Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Microsoft postanowił pójść na ustępstwa nie tylko w sprawie przeglądarek, ale również swojego pakietu biurowego. Firma została oskarżona przed Komisją Europejską o to, że w pakiecie Microsoft Office preferuje swoje własne formaty plików.

Oskarżenia wysunęła grupa przemysłowa o nazwie Europejski Komitet na Rzecz Interoperacyjnych Systemów. Twierdzi ona, że postępowanie Microsoftu szkodzi deweloperom, tworzącym aplikacje, które mają współpracować z MS Office.

Microsoft ogłosił zatem, że w MS Office 2010 zastosuje ekran wyboru domyślnego formatu plików. Podczas pierwszego uruchomienia pakietu użytkownik zostanie zapytany, jaki format ma być domyślnym.

Na razie nie wiadomo, ile formatów zostanie zaprezentowanych na ekranie wyboru. Przedstawiciele koncernu wspomnieli tylko o opensource'owym .odf.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Po co komu jakikolwiek wybór? Wystarczy, aby w końcu Microsoft zaczął stosować otwarty format zapisu plików. Najlepszy przykład: format PDF.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Najlepszy przykład: format PDF.

Najlepszy przykład czego?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

MS może zapisywać pliki w jakim chce formacie - to jego aplikacja przecież. Nikt przecież Adobe nie każe zapisywać plików z Acrobata w formacie GIF :/

 

Sprawa z ekranem wyboru dotyczy czegoś innego. MS w nowym Office stosuje nowy format plików, ale jest on jednym z wielu wyborów i niektórzy nie potrafią go sobie wybrać. Są też osoby, które muszą pracować na Office i współpracować dajmy na to z OO. Ciągłe zapisywanie dokumentów wyborem z menu bywa męczące, a wciśnięcie ctrl+s zapisuje w domyślnym formacie Office`a, którym oczywiście nie był ODT. Teraz przy pierwszym uruchomieniu (bądź później w opcjach) wybierasz domyślny format i masz spokój, jednocześnie mogąc zapisywać w pozostałych formatach.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jakoś MS się nie spieszy do pełnej kompatybilności z OO, zresztą wcale im się nie dziwię.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Są też osoby, które muszą pracować na Office i współpracować dajmy na to z OO. Ciągłe zapisywanie dokumentów wyborem z menu bywa męczące, a wciśnięcie ctrl+s zapisuje w domyślnym formacie Office`a, którym oczywiście nie był ODT.

 

Czy przypadkiem nie mówisz, że gdy otworzę plik .odt i wybiorę Zapisz (CTRL+S), to wtedy utworzy nowy plik .docx zamiast zapisać w formacie aktualnie otwartym?

 

Chodzi raczej o tworzenie nowych plików, które domyślnie przy zapisie mają wybrany format .docx. Nie tylko problem z OOo, ale też ze starszymi, nieobsługującymi .docx-a, Office'ami jest problem. Parafrazując Ciebie - jeśli ktoś ma dużo do czynienia z plikami .doc to przy zapisie nowo tworzonego pliku zawsze musi zmieniać z .docx na .doc, co może być uciążliwe.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

O to też mi chodziło przeca. Ctrl+x zapisuje plik tak jak jest. Jeśli pracuję na pliku xxx.xls to zapisze go jako xls, jeśli na docx to docx, jeśli odt, to odt... A jeśli jest plik nowy to też będzie tak jak napisałeś.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Najlepszy przykład czego?

PDF jako przykład prywatnego otwartego formatu dokumentów do druku (teraz już norma ISO), pomimo, że Adobe równie dobrze mogło tak bruździć jak Microsoft.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jeszcze troche a przy instalacji Windows będzię ekran wyboru: Windows czy może jednak Linux...

Śmieszne są te wybory, przecież nikt kto do tej pory nie podjął samodzielnie takiego wyboru nie zmieni zdania na podstawie głupiego ekranu wyboru jeżeli i tak nie wie o co chodzi...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

PDF jako przykład prywatnego otwartego formatu dokumentów do druku (teraz już norma ISO), pomimo, że Adobe równie dobrze mogło tak bruździć jak Microsoft.

PDF jest dobrym formatem, sprawdza się w zastosowaniach do których został opracowany.

