Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Do dzisiaj nie znaleziono skutecznego sposobu na walkę ze spamem, który stanowi już ponad 90% wszystkich e-maili. Jedną z proponowanych metod jest pobieranie opłaty za każdy e-mail, co powinno uczynić wysyłanie spamu nieopłacalnym.

Yahoo! rozpoczęło właśnie testy systemu, w ramach którego osoba korzystająca z poczty zapłaci 1 centa za każdy wysłany list. Firma wierzy, że system CentMail odniesie sukces, gdyż zebrane pieniądze będą przekazywane organizacjom charytatywnym. Internauci pogodzą się z płatnym mailem, jeśli będą wiedzieli, że wydawane przez nich pieniądze są przeznaczane na szczytny cel.

Kilka firm próbowało już albo pobierać opłaty, albo zabezpieczać maile np. poprzez system CAPTCHA. Jednak pomysły takie nie zdobyły zwolenników, gdyż internauci nie chcieli wydawać pieniędzy, ani tracić czasu na odcyfrowanie tekstu zabezpieczającego.

Yahoo! proponuje, że w zamian za opłatę, do każdego maila zostanie dołączony cyfrowy "znaczek", czyli krótki tekst z informacją, na jaki cel zostanie przeznaczona pobrana opłata. Ponadto taki "znaczek" może być sprawdzany przez filtry antyspamowe, a opatrzone nim listy będą traktowane jako zaufane.

Metoda Yahoo! może przyczynić się do znacznego spadku liczby niechcianych listów. Ich autorzy musieliby bowiem wydawać setki milionów dolarów na wysyłanie spamu. Na systemie CentMail skorzystają również operatorzy poczty elektronicznej, gdyż zmniejszenie liczby samu znacznie zmniejszy koszty ich działalności.

O ile idea przekazywania pieniędzy na cele dobroczynne jest bardzo szlachetna i może pomóc w przekonaniu internautów do płacenia za e-maile, może ona również obrócić się przeciwko pomysłodawcom. Jak zauważa Barry Leiba z IBM-a, wiele osób nie będzie korzystało z takiego rozwiązania, jeśli do maili zostaną dołączone "znaczki". Mogą bowiem nie chcieć być identyfikowani z daną organizacją czy działalnością dobroczynną.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przecież każdy może sobie postawić sendmaila na swoim serwerze i wysyłać z niego spamy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie trzeba nic stawiać. Sieci botów mają wbudowane proste serwery wsyłające spam - wystarczy że z centrali dostaną treść listu i kilkaset tysięcy prywatnych pecetów zaczyna wysyłać śmieci. Yahoo znowu strzeliło sobie w stopę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pomysł tak głupi jak innowacyjny. Nic z tego nie będzie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli e-maile będą pochodzić z komputera, który nie odpowiada na żądanie przez jakiś czas i jest niezaufana domena, to dany list klasyfikowany będzie jako spam (chyba takie coś jest wprowadzone w wielu dużych systemach pocztowych).

Ale wysyłanie e-maili za centa bardzo się nie opłaca yahoo - w końcu kto by chciał płacić za wysłanie e-maila, skoro może korzystać z bezpłatnego konta na innym serwerze. Gdyby wszyscy najwięksi gracze takie coś wprowadzili, to mogłoby to coś pomóc - ogólna liczba e-maili zmniejszyła się, zapewne na rzecz innego sposobu komunikowania się.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jest taki mechanizm antyspamowy który polega na odrzuceniu pierwszego maila jeśli wysyła go serwer "prawdziwy" to po jakimś czasie powinien spróbować wysłać jeszcze raz jak wyśle to wszystko porządku jak nie to z dużym prawdopodobieństwem był spam.

