Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

W USA obserwuje się od pewnego czasu znaczący spadek liczby śmiertelnych wypadków na drogach. Zdaniem naukowców, to efekt nie tylko zmniejszenia liczby podróży, ale również zmian w proporcjach poszczególnych rodzajów podróży.

Jednym ze skutków trwającego kryzysu jest mniejsza liczba podróży samochodem, które odbywają Amerykanie. Już to spowodowało zmniejszenie liczby wypadków. Jednak akademicy z University of Michigan wskazują jeszcze inne przyczyny - zmniejszenie się liczby podróży poza miastem oraz mniejsza liczba wyjazdów rekreacyjnych.

Ludzie mieszkający poza dużymi miastami osiągają zwykle mniejsze dochody, a więc muszą bardziej oszczędzać. Jednocześnie jazda samochodem poza terenem zabudowanym jest bardziej ryzykowna, przede wszystkim z powodu większych prędkości. Zmniejszenie się liczby podróży poza miastami skutkuje zatem znaczącym zmniejszeniem się liczby ofiar śmiertelnych.

Amerykanie mniej jeżdżą też rekreacyjnie. To również wpływa na znaczny spadek liczby wypadków śmiertelnych, gdyż rekreacyjne podróże związane są z większymi prędkościami, spożywaniem alkoholu i długotrwałą jazdą w godzinach nocnych.

Profesor Michael Sivak, który badał te kwestie, posługując się statystykami z okresu od stycznia 2007 do grudnia 2008, informuje, że trzy czynniki - przebyty dystans, proporcja podróży poza miastem do tych w mieście oraz cena benzyny - odpowiadają za 81% różnic w liczbie śmiertelnych wypadków na drodze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ciekawe co trzeba by zrobić u nas? Bieda już jest, i to od iluś lat, rekreacyjnie też często się nie jeździ... Może wydanie prawa jazdy od testów IQ i psychologicznych uzależniać? I pozwalać na kupno samochodu jedynie przy okazaniu prawa jazdy lub wyników w/w testów?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A gdzie tam! Strzelać bez ostrzeżenia za przekroczenie Vmax o >10 km/h. Po miesiącu dostrzeglibyśmy skuteczną prewencję, a po roku - całkowitą eliminację osobników opornych na edukację. Przecież lepiej zabić n idiotów, niż pozwolić im zabić 2n Bogu ducha winnych użytkowników dróg

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W sumie też bym za tym był, ale chciałem zaproponować metody o większym prawdopodobieństwie wdrożenia :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

'' A gdzie tam! Strzelać bez ostrzeżenia za przekroczenie Vmax o >10 km/h.  ''

 

 

 

[/size]Ponieważ znak ograniczenia prędkości jest stawiany z myślą o najgorszych  warunkach atmosferycznych (zima, śliska nawierzchnia, długa droga hamowania) to powinien być przepis który pozwala w lecie przekroczyć ograniczenie o 20km/h znacznie zwiększy to przepustowość dróg , obniży stres związany z ciągłą kontrolą prędkości, obniży zużycie paliwa (wyższy bieg), pozwoli zaoszczędzić czas i pieniądze. Oczywistym jest że gminy zarabiają na foto-radarach więc głupawych znaków ograniczenia prędkości będzie tylko przybywać (na autostrady przyjdzie jeszcze zaczekać z 30 lat(a i tak będą w ciągłym remoncie)).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Ponieważ znak ograniczenia prędkości jest stawiany z myślą o najgorszych  warunkach atmosferycznych (zima, śliska nawierzchnia, długa droga hamowania) to powinien być przepis który pozwala w lecie przekroczyć ograniczenie o 20km/h