Nie ma natomiast otwartego formatu zapisu edytowalnych dokumentów, który byłby równie wydajny. ODF, niby da się dostosować do wszystkiego bo w końcu jest oparty na XML. Tylko z drugiej strony, czy program A będzie w stanie poprawnie zinterpretować wszystko, co zapisał program B? Co jeżeli w standardzie nie zostanie uwzględniona jakaś cecha specyficzna dla danego programu?

Z PDF rzecz wygląda inaczej, bo jest to format działający "w jedna stronę", jeżeli standard czegoś nie przewiduje, to wykonuje się konwersję tak żeby się poprawnie wyświetlało. Najbanalniejszy przykład - PDF nie dzieli akapitów na wiersze samodzielnie, każdy akapit musi zostać podzielony przez aplikację i całość zapisywana jest jako pojedyncze linie (właściwie to też nie tak, ale jest to dużo bardziej zawiłe, nazywa się to "text run" i niekoniecznie musi być linią, przyjmijmy dla uproszczenia że linią jest). W niczym to oczywiście nie przeszkadza, bo z założenia dokument zapisany jako PDF jest ostatecznym formatem służącym do druku / wyświetlania, a nie do edycji. Taki format zdefiniować jest stosunkowo łatwo, wystarczy żeby zawierał w sobie wszystkie aspekty "wizualne", brak semantyki jest całkowicie akceptowalny. Inaczej sprawa wygląda z dokumentami edytowalnymi, tutaj zachodzi pewien konflikt, bo jeżeli program posiada cechy A i B, a standard przewiduje tylko cechę A i jednocześnie możliwe jest zrealizowanie cechy B za pomocą cechy A (być może w bardziej pokrętny sposó:P, to zapisanie pliku z zawartością posiadającą cechę B spowoduje jej konwersję do cechy A, natomiast ponowne wczytanie takiego pliku usunie nam całkowicie cechę B. Znowu przykład z PDF, bo są do niego edytory. Weźmy rozdział książki, ładnie podzielony na akapity, zmieniając czcionkę czy szerokość strony, tekst się dopasowuje. Zapisujemy jako PDF, wczytujemy z powrotem i dostajemy zestaw akapitów, każdy o długości jednej linii, bo program nie był w stanie stwierdzić, czy to co było w pliku to pojedyncze linie, czy tak musiały zostać podzielone akapity. Zmiana czcionki, czy szerokości strony prowadzi już tylko do powstania sieczki. Oczywiście to tylko przykład, bo wykorzystanie PDF do tego celu jest absolutnie bez sensu, ale przykład pokazujący, jakie problemy mogą powstać, gdy standard nie uwzględni danej cechy. Oczywiście, jak to ma miejsce w wypadku XML - można sobie dorobić dodatkowy znacznik, który inne programy zignorują i przy dobrze opracowanym standardzie nie powinno to sprawiać większych problemów. Należy też zdawać sobie sprawę, że dokument  programów typu MS Word, czy OO Writer, to nie tylko tekst i znaczniki pogrubienia itp. ale także cały zestaw zawiłych reguł, które niekoniecznie muszą działać w innym programie, chociażby ze względu na zupełnie inną drogę prowadzącą do określonego rezultatu - inny algorytm, a z nim zupełnie inny zestaw parametrów i znowu niekoniecznie musi istnieć możliwość dwukierunkowej konwersji jednego zestawu parametrów na drugi. Bardzo trudne jest przez to napisanie aplikacji, która może "bezstratnie" zapisywać i otwierać dokumenty w różnych formatach, i w drugą stronę - trudno jest stworzyć format, który umożliwiałby taką przenośność między różnymi aplikacjami.

 

Swoja drogą, XML ma też tę wadę, że jest potwornie powolny.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Do Painta obowiązkowo GIMP, do Sapera koniecznie! Bioshock i Far Cry 2, a do WMP niezwłocznie! Winamp. Co za jazda...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak dla mnie to cała ta kwestia wyboru i formaty to totalna porażka intelektualna. Mówią, że system ma być przyjazny dla użytkownika. A co z inteligencją użytkownika? Zatracana z dnia na dzień przez takie właśnie "wynalazki".

Trochę pomyślunku dla użytkowników aplikacji. BTW: Przede wszystkim, może jakieś NORMALNE szkolenia, co do ich PRAWIDŁOWEGO wykorzystywania (?!?)