 

Zauważcie ze to jest takie trochę nielogiczne bo płacić za maila mam ja który go wysyłam żeby ktoś inny spamu nie dostał. Koszty tego też będą do znacznie większych niż 1cent za maila bo dojdą prowizje za przelew na przykład czy inne koszta.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dokładnie, będziesz musiał zapłacić z konta albo kartą... chyba, że za wysłanie jednego maila będziesz zobowiązany obejrzeć jedną reklamę... czyli SPAM! :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tych systemów ochrony (na poziomie serwerów, a nie już u usera) jest kilkanaście. Problem w tym, że standard SMTP zakorzenił się zbyt mocno i przyjęcie niektórych projektów wymagałoby stworzenia zupełnie nowego systemu poczty. W efekcie zamiast uniemożliwiać sianie spamu, to filtruje się go lepszymi lub gorszymi implementacjami white/grey/blacklist, DNSBL czy filtrów Bayessa. Ale wprowadzenie opłat dla kont publicznych jest bez sensu, ludzie po prostu przejdą tam gdzie jest to darmowe, a nawet i do pierwszego z brzegu kumpla z serwerem. Poza tym to wymagałoby uwierzytelniania userów i pozostawiania danych osobowych, by mogli w razie czego ściągać od nich kasę lub też metody doładowań - wpłacasz im np. 10$ i potem możesz wysłać te 1000 maili. Ale znowu te koszta są zbyt niskie i spmmerom i tak będzie się to opłacało.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Może by tak zamiast płacić za maile wprowadzić w końcu system sprawdzający czy mail pochodzący rzekomo z takiej a nie innej domeny faktycznie został z niej wysłany? starczyła by modyfikacja systemu DNS (coby można było w niej sprawdzić jakie ip mogą wysyłać maile z konkretnej domeny), tyle że okoniem stanoł tradycyjnie Microsoft tworząc własną mutacje stworzonego przez resztę wielkich mailowego świata rozwiązania.

 

ps osobiście płacić za maile nie zamierzam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przecież każdy może sobie postawić sendmaila na swoim serwerze

I włamywać się przez niego Emacsem. :P:D :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ta, z wykorzystaniem technik XSS, CSS, ROTFL & OMG. :]

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To nie będzie skuteczna ochrona przed spamem. Przecież masowy spam dzisiaj, dzięĸi wirusom i włamaniom na komputery, jest wysyłany jako zwykły list, z normalnego komputera zwykłego szarego użytkownika (aczkolwiek nieświadomego). Teraz tylko dodatkowo ten nieświadomy użytkownik będzie płacił za jego wysyłkę z własnego konta bankowego. Najbardziej skuteczną ochroną wydają się listy DNSBL, czyli blokowanie całych sieci lub konkretnego komputera jeśli uda się go namierzyć.

 

Do tego powinno jeszcze dojść skuteczne prawo karające tych co wysyłają spam. Niby są w Polsce odpowiednie przepisy, tylko, że za wysłanie pojedyńczej wiadomości reklamowej, pokrzywdzony musi osobiście stawiać się w sądzie i marnować swój czas, a spamer wynajmie pełnomocnika. Do tego za niską szkodliwość społeczną dostanie prawie żadną karę, bo jak tu udowodnić, że tych kilka listów przyniosło mi jakieś straty moralne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Może by tak zamiast płacić za maile wprowadzić w końcu system sprawdzający czy mail pochodzący rzekomo z takiej a nie innej domeny faktycznie został z niej wysłany? starczyła by modyfikacja systemu DNS (coby można było w niej sprawdzić jakie ip mogą wysyłać maile z konkretnej domeny), tyle że okoniem stanoł tradycyjnie Microsoft tworząc własną mutacje stworzonego przez resztę wielkich mailowego świata rozwiązania.

 

ps osobiście płacić za maile nie zamierzam.

 

Taki system już istnieje i nazywa się SPF. Nie wymaga modyfikacji DNS i wykorzystuje rekord TXT (może być ich kilka dla jednej strefy, jeden z nich może zawierać definicję SPF). SPF definiuje listę serwerów, z których można wysyłać pocztę dla danej domeny (definicje obejmują: listy IP, hosty zdefiniowane jako MX, hosty zdefiniowane jako rekordy A, import hostów z innej domeny - używane np w przypadku Google Apps dla własnej domeny).

 

Serwer pocztowy, który odbiera pocztę i obsługuje SPF sprawdza domenę maila z pola From czy istnieje w niej rekord TXT z definicją SPF i weryfikuje IP serwera, z którego otrzymał przesyłkę.

