosci i wolnosci cyfrowej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ze sprawdzeniem legalności nie ma problemu. Przecież organizacje zarządzające prawami autorskimi wiedzą, kto z ich klientów i w jaki sposób rozpowszechnia swoje utwory. Jeśli więc pan X pobrał piosenkę "Umta, umta, masz fajne oczy" to wystarczy sprawdzić, czy z danego źródła mógł tę piosenkę pobrać w taki sposób, w jaki ją pobrał. I sprawa jasna.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z punktu widzenia praworządności i pomijając cel ochrony wielkich oraz kasiastych koncernów, to jak zauważył marc ta ustawa jest rozsądna. Jedynie najbardziej skrajne reakcje wywoływał fakt możliwości odcinania użytkowników bez wyroku sądu, jedynie na wniosek organizacji do ISP, ale te zapisy obecnie już usunięto z uwagi na niezgodność z konstytucją. Podobnie jak czesiu zgadzam się też, że w wyniku tego spadnie popyt na szerokopasmowy dostęp, a raczej zostanie ograniczony jedynie potrzebami zastosowań strumieniowych. Jednocześnie straci na znaczeniu też dostęp limitowany ilością przesyłanych danych, co jednak na przekór temu może odbić się jego powszechnością.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zastanawiam się jak sprawa się ma z osobami spoza Francji, które zostaną zalogowane przez takie boty RIAA na pobieraniu pirackich treści z serwerów francuskich. W ogóle jak ta ustawa ma się do geolokalizacji serwerów udostępniających i użytkowników pobierających dane z tych maszyn.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wzrośnie popularność darmowego (taniego) oprogramowania, wybiją się nowe talenty muzyczne rozdając się w sieci, wyrosną nowi jeszcze lepsi hak-e-rzy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Sarkozy coś za dużo kombinuje... on chyba naprawdę chce drugiej Rewolucji Francuskiej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ze sprawdzeniem legalności nie ma problemu. Przecież organizacje zarządzające prawami autorskimi wiedzą, kto z ich klientów i w jaki sposób rozpowszechnia swoje utwory. Jeśli więc pan X pobrał piosenkę "Umta, umta, masz fajne oczy" to wystarczy sprawdzić, czy z danego źródła mógł tę piosenkę pobrać w taki sposób, w jaki ją pobrał. I sprawa jasna.

 

Teoretycznie tak, ale istnieje jeszcze problem "dziury analogowej", a takze mozliwosc rozpowszechniania materialow wykradzionych przed premiera, wypuszczonych amatorsko [w jaki sposob je zaklasyfikowac?], etc; takze wg mnie problem istnieje i bedzie istniec. Problem z ocena legalnosci materialow nie zniknie - ograniczy sie jedynie do "szarej strefy" i "strefy amatorskiej", lub "niedochodowej". W przypadku mass-mediow sprawdzi sie znakomicie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziwi mnie jedno - skąd oni będą wiedzieć jaki ktoś ma adres e-mail, żeby mu wysłać pierwsze ostrzeżenie ? Co z ludźmi którzy nie mają kont email żadnych, a co z tymi którzy ich nie czytają od roku, albo antyspam im wrzucił list od HADOPI do kosza ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To proste. Jeżeli pierwszy krok (e-mail) zawiedzie lub jest nieosiągalny, stosuje się krok drugi, czyli snail mail.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziwi mnie jedno - skąd oni będą wiedzieć jaki ktoś ma adres e-mail, żeby mu wysłać pierwsze ostrzeżenie ? Co z ludźmi którzy nie mają kont email żadnych, a co z tymi którzy ich nie czytają od roku, albo antyspam im wrzucił list od HADOPI do kosza ?

 

Zazwyczaj ISP udostępnia m.in. firmowe konto pocztowe. Mniemam, że o takie będzie tylko chodziło, bo przecież nikt nie będzie bawił się w szukanie po hotmailach/gmailach.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tylko raz - nie każdy musi używać takiego konta ISP. Ja mając je od UPC nie wchodziłem ani razu na nie, z tego co mi się gdzieś rzuciło w oko trzeba je najpierw aktywować.

