Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Gdy anonimowa blogerka nazwała w serwisie Blogger modelkę Liskulę Cohen "zdzirą", nic nie wskazywało na to, że sprawa przybierze rozmiary poważnego skandalu. Cohen zwróciła się bowiem do sądu z wydaniem Google'owi polecenia ujawnienia tożsamości blogerki. Sąd przychylił się do wniosku poszkodowanej, która zapowiadała, że pozwie blogerkę do sądu i zażąda odszkodowania. Okazało się jednak, że anonimową blogerką jest znajoma pani Cohen, Rosemary Port.

Zadzwoniłam do niej. Powiedziałam, że nie będą już prosiła adwokatów o pomoc. Wszystko jest w porządku. Wybaczyłam jej - mówi Cohen.

Jednak pani Port nie ma zamiaru wybaczyć Google'owi. Uważa, że zostało naruszone jej prawo do prywatności. Bez ostrzeżenia zostałam podana na srebrnym talerzu prasie, która mnie zaatakowała - mówi Port. Jej adwokat, Salvatore Strazzullo, powołuje się na postaci historyczne: Nasi Ojcowie Założyciele pisali swoje The Federalist Papers [seria esejów, w których nawoływano do ratyfikacji Konstytucji USA - red.] pod pseudonimami. Pierwsza Poprawka daje prawo do anonimowego wypowiadania się. Rosemary Port zapowiada, że pozwie Google'a o 15 milionów dolarów odszkodowania.

Jeśli dojdzie do rozprawy sądowej, będziemy mieli do czynienia z interesującymi rozważaniami na temat tego, gdzie kończy się wolność wypowiedzi i prawo do pozostawania anonimowym w Internecie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

z tego co wiem to tzw wolność słowa zawsze była ograniczona tym aby nikogo nim nie krzywdzić... czy jakoś tak... więc granice te zostały przekroczone i google mógł, a nawet musiał ujawnić te dane...

 

nie wiem tylko jak to trafiło do mediów bo to już jest przegięcie w drugą stronę...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

"15 milionów dolarów odszkodowania" to ile to będzie na głowę zaraz zaraz nie czasem 7,5 miliona :P, kto idzie na układ ? nazwę kogoś idiotą ten będzie chciał moje dane i oskarżę google, brzmi znajomo, prawda? btw nie zbyt rozgarnięte te panie bo jeszcze są przyjaciółkami ;| ehhhh USA....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Skoro sąd nakazał ujawnienia danych, to dlaczego Google miałoby być winne? Powstaje tu trochę dziwna sytuacja, gdzie zastosowanie się do jednego wyroku może narazić Google na straty w innym procesie.

 

Nie zdziwiłbym się, gdyby obie panie były w zmowie i jeżeli pani Port wygra, to podzielą się kasą.

 

---

@luk-san: wyprzedziłeś mnie :P.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

'' Zadzwoniłam do niej. Powiedziałam, że nie będą już prosiła adwokatów o pomoc. Wszystko jest w porządku. Wybaczyłam jej - mówi Cohen. ''Zbyt dużo koleżanka wiedziała??

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Jednak pani Port nie ma zamiaru wybaczyć Google'owi. Uważa, że zostało naruszone jej prawo do prywatności. Bez ostrzeżenia zostałam podana na srebrnym talerzu prasie, która mnie zaatakowała - mówi Port.

 

Gdyby "blogierka" miała między uszami coś więcej niż tylko sznurek od trzymania uszu zarejestrowała by się na DARMOWYM serwisie blogowym jako czesiu z czarnolasu - jak już mają mnie dopaść, to niech się choć trochę wysilą. Zresztą pani blogerka mogła od razu wyrazić swoją opinię na serwisie facebook - sąd nie musiał by się fatygować.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja nie rozumiem o co ta modelka ma pretensje. Zgadzam się, że obrażanie w blogu ma wymiar publiczny i miała prawo żądać ujawnienia danych - co zresztą Google zrobił..

 

Natomiast nie można na google zwalać odpowiedzialności za to co ktoś pisze. Google jest providerem i nikim więcej. To tak jakbym pozwał market o milion dolarów odszkodowania, bo sprzedał młotek lumpowi, który dajmy na to napadł na mnie i zaatakował mnie tym młotkiem.

