Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Pszczeli ul uchodzi za wzór gniazda idealnego, w którym każdy zna swoją rolę i dba o dobro ogółu. Rzeczywistość jest jednak bardziej skomplikowana - siedziba tych szlachetnych owadów jest bowiem pełna spiskowców, którzy tylko czekają na okazję, by nieco poleniuchować i przy okazji zwiększyć udział swojego materiału genetycznego w genomie populacji.

Populacja pszczół skupiona jest wokół królowej, zwanej także matką. To ona odpowiada za składanie jaj, otrzymując w zamian pełną opiekę ze strony robotnic oraz nasienie od samców, czyli trutni. Wszystko wydaje się więc doskonale funkcjonować, lecz... to tylko pozory. Wewnątrz ula pszczoły wciąż trwa bowiem walka o możliwość rozmnażania "na własną rękę".

Część robotnic składa własne, niezapłodnione jaja. Wykluwają się z nich w pełni sprawne, lecz niezdolne do płodzenia własnego potomstwa samce. Królowa i jej służba pilnują co prawda, by robotnice nie rozmnażały się zbyt intensywnie, lecz dla tych ostatnich gra jest warta świeczki. Jeżeli bowiem jaja zostaną zaakceptowane, przyszła matka zostaje otoczona opieką i nie musi brać udziału w ryzykownych zajęciach, takich jak poszukiwanie pożywienia. Efektem jest trzykrotne wydłużenie czasu życia.

Aby sprawdzić, jak intensywna walka o rozmnażanie się zachodzi wewnątrz ula, zespół Denise Alves z Uniwersytetu w Sao Paolo postanowił zbadać 45 populacji pszczół Melipona scutellaris, znanych z niezwykle rozbudowanego życia społecznego. Do badania pobrano łącznie materiał genetyczny od niemal 600 samców.

Wyniki studium zaskoczył nawet samych autorów. Jak się bowiem okazało, aż 11% osobników pochodziło nie od królowej, a od robotnic - to odsetek znacznie wyższy od spodziewanego. Jakby tego było mało, aż 77% robotnic-matek należało do potomstwa... poprzedniej królowej, a nie tej dominującej w ulu w momencie wykonania testów. 

Jak twierdzi pani Alves, badania przeprowadzone przez jej zespół są pierwszymi, w których udało się ustalić rodzicielstwo trutni z tak wysoką precyzją. Dzięki najnowszemu studium odkryto także, że walka o rozsiewanie własnego materiału genetycznego zachodzi nie tylko pomiędzy królową-matką i robotnicami, lecz także pomiędzy potomstwem dawnej, obalonej już królowej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

I tak być powinno, inaczej należałoby zwątpić w ewolucję.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Albo ja czegoś tutaj nie rozumiem, albo ten artykuł jest niewyraźny: w jaki sposób zrodzenie bezpłodnego potomstwa miałoby wpływać na przedłużenie własnego kodu genetycznego?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tu raczej nie chodzi o przedłużenie, lecz

zwiększyć udział swojego materiału genetycznego w genomie populacji.

zwiększenie. Innymi słowy nie jest ważne aby materiał genetyczny przetrwał, tylko, żeby dzieci odwalały za nie robotę. Tak to widzę

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No dobrze, zwiększenie udziału w genomie populacji - rzecz ewolucyjnie bez znaczenia jeśli nie przekłada się to na dalsze rozpowszechnienie danego genu, a tutaj się nie przekłada (bo potomstwo jest bezpłciowe).

 

Więc teraz pytanie: jak niby ta właściwość miała zaistnieć ewolucyjnie? Przecież musiała dawać korzyść która może być przekazana dalej. Na tym polega rozpowszechnienie się danego genu w populacji. Osobniki odnoszą korzyści z danego genu i dzięki temu mają większą szansę na potomstwo ergo: stają się powszechniejsze, niż osobniki bez tej korzyści. Wygoda (korzyść) osobnika który i tak nie przekaże genów dalej nie znaczy tutaj absolutnie nic, bo ginie wraz z nim.