 

A co do przejścia do punktu 2 - właśnie o to mi chodziło - ciekawe jak to jest zapisane w ustawie. Bo wszędzie się pisze o 3 krokach, a mnie ciekawi co jeśli jeden lub dwa z nich nie będą możliwe do zrealizowania...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tylko raz - nie każdy musi używać takiego konta ISP. Ja mając je od UPC nie wchodziłem ani razu na nie, z tego co mi się gdzieś rzuciło w oko trzeba je najpierw aktywować.

 

Rozumiem. Ale wydaje mi się, że spowoduje to wymuszenie dostosowania regulaminów firm do prawa. Zatem kto nie będzie sprawdzał tej poczty sam sobie zaszkodzi poprzez pominięcie tego kroku.

 

Poza tym, z tego co czytam w tej chwili na wiki, to oboje źle to w tej chwili interpretujemy, bo ten mail nie będzie chyba do nas a do ISP:

 

An email is sent to the connection owner' date=' and defined by the IP address involved in the claim.

 

The email specifies the time of the claim but neither the object of it and the claimant.

 

The ISP is then supposed to survey the said internet connection. As well, the connection owner is invited to install a filter on his own connection.

 

Whether a repeated offense is suspected by the copyright holders, their representatives, the ISP or the HADOPI, in the 6 months following the first step, the second step of the procedure is started.[/quote']

 

Dziwnie to jednocześnie ujmują, bo raz piszą o ISP, a raz o "connection owner". Przydałby się tekst oryginalny ze słowniczkiem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
To proste. Jeżeli pierwszy krok (e-mail) zawiedzie lub jest nieosiągalny, stosuje się krok drugi, czyli snail mail.

Ale w tym momencie to będzie niezgodne z procedurą, a więc nieważne.

Zazwyczaj ISP udostępnia m.in. firmowe konto pocztowe. Mniemam, że o takie będzie tylko chodziło, bo przecież nikt nie będzie bawił się w szukanie po hotmailach/gmailach.

Ale przecież agendy rządowe / bezpieczeństwa mają dostęp (przy nakazie sądu, który władze Francji usiłują znieść) do wszystkiego czego zapragną.

Dziwi mnie jedno - skąd oni będą wiedzieć jaki ktoś ma adres e-mail, żeby mu wysłać pierwsze ostrzeżenie ? Co z ludźmi którzy nie mają kont email żadnych, a co z tymi którzy ich nie czytają od roku, albo antyspam im wrzucił list od HADOPI do kosza ?

To pewnie już będzie twój problem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Ale w tym momencie to będzie niezgodne z procedurą, a więc nieważne.

Ale niby dlaczego? Jest napisane, że najpierw mail, a jeśli to zawiedzie, mail tradycyjny. Gdzie widzisz sprzeczność?

Ale przecież agendy rządowe / bezpieczeństwa mają dostęp (przy nakazie sądu, który władze Francji usiłują znieść) do wszystkiego czego zapragną.
Ale bez przesady, nikt nie będzie się bawił w poszukiwanie prywatnego adresu e-mail, kiedy wystarczy wysłać list do domu.

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Ale niby dlaczego? Jest napisane, że najpierw mail, a jeśli to zawiedzie, mail tradycyjny. Gdzie widzisz sprzeczność?

Problem widzę w tym, że mają być dwa ostrzeżenia. W wypadku listu od razu, tracisz pierwsze ostrzeżenie.

Ale bez przesady, nikt nie będzie się bawił w poszukiwanie prywatnego adresu e-mail, kiedy wystarczy wysłać list do domu.

Skoro UE chce się bawić w Project Indect, to kwestia tego w co się będą bawić, jest raczej polemiczną.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Problem widzę w tym, że mają być dwa ostrzeżenia. W wypadku listu od razu, tracisz pierwsze ostrzeżenie.