Pomysł dobry, ale zrealizowałbym go inaczej. Lepsze byłyby bardziej liberalne ograniczenia, ale z bardziej stanowczym karaniem za niedostosowanie prędkości do warunków na drodze (choć i tu kontrowersji byłoby mnóstwo, bo co zrobić np. latem w czasie ulewy? konflikt z policjantem gotowy). Innym rozwiązaniem byłoby stawianie aktywnych znaków, tzn. takich mogących zmieniać wyświetlane ograniczenia, a do tego nadanie istniejącym wyświetlaczom statusu znaku drogowego (obecnie z punktu widzenia prawa są one wyłącznie gadżetem, nie można w ten sposób niczego nakazywać ani zakazywać).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Takie interaktywne znaki byłyby świetnym pomysłem, ale zanim Polacy do nich dojrzeją, to minie jeszcze z 50 lat - do tego czasu te znaki zaraz po postawieniu będą kradzione..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Prędkość należy dostosować do panujących warunków na drodze ale nie więcej niż na znaku ograniczenia prędkości (i o ten cholerny znak chodzi ,równo ze zmianą czasu na letni, powinno być dozwolone jego przekraczanie o 20km/h).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No więc jedyna różnica polega na tym, że ty byś wolał zostawienia znaków i zmiany w jego egzekucji, a ja bym wolał zmianę części znaków (ale na pewno nie wszystkich - nie zgodzę się np. na dopuszczenie jazdy 70 km/h wszędzie w mieście) przy zachowaniu sposobu egzekucji. To jedyna różnica, bo generalnie zgadzamy się w tej kwestii.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Uważam, że pomysł mikroosa jest sensowniejszy, bo jak prawo nie jest przejrzyste, tylko daje możliwość interpretacji, to każdy sobie będzie inaczej interpretował - wariaci drogowi, że latem gdy jest burza i ulewa, z silnymi wiatrami, jakich 20lat temu (kiedy stawiali znak) nie było, będą przekraczać o 20kmh, no bo przecież jest lato..  A w praktyce zamiast przekraczać te 70-80kmh jeszcze o 20, powinni zredukować prędkość o 30-50.. Dlatego dobre byłyby interaktywne znaki - do których zależnie od warunków jazdy wysyłane byłoby odpowiednie ograniczenie.

 

Bo jak pokazują statystyki wypadków na drogach w Polsce - większość polskich kierowców nie umie (lub nie chce) dostosować prędkości do warunków jazdy (u mnie przed blokiem nagminnie jeżdżą przez przejście dla pieszych 60-100kmh i nikt się nie zatrzymuje na przykład..)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Bo jak pokazują statystyki wypadków na drogach w Polsce - większość polskich kierowców nie umie (lub nie chce) dostosować prędkości do warunków jazdy

A jeszcze bardziej niepokojące jest to, że jeżeli poczyta się dowolną dyskusję na ten temat na większym portalu, to ludzie są święcie przekonani, że ograniczenia są jeszcze zbyt liberalne. To jest dopiero przerażające. Ta arogancja jest chyba jeszcze gorsza od braku umiejętności, który sam też jest nagminnym zjawiskiem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A jeszcze bardziej niepokojące jest to, że jeżeli poczyta się dowolną dyskusję na ten temat na większym portalu, to ludzie są święcie przekonani, że ograniczenia są jeszcze zbyt liberalne. To jest dopiero przerażające. Ta arogancja jest chyba jeszcze gorsza od braku umiejętności, który sam też jest nagminnym zjawiskiem.

 

Założeniem znaków drogowych było informowanie kierowcy o warunkach na drodze ("zwolnij do max 50km/h bo tu często są wypadki") jednakże u nas znacznie się to przekształciło w rozwiązanie na uszkodzone drogi. Zamiast naprawić - postawimy znak i problem z głowy. Absurdalne są też niektóre zapisy w przepisach ruchu drogowego - po co zwiększać ograniczenie prędkości do 60k/h w nocy skoro i tak na większości dróg widzimy znaki 50km/h (a on obowiązuje całą dobę)?

 

Z drugiej strony zdecydowana większość wypadków powodowana jest przez nieumyślność kierowców - takim nie pomoże nawet najlepsza droga ani inteligentne znaki (pijany kierowca nawet go nie zauważy, dresik go oleje).