 

A co do artykułu, to jak dla mnie jest to po prostu sposób na wyciągnięcie kasy od klientów (niby teoretycznie na cele charytatywne, ale ciekawe ile % z tego trafiałoby do czyjejś kieszeni) pod przykrywką walki ze spamem. I to walki, która będzie nieskuteczna (jak już tu niektórzy napisali: własne serwery, sieci botów itp).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pomysł w założeniach ciekawy, ale macie rację że w realizacji byłby z tym problem..

 

Tak się zastanawiam czy dobrym sposobem nie byłoby stworzenie jakiejś światowej bazy adresów i domen uważanych za spamerskie. Bo obecnie każdy filtr działa na poziomie serwera chyba, prawda? Nie znam się na tym..

 

W każdym razie gdyby stworzyć taką bazę, która zawierała by treści charakterystyczne dla spamów, nazwy użytkowników czy właśnie adresy komputerów, to może prościej by to było blokować? I oczywiście żeby każdy kto dostanie spam miał na swoim mailu przycisk 'zgłoś spam', który wysyłałby wiadomość do bazy lub do kogoś, kto by tworzył odpowiednią regułę i do tej bazy dodawał..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dobry pomysł. Taka baza mogłaby bardzo dobrze spełnić swoje zadanie. Jedyny problem, jaki widzę, mógłby być taki, że sama baza mogłaby stać się ofiarą botów. Gdyby odpowiednio intensywnie wysyłały one zgłoszenia "normalnych" maili jako spamu, szybko mogłoby się okazać, że system zaczyna się gubić i przestaje odróżniać spam od zwykłych wiadomości.  Nietrudno jest też wyobrazić sobie sytuację, w której użytkownicy jakiegoś serwisu buntują się (tak było swego czasu z Diggiem, o ile pamiętam) i zaczynają np. masowo zgłaszać newsletter tego serwisu jako spam. Efektem mogłoby być zablokowanie całego mailingu wyłącznie z powodu kaprysu odpowiednio zdeterminowanej grupy znudzonych/wkurzonych użytkowników.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No cóż, nie ma rozwiązań idealnych :P Faktycznie, istnieje ryzyko o jakim mówisz.. Ale niestety każde zabezpieczenie będzie posiadać chyba jakieś luki.

 

Niemniej cieszę się, że moja propozycja nie była aż tak beznajdziejna :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tyle, że takie listy istnieją już od jakiegoś czasu, jest to wspomniane DNSBL (DNS Black List) (to za sprawą MAPS RBL i CERT użytkownicy Neostrady nie mieli jakiś rok temu przez pewien czas dostępu do IRC-a). Ale aby uniknąć nadużyć, to wspomniana organizacja (MAPS) zajmuje się jej aktualizacją.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

• O ile wiem, to są (lub były) ogólnodostępne listy spamerów.

• Przycisk taki ma w webowym interfejsie np. Gmail. :P Co prawda inni dostawcy też mają, ale chyba tylko guglowi udaje się skutecznie odsiewać. Może to kwestia skali, a może mają jakiegoś jokera w rękawie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja mam maila na o2, i też raczej nie narzekam... trochę spamu czasem przychodzi, ale są to ilości minimalne w stosunku do tego co opisują niektórzy (''wchodzę a tu cała litania spamów''), z którymi rozmawiam, a mają konta na wp, interii czy innych portalach.

 

Myślę że dużo zależy od użytkowników - jeśli nie rejestrujemy się na różnych podejrzanych stronach, to spamu przychodzi na pewno znacznie mniej..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

Tak się zastanawiam czy dobrym sposobem nie byłoby stworzenie jakiejś światowej bazy adresów i domen uważanych za spamerskie. Bo obecnie każdy filtr działa na poziomie serwera chyba, prawda? Nie znam się na tym..

