Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Mając do wyboru singla i mężczyznę pozostającego już z kimś w związku, samotne kobiety wolą tego drugiego. Potwierdza to podejrzenia zazdrosnych partnerek, które wietrzą czające się gdzieś za rogiem niebezpieczeństwo (Journal of Experimental Social Psychology).

Melissa Burkley i Jessica Parker z Uniwersytetu Stanowego Oklahomy zwerbowały do udziału w eksperymencie 184 heteroseksualnych studentów. Powiedziano im, że program komputerowy wyszuka dla nich idealną drugą połówkę. Połowa ochotników była singlami, a połowa żyła w związkach, dodatkowo wyrównano liczbę kobiet i mężczyzn w grupach.

Każdemu badanemu przedstawiono kandydata dostosowanego do jego potrzeb, marzeń i wymagań. Wszystkim kobietom pokazano zdjęcie tego samego mężczyzny, a wszystkim panom fotografię tej samej kobiety. Niektórych uczestników studium poinformowano, że kandydat jest samotny, a resztę przekonano, że jest zajęty. Wszystkie zmienne były identyczne, z wyjątkiem tego, czy idealny partner/partnerka zaangażował się już romantycznie, czy nie – wyjaśnia Burkley.

Najciekawsze wyniki uzyskano w przypadku singielek. Kiedy zaprezentowano im samotnego mężczyznę, związać się z nim chciało 59% z nich. Gdy jednak temu samemu człowiekowi przyczepiano etykietę żonaty/zajęty, odsetek zainteresowanych szybował aż do 90%. Mężczyznom podobała się wizja zdobycia nowej kobiety, nie zaprzątali sobie przy tym głowy rozważaniami, czy jest wolna, czy ma partnera. Związane z kimś kobiety wykazywały najsłabsze zainteresowanie poszukiwaniem kogokolwiek, nieco silniej pociągali je jednak wolni panowie.

Amerykanki uważają, że singielki wnioskują, że mężczyźni "sparowani" zostali już wstępnie przesiani i przetestowani przez inne kobiety. Okazali się dobrymi partnerami, podczas gdy jakość pozostałych nie jest jeszcze znana. Burkley wspomina, że podobnie jak kobiety zachowują się samice ryb i ptaków. W przyszłych badaniach panie psycholog zamierzają przetestować wszelkie hipotezy wyjaśniające zachowanie singielek, nie tylko wspomnianą wyżej. Niewykluczone, że w grę wchodzi wpajana dziewczynkom urodzonym w rejonach wpływów kultury zachodniej idea współzawodnictwa. W takich okolicznościach odbicie rywalce partnera byłoby sposobem na podbudowanie samooceny.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hehe ciekawe, nasuwa mi się na myśl porównanie do silnika.

Dotarty zawsze lepszy, zresztą nie bez powodu niektórzy podrywają na zazdrośnicę, no tylko trzeba do tego dobrej koleżanki z nutką aktora :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gorzej kiedy "dobra koleżanka" się za bardzo zaangażuje, bo tak też bywa :-)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

oj, prawda stara jak świat, zarówno ja jaki i moi kumple przekonaliśmy się o jej prawdziwości na własnej skórze, jak facet jest sam to żadna się nie zainteresuje, ale jak tylko jesteś już w związku to same się pchają drzwiami i oknami, zostaje tylko dylemat moralny: rzucić dla innej czy zdradzać... monogamistycznej alternatywy nie biorę pod uwagę, bo jest ona sprzeczna z naturą samców, szczególnie młodych samców ;D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moim zdaniem sprawa jest o wiele prostsza i nie ma co kombinować. Wolne kobiety wolą zajętych mężczyzn dlatego, że "związanie się" (w cudzysłowie, bo nie ma de facto mowy o żadnym związku, raczej o przyjaźni z dodatkowymi elementami fizjologicznymi) nie grozi im utratą wolności. Facet jest już związany, i to właśnie jest plusem. Szkoda tylko, że zbyt wiele kobiet wymaga od mężczyzn monogamiczności, nie do końca zgodnej z ich konstrukcją biologiczną i wejście przez partnera w tego rodzaju układ traktują jak złamanie zasad związku. Moim zdaniem naturalne jest, gdy mężczyzna ma wiele partnerek, z tą jedną, samicą alfa, do której powraca stale, utrzymując kontakty seksualne z pewną liczbą innych kobiet.