 

Wprowadzenie inteligentnych znaków przynajmniej (wg mnie) tylko teorii pomoże w rozwiązaniu problemów - część znaków zostanie zezłomowana przez złodziei, część zostanie skoszona przez "kierowców". I do tego nie ma wcale gwarancji że ludzie będą się do nich stosować.

 

Aby skutecznie walczyć z łamaniem przepisów należy przede wszystkim zmienić sposób karania - nie 500zł tylko 20% pensji, ale nie mniej niż 500zł. W ten sposób ktoś kto zarabia 15000/m-c również odczuje skutki. Gdy autem jedzie syn/córka - karać rodziców bo to oni odpowiadają za wychowanie dziecka. Do tego za 3cie przekroczenie prędkości - zabierać prawo jazdy np. na tydzień (pojeździ środkami komunikacji miejskiej to i państwo zarobi i delikwent(ka) może się opamięta).

 

Ponadto należałoby rzetelnie zweryfikować sensowność znaków na drogach - ograniczenie prędkości do najgorszych możliwych warunków, tam gdzie takie warunki pojawiają się 2x w roku jest bez sensu. Stawianie znaków ograniczenia prędkości do 70km/h a 30m dalej znaku 40km/h również.

 

Pamiętać też należy że przepisy ruchu drogowego narzucają na kierowcę dostosowanie prędkości do warunków na drodze - więc to że jest ograniczenie do 70km/h wcale nie oznacza że "przepisy pozwalają" w zimę przy oblodzonej nawierzchni jechać 70km/h (łatwo to zweryfikować starając się o odszkodowanie u ubezpieczyciela :P).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tyle że przepis zmienić to jest krótki zabieg (jak zmiana świateł ) beznakładowy ( w mieście powyzej 10tyś mieszkańców ma być po staremu (tu i tak są korki) w mniejszych miejscowościach przy szkołach dorzucić światła na przycisk.

 

 

Takim prostym zabiegiem zmniejszamy ilość CO2 o połowę (liczbę wyrzuconych c...ów pod adresem wójtów gmin o 90% (o 100% się nie da bo zawsze się taki znajdzie).

 

PS. Najekonomiczniejsza jazda to wg. producentów samochodów 90km/h (5-ty bieg).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Tyle że przepis zmienić to jest krótki zabieg

Ale jego interpretacja będzie tak bardzo różna, że wzrosną koszty rozpatrywania odwołań przez sądy.

beznakładowy ( w mieście powyzej 10tyś mieszkańców ma być po staremu

A skąd ludzie mają wiedzieć, jakiej wielkości jest miasto? Wymagałoby to ustawienia dodatkowych znaków.

w mniejszych miejscowościach przy szkołach dorzucić światła na przycisk.

I robi się tak przecież coraz częściej. Nie wszystko da się zrobić i robi się naraz, ale gminy coraz bardziej o to dbają.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Do tego za 3cie przekroczenie prędkości - zabierać prawo jazdy np. na tydzień (pojeździ środkami komunikacji miejskiej to i państwo zarobi i delikwent(ka) może się opamięta).

 

Podoba mi się twój pomysł z "chwilówkami", tyle że kwestia odebrania prawka na tydzień-dwa powinna być bardziej uzależniona od stopnia zagrożenia stworzonego przez przekroczenie prędkości niż samej ilości wykroczeń, czy wysokości aktualnego przekroczenia.

 

Najprostszy i najgłupszy przykład - przekroczenie prędkości o 40km/h na drodze z ograniczeniem do 20km/h i na drodze z ograniczeniem 110km/h.

 

Swoją drogą ostatnio jechałem "8" pomiędzy Wrocławiem i Oleśnicą - super droga, w zasadzie ekspresowa - gładki asfalt, pasy ruchu oddzielone od siebie barierką, brak przejść dla pieszych/skrzyżowań i... ograniczenie do 70 km/h + ze 6 fotoradarów na 15km... Przynajmniej była informacja o radarach, więc miały na celu poprawienie bezpieczeństwa, a nie wyłudzenie kasy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Co to za ekspresowa droga gdzie jest 70 i ty mówisz że te radary nie wyłudzały kasy?? jak ich było 6 to próbowały wyłudzić prawo jazdy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Co to za ekspresowa droga gdzie jest 70 i ty mówisz że te radary nie wyłudzały kasy?? jak ich było 6 to próbowały wyłudzić prawo jazdy.