Wtedy nie trzeba dokonywać żadnych wyborów.

 

Widać myślenie wychodzi z mody... przykre.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Trudno się nie zgodzić, ale z jednym zastrzeżeniem. Szkolenia są i jest ich pełno, tylko w dzisiejszych czasach nikt już nie czyta helpa :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tylko z drugiej strony, czy program A będzie w stanie poprawnie zinterpretować wszystko, co zapisał program B? Co jeżeli w standardzie nie zostanie uwzględniona jakaś cecha specyficzna dla danego programu?

Tak standard nie działa.  Zarówno program A i B mają sobie radzić z tym, co jest w standardzie, a "ficzery" programów A i B to przede wszystkim różne interfejsy aplikacji/ różne rozwiązania automatyzujące liczne czynności. A w przypadku, gdy firma A chce wprowadzić dodatkową funkcję kontaktuje się z twórcami normy i ją dodaje.

 

Wyobraź sobie, że jesteś producentem edytora tekstowego i otrzymałeś (tak jak każdy) niezależne API do zapisu i odczytu plików ODF, jak funkcje zaimplementujesz jest twoją sprawą i owszem, ale jak one zostaną zapisane zależy od owego API/twórcy standardu.

 

Zaś odnośnie alternatywnych do Adobe edytorów PDF: PDF też posiada kilka wersji, przeważnie alternatywy są 1-2 wersje za najnowszym standardem Adobe. Jeżeli alternatywa coś psuje to znaczy, że nie do końca zaimplementowała standard. Z tego co mi świta, to chyba FoxIT reader mógł edytować ale jednocześnie łamał zakładki w PDF-ach.

 

Trudno się nie zgodzić, ale z jednym zastrzeżeniem. Szkolenia są i jest ich pełno, tylko w dzisiejszych czasach nikt już nie czyta helpa :D