 

Więc jeśli już to trzeba szukać odpowiedzi np. w ewolucji królowych. Mamy np. grupę królowych z jednego miotu; jedna z nich ginie i zostaje zastąpiona obcą królową, ale wtedy robotnice jakie przejmuje, zaczynają olewać pracę. To jedna z możliwych odpowiedzi. Ale dlaczego królowe dopuszczają w ogóle ten rozród? Bo może był jakość korzystny dla gniazda, a dopiero później wykorzystany jako spisek ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Korzyść jest bardzo prosta: im więcej osobników się rozmnaża, tym większa jest różnorodność genetyczna populacji. A to oznacza mniejszą podatność na patogeny i większą szansę przetrwania całej kolonii.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Powiedz mi mikroos jakim cudem:

 

zakładając, że bez "x" (czyli osobników powstających w opisanym trybie) populacja jest jakość tam  podatna na patogeny, co to daje, że owo "x" nie jest na nie podatne jeśli "x" nie może zapewnić przetrwania kolonii (jest bezpłciowe), ani dostarczyć w żaden sposób swoich genów do płodnej populacji. Owo "x" wręcz przynosi tutaj negatywy, gdyż samo może być podatne na inne choroby - na które odporny jest ogół - i, poprzez mutację patogenu, wprowadzić go do populacji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Szansa na taką mutację, która akurat spowoduje rozprzestrzenienie się patogenu na nowe osobniki, jest mniejsza niż prawdopodobieństwo tego, że jeśli wszystkie osobniki będą bardzo zbliżone, to jeden z nich przywlecze ten patogen do ula.

 

Zwróc uwagę, że sam fakt istnienia "x" oznacza, że robotnice z poprzedniego pokolenia (tzn. potomstwo poprzedniej matki) żyją dłużej. To z kolei oznacza, że jeżeli "n" robotnic udaje się na zbieranie nektaru, to szansa na zawleczenie do ula patogenu zdolnego do wybicia całej populacji jest mniejsza, niż gdyby liczebność grupy wynosiła "n", ale wszystkie osobniki były identyczne. Bo korzyścią tak naprawdę nie jest fakt istnienia "x" (chociaż częściowo też, bo są inne od ogółu i jest to korzystne dla całej populacji), ale fakt, że robotnice z poprzedniego pokolenia żyją dłużej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale te robotnice - zgodnie z artykułem - właśnie zyskują możliwość siedzenia w ulu; nie latają po nektar. Trutnie zaś - które owe robotnice rodzą - nie latają po nektar z definicji.

 

Mamy więc dodatkową populację siedzącą w ulu, która nie może wnieść swojej odporności do ogółu populacji, ale może być żerem dla patogenów na które reszta jest odporna.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale nie sądzę, by ta opieka była dożywotnia. Niemal na pewno trwa ona tylko przez pewien czas, ale korzyść w postaci wydłużenia czasu życia (a więc czasu, przez który populacja jest bardziej różnorodna) jest długofalowa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zwiększa długość życia trzykrotnie, ale nie jest dożywotnia? No nie wiem - możliwe. W każdym razie za dużo gdybania jak dla mnie.

 

W każdym razie- piszesz o dobru populacji, tym czasem od dłuższego czasu (popularnie: od Dawkinsa), lepiej mówić o dobru genu. Wprost nie istnieje ono dla starej królowej; istnieć może dla nowej królowej: jej geny coś na tym zjawisku zyskują (i dlatego nowa królowa dopuszcza większe mnożenie robotnic starej; dlaczego one się nie przestają mnożyć?). Jeśli zaś myśleć nie-wprost, to może istnieje korzyść dla genów starej królowej: szkodzi nowej (robotnice starej królowej po zmianie władzy częściej składają jaja; dlaczego nowa królowa tego nie blokuje?) i zapewnia większą szansę sukcesu dla innych królów z jej miotu. W tych rozważaniach można szacować zarówno pozytywny czy negatywny sens działania patogenów, jak i np. marnowanie zasobów ula przez leniuchów.