Tego typu bazy już istnieją, tyle że komputerów-zombie wykorzystywanych przez spamerów jest zwyczajnie za dużo żeby je w bazie ująć. dlatego też trafiają do nich serwery mailowe nieposiadajace potrzebnych zabezpieczeń (np te wirtualnej polski już kilka razy do takowych trafiały, z powodu braku autoryzacji przy wysyłaniu maili (czyli każdy mógł się z takowym połączyć i wysyłać przy jego pomocy dowolne ilości spamu)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
jeśli nie rejestrujemy się na różnych podejrzanych stronach, to spamu przychodzi na pewno znacznie mniej

Pewnie mniej, ale to ma coraz mniejsze znaczenie. W tej chwili malware chętnie zczesuje sobie adresy mailowe z zarażonych kompów - wystarczy, że jeden z twoich znajomych ma infekcję i już jeteś w bazie spamerów. Na dokładkę niektórzy (idioci) mają zwyczaj w pole "Do" wrzucać całą książkę adresową. Mój główny adres (na gmailu) używany był również służbowo, więc musiałem go szeroko podawać… efekt: jak zajrzałem do folderu ze spamem ostatnio, to się przeraziłem.

Dla porównania, skrzynka, którą mam trzykrotnie dłużej i używam do rejestracji wszędzie (również na stronach, hm, nie do końca godnych zaufania) zbiera dziesięciokrotnie mniej spamu. Gmaila ratuje dobry filtr, przez dwa lata przepuścił bodaj dwie sztuki do inboksa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z filtrami to jest tak ze jak już mamy takie dobry co 2 spamy przepuścił to się okazuje ze 4 dobre maile też wyciął niestety coś za coś.

Chyba najlepszym rozwiązanie było by połączenie książki adresowej z listą kontaktów komunikatora. Przy obecnych protokołach to raczej nie wykonalne ale mogłoby to działać na zasadzie czy kowalski jest autoryzowany u Nowaka każdy mail lub osoba musiała by mieć swoja whiteliste (nawet nie książkę adresowa ale listę akceptowalnych nadawców) wtedy w momencie pobierania poczty serwer albo mail by listę u siebie albo odpytywał by klienta o każdy mail jeśli ok to by program ściągał jeśli nie to był by potecjalnie podejrzany do zastosowania dalszych kroków. Niestety pomysł ten ma pewne niedociągnięcia, jeśli listę miał by serwer to się może okazać ze mail uznany za podejrzany powinien być przepusczony bo jest rozbierznosc miedzy lista n serwerze a lsita w kliencie.

No i dalej jeśli lista była by lokalnie i serwer odpytywał by o nią to rodzi to taki porblem ze cześć kroków przez serwer jest podejmowana przy filtrowaniu na poziomie serwera  a nie konta.

Niemniej jednak wydaje mi się ze taka forma przesyłania wiadomości opierająca sie o wzajemnej autoryzacji miała by sznse zyc.   