Co prawda to prawda, teraz już mało kto rozumie kawał informatyczny z F1 :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Microsoft zatrudnił byłego projektanta układów scalonych Apple'a, , który wcześniej pracował też w firmach Arm i Intel,  trafił do grupy kierowanej przez Raniego Borkara, zajmującej się rozwojem chmury Azure. Zatrudnienie Filippo wskazuje, że Microsoft chce przyspieszyć prace nad własnymi układami scalonymi dla serwerów tworzących oferowaną przez firmę chmurę. Koncern idzie zatem w ślady swoich największych rywali – Google'a i Amazona.
      Obecnie procesory do serwerów dla Azure są dostarczane przez Intela i AMD. Zatrudnienie Filippo już odbiło się na akcjach tych firm. Papiery Intela straciły 2% wartości, a AMD potaniały o 1,1%.
      Filippo rozpoczął pracę w Apple'u w 2019 roku. Wcześniej przez 10 lat był głównym projektantem układów w firmie ARM. A jeszcze wcześniej przez 5 lat pracował dla Intela. To niezwykle doświadczony inżynier. Właśnie jemu przypisuje się wzmocnienie pozycji układów ARM na rynku telefonów i innych urządzeń.
      Od niemal 2 lat wiadomo, że Microsoft pracuje nad własnymi procesorami dla serwerów i, być może, urządzeń Surface.
      Giganci IT coraz częściej starają się projektować własne układy scalone dla swoich urządzeń, a związane z pandemią problemy z podzespołami tylko przyspieszyły ten trend.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Przed dwoma laty Microsoft rozpoczął interesujący eksperyment. Firma zatopiła u wybrzeża Orkadów centrum bazodanowe. Teraz wydobyto je z dna, a eksperci przystąpili do badań dotyczących jego wydajności i zużycia energii. Już pierwsze oceny przyniosły bardzo dobre wiadomości. W upakowanym serwerami stalowym cylindrze dochodzi do mniejszej liczby awarii niż w konwencjonalnym centrum bazodanowym.
      Okazało się, że od maja 2018 roku zawiodło jedynie 8 a 855 serwerów znajdujących się w cylindrze. Liczba awarii w podwodnym centrum bazodanowym jest 8-krotnie mniejsza niż w standardowym centrum na lądzie, mówi Ben Cutler, który stał na czele eksperymentu nazwanego Project Natick. Eksperci spekulują, że znacznie mniejszy odsetek awarii wynika z faktu, że ludzie nie mieli bezpośredniego dostępu do serwerów, a w cylindrze znajdował się azot, a nie tlen, jak ma to miejsce w lądowych centrach bazodanowych. Myślimy, że chodzi tutaj o atmosferę z azotu, która zmniejsza korozję i jest chłodna oraz o to, że nie ma tam grzebiących w sprzęcie ludzi, mówi Cutler.
      Celem Project Natic było z jednej strony sprawdzenie, czy komercyjnie uzasadnione byłoby tworzenie niewielkich podwodnych centrów bazodanowych, która miałyby pracować niezbyt długo. Z drugiej strony chciano sprawdzić kwestie efektywności energetycznej chmur obliczeniowych. Centra bazodanowe i chmury obliczeniowe stają się coraz większe i zużywają coraz więcej energii. Zużycie to jest kolosalne. Dość wspomnieć, że miliard odtworzeń klipu do utworu „Despacito” wiązało się ze zużyciem przez oglądających takiej ilości energii, jaką w ciągu roku zużywa 40 000 amerykańskich gospodarstw domowych. W skali całego świata sieci komputerowe i centra bazodanowe zużywają kolosalne ilości energii.
      Na Orkadach energia elektryczna pochodzi z wiatru i energii słonecznej. Dlatego to właśnie je Microsoft wybrał jako miejsce eksperymentu. Mimo tego, podwodne centrum bazodanowe nie miało żadnych problemów z zasilaniem. Wszystko działało bardzo dobrze korzystając ze źródeł energii, które w przypadku centrów bazodanowych na lądzie uważane są za niestabilne, mówi jeden z techników Project Natick, Spencer Fowers. Mamy nadzieję, że gdy wszystko przeanalizujemy, okaże się, że nie potrzebujemy obudowywać centrów bazodanowych całą potężną infrastrukturą, której celem jest zapewnienie stabilnych dostaw energii.
      Umieszczanie centrów bazodanowych pod wodą może mieć liczne zalety. Oprócz już wspomnianych, takie centra mogą być interesującą alternatywą dla firm, które narażone są na katastrofy naturalne czy ataki terrorystyczne. Możesz mieć centrum bazodanowe w bardziej bezpiecznym miejscu bez potrzeby inwestowania w całą infrastrukturę czy budynki. To rozwiązanie elastyczne i tanie, mówi konsultant projektu, David Ross. A Ben Cutler dodaje: Sądzimy, że wyszliśmy poza etap eksperymentu naukowego. Teraz pozostaje proste pytanie, czy budujemy pod wodą mniejsze czy większe centrum bazodanowe.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Twórcy Slacka, usługi internetowej zawierającej zestaw narzędzi do pracy grupowej, złożyli w Komisji Europejskiej skargę na postępowanie Microsoftu. Twierdzą, że koncern, dołączając narzędzia do pracy grupowej Teams do swojego pakietu Office 365, nadużywa swojej pozycji rynkowej i zagraża konkurencyjności.