 

Z tym "zaangażowaniem się przez dobrą koleżankę", jak pisze Piotrek, też nie do końca tak jest - po prostu wolne kobiety ze skłonnością do monogamii chętnie pozostają w "grupie samic" tego samego partnera i czują się źle, gdy przyjaźń zostaje pozbawiona owych "dodatkowych elementów fizjologicznych" - jakby ich kobiecość nie przeszła próby.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moim zdaniem sprawa jest o wiele prostsza i nie ma co kombinować. Wolne kobiety wolą zajętych mężczyzn dlatego, że "związanie się" (w cudzysłowie, bo nie ma de facto mowy o żadnym związku, raczej o przyjaźni z dodatkowymi elementami fizjologicznymi) nie grozi im utratą wolności. Facet jest już związany, i to właśnie jest plusem. Szkoda tylko, że zbyt wiele kobiet wymaga od mężczyzn monogamiczności, nie do końca zgodnej z ich konstrukcją biologiczną i wejście przez partnera w tego rodzaju układ traktują jak złamanie zasad związku. Moim zdaniem naturalne jest, gdy mężczyzna ma wiele partnerek, z tą jedną, samicą alfa, do której powraca stale, utrzymując kontakty seksualne z pewną liczbą innych kobiet.

 

 

nie cierpię takich wypowiedzi. To każdy facet zdradza...a nie to nie zdrada to fizjologiczna potrzeba. zdrada jest jak oddawanie kału i jedzenie?

to kto i po co wymyślił wierność.

 

 

a co do tematu to zajęci faceci są bardziej atrakcyjni dla innych kobiet bo skoro jakaś zdecydowała się z nim być to widocznie się nadaje na partnera. wypróbowany lepszy niż takie niewiadomoco

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
nie cierpię takich wypowiedzi. To każdy facet zdradza...a nie to nie zdrada to fizjologiczna potrzeba. zdrada jest jak oddawanie kału i jedzenie?

to kto i po co wymyślił wierność.

Ja z kolei mógłbym to skontrować takim stwierdzeniem: skoro kobieta ma w ciągu miesiąca różny poziom libido, to po co w ogóle wymyślano seks? Bo jak patrzę na co najmniej kilka związków wśród znajomych, to widzę taką sytuację, że ona oczekuje miłości na każde zawołanie (a jak nie, to pewnie on ją zdradza albo jest do niczego, bo nie jest czuły i namiętny), ale ona ma generalnie prawo do bycia oziębłą (bo przecież "jest to naturalne, że kobieta jest zmienna"). Dlaczego więc tak wiele kobiet uwzględnia wyłącznie racje jednej (rzecz jasna, swojej) strony? Bardziej sprawiedliwie byłoby albo szanować nawzajem swoje prawa (skok w bok z jednej strony i oziębłość z drugiej), albo wzajemnie być dla siebie na 100%. Opcja pod tytułem "ty dla mnie na moje zawołanie, ja dla ciebie, kiedy będę miała ochotę" jest nie do zaakceptowania, podobnie jak większość postaw z gatunku "równouprawnienie przez wywyższenie praw kobiet ponad prawa mężczyzn".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie rozumiem oziębłych kobiet. Moim zdaniem nie trafiły na odpowiedniego partnera. To moje zdanie ale pewnie mikroosie udowodnisz mi ze się mylę  :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiem, sam tak sądzę, ale widocznie niektórym odpowiada takie życie :-\

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a tak na marginesie to kobiety często tylko udają oziębłe. Grają jakby były mniej zaangażowane przez co mają więcej do powiedzenia w związku i mogą Was krócej trzymać Panowie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zdrada to fizjologiczna potrzeba. zdrada jest jak oddawanie kału i jedzenie?

to kto i po co wymyślił wierność.

 

Tak, dokładnie. Uważam, że nie tylko zdrada, ale w ogóle seks, to fizjologiczna potrzeba, dokładnie taka sama, jak oddawanie kału i jedzenie. Wierność jest wynalazkiem kulturowym, a kultura jest nakładką na naszą biologię, i jej wynalazki z fizjologicznymi potrzebami zazwyczaj przegrywają. Taki lajf...