To nie tak. Chodzi o to, że masz dostać ostrzeżenie. Jeśli dostaniesz, to dostaniesz i koniec. Chodzi o dwie próby, a nie potrzebę dostarczenia dwóch kopii tego samego dokumentu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dajmy na to że list idzie 5 dni. Jeżeli wyślą list i stwierdzą po 2 dniach (kiedy list jeszcze nie dotarł) że dalej ściągam z neta, to co wtedy?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      We Francji zaczyna się ogólnonarodowe dochodzenie, dot. przypadków wad wrodzonych (amelii) występujących wśród dzieci urodzonych w 3 regionach.
      Pierwsze dochodzenie zakończyło się, bo urzędnikom nie udało się zidentyfikować wspólnej przyczyny. Kolejne śledztwo rozpoczęto, gdy nieco później w departamencie Ain odnotowano 11 kolejnych przypadków (wg epidemiologów, de facto nie były one nowe, ale nie zostały uwzględnione w poprzednim zestawieniu).
      Przypadki braku kończyn występują w Ain w pobliżu granicy ze Szwajcarią, a także w Bretanii i Loarze Atlantyckiej.
      W środowym wystąpieniu telewizyjnym minister zdrowia Agnès Buzyn zapowiedziała, że pierwsze wyniki ogólnonarodowego dochodzenia będą opublikowane już w styczniu. Na resztę trzeba zaś będzie poczekać do lata.
      Myślę, że cała Francja chciałaby wiedzieć [co się dzieje]. Nie chcemy niczego wykluczać. Może chodzi o coś ze środowiska, może o jedzenie albo picie, a może o jakąś wdychaną substancję. Na razie nic nie wiadomo.
      Wszystkie przypadki z Ain dotyczą osób zamieszkałych w promieniu 17 km od miejscowości Druillat, stąd spekulacje związane z pestycydami.
      Genetyk, dr Elizabeth Gnansia, podkreśla, że znacząca była liczba skupionych przypadków rzadkiej wady wrodzonej. [...] Możecie sobie wyobrazić, że siedmioro urodzonych między 2009 a 2014 r. dzieci z tą samą wadą dotyczącą przedramienia chodzi do tej samej wiejskiej szkoły? Nie potrzebujemy statystyk [by zauważyć, że coś jest na rzeczy]. To 50-krotność oczekiwanych wartości.
      Polegając na doniesieniach od lekarzy, regionalny rejestr wad wrodzonych Remera już w lipcu zgłaszał obawy związane z możliwym wzrostem przypadków z Ain (odkryto klaster 7 przypadków z okolic Druillat; dot. on okresu 6 lat). Mimo to we wstępnym raporcie z października Santé publique France stwierdziła, że przypadki z lat 2009-14 nie wykraczają poza narodową średnią. Chwilę później doszukano się jednak kolejnych 11 przypadków z Ain, do których doszło na przestrzeni 15 lat (od roku 2000).
      Specjaliści przyglądali się też 3 przypadkom z Loary Atlantyckiej i 4 z Bretanii. Choć przyznano, że liczby przewyższają średnią, nie udało się znaleźć wspólnej przyczyny.
      Ponieważ w raporcie wspominano, że monitoring wad wrodzonych był prowadzony tylko przez kilka rejestrów, które obejmują jedynie 19% urodzeń we Francji, pojawiły się obawy, że liczba przypadków tajemniczej amelii może być zaniżona.
      We wtorek (30 października) Santé publique France poinformowała, że dzięki analizie szpitalnych baz danych zidentyfikowano nowe przypadki.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      MPAA, amerykańskie stowarzyszenie przemysłu filmowego, które w głównej mierze przyczyniło się do zamknięcia Megaupload, wzięło na celownik kolejny serwis. Do sądu okręgowego na Florydzie trafił wniosek o wydanie nakazu zamknięcia Hotfile. Działa on na podobnych zasadach jak Megaupload, a MPAA twierdzi, że ponad 90% przechowywanych tam materiałów stanowią treści chronione prawami autorskimi. Co ciekawe, to niepierwsze starcie Hotfile z przemysłem filmowym. W ubiegłym roku serwis zapowiedział, że pozwie do sądu firmę Warner Bros., gdyż miała ona naruszyć zasady korzystania z narzędzi antypirackich Hotfile doprowadzając do usunięcia z serwisu treści, do których nie posiadała praw.