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niestety problem stanowi bezpieczeństwo prywatnych danych. Choć patrząc na ludzi z jaką łatwością podają swoje dane osobowe, numer telefonu i prywatne zdjęcia na portalach społecznościowych, wgrywają listy kontaktowe z GG/Skype lub podają hasła do poczty, by zaimportować adresy, to pewnie by i tak się nie przejęli.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Po niedawnym ostatecznym pożegnaniu się Jerry’ego Yanga z Yahoo portal czekają kolejne poważne zmiany na samych szczytach władzy. Przewodniczący Rady Nadzorczej firmy, Roy Bostock, oświadczył, że nie będzie starał się o ponowny wybór. Podobne deklaracje złożyło trzech innych członków Rady: Vyomesh Joshi, Arthur Kern i Gary Wilson.
      W kierownictwie firmy zachodzą więc poważne zmiany, które mają umożliwić nowemu dyrektorowi wykonawczemu, Scottowi Thompsonowi, zreformowanie Yahoo! i odzyskanie portalowi dawnej pozycji.
      Thompson objął stanowisko CEO na początku stycznia, po czterech miesiącach „bezkrólewia“, gdy z pracy została wyrzucona Carol Bartz. Ona sama zarządzała firmą niecałe dwa lata. W 2009 roku zastąpiła Jerry’ego Yanga, który ustąpił, gdyż nie radził sobie z wyprowadzeniem Yahoo! na prostą.
      W końcu 12 stycznia 2011 roku Yang na dobre pożegnał się z firmą, a wkrótce odejdzie znaczna część starej gwardii, której symbolem jest Bostock.
      Zarówno Yang jak i Bostock od kilku lat byli ostro krytykowani przez akcjonariuszy Yahoo! i wielu specjalistów. Nie dość bowiem, że nie zgodzili się na korzystną sprzedaż portalu Microsoftowi, to nie mieli żadnego pomysłu na rozwój firmy, w wyniku czego jej akcje spadły do tak niskiego poziomu, że jej obecna kapitalizacja rynkowa jest dwukrotnie niższa niż kwota, jaką oferował koncern z Redmond.
      Od miesiąca dyrektorem Yahoo! jest Scott Thompson, były prezes PayPala. Odejście z firmy Yanga, Bostocka i innych powinno ułatwić mu przeprowadzenie takich zmian, jakie planuje. Podobno od kilku miesięcy zastanawiano się nad sprzedażą części lub całości firmy, jednak Yang sprzeciwiał się jej podziałowi. Krążą też pogłoski, jakoby Microsoft, tym razem do spółki z prywatnymi funduszami inwestycyjnymi, planują złożyć kolejną propozycję zakupu portalu. Z nieoficjalnych informacji wynika również, że co najmniej 9 prywatnych funduszy inwestycyjnych chciałoby kupić przynajmniej niektóre części portalu.
      Obecnie akcje Yahoo! kosztują około 15,80 USD. Firma od trzech lat notuje ciągły spadek przychodów i dochodów.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Współzałożyciel Yahoo! Jerry Yang na dobre zrezygnował z pracy w firmie. Yang, który wraz z Davidem Filo założył Yahoo! w 1995 roku był od marca 1995 członkiem zarządu, a pomiędzy czerwcem 2007 a styczniem 2009 sprawował funkcję dyrektora wykonawczego firmy. Teraz zrezygnował z zasiadania w zarządzie oraz we wszystkich ciałach związanych z Yahoo!, w tym w Alibaba Group.
      Czas, który spędziłem w Yahoo! od założenia firmy do chwili obecnej, wiązał się z najbardziej ekscytującymi i owocnymi chwilami mojego życia. Jednak nadszedł czas, by zająć się czymś poza Yahoo!. Opuszczam firmę, którą założyłem niemal 17 lat temu. Jestem bardzo entuzjastycznie nastawiony do powołania Scotta Thompsona na stanowisko dyrektora wykonawczego oraz do całego zespołu zarządzającego Yahoo!. Myślę, że pod ich kierownictwem firma będzie odnosiła sukcesy - napisał Yang w liście do Roya Bostocka, przewodniczącego Rady Nadzorczej Yahoo!.
      W czasie sprawowania funkcji dyrektora Yang był mocno krytykowany przez część inwestorów, gdyż odrzucił złożoną przez Microsoft propozycję przejęcia firmy. Koncern z Redmond oferował 44 miliardy dolarów. Od tamtej pory rynkowa kapitalizacja Yahoo! znacznie spadła i wynosi obecnie 20 miliardów USD.
      Po ogłoszeniu przez Yanga rezygnacji ze wszystkich funkcji, akcje Yahoo! zdrożały o 5%.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Scott Thompson, prezes PayPala, został nowym dyrektorem wykonawczym Yahoo!. Portal nie miał szefa od września, gdy z pracy została zwolniona Carol Bartz. Funkcję tymczasowego dyrektora objął wówczas Tim Morse.