 

I żeby nie być posądzoną o bycie męską szowinistyczną świnią - jestem kobietą. Całkowicie akceptującą zdrady partnera (kiedy miałam stałego i mi się to nie znudziło jeszcze) dopóki byłam alfą, do której wracał - zdrady fizyczne, te wynikające z fizjologii, nie wybaczyłam zdrady emocjonalnej - gdy seksualna partnerka stała się bliższą przyjaciółką ode mnie, a obecnie preferującą partnerów zajętych, bo nie zagrażają mojej wolności, wracają do swoich alf i dobrze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
W takich okolicznościach odbicie rywalce partnera byłoby sposobem na podbudowanie samooceny.

Przede wszystkim, "Jestem lepsza, bo go odbiłam" Przerażające, ale prawdziwe.

Gorzej kiedy "dobra koleżanka" się za bardzo zaangażuje, bo tak też bywa :-)

Za dużo się komedii romantycznych naoglądałeś :P

a tak na marginesie to kobiety często tylko udają oziębłe. Grają jakby były mniej zaangażowane przez co mają więcej do powiedzenia w związku i mogą Was krócej trzymać Panowie.

Mam tylko jedno pytanie do tego stwierdzenia: A w tej bajce były smoki? :-*

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Mam tylko jedno pytanie do tego stwierdzenia: A w tej bajce były smoki?

A ja akurat bym z tego nie szydził. Widziałem co najmniej kilka takich parek. Faktem jest, ze na dłuższą metę jest to idiotyczna taktyka i nigdy się nie sprawdziła, ale próby widziałem :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja akurat bym z tego nie szydził. Widziałem co najmniej kilka takich parek. Faktem jest, ze na dłuższą metę jest to idiotyczna taktyka i nigdy się nie sprawdziła, ale próby widziałem :P

Przecież ludzie są ze sobą z różnych powodów a to, że są parami to tylko objaw "czegoś" Jeśli kobieta tak robi, ale nie powie wprost o co chodzi, albo gdy facet jest na tyle głupi, że nie spyta to jest oczywiste, że kobieta jest egoistką lub smarkulą. Czemu smarkulą? Bo myśli, że na faceta trzeba mieć sposób - czyli nie próbuje interesować się jego duszą. Mnie w takiej sytuacji łatwo stracić, bo widzę, że nie jestem bratnią lub inną duszą a jakimś estetycznym dodatkiem lub zabawką.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Udawanie niedostępnej może jest dobre, ale na krótką metę bo zwykle kończy się płaczem i zgrzytaniem zębów, bo facet ma mnie w nosie i mnie nie kocha. Może nie bardzo pasuje, ale nieco oddaje klimat "Jak Kuba Bogu tak Bóg Kubie".

A jeśli chodzi o monogamię to drażliwy temat, ale po co jest monogamia to ja nie wiem. To co miałem do powiedzenia w tym temacie już zostało wcześniej wymienione, w każdym razie to jest jak założenie obroży i smyczy (niezależnie od płci). W zasadzie można to podzielić na sex oraz kochanie się. W pierwszym przypadku to zaspokojenie potrzeb fizjologicznych, ale w drugim robienie to z kilkoma osobami to złamanie zasady związku.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wyjaśnia to dlaczego jest tak wiele "singli", oczywiście są też inne przyczyny ale opisany efekt potęguje ich działanie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

''A jeśli chodzi o monogamię to drażliwy temat, ale po co jest monogamia to ja nie wiem''  [/size]To jest dobrze pomyślane posunięcie z przeszłości (czas wędrówki plemiennej):1. Brak zadym i możliwość prokreacji w plemieniu dla każdego.2. Stabilizacja liczby narodzin (ile masz dzieci tyle jedzenia musisz zapewnić i taki duży namiot - a trzeba pamiętać że oni ciągle się przemieszczali w poszukiwaniu jedzenia). 3. Ograniczenie chorób (dana rodzina miała kłopot , ograniczało to choroby weneryczne i ich rozprzestrzenianie) oraz kontrolowane dziedziczenie cech (stąd Józef syn tego a tego którego ojcem był ten a ten ).4. Pęd do wojen ( prawa w danej społeczności nie dotyczyły przeciwnika - a więc gwałty i inne tłumione fantazje erotyczno-masochistyczne) oraz redukcja populacji grupy na rzecz starców którym łatwo przychodziło dalej rządzić kobietami i dziećmi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość simian raticus