 

To nie jest jednoznaczne. I dlatego - artykuł jest niewyraźny.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale zobacz, że dobro genu w tym wypadku pokrywa się z dobrem ogółu. Populacja pszczela charakteryzuje się tak silnymi więziami, że żaden osobnik nie jest w stanie przetrwać sam, więc dobór naturalny przybiera u pszczół dość nietypową formę - jednostką jest nie osobnik, ale raczej stado. Praktycznie nie ma też czegoś takiego, jak dobór partnera - jest jedna królowa i trutnie, które są de facto potomkami jej samej. Jedynym "urozmaiceniem" jest właśnie materiał genetyczny dawnej królowej. Chyba zgodzisz się ze mną, że różnorodnosć jest dla populacji korzystna, więc przy tak małej liczbie dostępnych alternatyw materiał genetyczny dawnej królowej jest na wagę złota. Być może właśnie dlatego powstał system ochrony robotnic decydujących się na rozród (nawet jeśli powstające w ten sposób trutnie są bezpłodne, to jednak wnoszą one różnorodnosć do genomu populacji) - pszczoły odnalazły złoty środek pomiędzy ochroną materiału genetycznego królowej (stąd niszczenie jaj) i jednoczesną ochroną róznorodności.

 

Swoją drogą, oznacza to też, że - jak na ironię - populacja staje się całkowicie zdana na kaprysy ewolucji. Jeżeli matka ma defekt, cierpi cała populacja, a nie tylko pojedyncze osobniki, jak u większości zwierząt.

 

Ogólnie mówiąc zgadzam się, że nie wszystko jest jasne - powiedziałbym jednak, że to nie artykuł jest dostatecznie informatywny, tylko raczej poziom naszej wiedzy na ten temat jest wciąż niedostateczny.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Matka to porządnie odżywiona pszczoła, robotnice są niedożywione , duży współczynnik lewych jaj to wynik dobrego (obfitego) zbioru miodu (nie nalatały się) .