Naucz się czytać "w zasadzie ekspresowa" znaczy, że tak powinna być sklasyfikowana, ale zamiast tego sklasyfikowano drogę jako "polną serpentynę"

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie ma to jak polskie realia ;)  Ciekaw jestem czy te wszystkie absurdy się kiedyś w naszym kraju skończą...

 

Chyba by musieli Niemcy nas podbić - może wtedy by został wprowadzony porządek..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Chyba by musieli Niemcy nas podbić[/size] 

Brak takiej możliwości ... możesz sam to zmienić , dążąc do sytuacji idealnej z całych dostępnych sił, nie szczędząc środków i czasu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Po ponad dwóch latach prac obie izby amerykańskiego Kongresu przyjęły CHIPS and Science Act, ustawę, która ma zachęcić do inwestycji w amerykański przemysł półprzewodnikowy. Przewiduje ona wydatkowanie z budżetu federalnego 52 miliardów USD w ciągu pięciu lat i zezwala na udzielenie 25-procentowej ulgi podatkowej na budowę lub rozbudowę zakładów produkujących półprzewodniki lub urządzenia do ich wytwarzania. Ustawa to część pakietu o wartości 280 miliardów dolarów, który ma zwiększyć konkurencyjność USA na polu nowych technologii.
      Ze wspomnianych 52 miliardów dolarów 39 miliardów przeznaczono na granty na budowę nowych fabryk, 11 miliardów trafi do federalnych programów badawczych zajmujących się półprzewodnikami, a 2 miliardy zostanie wydatkowane na projekty obronne związane z mikroelektroniką. Dodatkowo 200 milionów dolarów otrzyma Narodowa Fundacja Nauki, a pieniądze te mają zostać przeznaczone na promowanie wzrostu siły roboczej w przemyśle półprzewodnikowym. Departament Handlu ocenia, że do roku 2025 USA będą potrzebowały dodatkowych 90 000 osób pracujących w tym przemyśle. Twórcy ustawy przeznaczyli też 500 milionów dolarów na koordynację z zagranicznymi partnerami rządowymi rozwoju technologii bezpieczeństwa informatycznego, telekomunikacyjnego, działań na rzecz łańcucha dostaw w przemyśle półprzewodnikowym, w tym na rozwój bezpiecznych technologii komunikacyjnych, półprzewodnikowych i innych.
      Eksperci mówią, że ustawa będzie miała olbrzymi wpływ na rozwój przemysłu półprzewodnikowego w USA. Zwracają uwagę przede wszystkim na ulgę podatkową, dzięki której warunki budowy fabryki półprzewodników w USA będą podobne, jak budowa za granicą. Ustawa nie tylko ma stworzyć wiele dobrze płatnych miejsc pracy czy zapobiec w USA niedoborom półprzewodników, których cały świat doświadczył w związku z przerwaniem łańcuchów dostaw w czasie pandemii. Nie mniej ważne jest bezpieczeństwo. Obecnie 90% najbardziej zaawansowanych półprzewodników produkowanych jest na Tajwanie. Chiny uznają ten kraj za swoją zbuntowaną prowincję i ciągle grożą jej „odzyskaniem”. Dlatego też Państwo Środka z uwagę przygląda się wojnie na Ukrainie. Jeśli Zachód dopuści, by Rosja podbiła Ukrainę, może to zachęcić Chiny do ataku na Tajwan. Nawet jeśli taki atak by się nie powiódł, mógłby on wywołać długotrwałe problemy z dostawami półprzewodników.