Małe intrygi sporo mogą namieszać, lecz najgorzej jak kończy się wszystko zgonem lub obrażeniami ciała.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No jak się jest społeczeństwem wychowanym na operach mydlanych typu M jak mydło to nie można się dziwić, że scenariusze z szklanego ekranu ludzie zaczynają wprowadzać do realu bo skoro w telewizji jej/jemu się udało to czemu mi miało by się nie udać. Tylko, że te serialowe scenariusze w prawdziwym życiu są kuriozalne. Także w tej bajce nie było smoka tylko Cichopek...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wg mnie monogamia została stworzona po to, żeby dziedziczenie było prostsze..

 

I dobrze powiedziane zostało, że mężczyźni naturalnie są zaprogramowani na poligamię (im więcej paczek genów rozsieję, tym większa szansa że moje potomstwo przekaże te geny dalej) zaś kobiety natrualnie zaprogramowane są na monogamię (urodzenie dziecka wiąże się z ogromnym wydatkiem energii, i nie opłaca się mieć wielu partnerów - lepiej jednego i na stałe).

 

Jeśli trochę orientujecie się w biologii, to skojarzcie to ze stragią rozwoju r oraz K. W skrócie - strategia r polega na produkcji ogromnej liczby potomstwa, ale bez opieki nad nim - mają tak organizmy które rozwijają się szybko - ryby, żaby, bakterie itd - ilość potomstwa powoduje, że coś przeżyje nawet gdy nie będzie opieki. Strategię K prezentują na przykład słonie - kilka sztuk potomstwa, i to w podeszłym wieku, za to opieka tym potomstwem przed długi czas.

 

Żadna ze strategii nie jest lepsza lub gorsza - one są odpowiednie do danych warunków. Strategia r pozwala na przeżycie w ekstremalnie nieprzyjaznych warunkach (stąd wzrost urodzeń bezpośrednio po wojnie - gdyż w czasie wojny ludzie naturalnie przechodzą na strategię r), natomiast strategia K jest bardziej optymalna gdy warunki są stabilne - pozwala na długi rozwój, inwestowanie w potomstwo większego 'kapitału', ponadto pozwala na wolniejsze zużywanie zasobów, czyli utrzymanie stabilności środowiska..

 

---- 

 

Ponadto słusznie zostało powiedziane, że kobiety jakby naturalnie rywalizują ze sobą o partnera i nie tylko - ogółem o bycie tą samicą alfa - tyle że robią to bardziej skrycie od mężczyzn, u których rywalizację widać gołym okiem. Plus, co nawet potwierdziła jedna Pani tutaj, kierują się tym że 'skoro ktoś z nim jest, to znaczy że jest tego wart'.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
kobiety jakby naturalnie rywalizują ze sobą o partnera i nie tylko - ogółem o bycie tą samicą alfa - tyle że robią to bardziej skrycie od mężczyzn