      MPAA od lat prowadzi działania mające nakłonić władze i prawodawców, że serwisy umożliwiające hostowanie i współdzielenie plików powinny być zamykane. Teraz, niewątpliwie zachęcona skutecznym zamknięciem Megaupload, organizacja postanowiła udać się do sądu. MPAA twierdzi, że Hotfile celowo zachęca użytkowników do nielegalnego dzielenia się chronionymi prawem treściami oraz im w tym pomaga. Prawnicy Hotfile odpowiadają, że zasady działania serwisu są zgodne z  opracowaną przez Bibliotekę Kongresu ustawą DMCA.
      Jeśli jednak MPAA udowodni, że serwis celowo umożliwia łamanie prawa, sąd prawdopodobnie nakaże jego zamknięcie.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Megaupload został zamknięty przez władze Nowej Zelandii na wniosek amerykańskich organów ścigania. Kim Dotcom, jego założyciel, poinformował, że wśród użytkowników serwisu znajdowało się wielu urzędników amerykańskiego rządu.
      Prawnicy Megaupload ciężko pracują, by użytkownicy odzyskali dostęp do swoich danych. Prowadzimy negocjacje, by mogli oni odzyskać dane. I wiecie co. Odkryliśmy, że wielu użytkowników Megaupload to amerykańscy urzędnicy rządowi, wśród nich pracownicy Departamentu Sprawiedliwości i Senatu - powiedział Dotcom.
      Za użytkownikami Megaupload wstawiła się też organizacja Electronic Frontier Foundation, która prowadzi stronę MegaRetrieval w odzyskaniu dostępu do danych.
      Megaupload pozwalał użytkownikom na przechowywanie na swoich serwerach ich własnych plików. Oczywiście znaczną część stanowiły pliki naruszające prawa autorskie, jednak nie wszyscy użytkownicy łamali prawo.
      Po aresztowaniu Dotcoma i zamknięciu serwisu użytkownicy stracili dostęp do swoich plików. Co prawda serwery, na których są przechowywane dane zostały już dawno przeszukane i firmy hostujące mogą zrobić z nimi co chcą, jednak domena Megaupload.com została przejęta przez amerykańskie organa ścigania. Firmy hostujące dotychczas Megaupload zgodziły się przez jakiś czas nie kasować danych, mimo że nie otrzymują już pieniędzy za ich przechowywanie. Obecnie trwają starania o to, by użytkownicy mogli przynajmniej przenieść pliki na swoje własne dyski. Ich udostępnienie nie będzie jednak proste. Uruchomienie domeny, która pozwoli na dostęp do tych plików może skończyć się jej ponownym zablokowaniem, jeśli będzie ona oferowała materiały naruszające prawa autorskie.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Kiedy w wiadomościach telewizyjnych widzimy jednostki amerykańskiej marynarki wojennej, większość z nas nie podejrzewa, że właśnie w US Navy pływa najstarszy pozostający w służbie czynnej okręt wojenny. Osoby interesujące się historią wojskowości zapewne wiedzą, że pierwszy w historii lotniskowiec o napędzie atomowym, zwodowany w 1961 roku USS Enterprise, wciąż jest wykorzystywany. Jednak to nie do niego, a do... drewnianej trójmasztowej fregaty USS Constitution należy miano najstarszego okrętu wojennego w służbie czynnej.
      Państwo bez floty
      Gdy zakończyła się amerykańska Wojna o Niepodległość (1775-1783) nowo powstałe państwo było tak ubogie, że sprzedało swój ostatni okręt wojenny, fregatę USS Alliance. W tym samym 1785 roku berberyjscy piraci z Algieru zajęli na Morzu Śródziemnym dwa statki należące do amerykańskich kupców. Wtedy to Thomas Jefferson, przedstawiciel USA we Francji, wezwał Kongres do powołania marynarki wojennej. Jednak przez wiele lat jego apele pozostawały bez echa. Wcześniej amerykańscy kupcy nie musieli obawiać się piratów, gdyż byli obywatelami Wielkiej Brytanii i chroniła ich potężna flota. Sytuacja jednak uległa radykalnej zmianie po uzyskaniu niepodległości. Nie tylko piraci, ale wiele państw zauważyło, że można bezkarnie atakować i przejmować amerykańskie jednostki handlowe. Gdy we Francji wybuchła rewolucja, nowy rząd zezwolił swojej flocie na zajmowanie jednostek handlowych USA podejrzewanych o prowadzenie interesów z Wielką Brytanią. To samo robiła flota brytyjska wobec statków podejrzewanych o handlowanie z Francją. Mimo to politycy z USA niechętnie myśleli o powołaniu własnej marynarki wojennej. Kraj był biedny, posiadanie floty postrzegano jako przejaw imperializmu, nie chciano też drażnić europejskich potęg. Dopiero gdy w 1793 roku piraci ponownie uderzyli przejmując 11 statków, Kongres i Izba Reprezentantów postanowiły działać.