 

Dobrze mówicie - pewnie obie panny się zmówiły i chciały pocwaniakować trochę. Na takiej samej zasadzie jak kilka firm tytoniowych miało procesy, bo kilka osób zapadło na raka i było rzekomo maksymalnie zdziwionych, że to palenie mogło spowodować chorobę - normalnie jakby się w stodole chowali, a nie w cywilizowanym świecie..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Daleko takich afer szukać nie trzeba. Wystarczy poczytać o rodzimym konflikcie: kataryna vs. Czuma...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

czesiu

Może się nazywać jak chce, oni wydzierają IP i po tym jest bardzo łatwo ustalić autora, ponieważ wiedzą z jakiego komputera został tekst napisany.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Sąd vs sąd ? Ciekawe kto wygra. Jeśli googiel, to przecież zrobi kontr pozew i pozwie sąd który go pozwał, o to że nakazał mu ujawnienie tożsamości blogierki. Ciekawe tylko czy ten sąd się wypłaci :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

:P ;D

Dobre Antyszwedzie, prawie się popłakałem ze śmiechu. Jak cię pozwie, to chyba padnę XD

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale z czego zapłacisz za tak horrendalne kary? :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

czesiu

Może się nazywać jak chce, oni wydzierają IP i po tym jest bardzo łatwo ustalić autora, ponieważ wiedzą z jakiego komputera został tekst napisany.

Acha, rozumiem, że nie ma na świecie żadnej możliwości napisania czegoś w internecie tak, aby nawet adres IP nic nie dawał.

 

O czym  myślę - wardriving, hotspoty, kafejki internetowe - dla chcącego nic trudnego, nawet bez korzystania z serwerów proxy.

 

jeszcze cytat:

Cohen zwróciła się bowiem do sądu z wydaniem Google'owi polecenia ujawnienia tożsamości blogerki.
pani rzucająca mięsem nawet nie potrafiła utworzyć "lipnego konta" - do etapu szukania po adresie IP nawet nie doszło.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

to może się pochwalę że bloguję nieco http://www.kontrowersje.net/blog/Antyszwed/2009

głównie filozoficznie cho nie tylko

no i jeszcze super bloga znalazłem http://jakzyc.wordpress.com/

a tam link do bloga młodego uproca(hehe super inaczej)

 

a tak poza tym to karanie blogerów to wstrętny przejaw braku wolności słowa,w ogóle wszelka moderacja jest do luftu i o kant >:D >;) >;) :-X :'(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
a tak poza tym to karanie blogerów to wstrętny przejaw braku wolności słowa,w ogóle wszelka moderacja jest do luftu i o kant >;) >;) >:D :-X :'(

 

Czyli jak napiszę na swoim blogu, że Twoja stara to mój stary, że Antyszwed to nekrofil i oskarżę Cię jeszcze o to że srasz ludziom po wycieraczkach, to nie powinienem zostać ukarany ? Fajnie :D

Wolność słowa to odpowiedzialność za to co się pisze/mówi - jeśli ktoś narusza swoim słowem prawo, to powinien liczyć się z konsekwencjami.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

phi,a mów se co chcesz,co że mnie to oburzy(choć akurAt nie oburza) to z tego powodu mam Cię ukarać w majestacie prawa?to wszystko względne,oprzeć się idzie tylko na intuicji co jest obraźliwe a co nie. wydaje Ci się oczywistą oczywistością że oskarżenie o nekrofilię winno być karane,a czy oskarżenie o heteroseksualizm nie wydaje się tak samo obraźliwe dla kogoś kto brzydzi się heteroseksualnością. i czyje poczucie obrAźliwości ma być górą? większości? a czemu? od razu rzucą z demokracją,ale demokracja nie jest uzasadniona,to tyrania większości

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Heteroseksualność nie jest karana przez prawo. Nekrofilia tak. Skoro rzucałbym na prawo i lewo oskarżenia bez pokrycia i to oskarżenia ciężkie, bo karalne w majestacie prawa - to w tym samym majestacie prawa powinieneś mieć prawo się przed moimi dywagacjami bronić.

Co do obraźliwości to sprawa dla sądów i tego jak przedstawisz swoją w nich rację i krzywdę. To nie ma nic wspólnego z demokracją.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a kto nam daje to prawo o którym mówisz?demokracja 8)

Demokracja to wola większości, a Ty, powiedzmy oczerniając kogoś, jako jednostka manipulujesz większością, żeby zniszczyła jednostkę. Dlatego niezbywalną własnością demokratów jest prawo do zweryfikowanych informacji.