Ba, i to jest dopiero żałosne. W grze o rolę samicy alfa baaardzo często wszystkie gry są dozwolone, włącznie z wbijaniem noża w plecy przyjaciółek :/ Po prostu niedobrze się robi, jak się czasem widzi stosowane metody.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Pary, które na początku związku mają wyższy poziom oksytocyny we krwi, pozostają ze sobą dłużej od par z niższym stężeniem hormonu miłości (Psychoneuroendocrinology).
      Naukowcy z Uniwersytetu Bar-Ilan badali 60 par w wieku dwudziestu kilku lat, które zaczęły się spotykać w ciągu 3 ubiegłych miesięcy. Mierzono u nich poziom oksytocyny i gdy minęło pół roku, ponownie przyglądano się statusowi związku. Okazało się, że osoby z par z wyższym początkowym stężeniem hormonu z większym prawdopodobieństwem nadal ze sobą były, podczas gdy inni zdążyli się rozstać.
      Jak zauważają Izraelczycy, oksytocyna odgrywa ważną rolę w początkowych etapach romantycznego związku, a przywiązanie do partnera rozwija się zasadniczo podobnie jak przywiązanie matki do dziecka. Psycholodzy dywagują nawet, że sprej z oksytocyną można by wykorzystać w terapii.
      Na początku studium kobiety i mężczyzn z osobna wypytywano o obawy i nadzieje związane z relacją, a potem - już wspólnie - opowiadali oni o pozytywnych doświadczeniach. Od wszystkich pobrano krew. Pomyślano też o grupie kontrolnej złożonej z 43 singli. Okazało się, że stężenie oksytocyny u ludzi w "świeżych" związkach było średnio prawie 2 razy wyższe niż u samotnych. U par, które były dalej ze sobą po upływie 6 miesięcy, poziom hormonu utrzymywał się na stałym poziomie.
      Izraelczycy uważają, że stężenie oksytocyny na początkowych etapach związku można potraktować jako wskaźnik jego perspektyw. Autorzy eksperymentu podkreślają, że pary z wyższym poziomem hormonu okazywały sobie w czasie wywiadów więcej uczuć, dotykając się czy utrzymując kontakt wzrokowy. Takie zachowania podwyższają z kolei stężenie oksytocyny i miłosny krąg się zamyka...
      Ponieważ nie badano poziomu hormonu przed wejściem w związek, nie wiadomo, jaki jest kierunek zależności: czy to miłość nasila jej sekrecję, czy też osoby z wyższym stężeniem hormonu mają silniejszą tendencję do wiązania się i pozostawania w parach.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Podczas oceny atrakcyjności potencjalnego partnera zdrowy koloryt skóry jest dla kobiet ważniejszy niż to, jak męsko wygląda jego twarz (Evolution and Human Behaviour).
      Psycholodzy z malezyjskiego kampusu Uniwersytetu w Nottingham sfotografowali w kontrolowanych warunkach twarze 34 białych i 41 czarnych mężczyzn. Następnie określili kolor skóry. Okazało się, że w jednej i drugiej populacji ocena atrakcyjności przez kobiety zależała od zawartości koloru złotego.
      By stwierdzić, jak męsko wygląda dana twarz, zespół doktora Iana Stephena wykorzystał geometryczną metodę morfometryczną. Posłużyliśmy się tą techniką [komputerową], by matematycznie porównywać kształt męskich twarzy do podobnej próbki kobiecych twarzy z tej samej populacji. Dzięki temu każdej z fizjonomii przypisano wskaźnik męskości.
      Później zdjęcia pokazywano 30 czarnoskórym i 32 białym kobietom, które oceniały atrakcyjność uwiecznionych na nich osób.
      Przeciwutleniające barwniki karotenoidowe ze spożywanych owoców i warzyw wpływają na funkcjonowanie układów odpornościowego i rozrodczego. Uwzględniając je w swojej diecie, stajemy się zdrowsi i bardziej płodni, a złoty kolor skóry jest wyraźnym tego sygnałem. Nasze studium pokazuje, że bycie zdrowym to dla mężczyzn najlepszy sposób na atrakcyjny wygląd.
      Kobiety muszą prawdopodobnie być zaznajomione z wyglądem danej populacji mężczyzn, bo o ile złota barwa była bardzo ważna przy ocenie atrakcyjności twarzy własnej grupy etnicznej, o tyle panie wydawały się nie dbać o koloryt skóry mężczyzn z innej grupy etnicznej. Niewykluczone, że działo się tak dlatego, że barwa skóry innych grup była czymś nieznanym, trudno więc wykryć stosunkowo niewielkie różnice koloru.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      By zwrócić na siebie uwagę innych, najczęściej płci przeciwnej, kruki posługują się gestami referencyjnymi - wskazywaniem i podnoszeniem obiektów. Wcześniej podobne zachowania obserwowano wyłącznie u ludzi i małp człekokształtnych.