Oznacza też że w ulu jest za ciasno i potrzebna nowa matka która z częścią wiernej populacji wyruszy na skolonizowanie kolejnego ''ula''. 8) 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Badacze z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles (UCLA) dowiedli, że miejsce urodzenia matki jest związane z ryzykiem wystąpienia autyzmu u jej dziecka. Uczeni wykorzystali dane ze zróżnicowanego rasowo hrabstwa Los Angeles i odkryli, że w porównaniu z dziećmi białych Amerykanek dzieci pochodzących z zagranicy Czarnych, Filipinek, Wietnamek oraz kobiet urodzonych w Ameryce Centralnej i Południowej są narażone na większe ryzyko autyzmu. To samo dotyczy dzieci Czarnych i hiszpańskojęzycznych kobiet urodzonych w USA.
      Badacze wzięli pod uwagę wiele różnych czynników, takich jak wiek matki, poziom wykształcenia, status ekonomiczny, posiadanie ubezpieczenia zdrowotnego i wiele innych, o których wiadomo, że mają wpływ na ryzyko wystąpienia autyzmu. Po ich uwzględnieniu istotnym czynnikiem okazało się właśnie miejsce urodzenia matki.
      Epidemiologia od dawna korzysta za badań nad migracjami ludności, co pozwala zrozumieć, w jaki sposób czynniki środowiskowe i genetyczne wpływają na ryzyko wystąpienia choroby w populacji. Fakt, że w USA 22% chłopców w wieku 6 lat to dzieci imigrantów otwiera przed nami unikatową możliwość badania wpływu narodowości, rasy i pochodzenia na spektrum autyzmu - powiedziała główna autorka badań, doktor Beate Ritz.
      Analizami objęto dzieci, urodzone w hrabstwie Los Angeles u których w latach 1998-2009 zdiagnozowano autyzm. Dzieci w chwili diagnozy liczyły sobie 3-5 lat. We wspomnianym okresie urodziło się ponad 1,6 miliona dzieci, a autyzm zdiagnozowano u 7540.
      Okazało się, że w porównaniu z dziećmi białych Amerykanek urodzonych w USA dzieci Czarnych urodzonych poza granicami Stanów Zjednoczonych były narażone na o 76% wyższe ryzyko rozwinięcia się autyzmu. W przypadku dzieci kobiet urodzonych w Wietnamie ryzyko było o 43% wyższe, a dzieci matek pochodzących z Filipin były o 25% bardziej narażone. Jeśli kobieta urodziła się w Ameryce Centralnej lub Południowej to jej urodzone w USA dziecko miało o 26% większą szansę rozwoju autyzmu. W przypadku kobiet Czarnych i hiszpańskojęzycznych urodzonych w USA ryzyko takie było wyższe o, odpowiednio, 14% i 13%.
      Istnieje wiele czynników, dla których dzieci matek urodzonych za granicami USA częściej cierpią na autyzm. Ich matki wyjechały, czy to samodzielnie czy z własnymi rodzinami, do Stanów Zjednoczonych w poszukiwaniu lepszego życia, uciekając przed wojnami, głodem, biedą czy katastrofami naturalnymi. To czynniki stresowe, związane też często z niedożywieniem i brakiem opieki lekarskiej. Po przyjeździe do USA stres psychologiczny nie znika natychmiast. Ludzie znajdują się w obcym kraju, często bez znajomości języka, niejednokrotnie jako nielegalni imigranci, nie jest im łatwo znaleźć pracę i wykupić ubezpieczenie zdrowotne. Odkrycie, że również miejsce urodzenia się matki jest istotnym czynnikiem wpływającym na rozwój chorób ze spektrum autyzmu wskazuje, iż specjaliści muszą zwiększyć swoje wysiłki w celu wczesnego wykrycia i leczenia tych chorób w dużych zróżnicowanych etnicznie społecznościach imigrantów, stwierdziła doktor Ritz.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Czy pszczoły będą mogły towarzyszyć nam na Marsie i czy będą mogły zapylać uprawy w szklarniach marsjańskich – to pytania na które stara się odpowiedzieć doktorantka AGH. Mgr inż. Dagmara Stasiowska w ramach pracy doktorskiej sprawdza wpływ stresu związanego z przeciążeniami generowanymi przez rakietę w trakcie podróży kosmicznej na poprawność rozmnażania się pszczół miodnych, a zwłaszcza na funkcjonowanie organizmów królowych.
      W ramach prowadzonych badań Dagmara Stasiowska zbada łącznie osiem rodzin pszczelich. Cztery królowe wraz z niewielką świtą, zostały zbadane na wirówce przeciążeniowej należącej do Wojskowego Instytutu Medycyny Lotniczej. Symulator zwyczajowo wykorzystywany jest w trakcie szkolenia astronautów i pilotów wojskowych. Z nietypowymi pasażerami na pokładzie symulowano profil przeciążeniowy startującej rakiety. Celem eksperymentu jest sprawdzenie przydatności modelu biocybernetycznego rodziny pszczelej w kontekście poddawania matki pszczelej stresom związanym z lotem kosmicznym.