      Wielcy producenci już od pewnego czasu zwiększają swoją obecność w USA. GlobalFoundries rozbudowuje kosztem 1 miliarda USD swoje zakłady w Malcie w stanie Nowy Jork, TSMC buduje kosztem 12 miliardów dolarów fabrykę w Arizonie, samsung planuje wydać 17 miliardów USD na fabrykę w pobliżu Austin i zapowiada, że w przyszłości może zainwestować w USA nawet 200 miliardów dolarów. Intel zapowiedział budowę fabryki w Ohio. Firma chce na nią wydać 20 miliardów USD, ale mówi wprost, że wielkość inwestycji będzie zależna od dofinansowania na podstawie CHIPS Act. Koncern zapowiedział też, że – przy odpowiednim wsparciu rządowym – jest gotów zainwestować kolejnych 100 miliardów USD w ciągu najbliższych 10 lat.
      Ustawa będzie miała olbrzymi wpływ na innowacje w USA, mówi Russell T. Harrison, dyrektor amerykańskiego oddziału Instytutu Inżynierów Elektryków i Elektroników, który od początku był zaangażowany w prace nad tym aktem prawnym.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Stany Zjednoczone są najlepszym miejscem pracy dla inżynierów oprogramowania. Firma Codingame przeprowadziła ankiety wśród społeczności składającej się z 2 milionów programistów oraz osób zajmujących się rekrutowaniem pracowników na potrzeby sektora IT i wykazała, że w USA inżynierowie oprogramowania zarabiają najlepiej na świecie.
      Średnia pensja inżyniera oprogramowania pracującego w Stanach Zjednoczonych wynosi 95 879 dolarów rocznie. Co więcej, ponad 40% takich osób zarabia ponad 100 000 USD rocznie,  a zarobki 5% przekraczają 200 000 dolarów rocznie.
      Bardzo dobrze można zarobić też w Szwajcarii. Tam średnia pensja inżyniera oprogramowania wynosi 90 426 USD. Następna jest Kanada z pensją 71 193 dolarów, a na czwartym miejscu uplasowała się Wielka Brytania, gdzie przeciętny inżynier oprogramowania może liczyć na roczne zarobki wynoszące 68 664 USD. Nasi bezpośredni sąsiedzi, Niemcy, uplasowali się na 6. miejscu z przeciętnymi zarobkami 61 390 dolarów, na dziewiątej pozycji znajdziemy Francję (47 617 USD/rok), a pierwszą dziesiątkę zamyka Hiszpania (39 459 dolarów).
      Autorzy ankiety nie brali pod uwagę ani kosztów życia w poszczególnych krajach, ani specjalizacji, w których można najwięcej zarobić. Trzeba też pamiętać, że samo porównanie zarobków nie mówi nam wszystkiego. Koszt życia w Szwajcarii jest na przykład znacznie wyższy niż w Wielkiej Brytanii, więc mimo sporej różnicy w zarobkach, poziom życia inżynierów w obu krajach może być bardzo podobny.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Gliniana tabliczka sprzed 3600 lat z fragmentem tekstu Eposu o Gilgameszu, która była przedmiotem kilkuletniej batalii sądowej pomiędzy amerykańskimi władzami, domem aukcyjnym Christie's i siecią sklepów z antykami Hobby Lobby, została zwrócona Irakowi. Ceremonia przekazania zabytku odbyła się w Smithsonian Institution w Waszyngtonie.
      Przedstawiciele UNESCO uważają, że tabliczka z zapisaną językiem akkadyjskim sekwencją snu ze słynnego poematu, została ukradziona z muzeum w 1991 roku podczas Wojny w Zatoce. W 2003 roku w Londynie kupił ją amerykański handlarz antykami. W 2007 roku sprzedano ją z fałszywym świadectwem, na którym czytamy, że pochodzi ona „ze skrzyni z różnymi artefaktami z brązu” zakupionymi w 1981 roku. Tabliczka wielokrotnie zmieniała właściciela, trafiła z powrotem do Londynu. I to właśnie tam na aukcji w 2014 roku kupili ją przedstawiciele Hobby Lobby. Właściciel tej sieci, Steve Green wydał na zabytek niemal 2 miliony dolarów. W 2018 roku trafiła ona do założonego przez niego Muzeum Biblii, a rok później została zajęta przez amerykańskie władze i prokuratura wydała nakaz jej konfiskaty. Przedstawiciele Hobby Lobby nie sprzeciwili się nakazowi, gdy dowiedzieli się, że zabytek został dwukrotnie nielegalnie wwieziony na teren USA. Nielegalnie, gdyż z fałszywym świadectwem pochodzenia.