      Simone Pika z Instytutu Ornitologii Maxa Plancka w Seewiesen oraz Thomas Bugnyar z Uniwersytetu Wiedeńskiego zaobserwowali, że kruki postępują w ten sposób, aby zainteresować potencjalnego partnera albo wzmocnić już istniejące więzi.
      U ludzi gesty wskazujące pojawiają się we wczesnym dzieciństwie (w wieku 9-12 miesięcy). Maluchy pokazują na coś palcem albo podnoszą przedmioty, aby dorosły zwrócił na nie uwagę. Wg naukowców, tego typu gesty są przejawem złożonej inteligencji i stanowią punkt wyjścia dla posługiwania się symbolami, a więc i językiem. Wskazywanie połączono także z atrybucją stanów mentalnych - pomysłem, że ty rozumiesz, co ja pokazuję - wyjaśnia Pika.
      Małpy człekokształtne bardzo rzadko posługują się gestami wskazującymi. Zaobserwowano np., że szympansy z Parku Narodowego Kibale w Ugandzie stosują "naprowadzające" drapanie, wskazując punkt, w którym chciałyby być iskane. Małpy wychowywane w niewoli uczą się różnych gestów, by komunikować się z opiekunami. Wiele wskazuje na to, że gesty wskazujące są niezwykle rzadką ewolucyjnie formą komunikacji. Dotąd sugerowano, że ogranicza się ona tylko do naczelnych.
      Pika i Simone przez 2 lata obserwowali niewokalne zachowania kruków z Cumberland Wildpark Grünau. Okazało się, że ptaki posługują się dziobem podobnie jak my dłońmi. Pokazują nimi i oferują różne obiekty, np. gałązki, mech i kamienie. Najczęściej gesty te są wykonywane w stosunku do potencjalnych partnerów. Po demonstracji para może wspólnie manipulować przedmiotem. Niemiecko-austriacki duet obserwował 7 par kruków, w których jeden ptak pokazywał i oferował drugiemu kamyczki, mchy i gałązki. Była to wyraźna zachęta do nawiązania kontaktu. Co ważne, gesty te wykonywano wyłącznie wtedy, gdy drugi ptak patrzył, a prezentowane obiekty nie były pożywieniem.
      Kiedy spotkałam kruki po raz pierwszy, zauważyłam, a na co dzień zajmuję się szympansami, że są one silnie zorientowanym na obiekty gatunkiem. Przypominało mi to własne dzieciństwo, kiedy ja i mój brat bliźniak [...] odzyskiwaliśmy zabawkę, o której na jakiś czas oboje zapomnieliśmy. Nagle znajdowała się ona w samym centrum zainteresowania, stanowiła źródło zabawy i współzawodnictwa. Podobnie dzieje się, gdy kruki bawią się ze sobą i odzyskują przedmioty.
      Wyniki badań ukazały się w piśmie Nature Communications.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Niski tembr głosu nie tylko podoba się kobietom, ale i pomaga im zapamiętywać przedstawiane przez niego informacje. Zespół Davida Smitha z University of Aberdeen przeprowadził dwa eksperymenty, które po raz pierwszy pokazały, że męski głos jest istotny zarówno podczas wyboru partnera, jak i dla dokładności kobiecych wspomnień.
      Wysokość głosu jest ważna, ponieważ wskazuje na genetyczną jakość osobnika. Może także dostarczyć cennych wskazówek odnośnie do niepożądanych u stałego partnera cech zachowania, np. braku ciepła emocjonalnego.
      W pierwszym eksperymencie 45 kobietom pokazano zdjęcie pojedynczego obiektu. W tle słychać było jego nazwę, wymawianą wysokim lub niskim męskim lub kobiecym głosem. Później badanym pokazywano podobne, ale nieidentyczne wersje przedmiotu i pytano, którą z nich widziały wcześniej. Panie miały też powiedzieć, który z głosów wolą.
      W drugim eksperymencie wykorzystano, tak jak w pierwszym, spreparowane głosy, poza tym 46 kobiet słuchało jednak prawdziwych męskich i kobiecych głosów. Psycholodzy sprawdzali, jak ochotniczki je oceniają i jak wypadają w testach zapamiętywania obiektów.
      Okazało się, że w przypadku obu eksperymentów kobietom bardziej podobały się niskie męskie głosy. Co więcej, dokładniej zapamiętywały przedmioty nazywane przez mężczyznę z niskim głosem.