      Zebrane dane, dotyczące zdolności reprodukcyjnych królowych tj. ilości składanych jaj i ich dystrybucji w czasie, posłużą następnie do stworzenia modelu komputerowego „kosmicznych pszczół”. Model będzie bazował na istniejącym i szeroko wykorzystywanym modelu BEEHAVE, uwzględniającym wiele czynników, zarówno środowiskowych jak i charakterystycznych dla dynamiki rozwoju rodzin pszczelich. Stworzony model będzie mógł zostać wykorzystany w przyszłości np. w trakcie projektowania odpowiednich transporterów, chroniących zapylacze przed przeciążeniami w trakcie lotu rakietą.
      Autorka badań zaznacza: Potencjał naukowy prowadzonych eksperymentów będzie w pełni doceniony za wiele lat, kiedy to faktycznie uda się na Marsie stworzyć pierwsze plantacje. Mam jednak świadomość, że wszystko to co uda się wypracować teraz i sprawdzić w warunkach eksperymentalnych na Ziemi jest w stanie za 10, 20 czy 30 lat przynieść zaskakujące rezultaty. Staram się więc myśleć na tyle perspektywicznie, żeby horyzontem moich badań prowadzonych teraz, był sukces ludzi za kilkadziesiąt lat, miliony kilometrów stąd.
      Dotychczasowe badania obejmują łącznie osiem rodzin, z czego cztery z królowymi, które odbyły lot symulowany na wirówce, a cztery pozostałe stanowią grupę kontrolną. Wpływ przeciążeń na poprawność rozmnażania się królowych pszczół miodnych nie był do tej pory badany, a same eksperymenty na pszczołach w kontekście transportu kosmicznego były wykonane zaledwie kilka razy. Do tej pory badana była m.in. zdolność do budowania plastrów w warunkach mikrograwitacji. Badania te prowadzone były w latach 80. przez Amerykańską Agencję Kosmiczną NASA.
      We wcześniejszych latach doktorantka, wówczas członkini Koła Naukowego AGH Space Systems, prowadziła badania wstępne, obejmujące swoim zakresem robotnice pszczół miodnych. Do badań posłużyły wtedy rakiety sondujące, skonstruowane przez studentów z AGH. Autorka badań jest jednocześnie liderką sekcji AGH Space Systems zajmującej się ładunkami rakietowymi i misjami balonów stratosferycznych. Przeprowadzone kilka lat temu eksperymenty pozwoliły stwierdzić, że przeżywalność osobników doświadczających działania przeciążeń nie odbiega znacząco od przeżywalności grupy kontrolnej i umożliwiły dalsze badania, obejmujące swoim zakresem matki pszczele.
      Promotorem pracy doktorskiej dotyczącej oceny przydatności biocybernetycznego modelu rodziny pszczelej do przewidywania skutków poddania matki pszczelej stresom związanym z lotem kosmicznym jest prof. dr hab. inż. Ryszard Tadeusiewicz, biocybernetyk i były Rektor AGH.
      Cieszę się, że dzięki badaniom Pani Dagmary mogę powrócić do wątku naukowego, który silnie rozwijałem w latach 70. ubiegłego wieku. Budowaliśmy wtedy z doktorem Andrzejem Migaczem pierwsze – chyba w skali światowej – biocybernetyczne modele rodziny pszczelej i jej interakcji ze środowiskiem. Uzyskiwane z symulacji komputerowych wyniki dobrze zgadzały się z obserwacjami prowadzonymi na rzeczywistych ulach – podkreśla prof. Ryszard Tadeusiewicz.
      Badania prowadzone są przy współudziale biologa i pszczelarza dr. Michała Kolasy oraz Fundacji Apikultura, która działa na rzecz upowszechnianie wiedzy na temat pszczelarstwa.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Matki przekazują swoim dzieciom kolor włosów, oczu czy choroby dziedziczne. Jak dowodzą najnowsze badania Wexner Medical Center na Ohio State University, mogą też przekazywać korzyści ze zdrowego trybu życia. Okazuje się bowiem, że nawet umiarkowana ilość ćwiczeń fizycznych w czasie ciąży i po niej zwiększa w mleku matki ilość składników, które redukują u dziecka ryzyko takich chorób jak cukrzyca, otyłość czy choroby serca.
      Już wcześniej nasze badania wykazywały, że aktywność fizyczna matki poprawia zdrowie dziecka. Chcieliśmy jednak poznać odpowiedź na pytanie, dlaczego tak się dzieje, mówi główna autorka badań, Kriston Stanford. Jako, że dysponujemy dowodami, iż mleko matki odgrywa tutaj zasadniczą rolę, chcieliśmy wyizolować te składniki, które poprawiają zdrowie dziecka.
      Na potrzeby swoich badań naukowcy badali myszy, których matki prowadziły mało aktywny tryb życia i karmili te myszy mlekiem matek, które w czasie ciąży były aktywne. Okazało się, że myszy odnosiły korzyści z picia takiego mleka. To zaś dowiodło, że korzyści zdrowotne są przekazywane za pośrednictwem mleka, a nie wyłącznie za pośrednictwem genów.