      Pechowe początki
      W 1794 roku uchwalono Naval Act, który przewidywał budowę sześciu fregat. Zgodnie z sugestią konstruktora Joshui Humphreysa miały być one większe od francuskich i brytyjskich fregat, by móc nawiązać z nimi walkę, jednocześnie zaś miały być na tyle małe i zwrotne, by uciec przed okrętami liniowymi. Naval Act przewidywał jednocześnie, że jeśli pomiędzy USA a Algierem zostanie podpisany traktat pokojowy, budowa okrętów zostanie przerwana.
      Stępkę pod kilem USS Constitution położono 1 listopada 1794 roku, a imię dla okrętu wybrał sam prezydent George Washington.
      W maju 1796, po zawarciu pokoju z Algierem, prace nad fregatami zostały przerwane. Dopiero po gorących sporach i debatach prezydent wyraził zgodę na dokończenie trzech najbardziej zaawansowanych jednostek - Constitution, United States i Constellation.
      Budowę zakończono i 20 września 1797 roku na nabrzeżu portu w Bostonie zgromadzili się dostojni goście, wśród nich prezydent John Adams, by być świadkami zwodowania okrętu. USS Constitution ruszył po pochylni by... zatrzymać się po przebyciu nieco ponad 8 metrów. Okazało się, że okręt jest zbyt ciężki. Dwa dni później kolejna próba wodowania również zakończyła się niepowodzeniem - jednostka przesunęła się o kolejne 9 metrów. Ostatecznie okręt udało się zwodować 21 października 1797 roku.
      Pierwsze zadanie bojowe jednostka otrzymała już w maju 1798 roku, gdy jeszcze nie była w pełni gotowa. Wzięła wówczas udział w quasi-wojnie przeciwko Republice Francuskiej. Ta niewypowiedziana wojna toczyła się w latach 1798-1800 głównie na morzu.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Studenci najsłynniejszej uczelni technicznej świata - MIT-u (Massachusetts Institute of Technology) - mogą otrzymać od władz uczelni certyfikat ukończenia kursu... piractwa. I nie chodzi tutaj o piractwo komputerowe, a to prawdziwe, morskie.
      Uczelnia postanowiła uczynić oficjalnym zwyczaj, który był praktykowany przez jej studentów przez co najmniej 20 lat. MIT wymaga, by uczący się ukończyli w czasie studiów co najmniej 4 różne kursy wychowania fizycznego. Teraz ci, którzy z powodzeniem ukończą strzelanie z pistoletu, łuku, żeglarstwo i szermierkę otrzymają oficjalny certyfikat
      Carrie Sampson Moore, dziekan wydziału wychowania fizycznego, mówi, że co roku kontaktowali się z nią studenci, prosząc o wydanie zaświadczenia o ukończeniu kursu pirata. Zawsze mówiłam im, że to inicjatywa studencka i byli bardzo rozczarowani - stwierdziła Moore.
      Od początku bieżącego roku postanowiono, że uczelnia zacznie wydawać oficjalne certyfikaty. Drukowane są one na zwoju pergaminu z równą starannością jak inne uczelniane dyplomy. Właśnie otrzymało je czterech pierwszych piratów, a w kolejce czekają następni.
      Mimo, iż cała ta historia może brzmieć niepoważnie, to certyfikat i warunki jego uzyskania są traktowane przez uczelnię całkiem serio. Przyszli piraci nie mogą liczyć na żadną taryfę ulgową, a otrzymanie świadectwa ukończenia kursu wiąże się ze złożeniem przysięgi. Stephanie Holden, która znalazła się w czwórce pierwszych piratów, zdradziła, że musiała przysiąc, iż ucieknie z każdej bitwy, której nie będzie mogła wygrać i wygra każdą bitwę, z której nie będzie mogła uciec.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...