 

Jak widzisz u podstaw demokracji jest wola. Czyli potrzeba/pragnienie. Ale dużej ilości ludzi, która przeważa nad mniejszą ilością.

 

Manipulując większością ilością jako jednostka(ilość mniejsza) zmieniasz to co pierwotne -> wolę większości.

 

Kiedy manipulujesz jesteś wywrotowcem. Czyli rewolucjonistą. Rewolucja marksistowska chciała sponiewierać wszystkich(większą ilość).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ładny wywód tylko z manipulcji wysnuwasz nieuprawniony wniosek o prawie do weryfikacji. poza tym wola większości zmienia się wielokrotnie-więc zakazałbyś istnienia mediów które zmieniają to co pierwotne-wolę większości? co ma Marks do rzeczy nie wiem. a jeszcze chciałbym dodać że demokracja nie jest uzasadniona 8)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Google ujawniło swoją pilnie strzeżoną tajemnicę. Koncern, jako pierwszy dostawca chmury obliczeniowej i – prawdopodobnie – pierwszy wielki właściciel centrów bazodanowych, zdradził ile wody do chłodzenia zużywają jego centra obliczeniowe. Dotychczas szczegóły dotyczące zużycia wody były traktowane jak tajemnica handlowa.
      Firma poinformowała właśnie, że w ubiegłym roku jej centra bazodanowe na całym świecie zużyły 16,3 miliarda litrów wody. Czy to dużo czy mało? Google wyjaśnia, że to tyle, ile zużywanych jest rocznie na utrzymanie 29 pól golfowych na południowym zachodzie USA. To też tyle, ile wynosi roczne domowe zużycie 446 000 Polaków.
      Najwięcej, bo 3 miliardy litrów rocznie zużywa centrum bazodanowe w Council Bluffs w stanie Iowa. Na drugim miejscu, ze zużyciem wynoszącym 2,5 miliarda litrów, znajduje się centrum w Mayes County w Oklahomie. Firma zapowiada, że więcej szczegółów na temat zużycia wody przez jej poszczególne centra bazodanowe na świecie zdradzi w 2023 Environmental Report i kolejnych dorocznych podsumowaniach.
      Wcześniej Google nie podawało informacji dotyczących poszczególnych centrów, obawiając się zdradzenia w ten sposób ich mocy obliczeniowej. Od kiedy jednak zdywersyfikowaliśmy nasze portfolio odnośnie lokalizacji i technologii chłodzenia, zużycie wody w konkretnym miejscu jest w mniejszym stopniu powiązane z mocą obliczeniową, mówi Ben Townsend, odpowiedzialny w Google'u za infrastrukturę i strategię zarządzania wodą.
      Trudno się jednak oprzeć wrażeniu, że Google'a do zmiany strategii zmusił spór pomiędzy gazetą The Oregonian a miastem The Dalles. Dziennikarze chcieli wiedzieć, ile wody zużywają lokalne centra bazodanowe Google'a. Miasto odmówiło, zasłaniając się tajemnicą handlową. Gazeta zwróciła się więc do jednego z prokuratorów okręgowych, który po rozważeniu sprawy stanął po jej stronie i nakazał ujawnienie danych. Miasto, któremu Google obiecało pokrycie kosztów obsługi prawnej, odwołało się od tej decyzji do sądu. Później jednak koncern zmienił zdanie i poprosił władze miasta o zawarcie ugody z gazetą. Po roku przepychanek lokalni mieszkańcy dowiedzieli się, że Google odpowiada za aż 25% zużycia wody w mieście.
      Na podstawie dotychczas ujawnionych przez Google'a danych eksperci obliczają, że efektywność zużycia wody w centrach bazodanowych firmy wynosi 1,1 litra na kilowatogodzinę zużytej energii. To znacznie mniej niż średnia dla całego amerykańskiego przemysłu wynosząca 1,8 l/kWh.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Prawnikom Google'a nie udało się doprowadzić do odrzucenia przez sąd pozwu związanego z nielegalnym gromadzeniem danych użytkowników przez koncern. Sędzia Lucy Koh uznała, że Google nie poinformował użytkowników, iż zbiera ich dane również wtedy, gdy wykorzystują w przeglądarce tryb anonimowy.