      Hobby Lobby wytoczyło jednak proces domowi aukcyjnemu Christie's twierdząc, że doszło do złamania warunków umowy, gdyż świadomie wystawiono na aukcję zrabowane dzieło sztuki. Sąd jednak nie znalazł dowodów na to, by przedstawiciel Christie's, kupując tabliczkę w 2007 roku wiedział, że istnieją podejrzenia co do jej pochodzenia.
      Hobby Lobby ma w ostatnich latach wyraźnego pecha odnośnie swoich zakupów. Przed rokiem okazało się, że wszystkie 16 rzekomych fragmentów zwojów znad Morza Martwego, będących w posiadaniu Muzeum Biblii, to fałszywki. Tutaj firma padła ofiarą oszustów. Natomiast w 2017 roku, gdy władze USA skonfiskowały firmie tysiące glinianych tabliczek i pieczęci, które na zamówienie Hobby Lobby trafiły do USA, okazało się, że przedsiębiorstwo wykazało się co najmniej niefrasobliwością, gdyż podczas transakcji działy się rzeczy, które od razu powinny wzbudzić podejrzenia. Ale nie wzbudziły. Efekt? Firma zapłaciła 1,6 miliona dolarów za ponad 5500 tabliczek, pieczęci i innych zabytków, zostały one skonfiskowane przez władze, na Hobby Lobby nałożono w ramach ugody grzywnę w wysokości 3 milionów USD i poddaną ją szczególnemu nadzorowi.
      Z kolei przed 3 miesiącami firma pozwała do sądu byłego profesora Uniwersytetu Oksfordzkiego twierdząc, że sprzedał on jej za 7 milionów dolarów egipskie papirusy, które wcześniej ukradł z uniwersyteckiego archiwum.
      Tabliczka fragmentem eposu o Gilgameszu to najważniejszy z ponad 17 000 zabytków, które władze USA przejęły w ostatnich latach na swoim terenie i zwróciły Irakowi.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Amerykański Departament Sprawiedliwości wydał nakaz konfiskaty starożytnej glinianej Tabliczki ze snem Gilgamesza. Przyczyną konfiskaty jest jej nielegalne wwiezienia na teren USA i sprzedaż firmie Hobby Lobby ze sfałszowanymi informacjami o pochodzeniu. Licząca około 3500 lat gliniana tabliczka z zapisaną językiem akkadyjskim sekwencją snu ze słynnego poematu. Tabliczka była wystawiana w Muzeum Biblii. To nie pierwszy problem prawny dotyczący zabytków, w który zamieszana jest firm Hobby Lobby.
      Konfiskata tabliczki to część działań, których celem jest zwrócenie do Iraku jak największej liczby zabytków ukradzionych w tym kraju od czasu amerykańskiej inwazji. Wiadomo na przykład, że w kwietniu 2003 w ciągu zaledwie 36 godzin z Muzeum Narodowego Iraku w Bagdadzie ukradziono co najmniej 15 000 przedmiotów. W najbliższym czasie samolotem premiera Iraku ma wrócić 17 000 przedmiotów, które z czasem w różny sposób trafiły do USA.
      Departament Sprawiedliwości poinformował w oświadczeniu, że wspomniana tabliczka została w 2003 roku kupiona przez amerykańskiego handlarza antykami w Londynie. Ten kupił ją od sprzedawcy monet. Tabliczka trafiła następnie do USA. Tabliczka była tak zanieczyszczona, że początkowo nie było wiadomo, co się na niej znajduje. Po oczyszczeniu eksperci zdali sobie sprawę, że mają do czynienia z fragmentem poematu o Gilgameszu. W 2007 roku tabliczka została sprzedana z fałszywym świadectwem pochodzenia, na