      Microsoft nielegalnie dołączył Teams do dominującego na rynku pakietu Office, zmuszając miliony użytkowników do zainstalowania Teams, blokując możliwość jego odinstalowania i ukrywając przed użytkownikami korporacyjnymi jego prawdziwe koszty, stwierdzili przedstawiciele Slacka.
      Oprogramowanie Teams zadebiutowało przed trzema laty. Jest dostępne w ramach subskrypcji Office 365. Obecnie Teams ma 75 milionów aktywnych użytkowników dziennie. W ciągu miesiąca liczba jego użytkowników zwiększyła się o 31 milionów osób.
      Slack pojawił się w 2015 roku i ma około 12 milionów użytkowników.
      Microsoft już wcześniej miał kłopoty z powodu włączania swoich programów w inne oprogramowanie. Przed laty głośna była sprawa dołączenia przeglądarki Internet Explorer do systemu Windows. W 2009 roku Komisja Europejska i Microsoft zawarły ugodę, w ramach której koncern miał ułatwiać i propagować dostęp do przeglądarek konkurencji. Jednak w 2013 roku KE uznała, że firma nie spełniła warunków ugody i ukarała ją grzywną w wysokości ponad 500 milionów euro.
      Microsoft wraca do swojego dawnego zachowania. Stworzyli słaby produkt, który naśladuje nasze rozwiązania, dołączyli go do dominującego na rynku Office'a, wymusili jego instalowanie i zablokowali możliwość jego odinstalowania. To kopia ich nielegalnego postępowania z czasów sporu o przeglądarki, mówi David Schellhase, główny prawnik Slacka.
      Komisja Europejska zbada złożoną skargę i podejmie decyzję, czy wszcząć oficjalne śledztwo w tej sprawie.
      Microsoft zauważa, że Teams zyskał wielką popularność w czasie pandemii, gdyż ma opcję organizowania wideokonferencji, której Slack nie posiada. Stworzyliśmy Teams by połączyć możliwość pracy grupowej z wideokonferencjami, gdyż tego chcieli klienci. W czasie pandemii rynek bardzo szybko zaakceptował Teams, a Slack ucierpiał, gdyż nie posiada modułu telekonferencji, oświadczyli przedstawiciele Microsoftu.
      Nie dziwię się, że Slack złożył skargę, gdyż uważa, że ma szansę na jej pozytywne rozpatrzenie. Szef Slacka, Stuart Butterfield, mówił w przeszłości, co prawda nie postrzegają Microsoftu jako swojej bezpośredniej konkurencji, jednak czują, że Microsoft chce ich zniszczyć, mówi Irwin Lazar, dyrektor firmy analitycznej Nemertes Research.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Microsoft ponownie będzie dostarczał użytkownikom Windows 10 poprawki niezwiązane z bezpieczeństwem. Jak wcześniej informowaliśmy, w związku z pandemią koronawirusa koncern zmienił sposób pracy i od maja dostarczał wyłącznie poprawki związane z bezpieczeństwem.
      Chris Morrissey z Microsoftu ogłosił na firmowym blogu, że od lipca dostarczane będą wszystkie poprawki dla Windows 10 oraz Windows Server dla wersji 1809 i nowszych. Kalendarz ich publikacji będzie taki, jak wcześniej, zatem dostęp do nich zyskamy w Update Tuesday. Koncern zapowiada też pewne zmiany, które mają na celu uproszczenie procesu aktualizacji.
      Zmiany takie obejmą nazewnictwo poprawek oraz sposób dostarczania poprawek do testów dla firm i organizacji. Zmian mogą się też spodziewać osoby i organizacja biorące udział w Windows Insider Program oraz Windows Insider Program for Business.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Grupa hakerska Shiny Hunters włamała się na GitHub-owe konto Microsoftu, skąd ukradła 500 gigabajtów danych z prywatnych repozytoriów technologicznego giganta. Dane te zostały następnie upublicznione na jednym z hakerskich forów. Nic nie wskazuje na to, by zawierały one jakieś poufne czy krytyczne informacje.
      Ataku dokonali ci sami przestępcy, którzy niedawno ukradli dane 91 milionów użytkowników największej indonezyjskiej platformy e-commerce Tokopedii i sprzedali je za 5000 USD. Jak mówią eksperci, Shiny Hunters zmienili w ostatnim czasie taktykę.
      Na dowód dokonania ataku na konto Microsoftu hakerzy dostarczyli dziennikarzom zrzut ekranowy, na którym widzimy listę prywatnych plików developerów Microsoftu. Początkowo przestępcy planowali sprzedać te dane, ale w końcu zdecydowali się udostępnić je publicznie.
      Jako, że w ukradzionych danych znajduje się m.in. tekst i komentarze w języku chińskim, niektórzy powątpiewają, czy rzeczywiście są to pliki ukradzione Microsoftowi. Jednak, jak zapewniają redaktorzy witryny Hack Read, ukradziono rzeczywiście pliki giganta z Redmond. Przedstawiciele Shiny Hunters informują, że nie mają już dostępu do konta, które okradli. Microsoft może zatem przeprowadzić śledztwo i poinformować swoich klientów o ewentualnych konsekwencjach ataku. Sama firma nie odniosła się jeszcze do informacji o włamaniu.
      GitHub to niezwykle popularna platforma developerska używana do kontroli wersji, z której korzysta 40 milionów programistów z całego świata. W październiku 2018 roku została ona zakupiona przez Microsoft za kwotę 7,5 miliarda dolarów.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...