      Powodzi domagają się od Google'a i konglomeratu Alphabet co najmniej 5 miliardów dolarów odszkodowania. Twierdzą, że Google potajemnie zbierał dane za pośrednictwem Google Analytics, Google Ad Managera, pluginów oraz innych programów, w tym aplikacji mobilnych. Przedstawiciele Google'a nie skomentowali jeszcze postanowienia sądu. Jednak już wcześniej mówili, że pozew jest bezpodstawny, gdyż za każdym razem, gdy użytkownik uruchamia okno incognito w przeglądarce, jest informowany, że witryny mogą zbierać informacje na temat jego działań.
      Sędzia Koh już wielokrotnie rozstrzygała spory, w które były zaangażowane wielkie koncerny IT. Znana jest ze swojego krytycznego podejścia do tego, w jaki sposób koncerny traktują prywatność użytkowników. Tym razem na decyzję sędzi o zezwoleniu na dalsze prowadzenie procesu przeciwko Google'owi mogła wpłynąć odpowiedź prawników firmy. Gdy sędzia Koh zapytała przedstawicieli Google'a, co koncern robi np. z danymi, które użytkownicy odwiedzający witrynę jej sądu wprowadzają w okienku wyszukiwarki witryny, ci odpowiedzieli, że dane te są przetwarzane zgodnie z zasadami, na jakie zgodzili się administratorzy sądowej witryny.
      Na odpowiedź tę natychmiast zwrócili uwagę prawnicy strony pozywającej. Ich zdaniem podważa ona twierdzenia Google'a, że użytkownicy świadomie zgadzają się na zbieranie i przetwarzanie danych. Wygląda na to, że Google spodziewa się, iż użytkownicy będą w stanie zidentyfikować oraz zrozumieć skrypty i technologie stosowane przez Google'a, gdy nawet prawnicy Google'a, wyposażeni w zaawansowane narzędzia i olbrzymie zasoby, nie są w stanie tego zrobić, stwierdzili.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Przed sądem federalnym w San Jose złożono pozew zbiorowy przeciwko Google'owi. Autorzy pozwu oskarżają wyszukiwarkowego giganta o to, że zbiera informacje o internautach mimo iż używają oni trybu prywatnego przeglądarki. Uważają, że Google powinien zapłacić co najmniej 5 miliardów dolarów grzywny.
      Zdaniem autorów pozwu problem dotyczy milionów osób, a za każde naruszenie odpowiednich ustaw federalnych oraz stanowych koncern powinien zapłacić co najmniej 5000 USD użytkownikowi, którego prawa zostały naruszone.
      W pozwie czytamy, że Google zbiera dane za pomocą Google Analytics, Google Ad Managera i innych aplikacji oraz dodatków, niezależnie od tego, czy użytkownik klikał na reklamy Google'a. Google nie może w sposóby skryty i nieautoryzowany gromadzić danych na temat każdego Amerykanina, który posiada komputer lub telefon, piszą autorzy pozwu.
      Do zarzutów odniósł się Jose Castaneda, rzecznik prasowy koncernu. Za każdym razem, gdy użytkownik uruchamia przeglądarkę w trybie prywatnym, jest jasno informowany, że przeglądane witryny mogą śledzić jego poczynania, stwierdził.
      Specjaliści ds. bezpieczeństwa od dawna zwracają uwagę, że użytkownicy uznają tryb prywatny za całkowicie zabezpieczony przez śledzeniem, jednak w rzeczywistości takie firmy jak Google są w stanie nadal zbierać dane o użytkowniku i, łącząc je z danymi z publicznego trybu surfowania, doprecyzowywać informacje na temat internautów.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Google podsumowało jedną z najbardziej długotrwałych wojen, jaką stoczyło ze szkodliwym oprogramowaniem. W ciągu ostatnich trzech lat firma usunęła ponad 1700 aplikacji zarażonych różnymi odmianami szkodliwego kodu o nazwie Bread (Joker).
      Jego twórcy byli wyjątkowo uparci. Zwykle autorzy szkodliwego kodu przestają go wgrywać do Play Store gdy tylko zostanie on wykryty przez Google'a. Przestępcy stojący za Bread'em nie poddali się tak łatwo. Działali przez ponad trzy lata i co tydzień przygotowywali nową wersję szkodliwego kodu.