którym czytamy, iż pochodzi ona ze „skrzyni z różnymi artefaktami z brązu” zakupionymi na aukcji w 1981 roku. Tabliczka jeszcze wielokrotnie zmieniała właściciela i powróciła do Londynu. Tam, w 2014 roku została zakupiona na aukcji przez przedstawicieli Hobby Lobby. Amerykańskie organy ścigania zajęły tabliczkę w 2019 roku, gdy była wystawiana w Muzeum Biblii. Teraz prokurator Jacquelin M. Kasulis ze Wschodniego Okręgu dla Nowego Jorku wydała oficjalny nakaz jej konfiskaty. W oświadczeniu DoJ czytamy, że Hobby Lobby zgodziła się na konfiskatę tabliczki, biorąc pod uwagę fakt, że została ona nielegalnie wwieziona na teren USA w roku 2003 i 2014.
      Warto w tym miejscu przypomnieć, że przed 4 laty władze skonfiskowały tysiące glinianych tabliczek i pieczęci, które zostały przywiezione do USA na zamówienie Hobby Lobby. Natomiast w ubiegłym roku okazało się, że wszystkie 16 zwojów pokazywanych w Muzeum Biblii jako fragmenty zwojów znad Morza Martwego, to współczesne fałszywki, za które firma słono zapłaciła.
      Prezes firmy Hobby Lobby, Steve Green, który jest inicjatorem Muzeum Biblii tłumaczył wówczas, że niewiele wiedział o zabytkach i zaufał nieodpowiednim ludziom. Jednak część ekspertów bardzo krytycznie podchodzi do działań Hobby Lobby. Papirolog Roberta Mazza z Manchester University mówiła w ubiegłym roku podczas konferencji Towarzystwa Literatury Biblijnej, że rodzina Greenów inwestuje miliony dolarów w legalny i nielegalny rynek zabytków, nie mają pojęcia o historii, zabytkach, wartości kulturowej i problemów z przechowywaniem takich obiektów. Pani Mazza nazwała takie działanie przestępstwem przeciwko kulturze i wiedzy.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W latach 30. XX wieku Stany Zjednoczone doświadczyły Dust Bowl. Był to kilkuletni okres katastrofalnych susz na Wielkich Równinach i związanych z tym burz piaskowych. W wyniku Dust Bowl zginęło około 7000 osób, ponad 2 miliony ludzi zostało bezdomnymi, a około 3,5 miliona porzuciło dotychczasowe domy i przeniosło się w inne regiony USA.
      Produkcja pszenicy w latach 30. spadła o 36%, a kukurydzy o 48%. Do roku 1936 straty gospodarcze sięgnęły kwoty 25 milionów USD dziennie, czyli 460 milionów współczesnych dolarów.
      Dust Bowl był spowodowany nieprawidłową gospodarką ziemią na Wielkich Równinach. Wcześniejsze dekady to okres pojawiania się coraz większej ilości sprzętu mechanicznego w rolnictwie. To ułatwiło zajmowanie kolejnych obszarów pod uprawy. Pługi coraz głębiej wzruszały wierzchnią warstwę gleby, a naturalne dla tego obszaru trawy, których głębokie systemy korzeniowe zatrzymywały wilgoć w glebie, zostały zastąpione roślinami uprawnymi o płytkich korzeniach. Gdy w latach 30. nadeszła susza, gleba, której nie wiązały już korzenie traw, łatwo zamieniała się w pył, który z łatwością przemieszczał się z wiatrem. Nastała epoka wielkich burz pyłowych. Chmury pyłu zasypywały wszystko na swojej drodze, niszcząc uprawy. Dopiero gdy skończył się okres susz i zaczęło więcej padać, zakończył się też Dust Bowl.
      Naukowcy z Columbia University i NASA postanowili zbadać, jak na ponowny Dust Bowl zareagowałby obecnie rynek żywności. Trzeba bowiem pamiętać, że USA są wielkim producentem i eksporterem żywności. Chcieliśmy sprawdzić, jak wieloletni spadek produkcji u dużego eksportera wpłynąłby na międzynarodowy handel i dostępność pożywienia, mówi doktor Alison Heslin, główna autorka badań.