      Thompson rozpocznie pracę w Yahoo! 9 stycznia, a Morse wróci do swoich poprzednich obowiązków dyrektora ds. finansowych.
      Nowy szef Yahoo! jest od stycznia 2008 roku prezesem PayPala. Roy Bostock, przewodniczący Rady Nadzorczej Yahoo!  powiedział, że umiejętności Thompsona w wykorzystywaniu istniejących zasobów w celu rozbudzenia innowacyjności i napędzenia wzrostu firmy są tym, czego Yahoo! potrzebuje.
      Analityk Colin Gillis z BGC Partners zauważa, że Thompson, zanim został prezesem PayPala, był dyrektorem ds. technologicznych serwisu. Zna się na technologiach, ale nie ma doświadczenia w reklamie internetowej. A to właśnie ona jest głównym źródłem dochodów Yahoo!. Płatności i reklamy to nie jest to samo - podkreśla Gillis. Dodaje jednak, że Yahoo! mogło wybrać gorzej, a Thompson odnosi sukcesy w PayPalu. Będzie miał szansę, by udowodnić, co jest warty. Ktokolwiek nie objąłby tego stanowiska, byłoby mu ciężko - stwierdził Gillis.
      Akcje eBaya, do którego należy PayPal, spadły na wieść o odejściu Thompsona.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      The New York Times, powołując się na anonimowe źródło, twierdzi, że może dojść do połączenia Microsoftu i Yahoo!. Obie firmy podpisały umowę o zachowaniu poufności. Najprawdopodobniej oznacza to, że Microsoft jest zainteresowany zakupem Yahoo!.
      Już wcześniej pojawiły się informacje, że koncern z Redmond prowadził rozmowy z potencjalnymi partnerami, zainteresowanymi wspólnym przejęciem Yahoo!. Firma Ballmera może zatem wejść w skład konsorcjum, któremu przewodzą Silver Lake i Canadian Pension Plan Investment Board. Taka grupa może samodzielnie wyłożyć pieniądze na zakup Yahoo!. Nie będzie miała też problemów z uzyskaniem kredytu na ten cel.
      W chwili obecnej trudno przesądzać, jakie będą dalsze losy Yahoo!. Zakupem zainteresowane są też mniejsze firmy, które prawdopodobnie chciałyby przejąć tylko poszczególne elementy portalu.
      Obecnie cena akcji Yahoo! wynosi około 15 dolarów, co oznacza rynkową kapitalizację w wysokości około 19 miliardów USD.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Przedstawiciele nowojorskiej firmy inwestycyjnej Third Point domagają się usunięcia Jerry'ego Yanga, współzałożyciela firmy, z zarządu Yahoo!. Yang jest rzekomo zaangażowany w negocjacje nt. zakupu Yahoo! przez fundusze inwestycyjne.
      Jesteśmy głęboko zaniepokojeni doniesieniami prasowymi o chęci zmiany struktury kapitałowej w taki sposób, by prywatne fundusze inwestycyjne uzyskały na tyle dużą część Yahoo!, że w połączeniu z tym, co posiadają Jerry Yang i David Filo będą mogły kontrolować Yahoo! - napisał w liście do zarządu Daniel Loeb, szef Third Point. Loeb wspomina też, że z doniesień prasowych wynika, iż Yang angażuje się w rozmowy z funduszami, gdyż jest to w jego prywatnym interesie.
      Third Point twierdzi, że zarządza funduszami, które w sumie są drugim co do wielkości udziałowcem Yahoo!. Naszym zdaniem zwiększanie lewarowej rekapitalizacji [obrona przed przejęciem dokonywana przez wykup własnych akcji dzięki emisji instrumentów dłużnych jak np. obligacje. Prowadzi to do zwiększenia ceny akcji i koncentracji udziałów w rękach mniejszej liczby podmiotów - red.] nie ma sensu, a jej jedynym celem jest przekazanie znacznych udziałów zaprzyjaźnionym ludziom, umocnieniu ich władzy oraz przeniesienie kontroli nad spółką bez konieczności poniesienia zwyczajowych kosztów - stwierdza Loeb.
      Yang musiałby się w takiej sytuacji zadeklarować, czy będzie kupował czy sprzedawał udziały, a jeśli ma zamiar kupować, to musiałby wykluczyć się z rozmów na temat działań Yahoo! w tym zakresie.
      W reakcji na list Loeba Yahoo! odpowiada, że Yang jest takim samym dyrektorem, jak inni członkowie zarządu i tak samo dba o dobro wszystkich akcjonariuszy.
      Zdaniem funduszu Third Point, który domaga się dwóch miejsc w zarządzie Yahoo!, Yang nie powinien otrzymać od zarządu zgody na żadne rozmowy z funduszami inwestycyjnymi, gdyż w roku 2008 ostro sprzeciwiał się przejęciu Yahoo! przez Microsoft.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...