      Przez te trzy lata stosowali tę samą technikę – wprowadzali w kodzie serię niewielkich zmian, licząc na to, że uda się oszukać stosowane przez Google'a mechanizmy obronne. Zwykle się nie udawało, ale czasami przestępcy odnosili sukces. Na przykład we wrześniu ubiegłego roku ekspert ds. bezpieczeństwa, Aleksejs Kurpins znalazł w Play Store 24 różne aplikacje zarażone Jokerem. W październiku inny ekspert znalazł kolejną aplikację, a kilka dni później Trend Micro poinformował o odkryciu kolejnych 29 kolejnych zarażonych programów. Później znajdowano kolejne, w tym arkusze kalkulacyjne Google Docs.
      Jednak w większości wypadków mechanizmy Google'a działały dobrze i zablokowały ponad 1700 aplikacji, które miały zostać umieszczone w Play Store. Jak dowiadujemy się z wpisu na oficjalnym blogu, w pewnym momencie hakerzy użyli niemal każdej znanej techniki, by ukryć kod. Zwykle przestępcy posługiwali się jednorazowo 3–4 wariantami szkodliwego kodu. Jednak pewnego dnia próbowali wgrać aplikacja zarażone w sumie 23 odmianami kodu.
      Najbardziej skuteczną techniką zastosowaną przez twórców szkodliwego kodu było wgranie najpierw czystej aplikacji do Play Store, a następnie rozbudowywanie jej za pomocą aktualizacji zawierających już szkodliwy kod. Przestępcy nie ograniczali się jedynie do tego. Umieszczali na YouTube filmy z recenzjami, które miały zachęcić internautów do instalowania szkodliwych aplikacji.
      Jak informuje Google, twórcy Breada działali dla korzyści finansowych. Pierwsze wersje ich szkodliwego kodu miały za zadanie wysyłać SMS-y premium, z których przestępcy czerpali korzyści. Gdy Google zaostrzył reguły dotyczące korzystania przez androidowe aplikacje z SMS-ów, przestępcy przerzucili się na WAP fraud. Telefon ofiary łączył się za pomocą protokołu WAP i dokonywał opłat, którymi obciążany był rachunek telefoniczny. Ten typ ataku był popularny na na przełomie pierwszego i drugiego dziesięciolecia bieżącego wieku. Później praktycznie przestał być stosowany. Nagle, w roku 2017, wystąpił prawdziwy wysyp szkodliwego kodu, który znowu korzystał z tej techniki. Jak twierdzi Google, twórcy Breada byli najbardziej upartą i wytrwałą grupą przestępczą, która używała WAP fraud.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Francuski urząd ds. konkurencji nałożył na Google'a grzywnę w wysokości 150 milionów euro. Koncern został ukarany za zachowania antykonkurencyjne oraz niejasne zasady Google Ads.
      Google naruszył swoją dominującą pozycję na rynku reklamy w wyszukiwarkach poprzez niejasne i trudne do zrozumienia zasady korzystania z platformy Google Ads oraz zastosowanie ich w sposób nieuczciwy i przypadkowy, stwierdzili urzędnicy. Na amerykańską firmę nałożono obowiązek wyjaśnienia zasad działania Google Ads i właściwego uzyskania zgody użytkowników na prezentowanie im spersonalizowanych reklam. Firma ma również przedstawić jasne procedury zawieszania kont oraz opracować procedury informowania, zapobiegania, wykrywania i postępowania w razie wykrycia naruszenia regulaminu Google Ads.
      Przedstawiciele koncernu zapowiedzieli, że odwołają się od decyzji.
      Wiele europejskich krajów bacznie przygląda się działalności amerykańskich gigantów IT. Firmy takie jak Google, Facebook, Apple czy Amazon są wielokrotnie krytykowane za płacenie zbyt niskich podatków. Nie dalej jak we wrześniu bieżącego roku Google porozumiał się z władzami Francji i zgodził się zapłacić niemal miliard euro grzywny w ramach ugody w sprawie do oszustwa podatkowe. Z kolei w styczniu bieżącego roku francuski urząd odpowiedzialny za ochronę danych ukarał koncern grzywną w wysokości 50 milionów euro za naruszenie europejskich przepisów dotyczących prywatności.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...