      Nasze wyniki demonstrują, że w porównaniu do mniej atrakcyjnych podwyższonych męskich głosów, kobieca pamięć działa lepiej pod wpływem niskich męskich głosów – podkreśla Smith.
      Dobra pamięć odnośnie do konkretnych spotkań z pożądanym mężczyzną pozwala kobietom porównywać i oceniać mężczyzn według tego, jak mogliby się zachowywać w różnych sytuacjach damsko-męskich, np. w ramach zaangażowanej relacji długoterminowej lub w niezobowiązującym związku krótkoterminowym. Taka umiejętność pomaga wybrać właściwego partnera, a to szczególnie ważne, ponieważ konsekwencje złej decyzji w tej dziedzinie mogą być poważne – podsumowuje dr Kevin Allen, który nadzorował przebieg studium.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Susan Quilliam, brytyjska psycholog specjalizująca się w seksuologii i mowie ciała, opublikowała ostatnio na łamach Journal of Family Planning and Reproductive Health Care artykuł, w którym dowodzi, że zalewające półki księgarń i kiosków romanse mają na kobiety większy wpływ niż porady fachowców. Wg niej, niweczy to skuteczność inicjatyw dotyczących planowania rodziny czy tzw. zdrowia reprodukcyjnego (czyli np. chorób przenoszonych drogą płciową).
      Na współczesne kobiety nadal silnie oddziałuje wizja wyidealizowanej miłości i seksu rodem z romantic fiction. I choć, oczywiście, jest w literaturze miejsce dla tego gatunku prozy, który może dostarczać sporo radości i przyjemności, spoglądanie na świat związków przez różowe okulary niekoniecznie sprzyja paniom.
      Quilliam podkreśla, że wiele sytuacji, z którymi klinicyści mają do czynienia w swej codziennej pracy, stanowi właśnie pokłosie romansów. Psycholog uważa wręcz, że romantic fiction silniej wpływa na zachowania kobiet niż wysiłki stowarzyszeń na rzecz równouprawnienia czy planowania rodziny. Gatunek ten jest [niestety] nadal zdominowany przez silny trend ucieczkowości, perfekcjonizmu oraz idealizacji. To przeciwieństwo tego, co staramy się promować. Brytyjka wspomina choćby o seksie uprawianym poza konwencją obopólnej zgody. Bohaterki romansów ulegają raczej przebudzeniu pod wpływem działania mężczyzny, co wyklucza kierowanie się przez kobiety własną wolą i pragnieniami.
      Romanse kreują też nierealistyczną wizję świata. Tutaj kobiety przeżywają wielokrotne orgazmy i przechodzą ciąże bez najmniejszych komplikacji. Quilliam wyjaśnia, że terapeuci podkreślają, że seks i związki mogą być, oczywiście, wspaniałe, ale nigdy idealne. O ile zakochanie stanowi świetną inspirację dla książki, o tyle romans sam w sobie nie jest w stanie unieść ciężarów trwającego całe życie związku. We wcześniejszych wersjach powieści o miłości bohaterkami były dziewice, które dopiero uwiedzione przez mężczyznę odkrywały swój popęd seksualny. W romantic fiction sprzed paru dziesięcioleci próżno szukać samotnych rodziców lub przemocy domowej. Obecnie książki reprezentujące ten gatunek lepiej oddają rzeczywistość - bohaterowie pracują i muszą się rozprawiać z przeciwnościami losu, nadal jednak zaawansowany idealizm powoduje, że w listach miłośniczek romansów, które docierają do prowadzącej kolumnę z poradami Quilliam, często pojawiają się charakterystyczne pytania. Kobiety pozostające w stabilnych związkach piszą np. o pociągu emocjonalnym do innego niż partner mężczyzny. Chcą odejść, nie podejmując w ogóle prób odbudowania relacji, bo w nieidealnym związku wygasła namiętność. Co gorsza romantic fiction często aktywnie zniechęca do używania prezerwatyw. Pani psycholog ujawnia, że przeprowadzone ostatnio badania pokazały, że o korzystaniu z kondomów wspomina się w 1 romansie na 10. Zazwyczaj główna bohaterka odmawia stosunku z prezerwatywą, twierdząc, że nie chce, by między nią a wybrankiem istniały jakiekolwiek bariery. Odnotowano też korelację między częstością czytania romansów a negatywnym nastawieniem do używania kondomów.
      Z pozoru problem wydaje się błahy, ale jak wylicza Quilliam, w niektórych krajach rozwiniętych romantic fiction stanowi aż ok. 50% sprzedaży książek.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...