      We współczesnym zglobalizowanym systemie handlowym problemy pojawiające się w jednym miejscu nie są ograniczane granicami państwowymi. Załamanie produkcji może wpływać na partnerów handlowych, których bezpieczeństwo żywności zależy od importu, dodaje uczona.
      Naukowcy stworzyli dwie alternatywne symulacje światowego handlu pszenicą. Następnie wprowadzili do nich czteroletni okres Dust Bowl ograniczony wyłącznie do USA.
      W pierwszym z modeli kraje najpierw użyły swoich rezerw, a następnie skompensowały niedobory zwiększając import i zmniejszając eksport. W ten sposób doszło do rozniesienia się fali niedoborów. W drugim ze scenariuszów przyjęto, że USA początkowo zmniejszają tylko eksport, na czym cierpią wszyscy partnerzy, a następnie wszystkie kraje kompensują niedobory zwiększając import.
      Analizy wykazały, że obecny wpływ Dust Bowl byłby podobny jak podczas oryginalnego Dust Bowl.
      Okazało się, że w ciągu czterech pierwszych lat Dust Bowl USA wyczerpałyby 94% swoich rezerw żywnościowych. Również wszystkie bez wyjątku kraje, które kupują pszenicę w USA, wyczerpałyby swoje rezerwy, mimo tego, że same nie doświadczyłyby spadku plonów. Oczywiście zapasy te byłyby też uzupełniane, ale i tak wielkość posiadanych rezerw znacząco by się skurczyła w porównaniu ze stanem wyjściowym.
      Skupiliśmy się na całym zestawie możliwych wydarzeń, szczególnie na zmianach w handlu, użyciu rezerw strategicznych oraz spadkach w konsumpcji, wyjaśnia profesor Jessica Gephard, współautorka badań. Zauważyliśmy, że doszłoby do zmiany umów handlowych, kraje kupujące zboże w USA zaczęłyby kupować je gdzie indziej, a na całym świecie doszłoby do spadku strategicznych rezerw pszenicy. W wielu wypadkach rezerwy te zostałyby całkowicie wyczerpane. To wskazuje, że takie wydarzenie spowodowałoby nie tylko wzrost cen w USA, ale też daleko poza granicami Stanów Zjednoczonych, dodaje Gephart.
      Z symulacji wynika, że trwający 4 lata Dust Bowl spowodowałby, że światowe rezerwy pszenicy spadłyby o 31%. Pod koniec 4-letniego okresu na świecie byłoby od 36 do 52 krajów, których rezerwy skurczyłyby się o ponad 75% w porównaniu do okresu sprzed Dust Bowl. Z kolei 10 krajów o największych rezerwach (Chiny, USA, Indie, Iran, Kanada, Rosja, Maroko, Australia, Egipt i Algieria) doświadczyłyby spadku rezerw o 15-22%.
      Jako, że świat posiada duże zapasy zboża, początkowo Dust Bowl nie wpłynąłby na poziom konsumpcji. Nawet kraje, które nie posiadają rezerw zboża byłyby w stanie początkowo zapewnić niezmienny poziom dostaw na rynek.
      Nasze wyniki pokazują, że ryzyka związane ze zmianami klimatycznymi nie dotyczą wyłącznie samego klimatu i lokalnie występujących ekstremalnych warunków pogodowych. To również ich wpływ na światowy handel. W kontekście bezpieczeństwa żywności wykazaliśmy, że posiadane rezerwy mogą, na pewien czas, stanowić bezpieczny bufor, jednak w miarę ich wyczerpywania mogą pojawić się niedobory żywności, mówi Heslin.
      Obecnie USA są trzecim największym na świecie eksporterem pszenicy. Zapewniają 13,6% dostaw na światowe rynki. Większymi eksporterami są jedynie Rosja (21,1%) i Kanada (14,2%).

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...