      W kolejnym etapie badań naukowcy przyjrzeli się mleku 150 kobiet. Odkryli, że w mleku tych pań, które w ciągu dnia przeszły dłuższy dystans, występuje więcek składnika o nazwie 3SL. Wzrost 3SL niekoniecznie był związany z intensywnością ćwiczeń. Zatem nawet aktywność fizyczna o umiarkowanej intensywności zwiększa ilość tego składnika w mleku, mówi profesor Stanford. Ćwiczenia fizyczne są bardzo korzystne dla zdrowia kobiety zarówno w czasie ciąży jak i po porodzie. A wszystko, co poprawia zdrowie matki, poprawia też zdrowie dziecka.
      Wiele jednak kobiet z różnych względów nie może karmić piersią lub też nie powinno ćwiczyć w czasie ciąży. Dlatego też naukowcy starają się wyizolować 3SL z mleka i chcą sprawdzić, czy z mleka aktywnych fizycznie kobiet można przygotować preparat, który pomoże dzieciom kobiet nieaktywnych fizycznie lub niekarmiących piersią.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Diety samic i samców pszczół (Apoidea) z jednego gatunku są bardzo różne. Niekiedy są tak różne jak u odmiennych gatunków.
      Jeśli będziemy mieć lepsze pojęcie, co sprawia, że kwiaty są atrakcyjne dla różnych pszczół, być może uda nam się zaplanować skuteczniejszą ochronę - podkreśla Michael Roswell z Rutgers University.
      Pięć lat temu, gdy członkowie zespołu prof. Rachael Winfree oceniali programy tworzenia habitatów dla zapylaczy, Roswell zauważył, że pewne kwiaty są bardzo popularne wśród samców, a inne wśród samic pszczół. To spostrzeżenie zainspirowało badanie, w ramach którego biolodzy chcieli sprawdzić dla jak największej liczby gatunków, czy samce i samice odwiedzają inne rodzaje kwiatów.
      W New Jersey naukowcy zebrali 18.698 pszczół reprezentujących 152 gatunki. Na terenie 6 półdzikich łąk owady odwiedziły 109 gatunków kwiatów. Łąki uprawiano w taki sposób, by promować głównie rodzime gatunki atrakcyjne dla zapylaczy.
      Dane zbierano w szczycie kwitnienia przy maksymalnej długości dnia (od 6 czerwca do 20 sierpnia 2016 r.) i w czasie ładnej pogody (gdy było na tyle słonecznie, że badacze widzieli swój cień i nie padało). Każde ze stanowisk było odwiedzane przez 3 kolejne dni w 5 rundach 11-tygodniowego okresu badań.
      Choć stosunek liczby samców do samic był zmienny w przypadku różnych gatunków, ok. 18% schwytanych osobników (3372) to samce. Ogólny stosunek liczby samców do samic wynosił więc 0,22, ale zmieniał się on znacznie w zależności od rodzaju kwiatów.
      Autorzy publikacji z pisma PLoS ONE wyjaśniają, że samice budują, utrzymują i bronią gniazd, a także zbierają pokarm, zaś samce zajmują się głównie poszukiwaniem partnerek. Obie płcie piją nektar, ale tylko samice zbierają pyłek dla młodych; ich wskaźnik żerowania jest więc większy niż samców.
      Z punktu widzenia samych kwiatów samce i samice są równie ważnymi zapylaczami; samice są o tyle bardziej produktywne, że spędzają więcej czasu, żerując na kwiatach.
      Samce niektórych gatunków pszczół podróżują z rejonów, w których przyszły na świat. Pamiętając o ich preferencjach dot. kwiatów, można, wg Roswella, pomóc w utrzymaniu zróżnicowanych genetycznie populacji pszczół.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W jaki sposób ochronić niedostępne z różnych względów dla zwiedzających zabytki przed wandalami, gdy wszystkie zastosowane wcześniej środki zawiodły? Ustawić tam ule.
      Na taki właśnie pomysł wpadły władze walijskiego Greenfield Valley Heritage Park. Rada hrabstwa Flintshire ma się zająć projektem na jednym z najbliższych posiedzeń.
      Ze względu na obawy dotyczące kondycji obiektu, tereny wokół młyna Greenfield zostały zamknięte latem zeszłego roku, podobnie zresztą jak pobliskie trasy wycieczkowe. Menedżer młyna Peter Wright podkreśla, że zniszczenie młyna to nie tylko skutek wieku, ale i ataków wandali. Wg niego, trudno byłoby powstrzymać ludzi zdecydowanych gdzieś wejść, skoro zamknięty budynek znajduje się na ogólnodostępnym terenie. Pszczoły mogłyby rozwiązać problem. Dodatkową korzyścią byłoby pozyskiwanie miodu i zapylanie założonych w dolinie łąk.
      Barbara Chick z Walijskiego Stowarzyszenia Pszczelarzy przypomina jednak o względach bezpieczeństwa. Niektórzy mogą być przecież uczuleni na jad.
      Dookoła młyna ma zostać wzniesione ogrodzenie, co pozwoliłoby otworzyć szlaki. Trwa jednak dyskusja, co zrobić, by obiekt nie popadł jeszcze bardziej w ruinę, a przyroda dalej się spokojnie rozwijała.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...